Tom I, Rozdział 7. Deal.
Wybaczcie, że tak późno i że rozdział krótki, ale jestem chora i niestety nie mam siły siedzieć ;((( ..
--------
Obrzeża Los Angeles, Motel, godziny nocne.
"Zamierzam zabrać cię do mojego szefa, bo zbyt wiele widziałaś. A wiedz, że jak już tam trafisz to nie zagwarantuje ci że stamtąd wyjdziesz. Lepiej módl się o szybką śmierć, Złotko"
Jego słowa echem odbijały się w jej skołowanej głowie. Była przerażona i wiedziała, że ten koleś nie żartuje. Mało tego, on był cholernie niebezpieczny. Lucy siedziała skulona na krześle pod oknem i gorączkowo myślała jak wyjść z całej tej beznadziejnej sytuacji. Nie mogła uciec z pokoju, bo ten palant zamknął drzwi od środka i poszedł się kąpać. Jakby tego było mało wziął ze sobą klucz i pistolet. Zagroził, że gdy tylko zacznie coś kombinować, przestrzeli jej obydwie nogi. Już myślała czy by nie wyskoczyć przez okno, bo w końcu to tylko pierwsze piętro, ale problem był taki, że bolało ją biodro i noga, a sama i tak nie będzie w stanie dobiec tyle kilometrów do miasta. Telefon na dole był uszkodzony, a przecież nie powie recepcjonistce, że uwięził ją jakiś psychol, który najpierw uratował jej życie, a następnie grozi, że właduje kulki w nogi.
Na te wspomnienie Lucy zaśmiała się cierpko pod nosem. Zacisnęła usta w wąską linię gdy rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła jego zakrwawioną marynarkę, która leżała na podłodze tuż obok niej. Zerknęła nie pewnie najpierw na nią, a potem na drzwi, za którymi kapał się tamten kretyn. Słyszała, że woda nadal leje się z prysznica, a więc jeszcze nie wyszedł. Cichutko zeszła z krzesła i chwyciła marynarkę dokładnie ją przeszukując. Chciała zobaczyć jakiś dowód jego tożsamości by w razie czego wiedzieć jak miał na imię. Macała ją ręką i gdy poczuła zgrubienie uśmiechnęła się zwycięsko. Znalazła jego portfel.
- Bingo. - szepnęła uradowana i jeszcze raz by się upewnić zerknęła na drzwi do łazienki. Nadal tam siedział i się kąpał.
Otworzyła jego skórzany portfel, ale jakie było jej zdziwienie gdy nie znalazła tam żdanych jego dokumentów. Jedyne czego miał pod dostatek to wizytówki klubów nocnych i usług prostytutek. Zdegustowana szukała dalej, ale nic nie znalazła. Tylko jakieś świstki do wypisywania czeków. Nawet nie miał przy sobie gotówki. Gdy usłyszała dźwięk zakręcanych kurków, szybko wsadziła portfel do marynarki i położyła ją w tym samym miejscu gdzie ją znalazła. Pośpiesznie usiadła na krześle, dokładnie w tej samej pozycji, w której ją zastał gdy znikał za drzwiami.
Nie minęły dwie minuty jak wyszedł z łazienki w samych spodniach, susząc sobie włosy białym ręcznikiem. Za skórzanym pasem wciśnięty miał swój pistolet. Przystanął na moment w progu i przewiesił ręcznik przez ramie. Lucy zerknęła na niego ukradkiem, gdy kątem oka dostrzegła jego idealnie wyrzeźbioną klatkę piersiową i płaski brzuch. Był wysportowany, nie ma co. Wyglądał wręcz jak model. Zauważyła też bliznę na jego biodrze i jeszcze jedną na szyi. Skarciła sama siebie i wbiła wzrok w podłogę, ale nie na długo bo usłyszała ten jego kpiący ton głosu.
- Nikt cię nie uczył żeby nie grzebać w cudzych rzeczach głupia krowo? - warknął i podszedł do niej, podnosząc z ziemi swoją marynarkę. Widziała jego zirytowane spojrzenie i to z jakim niesmakiem na nią zerknął. Szczerze mówiąc przeszły ją ciarki po plecach.
- Wcale nie grzebałam. I przestań mnie w końcu obrażać. - odburknęła nawet na niego nie patrząc. Karciła się w myślach, ale musiała mu przyznać.. Mimo że kompletny z niego kretyn, jego ciało wyglądało naprawdę dobrze..
- Tsh. Dokładnie pamiętam w jakiej pozycji leżała. - usłyszała tylko jego prychnięcie i jakby niczym nie skrępowany podszedł do blatu kuchennego, nalewając sobie wody kranowej do szklanki. Jej uwagę zwrócił czerwony smok wytatuowany wzdłuż kręgosłupa. Chwilę mu się tak przyjrzała dopóki ktoś skutecznie jej nie ostudził.
- Przestaniesz się w końcu na mnie gapić? Zaraz mi dziurę w plecach wywiercisz. - warknął spoglądając na nią zza ramienia. - Pierwszy raz widzisz faceta bez koszulki czy co?
Lucy nic nie odpowiedziała, a jedynie lekko zarumieniona odwróciła od niego głowę, zawieszając wzrok na poniszczonej szafie. Co on sobie w ogóle wyobrażał? Jeszcze nigdy nie spotkała tak chamskiego i wrednego faceta. Czy to z powodu zarysowania jego pierdolonego reflektora i maski tak uparcie wieszał na niej psy? Przecież ona nie zrobiła mu nic złego, to było tylko auto, a on na dodatek ją potrącił. Mało tego, nawet opatrzyła jego ranę i ładnie ją zszyła. Siedząc tak i pochłaniając się w swoich myślach nawet się nie zorientowała, że mężczyzna stoi tuż obok niej. Ocknęła się dopiero gdy poczuła zimną lufę pistoletu, którą teraz przykładał jej do skroni. Zlękniona spojrzała najpierw na nią, a potem na niego.
- Do wanny. - mruknął sucho, spoglądając na nią z wyższością.
- Co? - zapytała nie bardzo rozumiejąc o co mu chodzi. W tym momencie odsunął od jej skroni pistolet i kpiąco zaśmiał się pod nosem.
- Widziałaś swoje odbicie w lustrze? Jesteś cała brudna i we krwi. Do wanny, więcej nie będę się powtarzał.
Rzucił białym ręcznikiem na drugie krzesło, a z jego wiśniowych włosów wciąż ściekały kropelki wody które zataczały swój bieg na jego idealnie wyrzeźbionych mięśniach. Nadal trzymając pistolet w dłoni podszedł do dwu osobowego łóżka i gibnął się na nie. Trochę kurzu uniosło się do góry, a stare sprężyny w materacu wydały nieprzyjemny skrzyp.
- Kurwa mać, gdybym chciał poruchać, cały hotel by o tym wiedział..
- Na twoje szczęście hotel jest pusty. - cicho skwitowała.
- Nie całkiem pusty. - mruknął i kątem oka zerknął na nią.
Dziewczyna wymownie na niego spojrzała po czym natychmiast poderwała się z miejsca i zaczęła iść ku łazienki. Już otwierała drzwi gdy dobiegł ją ten irytujący, pewny siebie głos.
- Ale bez obaw, ciebie bym nawet kijem nie tknął.
Nic mu nie odpowiedziała, a jedynie mocno trzasnęła drzwiami, zamykając się od środka na klucz. Gdy już była sama, szybciej zaczęła oddychać by, choć odrobinę się uspokoić. Podeszła do umywalki i oparła się o nią dłońmi z obydwóch stron. Uniosła głowę i spojrzała na wiszące lustro. Dopiero teraz dostrzegła, że na jej włosach i twarzy ostała się krew zamieszana z kurzem. Jej makijaż kompletnie się rozmazał tworząc lekkie smugi na lekko zaróżowionych policzkach. Skrzywiła się na swój widok i spuściła głowę. Teraz dostrzegła, że jej rajtuzy są kompletnie podarte, a na kolanach miała startą skórę.
- Tak bardzo jestem w dupie.. - cicho jęknęła pod nosem gdy doszło do niej że stoi pod ścianą. Albo zostanie z nim i skażę się na śmierć, albo uda jej się coś wymyślić i uciec mu. Pytanie tylko jak ma to zrobić, kiedy on stale ma na nią oko, a w dodatku dysponuje pistoletem? Jedno wie na pewno to będzie długa i ciężka noc. Nie bacząc na to, że za ścianą znajduje się różowy psychopata, rozebrała się i weszła pod prysznic. Podarte rajtuzy wyrzuciła do kosza. Kąpiel zajęła jej niecałe dziesięć minut. Miała wiele zastrzeżeń co do czystości łazienki więc nie chciała spędzać w niej dużo czasu. Chociaż po dłuższym namyśle wolała siedzieć tu sama niż tam z nim. Znalazła drugi w miarę czysty ręcznik w szafce pod umywalką i szybko się wytarła. Z braku wyboru ubrała te same ciuchy.
Gdy wyszła z łazienki dostrzegła go leżącego na łóżku. Miał założone ręce za tył głowy i zamknięte oczy, ale ona wiedziała, że nie śpi a czuwa. Na jego gołej klatce piersiowej spoczywał pistolet, który miarowo unosił się i opadał w miarę jego oddechu. Odwróciła się od niego i udała w stronę swojego krzesła. Nie miała zamiaru zbliżać się do niego choćby na krok. Żadne z nich już się nie odezwało. Teraz Lucy pochłonięta swoimi myślami jak wyjść z tej beznadziejnej sytuacji wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo za oknem.
- To będzie ciężka noc... - ciężko szepnęła pod nosem po czym oparła policzek na swojej dłoni i przymknęła swoje powieki.
***
8 września, główna siedziba Fairy Tail, dokładna lokalizacja nieznana, wczesny ranek.
Gray znajdywał się właśnie na parterze budynku. Leżał na wygodnej i eleganckiej sofie przykładając sobie lód do czoła, na którym widniał pokaźny guz. Co chwilę pojękiwał i mamrotał coś pod nosem niezrozumiale. Gdy do jego uszu dobiegł trzask drzwi przeklął siarczyście pod nosem. No bo kto śmiał mu przeszkadzać kiedy on tutaj wyraźnie cierpi? Nie dość że miał kaca, napierdalała go głowa to jeszcze w klubie w całym tym zamieszaniu ktoś przywalił mu szklaną butelką w głowę. Głośniej pociągnął nosem gdy usłyszał czyjeś miarowe kroki.
- Widzę ktoś wczoraj zbytnio poszalał. Co z tobą? Kto ci tak te facjatę przemaglował?
Do jego uszu dobiegł ten kpiący i irytujący ton głosu. Z niesmakiem uchylił jedno oko gdy poczuł na swojej twarzy cień. Dobrze wiedział kto to.
- Nie mam pojęcia, nie wiele pamiętam z wczorajszego wieczoru. - mruknął z grymasem na twarzy - Nie nachylaj się tak nade mną i lepiej powiedz co tu robisz Gajeel.
Mężczyzna zaśmiał się donośniej i przysiadł na fotelu ustawionym naprzeciw sofy.
- Wczoraj w klubie, w którym byleś z Natsu odbyła się strzelanina. Nie możemy znaleźć Natsu, a ty leżysz na pierdolonej sofie, z kacem i w dodatku z jebaną bulwą na czole. Nie pamiętasz jak Erza cię w nocy zgarnęła z jakąś prostytutką na wytrzeźwiałkę?
- Jak to nie możecie go znaleźć? - spytał wyrazie przejęty i zdjął ze swojej twarzy lód spoglądając na niego z wyraźnym cierpieniem.
- Ano tak to. Znaleźliśmy na miejscu pociski jego kalibru, więc wiemy, że został zmuszony do obrony. Masz może podejrzenia kto mógł to zrobić? - Gajeel kompletnie nic sobie nie robił ze stanu swojego przyjaciela. Tak właściwie to go to nawet śmieszyło bo mina Graya była aż nad wyraz wymowna. Redfox podszedł do tego profesjonalnie. Poprawił swój cylinder na głowie i wyjął mały notesik z kieszeni marynarki.
- Kurwa, skąd mam wiedzieć. - Gray na powrót przymknął powieki próbując sobie coś przypomnieć, cokolwiek. - Ostatnie co pamiętam to jak poszedł domówić alkoholu, a potem gdzieś przepadł. Obmacywałem się z jakąś cizią na sofie, a jakiś czas potem usłyszałem odgłos wystrzału, ale nikt sobie nic z tego nie zrobił. Potem padły kolejne strzały i zrobiło się gorąco. Ludzie zaczęli uciekać i się tratować, a mi ktoś przyjebał w tym wszystkim butelką w czoło. Zmroczyło mnie, a potem film mi się urwał. Jednego jestem pewien, Natsu nie wrócił do nas tamtego wieczoru.
- Nie narobiliście sobie przypadkiem jakiś wrogów? Może zaczepiliście kogoś?
- Stary, cały wieczór siedziałem sobie w loży dla vipów, bawiłem się z prostytutkami i chlałem alkohol. Wciągałem krechę i obmacywałem kobiece piersi, co więcej mam ci powiedzieć?
Usłyszawszy jego odpowiedź, zniesmaczony Gajeel złapał się za czoło i podrapał po łuku brwiowym.
- Daruj sobie te szczegóły, twoje prywatne życie mnie nie interesuje. Pytałem o to czy gdy pracowaliście w terenie, komuś nie podpadliście?
- Niby komu?
- No nie wiem, może jakiemuś dilerowi, któremu zabiliście pośrednika, albo jak ostatnio temu sąsiadowi. Wiesz, temu co jego pies nasrał na trawnik Natsu i któremu potem odstrzelił łeb. Wiesz ja bym się wkurwił jakby ktoś za coś takiego pozbawił mojego psa łba..
- Haha, a to było nawet dobre. - Gray na to wspomnienie parsknął śmiechem, ale natychmiast tego pożałował, bo jego obolały baniak dał o sobie znać. Zasyczał pod nosem i chwycił się dłonią za skroń. - Kurwa jak boli..
- I dobrze że boli. Tyi Natsu jesteście siebie warci. Nic tylko wam pstro w tych łbach.. Kiedy wy w końcu się ustatkujecie? Może kobit wam brakuje? - zapytał z niekrytym rozbawieniem Redfox.
- O, odezwał się pierdolony znawca..- mruknął Fullbuster po czym wysunął rękę ku stolika, na którym leżały jakieś proszki, które przyniosła mu Kinana, zanim poszła do sklepu.- Mam na oku jedną cizię. Podbiję do niej na dniach i zaproszę na randkę, jeszcze zobaczysz. Ma cyce jak melony, a tyłeczek jak orzeszek, wprost do schrupania. A co do Natsu, nie licz na nic takiego z jego strony. Prędzej wykopie sobie własny grób niż ujrzę go z jakąś laską na poważnie. - Gray zrobił dłuższą pauzę by wypuścić głośniej powietrze ze swoich płuc.- Chyba że z jakąś na jedną noc.
- Dobra już nie ważne.. Wracając, może zostawiliście po sobie jakiś ślad, na którejś z akcji? Coś dzięki czemu ktoś mógłby was namierzyć?
- Wiesz, że my zawsze po sobie sprzątamy. Nie zostawiamy śladów, a jak już to tylko pociski, ale przecież mnóstwo osób może mieć ten sam kaliber lub pistolety. Znając Natsu nic mu nie jest i za parę godzin się tu zjawi cały, zdrowy i w skowronkach. - mruknął po czym z powrotem wziął do ręki kostkę lodu owinięta ścierką i przyłożył sobie do obolałego czoła. - Weź już mi daj spokój, dziś nie mam głowy do takich rzeczy.
***
Wczesnym rankiem Natsu obudził się pierwszy. Choć można powiedzieć, że wcale nie spał, a czuwał całą noc. Musiał przecież mieć na oku te cycatą krowę, bo mogłaby coś odwinąć gdyby spał. Przeciągnął się, spuścił nogi i usiadł na łóżku. Zerknął na dziewczynę, która spała na siedząco, policzkiem opartym o stół. Pokręcił głową z dezaprobatą i nie siląc się na delikatność, obudził ją. Spalił papierosa do końca, poszedł się jeszcze odlać, zebrali się i zeszli na dół do recepcji.
Natsu cały czas trzymał swój pistolet w kieszeni za marynarką, a gdy tylko dziewczyna posyłała mu wymowne spojrzenie, klepał się po niej po wierzchniej stronie. Tak by dać jej do zrozumienia, że jedno nieodpowiednie słowo, jeden gest, a strzeli bez wahania. Na dole jak się okazało telefon nadal nie działał, a osoba odpowiedzialna za naprawę się spóźni i przyjedzie dopiero po południu.
Wkurwiony Dragneel stukał palcami o blat recepcji i spoglądał z mordem na siedzącą za ladą kobitę. Wychylił się i zerknął przez okno, wprost na stojący tam samochód. Stary gruchot warty co najwyżej pięć tysięcy dolarów.
- Słuchaj sprzedasz mi tę brykę po dobroci czy nie? - zapytał w końcu siląc się na uprzejmy ton, ale wcale na takiego nie brzmiał.
- Nie jest na sprzedaż. - odparła znudzona kobieta, która w dalszym ciągu przeglądała czasopismo.
Natsu ignorując jej odpowiedź wyjął swój portfel, a z niego świstki do wypełniania czeków. Położył go na na blacie, schylił się w kierunku kobiety, która w kieszonce na piersi miała wciśnięty długopis i jak gdyby nic wziął go sobie.
- Jaka kwota, bo nie wiem ile mam wpisać?
Otyła kobieta z loczkami spojrzała na niego i zmarszczyła gniewnie brwi.
- Nie jest na sprzedaż. - mruknęła poirytowana.
- Podaj kwotę, jakąkolwiek. - dalej upierał się przy swoim.
Widząca to Lucy nie odzywała się, a jedynie patrzyła to na nią to na niego.
- Haha, myślisz, że wszystko można sobie kupić? - recepcjonistka zaśmiała się i teatralnie otarła łzę w oku. Spoważniała jednak gdy nie dostrzegła u mężczyzny ani cienia żartu, a czystą powagę. - Dobre sobie. Ale dobrze jeśli się upierasz, to chce dwadzieścia tysięcy dolarów. - odparła z pewnością w głosie i wygodniej oparła się o oparcie krzesła. Już kompletnie zdębiała gdy mężczyzna bez mrugnięcia powieką zaczął wypisywać czek na podaną kwotę. Podpisał się i położył jej kartkę pod nosem i wyciągnął rękę ku niej. Ponaglił ją ruchem palców.
- Kluczyki. - warknął i przebiegle się uśmiechnął.
- Dobra, niech ci będzie. Zrezygnowana schyliła się do szuflady i podała mu kluczyki od samochodu. Dla niej to był czysty zysk. Samochód warty pięć tysięcy dolarów opchnęła za dwadzieścia. Nad czym się tu zastanawiać? Tylko kretyn by nie skorzystał.
Gdy Natsu i Lucy dochodzili już do drzwi, ten zerknął na nią zza ramienia.
- Nie ma rzeczy, której nie mógłbym sobie kupić. - wycedził przez zęby i popchnął Lucy by wyszła pierwsza, po czym sam mocno trzasnął drzwiami.
Poranne powietrze wdarło się do ich nosów. Wsiedli do starego samochodu. Natsu za kierownicą, a ona jako pasażer.
- Dwadzieścia patoli za ten szajs, to se gruba kurwa zażyczyła. - mlasnął niezadowolony rozglądając się po gruchocie.
- Ty chyba nie bardzo doceniasz wartość pieniądza prawda? - cichutko zapytała spoglądając na profil jego twarzy. - Ty chyba nie masz pojęcia ile ludzi głoduje i ledwo wiąże koniec z końcem. Ale mniejsza, to twoje życie i pieniądze.. - w jej glosie dało się słyszeć smutek.
Gdy Dragneel to usłyszał zaczął fałszywie się śmiać. Ona śmie go pouczać o wartości pieniądza? Ludzie nie mają pieniędzy i głodują, dobre sobie. W dupie to miał. Pieniędzy miał ponad stan i nigdy mu nic nie brakowało, dlaczego więc miałby się nad tym kiedykolwiek zastanawiać? To, że kogoś na coś nie stać to nie jego pieprzony problem. On będzie sobie zawsze kupował to czego sobie zażyczy.
- Taka biedna prostaczka jak ty nie powinna się tym przejmować. Nigdy nie zrozumiesz kogoś, kogo stać na wszystko. - wycedził poprawiając przednie lusterko.
Lucy nic mu nie odpowiedziała. Gdyby tylko ten palant wiedział jak bardzo się mylił. Przecież jej rodzina jest obrzydliwie bogata. Dobrze znała smak takiego życia, ale uważała, że jest ono puste. Zupełnie pozbawione smaku, a przede wszystkim fałszywe. Bo gdy masz mnóstwo pieniędzy, masz też mnóstwo fałszywych znajomości. Ignorując go, spojrzała teraz na krajobraz przed siebie.
Natsu zaczął nerwowo przeszukiwać kieszenie, ale najwyraźniej nie znalazł tego czego szukał, bo głośno przeklął pod nosem.
- Kurwa mać.
Na ton jego wściekłego głosu zacisnęła pięści na pasku od swojej torebki i ukradkiem na niego spojrzała.
- Coś się stało?
- Nie interesuj się. - warknął po czym położył pistolet na desce rozdzielczej. Wsadził kluczyki do stacyjki i z piskiem opon ruszył do przodu. Lucy zerknęła w boczne lusterko, na chmurę pyłu i kurzu jaką zostawili po sobie. Miała już w głowie pewien plan, ale czekała na dobrą okazję. Byli w drodze może od dwóch minut gdy dostrzegła, że mężczyzna ma dziwny wyraz twarzy. Wyglądał na takiego co nie czuje się najlepiej. Miał naprężone mięśnie ciała, dłonie mocno zaciskał na kierownicy, a oczy niebezpiecznie mrużył. Nie zachowywał się tak wcześniej.
- Dobrze się czujesz? - zapytała po dłuższej chwili obserwowania go. Widziała, że wyraźnie cierpi, ale nie wiedziała czym jest to spowodowane.
- Zamknij się..- ledwo wycedził, ale jego głos już nie zawierał tej samej pewności siebie co wcześniej.
Lucy wiedziała jedno. Może wykorzystać jego chorobę na swoją korzyść. Dobrze pamiętała jak wczoraj, zanim ruszyli połknął jakąś tabletkę, których miał pod dostatkiem w swoim poprzednim samochodzie. Zapewne cierpiał na chorobę lokomocyjną. Jego objawy na to wskazywały.
Po paru minutach wjechali do miasta i stanęli w potężnym korku. W czasie gdy rozdrażniony Dragneel napieprzał w klakson jak pojebany, dziewczyna zerknęła na jego luzem leżący pistolet, a potem na niego. Wyglądał jeszcze gorzej, niż wcześniej. Wyraźnie się pocił, a jego twarz przybrała niezdrowy, blady odcień. Teraz albo nigdy pomyślała.
Korzystając z tego, że nie była zapięta, a oni stali w miejscu, z prędkością światła wychyliła się i sięgnęła po jego pistolet. Tak jak się spodziewała, jego czas reakcji wyraźnie się wydłużył, bo gdy ona już go miała w swoich rękach, on dopiero na nią spojrzał. Nie zdążył niczego powiedzieć, bo dziewczyna zamachnęła się i z całej swojej siły przywaliła mu rączką od pistoleta w jego nos. Mężczyzna odruchowo złapał się za obolałe i krwawiące miejsce i już wychylał się by złapać dziewczynę, ale w tym momencie usłyszał tylko trzask zamykających się drzwi.
- Kurwa mać! - krzyknął za nią, ale nie był w stanie nic więcej zrobić. Zamroczony od siły uderzenia, przymknął swoje oczy i pochylił się do przodu. Ta szmata rozpieprzyła mu nos, a krew lała się aż po jego łokcie.
Lucy wybiegła na skrzyżowanie i omal nie została potrącona. Nadjeżdżający z naprzeciwka samochód zatrzymał się z piskiem opon, a ona otarła się dłonią o jego maskę. Głośne wycie klaksonu przeszyło jej uszy, ale ją to teraz nie obchodziło. Obejrzała się za siebie by upewnić się, że tamten palant nie biegnie za nią, ale na jej szczęście okazało się, że nie biegł. Jedyne co to zrobił się jeszcze większy korek. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła biec ile sił w nogach. Adrenalina chyba skutecznie uderzyła jej do głowy, bo nie czuła żadnego bólu w nodze. Ciężko dysząc wbiegła w przydrożną uliczkę i dopiero teraz zorientowała się, że ma w dłoni jego pistolet. Bez zastanowienia wrzuciła go do małego, uchylonego okienka od piwnicy i zaczęła biec jakby gonił ją co najmniej największy pożar na świecie.
W duszy powtarzała sobie, że udało jej się, uciekła mu. Zastanawiała się czy nie biec od razu na policję i zgłosić porwanie, ale nie znała przecież jego tożsamości. Zresztą policja i tak pewnie sobie z tego gówno zrobi. Postanowiła, że póki co nic nikomu nie powie, a nieobecność w pracy usprawiedliwi tym, że była chora. Zresztą jej szef i tak wszystko jej wybaczy więc o to nie musiała się martwić. Cały czas będąc w biegu co chwilę oglądała się za siebie, ale nikt jej nie gonił. Wbiegła w następną uliczkę i ciężko dysząc, oparła się plecami o ceglany blok. Zaraz potem oparła się dłońmi o kolana i lekko schyliła. Płuca ją paliły, a całe nagromadzone ciśnienie zaczęło z niej schodzić.
- Udało mi się.. - wychrypiała cała szczęśliwa. Dopiero teraz spostrzegła, że jej ręka, którą mu przywaliła jest we krwi. Zastanawiała się czy przypadkiem nie złamała mu nosa, ale nie interesowało ją to teraz. Nie czekając dłużej, ponownie się zebrała do biegu. Chciała jak najszybciej znaleźć się w swoim domu i zmyć te obrzydliwą krew.
***
Główna siedziba Fairy Tail, godziny poranne.
Wściekły niczym wulkan, chwiejnym krokiem szedł w stronę bogato zdobionych drzwi. Jedną ręką, która ubrudzona była krwią aż do łokcia, trzymał się za nos. Jego koszula również była cała zakrwawiona. Z oddali słyszał jakieś rozmowy i śmiechy co tylko potęgowało jego wściekłość. Nie zważając na nic, zamachnął się i z kopa otworzył drogie drzwi. Na tyle mocno, że odbiły się od ściany z drugiej strony. W tym momencie rozmowy ucichły, a on dostrzegł stojącą za barem Kinanę i siedzącego na wysokim hokerze Graya. Na jego widok kobieta pobladła, a Gray parsknął gromkim śmiechem.
- O stary, wiesz jak wszyscy się o ciebie martwili? Gajeel nawet tu był i pytał o ciebie. Co z tobą? Kto ci tak tę przystojną mordę przyozdobił? - zapytał wciąż nie mogąc opanować swojego chichotu.
Dragneel jedynie zmierzył go swoim przerażającym wzrokiem i usiadł na sofie pod ścianą. Kompletnie nie miał teraz ochoty na odpyskowanie swojemu przyjacielowi. Źle się czuł, mdliło go, a na dodatek nos palił i pulsował jak żar.
Gray zdziwiony brakiem kontry z jego strony, natychmiast do niego podszedł i usiadł na fotelu naprzeciwko. Kinana poszła po jakąś ścierkę i lód, a zaraz potem do nich przybiegła.
- Natsu, kto ci to zrobił? - zapytała troskliwie podając mu ścierkę namoczoną wodą i lód.
- Mam lepsze pytanie. - zaczął Gray który w tym momencie nabrał już większej powagi - Gdzieś ty do kurwy nędzy był? Nie dałeś nawet znaku życia po tej całej akcji w klubie.
Fullbuster chciał dodać coś jeszcze, ale skutecznie się powstrzymał gdy spojrzał na wyraz twarzy Dragneela. Już dawno nie widział go w takim stanie.
- Zajebie ją. - jego mrożący krew w żyłach głos przeszył całe pomieszczenie. Przyłożył sobie lód do obolałego nosa. Usiadł w szerokim rozkroku, opierając łokcie na kolanach. Kinana i Gray spojrzeli po sobie nie rozumiejąc co miał na myśli.
- Kogo? - zapytał Gray pochylając się nad nim.
- Te grubą kurwę, która najpierw rozjebała mi nos, a potem ukradła mojego Browninga. Przestrzelę jej łeb jak tamtemu psu.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro