Tom I, Rozdział 4. Jakie to życie jest monotonne..
Zacznę od tego że jestem na urlopie ale mimo wszystko wrzucam rozdział mafii tak jak obiecałam. ( Weekend )
Bawcie się dobrze moje aniołki :3
----------------------------------
30 sierpnia 1960, Nowy York, dokładna lokalizacja nieznana.
Blond włosy mężczyzna w średnim wieku, z elegancką fryzurą zaczesaną do tyłu, stał właśnie w swoim drewnianym gabinecie. Z rękoma splecionymi z tyłu w ciszy i z grymasem na twarzy przyglądał się widokowi za oknem. Podziwiał właśnie swój ogromny ogród wypełniony najróżniejszymi, najdroższymi odmianami sadzonek drzew, krzewów, jak i kwiatów. Wszędzie wokół niego, jak i w całej wielkiej willi panował przepych i bogactwo. Obrazy, których ramy wykute były z prawdziwego i czystego złota zdobiły ściany wszystkich pokoi w rezydencji. Dywany sprowadzane z dalekich krajów na specjalne zamówienie miękko ugniatały się pod wpływem kroków. Dym z drogiego cygara unosił się w całym gabinecie, a gdzieś w tle grał cichutko wystawny gramofon. Nagle w pomieszczeniu dało się usłyszeć ciche pukanie do drzwi.
- Proszę. - odpowiedział po chwili blond włosy mężczyzna, swoją twarz zwracając ku drzwiom. Po chwili uchyliły się, a w ich progu stanęła ciemno skóra służąca w biało czarnym stroju, nisko się kłaniając.
- Witam Panie Heartfilia, ta osoba pilnie prosi o widzenie. - odpowiedziała starsza kobieta lekko się przy tym uśmiechając.
- Ach, to Ty Rebecco. - mężczyzna zmierzył ją swoim badawczym wzrokiem, po czym lakonicznie machnął w jej kierunku ręką - Wpuść go.
Nie musiał pytać kto chcę się z nim widzieć, ponieważ dobrze to wiedział. Czekał na niego już od paru godzin. Jak zwykle umówił się z nim na spotkanie na konkretną godzinę, a on się spóźniał. Nie podobało mu się to, tym bardziej że już wiele razy była o tym mowa. Miało się to zmienić, ale jak widać rozmowa dociera do niego jak groch o ścianę. Po chwili służąca wyszła z pokoju wpuszczając tym samym dość wysokiego rudowłosego mężczyznę w poczochranych artystycznie włosach.
- Witam, mam te dokumenty, o które prosiłeś mnie jakiś czas temu. - rudzielec w fikuśnych okularach przeciwsłonecznych gdy tylko pojawił się w progu szeroko się uśmiechał pod nosem. Jedną dłoń wbitą miał w kieszeń swojego grafitowego garnitura, a w drugiej trzymał dość sporą czarną teczkę, w której zapewne miał pożądane dokumenty. Jego postura wykazywała nadmierne wyluzowanie, z przebiegłym uśmieszkiem na twarzy coraz to przeczesywał swoje włosy do tyłu, które i tak po chwili wracały do swojego poprzedniego stanu. Na nadgarstku nosił oryginalnego Rolexa, a jego palce zdobiły złote pierścienie.
- Jak zwykle wykazujesz się arogancją i brakiem szacunku. - blond włosy mężczyzna zmierzył go swoim surowym i karcącym wzrokiem po czym gestem podbródka skinął w stronę wolnego krzesła stojącego przed jego olbrzymim biurkiem. Sam również z cichym stękiem przysiadł na swoim skórzanym fotelu tym samym biorąc do ręki swoje drogocenne cygaro po czym dodał z odrobiną goryczy. - Twoja postawa jest taka lekkomyślna, Loke.
Mocniej zaakcentował jego imię, tym samym mierząc go swoim ostrym spojrzeniem, wypuścił ze swoich płuc siwy dym po czym oparł się wygodniej do tyłu. Loke korzystając z zaproszenia, ochoczo przysiadł na dębowym krześle tuż przed jego biurkiem. Założył nogę na nogę tak, że jego spodnie podwinęły się lekko do góry ukazując tym samym długie skarpetki. Swoją elegancką walizkę postawił swobodnie koło nogi.
- Heh, widzę że jesteś dziś nie w humorze, Jude. - odparł swoim standardowym spokojnym głosem, a kącik jego ust powędrował zawadiacko do góry.
- Już nie zliczę ile razy rozmawiałem z tobą o punktualności. - wyznał, a po chwili odłożył palone przez siebie cygaro na kryształową popielnicę po czym splótł ze sobą dłonie tuż pod nosem i dodał. - To niezwykle ważna cecha.
- Nie przyszedłem tutaj po twoje rady i jakieś śmieszne pouczenia, tylko z dokumentami, które w końcu udało mi się dla ciebie zdobyć. - odparł rudo włosy, ale mimo wszystko kpiący uśmieszek nie schodził z jego twarzy. Obaj mężczyźni przez moment mierzyli się spojrzeniami.
- No więc, jak tam sprawy się mają? - Judę nieco spuścił z tonu i dał za wygraną, ale mimika nadal pozostała surowa.
Loke z cichym stękiem schylił się do czarnej teczki, a po chwili trzymał w niej niewielki plik idealnie czystych dokumentów spiętych srebrną agrafką.
- Mam wszystko to o co prosiłeś. - odparł z dumą kładąc owe dokumenty na biurku.
- Dobrze. - odparł Jude po czym wziął do ręki swoje czarne pióro i zaczął notować wcześniej umówioną kwotę na czeku. - O to twoja zapłata. - mówiąc to wyrwał kartkę i jednym palcem podsunął w jego kierunku. Regulus nieznacznie się pochylił po czym sprawnie pochwycił świstek w dwa palce. Kątem oka zerknął na jego wartość, a kącik ust powędrował jeszcze wyżej do góry.
- Interesy z tobą to czysta przyjemność. - mówiąc to puścił jedno oczko w kierunku Pana Heartfilii, po czym dodał - A jak tam sprawy z córą, nadal się nie odzywa?
Ten temat był bardzo drażliwy i rzadko kiedy poruszany.
- To nie temat do rozmów na ten czas. Póki co nie jest mi do niczego potrzebna i nie interesuje mnie jej życie. - odparł beznamiętnym głosem Jude, tym samym biorąc na powrót cygaro do ust. - Dla mnie była zwykłym pionkiem, który pewnego dnia miał wyjść za bogatego mężczyznę by powiększyć nasz majątek i to tyle.
Przez chwilę w gabinecie panowała kompletna cisza przerywana szmerami dokumentów, które blond włosy teraz bardzo dokładnie wertował. W powietrzu dało się wyczuć lekkie napięcie. Loke nerwowo poruszył nogami zmieniając nieco pozycję po czym wziął głębszy wdech.
- Rozumiem, ale gdybyś potrzebował dowiedzieć się gdzie też nasza kochana panienka przebywa, wystarczy jeden telefon, a znajdę ją nawet na drugim końcu świata. - Loke zaśmiał się pod nosem chowając czek z pokaźną sumką w wewnętrznej części swojego garnitura. - Jestem pewien, że jeszcze kiedyś może ci się przydać. - mówiąc to poprawił sobie nieco ciemny krawat.
- Póki co dajmy sobie z tym spokój i nie zawracajmy sobie nią głowy, jestem pewien, że jak tylko skończą jej się pieniądze wróci do mnie i będzie błagać o przebaczenie. Kobiety takie właśnie są. - wyznał zdegustowany odrywając się od dotychczasowego zajęcia, spoglądając Lokiemu prosto w jego błękitne oczy.
- Nie mogę się z tobą zgodzić, Jude. - rudo włosy zaczął po chwilowym namyśle - Lucy wcale nie była taka pusta jak ci się wydaję, jestem więcej niż pewny, że świetnie sobie radzi, w końcu to już prawie 3 lata odkąd opuściła dom rodzinny.
Pan Heartfilia zmierzył go swoim nieprzychylnym wzrokiem mieląc jakieś przekleństwa pod nosem. Nie spodobało mu się to co przed chwilą wyznał Regulus. Wprawdzie jego córka opuściła dom rodzinny i od tego czasu nie daje znaku życia, ale nie interesował się tym, mimo że było to około 3 lat temu. Nie interesowała go nigdy jego własna rodzina ani tym bardziej córka. Nie tego oczekiwał. Zawsze chciał mieć syna, ale jego słaba i chorowita żona nie była w stanie dać mu tego czego pragnął. Potem zdarzyła się ta cała w jego mniemaniu niepotrzebna afera z jej porwaniem, a w efekcie czego jej tragiczna śmierć. Mimo że Lucy była wtedy mała, widziała śmierć jej matki na własne oczy. Od tamtego czasu, wszystko tylko coraz bardziej się psuło. Nie było mowy o jakichkolwiek relacjach. Zresztą to już przeszłość, a on nie ma zamiaru rozpamiętywać tego, co było. Dla niego liczy się to co nadejdzie oraz jego interesy. Jude przyłapał się na tym, że właśnie się zamyślił i dał pogrążyć wspomnieniom, które nic dla niego nie znaczyły. Był człowiekiem interesu i tylko to w jego mniemaniu miało jakiekolwiek znaczenie. Zły na siebie ponownie przeklął coś pod nosem przejeżdżając palcami po swoim wąsie, po czym swoją twarz zwrócił ku siedzącemu rudowłosemu, który wglądał na takiego co się dobrze bawi. Kpiący uśmieszek nie znikał z jego twarzy, a jego oczy wyrażały arogancję. Jude zmarszczył gniewnie brwi.
- Na co jeszcze czekasz? To wszystko na ten czas, jeśli będę miał do ciebie jeszcze jakieś pytania czy zlecenia, odezwę się tak jak zawsze. - warknął nieco poirytowany, nerwowo stukając palcami o mahoniowy blat biurka.
- Huhu, już mnie wyganiasz? - mówiący to Loke uniósł swoją dłoń ku górze gestykulując przy tym - myślałem, że chociaż poczęstujesz mnie jakimś drogim alkoholem, bo szczerze mówiąc to zaschło mi w gębie. - wyznał tym samym poprawiając spadające okulary na nosie, które uparcie co rusz się zsuwały. Kątem oka zerkał na wisząca na ścianie szafkę, na której poustawiane były najróżniejsze trunki zapewne z całego świata. Co jak co, ale Pan Heartfilia zawsze był koneserem najróżniejszych alkoholi. Jego kolekcja win była warta fortunę.
- Interesy skończone. Wybacz, ale oczekuję na kolejnych gości więc jeśli będziesz tak uprzejmy. - mówiąc to gwałtownie wstał z miejsca po czym gestem dłoni wskazał na drzwi dając do zrozumienia chłopakowi, że nie życzy sobie jego dalszego towarzystwa.
- Oj Jude, ty się chyba nigdy nie zmienisz, ale już dobrze, dobrze. Będę więc oczekiwał na kolejne zlecenie.
Loke wstał ociężale po czym zmierzył się jeszcze z nim na spojrzenia. W tym samym momencie poprawił swój garnitur i schylił się po swoją czarną teczkę. Zanim jednak wyszedł, pochylił się nad biurkiem po czym bez krępacji zaciągnął się drogim cygarem, które swobodnie oparte było na szklanej popielnicy. Uśmiechnął się od ucha do ucha cały czas patrząc na Jude, lekko dmuchnął dymem w jego kamienną twarz, a potem odwrócił na pięcie i wyszedł z gabinetu lekko trzaskając drzwiami. Jude nie skomentował jego zachowania. W prawdzie był już przyzwyczajony do lekkomyślnego podejścia Lokiego. Ten facet był po prostu nie do okiełznania, pozbawiony wszelkich manier, jak i ograniczeń. Jednakże musiał przyznać, że skubany dobrze zna się na swojej robocie. Niby taki niezorganizowany, pozbawiony taktu, a jednak potrafi być niczym kameleon. Potrafi przybrać każdą maskę kiedy trzeba było.
Mężczyzna zaśmiał się kpiąco pod nosem, przymykając nieco swoje zmęczone już powieki. - Heh, bezczelny kameleon.
***
2 września 1960, Kalifornia - Los Angeles, Kawiarnia Blue Pegasus.
Szkarłatnowłosa kobieta siedziała właśnie na końcu sporawej, kawiarenkowej sali, w ostatnim stoliku. Nie chciała rzucać się w oczy, lubiła ciszę i spokój. Oczekiwała na kogoś ze znużeniem wpatrując się w duże szklane szyby, z marsową miną popijając jakiś napój przez kolorową słomkę. Mężczyzna spóźniał się i ośmielił się kazać jej na niego czekać. Przecież to była niedorzeczność. Mogło być na odwrót, lecz kobieta na mężczyznę czekać nie powinna. Gdy tylko o tym myślała gniewnie marszczyła swoje brwi. Jednakże po chwili jej zadumy, ktoś śmiał przerwać jej spokój. Do jej uszu dobiegł dość przyjemny ton głosu.
- Przepraszam, czy chciałaby pani coś jeszcze zamówić?
Zwróciła uwagę na schludnie ubraną kelnerkę z dość obfitym biustem, która po chwili sięgnęła do swojej kieszonki w fartuszku, wyjmując mały notesik w gwiazdki. Chwilę tak się jej przyjrzała siląc się na lekki uśmiech.
Miła, młoda i atrakcyjna w jej mniemaniu kelnerka zapytała szeroko się uśmiechając. Jednakże ten śmiech sprawił wrażenie fałszywego. Nic nowego, dla niej każda osoba z początku wydaje się być fałszywa. Często oceniała osobę po okładce, a nie po tym jaka jest w środku. W jej zawodzie takie zachowanie było czymś normalnym.
- Macie może jakieś desery? - zapytała po chwili siląc się na drobny uśmiech, lecz nie bardzo jej to wychodziło. Blond włosa kelnerka jakby się zamyśliła zerkając zza ramienia na koleżankę stojącą za barem.
- Hm... proponuję ciasto truskawkowe, mamy świeżo upieczone. - odparła po chwili swoją twarz zwracając ku Erzie.
- Dobrze, w takim razie poproszę.
- Jedno? - dopytała jeszcze dla pewności.
- Tak póki co jedno, czekam na kogoś. - odparła dość sucho.
- Dziękuję za zamówienie, już się robi. - kelnerka schowała swój notesik do kieszonki po czym ciepło się jeszcze uśmiechnęła i poszła w stronę baru.
Chwilę tak patrzyła na oddalającą się blond włosa kobietę zawieszając swój badawczy wzrok na jej sylwetce. Była bardzo kobieca i urocza. Według niej miała idealną figurę, a wręcz jeszcze lepszą? Szerokie biodra, wąska talia i długie spięte w kucyk blond włosy. Nie wiedziała co dziewczyna z takim ciałem robi w kawiarni. Zdecydowanie bardziej nadawałaby się do pracy w innej branży. W takiej, gdzie można zarobić krocie swoim wyglądem. A wystarczyłoby tylko by ukazała trochę swojego nagiego ciała...
Gdy tylko zdała sobie sprawę i sama siebie przyłapała na swoich niedorzecznych myślach, gwałtownie zwróciła swoją twarz w kierunku szyby, lecz szybko znudził ją ten widok. Rzuciła jeszcze pobieżnie wzrokiem na tykający na ścianie zegarek i z przekąsem stwierdziła, że jeszcze parę minut i idzie do domu, a spóźnialskiemu gałganowi powyrywa nogi z dupy. Gdzieś w tle dało się słyszeć dźwięk dzwoneczka i w tym samym momencie otwierane drzwi. Nawet nie zwróciła uwagi, że ktoś idzie dziarskim krokiem w jej stronę.
- Yo!
Usłyszała po chwili uradowany męski głos tuż nad sobą. Tak bardzo się tego nie spodziewała, że aż podskoczyła w miejscu.
- Nie strasz mnie tak, Gray! - Tytania warknęła w jego stronę z wyraźnym grymasem na twarzy.
- Oj już nie bądź taka strachliwa, co jak co, ale to do ciebie nie podobne, Erzo. - mężczyzna z błąkającym się uśmieszkiem miękko zaakcentował jej imię tym samym podnosząc dłoń ku górze, tak by dać znać kelnerce by podeszła. Założył sobie wygodniej nogę na nogę, a łokcie swobodnie oparł na jasnym blacie przed sobą.
- Czasem mam wrażenie, że jesteś zupełnie jak Natsu, niedyscyplinowany i lekkomyślny, a przede wszystkim bezczelny. - fuknęła jakby obrażona bacznie przyglądając się jego uradowanej twarzyczce, która z jakiegoś powodu bardzo ją denerwowała. Zmarszczyła gniewnie swoje brwi po czym dodała - I czego się szczerzysz jak głupi do sera?
Gray puścił te uszczypliwą uwagę mimo uszu. Co jak co, ale wcale nie czuł się podobny do Natsu, a wręcz przeciwnie. Nie wiedział tylko czemu zawsze jak za coś obrywa się Natsu to automatycznie i jemu. To, że ze sobą pracują od wielu lat, nie znaczy że są odpowiedzialni za swoje czyny co nie?
- A, bo widzisz od jakiegoś czasu pracuje tutaj fajna cycata blondyneczka, widzę czasem jak pożera mnie wzrokiem, leci na mnie. - przyznał z wyższością i przebiegłym uśmieszkiem po czym wygodniej się rozsiadł i dodał - Planuję do niej zagadać, bo może coś z tego wyjdzie.
- Czy to znaczy, że ty i Juvia nic nie kręcicie ze sobą? - kobieta zapytała z niekrytym zdziwieniem sącząc swój sok pomarańczowy przez słomkę. W międzyczasie czekała, aż wspomniana przed chwilą kelnerka przyniesie jej zamówienie.
- Czy ty na głowę upadłaś? Ta głupia baba nie chcę się ode mnie odpieprzyć. - warknął w jej stronę przez moment z grymasem po czym dodał - Nie interesuję mnie Juvia.
Po chwili usłyszeli kroki, a do stołu podeszła brązowo włosa kelnerka z dwoma kitkami po bokach głowy, z ciastem truskawkowym dla Erzy.
- Pani zamówienie. - mówiąc to nachyliła się nad stołem stawiając przed Erzą jej upragnione ciasto z apetycznie wyglądająca truskawką - Proszę wybaczyć, ale koleżanka, która przyjmowała zamówienie kończy właśnie zmianę więc ją zastąpiłam. - młoda kelnerka sympatycznie się uśmiechnęła po czym swoją twarz zwróciła do Graya, który na jej widok nieco zmarkotniał. Spodziewał się, że zastanie blond włosom piękność z dużymi balonami, a tym czasem co go spotkało? Jakaś brunetka, płaska niczym deska do krojenia chleba...
- A Pan, życzy sobie czegoś? - zapytała uprzejmie wyjmując z kieszonki mały notesik.
- Wody. - mruknął pod nosem nawet na nią nie patrząc. Stracił całe swoje zainteresowanie.
Kobieta słysząc krótkie zamówienie nawet niczego sobie nie zapisała. Uśmiechnęła się tylko i poszła w stronę baru. Mężczyzna, gdy tylko tamta odeszła, zmierzył ją dokładnie swoimi ciemnymi oczami, zawieszając wzrok na jej odwróconej sylwetce. Z przekąsem stwierdził, że nie jest warta jego uwagi. Krzywe nogi, chuda jak badyl, a do tego dupę miała płaską. To zdecydowanie laska nie w jego typie.
- Ej Gray, nie gap się jak krowa w gnat, to niegrzeczne. - upomniała go Erza tym samym dyskretnie kopiąc go pod stołem w nogę. A potem wzięła się za delektowanie swojego pięknego ciasta. Musiało smakować, skoro na jej policzkach pojawiły się dwa drobne rumieńce. Tak naprawdę bardzo jej smakowało, ale chciała ukryć swoje prawdziwe emocje za maską niewzruszonej. Jednakże kiepsko jej to wychodziło.
- Ech ta nie jest taka zajebista. - burknął niewyraźnie pod nosem - Gdybyś tylko widziała tamtą cycatą blondynę... - Gray na samo jej wspomnienie rozmarzył się i spojrzał gdzieś w sufit.
Erza nawet nie skomentowała tego zachowania, a jedynie pokiwała głową na boki z dezaprobatą. Zapewne chodziło mu o tamtą kelnerkę, która wcześniej ją obsługiwała, ale to nie są jej sprawy. W końcu o gustach się nie dyskutuję.
- Nie ważne, to twoje prywatne sprawy. - mruknęła po chwili niewyraźnie, bo jej policzek wypełniony był ciastem. - Lepiej mi powiedz co to było ostatnio w tym porcie. Wiesz, musiałam się nieźle nakombinować żeby zatuszować sprawy.
- Jak to? Przecież nigdy nie było większego problemu więc co się stało?
- Jeszcze dzisiaj rozmawiałam z Mystoganem, ponoć mają jakąś młodą świeżaczkę w szpitalu. Pracuję jako patolog i podobno niezłe z niej ziółko, musiał skubaną nieźle skokietować żeby mógł sfałszować akta zgonu tamtych typów.
- No co ty gadasz? Myślałem, że dadzą na to stanowisko kogoś od nas. - Gray z wyraźnym zdziwieniem świdrował ją spojrzeniem.
W tym momencie do stołu podeszła kelnerka ze szklanką wody. Erza widziała ją już z daleka więc nie odzywała się, bo nie chciała by ktoś słyszał ich rozmowę. Wprawdzie kawiarenka należała do przyjaciela Ojca, ale personel nie był w nic wtajemniczony. Poczekali chwilę, aż odeszła, a potem znów zaczęli rozmawiać.
- Bo tak miało być, ale nie wiem, co się stało. Dali go do innego szpitala czy coś. - mówiąc to lakonicznie pomachała ręką w powietrzu.
- E tam się przejmujesz, Mystogan przecież sobie poradzi co nie?
- Poradzić poradzi, ale musi niezłą bajerkę do niej kręcić, bo laska podobno jest w wiecznej chcicy. Jakaś uzależniona od seksu albo po prostu niewyżyta, chuj ją tam wie. - przyznała ze zgorszeniem.
- Da sobie radę, nie bój się o niego.
- W-wcale się nie boję! - gwałtownie zareagowała na uwagę Graya. Zależało jej by nikt nie wiedział o tym, że skrycie darzy go uczuciem, choć mimo wszystko wszyscy i tak swoje wiedzieli.
- Dobra, dobra nie unoś się już tak droga przyjaciółko, bo ci żyłka pęknie. - Gray z rozbawieniem przyglądał się palącej buraka kobiecie. Co chwilę popijał wodę po czym dodał - Cholera, nawet woda od tamtej cycatej lepiej smakuję niż ta.
- Skończ pieprzyć, woda to woda. A wracając do sprawy, nie dało się załatwić wszystkiego po cichu? Ty i Natsu znów zrobiliście rozpierdol.
- Jaki tam rozpierdol to po pierwsze, a po drugie nie porównuj mnie do tego skośnookiego gamonia... - Gray machnął ręką jakby nic się nie stało.
- Jaki rozpierdol? Puściliście z dymem garaż, a parę dni potem z wody wyłowiono kolejnego kolesia z kulką wpakowaną w skroń. Znaleziono w ciałach pociski waszych kalibrów, a ja musiałam wszystko zatuszować.
- Przecież po to ciebie tam mamy, a tak poza tym dla ciebie i tak pryszcz. Pewnie nawet się przy tym nie zmęczyłaś.
- No wiesz, musiałam jak zwykle być miła i podlizywać się komu trzeba. - fuknęła tym samym kończąc swój ukochany deser. - Kurcze, jakbym wiedziała, że będzie tak dobry to zamówiłabym dwa kawałki...
Gray na wyznanie kobiety jedynie przewrócił oczami z rozbawieniem po czym ni z tego ni owego wypalił.
- Ale nie musiałaś nikomu dawać dupy by tuszować sprawę co nie? - Gray zapytał z ciekawością podnosząc jedną brew ku górze, jednak gdy spotkał się z jej miną mogącą zabić na odległość, aż pobladł ze strachu. No tak, przecież mówimy o Tytani. Kobiecie, która nigdy nie zszarga swojej dumy i honoru. Po co on w ogóle z tym wypalił? Przerażony szybko dodał - T-tak sobie tylko zażartowałem...!
Pewnie gdyby nie byli w miejscu publicznym, leżałby już z obitą mordą w jakimś rowie. Erza nabrała więcej powietrza w płuca, nieco się uspakajając.
- A co tam w ogóle u was słychać chłopaki? Dawno się nie widzieliśmy, co tam u Natsu? - zapytała po chwili tym samym dopijając ostatni łyk swojego soku.
- To co zwykle. Zapewne siedzi teraz u tej swojej dziuni.
- U Lisanny? - dopytała, ale bez zdziwienia. Erza wiedziała, że Natsu kręci z nią coś na boku chociaż nikomu otwarcie nigdy o tym nie powiedział.
- Ta albo w jakimś innym burdelu. - odparł nieco poirytowany. - Wiesz Erzo czasami ni w ząb go nie rozumiem. - dodał kiwając głową z dezaprobatą.
- Doprawdy, ten chłopak jest niemożliwy, ale spokojnie może pewnego dnia trafi się kobieta, która wywróci jego świat do góry nogami, a nasz łobuz straci do niej głowę. - rzekła Erza, a na jej licu można było dostrzec lekkie rozmarzenie.
- Haha, Natsu? - parsknął pod nosem po czym woda, która właśnie pił prawię wyleciała mu nosem - Chyba sobie jaja robisz. - zaśmiał się Gray po czym złapał się za brzuch ze śmiechu. - Co jak co, ale ten facet jeszcze nigdy się nie zakochał, a poza tym to niemożliwe. - skończył z pewnością. Erza jakby chwilę pomyślała, próbując wyobrazić sobie Natsu jako zakochanego. Przymknęła nieco swoje powieki po czym łagodnie uśmiechnęła się pod nosem.
- Racja... - przyznała po chwili z zamyśleniem po czym zerknęła na widok na szybą, w międzyczasie swój podbródek podparła na swoim nadgarstku. - To chyba nie jest możliwe. - na te wyobrażenie cicho zaśmiała się pod nosem.
***
3 wrzesień 1960 rok, Los Angeles, Klub Babylon, godziny nocne.
Natsu przebywał właśnie w klubowym pokoju zarezerwowanym tylko dla niego. Siedział w szerokim i wygodnym rozkroku z rękoma założonymi po obu stronach krwisto czerwonej kanapy. Miał przymknięte powieki, a w ustach trzymał grube tlące się cygaro. Co jakiś czas wolną dłonią przejeżdżał po swoich ułożonych w nieładzie włosach.
- O kurwa... - po chwili jęknął gardłowo nie mogąc już dłużej tłumić w sobie przyjemności. Kątem oka zerknął między swoje nogi gdzie na podłodze klęczała biało włosa kobieta w samych stringach, robiąc mu loda. Przerwała na chwilę specjalnie drażniąc końcówkę jego penisa tym samym zerkając na niego z grzesznym uśmieszkiem.
- A tak dobrze? - zapytała, a po potem znów wsadziła sobie jego męskość głęboko do gardła, po drodze zahaczając jeszcze figlarnie językiem o jego żołędzia.
- Za płytko, głębiej. - rozkazał swoim tonem nie znoszącym sprzeciwu, a gdy poczuł, że dziewczyna zrobiła jak jej rozkazał i lekko się zakrztusiła, zaśmiał się pod nosem przechylając głowę nieco w bok z rozbawienia. - Za duży?
- Przecież wiesz, że nigdy nie umiałam go włożyć całego do gardła... - powiedziała z udawaną, naburmuszoną miną, ale nie trwało to długo, bo po chwili dodała - Jest cudowny ale trochę duży. - jęknęła tym samym całując jego przyrodzenie w każdym możliwym miejscu.
Mężczyzna słysząc to zawadiacko się uśmiechnął. Uwielbiał gdy mówiono o jego penisie, że jest duży. Napawało go to dumą i schlebiało. Był dobrym kochankiem i żadna kobieta, z którą spał nie mogła na niego narzekać. No może z wyjątkiem kiedy seks był zbyt ostry i dziwka na drugi dzień nie mogła prosto ujść dwóch metrów, ale rozbawiało go to. Uwielbiał się zaspakajać z przypadkowymi kobietami, to go całkowicie relaksowało. Nie odmawiał sobie niczego, bo uważał, że życie jest za krótkie. Trzeba korzystać póki można.
Po chwili Lisanna poruszyła się zmieniając pozycję, położyła się na nim w taki sposób, że teraz napierała na jego kroczę swoim odsłoniętym, płaskim brzuchem. Natsu zerkał na nią kątem oka i obserwował. Było mu wesoło, bo wcześniej wciągnął sobie pokaźną krechę kokainy. Lisanna zresztą też. Można powiedzieć że oboje byli ćpunami ale tylko od czasu do czasu.
- Natsu, chcę ciebie całego. - jęknęła przeciągle próbując wspiąć się wyżej po jego ciele. Co jakiś czas głupkowato się śmiała pod nosem. Składała teraz drobne aczkolwiek pełne pożądania pocałunki na jego obojczykach, a swoją ręką masowała jego członka. Mężczyzna nie zareagował, a jedynie palił swoje cygaro kompletnie ją olewając. Lisanna była dla niego nikim, była po prostu zabawką która była użyteczna. Pomrukiwał czasem pod nosem z przyjemności. Głowę nadal miał odchyloną do tyłu w stronę sufitu. Przymknął nieco swoje powieki rozkoszując się jej przyjemnym dotykiem.
- Natsu... - szeptała błagalnie w stronę jego ucha.
Dragneel czuł jej gorący oddech na płatku swojego ucha. Jej ruchy dłoni na jego kroczu przyśpieszały. Wyobraźnia robiła swoje. Piękna młoda kobieta o idealnej sylwetce, z dużymi i pełnymi piersiami, czego chcieć więcej? Napalona na niego niczym suka pragnęła go i zrobiłaby dla niego wszystko, byle tylko pozwolił jej na dalszy krok. Uprawiali seks już wiele razy, ale zawsze lubił trzymać ją w niepewności, aż do samego końca. Lubił patrzeć jak dziewczyna się męczy i patrzy na niego tym swoim zamglonym z pożądania wzrokiem. Mężczyzna po chwili zagryzł cygaro po czym schylił się nieco do niej, dość mocno łapiąc ją za jej delikatną szczękę. Spojrzał jej głęboko w oczy z wyższością po czym zaśmiał się szyderczo prosto w jej twarz.
- Siadaj. - powiedział tym samym kciukiem przejeżdżając po jej brodzie.
Lissanie nie trzeba było dwa razy powtarzać. Wdrapała się po nim po czym wygodniej się usadawiając na jego biodrach, wbiła się na niego swoją mokrą waginą.
- Ach~... - wyrwało się z jej krtani kiedy tylko poczuła go całego w sobie. Mimo że była prostytutką miała problem by zmieścić go, aż do samego końca w sobie. - Uwielbiam go... - wysapała po czym zaczęła się na nim poruszać. Na początku wolno, ale stopniowo przyśpieszyła. Na jej twarzy malowała się obłędna rozkosz. Jej policzki przybrały kolory dorodnych pomidorów, a oczy miała przymknięte.
Dragneel w tym samym czasie zaczął błądzić po jej gładkim ciele, ściskając jej pośladek. Dziewczynie wyraźnie się to spodobało, bo oparła swoje dłonie na jego ramionach, mocno wbijając swoje paznokcie w jego opalone ciało. Cicho zasyczał pod nosem, a potem zaśmiał się ukazując swoje dwa idealnie proste zęby.
- Nie drap kotku. - jęknął jej do ucha tym samym ręką gładząc po jej karku tak, że aż dostała gęsiej skórki.
- Natsu, chcę więcej... - wyszeptała z drobnymi przerwami nie mogąc już powstrzymać pożądania. Swoje rozgrzane czoło oparła o jego. Przymknął na to oko, pozwolił jej na to. Normalnie nie daje się tak dotykać innym kobietom lub muszą dostać na to jego pozwolenie.
- Powiedz magiczne słowo, Lisanno.
- P-proszę... - wydukała po chwili próbując opanować drżące ciało, jak i głos.
Dragneel słysząc to złapał ją mocniej obiema rękoma za biodra mocniej wciskając ją w siebie, zaczął ją penetrować jeszcze głębiej i jeszcze szybciej. Nie musiał się obawiać niechcianej ciąży, gdyż Lisanna brała już od dawna tabletki. Oczywiście nielegalnie, ale kto mafii zabroni?
Swoją drogą całkiem niedawno weszły w legalny obieg i teraz są powszechnie dostępne. Nie musiał się więc obawiać ani hamować, a co najlepsze nie musiał używać gumek których szczerze nienawidził. Tej nocy kochali się jeszcze długo i namiętnie. I to wielokrotnie. Seksu nigdy nie miał dość. W trakcie tego wszystkiego przypomniał sobie jeszcze, że Gray chciał go wyciągnąć za parę dni na jakąś pieprzoną imprezę w mieście. Jakiś wieczór knajperski czy coś w tym stylu. W każdym razie mięli chlać i ćpać do białego rana. Na początku nie chciał się zgodzić, ale potem stwierdził, że może pozna tam jakieś fajne dupy i będzie mógł się zabawić? Kto wie, w sumie co mu szkodziło spróbować. Może wydarzyć się coś ciekawego. Coś, co może urozmaici nieco jego przewrotne życie.
***
Lucy była właśnie w swoim mieszkaniu. Siedziała na sporawym parapecie dokładnie susząc swoje długie włosy. Myślała sobie właśnie o tym jak dzisiaj udało jej się uciec przed tym namolnym klientem. Koleś od jakiegoś czasu męczy ją pytaniami o randkę, ale widziała, że to typowy kobieciarz, a tej cechy u facetów nie znosi. Widziała także jak gapi się na nią bez żadnej krępacji.
Spoglądała w nocną panoramę miasta Los Angeles rozkoszując się stłumionymi dźwiękami z ulic. Mimo że był środek nocy to miasto nigdy nie szło spać, a wręcz przeciwnie. Nocą uliczki budzą się do życia święcąc różnymi neonowymi szyldami. Nie dalej jak godzinę temu dzwoniła do niej napalona Levy, która siłą ciągła ją na jakąś imprezę w mieście. Ponoć ma się to nazywać jakiś wieczór knajperski z występem na żywo. Nie lubiła takich miejsc i stroniła od nich. Nie lubiła hałasu i wielkich tłumów. Na początku chciała odmówić, ale została zjebana przez słuchawkę od góry do dołu. Tak więc nie miała wyboru jak tylko się zgodzić. Cicho westchnęła pod nosem zerkając z grymasem w stronę swojej szafy. Nie miała się przecież w co ubrać. Nie miała żadnych sukienek na takie okazję. Nie wiedziała też co powinna na siebie włożyć. Chyba będzie musiała coś pożyczyć od Levy...
Ale znając jej styl, będzie miała na sobie mniej ubrań niż to dozwolone.
- Ech... - kolejne westchnięcie wydobyło się z jej krtani. Skończyła suszyć swoje włosy i tak siedząc w samym zwiewnym szlafroku przybliżyła się do okna, swoją delikatną dłonią zataczając jakieś kręgi na szybie rzekła pod nosem - Jestem taka samotna...
I faktycznie była. Miała tutaj tylko swoją przyjaciółkę. Kochała ją nad życie, ale to przecież nie to samo, co bycie w związku z płcią przeciwną. Problem w tym, że tak bardzo chciała poznać jakiegoś poukładanego i normalnego mężczyznę. Chciałaby być kochana i móc tym samym uczuciem obdarować jego. Chciała by czasami się po prostu przytulić do męskich ramion, wdychać beztrosko jego zapach, czy po prostu rozmawiać jak normalna para. O tak, Lucy była bardzo spragniona odpowiedniego mężczyzny.
Po paru chwilach zrobiła się jeszcze bardziej smutna i przygnębiona. Myśl o tym, że jest samotna zawsze skutecznie ją dołowała, a ona przecież jest taką rodzinną i ciepłą osobą... Nie miała szczęśliwego dzieciństwa. Zawsze najbliżej była ze swoją ukochaną mamą, która dziś by żyła gdyby ojciec wtedy zapłacił ten przeklęty okup. Mocniej zacisnęła wargi i oczy nie chcąc zacząć płakać. Te wspomnienia były dla niej bardzo bolesne. Do tego ostatnio nie sypiała zbyt dobrze i bała się ciemności. Dlatego też gdy szła spać zawsze zapalała sobie malutką lampkę. To było takie jej światełko w te ciemne i smutne noce.
Z posępną miną zwlokła się z parapetu i udała w stronę swojego łóżka. Po drodze sięgnęła jeszcze ze stołu swojego drinka z lodem wypijając duszkiem całą zawartość szklanki.
- Jakie to życie jest monotonne...
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro