Tom I, Rozdział 12. Dzieci mafii.
15 wrzesień, mieszkanie Juvii Lockser, godziny wczesno poranne.
Przez lekko uchylone okno, wlatywało rześkie, letnie powietrze. W pokoju, można by rzec, panował idealny porządek. Wszystko miało tu swoje miejsce. Schludne, wysprzątane biurko, książki pookładane alfabetycznie. Panowała tutaj idealna harmonia, a jednak..
Tak właśnie z reguły było, lecz nie dzisiaj. Tuż obok dwu osobowego łózka, leżały porozwalane ubrania, co w jej pokoju, nie było czymś normalnym. Słońce próbowało przedrzeć się przez kremowe zasłony, by paść na ciemno niebieskie ściany. Ptaki radośnie ćwierkały już od piątej rano i mimo, że było to bardzo irytujące, nic z tym nie zrobiła.
W tym samym momencie dało się usłyszeć głośniejszy pomruk niezadowolenia, który wydała z siebie osoba leżąca na dużym łóżku. Trzymając już którąś z kolei chusteczkę higieniczną w jednej dłoni, ciężko przewróciła się na plecy. Tej nocy Juvia nie zmrużyła oka. Można powiedzieć, że odkąd wróciła do domu, przepłakała całą noc. Dawno nikt nie powiedział jej tyle przykrych i raniących słów. Cierpiała bardzo, a w jej głowie wciąż dudniły słowa Fullbustera;
„ - Przecież spotykaliśmy się tylko dla seksu i nic więcej. Dla mnie to było coś w rodzaju nauki i nabierania doświadczenia. Wybacz, ale ja nigdy nie traktowałem tego na poważnie. Byliśmy wtedy szczylami z sianem w głowie. Nie bierz tego do siebie i po prostu zapomnij."
Gdy przywoływała te bolesne słowa, do jej oczu, napływały kolejne, słone łzy. Myślała, że już wypłakała je wszystkie, jednak najwyraźniej była w błędzie. Mocniej zagryzła dolną wargę i przymknęła powieki, pozwalając tym samym, krystalicznym łzom po raz kolejny zatoczyć bieg po niezdrowo bladych policzkach. Głośniej podciągnęła nosem, przecierając twarz ręką. Nie umiała uleżeć w jednej pozycji dłużej niż minutę, więc przewróciła się na bok. Głośniejszy skrzyp łóżka przeszył jej uszy, co skwitowała stłumionym pomrukiem.
Juvia zastanawiała się, jak Gray odważył się powiedzieć coś takiego. Jak mógł powiedzieć jej o tym tak nie czule, w dodatku z takim rozbawieniem na twarzy. Fakt, był już pijany, ale czy nie prawdą jest to, że pod wpływem alkoholu mówi się szczerą prawdę?
- ,, Wybacz, ale ja nigdy nie traktowałem tego na poważnie''.. - cichutko powtórzyła jego rozrywające pierś słowa. Diabelnie ją to bolało. Juvia przez te wszystkie lata żyła nadzieją, że być może powrócą do tamtych wspaniałych czasów. Jak się okazało, nadzieja ta była złudna, a jej marzenie prysło niczym mydlana bańka.
Pamięcią sięgnęła do starych, dobrych czasów. Przecież kiedyś było zupełnie inaczej. Oni wszyscy byli ze sobą o wiele bardziej zżyci niż dzisiaj. Mowa tu oczywiście o Grayu, Natsu i jej samej. Znali się bardzo dobrze poprzez swoich rodziców, którzy byli przyjaciółmi. To było jeszcze za czasów gdy..
Z zamyślenia wyrwał ją ostry dźwięk budzika, ustawionego na nocnej szafce. Nie spodziewająca się tego kobieta, aż podskoczyła na łóżku. W trymiga zerwała się na kolana, złapała za poduszkę na której leżała i szybkim ruchem uderzyła w wkurwiający zegarek, który z głośnym trzaskiem rozpieprzył się o ścianę.
- Kurwa mać! Prawie złamane serce przez ciebie wyplułam.. - syknęła, gdy z wymalowaną wściekłością łypnęła na kawałki ustrojstwa porozwalane na podłodze.
W sumie to miała go już dosyć i szczerze mówiąc od zawsze miała ochotę to zrobić. Jego irytujący dźwięk oznaczał jedno. Że właśnie wybiła godzina siódma, a ona powinna zacząć szykować się do pracy. Tylko jak ma to zrobić gdy czuje się jak gówno i zapewne tak też wygląda?
Kompletnie nie miała ochoty nigdzie wychodzić. Chciała przez cały dzień leżeć w łóżku, oglądać beznadziejne telenowele i zajadać się lodami. Jak pieprzona nastolatka, która właśnie przechodziła przez swoją trudną, pierwszą miłość. Lockser nie dość, że przepłakała całą noc, ma złamane serce, czuje się jak świeże gówno zebrane z chodnika to jeszcze musiała iść do pracy bo tego dnia nie miał kto jej zastąpić. Po prostu świetnie..
Ciężko westchnęła i chcąc nie chcąc, mozolnie zwlokła się z wyra. Łypnęła pogardliwie na swoje porozwalane ubrania, które swoją drogą śmierdziały jakby wróciła z jakiejś gorzelni. Skrzywiła się na to wszystko i lakonicznie machnęła ręką. Później się tym wszystkim zajmie, teraz nie miała na to ani chęci ani głowy.
Wzięła z szafy świeże ubrania a sama poczłapała w stronę łazienki. Odkręciła kurek z lodowatą wodą i przemyła nią twarz. Obiema rękoma złapała za umywalkę i poderwała brodę ku górze, zerkając na swoje żałosne odbicie w lustrze. Kropelki wody skapywały po bladych policzkach i grzywce, a ona dostrzegła jak bardzo przekrwione ma oczy i szare cienie pod nimi. Mlasnęła z niezadowoleniem. Musiała przyznać, że wyglądała jak jakiś potwór. Równie źle jak się czuła.
Nie mając pomysłu co ze sobą zrobić, na powrót spuściła swoją głowę do dołu, wgapiając się w dno białej umywalki. Nie trwało to długo bo jej uwagę zwróciła prawa dłoń, która miała na sobie dość mocno odciśnięty, czerwony ślad. Lekko zacisnęła ją w piąstkę i aż głośniej zasyczała gdy to zrobiła.
- Cholera, chyba za mocno go wtedy jebnęłam.
Gdy tylko to powiedziała, znów przypomniały jej się słowa Graya. Zmarszczyła gniewniej brwi, a żal rozrywający jej pierś na powrót dał o sobie znać. Czuła, że ponownie zbiera jej się na płacz, ale ona nie będzie się nad sobą rozczulać. Mocniej zacisnęła zęby i stanowczo pokręciła głową na boki.
Musi być silna. Nie może sobie pozwolić na wieczne płakanie i żale. To że cierpi i że ma złamane serce to jedno, ale nie da się pogrążyć w rozpaczy. Z pewnością nie pokaże tego Fullbusterowi. Jest na niego wściekła i ma za złe to co zrobił, ale ona nie da mu tej pieprzonej satysfakcji. Skoro podszedł do tego w taki sposób, że go to wręcz bawiło, ona również tak postąpi. Na zewnątrz będzie wszystko w porządku, a swoje przeżyje, tylko że wewnętrznie.
Juvia zrozumiała, że czasy o których marzyła, już nigdy nie wrócą. Są już dorosłymi ludźmi, a ona nie może wiecznie żyć przeszłością. Trzeba nauczyć się iść przed siebie i stawiać czoła przyszłości. Gray nazwał to szczeniacką miłością, ale Juvia znała go wystarczająco długo by wiedzieć, że dla niego wcale tak to nie wyglądało. Nie rozumiała tylko, dlaczego wszystko poszło w tym kierunku.
- Nie brać tego do siebie i zapomnieć, czy tak? - zapytała szeptem samej siebie, gdy ponownie odkręciła niebieski kurek. Nabrała krystalicznej wody w obie dłonie i po raz kolejny przemyła swoją twarz. Pozwalała by woda swobodnie sobie po niej spływała, nie ocierała jej. - W sumie, mogłam mocniej mu przywalić.. - syknęła z jadem, gdy jej ciało po raz kolejny zaczęło drżeć.
Obiecała sobie, że nie będzie płakać i że założy na siebie maskę tej niewzruszonej, ale prawda była taka, że kochała Graya całą swoją duszą i sercem. Nie potrafiła okłamywać samej siebie i z pewnością, jeszcze długo będzie cierpiała.
Nie mogąc już wytrzymać tej burzy emocji, po raz kolejny spojrzała w swoje odbicie, które ukazywało kruchą, bladą i nieszczęśliwą kobietę. Z wymalowanym cierpieniem, kurczowo zaciskała swoje zęby, a potok gorzkich łez lał się niczym strumień, mieszając z wodą, która nieustannie kapała z jej grzywki. Miała teraz ostro zaróżowione policzki. Stała spoglądając na swoje, w jej mniemaniu, żałosne odbicie z mocno zaciśniętymi dłońmi w piąstki. Chyba musiała wyrzucić z siebie jeszcze trochę. Nie krępowała się.
W mieszkaniu była sama. Zresztą zawsze tak było, więc zdążyła się przyzwyczaić. Jej rodzice nie bardzo się nią interesowali, bo a to jakiś wyjazd, albo delegacja. Zawsze znalazła się odpowiednia wymówka. Juvia od zawsze czuła, że żyje sama i w zasadzie, tak właśnie było. Nigdy nie zrozumiana, nigdy szczerze przytulona. Nigdy nie czuła się kochana przez swoich własnych rodziców, korzy powinni stanowić dla niej największe oparcie. Miała bardzo nieszczęśliwe dzieciństwo, które z goryczą wspomina aż do dziś. Rodzice dawali jej wszystko co materialne, ale zabrakło tego co najważniejsze. Czasu i uczucia miłości.
Przeklinała w głębi siebie, że też akurat teraz, te wszystkie emocje i nagromadzone żale musiały się w niej skumulować i znaleźć ujście. Przez całe swoje życie nakładała maskę, że nie ma z tym problemu, że spływa to po niej, ale chyba najwyższa pora powiedzieć sobie dość i przestać się oszukiwać.
Głośny, bolesny szloch odbił się echem w wyłożonej kafelkami łazience, a ona niczym wątły cień, oparła się o ścianę obok, zjeżdżając po niej smętnie. Gdy tylko styknęła się pośladkami z zimną podłogą, podkuliła kolana i okryła swą rozhisteryzowaną twarz w ramionach. Nie powstrzymywała się już, wybuchła.
- Gray, ty pieprzony kłamco.. - z trudem wydukała, krztusząc się swoimi własnymi łzami.
W tym momencie jak co dzień, powinna zakładać na nogi buty, a na ramię ukochaną torebkę, ale w obecnym stanie, było jej wszystko jedno. Chyba jednak wyjdzie na to, że spóźni się do tej pieprzonej pracy. W sumie apteka była jej własnością i jak otworzy ją dwie godziny później, nikt jej głowy za do nie urwie. Miała na to wyjebane. Po raz kolejny głośniej załkała, a przeszywający serce ból wylewał się, w postaci gorzkich łez..
***
Port lotniczy, Los Angeles.
Słońce wschodziło coraz wyżej, sunąc po błękitnej tafli, potocznie zwanej niebem. Na lotnisku aż roiło się od ludzi rożnych narodowości. Wszyscy zabiegani, spieszący się, a to do rodziny, a to w sprawach biznesowych. Ludzie pospiesznie kupujący bilety, przechodzący odprawy, szukający swojego lotu. Kobiety krzyczące na biednych mężów, że zapomnieli spakować czegoś ważnego. Takie widoki tutaj były codziennością.
Samolot pierwszej klasy, wracający z Nowego Yorku, właśnie w tym momencie zetknął się kołami z wydzielonym pasem do lądowania. Gdy tylko maszyna z istną precyzją, została bezpiecznie ,,posadzona'' na powierzchni, czekający na dole pracownicy, podstawili schody i rozpoczęli wyładunek bagaży.
Drzwi uchyliły się, a wszyscy pasażerowie zaczęli w pośpiechu opuszczać pokład. Stojąca tuż przy drzwiach stewardessa, żegnała każdego po kolei z szerokim, przyklejonym uśmiechem.
- Dziękujemy za lot naszymi liniami i zapraszamy ponownie!
W tym samym momencie, ostatni pasażer, zresztą bardzo specyficzny, stanął w progu. Został oślepiony natarczywym słońcem co skomentował cichym pomrukiem pod nosem. Zmarszczył nieznacznie nos i brwi. Zaraz potem, rzucił okiem na ponętną, uśmiechniętą stewardessę i humor od razu mu się poprawił. Nic tak na niego nie działa jak piękne kobiety, duże cycki oraz jędrne dupy. Uśmiechnął się zawadiacko po czym zwrócił do kobiety.
- Podroż w towarzystwie tak pięknej damy z pewnością zasługuje na powtórkę. - rzekł uradowany i w tym samym czasie zerknął na plakietkę z jej imieniem i nazwiskiem - Kate, zapamiętam dobrze te piękne imię. - specjalnie miękko zaakcentował jej imię, tym swoim flirciarskim tonem.
Kobieta stała jak gdyby niczym nie wzruszona. Jedyne co zrobiła to lekko się ukłoniła i podziękowała za komplement. Niestety, ale tego właśnie wymagała od niej praca. Ma być zawsze uśmiechnięta, miła i odpowiadać grzecznie na pytania pasażerów. Ma wyglądać nienagannie i poruszać się z gracją. W dodatku to była pierwsza klasa, więc obowiązywała ją sroga dyscyplina.
Gildarts, widzący jej lekko zaróżowione policzki, nie powstrzymując się dobrym wychowaniem czy jakimikolwiek obowiązującymi manierami, wychodząc przez próg, bez oporów klepnął ją w tyłek. Nie był to mocny klaps, ale sam fakt sprawił, że kobieta podskoczyła w miejscu. Nie spodziewała się tego wymownego gestu ze strony mężczyzny, więc nawet nie wiedziała jak ma zareagować.
- Oraz nie zapomnę tego cholernie ponętnego tyłeczka, na który miałem przyjemność spoglądać przez te dłużące się godziny. - dodał na odchodne puszczając jej oczko, czego zbita z pantałyku kobieta nie skomentowała. Jej brew niebezpiecznie drgnęła, gdy usłyszała jego rozbawiony, gardłowy śmiech. Wiele jej się cisnęło na usta, ale w ostatnim momencie udało jej się nad sobą zapanować.
Gdy Clive zszedł ze schodów, a jego buty spotkały się z szarym asfaltem, przerzucił swoją granatową marynarkę przez ramie. Nie musiał odbierać bagażu, gdyż miał przy sobie jedynie walizkę, w której miał potrzebne dokumenty.
W sumie udało mu się dowiedzieć parę ciekawych rzeczy. To nazwisko, Heartfilia. Ojcu dobrze się ono kojarzyło. Gość ma potężne znajomości i jest szychą w Nowym Yorku. Prowadzi prywatną klinikę, ale to tylko przykrywka do jego lewych interesów. Koleś ma powiązania z jakąś większą mafią. Wpakowany jest w produkcje amfetaminy i siedzi w tym gównie już od wielu lat. Wdowiec, którego żona zginęła w tajemniczych okolicznościach, a córka wyprowadziła się parę lat temu i rzekomo kontakt się z nią urwał. Gildarts uśmiechnął się kpiąco i wyjął z tylnej kieszeni papierosa. Obiecał swojej córce Canie, że postara się rzucić ten szajs, ale łatwo powiedzieć, a trudniej zrobić.
Próbował dowiedzieć się czegoś więcej na temat jak zginęła jego żona, ale sprawa była skrzętnie zatuszowana. Zupełnie tak, jakby jej istnieje zostało wymazane. Nie było żadnych dokumentów potwierdzających, że ona w ogóle istniała.
- Tsh. - prychnął z niezadowoleniem gdy w końcu udało mu się odszukać zapalniczki.
Komuś tak znanemu i potężnemu w tajemniczych okolicznościach ginie żona, nikt nic nie wie, policja nie zna tematu, a media skutecznie milczały? Zdecydowanie ta sprawa śmierci i wszystko to było ukartowane. Nie mógł się jednak dowiedzieć czegoś więcej na ten temat, gdyż Heartfilia miał swoich ludzi porozstawianych po całym mieście.
Już pod koniec pobytu, Gildarts musiał się szybko stamtąd ewakuować bo sytuacja robiła się napięta. Zastanawiało go jeszcze, co mogło stać się z jego córką i gdzie teraz się podziewa? Może chciała odciąć się od całego tego bagna i wynieść jak najdalej od ojczulka? Przydałoby się ją odnaleźć, bo może ona wiedziała by coś więcej. Zdecydowanie musi porozmawiać o tym z Ojcem.
Wyrywając się z własnych myśli, rozejrzał się pobieżnie dookoła, wziął głębszy wdech i sprawnym ruchem założył ciemne okulary słoneczne na nos.
Wysunął rękę przed siebie, spoglądając na tarcze szwajcarskiego zegarka. Miał jeszcze trochę czasu, dzień dopiero się rozpoczynał. Przypomniał sobie słowa Mystogana, więc nie czekając na nic, ruszył w kierunku budynku. Musiał jak najszybciej dowiedzieć się czegoś więcej na temat osoby, która po krótkiej wymianie zdań z Mystoganem go zaintrygowała.
Zanim jednak ruszył z miejsca, tęsknym wzrokiem spojrzał wysoko ponad siebie. Na bezchmurne niebo i niczym nie skrępowane, sunące po nim ptaki. Po raz kolejny zaciągnął się niezdrową przyjemnością, a gesty dym przez ułamek sekundy przysłonił mu widoczność.
Gildarts wpadł właśnie w stan nostalgii. Powrócił do starych, dobrych czasów, które przeminęły i już nigdy nie powrócą.
- Czy to możliwe, byś to była ty? - zapytał sam siebie, ale zaraz potem dotarł do niego sens tych slow. A właściwie jego brak, bowiem osoba o której w pierwszej sekundzie pomyślał, najprawdopodobniej już nie żyje. Potrząsnął mocniej głową, chcąc wyrzucić z niej bolesne wspomnienia, po czym przydusił peta ciężkim butem i ruszył w stronę lotniska.
***
Główna siedziba Fairy Tail.
Natsu wjechał na podziemny parking, należący tylko i wyłącznie do mafii. Nie musiał nawet uchylać szyby by zostać wpuszczonym. Zaparkował w najbliższym miejscu tak by nie musieć targać tego śmiecia z bagażnika nie wiadomo jaki kawał drogi. Jeszcze szanował swoje plecy.
Wysiadł z czarnego samochodu, otworzył tylną klapę. Z ciekawości odsunął ciemny worek z jego głowy i z zadowoleniem stwierdził, że tak chłopa ogłuszył, że do tej pory nie odzyskał przytomności. Nie siląc się na jakiekolwiek delikatności, siłą wyszarpał go z bagażnika i ponownie przerzucił sobie przez ramie.
Przez ułamek sekundy pomyślał sobie o blond krowie, którą zostawił u Miry. Już ona się nią tam dobrze zajmie - stwierdził z przebiegłością. W końcu dla niej czas to pieniądz i zapewne nie będzie jej niańczyła za darmo. Na bank zagoniła ją do jakiejś podrzędnej roboty w klubie. Cyniczny uśmieszek przewinął się przez jego przystojną twarz, ale zniknął równie szybko co się pojawił. Poprawił ciecia na swoim barku i ruszył w kierunku schodów prowadzących na górę.
Gdy już był na parterze i chciał skręcić w długi korytarz prowadzący do piwnicy, usłyszał dziwny dźwięk dochodzący z części barowej. Coś jakby dźwięk przewracanych, szklanych butelek. Zmarszczył gniewnie brwi bo przecież o tej godzinie wiało tu pustkami. A przynajmniej teraz, gdy Gildarts wyleciał do Nowego Yorku i nie miał kto truć dupy Kinanie i zalewać się alkoholem. Cana też była gdzieś w terenie, więc obecnie nie ma kto rezydować w barze.
Zaciekawiony spojrzał na wystawne drzwi z kolorowym witrażem i miał wrażenie, że dostrzegł tam jakiś cień przy podłodze. No teraz to zaciekawił się już do reszty. Zmienił kierunek swojej podroży i z podejrzliwością pchnął ciężkie drzwi głową nieprzytomnego Phila. Gdy tylko je uchylił, a on dostrzegł rozgrywający się tam obraz nędzy i rozpaczy, aż zaniemówił.
Szybkim krokiem wszedł do środka, gdy ujrzał Graya rozwalonego na podłodze, opartego plecami o bar. Głowę miał spuszczoną nisko, włosy zakrywały jego twarz, a on sam pomrukiwał coś niezrozumiałego pod nosem. Wokół niego walały się puste butelki, potłuczona szklanka, a także jakieś ubrudzone alkoholem dokumenty.
Zatrwożony tym beznadziejnym widokiem, Dragneel bez zbędnych czułości zrzucił Phila ze swojego barku, który z głośnym hukiem uderzył o drewnianą podłogę. Natsu niemal natychmiast podbiegł do Fullbustera sprawdzając w jakim jest stanie. Stwierdził z przekąsem, że jako tako się ruszał, więc umrzeć, nie umarł.
Z niesmakiem pokręcił głową na boki, gdy jego uwagę przykuł fragment względnie czystego, nie zalanego dokumentu. Przeczytał parę linijek na jednym wydechu i już wiedział, że to odnośnie tego przerzutu o którym słyszał od Juvii. Nie zajęło mu dużo czasu połączenie tych faktów ze sobą. Domyślał się, że Gray skończył w taki a nie inny sposób, bo musiał się z nią spotkać.
Natsu podrapał się w tył głowy, kucnął tuż przed nim, jedną ręką zaczął szturchać go w ramie. Już dawno nie widział swojego przyjaciela w tak tragicznym, wręcz opłakanym stanie. Domyślał się że musiała się tu odbyć niezła popijawa. Biorąc pod uwagę ilość walających się butelek, normalny człowiek wylądował by w szpitalu. A słowo normalny, zdecydowanie nie tyczyło się Graya.
- Ej, ziemia do Miętówy. - syknął gdy zaczął nim mocniej potrząsać, ale reakcja była ta sama co poprzednio. Jakiś niewyraźny pomruk i głośny, aczkolwiek ciężki stęk.
Dragneel ledwo tu przyszedł, a już zaczynał tracić cierpliwość. Nie dając za wygraną, uznał że zrobi to co powinien od razu. Zamachnął się i według niego, lekko uderzył Graya w policzek, co od razu poskutkowało. Fullbuster natychmiast poderwał się w miejscu z głośniejszym krzykiem, co przestraszyło nawet Dragneela. Aż sam podskoczył z przestrachem, bo nie spodziewał się tak szybkiej i żywej reakcji.
- Ja pierdole. Nie strasz mnie tak debilu! - ryknął w jego stronę Dragneel, gdy Fullbuster niemrawo zaczął przecierać twarz rękawem.
- Natsu? - zapytał z niekryta ciężkością. Brzmiał zupełnie tak jakby nie nie miał nic w gardle od par dni. - Co ty tu robisz?
- Nie, Święty Mikołaj. - zakpił - Po chuj ci to teraz wiedzieć, lepiej powiedz co ty tu robisz i to w takim stanie? Życie ci nie miłe czy co?
Fullbuster próbował zmienić jakoś pozycje ciała, ale marnie mu to wychodziło. W końcu dał za wygraną i znów przestał się poruszać.
- A no nie miłe. - machnął ręką zrezygnowany. - Zresztą szkoda gadać.
Od początku ich dialogu, Fullbuster ani razu nie uniósł wyżej swojej głowy. Jego twarz wciąż skryta była pod gestami, ciemnymi włosami. Dragneel pokręcił głową na boki z dezaprobatą. Kucając przed nim, na powrót położył swoją dłoń na jego lewym ramieniu.
- Spójrz na siebie, jak ty wyglądasz. Brakuje jeszcze żebyś leżał w kałuży swoich własnych rzygów albo szczochów. - warknął próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy, ale ten stale go unikał - Na dodatek wali od ciebie potem i gorzałą na kilometr. - skwitował pociągając nosem.
- Daj mi spokój i odsuń się w końcu ode mnie! - pierwszy raz podniósł głos i chciał odepchnąć pochylającego się nad nim przyjaciela, jednak jak się można było spodziewać, nawet w niego nie trafił. - Jak chcesz mi ulżyć to podaj szklankę wody.
Dragneel spoglądał jeszcze przez moment na niego, ale w końcu zrezygnowany wstał, podszedł do baru i nalał świeżej wody do szklanki. Podał ją Grayowi, który zaczął pić tak łapczywie, że omal się nie zachłysnął. Woda lała się po jego brodzie, skapując na poszarpane ubranie.
- Ej tylko się nie zakrztuś, bo ja ci sztucznego oddychania robił nie będę. - mruknął z wyższością Natsu.
Fullbuster kompletnie nic sobie nie zrobił z tej kąśliwej uwagi. Głośniej podciągnął nosem i odstawił pustą szklankę obok siebie. Jednym ruchem zaczesał włosy do tyłu, a wtedy ukazało się jego oblicze.
Natsu spojrzał na niego badawczo. Dostrzegł wielkie, sine limbo pod okiem. Już chciał się zaśmiać, a na język cisnęło się wiele słów, jednak ostatecznie, wstrzymał się.
- No co tak milczysz? - syknął z jadem Gray, zadzierając podbródek i wpatrując mu się prosto w oczy. - Dowal mi jeszcze na dokładkę, widzę że już język cie świerzbi.
Dragneel nabrał powietrza w płuca i na moment przymknął powieki, z poirytowaniem rozmasowując sobie skroń.
- Nie zamierzam z tobą rozmawiać, gdy leżysz rozjebany na podłodze. Chodź, pomogę ci wstać. - mówiąc to podszedł do niego bliżej i bez słowa zrzucił sobie jego ramie na bark. Zaprowadził go na stojącą nieopodal, dużą sofę. Gray ciężko opadł na nią pośladkami. Z marsową miną dotykał się sino czerwonego policzka i klął jak szewc pod nosem. Widzący to Natsu poszedł do baru w stronę lodówki i przyniósł mu woreczek lodu.
- Masz, przyłóż sobie, powinno trochę pomóc.
- Dzięki. - mruknął po chwili, przykładając sobie lód do opuchniętego policzka. Gdy tylko to zrobił, głośno zasyczał. - Kurwa mać, ma dziewczyna rozmach, nie ma co. - przyznał z grymasem bólu wypisanym na twarzy.
Natsu usiadł w wygodnym fotelu tuż przed nim.
- Ma rozmach czy nie, najwyraźniej musiałeś sobie zasłużyć. - zaczął z niekrytym rozbawieniem, ale zaraz potem spoważniał pod naporem spojrzenia Graya. - To powiesz w końcu co tu się odwaliło?
Słysząc te pytanie, westchnął ociężale. Niezbyt chciał wracać do tego wydarzenia. Sam pamiętał trochę jak przez mgłe, ale swoje najgorsze słowa jak na złość, pamiętał.
- Juvia przyniosła dokumenty, a akurat tak się złożyło że jechałem do siedziby dostarczyć informacji od Syrenek.
- Od Mermaid Heel? A co tam się niby stało? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.
- A, jakiś Turas czy tam Arab zaczyna być namolny i mają z gnojem problem. Chcieli żebyśmy się tym zajęli. Ojciec miał do nich dzisiaj zadzwonić, nie znam dokładnych szczegółów, zresztą w dupie to teraz mam.
- Dobra nie ważne, no i co z tą Juvią? - ponaglał go.
- No co? Spotkaliśmy się przed siedzibą, wyglądała na zagubioną, wręcz przestraszoną. No to podszedłem do niej, pogadaliśmy chwile i zaprosiłem ją do środka. Też miałem iść do Ojca, ale potem wpadłem na genialny pomysł, żeby się napić, więc nalegałem i zaprosiłem ją do baru. - mruknął gdy odsunął z twarzy lód. - Wiesz, pogadaliśmy, napiliśmy się. Z początku wszystko było normalnie, ale w pewnym momencie rozmowa zeszła na nieodpowiedni tor. Zresztą co ci będę szczegółami mówił, po prostu wymieniliśmy swoje poglądy, ja już byłem najebany, język mi się rozwiązał i powiedziałem coś czego chyba po trzeźwemu bym nie powiedział. - dokończył wyraźnie przygaszony na co jego rozmówca zmarszczył brwi.
- To znaczy? Co jej powiedziałeś? - dopytywał wyraźnie zniecierpliwiony Dragneel, który w tym momencie wygodniej się rozsiadł.
- Że to co było kiedyś między nami, jest już przeszłością. Że spotykaliśmy się dla seksu i że ma zapomnieć. Że nie traktowałem tego na poważnie i takie tam pierdoły..
- Pierdoły mówisz? - złapał go za słówko, podnosząc jedną brew ku górze. - Ty to wiesz jak obchodzić się z kobietami, nie ma co. - dodał chwytając się za podbródek, udając zamyślonego.
Gray zerknął na niego spod byka i na powrót przyłożył sobie lód do policzka.
- Pf, odezwał się pierdolony znawca.
- Dlatego ja nie bawię się w jakieś związki. - obiema dłońmi z dumą wskazał na siebie. - Chodzę na dziwki, zabawiam się z przelotnymi panienkami na jedną noc i tyle w temacie. Po co mi wplątywać się w ten cały gnój jakim jest związek i uczucia?
Gray prychnął pod nosem.
- Tak, ale rozmawiając z Juvią powołałem się na naszą obietnice.
Usłyszawszy to jedno zdanie Natsu zmarszczył gniewnie brwi. Nieświadomie, mocniej zacisnął dłonie na oparciach fotela. Poczuł jak jego serce zaczyna niebezpiecznie szybko toczyć krew w żyłach.
- Do czego zmierzasz? - zapytał całkiem poważnym głosem.
- Powiedziałem jej, że po tamtym zdarzeniu obiecaliśmy coś sobie. Nie powiedziałem dokładnie co, także nie unoś się, bo widzę że ten fotel zaraz trzaśnie w drobny mak.
Dragneel faktycznie czuł, że zaczyna go nosić. Wyprostował dłonie, dając świeży dopływ krwi do swoich palców, które już robiły się białe. Miał nie reagować na to w ten sposób, więc skarcił się w głębi siebie. Wypuścił ciężkie powietrze z płuc, przymykając na chwile swoje powieki. Musiał się uspokoić.
- Słuchaj, ja i ona to było zupełnie co innego. To był mój błąd, ponieważ nie wyczułem jej. - przyznał z niekrytą złością. Opuszkami palców dotknął swojej szyi na której widniała dość spora, podłużna blizna. - Nie powinieneś wzorować się moimi przeżyciami i zawalać przez to swojego życia. Obietnica gówno ma do tego. Gray, mówię to z bólem, ale skrzywdziłeś ją i to bardzo. Przecież wiesz, że Juvia to nie jest tam jakaś zwykła pipidówa. To nasza przyjaciółka, osoba z którą znamy się praktycznie od dzieciaka.
- Tak, wiem! Wiem kim ona jest i właśnie dlatego tak postąpiłem. Nie chce jej w to mieszać rozumiesz? Nie chce jej narażać na niebezpieczeństwo. Uwierz mi Natsu, że tak będzie lepiej.
- Myślę, że okłamujesz sam siebie Gray. Powiedziałeś jej tyle przykrych rzeczy, ale gdzieś w głębi siebie, ty../
- Natsu! - Gray niespodziewanie ryknął i uniósł się chwiejnie na nogach. Zupełnie zaskoczony tak ostrą reakcją, Natsu zadarł głowę ku górze, spoglądając na rozwścieczone oblicze swojego przyjaciela. - Myślisz, że jestem głupi? Wiem jak sprawy się mają, ale nie chce w to wnikać rozumiesz? Ja i Juvia byliśmy tylko przyjaciółmi. Nie ma między nami nic szczególnego i nie będzie, więc daj już mi spokój. Nie chce o tym rozmawiać nawet z tobą, bo najpierw sam muszę sobie to wszystko poukładać w głowie.
Skutki takiej reakcji, natychmiast dały o sobie znać, bo zaraz po jego wybuchu złości, złapał się za głowę jedną ręką, a drugą chwycił za skroń, mrużąc mocno oczy.
- Kurwa mać. Moja głowa.. - mruknął i na powrót opadł pośladkami na miękką sofę.
Dragneel spoglądał na niego z iście wymalowanym szokiem, bo co jak co, ale Gray był ostatnią osobą, po której mógł spodziewać się takiej reakcji. Od zawsze wiedział, że jego relacja z Juvią jest co najmniej popierdolona. Chociaż, gdy sięgał w głąb pamięci, Juvia i Gray bardzo dobrze się ze sobą dogadywali. Można powiedzieć, że kiedyś byli nierozłączni. Wtedy to była prawdziwa przyjaźń, ale z domieszką czegoś jeszcze.
Dragneel wiedział, że Juvia od zawsze szczerze kochała go całym sercem, Gray również wydawał się czuć do niej coś więcej. Był okres w ich życiu gdzie spotykali się ze sobą i to nie na stopie przyjacielskiej. Natsu wiedział, że niejednokrotnie ze sobą sypiali i czuł te chemię między nimi.
Jednakże jakiś czas potem, wszystko zaczęło się psuć. Mika, matka Graya została zastrzelona, a jego ojciec w pogoni za mordercami żony, zaczął coraz rzadziej przebywać w domu. Zaślepiony rządzą zemsty Silver ganiał po całej Ameryce, zostawiając Graya pod opieką niani. A gdy wrócił, nie było już tak samo jak kiedyś.
W międzyczasie sam Dragneel miał krótki epizod z pewną dziewczyną, która jak się potem okazało, chciała pozbawić go głowy i to dosłownie. Do dziś pozostała mu po tym blizna jak i nauczka. Ta dziewczyna, była pierwszą, którą zastrzelił w swoim życiu. Nie ma się czym chwalić, ale pociągnął za spust w wieku szesnastu lat. Nie był nawet pełnoletni, gdy pozbawił życia swoją pierwszą ofiarę. Teraz na koncie ma tyle morderstw, że już dawno stracił rachubę i przestał liczyć.
Wracając do zabójstwa tej dziewczyny, najgorsze chyba w tym wszystkim było to, że zrobił to bez mrugnięcia powieką. Nie miał jakiś głębszych wyrzutów sumienia bo chyba nigdy szczerze jej nie kochał. Był nią po prostu zauroczony, nic więcej. Ale sam fakt, że dokonał tego z zimną krwią, kiedyś, napawał go przerażeniem.
Jego ojciec, Igneel. Zawsze powtarzał mu, że gdy znajdzie te odpowiednią kobietę, będzie wiedział że to ta jedyna. Może nie od razu, bo sam ponoć zakochał się bez opamiętania dopiero po jakimś czasie, ale w końcu to wyjdzie. Mówił także, że gdy ją odnajdzie i prawdziwie się zakocha, ma nigdy jej nie porzucić i walczyć o nią do upadłego. Nigdy nie odpuścić i nie pozwolić by działa się jej jakakolwiek krzywda. Dragneel zawsze się z tego śmiał, bo jak przyszło co do czego, Igneel porzucił jego matkę i gonił po całym świecie za jakaś inną. Nikt nigdy mu nie chciał powiedzieć za kim gonił, ale Dragneel nie był głupi i sam domyślił się, że chodziło o kobietę. Doprawdy, czyn godny naśladowania - przyznał z ironią.
Wracając do sprawy, problem był jeden. To, że jemu nie wyszło i przejechał się na jakiejś starszej o trzy lata panience nie oznacza, że Gray musi postąpić tak samo. Juvia była normalną dziewczyną, która również w życiu nie miała lekko. Chociaż trafniejszym określeniem będzie, że żadne z nich nie miało łatwego życia. Byli tak zwanymi ,,dziećmi mafii'' i od zawsze wiedzieli o rzeczach, o jakich normalne dziecko wiedzieć nie powinno.
Schadzki w burdelach, morderstwa, hazard, strzelaniny, kłótnie, narkotyki. Przetrzymywanie jakiś dziwnych kolesi w mieszkaniu, dziwne rozmowy rodziców. Mimo, że w dzieciństwie rodzice się z tym kryli, to wszystko było ich otoczeniem. Chleb powszedni.
W czasie jego "chwilowej" zadumy, Gray zdążył nieco ochłonąć.
- A tak w ogóle, to mam pytanie.
To jedno, zwarte zdanie wybiło Dragneela z głębokiego stanu zadumy. Spojrzał na Graya który od dłuższej chwili spoglądał gdzieś poza niego, gdzieś w stronę witrażowych drzwi.
- Co to za kolo z workiem na łbie?
- A, to moja dzisiejsza zdobycz. - rzekł odwracając się w stronę wskazanego bandziora - Dorwałem kolesia odpowiedzialnego za porwania tych panienek. Wpadłem na niego zupełnie przypadkowo. - powiedział bez większego zaangażowania.
- Przypadkowo, tak? - Gray zapytał kpiąco. - No i co z nim teraz? Będzie tak tu leżał i zdobił nam bar?
Dragneel uśmiechnął się przebiegle, a w jego oczach po raz kolejny pojawił się ten niebezpieczny błysk.
- Teraz mój drogi przyjacielu, zabiorę go na dół do piwnicy i wraz z Laxusem weźmiemy się za przesłuchanie gnoja.
- Też bym poszedł z wami, ale jak widzisz nie jestem ani w humorze ani w dyspozycji. Na dodatek muszę się zebrać i dostarczyć te pieprzone dokumenty. Miałem jeszcze przekazać, żeby Ojciec zadzwonił do Syrenek. Kurwa, upierdliwe jest to życie! - jęknął gdy opadł plecami na sofę.
- Nic na to nie poradzimy Gray. Chyba nasz los był od początku przesądzony. - mruknął wstając z zabytkowego fotela. Powolnym krokiem podszedł w stronę Phila, schylił się i bez problemu przerzucił go sobie przez ramie.
- Co masz na myśli? - zapytał Fullbuster, lekko i ostrożnie unosząc samą głowę.
Język ugrzązł mu w gardle, gdy dostrzegł lewy profil twarzy Dragneela z dziwnym, zupełnie nie pasującym do niego wyrazem. Stał odwrócony do niego plecami, w białej, lekko prześwitującej podkoszulce na ramiączka, z pod której widać było zarys jego wyrzeźbionych pleców z wytatuowanym wizerunkiem czerwonego smoka. Prawą rękę opierał na trzymanym bandziorze, a lewa zwisała wzdłuż jego ciała. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem, gdzieś w podłogę, uśmiechał półgłębkiem i wyglądał na zamyślonego. Nie, trafnym określeniem będzie, że dostrzegł u niego cień melancholii. Były to sekundy, ale jednak.
Natsu, nawet na niego nie patrząc, odwrócił się z zamiarem wyjścia z baru.
- W końcu, jesteśmy dziećmi mafii, czyż nie? - wyznał z nutą ironi i nie czekając na odpowiedź zatrwożonego Fullbustera, ruszył w kierunku witrażowych drzwi.
Gray nic już więcej nie powiedział i nawet nie zbierał się na to. Wpatrywał się w plecy swojego przyjaciela do czasu, gdy ten nie zniknął za dużymi drzwiami. Wprowadzony w dziwny stan, wciąż przed oczami miał ten jego wyraz twarzy.
Fullbuster nie przypominał sobie kiedy ostatnio widział u niego ten uśmiech. W sumie jak się nad tym zastanowić, to wydawało mu się że Natsu jest jakiś inny od paru dni. Jakby taki nieco ożywiony? Nie wiedział co było powodem. Może coś się stało miedzy nim a Lisanną? Chuj go tam wie. Wytyka mu błędy z Juvią, a sam nie potrafi ogarnąć się z Lis. Znawca się znalazł.
Z zamyśleń wyrwał go skrzyp schodów. Leniwie powłóczył tam swoją obolałą głową i dostrzegł Laxusa, drapiącego się po obojczyku. Wyglądał jakby dopiero co wstał albo odszedł od biurka i całej tej papierowej roboty.
- A ty tu nadal? Lepiej zbierz dupę w troki bo dziadek wciąż czeka na te ujebane dokumenty. - mruknął, po raz kolejny idąc w kierunku baru z pustą szklanką. Fullbuster aż miał uczucie déjà vu. Biedny, myślał że już będzie miał spokój, do czasu gdy nie usłyszał donośnego śmiechu blondyna. - A tak poza tym, nawet do twarzy ci z tym sinym limbem.
Słysząc ten przytyk, ponownie z ciężkością opadł na sofę. Dzień ledwo się zaczął, a on już miał ochotę skoczyć z mostu. Położył worek z lodem na policzku, a ręką przysłonił czoło, zakrywając przekrwione oczy.
- Tak, zapowiada się kolejny, zajebisty dzień.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro