Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom I, Rozdział 6. Złotowłosa Księżniczka.

7 września 1960 rok, Los Angeles, siedziba Fairy Tail, godziny późno wieczorne, dokładna lokalizacja nieznana...

Sędziwy starzec właśnie przesiadywał w swoim przytulnym gabinecie w ukochanym fotelu. Robił drobne porządki w swoich szufladach gdy nagle jego wzrok zatrzymał się na tej jednej, specjalnej. W swoim biurku miał on prywatną skrytkę i specjalny do niej malutki kluczyk, który nosił zawsze na swojej szyi. Zamyślił się przez chwilę przyglądając się drobnej dziurce w kształcie klucza. Bił się w myślach, ale przypomniał sobie stare czasy. Chęć odświeżenia swojej pamięci i ochota na przywołanie starych wspomnień wygrała. Z cichym jękiem odłożył na biurko dotychczas trzymane przez niego dokumenty po czym sięgnął do swojego naszyjnika. Schylił się i dwa razy przekręcił kluczem po czym usłyszał charakterystyczny szczęk otwieranego zamka.

Zerknął na swoje największe skarby, o których wiedział tylko on i jeszcze jedna osoba. Jego wzrok zawiesił się przez moment na pożółkłej już teczce. Po paru sekundach chwycił ją w dłoń i wyjął z głębokiej szuflady, dmuchnął nieco, bo osiadło się na niej sporo kurzu. Nie pamiętał kiedy ostatnio ich używał. Musiało to być z parę dobrych lat temu. Wysunął plik starannie złożonych dokumentów i w ciszy zaczął je przeglądać. Po chwili z pomiędzy nich wysunął się list z czerwonym woskiem, a na nim widniała pieczęć z wyraźnie odciśniętą głową lwa. Uśmiechnął się pod nosem, swój wzrok zawieszając na pięknej pieczęci po czym wysunął z koperty stary list. W momencie gdy ujrzał schludne, lekko pochylone na lewo pismo, nostalgicznie uśmiechnął się pod nosem. Po paru sekundach przyglądaniu się, schował list z powrotem do koperty. Kątem oka dostrzegł róg starej fotografii. Z jakby lekkim zawahaniem, sięgnął po nią.

Przyjrzał się jej dokładnie, swój wzrok zawieszając na konkretnie tych trzech osobach. Widok jego uśmiechniętej mafijnej rodziny zawsze wywoływał u niego fale wzruszenia, jak i wspomnień.
Jego ukochane dzieci... Byli wtedy tacy młodzi, tacy niedoświadczeni, jednakże zawsze razem i zawsze uśmiechnięci od ucha do ucha, a szczególnie ona.

W małym gramofonie stojącym na komodzie tuż za nim, cichutko leciał Mozart, Requiem do snu. Uwielbiał klasykę.

Swój wzrok skierował teraz na sam środek fotografii, zawieszając go na dwóch mężczyznach, którzy z obydwóch stron przyjacielsko obejmowali piękną kobietę. To były czasy gdy z twarzy Igneela nigdy nie schodził ten uśmiech. W ustach standardowo trzymał papierosa, a swoje ramię zgryźliwie uwieszał na niej.
Jego ciemniejsza karnacja kontrastowała z jej mleczną i jedwabną skórą...
Starzec zaśmiał się głośniej pod nosem gdy dostrzegł ten jego chytry, arogancki uśmieszek oraz tajemniczy błysk w oczach. Cały on. Był pyskaty i bezczelny, a jednocześnie tak bardzo mu lojalny i oddany. Głośniej westchnął pod nosem i błogo się przy tym uśmiechnął.

- Patrząc na twojego syna, widzę ciebie mój drogi przyjacielu... - szepnął z nostalgią wymalowaną na twarzy. Mówiąc to wyobraził sobie Natsu. Byli do siebie tak bardzo podobni. Igneel z zachowania był identyczny za młodzieńczych lat. Chociaż w sumie nie tylko z zachowania. Z wyglądu również był bardzo do niego podobny. Mięli te same dzikie spojrzenia i charakterystycznie aroganckie uśmiechy. Natsu jedynie po matce odziedziczył czarny kolor włosów, lecz teraz farbuje je na róż.

Jego głos lekko zadrżał, więc mocniej postrząsał głową i spojrzał teraz na najlepszego przyjaciela Igneela, Silvera.

Na jego twarzy było już więcej powagi i opanowania jednakże to były tylko pozory. Gray był do niego tak bardzo podobny. Z wyglądu wrodził się do Miki jednakże charakter zbliżony miał zdecydowanie do Silvera. Opuszkami palców przejechał po ich twarzach, zatrzymując się na dziewoi stojącej po środku. Piękna blond włosa kobieta z błękitną kokardą wpiętą w długie i lekko falujące włosy. Szeroko uśmiechnięta od ucha do ucha, uroczo zarumieniona. To było przeszło prawie trzydzieści lat temu. Pamięta ten dzień jak dziś, bo za tydzień miała mieć urodziny.

***

1 lipiec 1931 rok, stara siedziba Fairy Tail, Stan Kalifornia - Sacramento.

Wszyscy członkowie mozolnie zaczęli gromadzić się na placu przed ich starą siedzibą.

- Ej nie uwieszaj się tak na mnie!- jęknęła nerwowo gdy poczuła jak Igneel znów uwiesza się na jej ramieniu. Jej policzki pokryły dorodne rumieńce, a na twarzy malowało się wyraźne zakłopotanie.

- Hee? Przecież zawsze to robię, głupolu. - mruknął jakby naburmuszony, lecz mimo tego przebiegły uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Mężczyzna nic sobie nie robił z jej protestów i jeszcze bliżej się do niej przysunął opiekuńczo obejmując ją swoim silnym ramieniem.

- Tak, ale wiesz przecież, że nie lubię gdy buchasz mi papierosem prosto w twarz. Robisz to specjalnie... - szepnęła próbując odpychać się dłońmi od jego klatki piersiowej jednak na próżno, bo jego uścisk jedynie się zacieśniał. - Tak w ogóle to związałbyś te długie kłaki w jakąś kitkę, bo smyrasz mnie końcówkami po twarzy. - dodała spoglądając na niego spod byka. Mężczyzna widząc jej naburmuszoną minę, szeroko się uśmiechnął i lekceważąco prychnął pod nosem przymykając jedno oko jak to miał w zwyczaju.

- Jak zwykle przesadzasz, Złotowłosa. Jesteśmy najlepszymi partnerami, a dziś odwaliliśmy kawał dobrej roboty, więc weź na wstrzymanie i rozluźnij się! - poklepał ją po plecach i zaśmiał się perliście po czym z rozczuleniem dodał - Pamiętaj, że już zawsze będziemy razem!

Słysząca to kobieta szerzej otworzyła swoje bursztynowe oczy po czym uśmiechnęła się półgębkiem. Igneel przysunął się do niej jeszcze bliżej zmuszając ją żeby na niego spojrzała, jednakże ona gorączkowo uciekała od niego wzorkiem. Widzący jej zachowanie Igneel parsknął gromkim śmiechem jak to miewał w zwyczaju. Lubił wpędzać swoją przyjaciółkę w zakłopotanie. Jej miny zawsze go bawiły i sprawiały pewnego rodzaju satysfakcję. Jednakże nie trwało to długo, bo po chwili przeszkodziła im czyjaś ręka.

- Ona nie jest tylko twoja, nie zapominajcie, że ja też należę do waszego zespołu i nie jest nas dwójka, lecz trójka!

- Ej nie wpieprzaj się Silver! Miałeś stanąć po drugiej stronie, a nie między nami, dupku. - warknął oskarżycielsko buchając mu dymem papierosowym prosto w twarz. Fullbusterowi pojawiła się pulsująca żyłka na czole. Nienawidził gdy Igneel to robił. Dobrze wiedział, że próbuje rzucić palenie, a on mimo wszystko zawsze mu to utrudnia!

- Po pierwsze mówiłem ci już, że przez te twoje dmuchanie w mordę chce mi się palić do cholery! A po drugie, co!? Ona nie jest tylko twoja, chcesz się bić zapałko!? - krzyknął wyraźnie zdenerwowany Silver przybierając podobnie jak Igneel pozycję bojową.

Ci dwaj zawsze się kłócili, odkąd tylko sięgał pamięcią. Byli najlepszymi przyjaciółmi, ale ich charaktery były tak zróżnicowane, że można było je porównać do żywiołu lodu i ognia. Jedyną osobą, która potrafiła ich poskromić była ona, ich branżyjna partnerka zwana przez nich pieszczotliwie Złotowłosą Księżniczką.

- Wy to się jednak nigdy nie zmienicie...- westchnął stojący obok Gildarts patrząc na nich z politowaniem. - Ej Mika! Uspokój swojego narzeczonego, bo obiją sobie mordy, zanim fotograf zdąży cyknąć zdjęcie!

- A gdzie tam, myślisz że mnie posłucha?- jęknęła ze znudzoną miną stając obok Ojca. - To tak jakby próbować roztopić lód i ugasić żar za jednym zamachem.

- No dajesz lodówko, pokaż czego się nauczyłeś! - krzyknął rozjuszony Igneel, a chytry uśmieszek nie schodził z jego ust.

- Taki już ich urok. - dodał nieco zmieszany Ojciec Makarov, który stał tuż obok tego wszystkiego. Całej scenerii towarzyszył gwar członków Fairy Tail, przerywany co chwilę ich gromkimi śmiechami i gwizdami. Dziś odbyć się miało grupowe zdjęcie.

- Ej chłopaki, spokój! Ustawcie się lepiej, bo fotograf przez was korzenie zapuści. - mówiąca to blond włosa kobieta wbiła się między kłócących się mężczyzn, złapała obydwóch rękoma za szyję i przyciągnęła do siebie. - Uśmiechnijcie się by ta chwila już na zawsze została uwieczniona! - mówiąc to spojrzała na nich karcąco swój wzrok przerzucając z jednego na drugiego.

Mężczyźni rzucili sobie ostatnie groźne spojrzenia po czym oboje wybuchli głośnym śmiechem. Igneel przysunął się jeszcze bliżej do kobiety na co ta zerknęła na niego, oblewając się jeszcze większym rumieńcem.

- Masz rację, te chwilę pozostaną z nami już na zawsze. Tak samo jak to, że już zawsze będziemy razem, prawda Złotowłosa? - mówiąc to czule spojrzał na zarumienioną i uśmiechnięta kobietę. Ta jedynie skomentowała to cichym westchnięciem pod nosem po czym spojrzała wprost przed siebie, na fotografa.

- Racja, już zawsze i na zawsze. - dodała cichutko próbując opanować skołatane serce. Jego bliskość zawsze tak na nią działała. Mimo że skrzętnie to ukrywała, od zawsze go kochała..

- Uśmiech!!! - krzyk fotografa echem rozniósł się w ich uszach.

***

W tym momencie mocniej zacisnął swoje palce na zdjęciu, a po jego policzku spłynęło parę słonych kropel łez.

- Co się z tobą stało, Złotowłosa Księżniczko...? - szepnął cichutko pod nosem, swoim kciukiem sunąc po starej fotografii - Przecież mieliście być już zawsze razem... Ty, Igneel i Silver... Dlaczego więc tak okrutnie się to wszystko potoczyło?

Makarov cichutko zaszłochał, pozwalając tym samym by z jego oczu po raz pierwszy od dawna, wylewał się potok łez. Nie powstrzymywał ich. Dla niego rodzina była najważniejsza.

Tego wieczoru jeszcze nie raz zapłacze, pogrążając się w radosnych i ciepłych wspomnieniach, zakończonych okrutną i bezlitosną puentą.

***

Klub Variette, obrzeza Los Angeles godziny późno wieczorne.

Mieniące się niebieskie świata radiowozów policyjnych zablokowały całą ulicę wokół klubu. Otoczony żółtą taśmą obiekt był teraz starannie zabezpieczany. Nieupoważnieni nie mięli tam wstępu. Pani detektyw, Erza Scarlet kończyła właśnie przesłuchiwać właściciela oraz obsługę klubu. Policjanci próbowali zabezpieczyć wszystkie pozostawione ślady i dokładnie je oznakować.

Oszacowano że sześciu gangsterów, którzy napadli na klub zmarli na skutek odniesionych ran postrzałowych, głównie w klatkę piersiową i głowę. To były perfekcyjne oddane strzały. Były również cztery przypadki śmierci wśród cywilów. Natychmiast uznano to za zorganizowany napad na klub jednakże trzeba było ustalić tożsamość bandziorów. Ludzie nie byli jakoś zdziwieni całą tą sytuacją bowiem strzelaniny zdarzały się dość często w tym mieście.

Tytania wyszła właśnie z budynku po czym dokładnie rozejrzała się dookoła. Widok był zatrważający. Wszędzie wokół rozbryzgana była krew, która ciurkiem spływała po chodniku, aż na ulice. Mijała ciała przykryte białym materiałem, który gdzie nie gdzie przesiąknięty był czerwonymi plamami. W końcu w tłumie służb, dostrzegła niebieską czuprynę i profil twarzy przyozdobiony czerwonym tatuażem. Zacisnęła usta w wąska linie po czym nabrała nieco powietrza w płuca. Zawsze gdy go dostrzegała jej serce przyspieszało rytmu, a dłonie zaczynały się pocić. Mężczyzna pochylał się teraz nad ciałem ze stetoskopem, nasłuchując serca jednakże pokiwał głową na boki uznając, że kolejna osoba nie żyje.

- I co? Masz coś ciekawego? - zapytała próbując nabrać powagi w głosie, podchodząc do mężczyzny w białym kitlu, a ten gdy tylko ja usłyszał dźwignął się na równe nogi.

- Tak wiedz, że jak nikt inny znam ten kaliber i styl strzelania. - odparł po chwili zwracając ku niej swoją twarz. W dłoni podrzucał srebrny nabój, który po chwili rzucił w stronę kobiety. Ta sprawnie go złapała jedną ręką, zerkając na niego kątem oka. Zmarszczyła groźnie brwi i na powrót spojrzała na lekko uśmiechniętego mężczyznę.

- Wiem, że Natsu i Gray mięli dzisiejszy wieczór spędzać w klubie. Trzeba będzie ustalić tożsamość i przynależność zmarłych gangsterów. Nie wiadomo jaki był ich cel. Być może to tylko zbieg okoliczność, ale wydaje mi się, że skoro zostali postrzeleni przez Natsu, to musieli mieć na niego od kogoś namiary. Ktoś najwyraźniej miał ich na celowniku i chciał się pozbyć jednego z nas. - odparła szkarłatnowłosa kobieta badawczo ilustrując trupa leżącego pod jej nogami.

- Sprawdzimy to. Co do chłopaków to gdzie oni teraz są? - zapytał mężczyzna tym samym schylając się i zakrywając białym prześcieradłem ciało.

- Gray kibluje na wytrzeźwiałce z jakąś prostytutką, a Natsu wcięło i nie ma nim żadnego kontaktu. Może też nawalił się jak Gray i kona skacowany w swoim magazynie, kto go tam wie.

- Nie martwisz się o niego? - zapytał odwracając się łukiem do kobiety, podnosząc jedną brew do góry.

- Już nie raz pojawiał się i znikał z dupy. Jeśli jutro nie da żadnego znaku życia zaczniemy go szukać. Ale mam jedną prośbę, Mystogan. - jej twarz nabrała teraz grozy i większej powagi. Podeszła do niego, znacząco zmniejszając ich odległość. Mężczyzna odwrócił się całkowicie do niej swoim ciałem i pochylił nad jej twarzą, na co ona zareagowała drobnym błąkającym się rumieńcem.

- N-nie mów nic Ojcu, że chłopaki spędzali tu wieczór i że brali w tym wszystkim udział. Nie chcemy go jeszcze bardziej martwić, tym bardziej że ostatnio doskwierają mu problemy z sercem. - ostatnie zdanie niemalże wyszeptała mu do ucha.

Nie musiała tego mówić Mystoganowi. Był on lekarzem i doskonale zdawał sobie sprawę ze stanu zdrowia ich Ojca. Sam osobiście odbierał jego wyniki ze szpitala.

- Dobrze Erzo, nic nie powiem. - mężczyzna uśmiechnął się widząc zatroskaną minę swojej przyjaciółki po czym dodał - Masz moje słowo.

Słysząca to kobieta zaczęła rumienić się jeszcze bardziej po czym nerwowo odwróciła swoją głowę bok próbując uciec od jego przenikliwego wzroku. Widzący to Mystogan głośniej zaśmiał się pod nosem, ale nic już więcej nie mówił. Dobrze zdawał sobie sprawę z tego jak ona reaguje na jego obecność. Był wszystkiego świadomy jednakże póki co nie chciał się w nic angażować. Jeszcze nie teraz.

- J-jutro sprowadzę Gajeela i każe mu dowiedzieć się jak najwięcej się da odnośnie tych ludzi. Nie może być tak, że ktoś na nas poluje na terenie naszego stanu. Potrzebujemy dobrego szpiega, bo Gildarts poleciał do Nowego Yorku.

- Myślisz, że Gajeel sobie poradzi?

- Co jak co, ale to najlepsza do tego osoba, zaufaj mi. Nigdy się na nim nie zawiodłam.

***

Obrzeża Los Angeles, dokładna lokalizacja nieznana, godziny nocne.

" Na twoim miejscu bardziej przejmowałbym się sobą, bo tym razem trafiłaś na mnie, a ja nie będę się z tobą użerał, ty cycata krowo".

Po tym stwierdzeniu zwlókł się z niej i silnym chwytem za ramie, postawił do pionu.

- Mógłbyś być odrobinę delikatniejszy nie jestem jakąś lalką. - upomniała go wyraźnie rozjuszona próbując wyrwać swoją rękę z jego uścisku jednakże na marne. Facet był cholernie silny. Usłyszała jego głośnie prychnięcie pod nosem.

- Lalką może i nie, ale prostytutką to już na pewno. - wycedził z wyraźną kpiną w głosie po czym bezwstydnie zmierzył ją wzrokiem od czubka głowy, aż po palce u stóp. - Zaraz ci te krowie cyce wylecą na ziemie.

Słysząc te obraźliwą i jakże nie na miejscu uwagę, odwróciła się do niego bokiem próbując zakryć zakłopotanie na swojej twarzy.

- N-nigdy w życiu bym się tak nie ubrała z własnej woli! Zrobiłam to tylko ten jeden raz...- jęknęła zażenowana, próbując wolną ręką naciągnąć niżej swoje spodnie i top, który w wyniku szarpaniny podwinął się nieco do góry ukazując tym samym więcej jej płaskiego brzucha i zarys dużych piersi.

Mężczyzna nawet na nią nie spojrzał, a jedynie rozglądał się dookoła siebie. Nie interesowała go jakaś rozpieszczona dziunia. Miał na głowie rzeczy ważniejsze. Zerknął na palące się zgliszcza swojego samochodu po czym przeklął siarczyście pod nosem.

- Kurwa mać, dopiero go kupiłem. Nawet nie zdążyłem się nim dobrze nacieszyć! - krzyknął poirytowany po czym swoją wściekłą twarz zwrócił ku zlęknionej dziewczyny, szarpnął ją mocniej za ramie przysuwając bliżej swojej twarzy - Jesteś jakaś pechowa, bo drugi raz jesteś w moim towarzystwie i już drugi raz coś się stało z samochodem. Co jest z tobą nie tak do kurwy nędzy!?

Brew dziewczyny zaczęła wyraźnie drgać, a usta wykrzywiły w grymasie. Miała jakby uczucie déjà vu. Pomyślała sobie, że jak on w ogóle śmiał ją o to obwiniać!?

- Przepraszam!? To nie moja wina! - warknęła oburzona po czym zagryzła swoją dolną wargę i spojrzała na jego krwawiącą rękę, którą wciąż boleśnie ją trzymał za przedramię - I przestań w końcu mną szarpać, bo to boli.

Mężczyzna zerknął na nią kątem oka po czym głośniej wypuścił powietrze ze swych płuc. Chwilę tak się z nią mierzył na spojrzenia jednakże widząc jej determinację i nieustępliwość wymalowaną na twarzy, odpuścił nieco. Zwykle takie sytuacje mu się nie zdarzały, a kobiety drżały przed jego wściekłym spojrzeniem, ale nie ona. Coś ewidentnie było z nią nie tak.

- Tsh... rozjuszony prychnął pod nosem poluźniając nieco swój uścisk, po czym zaczął rozglądać się na boki, wzdłuż ulicy. Zmrużył swoje dzikie oczy w oddali dostrzegając wielki i pordzewiały szyld jakiegoś taniego motelu.

- Nie będę szedł taki kawał piechotą do miasta. Rusz się, niedaleko znajduję się motel, zatrzymamy się tam do rana.

Nie czekając na żadną reakcję dziewczyny zaczął ją ciągnąć za przedramię w tamtym kierunku. Jednak ona nie dawała za wygraną. Mocno się zaparła co spotkało się z jego rozwścieczonym i wymownym wzrokiem.

- Czego znowu?

- Nigdzie z tobą nie idę. - odparła spoglądając prosto w jego oczy.

Mężczyzna zaśmiał się kpiąco pod nosem po czym sięgnął do swojej kieszeni marynarki. Wyjął z niej swoją spluwę machając nią prosto przed twarzą kuso ubranej dziewczyny.
- Mam jeszcze dwa naboje i uwierz mi, nie zawaham się ich użyć. - oświadczył z powagą w głosie i z satysfakcją przyglądał się malującym emocją na jej twarzy.

Heartfilia nabrała nieco powietrza do ust, zaciskając swoje usta w wąska linie. Nie wiedziała czego może się po nim spodziewać. Był nieobliczalny i tak w głębi siebie, trochę się go obawiała. Jego oczy ją przerażały. Były zimne, wyrachowane i pozbawione jakichkolwiek ludzkich uczuć. Jego postawa w stosunku co do niej biła arogancją, a jego odzywki były bardziej niż bezczelne. Nie tak powinno się zachowywać w stosunku do kobiety. Co on manier nie ma czy co? Gorączkowo myślała co mu odpowiedzieć jednakże gdy już się zbierała by cokolwiek z siebie wydusić, usłyszała jego rozbawiony głos.

- Słuchaj no, jak będziesz stawiać opór i robić mi problemy to po prostu właduje ci po jednej kulce w nogi i skończy się twoje pierdolenie, a zacznie błaganie o litość, rozumiesz? - wysyczał z isntym jadem w głosie pochylając się nad nią jeszcze bardziej. Po raz kolejny chciał ją zdominować swoją postawą i groźnymi spojrzeniem jednakże ona była uparta i nie uginała się przed nim. Nie spodobało mu się to. To był chyba pierwszy raz gdy jakaś kobieta otwarcie mu się stawiała.

- Grozisz mi? - zapytała uparcie wpatrując się w niego, czekając na jego reakcje.

- Nie, tylko uprzejmie cię uświadamiam. - warknął i tym razem nie siląc się na delikatność, mocno nią szarpnął zmuszając do pójścia z nim.

Heartfilia nic już więcej nie powiedziała tylko zrezygnowana powłóczyła za nim. Jednakże w głowie wciąż układała sobie plan, jak wyjść z tej, patowej i jakże beznadziejnej sytuacji. Przez całą drogę co rusz ukradkiem na niego zerkała, ale on zdawał się nie zwracać na nią swojej uwagi i parł przed siebie wpatrzony jak krowa w gnat w motel, do którego coraz bardziej się zbliżali. Po jakiś piętnastu minutach wędrówki weszli do środka, a nad ich głowami rozbrzmiał dźwięk dzwoneczka. Wszędzie było kompletnie pusto więc musieli być jedynymi klientami w tej dziurze. Lucy rozejrzała się po recepcji i już z góry oceniła, że to sypiąca się rudera. Tynk odlatywał ze ścian, a gdzieś na suficie dojrzała sporego grzyba. Obdrapane ściany, jedna migająca żarówka zwisająca na kablu z sufitu wokół której latało parę much. Podłoga trzeszczała za każdym ich krokiem, a w tle brzdąkało sypiące się radio. Natsu z marsową miną zerknął na otyłą kobitę z kolorowymi papilotami siedzącą za ladą. Przeglądała jakieś czasopisma i zdawało się, że nawet nie zwróciła uwagi na to, że ktoś wszedł do środka.

- Jeden najlepszy pokój, na jedną noc. - warknął tym samym kładąc jakąś kwotę na blat. Nawet nie wiedział jaka cena ani nic tylko sypał pieniędzmi jak głupi.

- Łóżka oddzielne czy razem? - Zapytała po chwili i dopiero teraz zwróciła na niego swoją uwagę. Mozolnie zmierzyła ich wzrokiem kiwając głowa na boki z kwaśną miną.

- Obojętnie byle szybko. - odparł lakonicznie poirytowany mężczyzna, który zaczął stukać palcami o blat.

Obydwoje zdawali sobie sprawę z tego jak wyglądają jednakże recepcjonistka wydawała się nie interesować tym zbytnio, bo o nic więcej już nie pytała. Spojrzała na kwotę po czym z głośnym stękiem sięgnęła do szuflady, w której trzymała klucze. Położyła je im przed nosem po czym głośniej ziewnęła i znów wróciła do czytania jakiej pieprzonej gazety.

- Przepraszam, czy mogłabym skorzystać z telefonu? - Lucy zapytała uprzejmie z nadzieją w głosie, kątem oka zerkając na telefon stojący na parapecie za ladą.

- Uszkodzony. Jutro ma przyjść ktoś i to naprawić. - odparła znudzona przekładając następną stronę w gazecie, nawet na nich nie patrząc.

- Chodź już. - warknął mężczyzna po czym szybkim ruchem zabrał klucze i zaczął kierować się na piętro. Zrezygnowana dziewczyna poprawiła swoją torebkę po czym poszła za nim.

Zniesmaczona Heartfilia stojąc w progu rozejrzała się po "najlepszym" pokoju i aż nie mogła uwierzyć własnym oczom. Nie wyglądał on lepiej, niż sypiąca się recepcja na dole.

Jedno dwu osobowe łóżko, którego narzuta była w paru miejscach wygryziona przez mole, ubrudzony dywan na podłodze, odpadający tynk ze ściany i częściowo poplamiona jasna tapeta na ścianach.

- Wchodź. - Warknął tuż za jej plecami po czym ruchem ręki wepchnął ją głębiej do pomieszczenia. Wszedł od razu za nią, zatrzaskując głośno drzwi. Na tyle mocno, że z framugi uleciało parę ziarenek pyłu.

- To ma niby być ten najlepszy pokój? Dobre sobie.

Mówiąc to minął ją i podszedł do stolika obok okna, dłonią przejeżdżając po jego wierzchniej stronie. - Na dodatek syf jak w jakimś burdelu.

- Widzę że jesteś obeznany...

Mężczyzna słysząc kąśliwą uwagę skomentował to niezadowolonym mruknięciem pod nosem po czym usiadł na krześle i wyjął paczkę czerwonych Marlboro. Położył je oraz swój pistolet na stole, a sam rozsiadł się w wygodnym i szerokim rozkroku. Swój wściekły wzrok zawiesił na stojącej przy drzwiach dziewczynie. Przyjrzał się jej z wyraźnym niezadowoleniem i zaczął stukać palcami o blat.

- C-co jest? - Zapytała nie wiedząc czego się po nim spodziewać.

Mężczyzna chwilę milczał i nadal się w nią wpatrywał.

- Będziesz coś kombinowała to wpakuję ci kulkę bez żadnego ostrzeżenia. - Mówiąc to skinął podbródkiem w kierunku leżącego pistoletu. - I co tak stoisz w przejściu jak jakaś sierota? Rozgość się. - kpiąco się uśmiechnął po czym rozłożył szerzej ręce w geście pokazującym żeby czuła się jak u siebie jednakże gdy tylko to zrobił, głośno zasyczał pod nosem.

W całej tej sytuacji kompletnie zapomniała, że mężczyzna był przecież postrzelony i to przez nią. Dobrze wiedziała, że wtedy zasłonił ją własną ręką i uratował. Gdyby tego nie zrobił dostałaby kulkę w głowę i skończyłaby życie w jego pierdzielonym samochodzie. Może jednak on wcale nie był takim draniem na jakiego się kreuje?
Spoglądała jak mężczyzna zdejmuje swoją marynarkę ciskając nią gdzieś w kąt i z przekąsem odsuwa materiał białej, lecz teraz ubrudzonej czerwienią koszuli. Ręka od łokcia, aż po nadgarstek ubrudzona była krwią, a rana postrzałowa nie wyglądała najlepiej. Dziewczyna wiedziała co trzeba było robić jednakże obawiała się. Tylko czego? Przecież on w końcu uratował jej życie wiec ona również powinna się jakoś odwdzięczyć. Przecież tyle mogła dla niego zrobić prawda? Chwilę tak biła się w myślach gdy obserwowała wyraźnie cierpiącego mężczyznę i postanowiła. Schowała urazę ich pierwszego spotkania głęboko w kieszeń i zamierzała wyciągnąć do niego pomocną dłoń.

- Pokaż mi to. - odparła podchodząc do niego bliżej. Mężczyzna słysząc to przerzucił leniwie wzrok ze swojej ręki na dziewczynę, która chciała zaoferować mu pomoc. Zmrużył podejrzliwie oczy i znacząco jej się przyjrzał.

- Kpisz sobie ze mnie? - zapytał z rozbawieniem przekrzywiając swoją głowę nieco w bok. Cyniczny uśmiech nadal zdobił tę jego pyskatą buźkę. - Mam być opatrywany przez prostytutkę?

Heartfilia przymknęła oko na te obelgi, założyła swoje ręce na biodra i zrobiła poważną minę.

- Mówię śmiertelnie poważnie. Nawet mała rana postrzałowa może być groźna. - mówiąc to sięgnęła do swojej magicznej torebki, w której miała potrzebne rzeczy. Wyjęła niewielką metalową puszkę, w której trzymała bandaże, wodę utlenioną i jakieś drobne narzędzia medyczne.

- Prostytutka bawiąca się w medyka? No to nieźle trafiłem. - ironicznie skomentował, gwiżdżąc pod nosem.

Dziewczyna nie zwracała uwagi na jego ton i sposób z jakim się do niej odnosi. Wciąż powtarzała sobie w głowie, że uratował jej życie. Zdała sobie sprawę, że tak właściwie to jeszcze mu za to nie podziękowała. Tak samo za to, że wtedy pomógł jej z tym oprychem w klubie. Może i nie miał na celu jej wtedy pomóc, a jedynie uniósł się dumą w swojej sprawie, to i tak jej pomógł. Gdyby nie ten różowy pajac, skończyłaby zgwałcona, a potem może jeszcze zabita.

Zebrała się w sobie, podeszła do kuchennego blatu i umyła dokładnie ręce mydłem, aż po same łokcie. Cały czas czuła, że facet ją obserwuję. Miała wrażenie, że jego przenikliwy i nieufny wzrok wypali jej dziury w plecach. I miała rację, bo gdy tylko się odwróciła do niego, on cały czas bezkarnie się jej przyglądał, a cyniczny uśmiech nie schodził z jego ust. Podeszła do stołu, podsunęła sobie drugie krzesło siadając obok niego i nie bacząc na jego protesty, chwyciła rękę i zaczęła ją oglądać, jednakże w tym świetle mało co było widać. Zadarła głowę i spojrzała znacząco na lampkę nocną stojącą tuż obok niego.

- Czy możesz zapalić lampkę, proszę? W takim świetle mało co widzę.

Swojego wzroku nie odrywała od jego rany jednakże gdy po jej prośbie nic nie nastąpiło, zerknęła na niego. Mężczyzna nic sobie z tego nie zrobił, a jedynie drwiąco się uśmiechał, wpatrując w nią z niemałym rozbawieniem. Heartfilia przewróciła oczami po czym bez słowa wstała i zapaliła lampkę.

- Kula nie utknęła zbyt głęboko. Będę w stanie ją wyjąć i zszyć ranę. Do wesela się zagoi. - Powiedziała po czym lekko poklepała go w miejsce niedaleko rany. Gdy usłyszała jego bolesny syk, triumfalnie uśmiechnęła się pod nosem. Wiedziała, że kurewsko go boli jednakże on zgrywał przed nią twardziela. Widziała jak usilnie próbował walczyć z bólem jednakże nie chciał się do tego przyznać w jej towarzystwie. To w końcu rana postrzałowa, nie było więc mowy by to nie bolało. Przysunęła się bliżej stołu i poukładała sobie wszystkie narzędzia na białej ściereczce jednakże przerwała gdy usłyszała jego sztuczny śmiech.

- Haha, do czyjego wesela?- zapytał jeszcze wygodniej się rozsiadając. - Bo chyba nie do twojego? - Swoje plecy oparł o drewniane krzesło i spod gęstych rzęs, dokładnie ją obserwował. Dostrzegł na jej twarzy skupienie i profesjonalizm. Dziewczyna kompletnie go zignorowała, złapała jego rękę i delikatnie oparła o stół. Błądziła opuszkami palców po jego skórze i chwilę się zamyśliła.

- Dasz radę bez znieczulenia?

- Już nie przez takie rzeczy przechodziłem. Rób swoje byle dobrze. - odparł niczym nie wzruszony po czym wziął do ust jednego papierosa i zapalił. Dziewczyna zmarszczyła gniewnie brwi gdy buchnął jej dymem prosto w twarz, szyderczo się przy tym śmiejąc.

Wiedziała, że zrobił to specjalnie, ale po raz kolejny zignorowała jego złośliwe zachowanie czym nieświadomie zirytowała go jeszcze bardziej. Nie chciała dawać mu satysfakcji że wyprowadza ją z równowagi.

Zamiast przejmować się jego nie tęgą miną, zajęła się wyjmowaniem kuli. Nie obyło się bez jego prychnięć i syczenia, ale nic nie mogła na to zaradzić. Nie miała żadnego znieczulenia żeby mu ulżyć, musiał się więc trochę przemęczyć. Ale w sumie, po dłuższym namyśle stwierdziła, że może dobrze mu tak, niech ma za swoje. Za to, że wtedy ją potrącił i nie pomógł nawet wstać, też mu się coś należy. Jakby nie było to stłuczone biodro i noga bolały ją do dziś. Nachyliła się nad jego ręką, dokładnie ją obserwując. Delikatnie obracała nią w lewo i prawo mocno mrużąc przy tym oczy.

- Ścięgna ani kość nie są uszkodzone, miałeś szczęście.

Dragneel nic jej nie odpowiedział, a jedynie przewrócił oczami. Swój wzrok zawiesił teraz na widoku za oknem udając że słowa dziewczyny wcale go nie interesują jednakże coś cały czas nie dawało mu spokoju. Długo tak nie wytrzymał i po paru minutach znów swoje ślepia wbił w jej twarz. Mierzył ją wzrokiem i cholera wie co sobie tam myślał.

Dziewczyna wyjęła kulę jakimiś metalowymi szczypcami i wzięła się za oczyszczanie rany wodą utlenioną i wacikami, które miała w torebce. Teraz wzięła się za szycie rany jednakże wzrok mężczyzny trochę jej przeszkadzał. Czuła jego baczne spojrzenie co tylko niepotrzebnie ją peszyło i rozpraszało. Wzięła specjalną nić i dość cienką igłę zakończoną haczykiem.

- Nie gap się tak na mnie, bo się pomylę i jeszcze wbiję igłę tam gdzie byś nie chciał. - warknęła i tym samym przysunęła się bliżej niego. Poczuła wodę kolońską i bijące od niego ciepło. Ściągnęła swoje brwi, zacisnęła usta w wąską linię i wbiła igłę w jego ciało. W momencie gdy to zrobiła, usłyszała cichy syk pod nosem. Nie skomentowała tego, a jedynie uśmiechnęła się pod nosem.

- Skąd znasz się na medycynie? - zignorował jej prośbę po czym zapytał przekrzywiając nieco swoją głowę, opierając ją na lewym ramieniu. Uważnie spoglądał na nią spod gęstych, czarnych rzęs podejrzliwie mrużąc swoje oczy. Śledził każdy jej najmniejszy ruch ciała czy gest dłonią. Każdy, nawet najmniejszy.

- Moja mama była lekarzem. - odparła, lecz nawet na niego nie spojrzała. Całkowicie skupiona była na oczyszczaniu i szyciu jego rany. Odwróciła się sięgając po kolejne waciki z wodą utlenioną.

- Była? - powtórzył po niej podnosząc jedną brew ku górze.

- Tak, była. - na jej twarzy pojawił się lekki cień smutku co nie umknęło jego bystrym oczom. Już otwierał usta by o coś zapytać jednak głos dziewczyny go ubiegł.

- Tak w ogóle to chciałam ci podziękować...

Mężczyzna słysząc jej słowa wyraźnie się zdziwił.

- Hoh? Ty mi, za co? - mówiąc to, po raz kolejny dmuchnął jej prosto w twarz. Dziewczyna tylko przymrużyła oczy i głośniej kaszlnęła. Zerknęła na niego wymownie ale tylko przez sekundę.

- Nie zgrywaj się. Widziałam jak wtedy zasłoniłeś mnie własną ręką. Gdyby nie ty, dostałabym kulkę w głowę. Tak samo jak wcześniej pomogłeś mi z tamtym oblechem. - widząc kątem oka, że mężczyzna już otwiera usta by coś wtrącić, szybko dodała - Wiem, że było to przez przypadek jednakże jestem ci naprawdę wdzięczna. Raz prawie pozbawiłeś mnie życia jednakże, dwa razy mi je uratowałeś,więc dziękuję ci. - odparła tym samym odrywając się od jego ręki. Wyprostowała się na krześle i spojrzała mu prosto w oczy po czym szczerze się uśmiechnęła.

Widzący to mężczyzna nie wiedział jak zareagować. Czuł się zmieszany. To był chyba pierwszy raz w życiu gdy jakaś obca dziewczyna mu podziękowała. A on przecież był dla niej taki bezczelny i wulgarny. Ale postanowił się tym nie przejmować, bo przecież to tylko jakaś głupia pinda i nie zamierzał być dla niej milszy z racji, że go opatrzyła. To zwykła prostaczka, niczym nie wyróżniająca się z tłumu. Nigdy nie zwróciłby na kogoś takiego swojej uwagi. Była przeciętna i gruba, i nie miała w sobie nic specjalnego. Nic co przykułoby jego uwagę.

Wciąż w ciszy jej się przyglądał i podświadomie analizował ale najwyraźniej dziewczyna nie czekała na jakąkolwiek reakcję z jego strony, bo gdy tylko podziękowała i się uśmiechnęła, wytarła swoje ręce w szmatkę i odwróciła się do niego bokiem. Zaczęła składać swoje narzędzia do metalowego pudełeczka. Mimo całej tej sytuacji na jej twarzy błąkał się delikatny uśmiech, a ona oczyszczając narzędzia, mamrotała sobie coś pod nosem. Z zamyślenia wyrwał go jej głos.

- Gotowe. Za jakiś czas twoja ręka będzie zdrowa. Starałam się zrobić tak by nie pozostała blizna. Uważaj na nią i regularnie odkażaj, do czasu, aż nie zejdzie czerwona opuchlizna.

Mówiąc to nawet na niego nie spojrzała, a wciąż czyściła swoje narzędzia. Mężczyzna zerknął na swoją rękę i dopiero teraz dostrzegł pięknie zszytą ranę, jednakże coś dziwnego przykuło jego uwagę. Zmarszczył brwi gdy przypomniało mu się, że już gdzieś widział taki sposób szycia. Tylko nie bardzo wiedział gdzie.

- Co to jest? - zapytał przyglądając się dwóm małym krzyżykom na krańcach szwu.

- Ach, ktoś mi kiedyś pokazał taki sposób. A co? Coś nie tak? Trzyma cię lub krępuje skórę? - pytając przysunęła do niego i bez jego wcześniejszego pozwolenia czy nawet uprzedzenia, złapała za jego rękę, dokładnie ją oglądając i badając opuszkami palców. - Możesz normalnie ruszać ręką bez żadnych ograniczeń? - dopytywała z wyraźnym przejęciem na twarzy, co mężczyzna skwitował głośnym prychnięciem.

I czym ona się tak przejmowała? Idiotka nawet nie wie co ją czeka, pomyślał.

- Ta, mogę. - odburknął i odwrócił od niej swoją twarz. Była zdecydowanie za blisko, a on nie lubił gdy ktoś bez pozwolenia zabierał jego przestrzeń osobistą. - Ale nie myśl sobie, że dzięki temu wkupiłaś się w moje łaski. Zamierzam zabrać cię do mojego szefa, bo zbyt wiele widziałaś. A wiedz, że jak już tam trafisz to nie zagwarantuje ci że stamtąd wyjdziesz. - Mówiąc to cynicznie się uśmiechnął i ponownie tej nocy buchnął jej dymem papierosowym prosto w twarz. - Lepiej módl się o szybką śmierć, Złotko.

C.D.N

A poniżej narysowałam wam moich bohaterów ^.^
Fotografia.

Lucy w kawiarni.


Gray.


Natsu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro