Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom II, Rozdział 13. Definicja nieskończoności.

Tydzień później, mieszkanie Lucy Heartfilii, godzina 7:45.

Tak szybko jak z głośnym hukiem postawiła czajnik na palniku, tak tego pożałowała. Przez nieprzyjemny dla obolałej głowy hałas jaki sama spowodowała, zmrużyła powieki. Tak bardzo była śpiąca, że chyba zapomniała przemyśleć swojego impulsywnego posunięcia.

Ta noc zdecydowanie nie należała do udanych. Wciąż dudniły jej w głowie nerwowe krzyki Dragneela; sprzęgło, hamulec, gaz! Te słowa była dla niej teraz niczym święta trójca. Doszło do tego że kolejność pedałów i wrzucanie biegów śniły jej się po nocach. Minęło dopiero parę dni, a ona czuła się gorzej niż po biegu przez pole minowe!

— Arogancki dupek! — warknęła pod nosem, przypominając sobie te jego przebiegłe uśmieszki. Był okropnym człowiekiem, nie do zniesienia wręcz! Działał na nerwy gorzej niż cokolwiek innego. Pewny siebie, nie przestrzegający żadnych norm społecznych, wredny, bezczelny, chamski, obcesowy... no dupek po prostu no! Mogłaby tak wymieniać jego negatywne cechy w nieskończoność i żadnej dobrej.

Byli po zaledwie dwóch jazdach, a ona miała wrażenie że jak tak dalej pójdzie to nastąpi coś o wiele gorszego niż koniec świata. On nie mógł jej zabić? Pff. Chyba sama w akcie desperacji to zrobi, skacząc z mostu. Czajnik zaczął pogwizdywać, więc zalała sobie mocną kawę i dosypała aż trzy łyżeczki cukru. To za dużo, ale jeśli dzisiaj ma mieć siły to zdecydowanie potrzebowała więcej energii.

Nie dalej jak dwa dni temu zabrał ją do gabinetu Makarova i oświadczył że on dłużej z nią nie wytrzyma. Że nie da rady jej niczego nauczyć bo jest tempom blondynką, która jedyne do czego się nadaje to dojenie krów na pastwisku. Poważnie, powiedział tak słowo w słowo! Zażądał by ktokolwiek inny wziął ją na nauki jazdy bo on do tego już swojej ręki nie przyłoży.

Nic nie mogła poradzić na to że pedały wciąż jej się myliły! Patrzenie równocześnie na przednią szybę, wbijanie biegów i naciskanie pedałów nie było łatwym zadaniem. Tym bardziej że ona nigdy wcześniej nie miała do czynienia z samochodami. Oburzona powiedziała że mafijny samochód jakim ją uczy jest zbytnio rozklekotany i że wszystko chodzi zbyt ciężko.

Powiedziała również że nie potrafi się skupić gdy on nieustannie na nią krzyczy i kopci w środku. Całe ubrania miała zasmrodzone dymem papierosowym. Gdy przychodziła do domu musiała od razu je przepierać. Koszmar.

Co na to Makarov?

Oczywiście Natsu dostał zjeby od góry do dołu i kazał mu się do tego bardziej przyłożyć. Ograniczyć palenie, stonować swój głos i tłumaczyć wszystko na spokojnie. Powiedział że na kolejną lekcję, czyli dzisiaj, ma ją zabrać swoim prywatnym samochodem. Można sobie tylko wyobrazić minę Dragneela oraz jego odpowiedź; ,,nie ma, kurwa ,takiej opcji!!!". Tak właśnie powiedział... nie, bardziej wydarł się.

Dopiła ostatnie łyki kawy, w międzyczasie machinalnie spoglądając na tykający zegar. Dochodziła ósma. Natsu powiedział że punktualnie o godzinie ósmej zjawi się pod jej mieszkaniem i jeśli nie będzie na niego czekała zwarta i gotowa, będzie bardzo źle. Ona już wiedziała co to oznacza.

Jego kolejne dąsy i krzyki jak bardzo niepunktualna jest i jak bardzo nienawidzi tej cechy. Znała te śpiewkę na pamięć bo słyszała ją wczoraj i przedwczoraj. Jednak Lucy miała to głęboko gdzieś. Będzie się szykowała swoim tempem i nie zamierza tego zmieniać bo on tak chce. Już mu to powiedziała. Jego reakcji można się było domyśleć.

— No ciekawe. — zaśmiała się pod nosem i odstawiła kubek do zlewu.

Już miała iść na przedpokój by założyć buty, ale w tym momencie wybiła równo godzina ósma, a ona usłyszała odgłos ciągłego klaksonu dobiegającego zza okna. Zasysając policzki, niemal połamała nogi, gdy szybko podbiegła do parapetu i wyjrzała za szybę.

Pierwsze co rzuciło jej się w oczy to nowiutkie, luksusowe auto zaparkowane przy chodniku, a w środku siedzący i spoglądający na nią z mordem w oczach Dragneel. Speszona, obejrzała się dookoła. Ludzie patrzyli na niego z oburzeniem no bo kto normalny trąbi pod czyjąś klatką o ósmej godzinie i to jeszcze w sobotę.

Poddenerwowana, zacisnęła usta w wąską linię. Kawa nie potrafiła jej skutecznie obudzić za to jego wkurwimy widok już jak najbardziej. Czyli że jednak posłuchał Makarova i tym razem zabiera ją swoim prywatnym autem.

Interesujące — pomyślała gorączkowo, ale zaraz jej uszy przeszył ponowny dźwięk klaksonu.

— Już idę! — krzyknęła i z prędkością światła udała się na przedpokój i ubrała płaskie buty. To nie tak że mu ustępuje, ale nie chciała zwracać na siebie uwagi. Ten dupek nie przestanie trąbić dopóki nie zejdzie na dół i nie wsiądzie do samochodu. Wczoraj powiedział że jej niepunktualność tak właśnie się skończy, ale nie brała tego na poważnie. Oj, jak bardzo się myliła.

***
Auto wydało z siebie nieprzyjemny dla ucha zgrzyt, a osiedlone na pobliskich drzewach ptaki niczym w popłochu wzbiły się ku bezchmurnemu niebu. Po raz kolejny, zatrzymali się na piaszczystej drodze, a okolice przebił donośny, męski krzyk.

— Ile razy mam, kurwa, powtarzać? Przed wrzuceniem biegu, zawsze musisz wcisnąć sprzęgło, to absolutna podstawa! — ryknął niewyraźnie przez trzymanego samymi ustami papierosa.

Znajdywali się w sercu jakiegoś dzikiego lasu. Na uboczu, w zaciszu było o wiele bardziej bezpiecznie niż na obrzeżach miasta. Zmuszeni byli do tego, gdyż Lucy omal nie potrąciła bogu winnemu człowieka na przejściu. Dosłownie marne centymetry ją od tego dzieliły, ale dzięki szybkiej reakcji Dragneela, chwycił za kierownicę i w porę udało się go wyminąć.

— No przecież wiem! — odkrzyknęła, zaciskając mocniej dłonie na kierownicy. Łypnęła na niego z oburzeniem i co zastała? Siedział sobie jak beztroski królewicz w szerokim rozkroku z twarzą na której malowała się istna wściekłość. Na nosie miał ciemne okulary, a łokieć wystawał poza uchyloną szybę. Z ciężkością wypuściła całe nagromadzone powietrze z płuc i zaczęła nieco spokojniej. — Ale jak ty na mnie ciągle krzyczysz to i ja się denerwuję i po prostu zapominam. W dodatku nieustannie kopcisz te swoje papierochy co utrudnia mi skupienie się. Mógłbyś w końcu przestać? — fuknęła jak obrażona, śmiesznie nadymając policzki.

Fakt, odkąd wsiedli do samochodu, chyba nie było momentu w którym nie paliłby papierosa. Nie dość że nie mogła swobodnie oddychać to jeszcze dym podrażniał jej oczy. Nawet uchylone na maksa szyby mało co pomagały bo na dworze nie było praktycznie żadnego wiatru.

— Nie, nie mogę. — prychnął pogardliwie. — Jeszcze raz, skup się do cholery. Nie możesz ulegać emocjom, gdy siedzisz za kołkiem; musisz mieć oczy dookoła głowy i mieć dobrze skoordynowane ruchy. Kontrolować lusterka, wrzucać kierunki, zmieniać biegi, pedały i jeszcze kręcić kierownicą i patrzeć przed siebie. Naprawdę, czy to zbyt wiele dla takiej blondynki jak ty? Za dużo od ciebie wymagam czy co? — zapytał pretensjonalnie i po raz pierwszy zwrócił swoją twarz ku niej.

Wlepiała w niego swoje wielkie, bursztynowe tęczówki, a wtedy ujrzał w kącikach, drobne łezki. Mimo tego jaki był, kobiece łzy wywoływały w nim jakieś niekontrolowane i dziwne emocje.

— Ej tylko nie mów że będziesz mi tu ryczeć.

Gdy usłyszała jego kolejne kąśliwe uwagi, miała wrażenie że zaraz osiągnie emocjonalne apogeum. Miała już kompletnie wywalone na wyzwiska pod tytułem; pinda, gruba krowa czy tempa dzida. Puszczała to mimo uszu, ale wjeżdżać na coś tak staroświeckiego jak kolor włosów? Denne kawały oraz przekonanie że blondynki są głupie to już przeżytek! Zresztą co kolor włosów ma do inteligencji? To był tylko głupi przytyk, który wymyśliły zazdrosne brunetki, ot co!

— To nie jest płacz... — sprostowała nieco zakłopotana, gdy wszystko sobie wyjaśniła. — Po prostu ten gryzący dym podrażnia mi oczy. — powiedziała i wierzchem ręki przetarła lekko zaczerwienione spojówki.

Chwila ciszy po której usłyszała jak głośno wypuszcza powietrze przez nos. Czuła się nad wyraz nieswojo, gdy była z nim sam na sam.

— Dobra jeszcze raz. — powiedział zrezygnowany, nieco spuszczając z tonu. Przyciszył irytująco nadające radio, zdjął okulary i wsunął na głowę, zaczesując przy tym grzywkę do tyłu. Trzymając papierosa samymi ustami, przysunął się do niej bliżej i mruknął. — Skup się.

Zaskoczona jego nagłą bliskością poczuła jak serce zaczyna łomotać w jej piersi. W prawdzie czuła go już wcześniej, ale teraz jeszcze bardziej uderzył ją zapach wody kolońskiej zmieszany z jego własnym. W dodatku miała wrażenie, że język zwinął jej się w rulon, gdy poczuła bijące od niego ciepło. Kurwa mać — gorączkowo przeklęła w myślach...

— Kładź rękę na biegi, a nogę na sprzęgło. Zaczniemy od początku. — rozkazał, co ona o dziwo posłusznie wykonała. Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł sposób w jaki wbijała biegi. Był zbyt chaotyczny. By móc jeszcze lepiej się przypatrzeć, przysunął się do niej bliżej czym nieświadomie wprawił ją w jeszcze większe zakłopotanie.

W tym momencie, Heartfilia nagle puściła sprzęgło, co spowodowało ze auto nieprzyjemnie zagrzechotało i szarpnęło.

— Przepraszam! — pisnęła nieco rozdygotana, odsuwając się od niego jak poparzona i puszczając kierownicę. — Nie wiem co się stało, noga ześlizgnęła mi się z pedału.

Mężczyzna kompletnie nie rozumiał jej zachowania, ani tej niespodziewanej reakcji. Przecież miała płaskie buty, więc w czym problem? Przewrócił teatralnie oczami, ale nie wyrzucił z siebie kotłujących się na końcu języka przekleństw.

— Dobra inaczej. — warknął, powoli tracąc cierpliwość. — Wciśnij i przetrzymaj sprzęgło, bez tego auto nie ruszy.

Zassała policzki i skupiona, zrobiła to.

— Daj mi rękę. — nie zważając na malujące się dziewczęcym licu zaskoczenie, chwycił za jej dłoń i przyłożył ponownie na drążek, układając na niej swoją własną.

— C-czekaj... — urwała z przestrachem, gdy wszedł jej w słowo.

— Używasz zbyt wiele siły. Nie napinaj tak ścięgien, zluzuj nieco i postaraj się robić łagodniejsze ruchy. — powiedział kierując jej dłoń w lewo, a następnie w górę. Powtórzyli to jeszcze parę razy, różne kombinacje. Ruchy jego nadgarstka były delikatne, płynne, aczkolwiek stanowcze.

Rzuciła mu krótkie spojrzenie. Na jego twarzy malowało się skupienie oraz powaga. Mocno ściągnięte brwi świadczyły o poddenerwowaniu. Zdążyła się już przyzwyczaić do tej nieustannie towarzyszącej mu mimiki. Nawet nie zauważyła kiedy lecący wprost do jej nosa papierosowy dym, przestał jej przeszkadzać.

Pod wpływem jego dotyku czuła wzbierające na sile rumieńce na policzkach. Miał tak bardzo ciepłą dłoń, że zastanawiała się czy przypadkiem nie dostał gorączki z tego wszystkiego. Nieco szorstka, ale jednocześnie przyjemna. Bardzo, ale to bardzo starała się skupić i go słuchać, ale w takiej niezręcznej sytuacji marnie jej to wychodziło. To był pierwszy raz, gdy była tak blisko z jakimś mężczyzną, ale dlaczego akurat zawsze z nim? Ah, ten panujący ukrop na dworze za mocno wdawał jej się we znaki. Nim się spostrzegła, zaczęła potrzebować więcej świeżego tlenu...

— Patrz uważnie. — sprowadził ją na ziemię bo widział że znów buja gdzieś w obłokach.

— Patrzę... — wykrztusiła cicho, gdy kątem oka dostrzegła złoty sygnet na jego palcu z wyrytym jakimś godłem. Wydawało jej się, że gdzieś już widziała ten symbol, lecz dokładnie nie wiedziała gdzie.

Mimo że na takiego nie wyglądał, Dragneel obserwował ją bardzo uważnie. Kiedy zerknął na nią nie kryjąc się już z tym, spuściła głowę nieco niżej. Wyglądała zupełnie tak jakby chciała przed nim uciec. Prychnął pod nosem i po paru próbach puścił jej dłoń, która o dziwo była dość delikatna i aksamitnie gładka.

— Teraz spróbujesz sama. — odparł wracając na swoje poprzednie miejsce czym dał jej nieco więcej swobody. — Pamiętaj o kolejności pedałów; sprzęgło...

— ... hamulec, gaz. — dokończyła za niego. — Wiem, powtarzasz mi to jak mantrę. — fuknęła przewracając oczami. W duchu dziękowała bogu, że w końcu się od niej odsunął. Jej myśli zaczynały wariować gdy był zbyt blisko. To było jakieś głupie uczucie, które chciała odsunąć od siebie jak najdalej stąd. Ba. Czuła że musi od tego uciekać ile sił w nogach!

Po około dziesięciu minutach byli w ,,drodze'', o ile jazdę piętnaście kilometrów na godzinę można było tak nazwać. Dragneel trzymał w ustach któregoś już z kolei papierosa i co jakiś czas rzucał jej swoje znudzone spojrzenie. Przynajmniej był jakiś postęp bo od paru minut nie pomyliła żadnego biegu ani pedału.

Już coraz płynniej przechodziła z jedynki na dwójkę, a z dwójki na trójkę, jednak gdy dodawała za dużo gazu, natychmiast ją temperował. To przecież było jego cenne, nowiutkie z salonu, prywatne auto. Obawiał się żeby nie zrobiła czegoś co spowoduje że wylecą w powietrze, a z jej zdolnościami było to całkiem realne zagrożenie. Rozsiadł się wygodniej, a pragnienie zaczęło dawać o sobie znać. W takim momencie napiłby się zimnego piwka.

Po raz kolejny, łypnął na nią kontrolnie.
Całe szczęście że z biegami do tyłu nie miała większych problemów. Co za durna kobieta. Iść do przodu to miała nie lada problem, ale do tyłu już nie. Eh te głupie blondynki — pomyślał z przekąsem, ale wtedy jak gdyby się ocknął. Przypomniał mu się całkiem niezły, choć płytki żart.

— Ej Lucy. — po raz pierwszy, dobrze wypowiedział jej imię co zdziwiło nawet ją. — Opowiedzieć ci coś śmiesznego?

Wciąż zaciskając palce na kierownicy i spoglądając z zaparciem w przód, zerknęła na niego przelotnie. W pierwszej chwili miała wrażenie, że się przesłyszała. On i dobry humor? Coś było nie tak, może to od tego słońca się biedak przegrzał?

— Dawaj. — rzuciła i mimo wątpliwości, zacisnęła usta w długą linię.

— Wiesz co nazywane jest definicją nieskończoności? — zapytał całkiem poważnie, jednak dobrze wiedział że dziewczyna nie będzie znała odpowiedzi.

Zafrapowana Heartfilia przez chwile myślała. Co takiego on mógłby mieć na myśli? Co definicja nieskończoności ma do śmiechu? Mimo najszczerszych chęci, nie zrozumiała.

— No nie wiem... — przyznała przeciągle, jednak wciąż próbując zgadnąć.

Usłyszała jak otwartą ręką uderza we własne udo.

— No jak to nie wiesz? Cztery blondynki na skrzyżowaniu równorzędnym. — mruknął z udawaną powagą, jednak zaraz potem parsknął gromkim śmiechem. Nie ważne ile razy go opowiadał czy słyszał, za każdym razem śmieszył go równie mocno co wcześniej. Jak na ironie to Gray mu go przedstawił.

Natsu śmiał się w niebo głosy, a biedna Lucy zmarszczyła niebezpiecznie brwi. Zdziwiony jej reakcją, a raczej brakiem, łypnął na nią badawczo. Ocierając teatralnie łzy z kącików oczu, dostrzegł u niej istnie wymalowaną powagę i minę wielkiej myślicielki.

Zacięło go. Moment, ona chyba zrozumiała... czy nie...?

Po trwającej parę sekund batalii, w końcu zwróciła twarz ku niemu i bez cienia śmiechu, wypaliła;

— ... Na jakim skrzyżowaniu?

Chwila ciszy, przerywana radosnym ćwierkaniem ptaków. Usłyszawszy jej pytanie... no chłop zwątpił. Zaciął się jak nigdy wcześniej. Czuł że na jego twarzy maluje się prawdziwy szok, w dowód czego z jego nieświadomie rozchylonych ust wypadł papieros.

Rozkojarzona dziewczyna, w tym samym czasie nieświadomie zaczęła skręcać kierownicą gdzieś w bok.

Zatrwożony jej głupotą Dragneel, w pierwszej chwili tego nie zauważył bo sięgał po leżącego na spodniach niedopałka. Dopiero gdy podejrzliwie zbliżające się za jej głową drzewa dały do myślenia, zrozumiał że dziewczyna w ogóle nie patrzyła drogę.

— Ej! Kierownica! — ledwo zdążył krzyknąć i już po nią sięgał, ale w tym momencie obydwoje poczuli lekkie uderzenie. Usłyszał jej wyrwany z krtani, krótki pisk.

Jadąc z prędkością nie większą niż piętnaście kilometrów na godzinę, zatrzymali się na jakimś pierwszym lepszym drzewie na poboczu. Jak dotąd trzymał nerwy na wodzy, tak teraz już nie potrafił nad sobą zapanować. Mimo płuc nałogowego palacza, nabrał tyle tlenu co chyba nigdy wcześniej.

Minęło może parę sekund grobowej ciszy, a ona czuła te narastające między nimi napięcie. Usłyszawszy jak nabierał powietrza, już wiedziała co się święci...

— Nosz ja pierdolę, kurwa! — wydarł się prawie na całe swoje gardło, na co zlękniona dziewczyna przymknęła powieki. — No i co najlepszego zrobiłaś, ty głupia, tempa babo!?

Mimo pozorów, była cholernie przestraszona. Na tyle że jego wrzaski i obelgi zdawały się jej nie sięgać.

— Ja? To nie moja wina, że mnie zagadałeś! — zebrała się w sobie i odkrzyknęła równie głośno co on. Po raz pierwszy w życiu przywaliła nie swoim samochodem w jakąś przeszkodę. Posępny humor udzielił się również jej. Dodatkowo krzyki nad uchem wcale nie złagodzały sprawy, a tylko ją podsycały. — Definicje nieskończoności sobie wymyślił... — prychnęła kpiąco.

Czy ona właśnie teraz, odważyła się na niego prychnąć? Nabuzowany Dragneel aż zacisnął dłonie w pięści. Na tyle mocno, że zbledły mu knykcie. Gdyby nie obowiązujący go rozkaz Makarova, udusiłby ją tu i teraz, a jej zwłoki zakopał pod tym jebanym drzewem, w które przed sekundą przyjebała! W dodatku przez to że wypadł mu papieros z ust, przypalił sobie nowiutkie spodnie.

— Wrzuć wsteczny. — rozkazał, łapiąc za kierownicę i z powrotem nakierowując auto na odpowiedni tor. — Mam dość na dzisiaj. Nie zniosę z tobą ani sekundy dłużej, zamieniaj się! — ryknął i obrzucił ją najbardziej wkurwionym spojrzeniem, ale jakie było jego zdziwienie, gdy w jej oczach dostrzegł te ogniki determinacji. Naburmuszyła całą twarz i kurczowo chwyciła za kierownicę.

— Nie, jeszcze mnie nie nauczyłeś. — oświadczyła i na dowód swoich nieustępliwych intencji wbiła wzrok w drogę przed nimi.

Ręce mu opadały.

— Ty nawet nie wiesz co to skrzyżowanie równorzędne do cholery, a ja mam uczyć cie jazd? Lepiej zabierz się za książki i teorię! — ryknął i wyszedł z samochodu, mocno trzaskając drzwiami.

Stanął przed przednią maską, schylił się i badawczo obejrzał swój biedny zderzak. Dosłownie krew w nim zawrzała, gdy dostrzegł drobne wgniecenie i dwie rysy. — Kurwa, teraz to przegięłaś pałę. Wiesz ile kosztował ten samochód?! — na dowód że nie żartuje i że ona już dzisiaj nigdzie nie pojedzie, stanowczo oparł o niego swoją nogę. — Wypierdalaj zza kółka!

Odruchowo spięła wszystkie spięte mięśnie w ciele. Zacisnęła długie palce na kierownicy i nachyliła się nad nią jeszcze bardziej. Gniewnie zmrużyła powieki i wpatrywała się w jego rozwścieczone oblicze. Nie robił na niej już większego wrażenia. Była zdeterminowana jak nigdy i nie chciała teraz przerywać. Ona mu jeszcze pokaże!

— Nie rób sobie jaj. Miałeś mnie uczyć, sam Makarov ci kazał!

Jego brew niebezpiecznie drgnęła. Gdy zawsze słynął z rozpierającej energii, tak teraz, wszelkie siły go opuściły. Nie zważając na jej zaciętość, sięgnął do kieszeni i odpalił kolejnego papierosa. Nie może jej zabić, a przecież musiał się odstresować...

— Ty mi się tu dziadkiem nie zasłaniaj! Wysiadaj bo nie będę się powtarzał. — schował zapalniczkę do kieszeni. Dalej stał z jedną nogą opartą o zderzak. W tej sposób dobitnie manifestował, że ona dalej nie pojedzie.

Spoglądając tak na niego, wpadła na iście szatański pomysł. On się z niej śmiał to może i ona również zacznie? Beztrosko paląc papierosa, spoglądał gdzieś w bok, a ona poczuła się olana. Co to to nie. Tak nie będzie — pomyślała, uśmiechając się przebiegle.

Idąc za jego wcześniejszymi wskazówkami, przytrzymała sprzęgło i sprawnie wrzuciła jedynkę. Leciutko dodała gazu, co spowodowało że zmuszony Dragneel musiał odchylić się nieco do tyłu. Dokładnie zarejestrowała moment, w którym zwrócił na nią te swoje dziko zielone tęczówki i uniósł brew do góry.

Drażniła się z nim. Widział ten jej uśmieszek, który zapragnął zetrzeć w proch jak najszybciej. Wkurwiła go jak żadna inna dziewczyna. Nawet Lisanna nie dorastała jej do pięt pod tym względem. Przez presję jaką na niego wywierała, automatycznie napiął mięśnie.

Ani on, ani ona nie dawali za wygraną. Obydwoje byli uparci i żadne z nich nie zamierzało ustąpić. W takiej chwili musiało pójść coś nie tak... Nastąpił moment, w którym całkowicie przez przypadek, omsknęła jej się podeszwa z pedału, a wtedy dodała nieco więcej gazu niż planowała...

Samochód głośniej zawarczał i szarpnął do przodu. Odruchowo spojrzała na pedały by mieć pewność że się nie pomyli i że przez przypadek go nie rozjedzie.

— O cholera! — pisnęła i szybko wcisnęła hamulec, jednak gdy poderwała spanikowany wzrok do góry, jego przed maską już nie było. Wrzuciła sprzęgło, zluzowała biegi i asekuracyjnie zaciągnęła ręczny.

Nim się spostrzegł, leżał na plecach i spoglądał w błękitne niebo. Tak. Właśnie przewróciła go na piach czym ostatecznie dolała oliwy do ognia i wywabiła niedźwiedzia z jego jaskini. Dosłownie wypluł tlącego się papierosa gdzieś na bok i bezproblemowo podniósł się do pionu. Skończyło się ulgowe traktowanie. Nie siląc się na uprzejmości, w ekspresowym tempie podszedł od strony kierowcy. Widział, że tym razem się go bała.

Na widok pulsującej żyłki na jego czole, zaczęła nerwowo się tłumaczyć ale na nic się to zdało.

— P-przepraszam, to było przez przypadek! — krzyknęła na swoje usprawiedliwienie, gdy złapał za klamkę. — Czekaj!

— Teraz to przesadziłaś. — ledwo wycharczał przez zaciśnięte zęby. Zamaszyście otworzył drzwi i siłą wyciągnął ją z wnętrza samochodu.

— Nie, moment! — próbowała się wyrywać, jednak bez skutku bo trzymał ją w żelaznym uścisku.

Miał w dupie jej protesty czy jakiekolwiek tłumaczenia. Naprawdę się starał, ale był już na ostatecznej krawędzi. Bezproblemowo przerzucił ją sobie przez bark i podszedł do dużego bagażnika. Jako że wcześniej się ubezpieczył, był on otwarty i nie potrzebował kluczyków. Otworzył go i wrzucił tam przerażoną dziewczynę. Nim zdążyła cokolwiek powiedzieć, czy podnieść się, zatrzasnął klapę tuż przed jej twarzą.

Pogięło cie do reszty!? Wypuść mnie stąd! — usłyszał jej stłumione krzyki i uderzenia od wewnętrznej strony.

Spłynęło to po nim.

— Odważna jesteś nie ma co. — przyznał krótko. — Ale jednocześnie głupia. Chciałaś się ze mną drażnić? Tak właśnie się to kończy. — na podkreślenie swoich ostatecznych słów, uderzył otwartą ręką w maskę. — Teraz będziesz tam siedziała dopóki nie przemyślisz swojego nieodpowiedzialnego zachowania.

Przecież przeprosiłam. Tu nie ma wystarczająco dużo tlenu, wypuść mnie, proszę! — krzyknęła, ale już z błagalną nutą.

Dragneel uśmiechnął się przebiegle bo ani mu się śni ją wypuszczać. Nie po tym co zrobiła.

Gdy nie usłyszała żadnej odpowiedzi ani dźwięku, zawołała ponownie.

Natsu? Nie olewaj mnie, wiem że tam jesteś i to wcale nie jest śmieszne!

— Na twoim miejscu oszczędzałbym tlen. Bo tak szybko to ty stamtąd nie wyjdziesz, blondyneczko.

Po raz pierwszy w życiu zawołała do niego po imieniu, ale on niczym niewzruszony, otrzepał tyłek z przylepionego piachu i nie zważając na jej prośby o wolność, jeszcze raz obejrzał obity zderzak, a potem podkurwiony wsiadł do samochodu. Niech sobie tam durna baba trochę posiedzi. Może nauczy się że z kimś takim jak on się nie zadziera.

***

Los Angeles, gdzieś w samym środku lasu...

Właśnie w tym momencie, Gray leżał wsunięty pod mafijnym samochodem i cały ubrudzony smarem, szukał przyczyn usterki. Jako że znał się na samochodach jak nikt inny, Makarov poprosił go by znów się nimi zaopiekował. Fullbuster i tak miał masę czasu bo Natsu zajmował się nauką jazdy z Lucy. Tak więc chwilowo nie brali żadnych zleceń w terenie.

Nie spodziewałby się że dziewczyna postanowi do nich dołączyć ani tym bardziej tego że jej mama była starą, dobrą przyjaciółką Makarova. Ojciec opowiedział mu jej przeszłość oraz to jak została porwana i zamordowana. Lucy była taka pogodna, taka życzliwa i zawsze uśmiechnięta, a kryła za sobą tak straszne przeżycia.

Normalnie jakby na nią spojrzeć, nikt nie pomyślałby co ta dziewczyna przeszła i jak dramatyczna jest jej historia. Najpierw takie coś, a teraz na dokładkę ktoś taki jak Salamander uczy ją prowadzić samochód. Zazdrościł mu tego zadania jak mało komu bo przecież on chętnie by się tego podjął.

Wciąż zagłębiał się w rozważaniach; co takiego Ojcu chodziło po głowie oddając Lucy w jego ręce? Przecież oni drą koty odkąd po raz pierwszy się spotkali. Gray bardzo dobrze wiedział jakie jego przyjaciel ma o niej zdanie i szczerze mówiąc trochę się obawiał.

Znając Dragneela i jego podejście do obcych osób, a szczególnie kobiet, może być delikatnie mówiąc dość niemiły i wybuchowy. A już szczelnie jak się zdenerwuje...

— Eh. — westchnął zrezygnowany, wychylając się i sięgając po klucz francuski by potem na powrót wsunąć się pod spód samochodu.

Świecąc sobie pomocniczo latarką, miał jakieś dziwne wrażenie że wydarzy się coś niespodziewanego, jednak po chwilowym zastanowieniu... co niby mogło się stać? I to jeszcze w takim miejscu, gdzie cały teren otoczony jest ochroną. Szybko odgonił nachodzące go myśli. Zaciągnął się rześkim powietrzem i mimowolnie uśmiechnął pod nosem.

— Uwielbiam to miejsce. Cisza i spokój.

Tego dnia pogoda w Kalifornii dopisywała pełną parą. Ptaki radośnie przecinały błękitne niebo, a wszędzie wokół panował wprost idealny klimat na wypoczynek. Właśnie teraz znajdywał się w samym środku lasu, gdzie w malowniczo położonej lokalizacji stała wielka willa, a tuż obok niej dwa garaże oraz warsztat samochodowy.

Mało tego, niedaleko stąd znajdywało się prywatne jezioro, które wraz z całym tym olbrzymim terenem należało do Makarova Dreyara. Jakby to opisać dwoma słowami byłyby to; spokój i sielanka.

Często przebywali w niej rożni członkowie organizacji, gdyż willa była całkowicie do ich dyspozycji. Posiadali tutaj magazyn, gdzie przechowywali część broni i amunicji, a także parę sztuk mafijnych samochodów. Była jeszcze ta druga, nieco luźniejsza strona. Odbywały się tu rożnego rodzaju narady, imprezy, biwaki czy zwykłe spotkania towarzyskie.

Tak, nawet członkowie mafii potrafili się bawić i czerpać z życia pełnymi garściami.

Aktualnie, oprócz Graya przebywała tam także Cana, która wraz z malutkim Milo siedziała na ganku i delikatnie bujała go w kołysce. Była miesiąc po porodzie, a Gildarts wyjechał na jakieś ważne spotkanie i wróci dopiero za parę dni, więc zaproponował córce żeby wolny czas spędziła na wypoczynku w otoczeniu spokojnego lasu i jeziora.

Fullbusterowi obiło się o uszy, że Alberonie niezbyt dobrze układało się ze swoim facetem, więc krótko po narodzinach syna, wyprowadziła się od niego. Lepiej żyć w separacji niż żeby dziecko spoglądało na przemoc i kłótnie w domu. Na całe szczęście dziewczyna ma troskliwego ojca, który natychmiast zaproponował że dobrze się nimi zajmie.

Właśnie słuchał wiadomości w radiu, które dobiegały do niego z ganku. Prezenter zapowiadał nadchodzące fale upału, więc dobrze by było zadbać o nawodnienie organizmu. Tak myśląc o tym...

— Ale bym się napił zimnego piwka. — bąknął pod nosem trzymając samymi ustami papierosa i grzebiąc w przewodach. Gdzieś w tle usłyszał trzeszczący piasek pod kolami. Leniwie zwrócił twarz w stronę wjazdu na posesje i zmrużył oczy.

Dostrzegł nadjeżdżające z oddali auto. Zmarszczył brwi bo chyba nie spodziewali się tutaj nikogo innego. Zadarł podbródek i zerknął na Canę, która siedząc przy kołysce, czytała książkę.

— Ej Cana, spodziewasz się jakiś gości? — zawołał i wysunął spod samochodu. Wziął do ręki szmatkę i na szybko przetarł brudne dłonie.

Wyrwana z letargu kobieta dopiero teraz dostrzegła zbliżające się auto. Pokiwała przecząco głową i ponownie wzrok wbiła w książkę, jednak po chwilowym zamyśleniu mruknęła. — A to czasem nie bryka Dragneela?

Faktycznie, gdy auto stanęło przed bramą, dopiero teraz je rozpoznał. Chyba będzie musiał iść do okulisty bo jego wzrok szwankuje od pewnego czasu.

— A tego co tu niesie? Przecież miał mieć jazdy z Lucy. — mruknął pod nosem i głupio się uśmiechnął. Mimo młodego wieku, z ciężkim stękiem podniósł się do pionu i przyłożył dłoń do czoła by lepiej widzieć.

Słońce świeciło dziś wyjątkowo intensywnie.

Dragneel zaparkował pod samym domem. Wyraźnie podkurwiony, wysiadł z samochodu dość mocno trzaskając drzwiami czym zaskoczył Fullbustera.

— Hola, hola! — zawołał z czułością spoglądając na jego pięknego Forda. Podszedł bliżej przyjaciela i przybił z nim sztamę. — To tak traktujesz swoje oczko w głowie? — wskazał kciukiem na kołyskę. — Poza tym młody w końcu zasnął.

— A daj mi spokój. — mruknął, opierając się o bok samochodu pośladkami. Rozejrzał się na boki i dopiero po chwili dostrzegł siedzącą na ganku Canę i stojącą obok niej kołyskę. Na taki widok nie potrafił dłużej się dąsać i dość szybko zapomniał o siedzącej w bagażniku Lucy.

Przez jego twarz przewinął się delikatny uśmiech. Zaciekawiony, odbił się od drzwi i dość szybkim krokiem udał w jej stronę. Widział młodego tylko raz w życiu, gdy miał parę dni. Sprawnie wskoczył na ganek czym spowodował, że kobieta wysunęła smukły nos zza książki.

— Ciao*. — powiedział dość cicho, tak by nie zbudzić śpiącego malca. Zerknął na tytuł, jakim aktualnie się interesowała i kiwnął podbródkiem. — Co tam czytasz? Znów jakieś tanie romansidła?

Usłyszawszy ten prześmiewczy ton, Cana posłała mu lekki uśmiech.

— Cześć Natsu, dawno się nie widzieliśmy. — przywitała się i odłożyła książkę na stoliku obok. — Tak, gdy Milo łaskawie postanawia zasnąć, mam chwilę czasu dla siebie i pogrążam się w książkach. Wiesz, w mojej sytuacji każdy wolny czas jest na wagę złota. — furknęła się pod nosem.

— Nie daje ci wytchnienia, co?

— Będziesz miał kiedyś dziecko to zobaczysz jak to jest. — zaśmiała się na samo wyobrażenie tego.

— Lepiej nie kracz bo jeszcze przez przypadek zasieje ziarenko i będzie problem. — szepnął jakby chwilowo zamyślony po czym nagle się wzdrygnął. — Ja i dziecko? Nawet nie ma takiej opcji, zresztą kto jak kto, ale ja bardzo uważam by uniknąć ewentualnej niespodzianki.

Widząc jego krzywą minę, złagodniała nieco.

— Teraz tak mówisz.

— Lepiej daj spokój. — delikatnie mówiąc zbył ją gestem dłoni i wzrokiem powędrował w stronę kołyski.

Cana z powrotem nasunęła cienkie bolerko na ramiona, a w tym czasie Natsu wbił dłonie w kieszenie i nachylił się lekko nad kołyską. Spojrzał na małą, zdrowo zarumienioną, pyzatą buzię. Dostrzegł jak młody zaciska nerwowo piąstki i mamrocze coś cichutko. Był jeszcze taki bezbronny, delikatny niczym chlebowy okruszek.

Mimo swojego ostrego charakteru, Dragneel szerzej się uśmiechnął.

— Ale już urósł. — szepnął i spojrzał na Alberonę. Wysunął jedną dłoń z kieszeni i zatrzymał w połowie przed malcem — Mogę? — zapytał w zawieszeniu, czekając na pozwolenie.

— Pewnie, tylko go nie obudź. — wzdrygnęła ramionami i z dumą spoglądała na śpiącego syna.

Dragneel nachylił się nad nim bliżej i delikatnie wsunął palec wskazujący w jego piąstkę. Milo niemal natychmiast się uspokoił, a przelotny grymas zniknął z lekko zaczerwienionej twarzy.

Widziała to skryte podekscytowanie w jego oczach oraz te tajemnicze ogniki. Cana od zawsze wiedziała, że mimo swojego wybuchowego charakteru i nieobliczalnej strony, była też ta druga. Natsu jak nikt inny w mafii, miał rękę do dzieci.

W prawdzie nie posiadał żadnego doświadczenia, jednak miał coś w rodzaju wrodzonego instynktu, przez który chcąc nie chcąc, dzieciaki lgnęły do niego jak do plastra miodu. Miał wobec nich bardzo łagodne usposobienie co za każdym razem na nowo ją zaskakiwało.

Może to te Włoskie geny? Oni są bardzo rodzinnymi ludźmi, a przecież Natsu w połowie nim był.

Gdy spalił papierosa, Fullbuster oparł się ramieniem o tarasową belkę i spoglądał na tę scenę z błogością wymalowaną na twarzy. To miłe zaskoczenie widzieć nieustraszonego i nieokiełznanego w boju Dragneela, śmiejącego się i bawiącego z nowo narodzonym dzieckiem. To naprawdę wyglądało niecodziennie. Ba! Wielu ludzi byłoby w stanie nawet zapłacić by móc zobaczyć to na własne oczy!

— Wow, cóż za siła. — powiedział niczym zafascynowany, gdy malec nieświadomie zacisnął drobne palce. — Widać odpowiednia troska i dobre mleko mamy to podstawa. — zaśmiał się uszczypliwie i drgając brwiami, znacząco spojrzał na jej nabrzmiały po porodzie biust. Już wcześniej miała duże cycki, ale teraz miseczka urosła jej o co najmniej dwa rozmiary.

Kobieta bardzo szybko zrozumiała co miał na myśli, więc zakryła jedną ręką obfity dekolt, a drugą uniosła do góry.

— A idź ty, bezwstydniku jeden! — oburzona zamachnęła się i sprzedała mu delikatnego plaskacza w ramię, na co mężczyzna parsknął śmiechem.

— Stary, gdzie ty się patrzysz? — parsknął Gray— Życie ci nie miłe i chcesz żeby cie Gildarts zajebał?

Dragneel już otwierał usta, ale zaraz potem sielankę przerwał odgłos uderzenia dobiegający z bagażnika jego samochodu. Gray i Cana zwrócili tam swoje zaciekawione spojrzenia, a Natsu wyglądał jakby się ocknął. Delikatnie wyjął swój palec z uścisku dziecka i wyprostował się niczym struna.

— Co jest kurwa? — wzdrygnął się Fullbuster i spojrzał w stronę zaparkowanego Forda, a potem na Dragneela. — Coś ci wpadło pod maskę?

Właśnie mu się przypomniało o swoim gościu w bagażniku.

— A to. — machnął ręką i zsunął okulary na głowę. — Zapomniałem że wrzuciłem tam te blond pindę. Zarysowała mi zderzak, wyklepiesz mi to potem? — spytał kręcąc kluczami na palcu a potem rzucił je Grayowi.

— Co? — sprawnie złapał je w locie. — Chyba nie masz na myśli...? — zapytał z przestrachem, ale widząc poważną minę przyjaciela, pędem wyrwał do bagażnika. — Czy ciebie już do reszty pogięło? — warknął ale niezbyt głośno, żeby nie obudzić dziecka.

— O kim wy mówicie? — zapytała zaciekawiona Cana, wychylając się i spoglądając jak Fullbuster otwiera bagażnik.

— O naszej nowej koleżance... — Dragneel prychnął ironicznie i skierował kroki do wnętrza willi. Suszyło go jak cholera, a skoro Gray naprawiał samochody i był w pobliżu to w lodówce powinien być zapas zimnego piwka. Będąc już w progu, odwrócił się i rzucił zza ramienia.

— A właśnie, zapomniałem wspomnieć, że teraz ty będziesz jej nauczycielem. Bierz ją i niech ciebie wykończy zanim ja to zrobię z nią.

C.D.N
___________
Ciao*- to po prostu przyjacielskie przywitanie po Włosku ;3 

I co sadzicie o rozdziale? Troche sie nad nim nasiedzialam, wyszedl fajnie xxD?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro