Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom I, Rozdział 18. Pseudonim.

WAŻNE INFO POD ROZDZIAŁEM, POWAŻNIE ZAINTERESOWANYCH TĄ KSIĄŻKĄ PROSZĘ O PRZECZYTANIE ^.^
Generalnie rozdział miał być wcześniej, ale mi się skasował.. szkoda gadać...
_________________________________________
Główna siedziba Fairy Tail, okolice centrum miasta.

Otworzył przed nią drzwi i tym razem przepuścił pierwszą. Chciał mieć ją na oku, żeby nie zaczęła spierdalać mu sprzed nosa. Dziewczyna zostawiła buty w samochodzie i szła w samych zakolanówkach. Nie stawiała się, ani nie odzywała.

Otworzył duże, witrażowe drzwi. Bez słowa weszli do barowej sali. Dragneel dostrzegł odwróconą plecami Kinanę, która stała za ladą, nuciła coś pod nosem i zapewne jak zwykle polerowała kufle, bądź układała alkohol. Zdziwiony spojrzał na sofę, na której nie było Graya.

— Ej, gdzie ten alkoholik? — zapytał czym zwrócił na siebie uwagę Kinany, która na jego głos, aż podskoczyła w miejscu.

— Natsu! Nie strasz mnie tak. — ryknęła odwracając się do niego przodem. — Źle się czuł, więc poszedł do domu.. — urwała, a jej twarz bardzo szybko zmieniła mimikę, gdy dostrzegła, że nie jest on sam. Wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że dziewczyna przeżyła jakiś horror. — Kto to jest? — zapytała, pospiesznie odkładając ściereczkę. W szoku podeszła do nich bliżej. Najpierw spojrzała na Dragneela, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji, a potem na poturbowaną i schowaną za nim dziewczynę.

Mężczyzna nie odpowiedział na jej pytanie. Zmarszczył brwi.

— Jest Ojciec? — zapytał wymijająco.

— Tak w gabinecie, ale.. co się stało? — zapytała zmartwiona, nie spuszczając oczu z wyglądającej jak siedem nieszczęść blondynki.

Dragneel po raz kolejny nie odpowiedział. Zamiast tego, chwycił dziewczynę za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku schodów. Przerażona Kinana odprowadziła ich wzrokiem, dopóki nie zniknęli jej z pola widzenia.

— Natsu, w co ty się znowu wpakowałeś.. — cicho szepnęła kręcąc głową na boki w niedowierzaniu.

***

Pokonując schody, weszli na piętro wyżej. Lucy już jakby nieco śmielej, podniosła wzrok, jednak zaraz wzdrygnęła się, gdy doszedł do niej nasiąknięty jadem głos Dragneela.

— Tak więc teraz, okaże się co z tobą zrobić.

Mówiąc to stanowczo zapukał w drzwi zza których po krótkiej chwili usłyszeli stłumiony dźwięk.

Proszę.

Lucy spodziewała się usłyszeć jakiś gruby, charkliwy głos, a tymczasem jego barwa była przyjemna dla ucha. Więc w końcu skończyła przed szefem tego całego gnoju? Stwierdziła, że chyba śmierć byłaby lepszą opcją. Przynajmniej poszłoby szybciej..

Dragneel pociągnął za pozłacaną klamkę i pchnął ciężkie drzwi. Drugą ręką zmusił Heartfilię, żeby weszła do środka. Gdy to zrobił, omal nie potknęła się o własne nogi.

— Ej dziadek, mam dylemat, więc przyprowadziłem kogoś. — zaczął od samego progu — Chce żebyś rzucił okiem na sprawę i zdecydował co z nią zrobić. Zastrzelić i wrzucić do rzeki czy może zakopać w lesie?

Lucy dostrzegła siedzącego za dużym biurkiem, drobnego, starszego mężczyznę z zabawnie sterczącymi siwymi wąsami. Eleganckim piórem wypełniał jakieś dokumenty. Był tak na tym skupiony, że nawet na nich nie spojrzał. Spodziewała się rosłego, wielkiego chłopa, a widok siwiutkiego pana, kompletnie ją zaskoczył.

— Natsu.. — zaczął pobłażliwie nadal nie odrywając nosa od jakiegoś świstka papieru — Już ci mówiłem, żebyś nie zwracał się do mnie takim tonem. — zaczął, przymykając powieki. Drugą ręką przetarł zmęczone oczy. Już otwierał usta chcąc coś powiedzieć, ale wtedy po raz pierwszy podniósł wzrok. Gdy tylko to zrobił, skrzyżował spojrzenie z osobą stojącą przed Draganem. Napotkał wpatrzone w niego bursztynowe tęczówki, a wtedy zastygł w kompletnym bezruchu. Jego usta delikatnie się rozchyliły, a z pomiędzy palców wysunęło pióro, które dla niego, jakby z hukiem opadło na biurko. To niemożliwe — pomyślał.

Lucy nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale stojąc przed ich Bossem, nie czuła żadnego lęku. Spoglądając w jego oczy nie czuła, że spotka ją tutaj krzywda. Dostrzegła jego zdziwiony wyraz twarzy. Jego mimika wręcz krzyczała z palety różnych emocji. Zmarszczyła brwi, a jej ciało ogarnęło dziwne uczucie. Coś w rodzaju.. nostalgii? Nie rozumiała co się działo. Przecież widziała tego człowieka po raz pierwszy w życiu. Zgłupiała.

— L.. — zaczął, ale gdy lepiej się przyjrzał, natychmiast urwał. Język ugrzązł mu w gardle. Przez pierwszą chwilę miał wrażenie, że stoi przed nim ktoś inny. Ta znajoma twarz, te włosy, a przede wszystkim oczy. Oczy, których widoku nigdy w życiu nie zapomniał, a za którymi tak bardzo tęsknił. Jego uwagę przykuło coś jeszcze. Siniaki na jej ciele, wyzywające ubranie, a także krew ściekająca po drobnej szyi oraz ubrudzone nią pojedyncze pasma blond włosów. Gdy doszło do niego w jakim stanie jest dziewczyna, jak wygląda, natychmiast przerzucił pretensjonalny wzrok na Dragneela. Jakim cudem on przyprowadził tu.. ją w takim opłakanym stanie. Powietrze nabrało niesamowitej ciężkości.

— Natsu, natychmiast zostaw nas samych. — jego głos przeciął powietrze w całym gabinecie — Zawołaj tu Kinanę, już. — mocniej zaakcentował końcówkę zdania.

Dragneel nie pamiętał, kiedy Makarov był tak śmiertelnie poważny. Zdziwiony jego nagłą reakcją, spoglądał to z niego, to na grubą krowę. Czuł od samego początku, że atmosfera zrobiła się dziwnie napięta, ale nie rozumiał dlaczego. Już otwierał usta by coś powiedzieć, chamsko skomentować, ale pod naporem grozy wymalowanej na twarzy Dreyara — odpuścił. Prychnął pogardliwie, jednak bez słowa wyszedł z gabinetu zostawiając sam na sam Bossa Fairy Tail i zwykłą kelnerkę.

— Dziecko drogie.. — zaczął Ojciec, gdy tylko drzwi się zamknęły. Natychmiast zeskoczył z fotela i począł kierować kroki w stronę Heartfilii — Co się stało? Czy to Natsu tak cie skrzywdził? — zapytał, a w jego glosie dało się wyczuć troskę i współczucie, ale także dobroć.

Gdy zaczął iść w jej kierunku, Lucy chciała zrobić automatyczny krok w tył. Skończyło się na tym, że jej ciało tylko się napięło, nie ruszyła się z miejsca nawet o minimetr. Nadal nie była pewna i nie ufała tutaj nikomu, ale ten starszy pan nie wydawał się mieć złych intencji. Zdziwiła się jeszcze bardziej, gdy okazało się, że ich Boss jest karłem. Był od niej sporo niższy, więc by spojrzeć mu prosto w twarz, musiała spojrzeć w dół. Podszedł do niej.

— Pokaż no mi te dłonie.. — poprosił łagodnie, wystawiając ku niej swoje. — Nie bój się.

Heartfilia nie rozumiała samej siebie. Zadziałała intuicyjnie. Pomimo drgających z emocji nóg i rąk, schyliła się w kierunku siwiutkiego mężczyzny, podając mu obie dłonie, które on natychmiast zamknął w swoich. Były już mocno okalane przez starcze zmarszczki i plamki, ale mimo to były tak ciepłe, tak miękkie, tak stęsknione.. Palcami, delikatnie gładził po zasinieniach, a na jego twarzy dostrzec można było prawdziwy smutek.

Gdy tak się schyliła, stojący na wyciągnięcie ręki od niej Makarov skorzystał i dobrze się przyjrzał. Siniaki na nadgarstku, oraz przedramieniu. Jednakże szczególną uwagę zwrócił na stan w jakim była jej szyja. Znajdywała się tam czerwona rysa i zaschnięta stróżka krwi. Ogarnęła go nieopisana wściekłość, ale nie pokazał tego po sobie. Nie chciał przestraszyć dziewczyny..

— Powiedz mi, czy Natsu zrobił ci krzywdę? — powtórzył wcześniejsze pytanie, unosząc wzrok i tonąc w bursztynie jej tęczówek. Te oczy wydawały się być mu tak bardzo znane. Tak bardzo nostalgiczne. Były blisko, a jednocześnie tak daleko. Jedyną różnicą był fakt, że w przeszłości, nigdy nie spoglądały na niego z takim lękiem.. Powodowało to nieopisany ból w jego piersi.

Widząc jak dziewczyna kręci głową przecząco, ciężko westchnął, jednak dalej jej nie puścił.

— Nie, nie zrobił.. — odparła cichutko. Sama nie wiedziała dlaczego tak powiedziała. Kryła go? Owszem, Natsu był winny. W prawdzie fizycznie nic takiego jej nie zrobił, bardziej psychicznie. Nie chciała jednak mówić prawdy, by nie zrobić sobie z niego większego wroga niż jest teraz.

Wciąż nie odrywając od niej oczu, Makarov już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak ostatecznie się wstrzymał. Zaraz potem zza drzwi dobiegły do nich głośne kroki. W tym momencie, Dreyar puścił jej dłonie i splótł swoje za plecami, oczekując na osoby po drugiej stronie. Usłyszeli ciche pukanie, a zaraz potem drzwi się otworzyły.

— Wzywałeś Ojcze? — zapytała nieśmiało dziewczyna przechodząca przez próg. Tuż za nią, lekkim krokiem wszedł Dragneel.

— Kinano, chciałbym żebyś przyniosła miskę z czystą wodą, a także opatrunek. — zaczął, podbródkiem wskazując na Heartfilię. — Oraz jakieś czyste ubrania, żeby dziewczyna mogła się przebrać.

— Dobrze. — odpowiedziała kiwając głową i zaraz zniknęła za drzwiami. W oddali dało się słyszeć pospieszny stukot jej obcasów, który chwile po tym ustał.

— Dziadku, co ty..?! — wtrącił pospiesznie Dragneel, który na to co usłyszał, wściekł się jak jak jasna cholera.

— Nie ty tutaj decydujesz. — odparł stanowczo, mocniej podkreślając słowo ,,ty''.

— Ona widziała jak mordujemy ludzi, była świadkiem wszystkiego! I teraz co? Chcesz ją wypuścić od tak?! — uniósł się niekontrolowanie co przeraziło stojącą nieopodal Heartfilię. Na ton tego głosu spuściła głowę, co nie umknęło czujnej uwadze starszego Dreyara.

— Dlaczego wplątujesz w swoje prywatne sprawy osoby postronne? — zapytał bez uczucia, mierząc się z Dragneelem na spojrzenia — Chyba już kiedyś rozmawialiśmy na ten temat, mamy to powtórzyć? — zapytał unosząc jedną brew ku górze.

— Wcale nie wplątuje, ona sama to zrobiła. Ja nie miałem..

— Natsu. — przerwał mu wchodząc w zdanie — Myślę, że powinieneś wyjść i ochłonąć. Chcę, żebyś zaczekał na korytarzu.

Wzburzony do granic Dragneel już otwierał usta by coś powiedzieć, ale wtedy w progu pojawiła się Kinana z poproszonymi rzeczami.

Targała nim więcej, niż tylko furia. Jak do ciężkiej cholery, Ojciec śmiał otaczać ją opieką?! Ona była niewygodnym świadkiem, śmieciem którego powinno się pozbyć. Rozgoryczony tym wszystkim, rzucił Heatrfilii pogardliwe spojrzenie, odwrócił się pospiesznie po drodze uderzając  ramieniem w zmieszaną Kinanę. Wyszedł z gabinetu, mocno trzaskając drzwiami.

— Ojcze, co tu się dzieje? — zapytała spoglądając z przestrachem na Makarova. Wiedziała, że Natsu był wybuchowy i niekiedy impulsywny, ale nie pamiętała kiedy ostatnio go takiego widziała. Mówiąc szczerze, przerażał ją w takim wydaniu.

— Kinano, chciałbym żebyś dobrze zajęła się jej raną na szyi. Ogólnie doprowadź ją do porządku, tak by spokojnie mogła wyjść do ludzi.

— Nie, ja nie potrzebuje — wtrąciła pospiesznie — Chce po prostu wrócić do domu.. — dobiegł ich głos poturbowanej dziewczyny. Obydwoje spojrzeli na nią.

— W takim stanie? Nie ma mowy, to niebezpieczne. — odparła niemal natychmiast Kinana — Widziałaś się w lustrze?

— Nie miałam okazji. — odpowiedziała zgodnie z prawdą, jednak idąc w ślad za jej pytaniem, obejrzała się pobieżnie. Wcześniej nie zwracała na to uwagi, ale teraz dostrzegła, że ubrudzona była krwią nawet na nogach. Racja, nie chciała wracać w takim stanie do domu. Zapewne wyglądała gorzej niż straszydło. Jeszcze doszłoby do tego, że ktoś przez pomyłkę wezwałby policje i karetkę. Zdecydowanie chciała tego uniknąć.

— Nie chciałbym, żebyś paradowała po mieście w takim stroju. Proszę, pozwól sobie pomóc. Nie musisz nam ufać, ale zapewniam, że nikt cie tutaj nie skrzywdzi. — dodał Makarov, który w tym samym momencie wrócił na swój fotel. Oparł się łokciami o biurko, a dłonie splótł pod brodą. Na jego twarzy wymalowana była powaga. — Skorzystajcie z mojej prywatnej łazienki.

— Chodź ze mną. — nie bacząc na nic, Kinana zaczęła kierować się w stronę dodatkowych drzwi w gabinecie Ojca. Lucy nadal nie była pewna, czy dobrze robi przystając na propozycję. Jednak tak źle się czuła, że nie rozmyślała już nad tym, tylko posłusznie weszła za kobietą do drugiego pomieszczenia.

***

Łazienka była utrzymana w starym, lecz gustownym stylu. Była dość spora, a przede wszystkim schludna i czysta na połysk. Wchodząc głębiej, Lucy minęła wielkie lustro. Automatycznie się zatrzymała, spoglądając w swoje żałosne odbicie. Pomijając ubrudzone krwią włosy, ramiona i szyja, była blada jak ściana, a wokół oczu rozmazany miała tusz do rzęs. Przeraziła się, wyglądała naprawdę tragicznie. Już wiedziała, dlaczego spoglądali na nią z takim współczuciem..

Kinana napuściła ciepłej wody do metalowej miski. Opatrunki oraz czyste ubrania położyła na komodzie tuż obok stojącego pod ścianą krzesła.

— Chodź, nie wstydź się. Usiądź — poprosiła zachęcająco, co dziewczyna posłusznie wykonała. Kobieta zamoczyła gąbkę w wodzie i delikatnie zaczęła przecierać jej zakrwawione ramiona. — Nie będę pytać o to co się wydarzyło, ale mogę wiedzieć jak masz na imię? — zapytała ciepło.

Barwa jej głosu była przyjemna. Heartfilia czuła się speszona, że jakaś kompletnie obca osoba przemywa jej ciało. Nie miała jednak siły na jakiekolwiek protesty.

— Lucy. — odpowiedziała cichutko i ręką odsunęła włosy na bok, tak by dać jej lepszy i swobodny dostęp do pleców.

— Jestem Kinana, mów mi proszę po imieniu. — po raz kolejny zamoczyła gąbkę w wodzie, pozbywając się starej krwi.

Lucy wsłuchiwała się w odgłos pluskania wody. Pozwalała by Kinana przemywała jej skórę. Była bardzo delikatna. Do jej nosa doszedł przyjemny zapach mydła. Znała go bardzo dobrze. Było ono różane, zupełnie takie same, jakiego używała jej mama.

— Musisz być kimś bardzo ważnym, skoro Ojciec tak dobrze cie potraktował.

Usłyszała jej spokojny głos.

— Pierwszy raz widzę go na oczy.. — odparła zgodnie z prawdą. Ale co do tego, musiała się zgodzić. Ich szef potraktował ją o dziwo dobrze i nie wyczuła od niego żadnych złych intencji. W jego zachowaniu, głosie jak i postawie dostrzegła troskę, której ona, kompletnie nie rozumiała. Była bardziej niż pewna, że nigdy wcześniej nie spotkała tego człowieka. Nie rozumiała, dlaczego miałaby być dla niego kimś ważnym. Według niej nie zasługiwała na jakieś specjalnie traktowanie.

— Na szczęście rana na szyi nie jest głęboka, to tylko draśnięcie. Zagoi się za parę dni i nawet nie będzie po niej śladu. — powiedziała nachylając się pod jej podbródkiem, dokładnie oglądając miejsce skaleczenia. Nabrała na wacik wody utlenionej i sprawnym ruchem oczyściła. — Rety, nawet we włosach masz krew.

Lucy usłyszała jej przyciszony, wręcz zatroskany głos. Kątem oka dostrzegła jak kiwa głową na boki z niedowierzaniem. Ta cała Kinana również była dla niej bardzo miła. Czy to możliwe, że tylko Dragneel był tutaj takim trudnym ewenementem? Nie wiedziała, ale jednego była pewna, nie chciała mieć już z tym nic wspólnego. Chciała po prostu wrócić do domu, to wszystko.

— Dziękuje ci. — może i należała do całego tego bajzlu co Natsu, ale była jej wdzięczna za okazaną pomoc.

— Nie ma za co, Lucy. — odparła już bardziej szczęśliwa.

— Potem jakoś zwrócę ci te ubrania.

— Nie musisz, zatrzymaj je. — posłała szczery uśmiech, na co Lucy nieco się rozchmurzyła. Ona również nie była dłużna i mimo wszystko, lekko się uśmiechnęła.

Jej rany zostały dokładnie opatrzone, a ciało i włosy porządnie umyte. Twarz również doprowadziła do ładu i składu. Przebrała się w ciuchy jakie dała jej Kinana. Pasowały idealnie, jedynie sandałki były o rozmiar za duże, ale to nic. Zwykły biały podkoszulek na krótki rękawek i długa do kostek, ciemno zielona spódnica. To nie jej styl, ale cieszyła się, że zakrywała większość ciała.

***

Makarov siedział w grobowej ciszy. Co było niespotykane, wyłączył gramofon i teraz wsłuchiwał się w dźwięk tykającego na ścianie zegara. Czekał cierpliwie. W nim również skumulowały się rożne emocje. Był dziwnie szczęśliwy, a zarazem wściekły. Oczywiście wściekły na Dragneela.

Mocniej zmarszczył brwi. Jak to możliwe, że ta dziewczyna była tak łudząco do niej podobna? Nie licząc drobnych szczegółów, one wyglądały prawie jak dwie krople wody. Wydawało mu się, że nabawił się zwid. Zrezygnowany schował twarz w dłoniach. Nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć.

Znów zebrało mu się na pieprzone sentymenty. Wiedział, że nie powinien ze względu na serce, ale potrzebował rozjaśniacza umysłu. Już sięgał do szuflady, w której schowany miał alkohol, jednak dźwięk przekręcanego zamka, skutecznie go przed tym powstrzymał.

Gdy ponownie ją ujrzał, już w normalnych ubraniach i z czystą twarzą, uczesanymi blond włosami, dostrzegł minimalną różnicę. Miała inne spojrzenie — inny kształt oczu, była bardziej zadziorna. Jednak nie zmieniało to faktu, że tak bardzo przypominała mu ich Złotowłosą Księżniczkę. Czuł się jakby dostał szansę od losu i po wielu latach rozłąki mógł ją spotkać ponownie. Spoglądając na jej twarz, mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.

— Dziękuje Kinano. — skinął do niej z wyraźną wdzięcznością. Nie chciał dłużej jej tutaj męczyć. Potem porozmawia sobie z Dragneelem i wyjaśni wszystko, w cztery oczy. W tej chwili nie było w siedzibie nikogo oprócz nich. Jako że Kinana nie miała prawa jazdy, a przecież nie pozwoli jej samej wracać do domu, nie miał innego wyjścia, musiał go zawołać. Dobrze wiedział, że siedzi za drzwiami gabinetu.

— Natsu! — krzyknął.

Miał rację. Zaraz po tym, drzwi się otworzyły, a w nich stanął wywołany mężczyzna. Wbite ręce w kieszenie świadczyły o lekkości i obojętności z jaką do tego podchodził. Dreyarowi się to nie spodobało.

— Odwieź ją dokądkolwiek sobie tego zażyczy. Bez żadnych numerów, normalnie jak człowiek.

— Ta, jeszcze czego! — warknął niemal natychmiast.

— Nie, ja nie chce. — wtrąciła pospiesznie dziewczyna, ale widząc nieugięty wzrok ich szefa, dała sobie spokój. Może nie powinna się w ogóle odzywać — pomyślała.

Ojciec, widząc jak Dragneel ponownie otwierał usta, chcąc najprawdopodobniej odpyskować i zaprotestować, wszedł mu w słowo.

— Ta kwestia nie podlega żadnej dyskusji. — twardo zakończył, złączając dłonie pod brodą. Krzyżował z nim oczy, z których wyczytał czystą wściekłość. Jednak Makarov również był nieugięty. Ostatecznie wygrał. Zgromił go, na co usłyszał pogardliwe prychnięcie.

— Chodź. — chcąc nie chcąc warknął do niej, i nawet nie czekając, wyszedł z gabinetu.

Zmieszana Heartfilia skinęła do starszego pana. Darował jej życie, kazał opatrzyć i wypuścił jako wolnego człowieka. Pomimo okoliczności, naprawdę była mu za to wdzięczna.

— Dziękuje.. — cicho szepnęła i odwróciła się. Wyszła z gabinetu, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

W tym momencie zmartwiona Kinana spojrzała na Makarova, który gdy tylko wyszli, zasłonił oczy dłońmi. Nie rozumiała jego zachowania, ale już dawno nie widziała go tak załamanego. Jednak o nic więcej nie pytała. Chcąc dodać odrobinę otuchy, podeszła do niego i w pocieszającym geście położyła dłoń na ramieniu.

***

Nie oglądając się za siebie, Dragneel pędził jak strzała. Zszedł po schodach praktycznie w biegu. Nie czekając na dziewczynę, wsiadł do samochodu i odpalił silnik. Nerwowo stukając palcami o kierownice, czekał aż ta łaskawie się zjawi. Po paru chwilach doczekał się. Dziewczyna z niepewnością, wsiadła do środka.

Zdziwiła się, że nie została przywiązana ani zamknięta na klucz od zewnątrz. Dragneel nawet nie zaczekał, żeby dobrze zapięła pasy, depnął pedał gazu do oporu i ruszył z piskiem opon.

Przez całą drogę nie odzywali się do siebie ani słowem. Lucy wbijała wzrok w ulicę przed nimi i ani myślała zerknąć na kierującego mężczyznę. Pędził jak szalony, łamiąc chyba każde możliwe przepisy drogowe. Po paru chwilach usłyszała jego wzburzony głos.

— No więc? — zaczął nerwowo, gdy gwałtownie skręcił na skrzyżowaniu — Dokąd mam cie odwieźć? — zapytał z niekrytym jadem, nawet na nią nie patrząc.

Dziewczyna na ton jego głosu, wzdrygnęła się co nie umknęło jego uwadze. Na ten gest, kącik jego ust powędrował do góry. Bała się go. I dobrze, tak miało być.

— Pod kawiarnie. — odpowiedziała cicho.

Mógłby ją specjalnie męczyć, że nie usłyszał, tym samym zmuszając, żeby dłużej z nim przebywała. Jednak stwierdził, że nie będzie tracił swojego cennego czasu. Mężczyzna prychnął pod nosem i chcąc nie chcąc pojechał tam gdzie sobie tego jaśnie wielka pierdolencja zażyczyła. Mimo, że mu się to wszystko nie podobało, nie mógł stawiać się rozkazom Makarova, bowiem mimo wszystko był mu lojalny. Zupełnie jak jego ojciec.

Po okołu piętnastu minutach, zjechał na pobocze, parkując tuż przed kawiarnią. Lucy zaczęła nerwowo odpinać pas i już sięgała dłonią do klamki, gdy zatrzymał ją niespodziewany dotyk na ręce. Spojrzała na Dragneela z przestrachem.

— Co ty..? — zaczęła nerwowo, ale on wszedł jej w słowo.

— Słuchaj. Nie wiem jakiej sztuczki użyłaś na Ojcu, że po tym wszystkim cie wypuścił i darował życie, ale wiedz, że mnie tym nie omamisz. Jeśli piśniesz komukolwiek choćby słowo o tym co zaszło w Mermaid Heel, z ręką na sercu obiecuję ci, że wymorduje każdego, kto ma z tobą cokolwiek wspólnego. — znaczącym ruchem podbródka wskazał na krzątająca się za ladą dziewczynę — Zaczynając od twoich pieprzonych koleżaneczek z pracy.

Zastraszył ją. Musiał dać jasno do zrozumienia, że on tak łatwo jej nie odpuści. Nie daruje jej.
Nie wiedział jakiej sztuczki użyła na Makarovie. Nie rozumiał tego, bo kto jak kto, ale stary Dreyar zawsze był oschły w stosunku do obcych. Mało tego, można rzec że był draniem jakich mało. Dlaczego więc z taką ulgą potraktował przypadkową dziewuchę, która w dodatku była świadkiem jego ostatnich morderstw? To wszystko nie podobało mu się.

W tym momencie zabrał swoją rękę.

Dziewczyna nie czekając dłużej, nic nie powiedziała. Posłała mu swoje ostatnie zlęknione spojrzenie i pospiesznie wysiadła z samochodu, trzaskając drzwiami.

Dragneel spoglądał na nią w bocznym lusterku. Pędziła jak na złamanie karku. Wiedział, że nie będzie chciała by odwieźć ją do domu. Zapewne nie chciała, żeby poznał jej adres zamieszkania. Wkurwiony prychnął pod nosem. Ta dziewczyna naprawdę była głupia jak but od lewej nogi.

To nie stanowiło żadnego problemu. Przecież gdyby chciał, wystarczyło wykonać jeden odpowiedni telefon, a po paru dniach dostałby w zębach informacje o miejscu jej zamieszkania. To miasto należało do nich, było pod ich panowaniem.

Mielił cięte przekleństwa pod nosem. Chwycił za kierownicę i po raz ostatni spojrzał na jej oddalającą się sylwetkę w przednim lusterku, dopóki ta nie zniknęła za zakrętem. Nie zwracając uwagi na to że miał czerwone, zdusił pedał gazu do oporu i ruszył z piskiem opon. Zdziwieni piesi, oglądali się za pędzącym furiatem.

Dragneel nie miał czasu na pierdoły. Miał jeszcze coś ważnego do załatwienia. Była jeszcze jedna osoba, której dziś nie zamierzał popuścić. Najwyżej później zwróci Laxusowi brykę. Ruszył więc w drogę, do miejsca tak dobrze mu znanego. Po jakiś dziesięciu minutach zaparkował pod sporawą kamienicą. Wszedł na pierwsze piętro i dość mocno zapukał do drzwi. Odpowiedziała mu głucha cisza, jednak nie zniechęciło go to do ponownego pukania. Dobrze wiedział, że tam jest.

Kurwa mać, kogo tam znowu niesie..

W końcu usłyszał stłumiony głos. Najwyraźniej główka jeszcze nie do końca została wyleczona. Po chwili drzwi otworzyły się, a w progu stanął zaspany Gray w samych bokserkach. Dragneel mlasnął z niezadowolenia.

— Co, kacyk nadal trzyma? — zapytał rozbawiony na dzień dobry, spoglądając na rozczochrane w każda stronę świata, włosy przyjaciela.

— Ah, to tylko ty.. — mruknął przez głęboki ziew. Nie czekając, szerzej otworzył drzwi, wpuszczając do środka przyjaciela.

— Ja pierdolę, ale chlew. Mógłbyś tu czasem posprzątać..

Słysząc za plecami jego marudzenie, Gray podszedł do kanapy. Z ciężkością opadł na nią pośladkami. Podrapał się po czubku głowy. Wkurwiało go takie pierdolenie. Nie miał czasu ani głowy na sprzątanie tego syfu. Nie przeszkadzało mu to, więc czego ten znów truje mu o to dupę? W przeciwieństwie do niego, w mieszkaniu Dragneela zawsze panował ład, skład i porządek. Dlatego Gray nigdy nie mógł przypierdolić się o czystość w jego domu. Pieprzony pedant — pomyślał.

— A pierdol się, nie miałem ostatnio czasu.. — mruknął pozbywając się resztek śpiochów z oka. Był zmęczony jak cholera, a oczy nadal mu się kleiły.

— Ubieraj się i jedziemy, nie ma czasu do stracenia.

Gray czuł, jak Natsu staje tuż przed nim i wywierca dziurę w głowie. Ten jak zwykle w gorącej wodzie kąpany..

— Ochujałeś? Nigdzie nie jadę, jeszcze mi nie przeszło.. — przeciągle ziewnął, by na końcu mlasnąć i zamknąć oczy z którymi nieustannie walczył. — Poza tym nadal napierdala mnie głowa i nie chce mi się. Jest za gorąco..

Trzymający się jedną ręką za głowę Fullbuster nawet nie dostrzegł, jak Dragneel chodzi po pokoju i zbiera jego porozpieprzane ubrania.

— W dupie mam twoje ,,nie chce mi się''.

— Serio, źle się czuje, daj mi najpierw odchorować, a potem pojedziemy gdzie będziesz tylko chciał i.. — chciał dodać coś jeszcze, ale w tym samym momencie na jego twarzy wylądowały spodnie. Nie spodziewając się tego, mozolnie je ściągnął i w końcu szerzej otworzył oczy. Zadarł podbródek ku górze i ujrzał stojącego przed nim z wymownym wyrazem twarzy Dragneela.

— Słuchaj, byłem dzisiaj w Mermaid Heel i spotkałem tam te kurwę Risley. Gruby wieprz znowu cie obrażał, mało tego, odważyła się nawet mnie! Nie możemy chyba jej tego popuścić co? — zapytał, a przebiegły uśmieszek nie schodził z ust.

— Kurwa, nienawidzę tej szmaty jak psa. Znowu się do mnie dopierdala, o chuj jej chodzi!? — warknął jakby nieco obudzony.

— Może przez te fałdy tłuszczu na dupie, nikt nie jest w stanie jej porządnie wyruchać. — odparł łapiący się za podbródek Dragneel.

— A może po prostu brakuje odważnego, który chciałby to zrobić.. — dodał śmiejący się Gray.

— Ja to bym jej nawet kijem nie tknął.. — Dragneel wykonał gest, jak gdyby miał rzygać na co siedzący na kanapie parsknął śmiechem.

— A tak w ogóle, byłeś u Syrenek? — zapytał marszcząc podejrzliwie brwi. — Po co?

— Nie ważne. — odpowiedział wymijająco co zdziwiło Fullbustera — Odnośnie tego twojego chlewu, wpadłem na coś ciekawego. Ubieraj się, jedziemy na farmę.

— Jaką kurwa farmę? — zapytał kompletnie zbity z pantałyku.

— Potrzebujemy żywego świniaka, czerwonej kokardy i markera. — wyliczając po kolei Dragneel, pokazywał swoje palce.

Gray w tym momencie zaczął nasuwać spodnie na tyłek.

— Świniaka? Ty się dobrze czujesz ? Nie gadaj, że może jeszcze wyślesz jej to pod drzwi? — zapytał ironicznie, ale widząc rozszerzający się uśmiech na twarzy przyjaciela, zwątpił. — Serio?

***
Mieszkanie Lucy.

Lucy przez całą drogę oglądała się za siebie. Musiała się upewnić, czy czasami ten pajac jej nie śledzi. Był nieobliczalny, więc wszystkiego mogła się po nim spodziewać. Na dodatek zastraszał ją!

Na szczęście odetchnęła z ulgą, gdy nic takiego się nie wydarzyło. Wpadła do mieszkania jak strzała. Dobrze, że miała przy sobie klucz, który sprawnie schowała jak byli jeszcze w Babylonie.

Gdy tylko weszła do środka, trzasnęła drzwiami, zakluczyła i zjechała po nich z nieopisaną ciężkością opadając na dywan. Gdy poczuła zapach swojego przytulnego mieszkanka, schowała twarz w dłoniach. Już myślała, że jej się nie uda i nigdy tutaj nie wróci. Miała serdecznie dosyć wszystkiego.

Posiedziała tak może z dziesięć minut, nim poderwała głowę do góry. Musiała ochłonąć. Zerknęła na salon, ale wszystko było tak jak to zostawiła. Przypomniała jej się obietnica, jaką sobie złożyła, gdy była jeszcze w Mermaid Heel. Nie zwlekając dłużej, zerwała się z miejsca.

Pobiegła do lodówki, od razu sięgając po zmrożoną wódkę. Drżącą ręką otworzyła szafkę i sięgnęła po czystą szklankę. Zaraz jednak doszła do wniosku, że pociągnie z gwinta, co się będzie pierdolić. Pomijając coś tak błahego jak popitka, przechyliła butelkę i naraz wypiła parę łapczywych łyków. W momencie, gdy poczuła nieprzyjemnie palące uczucie w przełyku, natychmiast pożałowała swojej głupoty. Aż głośniej zakaszlała, prawie się przy tym krztusząc.

Ze skwaszoną miną oparła się o kuchenny blat i odruchowo zerknęła w kierunku stojącego na stole telefonu. Dopadła do niego, podniosła czarną słuchawkę i wykręciła tak dobrze znany numer. Poczekała parę sygnałów, aż w końcu usłyszała lekko mówiąc wkurwiony głos po drugiej stronie.

Kurwa mać! Jaki idiota śmie przeszkadzać mi w trakcie, gdy ucinam sobie popołudniową drzemkę?! No, kogo pojebało żeby..

— Levy! — słysząc głos swojej wkurzonej przyjaciółki, natychmiast jej przerwała, nie dając dojść do słowa — Nie ważne co teraz robisz, jesteś mi koniecznie potrzebna! Musimy jak najprędzej się spotkać. Zabierz mnie gdzieś, nie ważne gdzie, muszę się porządnie najebać, nawet w trupa, do nieprzytomności! Dzisiaj nie mam żadnych ograniczeń i możesz ze mną robić co tylko zechcesz! Błagam cię! — krzyknęła niemal na jednym tchu.

Czekała na odpowiedź z drugiej strony, ale dłużąca się cisza, nie dawała jej spokoju.

— Halo? — powtórzyła z niepewnością.

Lucy! — usłyszała głośny i stęskniony pisk po drugiej stronie na co aż musiała odsunąć słuchawkę od ucha. Myślała, że pęknie jęk bębenek. — A już myślałam, że życia mi zabraknie by usłyszeć takie słowa z twoich ust. Za godzinę jestem u ciebie, więc szykuj dupę w troki i lecimy w tango balango! Nie ma zmiłuj się, bądź pewna, że po takiej deklaracji nie dam ci żadnych forów!

Lucy chciała dodać coś jeszcze, ale nie zdążyła bo Levy odłożyła słuchawkę. Słyszała te jej podniecenie głosie. Znając McGarden, czeka ją dzisiaj nie lada przeprawa życia. Ale co to było w porównaniu z tym co przeszła dzisiaj? Chyba i tak już gorzej być nie mogło.

Miała gdzieś, czy i jak wróci do domu. Musiała dać upust swoim emocjom, a kto jak nie Levy się do tego najbardziej nadawał? Nie czekając dłużej, pognała w stronę swojej szafy. Nie wiedziała jak się ubrać, ale jebać to! Najwyżej Levy ją poprawi. Jak szaleć to szaleć, a co!

***

Główna siedziba Fairy Tail, gabinet Makarova Dreyara.

Makarov jak zwykle, przebywał w swoim gabinecie. Był już późny wieczór, a na dworze robiło się ciemno. Jego ukochany gramofon cichutko brzdąkał ustawiony gdzieś na wysokiej komodzie. Jednakże Dreyar zdawał się kompletnie tego nie słuchać. Był rozkojarzony i jednocześnie zmartwiony. Towarzyszyło mu wiele rożnych emocji. Zarówno tych pozytywnych i negatywnych.

Wspominając dzisiejszą sytuację, ciężko westchnął. Oparł się wygodniej o fotel. W jednej dłoni trzymał szklankę do połowy napełnioną alkoholem, zaś drugą swobodnie podpierał się o biurko. Spoglądał na leżącą przed jego nosem fotografię i znów wspominał stare czasy. Te, które choćby nie ważne jak pragnął, nigdy nie powrócą..

Melancholijnym wzrokiem przejechał po twarzach Igneela i Silvera, a zatrzymał się na stojącej pośrodku kobiecie. Ich Złotowłosej Księżniczce. Tak bardzo za nią tęsknił. Cały ten czas, zamartwiał się. Nie wiedział co się z nią działo bo do dziś nie dostał odzewu na swój ostatni list. Ale on będzie czekał, nie ważne jak długo, będzie czekał. Wierzył, że przyjdzie taki dzień że dostanie odpowiedź. Miał nadzieję, a ona przecież umierała ostatnia..

Wciąż zadawał sobie pytanie, czy wszystko było w porządku? Czy jest zdrowa? Czy na pewno niczego jej nie brakuje. Czy żyje szczęściu i dostatku? Opuściła ich szeregi bez żadnego słowa, co pociągnęło za sobą serię potwornych wydarzeń. Jednym z nich, był późniejszy rozpad sławnej drużyny Czerwonego Smoka..

Wiele lat później, w pogoni za nią.. Igneel opuścił własną rodzinę, co w konsekwencji doprowadziło do jego tragicznej śmierci. Wszystko się popsuło, a Makarov do dziś nie potrafił się po tym zebrać. Nie.. on nie potrafił się z tym pogodzić. Nie było dnia, by o tym nie myślał.

Opuszkiem palca, smagnął po jej roześmianej, zdrowo zarumienionej twarzy. Jego ludzie szukali jej dosłownie wszędzie, jednak bezskutecznie. Zniknęła z wszelkich rejestrów, dosłownie jak gdyby zapadła się pod ziemie. Wszelki ślad, że ktoś taki jak ona istniał, zniknął wraz z jej odejściem tamtego dnia.

Makarov poczuł jak zbiera mu się na łzy. Za nic nie chciał ich wypuszczać, więc zadarł podbródek do góry, spoglądając w sufit. Pociągnął nosem. Znów dał się porwać cholernym sentymentom i tragicznym wspomnieniom. Usłyszał cichutkie pukanie do drzwi, więc szybkim ruchem otarł zmęczone oczy, pozbywając się wszelkich śladów jego słabości.

— Proszę.

W progu pojawiła się Kinana z jakąś paczką.

— Przepraszam, że przeszkadzam Ojcze, ale przed chwilą była tutaj Mira. Przyniosła rzeczy tej dziewczyny. Powiedziała, że wraz z Natsu byli wcześniej w Babylonie, jednak gdy nie wracali zmartwiła się, więc postanowiła zwrócić jej rzeczy do nas. — odparła, zerkając w oczy Makarova. Dostrzegła w kącikach drobne krople. Domyśliła się, że najzwyczajniej w świecie płakał.

— Podejdź. — gestem dłoni przywołał ją do siebie.

Kinana podeszła i płożyła starannie zapakowaną paczkę na biurku. Tuż obok ręki Ojca, dostrzegła leżącą do góry nogami fotografie. Wydawało jej się, że nigdy wcześniej jej nie widziała. Zagięte rogi i zżółknięty papier sugerował, że miała już swoje lata.

— Dziękuje ci, zajmę się tym osobiście. — powiedział życzliwie, czym zwrócił jej uwagę.

— Potrzebujesz czegoś? Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić? — dopytała dla pewności. Był dla niej jak prawdziwy ojciec, zresztą nie tylko dla niej. Praktycznie dla całej mafii. Dbał o nich wszystkich i kochał jak własne dzieci.

— Nie dziecko drogie, możesz już wracać do domu. Ja chciałbym zostać sam i jeszcze trochę pomyśleć. — uśmiechnął się do niej smutno.

Kinana nic więcej nie mówiła, dobrze rozumiała. Odwzajemniła gest i skinęła głową. Odwróciła się i wyszła z gabinetu. Cichutko zamknęła drzwi, a Ojciec po raz kolejny został sam.

Jego wzrok padł na paczkę leżącą na skraju biurka. Bił się w myślach. Niby nie powinien grzebać w nieswoich rzeczach, tym bardziej kobiecych, ale ciekawość była silniejsza. Przegrał.

Otworzył zawiniątko. Były tam ubrania i dość spora, damska torebka. Nurkując w niej ręką szukał jakiś dokumentów tożsamości. Chciał wiedzieć, jak ma na imię i nazwisko to dziewczę. Może ono powie mu coś więcej na jej temat?

Po paru chwilach odnalazł jakieś dokumenty, jednak nie było tam dowodu osobistego. Dokładnie je wertując, wbił wzrok w bilet miesięczny. Zwrócił uwagę na podpis, a wtedy poczuł olbrzymią gulę w przełyku. Miał wrażenie, że jego wnętrzności się zaciskają.

Czując, że przestaje nad sobą panować, Makarov wstał z miejsca. Podszedł do okna i po raz pierwszy od dawna odsunął metalowe żaluzje do góry. Spoglądał teraz na wieczorną panoramę Los Angeles. Jednak tylko przez chwile, bowiem po chwili, wzrok wbił w swoje żałosne odbicie w szybie. Dostrzegł własne łzy, płynące ciurkiem po starczych policzkach. Nie ocierał ich, pozwolił im swobodnie płynąc. Po raz kolejny zebrał się i spojrzał na dokument.

— Lucy.. — szepnął cichutko, zaraz potem przesuwając wzrok na nazwisko — ...Krüger — dokończył. To słowo z nieopisaną trudnością przeszło mu przez gardło. To nie mógł być zwykły zbieg okoliczności. Zwrócił uwagę na tak dobrze mu znane, schludne, pochyłe w prawo pismo. Parę kropel słonych łez, spadło mieszając się z czarnym atramentem.

— Czy to możliwe, żeby.. — chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nagle przerwał. Poczuł jak kręci mu się w głowie. Z powrotem zasuwając ciężkie żaluzje, wrócił na swój fotel.

Przypomniał sobie widok zagubionego dziewczęcia, które przyprowadził tutaj jak na ironię losu sam Dragneel. Była taka podobna, aż do złudzenia. Wyglądała prawie tak samo jak w dniu, gdy po raz ostatni ją widział. Wtedy, gdy zrobiona została ta fotografia. Prawie dwadzieścia dziewięć lat temu.

Przymknął zmęczone powieki, a wtedy ujrzał ją przed swoimi oczyma. Miał wrażenie, że przez moment usłyszał jej radosny śmiech. Makarov przygarnął ją pod swoje skrzydła, gdy była jeszcze dzieckiem. Porzucona przez własną matkę, jako bękart, tułała się po ulicach Los Angeles. Jednak los chciał, że na swojej drodze spotkała Makarova Dreyara.

Dał jej nadzieję na lepsze jutro. Dał jej nowe imię i nazwisko. Dał jej dach nad głową, schronienie oraz rodzicielską miłość, której mała blondyneczka nigdy nie zaznała. Wychował ją, dbał i kochał jak swoje prawdziwe, biologiczne dziecko.

Do dziś pamiętał, jak Igneel stale jej dokuczał. Z początku ogromna niechęć, przerodziła się w silną i piękną przyjaźń. Więź, która nigdy nie miała prawa się zerwać. Mimo, że początki ich znajomości były trudne, to właśnie on jako pierwszy, pieszczotliwie nazywał ją Złotowłosą Księżniczką.

Zawsze żywo iskrzące bursztynowe tęczówki, które spoglądały na mafijną rodzinę z tak ogromną ufnością i troską. Ona dla nich wszystkich była kimś więcej, a jej uśmiech nie był tylko sztuczną mimiką na twarzy. Była ich perełką — oczkiem w głowie, które swoim uśmiechem rozjaśniało nawet najgłębsze i najciemniejsze zakamarki serc.

Po raz kolejny spojrzał na pamiętną fotografię. Po raz kolejny tego dnia, przypomniały mu się piękne słowa, które dane mu było od niej usłyszeć jeszcze w tym samym dniu. To było parę dni przed tym, gdy niespodziewanie ją utracili.

Mimo że nie był wtedy stary, ona zawsze nazywała go ,,dziadziuniem'', co kiedyś powodowało, że się burzył lecz z biegiem lat, roztapiało jego serce.

,,Dziadziuniu, czy nie jest prawdą, że po nocy zawsze nastaje dzień, a potem na odwrót? Tak, to jest logiczne.. Tak samo jak to, że nie ważne jak daleko od siebie jesteśmy, nie ważne jak wiele kilometrów i dróg nas od siebie dzieli, nie martw się bo my zawsze się odnajdziemy. Nawet będąc na samym końcu świata, stojąc nad przepaścią czy rozdrożu. Nie muszą nas łączyć więzy prawdziwej krwi, bowiem my wszyscy stanowimy jedną wielką rodzinę i łączy nas potężne uczucie zwane miłością. To nigdy w życiu się nie zmieni, czyż nie? ''— Layla, pseudonim Krüger .

Pomimo tych wszystkich minionych lat, on nigdy nie zapomniał poruszających niejedno serce słów. Czyżby miały one być prorocze? Czyżby los zaśmiał mu się prosto w twarz?

Te słowa były pierwszymi o których dziś pomyślał, gdy Natsu, syn Igneela sprowadził do jego gabinetu zagubione, blondwłose dziewczę.

Krüger, jakże by mógł zapomnieć pseudonimu, kiedy to wiele lat temu, nadał go sam Makarov Dreyar..

Parę miesięcy później..

Koniec TOMU I.

C.D.N
_________________________________________

JAK WIDZICIE, JEST TO KONIEC TOMU 1 ! TAK, BĘDZIE KONTYNUACJA TUTAJ TEJ KSIĄŻKI! ROBIĘ SOBIE TERAZ DROBNĄ PAUZĘ :) JAK DŁUGĄ? NA PEWNO DO MIESIĄCA. KTO ZAINTERESOWANY JEST DALSZYMI LOSAMI BOHATERÓW TO POCZEKA . ZAPEWNIAM, ŻE WARTO BO W TOM 2 WEJDZIEMY Z OSTRYM PRZYTUPEM :DDD
I JAK BĘDZIE SPORY ODZEW POD TYM ROZDZIAŁEM, TO DODAM Z 2-3 NA RAZ, ŻEBY WAM ZREKOMPENSOWAĆ CZEKANIE ;* KTO BĘDZIE CHCIAŁ DEDYKA, PISAĆ W KOMENTARZU !
DO ZOBACZENIA NIEBAWEM, LOFFCIAM WAS <3!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro