Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom I, Rozdział 5. Tajemniczy wybawiciel..?

7 września 1960 rok, Los Angeles, mieszkanie Levy McGarden, godziny wieczorne.

- Czy ty na łeb upadłaś!? Nie włożę tego! - krzyknęła prawie na całe swoje gardło Lucy trzymająca teraz w dłoniach jak sama stwierdziła "strzępy ubrań". No bo jak można inaczej nazwać krótki, obcisły top sięgający ledwo za piersi i do tego jeansowe shorty odkrywające pośladki.

- Oj Lucy weź nie pierdol tylko wkładaj to, bo przez twoje marudzenie spóźnimy się na imprę. - jęknęła wyraźnie znudzona Levy, która siedziała na wygodnej sofie i nerwowo dyndała stopą w powietrzu. Wszędzie wokół niej panował istny bałagan. Porozwalane ubrania i buty walały się po całym salonie.

- Nie włożę tego, nie ma nawet opcji. Będę wyglądała jak prostytutka! - Lucy ponownie krzyknęła w kierunku wyraźnie znużonej przyjaciółki. Podeszła do niej parę kroków po czym rzuciła jej w twarz czarnym topem. Spod materiału usłyszała stłumiony jęk przyjaciółki.

- Masz piękne ciało, wielkie cyce a ponad to idziesz na porządną imprezę. Jak niby chcesz się ubrać, jak cnotka nie wydymka? Weź skończ marudzić i ubieraj się bo czas nad goni Lu. - odparła tym samym z twarzy ściągając kawałek materiału.

- Przecież mi z tego cycki wyskoczą!

- Nawet jeśli to po to masz biustonosz. Serio wkładaj to, bo zaraz pójdę bez ciebie jak będziesz się tak guzdrała. - mówiąc to Levy odrzuciła z powrotem czarny top trafiając tym samym w twarz zdegustowanej Lucy.

- To chociaż daj mi jakieś czarne rajtuzy żebym miała cokolwiek innego na dupie niż tylko majtki... - Heartfilia w końcu się poddała, bo co jak co ale w kłótni z Levy nie miała najmniejszej siły przebicia. Wiedziała że nie wyjdą z domu dopóki nie włoży tego, czego jej przyjaciółka przygotowała. To i tak ukłon że zgodziła się na lekki makijaż. Nigdy nie lubiła się malować, wolała być naturalna.

- No i to ja rozumiem, moja krew do cholery! - Levy od razu się ożywiła, po czym gwałtownie wstała z sofy krocząc ku dużej komody. Wyjęła z nich czarne rajtuzy i rzuciła Lucy a ta je zgrabnie złapała. Minęło może z 5 minut a była już gotowa. Stanęła jeszcze przed dużym lustrem ze zgorszeniem wpatrując się w swoje odbicie. Miała na sobie czarne cienkie rajtuzy, ciemne jeansowe shorty z wysokim stanem które ledwo zakrywały pośladki i czarny dość obcisły top na piersiach który sięgał ledwo do polowy żeber. Na ręce mieniła się srebrna bransoletka a na szyi drobny naszyjnik z małą gwiazdka którą kupiła sobie za swoją pierwszą w życiu wypłatę.

- No i jest gotowa nasza bogini seksu! - radośnie zacmokała Levy tym samym uwieszając się jej na szyi jak to zwykle miała w zwyczaju. - Spójrz na siebie kobieto, wyglądasz przepięknie. Masz idealna figurę a ten strój tylko ją podkreśla!

Heartfilia po raz kolejny z przekąsem spojrzała na swoją przyjaciółkę jednak zaraz wzrokiem powiodła do dużego lustra.

- Ja nie mówię, że coś jest nie tak z moją figurą, ale ja nigdy się tak nie ubierałam, to po prostu nieprzyzwoite! - pisnęła zażenowana Lucy, która obracała się lekko na boki z bólem przyglądając się odsłoniętym pośladkom. Co chwilę sięgała do shortów próbując je naciągnąć niżej, ale gdy tylko to robiła Levy karcąco uderzała ją po rękach.

- Zostaw, już nie dotykaj. - skarciła ją Levy po czym sięgnęła do komody, na której leżały porozwalane kosmetyki i szczotka - W ramach tego, że pozwoliłaś mi się ubrać to ja zrobię ci fryzurę jaką sobie zażyczysz - uśmiechnęła się do niej triumfalnie po czym stanęła tuż za nią.

- Dobra to zrób mi luźnego warkocza.

Słysząc markotną odpowiedź Heartfili, Levy pokiwała głową na boki z dezaprobatą.

- Oj Lu, jesteś po prostu beznadziejna... Warkocza do takiego stroju i na taką imprezę, ty chyba masz ducha staruszki.

Lucy słysząc kąśliwą uwagę przyjaciółki jedynie nadymała policzki i usiadła na taborecie przed toaletką. Nic nie poradzi na to, że lubi starodawny styl ubioru i fryzury. Nie czuła się jakoś mocno wybuchową osobą. Najlepiej czuła się w domowym zaciszu lub podczas swojego ukochanego joggingu, jednakże musiała przyznać, że jeszcze w pełni nie wyzdrowiała, a biodro nadal ją bolało jak się w nie mocniej dotknęła. W tym momencie przypomniał jej się niedawny incydent z tamtym różowym pajacem, który potrącił ją na pasach. Chciała potrząsnąć głowa na boki, ale nie mogła, bo przyjaciółka ją czesała. Tamten typ mocno jej wtedy podniósł ciśnienie. Cholery... dupek! Pochłonięta swoimi myślami, w których przeklinała tamtego różowego klauna nawet się nie spostrzegła jak jej fryzura była gotowa.

- Dobra gotowe! - krzyknęła podekscytowana Levy - A teraz zbieraj dupę w troki i szykuj się na nocne balety! - krzyknęła uradowana McGarden po czym niczym struś pobiegła w kierunku przedpokoju krzycząc coś jeszcze po drodze.

Lucy jedynie przewróciła oczami ostatni raz z wyraźnym grymasem spoglądając na swoje odbicie w lustrze. Lekki makijaż w postaci delikatnej szminki i potuszowanych rzęs dodawał jej jeszcze większego uroku. Sięgnęła dłonią do swojej grzywki puszczając dwa dłuższe pasma po bokach twarzy. Tak było jej o wiele lepiej. Zmarkotniała gdy wzrokiem powiodła niżej na swoje zbyt wyeksponowane piersi. Mlasnęła niewyraźnie pod nosem po czym gwałtownie wstała i sięgnęła jeszcze po swoją czarną torebkę, którą przewiesiła przez ramię. Co jak co, ale miała w niej wszystko, co uznawała za potrzebne. Nosiła nawet mały zestaw pierwszej pomocy w postaci bandażu, plastrów i wody utlenionej... No cóż, zboczenie z powołania dawało jej się we wznaki. Miała dużą wiedzę medyczną i chemiczną, i nigdy nie rozstawała się ze swoim wyposażeniem medyka. Schyliła się i na stopy ubrała wysokie czarne koturny do połowy łydek. W duchu cieszyła się, że chociaż ma na sobie rajtuzy i jej nogi nie wydają się być aż takie gołe.

- No idziesz czy nie!? Ja tu korzenie zapuszczę!

Z oddali dobiegł ją głos wyraźnie zirytowanej przyjaciółki. Przeklęła coś jeszcze pod nosem po czym zaczęła biec w stronę wyjścia z mieszkania.

- Już idę, idę!

***

Klub Variette, godziny wieczorne, obrzeża Los Angeles.

Odgłos dudniącej muzyki klubowej panoszył się po jego głowie. Dym papierosowy zmieszany z oparami alkoholowymi dało się czuć w powietrzu. Czerwone neonowe światła przeplatające się z niebieskimi drażniły nieco jego wrażliwe oczy. Siedział właśnie w specjalnej loży dla Vipów w towarzystwie jakiś dwóch panienek, które się do niego przyplątały, ale w tej chwili miał na to wyjebane. Naprzeciwko niego na kwadratowej sofie obitej prawdziwą skórą siedział Gray, który w najlepsze pochłonięty był chlaniem wódy z jakąś prostytutką, którą spotkali na rogu ulicy. Była tania więc Gray wziął sobie ją jako towarzyszkę. Był singlem więc co sobie będzie żałował. Natsu rozsiadł się wygodniej na dużej sofie po czym oparł swobodnie obydwie dłonie na oparciach sofy, głowę odchylając nieco do tyłu. Swój znudzony wzrok skierował w sufit. Sam był już trochę podchmielony, ale nie aż tak jak jego przyjaciel. W ustach trzymał swojego ukochanego czerwonego Marlboro. Miał wziąć ze sobą Lisanne jednakże dobrze, że jej tu nie było. Nigdy przychylnie nie patrzyła na jakąkolwiek panienkę kręcącą się wokół niego. Osobiście bawiło go to. Te całe akty zazdrości. Baby są jednak głupie jak but.

Kątem oka obserwował bawiące się w najlepsze tłumy ludzi. Nie miał ochoty na żadne tańce, a poza tym nie lubił tego robić. To zwykle Gray wywija na parkiecie jak pojeb, ale dzisiaj najwyraźniej wolał chlać w towarzystwie jakiejś taniej kurwy. Na widok swojego uchlanego przyjaciela cicho i z pogardą zaśmiał się pod nosem. Szczerzę mówiąc w tym momencie Dragneel wolał siedzieć w spokoju, paląc swojego papierosa i popijać drogi alkohol niż przeciskać się w tłumie spoconych nastolatek. Poszedł na tę imprezę tylko dlatego, że Gray bardzo nalegał. Po chwili poczuł ciepłą dłoń na zewnętrznej stronie uda, która niebezpiecznie i mozolnie sunęła w kierunku jego krocza. Niemalże natychmiast przerzucił swój znudzony wzrok na jedną z kobiet, która się do niego przylepiła. Jego głowa nadal pozostała w tym samym miejscu co wcześniej, a jedynie swoim wzrokiem, który nabrał teraz nieco grozy sunął po jej twarzy.

- Może nieco się zabawimy przystojniaczku? - zapytała przeciągle przysuwając się do niego jeszcze bliżej. Jej dłoń znów niebezpiecznie zaczęła sunąć ku jego krocza, ale teraz już po wewnętrznej stronie uda. Dragneel zmierzył ją badawczo, swój wzrok zawieszając na nadmiernie wyeksponowanym biuście jednakże potem przekierował go na jej twarz. Czerwona szminka kuła go w oczy, a mocny makijaż odpychał. Nie podobały mu się kobiety z mocnym makijażem. Gdy tak się do niego przysunęła, poczuł odór gorzały, który podrażnił jego wrażliwy nos. Drugą wolną dłoń położyła na jego wysportowanej klatce piersiowej, bezkarnie badając jego mięśnie pod białą koszulą.

- Lepiej zabierz te swoje rączki, bo inaczej pożałujesz, dziwko. - warknął w jej stronę, ale kobieta wydawała się nic sobie z tego nie robić i dalej brnęła w jego przestrzeń osobistą. Natsu zmrużył niebezpiecznie swoje brwi gdy poczuł jej ciepłą dłoń na pasku swoich spodni. Nie podobało mu się to, że dziwka nie posłuchała go za pierwszym razem.

- Oj już nie bądź taki niedostępny, mnie się chyba nie będziesz opierał co? - kobieta przybliżając się do niego wyszeptała mu coś na ucho jednakże zamarła w bezruchu gdy poczuła coś zimnego, boleśnie wciskającego się w dół jej pleców. Dyskretnie zerknęła na rękę Dragneela, którą teraz ją obejmował. Drgnęła gdy dostrzegła lufę pistoletu wciskanego w jej krzyż. Momentalnie jakby otrzeźwiała i nieco pobladła. Spojrzała na twarz mężczyzny, na której teraz widniał cyniczny uśmieszek.

- Dalej taka chętna, złociutka? - wysyczał przez zęby piorunując wzrokiem namolną kobietę.

- N-nie przepraszam, nie powinnam... - wydukała drżącym głosem po czym prędziutko odsunęła się na odległość jego wyciągniętej ręki. Znudzony i lekko poirytowany Dragneel dyskretnie schował pistolet za czarną marynarkę po czym gestem dłoni przeczesał swoje bujne włosy do tyłu. Zebrał się w sobie i dźwignął na równe nogi. Wyjął peta z ust przyduszając go na szklanej popielnicy. Strzepnął jeszcze zalęgający popiół ze swojej marynarki. Widząc pytający i spity wzrok Graya i uwieszoną na jego karku prostytutkę, rzucił tylko, że idzie do baru domówić alkoholu. Tamten jedynie skinął głową i nadal spruty jak bela kiwał się na boki co rusz obmacując kobiety za ich jędrne piersi. Dragneel tylko przewrócił oczami po czym opuścił lożę dla Vipów. Od razu spotkał się z wielkim i skaczącym w najlepsze tłumem, przeciskając się przez niego co rusz ktoś odbijał się od jego ciała co niezmiernie go irytowało. W końcu przez przypadek jakiś koleś wpadł na niego rozlewając nieco wódki na jego ramię.

- Ups, sorki koleś. - napruty mężczyzna przeprosił unosząc dłonie ku górze i czknął jednocześnie. Wściekły Dragneel chciał go już chwycić za kołnierz i sprowadzić do pionu jednakże jak gość szybko się pojawił tak zniknął w gęstym tłumie. Przeklął siarczyście pod nosem po czym ruszył w kierunku baru. Z ulgą stwierdził, że tam jest nieco mniej ludzi, bo prawie wszyscy zalegali na parkiecie.

***

Lucy wciąż krążyła po wielkiej hali szukając swojej przyjaciółki która poszła po drinki i zaginęła w akcji. Wiedziała, że tak się to skończy, bo zawsze kończyło się na tym, że musiała jej szukać i niańczyć jak małe dziecko. Zrezygnowana kierowała się ku baru mając nadzieję, że właśnie tam zastanie swoją przyjaciółkę. Z ulgą stwierdziła, że bar nie jest tak bardzo oblegany. Podeszła do lady przetrzymując się jej i zwinnym ruchem wskoczyła na wysoki hoker. Głośna muzyka dudniła jej w uszach, a nuta potu zmieszana z alkoholem nie przypadała do jej gustu. Podniosła rękę do góry, a wytatuowany po czubek głowy barman podszedł do niej z surową miną. Nachyliła się nieco w jego kierunku pokazując na swoje ucho.

- Przepraszam, ale czy nie było tutaj bardzo drobnej i kuso ubranej dziewczyny?! - krzyknęła głośno kiedy barman pochylił się nad ladą. Ten jedynie kiwnął głową przecząco po czym zapytał.

- Niestety nie, ale może chcesz coś zamówić ślicznotko? - zapytał znacząco drgając brwiami, a wyraz jego twarzy nieco złagodniał kiedy zawiesił wzrok na jej jednrych i dużych piersiach. Dziewczyna mocno się speszyła i w ekspresowym tempie wyprostowała jak struna. Poprawiła swój czarny top próbując zakryć nieco swoje piersi.

- N-nie dziękuję! - krzyknęła tym samym kiwając nerwowo głową na boki. Barman jedynie wzruszył ramionami po czym z jakby rozczarowaną miną wrócił do swojej pracy. Zdegustowana Lucy podparła głowę na nadgarstku i z głośnym westchnięciem obserwowała krzątającego się za ladą mężczyznę. Ze znużeniem przyglądała się jak chwyta butelki z rożnymi alkoholami i miesza drinki dla naprutych klientów. Chwilę tak wodziła po drewnianym i dość sporawym barze, aż w końcu wzrok ponownie utkwiła w dość przystojnym barmanie. Przyjrzała się mu bardziej, a wtedy dostrzegła mnóstwo tatuaży pokrywających jego umięśniony kark. Wytężyła wzrok i dostrzegła parę kropelek potu ostających się na jego szyi. Zacisnęła usta w wąska linię karcąc się w myślach. W międzyczasie jakaś kobieta zajęła miejsce na hokerze obok niej. Lucy przekręciła nieco głowę w lewą stronę, a wzrok zawiesiła na zardzewiałym szyldzie mówiącym gdzie są toalety. Wciąż zastanawiała się gdzie podziała się Levy. Przeszukała całą salę wzdłuż i wszerz, ale po tej małej pindzie słuch zaginął. Mimo że starała się tego nie robić to przeklęła siarczyście pod nosem, zabawnie marszcząc przy tym nos.

- Oj będzie mi się mały kurwistrzał tłumaczył...

Poirytowana Heartfilia stwierdziła, że ma to w dupie, sama też chętnie się zabawi. Dlaczego to zawsze ona ma być tą odpowiedzialną? Niech się dzieję co ma dziać. Już chciała otworzyć usta i zawołać barmana coby zamówić szota, ale ubiegł ją głos, którego barwę jakby skądś kojarzyła. W tym samym momencie poczuła jak ktoś wciska się między nią a siedzącą obok kobietę. Poczuła zapach wody kolońskiej zmieszanej z papierosami, a zaraz potem spostrzegła męska rękę kładącą pokaźną sumę pieniędzy na ladzie.

- Dwie butelki Bookers'a Kentucky.

Jej serce szybciej zabiło czując jak mężczyzna praktycznie kładzie się na jej ramieniu. Kątem oka dostrzegła jego zawieszony na jej barku nadgarstek z Rolexem, który wyłonił się zza rękawa ciemnej marynarki. Mężczyzna bezkarnie się na niej opierał. Musiał być jakąś grubą rybą, skoro stać go było na tak drogi alkohol i zegarek. Nie miała problemów z tym żeby rozpoznać, że jest oryginalny. Jej ojciec również posiadał Rolexy i bez problemu potrafiła odróżnić oryginał od fałszywki. Nie miała ochoty nawet na niego spojrzeć albo odezwać się. Z grubsza stwierdziła, że to zapewne jakiś pijany dziad, który ledwo doczłapał się do baru. Nie przejmując się niczym poprawiła nieco swoje torebkę przekręcając ją do przodu. Ruchem ramienia strąciła z siebie uciążliwą i ciężką rękę po czym zwinnie zeskoczyła z wysokiego hokera. Udając się w lewą stronę do toalet, tam gdzie prowadził biały szyld. Musiała iść przemyć twarz, bo robiło jej się duszno. W dodatku zapach wody kolońskiej i papierosów drażnił jej nos. Weszła w dość długi i zaciemniony korytarz na końcu, którego znajdywały się trzy pary drzwi. Toaleta męska, damska i drugie wyjście z lokalu na wprost. Przeklęła w myślach gdy drogę zastawił jej rosły mężczyzna z lubieżnym uśmieszkiem przylepionym do mordy. Jak na ironię nikt inny tutaj nie był, tylko on. Przeklęła w myślach swoją głupotę, że dała się w ogóle na to wszystko namówić.

- Chcę iść do toalety, proszę zejść mi z drogi.

Mężczyzna uśmiechnął się jeszcze szerzej gdy Lucy gorączkowo próbowała go wyminąć z każdej strony, ale on skutecznie torował jej drogie.

- Dokąd to panienko? Choć zaprowadzę cię, pójdziemy tam razem. - wycharczał jej wprost do ucha nachylając się nad nią i ręką uniemożliwiając jakikolwiek ruch. Lucy już lekko zmieszana odwróciła się na pięcie do niego po czym przeszła może dwa kroki, poczuła jak koleś chwyta ją dość mocno za przedramię i ciągnie z powrotem do siebie. Paker drugą wolną ręką zakrył jej usta tak by dziewczyna nie była w stanie wydać z siebie żadnego dźwięku. Spanikowana rzuciła ostatnie spojrzenie na bar, lecz nikt nie patrzył w jej kierunku. Tak jej się przynajmniej wydawało.

***

Jakaś dziewczyna przed chwilą zwolniła miejsce na hokerze więc korzystając z okazji Dragneel sprawnie na niego wskoczył. Poprawił nieco swój podwinięty rękaw ukazujący jego drogi i cenny zegarek po czym ze znużeniem czekał, aż barman przyniesie z zaplecza jego upragniony trunek. Sto trzydzieści dolców za jedną butelkę, nieźle. Ale w końcu co to za problem, było go przecież na to stać. Gdyby chciał kupiłby sobie cały ten klub, a jego budżet nawet by tego nie poczuł. Oparł łokcie na ladzie, wzrokiem odprowadzając jakąś blondynę do czasu, aż ta nie zniknęła za rogiem. Wzrok zawiesił na jej długim blond warkoczu. Przymknął nieco swoje powieki i z poirytowaniem przypomniał sobie tamtą cycatą krowę, przez którą musiał się później wysłuchiwać niezłego wykładu od Fullbustera. Miał wrażenie, że była do niej podobna. Chwilę tak siedział, zaczynał się niecierpliwić. Zaczął nerwowo stukać palcami o blat gdy nagle swój wzrok przerzucił na lewo spoglądając na zakręt do długiego korytarza. Dostrzegł tę samą dziewczynę, która zwolniła mu siedzenie z tym, że teraz wyglądała na jakąś nerwową i wyraźnie przestraszoną. Nie zainteresowałoby go to gdyby nie fakt, że cholernie mu kogoś przypominała. Już chciał odwrócić wzrok gdy dostrzegł rękę jakiegoś napakowanego kolesia, który łapie ją za przedramię i wciąga z powrotem do ciemnego zaułka. Zmarszczył nieco swoje brwi po czym udał, że tego nie widział. Nie jest jakimś pieprzonym bohaterem, który poleci ratować pierwszą lepszą panienkę z opresji. Jednakże coś cały czas nie dawało mu spokoju. Przymknął nieco swoje powieki, ale gdy tylko przypomniał sobie, że tamta cycata krowa miała na szyi taki sam srebrny naszyjnik z gwiazdką momentalnie oprzytomniał. Czy to możliwe żeby to była ona? Zaśmiał się pod nosem triumfalnie po czym przypomniał sobie, że przecież nie popuści jej tego płazem. Musiał się upewnić czy to na pewno ona. Gestem ręki przywołał do siebie barmana, który na chwilę się wyłonił z zaplecza z dwoma butelkami upragnionego alkoholu.

- Zaraz wrócę. - mruknął w jego kierunku po czym zeskoczył na równe nogi i szybko powiódł w stronę ciemnego korytarza. Wpakował dłonie w kieszenie spodni dziękując swojemu szczęściu, że będzie miał okazję do zemsty, bo co jak co, ale on nie popuszcza nikomu.

***

- Zostaw mnie - wycedziła przez zęby próbując odepchnąć nachalnego kolesia ręką. Ale na nic się to zdało, bo chłop mierzył chyba z dwa metry, a w dodatku był przypakowany jak świnia na sterydach.

- Fiu fiu nie tak agresywnie, co kruszyno? - warknął w jej stronę pochylając się tuż nad jej uchem. Poczuła wtedy jego rękę na swojej piersi. - Chodź ze mną.

Przez chwilę faktycznie prawie wpadła w panikę. To był pierwszy raz gdy znajdywała się w takiej sytuacji. Szybko przekalkulowała swoje siły, ale gorzko przyznała, że była na straconej pozycji. Wzięła większy wdech mając zamiar krzyknąć na całe swoje gardło, ale wtedy mężczyzna zakneblował jej usta ręką.

- Piśniesz choćby jedno słówko, a będzie tak bolało, że będą musieli ci szyć pizdę, rozumiesz? - wycedził z groźną miną, a z jego ust zniknął przybiegły uśmieszek, po czym zaczął się do niej dobierać. Dossał się do dziewczęcej skóry na szyi. Heartfilia poczuła nieprzyjemne dreszcze rozchodzące się po obojczyku, jak i falę obrzydzenia. Zaczął ją za sobą ciągnąć w kierunku męskiej toalety. Mimo że z całej siły stawiała opór miała wrażenie, że to tak jakby uderzała w ceglaną ścianę. Poirytowany mężczyzna szarpnął nią kilka razy klnąc coś przy tym pod nosem. Lucy mocniej zacisnęła zęby, musiała walczyć. To nie w jej stylu poddawać się bez walki. Już zbierała siłę w swojej obolałej nodze żeby przywalić kolesiowi prosto w kroczę gdy nagle zobaczyła jak ktoś kładzie dłoń na jego ramieniu.

- Zabieraj łapy, gnoju na sterydach.

Na ton tego jakby znajomego głosu, drgnęła. Wyraźnie wkurwiony oprych tym, że ktoś śmiał mu przerwać zacisnął mocniej swoje zęby.

- Nie przerywaj mi, chłopczyku.

Obrócił lekko twarz w stronę nowo przybyłego intruza z zamiarem przyjebania mu, ale za nim w pełni to zrobił poczuł jak czyjaś pięść dosłownie wgniata się w jego twarz. Odgłos łamanego nosa dało się usłyszeć nawet przez nieustannie dudniącą muzykę. Siła uderzenia była tak mocna, że na dekolt Lucy poleciało parę kropel krwi. Automatycznie wyprostowała się jak struna spoglądając na wszystko z szeroko otwartymi oczami. Więc jednak ktoś jej pomógł. Nie widziała swojego wybawiciela, bo zasłaniało jej wielkie cielsko tego napaleńca. Nie ruszyła się nawet o minimetr, stała jak wryta nadal mocno wciskając się plecami w zimną ścianę.

- Aaa kurwa mać! Złamałeś mi nos ty chuju! - warknął stłumionym głosem, trzymając się za obolałą facjatę. Mocno zaciskał powieki. Musiało cholernie boleć, bo krew lała się strumieniem spadając i ociekając po jego rękach, aż po łokcie.

- Wypluj to co powiedziałeś, grubasie, bo inaczej jeszcze mocniej przemagluję ci ten twój krzywy ryj.

- Wypad stąd, chcę się tylko zabawić z tą laleczką. Wypierdalaj! - oburzył się po czym na jego twarzy pojawił się uśmieszek, mocno zacisnął swoją pięść i już chciał się odwinąć w kierunku mężczyzny stojącego za nim. Jednakże tamten był o wiele sprytniejszy i gdy tylko grubas wymierzył cios, tamten bez żadnego problemu złapał jego pięść w swoją i mocno zacisnął. Tak mocno, że odgłos trzaskających palców przeszył cały korytarz.

- Nie chcę się powtarzać, jak mnie nazwałeś? „Ty chuju"? - Dragneel błyskawicznie złapał go za fraki po czym przysunął nieco w kierunku swojej twarzy. - No i spójrz na siebie sieroto, po co ci to było. Trzeba było wypierdalać gdy tylko się tu pojawiłem. - wycedził z cynicznym uśmieszkiem po czym splunął mu prosto w twarz, a potem mocno szarpnął w dół i wpakował mu kolano prosto w przeponę, a potem znów z tym, że w żołądek. Poobijany mężczyzna upadł na kolana z trudem łapiąc powietrze w płuca. Pochylał się do przodu ciężko dysząc i krztusząc się jak gruźlik wypluwał z ust żółtawą wydzielinę. Już miał upaść na podłogę jednakże nie dane mu było, bo Dragneel złapał go za chwiejącą się głowę i na dokładkę wpakował kolano w twarz. Jego krew trysnęła nawet na ściany, a grubas wydał z krtani przeraźliwy krzyk, a stojąca obok Lucy jeszcze mocniej wbiła się, się w ścianę wydając z siebie cichy i niekontrolowany pisk. Wystraszyła się i to nie na żarty. Nie spodziewała się że sytuacja przybierze takiego obrotu.

- Kurwa mać, pobrudziłem sobie przez ciebie spodnie i marynarkę, a dopiero co odebrałem je z pralni ty złamasie.

- J-jeszcze mi za to zapłacisz ty... - urwał swój drżący głos gdy tylko spojrzał swojemu przeciwnikowi prosto w twarz. Przeraził się i to nie na żarty. Dragneel przytłaczał go nie tylko swoją postawą, ale także swoim przeszywającym wzrokiem i mimo, że był od niego mniejszy, był silniejszy. Spojrzał na jego włosy i wtedy już do niego dotarło z kim zadarł.

- Masz dwie sekundy żeby mnie przeprosić, przerośnięty bydlaku. - wycedził Dragneel po czym wolnym krokiem zaczął do niego podchodzić.
- Jedna. - zaczął liczyć.
Widzący to klęczący mężczyzna zniżył swoją głowę wbijając ją w czerwony dywan wyłożony w całym lokalu.

- P-przepraszam! - krzyknął nerwowo wciąż trzymając się za swoją obitą twarz. Dragneel prychnął pod nosem po czym butem przydeptał jego głowę sprawiając, że wgniatał jego nos jeszcze bardziej w podłogę.

- Głośniej, bo inaczej połamię ci wszystkie kości. - mówiąc to pochylił się nad nim, a przebiegły uśmieszek wciąż nie schodził z jego ust.

- P-PRZEPRASZAM!

Słyszący to Natsu cicho się zaśmiał. Chwilę go tak jeszcze przygniatał, napawając się tą chwilą. Zabrał swojego wypolerowanego buta z jego głowy, wyprostował się po czym włożył dłonie do kieszeni i warknął do zwijającego się z bólu mężczyzny.

- Spierdalaj stąd, na to masz już tylko sekundę.

Oprych nic już więcej nie powiedział. Zebrał się z podłogi w try miga po czym zaczął uciekać w popłochu gdzie pieprz rośnie. Nawet się za siebie nie oglądając, prawie wywrócił się na zakręcie po drodze taranując grupkę jakiejś młodzieży. Jak dotąd obserwująca to z przerażeniem Lucy swój wzrok przerzuciła na swojego „wybawiciela", który spoglądał w stronę gdzie przed chwilą zniknął tamten zmasakrowany bandzior. Zmrużyła nieco swoje oczy próbując przypatrzeć mężczyźnie stojącemu może dwa metry od niej. Już otwierała usta z zamiarem podziękowania gdy Dragneel zwrócił ku niej swoją groźną twarz. W tym momencie nogi się pod nią ugięły. Nie z tego, że był nieziemsko przystojny, a dlatego że skądś go kojarzyła. Minęły może dwie sekundy gdy nagle do niej doszło, kim jest owy tajemniczy wybawiciel...

- Ty jesteś tym klaunem, który mnie wtedy potrącił! - krzyk Heartfilii dotarł do jego uszu, wyciągnęła w tym samym momencie swój palec, oskarżycielsko w niego celując.

- Wiedziałem że skądś cię kojarzę, gruba krowo. - wycedził przez zęby Dragneel po czym w szybkim tempie znalazł się tuż przed nią. Chwycił ją mocno za ramiona i bez żadnej delikatności, przybił do zimnej ściany. Wpatrywał się w jej oczy z istną furią.

- Wiesz ile mnie wtedy kosztowało nerwów by wytłumaczyć się przed kumplem? Miałem szczęście, że cię tutaj spotkałem za to ty, cholernego pecha. - warknął pochylając się tuż nad jej twarzą. Po chwili swoje dłonie mocno przybił po obydwóch stronach jej głowy. Zaczął przygniatać ją własnym ciałem jeszcze bardziej do ściany śmiejąc jej się prosto w twarz. Był na tyle blisko, że poczuł jej słodkie perfumy, które drażniły jego nos.

- To nie moja wina, że nie potrafisz jeździć, w dodatku potrąciłeś mnie na pasach! Wiesz jak mnie bolało? A ty nawet nie ruszyłeś swojej szanownej dupy żeby pomóc mi chociażby wstać! - krzyknęła z wyraźnym wyrzutem co Dragneel skwitował głośnym prychnięciem. Próbowała się wyrywać, ale nie miała siły przebicia. Facet miał tak wysportowane ciało, że dla niej był jak skała.

- Jak to tam szło? Zwyzywałaś mnie od debila i palanta, a na dokładkę pożegnałaś środkowym palcem? Chyba widziałaś co się dzieję z pionkami, którzy śmią mnie obrazić? - zapytał pochylając się jeszcze bardziej nad przerażoną dziewczyną. Chciał zgromić ją swoją dominującą postawą i przeszywającym wzrokiem. Wiele osób bało się go w takim stanie. Wiedział, że gdy chciał miał przerażający wzrok. Jednakże nie spotkał się ze wzrokiem, który chciał ujrzeć. Zamiast tego dziewczyna patrzyła na niego z zacięciem na twarzy. Spod długich czarnych rzęs dostrzegł ogniki determinacji. Dragneel na ten widok mocniej zacisnął szczękę napinając swoje mięśnie w całym ciele.

- Wiedz, że pożałujesz tego, suko. - mówiąc to już sięgał do kieszeni za swoją marynarką gdy instynktownie zerknął w bok. W stronę gdzie w najlepsze bawił się roztańczony tłum ludzi. Gdzieś między nimi dostrzegł świecącą się lufę od pistoletu. Jego ciało zareagowało intuicyjnie, a czujny wzrok wytężył. Złapał niczego nieświadomą dziewczynę za głowę po czym pociągnął w dół. W tym momencie na całej sali rozległy się strzały. Pociski wbiły się w metalowe drzwi, pod którymi klęczeli teraz Dragneel i Heartfilia.

- Co się dzieję!? - krzyknęła przerażona gdy dostrzegła cztery dziury po kulach tuż nad swoją głową. Dragneel nie odpowiedział, a jedynie wyjął zza swojej marynarki pistolet i zaczął strzelać w kierunku skąd nadbiegało dwóch gości. Trafił jednego z nich prosto w głowę. Krew trysnęła na bawiących się ludzi, a jego zwłoki opadły na podłogę. Wokół zaczęła gromadzić się ogromna kałuża. W oddali dało się słyszeć wrzaski tych, którzy stali najbliżej.

Ludzie na początku nie zdali sobie z niczego sprawy jednakże gdy zaczęły padać kolejne serię strzałów, do każdego doszło co właśnie się dzieje. Ludzie zaczęli się przekrzykiwać i uciekać. Zaczęły się przepychanki, w której drugi strzelający napastnik został zepchnięty gdzieś na dalszy plan.

- Na co czekasz?! Ruszaj się! - warknął Dragneel, który w tym samym czasie podniósł się na równe nogi, ciągnąc za przedramię skołowaną Lucy. Nie chowając swojego pistoletu zaczął ciągnąc dziewczynę ku drugiego wyjścia, dosłownie dwa metry za nimi. Mocnym kopnięciem otworzył drzwi, które z hukiem odbiły się od ściany. Rozejrzał się szybko po okolicy dostrzegając swojego nowiutkiego czarnego Forda Falcona.

- Do samochodu, szybko! - krzyknął do skołowanej Heartfilii wciskając jej tym samym kluczyki w drżącą dłoń. Dziewczyna mocniej zacisnęła usta po czym nieco się schylając zaczęła biec w tamtym kierunku. To zdecydowanie nie był czas na jakiekolwiek pytania. Posłusznie wykonała więc jego polecenie. Dragneel w tym czasie oddał dwa kolejne celne strzały gdy zza zakrętu zaczęli wyłaniać się kolejni uzbrojeni mężczyźni. Nie celowali w dziewczynę, a więc to on był ich celem. Schylił się nieco gdy padł kolejny strzał, który odbił się od metalowego prętu, za którym chwilo przykucnął. Jednak gdy dostrzegł, że dziewczyna otwiera drzwi zaczął biec do niej przez ulicę wciąż oddając strzały.

- Wsiadaj! - krzyknął w tym samym momencie dobiegając do samochodu. Usiadł za kierownicą, a Lucy na miejscu pasażera. Zanim jednak ruszył wcisnął do ust jakąś białą pigułkę, które luzem walały się w schowku przy drążku od biegów. Wbił kluczyki w stacyjkę po czym już miał ruszyć, ale na horyzoncie pojawił się kolejny gangster z zasłoniętą twarzą, celując prosto ale tym razem w dziewczynę. Dragneel intuicyjnie chwycił za jej głowę i mocno wcisnął do dołu, tym samym wychylił lewą rękę zza uchylonej bocznej szyby i strzelił w kierunku nadbiegającego napastnika. Trafił go prosto w głowę jednakże nim kula do niego dotarła, mężczyzna również wystrzelił. Nabój z głośnym świstem przebił przednią szybę rozbijając ją w drobny mak. Kula trafiła prosto w jego rękę parę centymetrów za nadgarstkiem.

- Kurwa! - krzyknął czując pulsujący ból. Krew trysnęła na głowę wystraszonej dziewczyny. Zapalił silnik i mocno przydepnął pedał gazu.

- Ej, twoja ręka! Trafili cię! - wrzasnęła Lucy po czym już chciała podnieść się do pionu jednakże znów poczuła jego ciepłą dłoń na swojej głowie, która z olbrzymią siłą wciskała ją w dół.

- Połóż się najlepiej i nie wychylaj głowy póki ci nie powiem! - krzyknął nawet na nią nie patrząc. Mocniej zacisnął zęby po czym naciskając hamulec, energicznie zawrócił jadąc teraz w przeciwnym kierunku. Mocno zacisnął obie dłonie na kierownicy, a z rany cały czas sączyła się krew brudząc jasną tapicerkę jego nowiutkiego samochodu. Przeklnął siarczyście pod nosem gdy w bocznym lusterku dostrzegł jadącego za nimi czarnego Peugeota 203.

- Cholera, mamy ogon. - warknął wyraźnie rozjuszony po czym zdusił pedał gazu do końca. Nie interesowało go to, że przejeżdża na czerwonych światłach. Widzący strzelaninę ludzie w popłochu zaczęli uciekać. Manewrował kierownicą próbując zgubić pościg. Gdy już myślał, że się udało zza zakrętu naprzeciwko wyłoniła kolejna furgonetka. Jakiś koleś już wychylał się i zaczął strzelać prosto w maskę jego samochodu. Dragneel chwycił za swojego Browninga po czym przycelował i oddał jeden strzał. Jak się okazało celny, bo samochód nagle zjechał z drogi rozbijając się o witrynę jakiegoś sklepu. Celował w kierowcę, bo to było najważniejsze. Uśmiechnął się zwycięsko pod nosem, ale nie trwało to długo, bo tuż za nimi wyłonił się goniący ich wcześniej czarny Peugeot. Jego mina znów zrzedła gdy tylko do ich uszu doszły kolejne strzały. Gwałtownie skręcił w wąską uliczkę próbując wyjechać poza miasto, gdyż tutaj kręciło się zbyt wiele samochodów i ludzi. I choć było już późno to znajdywali się w nocnej dzielnicy gdzie imprezy trwały do bladego świtu.

- Umiesz strzelać? -zapytał z powagą, po chwili wyprowadzając auto poza miasto.

- N-nie umiem! - przyznała dziewczyna, która nadal skulona siedziała pod deską rozdzielczą.

Dragneel uśmiechnął się cierpko pod nosem po czym ponownie i na szybko przeładował magazynek. Czego mógł się spodziewać? Że jakaś przypadkowa kobita będzie umiała posługiwać się bronią?

- To teraz się nauczysz, masz siedem naboi. Gdy tylko zbliży się do nas na odległość paru metrów, wychylisz się i spróbujesz wycelować w kierowcę. Jeśli nie trafisz, celuj w maskę.

- Kim ty jesteś do jasnej cholery!? - krzyknęła Heartfilia w momencie gdy podał jej pistolet do ręki. Patrzyła na niego swoimi wielkimi i drżącymi oczami próbując odczytać z jego twarzy cokolwiek.

- Klaunem, który na swoje nieszczęście nie dobił cię na tamtych pasach - mruknął pod nosem cały czas spoglądając w boczne i przednie lusterko. Widząc wymowną minę dziewczyny uśmiechnął się chytrze pod nosem jednakże nie trwało to długo, bo zaraz dobiegł ich odgłos kolejnych strzałów. Tym razem zbili tylną szybę, która z hukiem się rozprysnęła. Cały czas parli na przód będąc pod stałym ostrzałem. Wokół nich krajobraz się zmienił i otaczała ich pusta przestrzeń i jakieś pola.

- Szykuj się, zaraz zwolnię, a ty wychylisz się i zrobisz jak ci kazałem, jasne?!

- Spróbuje, ale niczego nie obiecuję! - krzyknęła spanikowana Heartfilia po czym mocniej zacisnęła dłoń na rączce pistoletu. Kolana oparła na siedzeniu, drugą wolną ręką trzymając się za zagłówek. To nie był pierwszy raz gdy trzymała broń w dłoni jednakże nie mogła tego przyznać. Musiała więc skłamać.

- Teraz! - w tym momencie Dragneel gwałtownie zahamował, a samochód siedzący im na ogonie uderzył o tył ich samochodu. Lucy wychyliła się i oddała jeden celny strzał w przednią szybę, a potem cztery w maskę, która po chwili zajęła się ogniem. Samochód za nimi zaczął zwalniać, a zbita szyba odsłoniła kierowcę, którego głowa spoczywała na kierownicy, nieustannie trąbiąc.

- Chyba trafiłam! - krzyknęła ożywiona po czym szybko schowała się do samochodu widząc jak drugi mężczyzna celuje w jej kierunku. Natsu wiedząc co zaraz nastąpi obrócił się za siebie spoglądając triumfalnie w oczy pasażerowi w kominiarce. Posłał mu pełen pogardy uśmiech po czym z powrotem swą twarz zwrócił do przodu. Dodał gazu z piskiem ruszając do przodu. Zaraz po tym nastąpił potężny wybuch, a kłęby szarego dymu wzniosły się wysoko ku górze. Lucy odetchnęła z ulgą gdy powróciła na swoje miejsce jednak nie trwało to długo.

- Wysiadka. - oświadczył poważnym głosem Dragneel i gwałtownie zatrzymał się na środku drogi. Nawet nie zjechał na pobocze.

- Co? - zapytała zupełnie zbita z tropu po czym spojrzała pytająco na mężczyznę.

- My też zaraz wylecimy w powietrze.

Mówiąc to Dragneel gwałtownie otworzył drzwi od samochodu. Nie czekając na nic Lucy zrobiła to samo. Dopiero teraz dostrzegła, że maska ich samochodu również zajęła się ogniem. Szybko otworzyła drzwi po czym zaczęła biec jak najdalej, ile tylko miała sił w nogach. Odbiegła może z dziesięć metrów gdy do jej uszu doszedł kolejny potężny wybuch. Poczuła na swoich nogach ciepły podmuch, w wyniku którego padła jak długa na piach przed sobą. Głośny stęk wydał się z jej krtani gdy drobiny piachu wdarły się do jej buzi i nosa. Mocno zaciskała swoje pięści i wciąż leżąc odwróciła się za siebie spoglądając na pomarańczowy ogień i buchające ku nocnemu niebu gęste kłęby dymu. Głośno wypuściła ze swych ust powietrze gdy dostrzegła bardzo szybko biegnącego ku niej z bronią w ręce mężczyznę. Szybko zebrała się w sobie, wstała i zaczęła biec przed siebie. Była naprawdę szybka, bo przecież dużo trenowała biegi, jednakże ostatnia kontuzja wdawała jej się we wznak. Jej noga i biodro jeszcze nie do końca były sprawne. Zaciskając mocno zęby i ignorując ból, poczuła nagły przypływ adrenaliny. Chyba strach zaczął nad nią górować. Gonił ją właśnie koleś, który przed chwilą bez mrugnięcia okiem zabił paru gości, a teraz biegnie w jej kierunku z wyraźnym zacięciem na twarzy i bronią palną w ręce. Co jest nie tak z tym kolesiem, był szybki i zwinny niczym gepard!
Spięła wszystkie swoje mięśnie po czym zaczęła przyśpieszać jeszcze bardziej. Jej serce szybko tłoczyło krew, a płuca paliły. Odwróciła się za siebie chcąc ocenić dzielącą ich odległość, ale jakie było jej zdziwienie gdy w tym momencie poczuła jego silne dłonie zaciskające się na jej nadgarstku. Gwałtownie zwolniła gdy całkowicie ją dopadł i mocno nią szarpnął. Przewrócili się turlając parę metrów po ziemi. Lucy głośniej zasyczała pod nosem gdy poczuła jak ściera sobie skórę na kolanach i dłoniach.

- A ty dokąd?

Usłyszała jego głos tuż przy swoim uchu. Na swoim karku poczuła jego zdyszany i gorący oddech.

- Jak najdalej od ciebie! - ryknęła gardłowo po czym zaczęła się z nim siłować jednak z marnym skutkiem. Słysząc jej słowa mężczyzna kpiąco się zaśmiał po czym chwytając się za brzuch usiadł na niej okrakiem, mocno ściskając ją udami w talii. Chwilę się tak sobie przyglądali gdy jej wzrok spoczął na jego krwawiącej ręce.

- Ej, nie wykrwawisz ty się czasem? - zapytała z nerwowym uśmieszkiem na twarzy. Mężczyzna chyba już o tym zapomniał, bo z jej słowami spojrzał na swoją rękę a potem na ranę postrzałową z której nadal wylatywała bordowa ciecz. Mocniej ściągnął ze sobą brwi po czym pochylił się nad przerażoną dziewczyną, chwytając ją za oba nadgarstki, mocniej przybił do ziemi. Na jego ustach pojawił się cyniczny uśmiech a po paru sekundach wycedził jej prosto w twarz.

- Na twoim miejscu bardziej przejmowałbym się sobą, bo tym razem trafiłaś na mnie, a ja nie będę się z tobą użerał. - zmierzył ją swoim bystrym wzrokiem zawieszając go przez dwie sekundy na jej wyeksponowanych piersiach po czym ponownie powrócił na wysokość jej twarzy - Ty cycata krowo.

C. D. N

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro