Tom II, Rozdział 11. Odpowiedź.
11 kwietnia, główna siedziba Fairy Tail, popołudnie.
Makarov siedział w swoim gabinecie. Dosłownie przysypany tonami dokumentów od wczesnego poranka próbował wypełniać je jak najszybciej. Erza miała mu z tym pomóc, ale sama zawalona jest teraz pracą na posterunku, a Laxus jak zwykle sprawnie się od tego wymigał. Kinana od bladego świtu zajmuje się porządkami w siedzibie, a Natsu i Gray działali w terenie.
Z całym szacunkiem, ale pozostała reszta kompletnie się do tego nie nadawała i koniec końców, biedny został z tym wszystkim sam. Upił łyk letniej już kawy i głośniej odchrząknął zalęgającą chrypkę.
— Eh, przydałby mi się tu ktoś do pomocy... — westchnął pod nosem odkładając gotowy dokument na bok i sięgając po następny. Gdy już zapoznawał się z jego treścią, usłyszał ciche pukanie do drzwi. Właśnie czekał na Gildartsa, więc uniósł nos do góry i spojrzał przelotnie na drzwi. — Proszę.
Zaraz po jego zgodzie w progu nie pojawił się oczekiwany Clive. Usłyszawszy damski głos, powiódł tam zmęczonym wzrokiem.
— Ojcze, przepraszam że przeszkadzam, ale ktoś nieumówiony chciałby się z tobą widzieć. — powiedziała dość nieśmiało zaglądając do środka.
— Kto taki? — zapytał marszcząc podejrzliwie brwi. Wszyscy mięli przydzielone zadania, więc dziś nikogo innego się nie spodziewał. Nie miał pojęcia kto inny mógłby chcieć się z nim spotkać.
— Lucy. — odparła, gdy zza jej pleców wyłoniła się wspomniana osoba.
Mimika Makarova zmieniła się z podejrzliwej na zdumioną. Nie pomyślałby, że dziewczyna pofatyguje się tu do niego osobiście. W dodatku tak szybko bo przecież odkąd ostatni raz się widzieli minęły dwa tygodnie.
— Ah to ty Lucy. Wejdź, wejdź. — zachęcił ją i gestem podbródka skinął na wolne krzesło stojące przed dużym biurkiem. — Napijesz się czegoś? Może herbaty? — zaproponował uprzejmie, dłonią wskazując na stojący nieopodal imbryk z dziką różą.
Dziewczyna dość nieśmiało skorzystała z zaproszenia i weszła głębiej do gabinetu. Kinana zamknęła za nią cichutko drzwi, a zaraz potem jej kroki ucichły.
Lucy usiadła we wskazanym przez Dreyara miejscu i pokiwała przecząco głową. Nie przyszła tu na herbatkę, a w poważnej sprawie. Rozwiewając ostatnie napływające wątpliwości, westchnęła dość głęboko i nabrała więcej powietrza w płuca.
— Przemyślałam pana propozycję i zdecydowałam. — zaczęła najpierw wpatrując się w jakiś punkt na podłodze, ale zaraz potem poderwała zdeterminowane spojrzenie wprost na niego. — Chciałabym żeby pomógł mi pan odnaleźć morderców mojej mamy. Chce do was dołączyć i dowiedzieć się całej prawdy.
Słysząc jej harde oświadczenie, z początku Makarov zdawał się być zaskoczony, jednak gdy tak spoglądał w jej brązowe tęczówki, dostrzegł tam silną wolę oraz determinację. I to właśnie mu się w niej podobało. Miała charakterek, była zadziorna i z pewnością nie da sobie w kaszę dmuchać.
Layla była dość uległą osobą za to Lucy wydawała być tego przeciwieństwem. Na te myśl uśmiechnął się półgłębkiem i zabrał swoje dłonie spod podbródka. Wygodniej się rozsiadł i odłożył dokumenty na pokaźny stosik obok.
— Tak coś właśnie czułem, że prędzej czy później się tutaj pojawisz. Ciesze się że w końcu zadecydowałaś.
— Uznałam że zmierzę się z prawdą nie ważne jaka ona by nie była, jednak sama nie jestem w stanie tego zrobić... — szepnęła, zaciskając palce w piąstki. — Dlatego postanowiłam skorzystać z propozycji.
Chwila ciszy, którą przerwał Makarov.
— Rozumiem. — odparł spokojnie. Sięgnął do szuflady po swoje ulubione cygaro, które następnie odpalił. Odłożył zapalniczkę obok i wypuścił szary dym ze swych ust. — Wiedz że ty i ja jesteśmy po tej samej stronie barykady. Kto jak kto, ale nigdy nie cofam danego słowa. Jesteś córką Layli, więc automatycznie stajesz się dla mnie kimś bardzo cennym i ważnym. Masz jeszcze jakieś oczekiwania względem mojej skromnej osoby? Czegoś szczególnego sobie życzysz, lub masz jakieś pytania? — zapytał z większą powagą.
Dokładnie zarejestrował moment, gdy dziewczyna zacisnęła smukłe palce na rączce torebki, którą opierała na swoich kolanach. Widział wyraźnie, że jest spięta i utkwiło jej coś na końcu języka.
— Ja nadal podtrzymuje swoje wcześniejsze zdanie. — odparła po paru sekundach równie wyraźnie. — Nie chce nikogo zabijać.
Mężczyzna popatrzył na nią i uniósł jeden kącik ust do góry.
— Moje stanowisko w tej sprawie pozostaje niezmienne. Nigdy nie kazałbym ci nikogo zabijać ani tym bardziej w tym uczestniczyć. No, chyba że z jakiegoś powodu byś tego chciała. — powiedział spokojnie wolną ręką strzepując szary popiół ze spodni. — Chciałbym się jednak z tobą dogadać.
— Dogadać? — powtórzyła niemal bezgłośnie, napinając mięśnie nóg. — Co ma pan na myśli? — zapytała zbita z pantałyku.
Widząc jej rzednąca minę, pokiwał lakonicznie dłonią w powietrzu.
— Spokojnie. To nic strasznego. — od razu zapewnił. — Chciałbym zapytać czy w wolnej chwili nie pomogłabyś mi z wypełnianiem różnych papierków. — w geście dezaprobaty tym jakże monotonnym zajęciem, położył dłoń na jednym z białych stosów na biurku i poklepał parę razy. — W siedzibie znajduje się spory pokój w którym przetrzymujemy wszystkie zaległe jak i teraźniejsze dokumenty. — widząc jej pytający wyraz twarzy, kontynuował. — Mówiąc wprost, wiele z nich trzeba sensownie posegregować, wypełnić i odesłać pod różne adresy. Wszyscy migają się od tego zajęcia jak tylko się da, a musi to zrobić osoba z przysłowiową głową. Dlatego pomyślałem, czy nie zechciałabyś nam w tym nieco pomóc? Nie narzekam, ale mam już swoje lata, bolą mnie plecy. Takie wsparcie z pewnością by mnie odciążyło. — beztrosko się zaśmiał, przymknął powieki i podrapał po skroni.
Lucy nie spodziewała się usłyszeć że chodzi o zwykłe posegregowanie dokumentów. To wszystko było dla niej nowym, więc można powiedzieć, że odetchnęła z ulgą.
— Oh. Oczywiście. — odpowiedzialna z lekkim zająknięciem. — Nie ma problemu. Jeśli chodzi o papierkową robotę to nawet ją lubię. Odstresowuje mnie. — przyznała szczerze.
— Cudownie. — radośnie zacmokał. — W takim razie każę ci tam wstawić dodatkowe biurko z krzesełkiem żeby lepiej ci się pracowało. Dam ci dodatkowe klucze do budynku, żebyś mogła się poruszać swobodniej. — odparł, schylił się w bok i zanurkował dłonią w szufladzie. — Niestety, ale większość z tych dokumentów to dane poufne, więc nie możesz zabierać ich ze sobą do domu. — mówiąc to spojrzał na nią znacząco. — Dobrze?
— Rozumiem, mogę się tym zajmować tutaj na miejscu. — odparła i w końcu rozluźniła nieco spięte ramiona.
— Złapiesz? — zapytał, unosząc dłoń w powietrzu.
Dziewczyna skinęła głową, a zaraz potem sprawnie przechwyciła klucze w locie. Natychmiast schowała je do torebki.
Wyraźnie ucieszony Makarov uśmiechnął się do niej. W końcu znalazł odpowiednią do tego zadania osobę. Wierzył że kto jak kto, ale Lucy na pewno dobrze się z tego wywiąże.
Na jej twarzy przewinął się lekki uśmiech, jednak szybko zniknął bo przypomniało jej się coś o co miała zapytać na samym początku. Zamknęła zamek w małej kieszonce w której leżały klucze od siedziby i wbiła wzrok w starca.
— Przepraszam że się wtrącę, ale co do oczekiwań, chciałabym powiedzieć coś jeszcze. — oświadczyła dość hardo, czekając na jego reakcje. — To bardzo dla mnie ważne. — dodała widząc jak on również przybrał poważną maskę.
Mężczyzna skinął głową na znak żeby kontynuowała.
— Oczywiście. Zatem zamieniam się w słuch. — odparł bardzo spokojnie i cierpliwie czekał na to co powie.
Wiedziała jak ubrać to w słowa bo zanim tu przyszła, wszystko sobie poukładała w głowie. Obiecała Levy, że spróbuje to załatwić z ich szefem, a skoro to były przyjaciel jej mamy...
— Moja najbliższa przyjaciółka jest patologiem w głównym szpitalu. Dowiedziałam się od niej że sam ordynator, Mystogan Fernandez jest waszym człowiekiem. Wczoraj złożono jej propozycje dołączenia do mafii. Ponoć chcecie żeby pomagała tuszować jego działania oraz by wypisywała lewe akty zgonów. Zgodziła się, jednak wyglądało to jak wymuszenie i wywarcie presji. Przedstawił on serię dokumentów odnośnie życia jej ojca i odebrała to jako znaczące zagrożenie z waszej strony. Levy jest dla mnie jedyną rodziną jaką posiadam i chciałabym poprosić żeby w razie czego przyznał jej pan ochronę. — zrobiła chwilową pauzę, jednak nie spuszczała Dreyara z czujnego oka. Widziała jak zawzięcie myśli i przymyka powieki, jednak gdy na powrót je otworzył, dodała. — Ja wiem że proszę o wiele, że może pan to odebrać jako nadmierną śmiałość z mojej strony, jednak...
— O nic nie musisz się martwić. — zapewnił ze stoickim spokojem, niemal wchodząc jej w zdanie. Wziął do ręki pióro i zanotował coś na czystej kartce papieru. — Jeszcze dziś wykonam odpowiedni telefon do Mystogana i o wszystkim go poinformuje. Zapewniam cie że twojej przyjaciółce jak i jej tacie nic złego się nie stanie. — widząc jej zdziwioną minę, uśmiechnął się pokrzepiająco. — Już sobie zapisałem by nie zapomnieć, więc klamka zapadła, a ty masz moje słowo.
Lucy przełknęła głośniej ślinę, jednak niezauważalnie. Można powiedzieć, że gdy to usłyszała, kamień spadł jej z serca. Poczuła ogromną ulgę i co ciekawe, nawet łatwo poszło. Jak na bossa największej i najsilniejszej mafii w stanie, Makarov wydawał się być bardzo miłym człowiekiem.
— Dziękuje. — szepnęła z wdzięcznością również odwzajemniając gest.
Dreyar wyglądał jak gdyby o czymś sobie przypomniał. Odłożył cygaro na popielnicę i ponownie zwrócił się do niej.
— A właśnie... co do szpitala... — szepnął przeciągle, drapiąc się po siwym wąsie. — Słyszałem że interesujesz się medycyną. — wypalił, jednak widząc że dziewczyna otwiera usta najpewniej chcąc zapytać skąd wie, pospiesznie dodał. — Spokojnie, nie kazałem cie śledzić czy coś, ale wiem że jakiś czas temu zszyłaś Natsu ranę postrzałową. Prawda?
Lucy zamyśliła się. Chwilę dumając jak gdyby ocucona, wzdrygnęła się. Racja, to było na samym początku.
— No tak. To było ponad pół roku temu, ale już zdążyłam o tym zapomnieć.
— No a wracając, pomyślałem że może chciałabyś uczyć się praktyk w szpitalu? Sądzę że Fernandez chętnie by cie podszkolił bo mówiąc szczerze brakuje nam osoby która mogłaby czasem kogoś opatrzyć tu na miejscu. — zaproponował sięgając po filiżankę kawy. Zaschło mu w gardle więc upił jeden duży łyk. — Mystogan jest nieustannie zajęty. Ma natłok zajęć; wizyty domowe plus praca w szpitalu. Jest dość mocno przeciążony, a nikt inny w naszych szeregach nie wykazuje zdolności chemicznych i medycznych. Z papierami nie byłoby żadnego problemu, wszystko jest do załatwienia, a ty nabrałabyś nieco wiedzy i doświadczenia w praktyce. — widząc jej niezdecydowanie, dodał. — Spokojnie nie musisz teraz odpowiadać. Przemyśl sobie to na spokojnie i jak będziesz gotowa to dasz znać.
Lucy słuchała go w ciszy i skupieniu. Co prawda pójście na medycynę było jej wielkim marzeniem. Wcześniej nie mogła podjąć studiów, gdyż uciekła z domu, a potem nie miała na to odpowiednich funduszy. Dość szybko musiała znaleźć pracę i wynająć mieszkanie. Tak jak jej mama, chciała pomagać ludziom i leczyć ich.
Już od dziecka wykazywała tym zainteresowanie, a szczególnie chirurgią. W przeciwieństwie do innych dzieci, ona zawsze czytała encyklopedie medyczne czy podręczniki zielarskie. Teraz ta ścieżka staje przed nią otworem, jednak uczyć się od gościa, który na początku zastraszył Levy? Chyba nie bardzo jej się to widziało...
Z zamyśleń wyrwał ją jego lekko zachrypnięty głos.
— Druga sprawa. — mruknął podpierając brodę na nadgarstku. — Masz prawo jazdy?
Dziewczyna pokiwała głową przecząco.
— Nie mam.
— A chciałabyś mieć? — zapytał, a w jego oku pojawiła się drobna iskra, którą ona dostrzegła.
I z czego on się tak cieszy? Zbita z tropu Heartfilia nie rozumiała jego ożywionej reakcji.
— Nie mam pojęcia, nigdy nie siedziałam za kołkiem. — odparła zgodnie z prawdą.
Fakt faktem nikt jej nigdy nie nauczył prowadzić, no bo kto i po co? Jeszcze gdy mieszkała w Nowym Jorku miała od tego swojego szofera. Zresztą kobieta za kółkiem? W mniemaniu jej ojca to było nie do pomyślenia.
— Dobrze, w takim razie to również by ci się przydało... — powiedział zamyślony, drapiąc się po podbródku. — Zaraz coś wymyślimy.
— Moment, ale kiedy ja znajdę na to wszystko czas? Porządkowanie archiwum, nauki w szpitalu i prawo jazdy... — wyliczała po kolei pokazując palce. — Chciałabym dodać, że ja jeszcze pracuje w kawiarni.
— Blue Pegasus, czy tak? — zapytał bardziej przez stwierdzenie. — To żaden problem bo tak się składa, że właściciel jest moim starym, dobrym przyjacielem. — odparł niespodziewanie, szczerząc zęby.
Czy aby na pewno się nie przesłyszała? Pan Ichiya? — przemknęło jej przez myśl.
— Dogadam się z nim bez żadnego problemu. Nadal pozostaniesz zatrudniona, więc czas twojej legalnej pracy będzie ci się liczył w papierach. Będziesz ubezpieczona, więc nie musisz się o nic martwić. — widząc jak zaskoczona dziewczyna ponownie otwiera usta, dodał. — Mówiąc szczerze jakiś czas temu dzwoniłem do niego i prosiłem żeby miał cie na oku tak w razie czego. Martwiłem się że być może jeszcze jakiś niespodziewany brud z prywatnych spraw Natsu się do ciebie doczepi. Tak jak ta sprawa z tym porwaniem i czyjąś żoną... Rozmawiałem z nim i taka sytuacja nie powinna już nigdy się wydarzyć. — wyraźnie zniesmaczony mlasnął pod nosem. — Wybacz, że nie wiedziałaś o tym, ale sama rozumiesz. Chciałem żeby ktoś miał na ciebie oko.
A więc to on kazał pilnować jej bezpieczeństwa. Przynajmniej teraz miała odpowiedź na pytanie co ostatnio działo się z ich szefem. Jego codzienne i niespodziewane wizyty robiły się już uciążliwe. Czyli że to jednak nie lata biły mu na dekiel, a prośba przyjaciela.
Lucy nigdy w życiu nie spodziewałaby się tych śmiesznych zbiegów wydarzeń, ale jak na to spojrzeć z boku to już nic jej chyba nie zdziwi. Ichiya i Makarov byli przyjaciółmi? Czy on zna wszystkich ludzie tym mieście? — pomyślała z przekąsem.
— A więc to dlatego ostatnio tak dziwie się zachowywał... — stwierdziła pod nosem, ale wystarczająco głośno, żeby Dreyar ją usłyszał.
— Jeszcze dziś do niego zadzwonię i o wszystkim poinformuję. — spuścił wzrok i ponownie zaczął notować na swojej kartce. — Ah i miałem ci przekazać, że gdybyś zgodziła się do nas dołączyć i tutaj pomagać to żebyś zwróciła klucze do pracy. Najlepiej przy otwarciu więc zrób to proszę jutro o godzinie 9:00 rano. Naturalnie za prace w kawiarni nie dostaniesz już wynagrodzenia, ale nie myśl sobie że pozostawię cie bez funduszy. Za pomoc w siedzibie dostaniesz swoją pensję i to o wiele większą niż u Ichiyi. — mówiąc to uśmiechnął się przebiegle.
Co jak co, ale Makarov nie poskąpiłby Lucy niczego. Przecież on kupiłby jej wszystko o co tylko by poprosiła...
— Na pewno nie stanowi to problemu? — dopytała dla pewności. — Mogę dalej tam pracować i...
— Ależ to żaden problem. — zapewnił niemal natychmiast, machając dłonią w powietrzu. — Pieniędzmi nie musisz się martwić bo tego akurat nam nie brakuje. No a wracając do prawa jazdy to myślę że naukę powinnaś zacząć jak najszybciej. Może jutro? Co ty na to? — wręcz podekscytowany nachylił się nad swoim biurkiem i spoglądał na nią wyczekująco.
Właśnie przypomniało mu się kto uczył prowadzić jego Złotowłosą Księżniczkę. Z racji że on był karłem i nie sięgał do pedałów nauka przypadła Igneelowi i Silverowi. To było doprawdy przekomicznie i zawsze kończyło się ich krzykami. Ile razy musiał ich temperować to palców u rąk i nóg by mu brakło!
Ba. Kłócąc się o kierownicę, raz nawet skasowali mu nowiutkie, prywatne auto które im pożyczył na czas nauki. Na wspomnienie gdy obydwoje gęsto tłumaczyli się na jego dywaniku, mimowolnie zaśmiał się pod nosem.
Zdecydowanie, to były stare i dobre czasy...
Zaskoczona nabierającym tego wszystkiego tempem, Heartfilia lekko pokiwała głową na boki.
— Moment, wszystko dzieje się zbyt szybko. Już powoli przestaje nad tym nadążać. Nawet nie powiedziałam że chce mieć prawo jazdy. — fuknęła nerwowo, ale widząc coś w rodzaju zawodu na jego twarzy, zagryzła język za zębami. Był dla niej taki dobry że nie chciała sprawiać mu przykrości. Wypuściła ciężko nagromadzone powietrze z płuc. — Tak w ogóle to kto by mnie miał uczyć jeździć? — uległa, lecz nie sądziła że odpowiedź zwali ją z nóg.
Dreyar uniósł jedną brew ku górze.
— No jak to kto? Natsu oczywiście! — zawołał rozochocony jak gdyby odpowiedź na to pytanie była najbardziej oczywista na świecie. — Możesz mi nie wierzyć, ale to najlepszy kierowca w Fairy Tail. Nie znam drugiego człowieka, który tak dobrze panowałby nad samochodem to po pierwsze. A po drugie to właśnie jemu kazałem cie mieć na oku, więc jest teraz odpowiedzialny za twoje bezpieczeństwo. Z nim jak z nikim innym jestem pewien, że nic nie powinno się zdarzyć.
Zaskoczona Lucy z każdym kolejnym zdaniem robiła coraz większe oczy. Zwalenie z nóg to mało powiedziane! Jakby się dało to padła by tu przed nim blada jak trup. To że zdecydowała się do nich dołączyć nie oznacza, że będzie współpracowała w jakikolwiek sposób z Dragneelem. Żeby była jasność, ona nadal go nienawidzi.
Marzenie ściętej głowy! — krzyczało jej spanikowane wnętrze. Dotychczas sprawiała wrażenie tej opanowanej, ale po usłyszeniu czegoś takiego nie mogła dłużej pozostać bierna.
— Nie ma mowy, prędzej skocze w przepaść niż wsiądę z nim za kółko! — po raz pierwszy w jego towarzystwie, ryknęła oburzona. — Ja i on i nauka jazdy? Wykluczone! Nie, to nie wchodzi w grę. — furknęła odgarniając pojedyncze kosmyki włosów za ucho. Widząc jego nieugiętą, wręcz zadziorną minę, dodała z nutą nadziei. — Błagam, ktokolwiek inny byle nie on.
Słysząc jej proszący ton, uśmiechnął się do niej w taki serdeczny sposób że nie miała najmniejszej siły przebicia. W jej oczach był ponadprzeciętnie miłym i sympatycznym starcem dla którego przez wgląd na dobre wychowanie i szacunek powinna powstrzymywać swój bardziej wyniosły ton.
— Oj tam. — bąknął pobłażliwie, przechylając zabawnie głowę w bok. — Na pewno nie jest aż taki zły. Uwierz że kto jak kto, ale on nauczy cie dobrze prowadzić. Zapewniam cie.
Szczerze mówiąc przypominał przemiłego dziadka, który dla swoich wnucząt zrobiłby cokolwiek by nie poprosiły. Nie chciała się z nim wykłócać, więc postanowiła już nic nie mówić na ten temat. I tak nie zamierza uczyć się jeździć z Natsu! Zakłopotana zamknęła powieki, przytknęła dłoń do ust i głośniej odchrząknęła.
— Przepraszam, ale muszę już iść. Zasiedziałam się zbyt długo, a miałam jeszcze iść do przyjaciółki. — powiedziała wymijająco, spoglądając na naręczny zegarek.
— Tylko pamiętaj jej przekazać że nie ma się czym przejmować bo jeszcze dziś wykonam odpowiedni telefon. — na potwierdzenie swoich słów dwa razy stuknął palcem w biurko na którym leżała sporządzona przez niego notatka po czym dodał z niewinnym uśmieszkiem. — A co do nauki jazdy to jutro rano bądź gotowa przed siedzibą.
Lucy zacisnęła usta, a jej brew nerwowo drgnęła co nie umknęło jego czujnej uwadze.
— Jutro rano miałam zwrócić klucze. — fuknęła wstając z krzesełka. Poprawiając torebkę i sukienkę, splotła dłonie pod obfitym biustem. — Przecież nie dam rady się rozdwoić.
— A co za problem? — nadal drążył i nie zamierzał odpuścić. — No więc odnieś klucze i wróć tutaj. Natsu z pewnością będzie na ciebie czekał.
Czy Makarov nie wie jaki charakter ma Dragneel? A może wiedział ale udawał? Zakłopotana Lucy nic nie odpowiedziała, a jedynie zassała policzki. I tak nie przyjdzie. Nie ma nawet takiej opcji!
— Przyjdę ale popołudniu. Skoro już od jutra mam zacząć tutaj pracować to wezmę się za to jak najszybciej... — mruknęła odrzucając długie włosy na ramiona.
W odpowiedzi, Makarov zaśmiał się na głos. Doprawdy, ona i Natsu do złudzenia przypominali mu Laylę i Igneela za młodych lat. Oni jako nastolatkowie zachowywali się dokładnie tak samo. Wciąż puszyli się na siebie, ale to Layla zawsze ulegała pierwsza.
Lucy nawet reaguje w taki sam sposób bo nerwowe odrzucanie włosów na plecy było takie same jak u niej. Z tą jedną różnicą że ona uparta jest równie co Natsu. Ta ich ,,burzliwa'' znajomość może być całkiem interesująca. Ah, to nowe pokolenie... — westchnął pobłażliwie. Ale w końcu jakby nie było jest pewne powiedzonko; kto się czubi ten się lubi. Makarov był pewny, że jeszcze kiedyś odnajdą wspólny język.
Pokiwał głową z dezaprobatą, wstał ze swojego fotela powodując głośniejszy szmer po podłodze. Podszedł do niej z wyciągniętą ręką. Z racji że Lucy miała sandałki na koturnie, musiała dość znacznie spojrzeć w dół, ale nie przeszkadzało jej to.
— W takim razie do zobaczenia jutro Lucy. — powiedział wdzięcznie, uśmiechając się od ucha do ucha. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo się cieszę że zdecydowałaś się do mnie dołączyć. Twoja obecność wiele dla mnie znaczy.
Dziewczyna zastanawiała się dlaczego jest wobec niej aż tak dobroduszny i otwarty. Zaraz jednak przypominało jej się jak Makarov powiedział że przypomina mu Laylę. Chciał ją chronić za wszelką cenę. Podawał jej swoje opiekuńcze serce jak na dłoni, a ona to doceniała.
Lucy nie wahała się i szybko podała mu rękę, którą on delikatnie uścisnął. Była taka przyjemna, taka ciepła — pomyślała w głębi. Odwzajemniła szczery uśmiech, a wtedy dostrzegła jak bardzo się ucieszył. To był taki drobiazg, ale to wystarczyło by na jego twarzy dostrzec paletę samych pozytywnych emocji.
Po chwili puścił ją, a gdy zabrała swoją dłoń, poczuł pustkę. Wiedział jednak że już jutro spotkają się ponownie, a on z każdym kolejnym dniem będzie poznawał ją coraz bardziej. W mafii przewijało się mnóstwo jego ludzi, ale spokojnie. Wszystkich zdąży poznać w swoim czasie.
W tle dało się słychać stukot jej obcasów. Odprowadził ją czujnym wzrokiem aż po sam koniec gabinetu.
— Do zobaczenia jutro i jeszcze raz dziękuję za wszystko. — dodała będąc już przy drzwiach. Uśmiechnęła się ten ostatni raz i pociągnęła za klamkę równocześnie z osobą po drugiej stronie. Robiąc pierwszy krok, nieświadomie zderzyła się ramieniem w przejściu z jakimś wysokim, rudowłosym mężczyzną.
Nie zatrzymała się, a jedynie posłała krótkie spojrzenie.
— Przepraszam. — szepnęła, mijając się z nim.
Facet wyraźnie się zdziwił, jednak ona nie rozumiała jego reakcji. Stwierdziła że nie będzie odwracać się za siebie, ale czuła jego przenikliwy wzrok na sobie. Niczym niewzruszona, ruszyła po schodach wprost na parter.
Na jej niespodziewany widok mężczyzna stanął jak wyryty kamień. Niczym wyjęta na brzeg ryba, próbował poruszać ustami, ale nie wydobywał z siebie żadnego sensownego dźwięku. Wciąż spoglądając na jej oddalające się plecy, miał uczucie jakby dławił się własnym, nagromadzonym powietrzem.
Jego mięśnie zastygły w bezruchu, lecz mózg wręcz krzyczał żeby biec za nią i spojrzeć raz jeszcze w te znajome, bursztynowe oczy. Wpadł w niekontrolowany letarg z którego wyrwał go głos Ojca.
— No w końcu jesteś, Gildarts. — zawołał, zwracając na siebie uwagę Clive. Spodziewał się u niego takiej reakcji, lecz nie myślał że tak znienacka na nią wpadnie. Dobry czas w dobrym miejscu.
Rudowłosy w dalszym ciągu spoglądał na dziewczynę, ale gdy tylko zniknęła z pola widzenia, spojrzał na Makarova jak gdyby zobaczył ducha.
— T-to była...? — ledwo wydukał, gdy w końcu odzyskał władzę w nogach.
Dreyar lekko skinął głową.
— To właśnie powód dla którego cie tu dzisiaj wezwałem. — mruknął splątując dłonie za swoimi plecami i gestem podbródka wskazał na wygodny, stojący pod ścianą mebel. — Lepiej wygodnie się rozsiać bo to będzie dość długa i trudna historia...
***
Schodząc na dół, poprawiła torbę na swoim ramieniu i sięgnęła do jej wnętrza. Wyjęła z niej ubrania które kiedyś pożyczyła jej Kinana. Stwierdziła że skoro przychodzi tutaj już jako przyjaciel, a nie wróg to zwróci jej owe rzeczy. Idąc w kierunku eleganckiego baru, dostrzegła ciemnowłosą barmankę krzątająca się za ladą. Radośnie nuciła coś pod nosem do grającego w tle radia i nieświadomie kiwała ciałem do jego rytmu.
— Wybacz że dopiero teraz je zwracam. — zagadała trochę głośniej, kładąc schludny pakunek na ladzie. — Świeżo uprane i wyprasowane.
Zaskoczona jej nagłym zjawieniem się, dziewczyna postawiła ciężką kratkę z piwem na podłodze. Przez grającą muzykę nie słyszała jej kroków. Szybko sięgnęła do metalowego pokrętła by ją przyciszyć, a potem odwróciła się do Heartfilii.
— Nic nie szkodzi, ale mówiłam ci że możesz je zatrzymać. — odparła nieco zziajana, odgarniając niesforne kosmyki za ucho. — Ale dziękuje za nie. — dodała wyciągając rękę i chowając je gdzieś pod ladą.
Lucy zapatrzyła się idealnie posegregowane, drogie alkohole. Wszystko tutaj było takie czyste, takie sterylne. Każda rzecz miała swoje stałe, określone miejsce. Widać że Kinana jest osobą lubiącą ład, skład i porządek.
Widząc jej chwilowe zapatrzenie, Kinana spojrzała w to samo miejsce co ona.
— Co tam? Masz ochotę na szklaneczkę czegoś mocniejszego? — zaśmiała się co wyrwało Heartfilię z letargu.
Jak ocucona, wzdrygnęła się i wzrok przekierowała na przyglądającą się jej, Kinane.
— W środku dnia? Nie, nie. — zaprzeczającym ruchem pomachała dłonią w powietrzu, krótko się przy tym śmiejąc. — Teraz nie skorzystam bo muszę już iść, ale z pewnością jeszcze będziemy miały okazje się widzieć i być może napić lampki wina. — gdy tylko to powiedziała, gdzieś w tle usłyszała donośny trzask drzwi, a potem dwa przekrzykujące się męskie głosy i trzeci, ale jakby bardziej stękający. Nie chcąc jej dłużej przeszkadzać, machnęła ręką i pożegnała się. — Do następnego.
— Nie ma sprawy, do zobaczenia. — westchnęła przeciągle biorąc do ręki zwilżoną szmatkę. — A tych dwóch jak zwykle rozpiera energia... — wymamrotała niezrozumiale Kinana, gdy po raz kolejny zanurkowała pod ladą. Miała dzisiaj dużo pracy. Zważając na dość obszerny asortyment, porządkowanie, rozkładanie i czyszczenie każdej butelki po kolei było dość czasochłonne.
Lucy skierowała się teraz w stronę dużych, witrażowych drzwi. Już wcześniej się im przyglądała, wyglądały pięknie i majestatycznie. Niczym antyk. Położyła dłoń na prawdziwie pozłacanej klamce, a wtedy dwa męskie głosy stawały się coraz bardziej donośniejsze i o ironio. Rozpoznała je aż nazbyt dobrze.
— Ile razy mam powtarzać, że jak ściągamy kogoś do przesłuchania to ma być w stanie wydać z siebie choć jedno, sensowne słowo! Spójrz tylko na niego do chuja! Czy według ciebie tak wygląda ktoś zdolny do powiedzenia czegokolwiek!?
Usłyszała stłumiony lecz niebezpiecznie nabuzowany wrzask Graya. Szczerze zdziwiona Heartfilia jeszcze nigdy nie słyszała go w takiej ,,wulgarnej'' i krzykliwej odsłonie. Zawsze wydawało jej się że Fullbuster to ostoja spokoju. Widać nie należy oceniać książki po okładce. Zaraz potem dobiegł ją ten arogancki śmiech Dragneela. Wszędzie by rozpoznała tę cholernie irytującą barwę głosu.
Mina dosłownie w sekundę jej zrzedła.
Jeszcze ich tutaj brakowało — przeklęła w myślach, ale szybko zebrała się w sobie. Wzięła głęboki wdech i odważnie nacisnęła na klamkę, a gdy tylko pchnęła ciężkie drzwi i ujrzała co się za nimi dzieje, cała jej pewność siebie prysła jak bańka. Chyba nawet nie zwrócili na nią uwagi.
O ile kłócący się Gray i Natsu nie robili na niej jakoś większego wrażenia to klęczący tuż przed nimi na podłodze, zakrwawiony i związany mężczyzna już tak. Był mocno pobity, a w kącikach ust miał zastygniętą już krew. Wyglądał tragicznie i ciężko postękiwał co chwilkę. Widać było gołym okiem że boli go jak cholera.
Nie mogła na to patrzeć, ale też nie mogła nic zrobić, więc szybko odwróciła wzrok. Chciała wierzyć że to był kolejny jakiś opryszek i słusznie dostał taki sromotny wpierdol. Nieświadomie przełknęła głośniej ślinę i po raz kolejny zacisnęła dłonie na pasku torebki.
— I czego się śmiejesz? — syknął rozjuszony Fullbuster, usadowiając w Dragneelu ciskające piorunami spojrzenie.
— Z twojej ,,mądrze'' wyglądającej mordy. — odburknął kąśliwie, kreśląc cudzysłów w powietrzu.
Wyglądali niczym stare, kłócące się małżeństwo.
W momencie gdy przeszła przez próg, a oni usłyszeli stukot obcasów, obydwoje zwrócili ku niej swoje pretensjonalne spojrzenia. No bo kto śmiał przeszkadzać w trakcie ich ,,drobnej sprzeczki''?
Natsu wyglądał tak jak zwykle. Dłonie oparte na biodrach, w ustach papieros, a na twarzy wymalowana bezczelność i zuchwalstwo. Niczym nie wzruszony jej widokiem głośniej prychnął pod nosem, za to Gray wyglądał jakby połknął wielki głaz. Zastygł w brzuchu z lekko rozchylonymi ustami i spoglądał na nią w niedowierzaniu.
Chwila ciszy.
— Lucy... — wzdrygnął się i zawołał jak gdyby dostał obuchem w twarz. — A co ty tutaj robisz!?
Usłyszawszy to jedno, krótkie pytanie zagryzła nerwowo wargę. Mimo że Dragneel był przy jej rozmowie z Makarovem, Fullbuster wyglądał jakby o niczym nie wiedział. To by oznaczało że nic mu o tym nie powiedział. Nie był paplą.
Łypnęła na niego krótko, ale on wyglądał na kompletnie niezainteresowanego, jednak gdy tylko poczuł jej baczny wzrok na sobie, on również przekierował swój na nią. Dzika zieleń starła się z tajemniczym bursztynem.
Poczuła się dziwnie nieswojo.
Zdezorientowany Gray wciąż czekał na jej odpowiedź, jednak ona stwierdziła że nie będzie mu wszystkiego od nowa tłumaczyć. Levy wyczekiwała jej powrotu jak na szpilkach, więc by uniknąć możliwego opieprzu, nie może się spóźnić. Poprawiła więc sukienkę i dumnie ruszyła przed siebie.
Gdy była na ich wysokości zadarła ostentacyjnie głowę do góry by móc spojrzeć najpierw Fullbusterowi prosto w oczy, a potem Dragneelowi. Jemu nie oszczędziła wyraźnej pogardy, ale i on nie pozostawał dłużny. Również zadarł podbródek, pokazując że to on patrzy na nią z góry. Nie ważne ile się uniesie i jak wysokie buty by nie założyła, była niższa od niego.
Mimo napiętej sytuacji, obydwoje bacznie za nią podążyli.
— Może niech twój przyjaciel ci wszystko wyjaśni. — rzuciła przez ramię w kierunku czarnowłosego chłopaka, a potem wyminęła ich i jak gdyby nigdy nic i wyszła z siedziby głównej. Dobiegł ich dźwięk zamykanych drzwi wejściowych. Pozostawiła za sobą osłupiałego Graya i podminowanego Natsu.
Zdezorientowanego Fullbustera bo nie miał o niczym zielonego pojęcia, a wkurwionego Dragneela bo przecież jakiś czas temu miał mu powiedzieć wszystko bez żadnego zatajania, nawet najmniejszego szczególiku, a teraz co? Teraz wszystko wyszło na jaw bo ta wredna pinda go wkopała. Na dodatek ten jej wyraz twarzy. Nie jest kurwa głupi. Widział te wyniosłość w jej oczach.
— O co tutaj, kurwa, chodzi? Co to ma znaczyć?! — Gray odwrócił się do przyjaciela z pretensjonalnym wyrazem twarzy i już otwierał usta by dodać coś jeszcze, ale nabuzowany Natsu zdążył go ubiec.
— Lepiej idź i spytaj Makarova. — wymamrotał przez zaciśnięte zęby i zwrócił się przodem do ich dzisiejszej ofiary. — Ja zajmę się naszym gościem.
Jeszcze parę minut temu był ucieszony, że w końcu schwytali kolesia rozprowadzającego nielegalne narkotyki w jednej z dzielnic, jednak po spotkaniu z Lucy stracił wszelki humor. Domyślał się że skoro pofatygowała się tu osobiście to zdecydowała się do nich dołączyć. Cholera, teraz będzie widywał ją częściej niż by tego chciał — pomyślał cięty jak osa.
Jedno spotkanie z tą dziewuchą wystarczało by doprowadzić go do szewskiej pasji! Nie bacząc na stęki obolałego mężczyzny, obydwoma rękoma złapał go za fraki i siłą zmusił by wstał. Ciągnąc go za sobą, swoje donośne kroki skierował w stronę piwnicy, gdzie odbywały się ,,przesłuchania''. Musiał odreagować, a co jak nie wyżycie się na innym mu w tym pomoże?
Zajebanie tej pindy, ale to nie wchodziło w grę... — sam sobie odpowiedział zanim zniknął za zakrętem.
Gray stał tak jeszcze przez chwilę, ale gdy tylko doszła do niego ta cała sytuacja, niczym oparzony wyrwał na górę w stronę gabinetu Makarova. Zacisnął dłonie w pięści bo nie podobało mu się to wszystko. Nie chciał by tak niewinna dziewczyna jak Lucy była w to wszystko zamieszana.
W dodatku Dragneel nie wydawał być się jakoś bardzo zaskoczony jej obecnością tutaj, więc musiał coś o tym wiedzieć. Cholera! Miał mu przecież WSZYSTKO wyjaśnić! Jeszcze przyjdzie czas na wygarnięcie mu tego, ale najpierw zgodnie z jego sugestią musi udać się do Ojca.
Nie bacząc na zadyszkę, wleciał po schodach paroma susami. Nie siląc się na coś tak błahego jak kulturalne pukanie, po prostu pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Dwa męskie głosy gwałtownie się urwały, a on dojrzał poważnego Makarova i równie zaintrygowanego tym gwałtownym przerwaniem, Gildartsa.
— Co Lucy tutaj robiła? — sapnął na jednym wydechu bo uroki nieustannego palenia papierosów dały o sobie znać. — Dlaczego była w siedzibie głównej?! — zawołał tonem żądającym natychmiastowej odpowiedzi. — Czy to Natsu znów ją w coś wmieszał?!
Gildarts zmarszczył mocno brwi i uniósł się z dotychczas zajmowanego fotela. Chciał go upomnieć za niestosowne zachowanie jak i przerwanie ich cholernie ważnej rozmowy. Właśnie przed sekundą dowiedział się że minął w progu jedyną córką Layli i że ona już od dawna nie żyje... To zdecydowanie nie był dobry moment na przerwanie i nikt nie powinien im przeszkadzać.
Makarov twierdził że nie mówił o tym wcześniej bo nie chciał dokładać mu dodatkowych zmartwień. Ciąża i poród Cany, potem niespodziewane problemy z jej facetem, który okazał być się kawałem gnoja. Jej wyprowadzka do rodzinnego domu, a następnie zajmowanie się wnukiem. To były powody dla których nie dowiedział się na samym początku.
— Ej młody nie...
— Spokojnie Gildarts. — przerwał mu Makarov, machając uspokajająco dłonią. — To w końcu syn Miki i Silvera. Ufam mu i również ma prawo wiedzieć dlaczego Lucy tutaj była.
Oczywiście nie zamierzał informować go dosłownie o wszystkim, a jedynie o tym o czym wcześniej dowiedział się Natsu. Większa wiedza nie była mu do szczęścia potrzebna. Nie, póki Lucy nic o tym nie wie.
Rozjuszony Fullbuster prychnął pod nosem i wszedł głębiej do gabinetu.
— No więc? Dowiem się w końcu o co tutaj chodzi? — żachnął ponaglająco, przerzucając czujny wzrok to z Clive to na Dreyara.
— Usiądź Gray. — powiedział o dziwo spokojnie wskazując na wolne miejsce obok rudowłosego. — Jemu również nalej nieco alkoholu, Gildarts. — dodał skinając znacząco na stojącą obok niego butelkę wódki.
Sam Makarov nie pił bo szczerze mówiąc zaczął stosować się do zaleceń Mystogana wzorowo. Teraz gdy pod swoimi skrzydłami ma Lucy, nie może sobie pozwolić na utratę lub pogorszenie zdrowia. Dopóki nie dowie się jak i dlaczego Layla zginęła, nie zamierza narażać się na żadne niebezpieczeństwa.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro