Tom I, Rozdział 10. Kobieta pełna jest niedoskonałości.
Na wstępie chcę zadedykować ten rozdział mojej kochanej Yashy ( Zabij mnie, jeśli źle odmieniłam ! xD ), która w ostatnim czasie tchnęła we mnie tonę weny! :D
Pragnę jeszcze podziękować wszystkim, którzy zostawiają gwiazdki, komentują i w ogóle czytają. ^.^ !
------
14 wrzesień, główna siedziba Fairy Tail, godziny późno wieczorne.
Bijąca się w myślach niebiesko włosa kobieta, trzymając w dłoniach plik dokumentów stanęła przed główną siedzibą Fairy Tail. Dawno jej tu nie było osobiście i miała trochę obaw, czy wejść czy może przekazać dokumenty komuś innemu. Po dłuższym namyśle i przebieraniu nerwowo nogami w miejscu w końcu odważyła się. Już robiła swoje pierwsze kroki i podchodziła do dużych drzwi gdy zza pleców usłyszała dźwięk nadjeżdżającego motoru. Odwróciła się z niekrytym zdziwieniem gdy maszyna zatrzymała się tuż za jej plecami na poboczu.
Z grymasem, oślepiona światłami, aż przysłoniła twarz dłonią. Po sylwetce stwierdziła że był to mężczyzna, lecz jego twarzy nie widziała bo miał na sobie czarny kask. Po chwili mężczyzna zgasił silnik i podpierając się jedną nogą, przechylił w stronę chodnika.
Zmieszana Juvia aż zaniemówiła gdy obiema rękoma chwycił za kask, a jej oczom ukazała się dawna miłość jej życia. Dlaczego nie przychodziła do siedziby osobiście? Właśnie dlatego, by przypadkiem nie natknąć się na niego. Ale los najwyraźniej lubi sobie z niej zakpić i postarał się o to by i tym razem tak właśnie było.
Osobą która właśnie przed nią stała był nie kto inny jak Gray Fullbuster. Nieuleczalny romantyk, a przede wszystkim okropny kobieciarz, który równie co Dragneel, niczego sobie w życiu nie żałował. Pozbywszy się nakrycia głowy, przeczesał swoje kruczo czarne włosy do tyłu i z dziwnym wyrazem twarzy wpatrywał się w stojącą przed nim kobietę.
- Juvia? A co ty tutaj robisz? - zapytał schodząc w tym samym czasie z motoru. Postawił go na stopce na chodniku. Wziął kask pod swoja pachę i powoli podszedł do zawstydzonej i zmieszanej dziewczyny.
Gdy był na tyle blisko, by mogła dostrzec w świetle nieopodal stojącej latarni jego przystojną twarz, dotarło do niej, że jedyne co robi to stoi i się na niego lampi jak sroka w gnat.
- Mam ważne dokumenty, które miałam dostarczyć Ojcu, to wszystko. - wydukała na jednym wydechu, a w odpowiedzi usłyszała jego cichy śmiech.
Jej serce bilo tak szybko, że mogła to niemal usłyszeć. W jego obecności zawsze traciła swoją pewność siebie i względne opanowanie. Mimo tego co kiedyś między nimi zaszło, ona wciąż skrycia i mocno go kochała, ale nie potrafiła się z tym uporać. Nie potrafiła, czy może nie chciała? Odpowiedź na to pytanie pozostanie słodką tajemnicą.
- W takim razie, zapraszamy w nasze skromne progi. - odpowiedział o dziwo dość pogodnie i z rozbawieniem przyglądał się jej reakcji.
Speszona jego miłym tonem, pośpiesznie odwróciła się plecami i nie bacząc na jego zdziwioną minę otworzyła ciężkie drzwi po czym weszła do środka. Wyglądało to zupełnie tak, jakby przed nim uciekała.
Gray z początku również wydawał być się tym wszystkim zmieszany, bo Juvia była ostatnią osobą, którą spodziewał się tutaj ujrzeć. Doskonale zdawał sobie sprawę z łączącej ich relacji. Była ona co najmniej pokręcona i nie do końca wyjaśniona. Gdy dobiegł go dźwięk zamykanych drzwi, szybko się ogarnął i ruszył za nią.
- Poczekaj, ja też mam coś do załatwienia!
Wszedł do środka i podbiegł do dziewczyny, delikatnie chwytając ją za nadgarstek. Zmieszana, na ten gest gwałtownie się odwróciła i spojrzała na niego. Na jej policzkach malowały się dorodne rumieńce.
Widzący to Gray, natychmiast się opanował i ją puścił. Nerwowo podrapał się w tył głowy i lekko uśmiechnął.
- Masz jeszcze czas? Może napilibyśmy się czegoś? Już dziś nie zamierzam nigdzie jechać, a przyznam szczerze, że suszy mnie jak jasna cholera. - przyznał po chwili i z niepewnością zerknął w jej ciemne oczy.
Doskonale wiedział, że dziewczyna waha się i wcale jej się nie dziwił. Po tym co kiedyś między nimi zaszło, być może też by się tak wahał, ale w sumie z drugiej strony, życie jest zbyt krótkie zęby rozpamiętywać stare czasy. Zresztą dla niego, to co łączyło go kiedyś z Juvią, było przelotnym romansem.
Byli wtedy młodymi i niedoświadczonymi szczylami. Szukali w swoim życiu czegoś nowego. Gray właśnie tak to postrzegał i tak traktował ich związek.
Usłyszał jej głośniejszy, ciężki wydech. Wiedział, że się zgodzi, bo co jak co, ale ona nigdy mu nie odmówiła. Nie miał z kim się nachlać, a skoro już ona się napatoczyła, to dlaczego miałby nie skorzystać z okazji? Już lepsze to niż chlanie z własnym cieniem.
- Dobra ale tylko na jednego. - mruknęła gdy Gray z satysfakcją zaczął kierować swoje kroki w stronę mafijnego baru.
***
Z racji że o tej godzinie Kinana nie obsługiwała baru, sami musieli się tym zająć. Gray z wielką chęcią robił za barmana, bo co jak co, ale on uwielbiał pić alkohol. Uwielbiał latać z Dragneelem do Włoch bo tam w jego rodzinnej winiarni mógł pić do bólu.
Nie czuł się w jakikolwiek sposób uzależniony, ale wiele osób postrzegało go jako osobę, która na prawdę ma z tym problem.
Fullbuster jedyne o czym wiedział i był świadomy to to ze gdy się napije, potrafi pleść takie głupoty że głowa mała. Jednakże wiedza o tym nie przestrzegła go przed wspólnym piciem z Juvią. Wiedział, że mógłby chlupnąć coś głupiego, ale jakoś nie bardzo się tym przejmował. Juvia była jedynie jego kumpelą i nic więcej. Dla niego jakikolwiek związek z nią to była zamknięta przeszłość i nic nie zmierzało w kierunku zmiany.
Zadowolony z siebie, niczym zając wskoczył za bar w poszukiwaniu jakiejś dobrej whisky. Musiał się dziś porządnie najebać bo miał na to wielką ochotę. Dragneela jak zwykle gdzieś wcięło i nie mógł go znaleźć. Pewnie kurwiarz siedzi gdzieś z jakąś panną i dobrze się bawi.
W tym czasie Juvia przysiadła na wysokim hokerze, kładąc obok dokumenty. Sama nie wiedziała co miała o tym wszystkim myśleć, ale świadomość, że może choć przez chwile spędzić z nim czas, napawała ją czymś w rodzaju głupiej nadziei. Może w końcu uda jej się z nim porozmawiać i wszystko wyjaśnić? Z lekkim uśmiechem na twarzy spoglądała na krzątającego się za ladą Graya.
Zadowolony Fullbuster w końcu znalazł tego czego szukał i z głośnym hukiem postawił flaszkę drogiego Burbona na ladzie.
- Dziś pijmy na mój koszt i nie licz na to, że skończy się po jednym szocie.
***
Minęła równa godzina odkąd zaczęli razem pić. Juvia miała skończyć na jednym jednak.. Nadzieja matką głupich. Była w dobrym stanie bo w porównaniu do Graya, ona zachowywała umór i zdrowy rozsądek. Też była trochę podchmielona ale nie tak bardzo jak on. Głupkowato uśmiechnięta, siedziała i łokciem podpierała się o ciemną ladę, wsłuchując w żwawe opowieści Fullbustera.
- I wiesz, wtedy dałem sygnał tamtemu skośnookiemu debilowi. Miałem łatwiej bo poszedłem od strony gdzie były drzwi, a tamten musiał wybić okno, żeby wleźć do tamtego baraku. Żebyś tylko widziała jego minę. Jebany robił mi później wyrzuty, że już więcej się ze mną nie zamienia. Potem wskoczyliśmy tamtym szmaciarzom na pysk i jednocześnie powaliliśmy. Ich miny były bezcenne. Gnoje nie spodziewali się nas tam. - Gray zakończył swój monolog i nie siląc się na jakąkolwiek kulturę czy zdrowy rozsądek, najebany jak stado dzikich węży, chwycił za czterdziestu procentową butelkę whisky, pijąc już nie ze szklanki, a z gwinta.
- Ej, ej, może już ci wystarczy co? Już widzę, że masz dobrze.
Juvia wychyliła się próbując złapać za butelkę, ale Gray, skutecznie odtrącił jej rękę.
- Ale o czym ty pierdolisz? Ja się właśnie rozkręcam! - krzyknął uradowany biorąc do ust kolejnego dużego łyka. W obecnym stanie było mu już wszystko jedno bo i tak nad sobą nie panował. Zjadł dzisiaj tylko dwie bułki, więc faza weszła mu bardzo szybko. - Żadna kobieta nie będzie mi mówiła co mam robić. - ryknął po czym przybrał poważniejszy wyraz twarzy ale nie na długo bo zaraz po tym, bezlitosna grawitacja dała o sobie znać. Odstawił z głośnym hukiem flaszkę i oparł lewy policzek na ladzie, spoglądając na lekko zarumienioną kobietę.
- To widzę, że nie narzekasz na brak zajęć. Mimo wszystko ciesze się, że tak dobrze się dogadujecie z Nastu. Ty i on jesteście niemal nierozłączni.
Gray który dotychczas spoglądał sobie na Juvię, usłyszawszy jej słowa zawadiacko się uśmiechnął. Przymknął jedno oko i z nie małym problemem podciągnął się wyżej.
- Ta, pomijając fakt, że ten debil nieustannie naciska mi na odcisk, jest lekkomyślny, wulgarny i cholernie arogancki, jest dla mnie niczym brat i zrobię wszystko, by już zawsze tak było. Nigdy nie pozwolę by działa mu się jakakolwiek krzywda. Jeśli trzeba będzie, przetrzepie mu kark i zawsze ustawie do pionu.
Słysząc jego słowa Juvia szerzej się uśmiechnęła. To prawda, Dragneel był dokładnie taki jak go opisał Gray, ale w głębi duszy, dobry z niego facet. Może nie obnosi się z tym na zewnątrz i dla obcych jest cięty jak jasna cholera, ale dla swojej rodziny - tej mafijnej jak i biologicznej, jest do rany przyłóż. Jego połowicznie Włoskie korzenie robią swoje. Był tylko jeden wyjątek w jego rodzinie, ale nie warto się nad tym rozczulać.
- To prawda. To że jest pyskaty i lekkomyślny, tego odmówić mu nie można. W sumie, wulgarny też. - Juvia zaczęła bawić się swoim kieliszkiem, zataczając nim jakieś bliżej nieokreślone wzory na ladzie. Głośniej westchnęła gdy przypomniała sobie ich niedawną rozmowę odnośnie znalezienia sobie dziewczyny. - Boli mnie jednak to, że ma takie problemy z nawiązywaniem dobrych relacji z kobietami.
Gray łypnął na nią ze zdziwieniem, ale tylko przez chwile, bo zaraz potem schował twarz w swoich ramionach które wygodniej ułożył na ladzie. Zaczął głośniej się śmiać.
- Problemy ze znalezieniem sobie kobiety? Ty chyba nie wiesz, ile razy zgarniam go z rożnych burdeli. Ja się nawet czasami zastanawiam, czy on nie złapie tam jakiegoś syfa, wiesz choroby wenerycznej i te sprawy. - Gray jeszcze donośniej się zaśmiał, gdy dodawał swoje ostatnie zdanie. - Miałem mu nawet ostatnio zasugerować, żeby dla pewności się przebadał.
- Nawet tak nie mów! To po pierwsze, a po drugie, nie o takie kobiety mi chodzi.. Wiesz, mówię o prawdziwym uczuciu. Prostytutki można łatwo kupić, ale nie zrobisz tego z miłością. To są dwie zupełnie inne rzeczy, Gray. - Juvia mocniej zaakcentowała jego imię, a gdy tylko to zrobiła, on przestał się śmiać i na powrót zwrócił swoja głowę w jej kierunku. Spod przysłoniętych czarną grzywką oczu, widać było dziwne ogniki. Gray wydawał się być nieźle tym rozbawionym.
- Bawi cie to co powiedziałam?
- Bawi. I to cholernie. - przyznał niemalże natychmiast.
Juvia znacząco zmarszczyła brwi.
- Dlaczego?
- Ponieważ życie jest zbyt krótkie i chaotyczne, by przejmować się takimi pierdołami. Nastu twierdzi, że uczucia skutecznie osłabiają i odbierają ci zdolność racjonalnego myślenia. Bo gdy masz kogoś, na kim ci zależny, martwisz się w konsekwencji czego podejmujesz irracjonalne decyzje. Stajesz się podatny. Stajesz się łatwiejszym celem, bo gdy masz wrogów, zdajesz sobie sprawę, że twoja druga połówka także, może stać się ich celem. Wtedy miłość, staje się twoim fatum. Twoim przekleństwem. Twoją słabością.
Juvia w ciszy wysłuchała każdego jego słowa. Dokładnie analizując jego wypowiedz, wyraźnie posmutniała. Nigdy nie spodziewała się usłyszeć z jego ust, tak bardzo przykrych i bolesnych słów. Po dłuższej chwili milczenia, wypuściła ciężkie powietrze ze swych płuc.
- Jeśli faktycznie jest tak jak mówisz, to nikt nie powinien wiązać się w pary. Nikt nie powinien zakładać rodziny. Nikt nie powinien się angażować. Przykro mi, ale nie mogę się z tobą zgodzić Gray. - Juvia ostro zaprzeczyła, co spotkało się z głośniejszym pomrukiem niezadowolenia Fullbustera.
Zaciekawiony uniósł się na powrót do pozycji siedzącej i z niemałym rozbawieniem spoglądał w jej zacięte tęczówki. Przechylił głowę lekko w bok, nie przestając świdrować ją swoim ostrym i przenikliwym spojrzeniem.
- Bo?
- Bo według mnie miłość jest potężniejsza niż strach i cokolwiek inne. Miłość jest tym, co daje ci siłę. Daje to co napędza cie do działania. Uważam, ze to wspaniałe, móc kogoś kochać. Rozłąka, zerwanie, zdrada, tak, to boli, ale nie miłość. - przytknęła swoje dłonie do piersi i zrywając z nim kontakt wzrokowy, wbiła go w idealnie poustawiane butelki alkoholi na półce, zapatrując się w swoje zniekształcone odbicie. - Dla miłości żyjemy i w tym wspaniałym uczuciu możemy przenosić góry. Nigdy nie przestanę wierzyć w swoje słowa.. ani w osobę, którą kochałam i być może nadal kocham.. - dokończyła już mocno przygaszona.
Gray wyczuł, w jakim kierunku zmierza ta rozmowa i nie spodobało mu się to. Mimo, że był zalany, jeszcze umysł miał dość sprawny. Widział po jej postawie co chce mu powiedzieć lub dać do zrozumienia. Być może on też kiedyś wierzył w te piękne słowa, lecz to było bardzo dawno temu. Jeszcze zanim, pewna dziewczyna pozostawiła krwawą bliznę na szyi Dragneela - jego najlepszego przyjaciela. Mimo, że od tamtego wydarzenia minęło kilka lat, Gray nigdy nie zapomni obietnicy jaką sobie wtedy złożyli.
- Więc wiedz, że mamy zupełnie odmienne zdania na ten temat Juvio. Życie gangsterów nie jest usłane różami i nie dla nas są sprawy miłostkowe. Nie to siedzi nam w głowach. Dla nas to zbędny balast, którego nie chcemy dźwigać na swych barkach.
- Dla ciebie to zbędny balast mówisz..
Gray sięgnął do kieszeni swojej skórzanej kurtki i wyjął z niej paczkę Marlboro. Lekko chwiejnymi rękoma włożył go do ust i niezdarnie odpalił. Zaciągając się nie zdrową przyjemnością, kątem oka zerknął na swoją dawną „miłość''.
- Zapewne pamiętasz jak to się skończyło w przypadku tamtego skośnookiego debila. Nie ma o czym mówić. Myślę, że wyraziłem się wystarczająco jasno, co myślę na ten temat. Nie zaprosiłem cie do kieliszka, żebyś mi tu smęciła o tym co było kiedyś. Patrz na przyszłość, bo jeśli nie będziesz umiała tego zrobić, nigdy nie ruszysz z miejsca.
- Ale to co nas kiedyś łączyło.. chcesz powiedzieć ze to dla ciebie nigdy nic nie znaczyło?
W odpowiedzi usłyszała jego gardłowy śmiech. Zmieszana i z lekkim przestrachem spojrzała na niego. Kompletnie nie spodziewała się takiej reakcji.
- Przecież spotykaliśmy się tylko dla seksu i nic więcej. Dla mnie to było coś w rodzaju nauki i nabierania doświadczenia. Wybacz, ale ja nigdy nie traktowałem tego na poważnie. Byliśmy wtedy szczylami z sianem w głowie. Myślałem, że to oczywiste. Nie bierz tego do siebie i po prostu zapomnij. - mruknął wypuszczając z ust gęsty dym.
Dziewczyna poczuła się jakby ktoś właśnie wylał jej na głowę kubeł lodowatej wody. Jak do tej pory, żyła nadzieją, że być może kiedyś wrócą do tamtych lat. Nadzieją, która okazała się być złudną, bo w tym momencie Fullbuster dał jej dobitnie do zrozumienia kim dla niego była, a także czym była relacja która niegdyś ich łączyła. Tak bardzo zabolało ją serce, że miała wrażenie ze traci grunt pod nogami. Zaszokowana gorzkością jego słów, nie mogła wydusić z siebie nic sensownego. Jedyne co robiła to spoglądała na niego z lekko otwartymi ustami i wielkimi z niedowierzania oczami.
Gray wyglądał jakby świetnie się bawił i nie przejmował tym, że najnormalniej w świecie ją rani. Bolało ją to cholernie.
- I wiesz co ci powiem? - zaczął kontynuować, gdy w końcu przestał się śmiać. - Chyba jeszcze tego nie mówiłem, ale ostatnio porządnie mną trząchnęło. Poznałem taką jedną, zajebistą dupę w kawiarni. Chciałem do niej zagadać żeby się laska ze mną umówiła. Dość mam już tych tanich prostytutek, a tamta blondyna jest..
Nie dane było mu dokończyć. Juvia w tym momencie zeskoczyła z wysokiego hokera, zupełnie przez przypadek strącając szklankę z alkoholem, której zawartość wylała się na leżące obok dokumenty. To były ułamki sekundy, gdy pod wpływem impulsu, mocno się zamachnęła i z otwartej reki uderzyła go w twarz. Nie spodziewający się tego mężczyzna, stracił równowagę i z głośnym rumorem spadł na podłogę do tyłu. Z jego otwartych ust, wypadł złamany w pół papieros.
Niemalże natychmiast zadarł swą głowę ku górze spoglądając na rozwścieczone oblicze Juvii. W kącikach jej oczu dostrzegł kryształowe łzy. W amoku chwyciła za plik przemoczonych od alkoholu dokumentów i cisnęła nimi prosto w jego spitą twarz.
- Teraz każesz mi zapomnieć?! Dopiero po tych wszystkich pieprzonych latach, odważyłeś się bym mi to powiedzieć!? Jesteś żałosnym draniem..
Nie czekała na jego odpowiedz, a jedynie odwróciła się na pięcie i z głośniejszym szlochem wybiegła z baru. Do jego uszu doszedł trzask zamykanych drzwi, a on siedząc na podłodze podparty jedną ręka o podłogę, spuścił nisko swoją głowę. Czarna grzywka przysłoniła jego oczy a on drugą ręka dotknął swojego pulsującego policzka. Uśmiechnął się gorzko pod nosem. Dobrze wiedział, że te słowa ją zrani, a jednak nie powstrzymał się.
- Długo jeszcze zamierzasz tam stać i się gapić? To nie jakaś zasrana telenowela..
Na ironiczne pytanie Fullbustera, ktoś wyłonił się z ciemnego korytarza.
- No chłopie, poleciałeś po bandzie. Jesteś z siebie zadowolony? - spytał, gdy stanął tuż przy godnym pożałowania Grayem. Podeszwą zdusił tlącego się na podłodze papierosa.
Nie doczekawszy się żadnej odpowiedzi czy może reakcji, podszedł do baru i nalał sobie stojącej whisky do czystej szklanki. - Przyszedłem do baru bo mnie suszyło jak cholera i co zastaje? Powinieneś spiąć dupę i jak przystało na prawdziwego mężczyznę, przeprosić ją.
W odpowiedzi usłyszał głośniejsze prychnięcie.
- Tsh. Daj mi spokój Laxus. - warknął Fullbuster i niezgrabnie pozbierał porozsypywane, przemoczone od alkoholu dokumenty. - Tak będzie lepiej..
- Dla kogo? Dla niej, czy może dla ciebie? - Laxus odwrócił się przodem do siedzącego na podłodze Graya. Zmierzył go groźnie. - Bo ja mam wrażenie, że patrzysz na to wszystko jednostronnie.
- Wiesz co myślę na ten temat.. Żaden gangster nie powinien się wiązać na dłuższą metę. Każdy z nas ma świadomość, że któregoś dnia może nie powrócić z misji żywy, a wtedy co? Spójrz chociażby na Nastu. On../
- Z nim to była zupełnie inna bajka, młody.
- Nie wymądrzaj się, jesteś ode mnie tylko trzy lata starszy.
- To nie ważne. Liczy się to jaki masz bagaż doświadczenia, a nie to ile masz lat, zapamiętaj to sobie. Jednakże muszę przyznać, że co do jednego masz rację, nam gangsterom niezwykle ciężko jest się związać z odpowiednią kobietą. - mruknął Gromowładny, popijając większy łyk drogiej whisky.
- Nie każdy bohater nosi pelerynę. Zresztą nie chce już o tym rozmawiać, mam już dość dzisiejszego dnia, nie potrzeba mi się jeszcze użerać z Juvią. Najzwyczajniej w świecie nie mam na to głowy.
- Nie dość, że głowy nie masz to jeszcze jaj. - zaśmiał się gorzko po czym wziął głębszy wdech. - Na dodatek powiedziałeś jej, że teraz masz ochotę posunąć jakąś blond cizie z kawiarni. Naprawdę, kawał z ciebie gnoja, Gray.
Siedzący na podłodze Fullbuster nie zamierzał na to odpowiadać. Zignorował jego kąśliwą uwagę po czym podsunął się bliżej baru, plecami opierając się o drewniane obicie. Wyciągnął w stronę Laxusa rękę z niechlujnie pozbieranymi dokumentami odnośnie przerzutu leków do Meksyku.
- Możesz dostarczyć te dokumenty do Makarova? Chyba nie dam rady się podnieść..na dodatek całe są ujebane alkoholem.
Laxus łypnął na niego z wyższością. Wyminął go bez słowa, w jednej dłoni trzymając szklankę z drogim trunkiem.
- Chyba sobie żartujesz. Nie będę zbierał za ciebie bury, bo nie umiesz stanąć twarzą w twarz z prawdą. - tu ostatni raz spojrzał na pijanego Graya. - I nie zapomnij się ogarnąć, bo dziadek czeka na te dokumenty już od rana.
Pokręcił głową na boki i zaczął wchodzić po schodach na wyższe piętro.
Teraz, Fullbuster został kompletnie sam. Z boleśnie odciśniętą dłonią na policzku, siedział w lekkim rozkroku na podłodze z jedną zgiętą nogą, a plecy opierał o bar. Gorzko uśmiechnął się pod nosem. Jak Natsu zobaczy, że znów ma obitą mordę, będzie miał powód do robienia sobie z niego żartów.
- Z prawdą? Ale jaka ona jest.. - dłonią przeczesał swoje ciemne włosy do tylu. - ..ta cała prawda?
***
Los Angeles, północne tereny lasu Murphiego, godziny nocne.
Natsu krążył po północnym terenie przez dobrych paręnaście minut. Nieźle wkurwiony, w końcu zjechał w boczną drogę, prowadzącą do ciemnego lasu. W trakcie jazdy zachciało mu się sikać, więc zaparkował samochód na poboczu i poszedł się odlać. Wracając w stronę samochodu, oparł się o jego maskę i już wyjmował papierosy, gdy z oddali ujrzał małe światło, które zwróciło jego uwagę. Zmarszczył gniewnie swoje brwi, chowając paczkę Marlboro z powrotem do kieszeni. Wyjął latarkę wsiadając do samochodu i chwycił do ręki mapę, według której na tym terenie nie powinna istnieć żadna zabudowa.
- Bingo.. - mruknął zadowolony, po czym pośpiesznie wyszedł z auta. Zostawił je przy drzewach, tak aby nie było ono widoczne. Zresztą to i tak jakieś zadupie, więc raczej nikt tutaj się nie kręci.
Założył na swoje prawe udo, czarną kaburę do której włożył Colta a także nóż. Budynek który ujrzał, był oddalony od niego około czterdzieści metrów. Lekko schylony, szedł przez las w tamtym kierunku, próbując dostrzec potencjalnych ochroniarzy. Jeśli to oni odpowiedzialni byli za ostatnie porwania panienek, zapewne było ich więcej niż tylko dwóch. Liczył na to, że w środku znajdzie tego po którego się tu fatygował. Ich szefa.
Podchodząc na odległość około piętnastu metrów, schował się za drzewem. Budynek wydawał się dość spory i składał się z dwóch części. Dragneel wychylił się zza drzewa ale równie szybko cofnął, gdy ktoś wyszedł na zewnątrz i zapalił małe światło nad wejściem. Dostrzegł dwóch mężczyzn którzy wyszli sobie zakurzyć. Patrząc na nich też miał na to ochotę, ale miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Zmarszczył brwi, uważnie słuchając ich rozmowy.
- Ja pierdole, nie lubię tej roboty.. - jęknął ten wyższy odpalając papierosa.
- Czego znowu marudzisz ośle. Dobrze płacą, więc stul pysk i zajmij się tym co do ciebie należny.
- Kurwa mać, jak gorąco. Tam w środku jest jeszcze gorzej niż na zewnątrz.
- Ty a propo, widziałeś kogo przywieźli George z Jeffem?
- Nie, a co?
- Niezła sztuka im się trafiła. Skubani mają farta.
- Aż taka zajebista? - głośniej podciągnął nosem.
- Mówię ci stary, taka blondyna ze aż mi włosy na jajach stanęły. Szkoda trochę dziewczyny bo znając Phila, będzie musiała przejść kontrole jakości. - zaśmiał się po czym oparł się o ścianę budynku.
Słysząc te wymianę zdań, Dragneel skrzywił się mimowolnie. Dlaczego każdy, kogo ostatnio spotyka wypowiada się o niej jakby była jakim pieprzonym cudem świata? Przecież ona nie była nawet atrakcyjna, a przynajmniej on tak uważał. Generalnie nie zwracał większej uwagi na kobiety.
- A po chuj ta kontrola jakości? I tak w ogóle to kiedy przyjedzie po towar?
- Żeby wiedzieć komu ją opchnąć, debilu. Serio, zastanawiam się kto cie zatrudnił do tej roboty.
Z choinki się urwałeś czy jak? A co do Phila, powinien być za jakieś dwadzieścia minut. - mruknął spoglądając na zegarek.
- Ej zamknij się! Nie na wszystkim muszę się znać..
- Myślę, że taką to na pewno wezmą do jakiegoś drogiego burdelu, albo poleci na eksport dla jakiegoś Szejka. Wiesz, araby lubią blondynki.
- A gówno mnie to interesuje co z nią zrobią, dla mnie liczy się tylko kasa.
Stali tak jeszcze przez chwilę w ciszy.
- Dobra. - warknął, przyduszając peta do ziemi. - Wracam do środka, pilnuj drzwi.
Gdy jeden z nich wszedł z powrotem do środka, Dragneel stwierdził, że nie będzie lepszej okazji. Oszacował, że musi być ich tam czterech łącznie, nie więcej. Skoro czekali na przyjazd tego całego Phila, na zewnątrz było dwóch pachołków, a w środku są ci dwaj, którzy porwali krowę, było ich tylko czterech.
Dla niego to będzie kaszka z mleczkiem. Ostrożnie przeszedł lasem dookoła i zbliżył się do płotu porośniętego gęstym bluszczem. Kucnął, a swoją prawą rękę przyłożył do kabury, opuszkami palców muskając rączkę od Colta. Zmarszczył brwi, gdy ujrzał swoją ofiarę, jak siada na stopniu od ganku, plecami do niego. Lepszej okazji nie mógł sobie wymarzyć.
Uśmiechnął się przebiegle po czym zza kabury wysunął srebrny noż. Zanim jednak ruszył, pobieżnie rzucił okiem na konstrukcje budynku, chcąc się upewnić czy aby na pewno nikt inny nie kręci się po okolicy, ale z satysfakcją stwierdził, że paliło się tylko jedno światło w jednym oknie. Zapewne to tam trzymana była ta blond włosa pinda.
Idąc wzdłuż ściany, lekko pochylony zbliżał się do swojej ofiary. Dostrzegł, że facet kompletnie nie zajmuje się tym czym miał i najzwyczajniej w świecie przegląda gazetę z playboyem.
- O, a ta jakie ma melony. Fiu fiu, z taką to bym się zabawił. - mruknął z bożej łaski ochroniarz, przerzucając kolejną stronę czasopisma.
Dragneel nie miał zamiaru silić się na jakiekolwiek gesty bo to nie było w jego stylu. Gdy już był dostatecznie blisko, cichutko niczym kot, doskoczył do niego i niczemu nie spodziewającemu się „ochroniarzowi'', jedną rękę przyłożył do ust, a drugą złapał za szyje i w trakcie ciągnięcia go za ogrodzenie, sprawnym ruchem poderznął gardło.
Krew nieprzerwanie tryskała na ubranie bandziora, gdy ten wierzgał swoimi nogami i próbował sięgnąć do pistoletu przyczepionego do pasa. Mężczyzna przez cały czas wydając z siebie stłumione pomruki, mocno się szamotał i próbował wyrywać, ale na nic się to zdało. Dragneel trzymał go wręcz w żelaznym uścisku i nie pozwolił na żaden większy ruch. Czekał aż się wykrwawi. Minęło może parę sekund, gdy zaczął opadać z sił.
- Ty skurwysynie i tak długo się trzymałeś. - wycharczał do bladego z utraty krwi trupa, którym wzburzały ostatnie drgawki.
Natsu wciągnął go w głąb lasu i bez zbędnego pierdolenia, rzucił jego ciało za jakimś drzewem. Odwrócił się w stronę budynku i już zamierzał biec w tamtym kierunku, gdy drzwi niespodziewanie się otworzyły a w nich stanął jego wspólnik. Zdębiał, gdy ujrzał go schylającego się w stronę leżącego pornosa na ziemi. Kompletnie o tym zapomniał i zostawił ślad.
- Kurwa mać, a tego znów przycisnęło? - warknął rozglądając się na boki, ściskając gazetę w jednej dłoni. - Ej! Henry! Miałeś przecież pilnować drzwi ty cieciu! Nawet to jest dla ciebie za trudne, wiec poszedłeś sobie zwalić?!
Stojący za drzewem Dragneel, mlasnął z niezadowoleniem pod nosem.
- W którą stronę poszedłeś?! Może mi też zwalisz przy okazji, co?
Zirytowany Natsu głośniej westchnął i sięgnął po swojego Colta z tłumikiem. Poczekał, aż mężczyzna zejdzie z ganku i podejdzie bliżej ogrodzenia. Rozglądał się za swoim kolegą, którego on zdążył już zdjąć, a jego trup leży parę metrów od niego.
- Ej, to już robi się nudne! -krzyknął bandzior podchodząc bliżej ogrodzenia, rozglądając się na boki.
Dragneel wiedział, że w tych ciemnościach jest nie do wykrycia. Bez problemu wychylił się zza drzewa i oddał jeden, precyzyjny strzał w głowę. Nie spodziewający się tego oprych, padł jak długi do przodu, wpadając w porośnięte gęstym bluszczem ogrodzenie.
Natsu szybko wyskoczył po niego i wciągnął do ciemnego lasu.
- Leżeć mi tu grzecznie. - warknął, gdy niedbale ułożył ich obok siebie po czym podbiegł do obskurnego budynku.
Idąc wzdłuż ściany, dostrzegł, że jego ręka jest zakrwawiona aż do łokcia. Zniesmaczony tym, że ujebał się czyjąś krwią zaczął ją wycierać w czarne spodnie. Po kolei z ostrożnością zaglądał w okna, ale wszędzie było pusto. Przed nim zostało już tylko ostatnie, tamte skąd dochodziło światło. Wiedział, że tam, z pewnością kogoś zastanie.
Podszedł do niego i kucnął. Przez lekko uchylona szybę, usłyszał czyjeś kroki i stłumioną rozmowę. Wychylił się i zerknął do środka. Dostrzegł krzesło na którym siedziała ta gruba krowa z workiem na głowie. Siedziała tyłem do niego, o dziwo spokojnie jak na sytuację w której się znalazła. Dłonie skrępowane miała sznurem do tyłu i przywiązane do drewnianego krzesła. Na stole obok, leżała jej torebka.
- No cholera, ile jeszcze mamy czekać?!
- Zamknij się, coś musiało go zatrzymać. Zaraz przyjedzie.
- Nie lubię, gdy ktoś jest nie punktualny.
- Jak ci się nudzi to rozbierz się i pilnuj ubrań.
- Ha ha, taki jesteś zabawny? Większej radości by mi dostarczyło rozebranie laseczki siedzącej na krześle. Swoją drogą, trochę mi jej żal, bo z chęcią zostawiłbym taki kąsek dla siebie.
- Masz przecież żonę debilu.
- I co z tego? Mam wiele kobiet na boku.
Dragneel ujrzał mordy tych skurwieli, których o dziwo dobrze zapamiętał, Georga i Jeffa. Jeden z nich przysiadł na krześle przy stole i z grymasem zerknął na damską torebkę. Drugi oparł się o ścianę i wyjął z kieszeni papierosy.
- Ej, ale jak już kurzysz to wypad na zewnątrz. I weź przy okazji zgarnij Tonego. Poszedł do Henrego i gościa wcięło. - mówiąc to wziął się za przeszukiwanie torebki.
Natsu dokładnie zarejestrował moment, gdy bandzior wyraźnie się zdziwił.
- Ej George, zobacz co skubana miała w swojej torebce. - z wyższością w głosie wyjął z niej Browninga.
W Natsu aż się zagotowało, gdy ujrzał swój ukochany pistolet w rękach tego ciula. A więc jednak, gruba krowa miała go cały czas ze sobą. Dragneel z niedowierzaniem pokręcił głową na boki. Nie dość, że zgarnie ich szefa to jeszcze odzyska swoją spluwę, którą kochał nade wszystko. Najwyraźniej los się do niego uśmiechnął.
- Nie gadaj, że ta szmata miała przy sobie broń. - stojący pod ścianą z papierosem, podszedł do wspólnika, wyrywając pistolet z jego ręki.
- I to jeszcze w pełni naładowany! - warknął wyraźnie rozjuszony ten drugi.
Natsu widział jak wściekły Jeff podchodzi do siedzącej jak dotąd cichutko dziewczyny i zamaszyście zdejmuje worek z jej głowy. Burza długich blond włosów rozsypała się w nieładzie po jej ramionach i plecach. Jedną ręką, boleśnie złapał ją za podbródek i przysunął do siebie, a drugą, przyłożył lufę Browninga do jej skroni.
- Powiedz starszym kolegą, skąd taka dziunia z pierdolonej kawiarni, miała przy sobie naładowany pistolet? - wycedził jej prosto w twarz.
- Ej, towar miał być nieuszkodzony. - burknął ten drugi.
Heartfilia wyraźnie się wzdrygnęła co nie umknęło bystrym oczom Dragneela. Napięła wszystkie swoje mięśnie, próbując odgiąć się jak najmocniej do tyłu. Nachylający się nad nią mężczyzna głośniej prychnął.
- Co? Zapomniałaś języka w gębie, złociutka? - zapytał z rozbawieniem, a cynizm wylewał się z jego gardła. - A w kawiarni byłaś taka odezwana.
Lufa Browninga powędrowała teraz z jej skroni, na brzuch, a następnie na miednicę.
- Powiem szczerze, że aż sam mam ochotę przeprowadzić tę kontrole jakości. - mruknął jej niemalże do ucha, wciągając jej dziewczęcy zapach. Lufą pistoletu zaczął zadzierać jej sukienkę do góry.
Lucy mocniej ścisnęła swoje kolana.
- Ej Jeff, zostaw ją. Najwyraźniej jest zbyt przestraszona. - warknął ten siedzący przy stole. Wygodniej się rozsiadł i zaczął przeglądać jej dokumenty. - Zaczekajmy na Phila, to język sam jej się rozwiąże.
- Wtedy nie tylko to jej się rozwiąże. - wkurwiony Jeff splunął jej pod nogi i odsunął na dwa kroki w tył.
Z początku przyglądał jej się z wymalowaną satysfakcją, myśląc że ją przestraszy, ale jakie było jego zdziwienie, gdy ona lekko się uśmiechnęła i spojrzała w oczy z wyraźną determinacją.
- Naprawdę chcecie wiedzieć? Sprałam jednego drania, a pistolet wzięłam sobie na pamiątkę. - wypowiedziała w końcu z istną powagą w głosie.
Usłyszawszy jej odpowiedź, mężczyźni spojrzeli najpierw na siebie a potem na nią, by w końcu wybuchnąć gromkim śmiechem.
Dragneel skrzywił się i mocniej zacisnął szczękę. Że niby ona go sprała? Wzięła go z zaskoczenia, gdy cierpiał z powodu swojej przeklętej dolegliwości! Do teraz gdy kicha, boli go nos. Wściekły zacisnął palce na rękojeści Colta. Już on jej pokaże, kto kogo spierze.
- Chcesz powiedzieć, że takie chuchro jak ty sprało jakiegoś gangstera? Dobre sobie. - Jeff ostrożnie odłożył Browninga na stół, a sam ponownie podszedł do dziewczyny i oparł się obiema rękoma na jej udach.
- Wiedz, że twoja postawa zmieni się diametralnie, gdy tylko nasz szef cie dorwie w swoje ręce i porządnie przetestuje. Wtedy zobaczysz, co oznacza spotkać prawdziwych gangsterów. - wycedził jej niemal do ucha, na co zareagowała gęsią skórką. Jego obrzydliwy oddech drażnił jej delikatną skórę, a jego obskurne palce boleśnie zaciskały na dziewczęcych udach.
Bandzior wyprostował się i ostatni raz zerknął na wyraźnie pobladłą Heartfilię.
- Idę zajarać, popilnuj jej tutaj.
Jeff wyszedł z pomieszczenia. Biorąc pod uwagę długość budynku, chwile mu zajmę zanim wydostanie się na zewnątrz.
Dla Dragneela to był dobry moment. Myślał, że podsłuchując ich rozmowy, dowie się czegoś więcej na temat tego całego szefa jak i akcji ale wyraźnie się przeliczył. Zniesmaczony obserwował Georga który w tym momencie wstał, wyjął z szafy dodatkowe liny i podszedł do blond pindy.
- W sumie to przydałoby ci się związać te zgrabne nóżki.
Kucnął tuż przed nią chcąc złapać za jej kostki, ale ona zrobiła coś, czego chyba się nie spodziewał. Zamachnęła się i kopnęła go z całej siły w brzuch. Zaskoczony mężczyzna nawet nie zdążył zareagować.
Natsu w momencie gdy zobaczył jak dziewczyna brała zamach, uśmiechnął się przebiegle pod nosem. Stanął na równe nogi, popychając starą okiennice, zgrabnym susem wskoczył do pomieszczenia. Minął śmiertelnie przestraszoną dziewczynę, rzucając jej szybkie spojrzenie.
- Kurwa, co jest!? - wrzasnął z ledwością, wijący się z bólu George. Już sięgał do swojego pasa po pistolet, ale wtedy Dragneel z całej siły kopnął go w rękę, która wygięła się pod dziwnym kątem do tyłu. Leżący na podłodze bandzior nie zdążył nawet krzyknąć, bo Natsu usiadł na nim okrakiem i zakneblował usta ręka. Pochylił się nad jego przerażoną twarzą.
- Żebym ja tobie nóżek nie związał, skurwysynu. - wycedził z jadem, w tym samym momencie skręcając mu kark. - Zgrabne? Wy wszyscy powariowaliście.
Wszystko działo się tak szybko i tak chaotycznie, że dziewczyna nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Siedząc na krześle, czuła się jakby dostała paraliżu. Po pierwsze, że ten różowy koleś był ostatnią osobą, której się tutaj spodziewała. A po drugie, że po raz kolejny pozbawił kogoś życia, bez najmniejszych skrupułów. Przerażało ją to, jak bardzo bezwzględnym można być.
- Co ty tutaj robisz?! - zapytała z wyraźną ulgą, gdy odzyskała władze w mięśniach.
Dragneel nie odpowiadając jej, zszedł z leżącego na ziemi trupa, podszedł do stołu, gdzie leżał jego Browning. Wziął go do reki spoglądając na niego wręcz tęsknym wzrokiem.
- Przyszedłem po swoją zgubę. - odpowiedział uradowany podrzucając nim w powietrzu, nawet na nią nie patrząc. Schował go do kabury, wyjmując z niej inny przedmiot.
Heartfilia chciała coś jeszcze powiedzieć, ale skutecznie się powstrzymała, gdy zobaczyła, że idzie w jej stronę z dziwnym, nieodgadniętym wyrazem twarzy i nożem w ręce.
Jej ulga natychmiast minęła, a zamiast tego zapanował strach. Domyślała się, że mężczyzna najprawdopodobniej nie zapomniał jej ostatniego „incydentu''. Jakby nie było to przywaliła mu z całej siły rączką od pistoletu prosto w nos. Chyba nie ma się co łudzić, że ujdzie jej to płazem. Czy to oznacza, że przyszedł ją tu teraz zabić? Już sama nie wiedziała co myśleć. Jednakże jedno wiedziała z pewnością, jej życie w ostatnim czasie przypominało pole minowe. A wszystko zaczęło się od tego, że dała się namówić Levi na wypad do tego przeklętego klubu..
Dragneel łypnął na nią groźnie, obszedł ją i stanął za plecami. Wzdrygnęła się, gdy położył obydwie ręce na jej ramionach. Cynicznie się uśmiechnął, gdy dziewczyna wyraźnie zesztywniała i spięła swoje barki. Chciał ją postraszyć.
- C- co ty robisz? - zapytała z lekko drżącym głosem, zadzierając swój podbródek ku górze, spoglądając prosto w jego rozwścieczone oczy. - Zamierzasz mnie teraz zadźgać tym nożem?
- W sumie nie głupi pomysł.. - udając zamyślonego, przysunął się do niej.
- Ciekaw jestem, co powinien zrobić ten drań, którego rzekomo sprałaś i któremu zajebałaś na pamiątkę spluwę. - wycedził jej, niemalże pochylając się nad jej twarzą. Widział w jej dużych, brązowych oczach, że się boi. Mogła urywać to przed tamtymi bandziorami, ale nie przed nim.
Dziewczyna już otwierała usta by coś powiedzieć, ale wtedy on wykonał pierwszy ruch. Jego cień zniknął z jej twarzy, a on głośniej prychnął pod nosem, kucnął za nią i zaczął rozcinać grube sznury. Niestety, ledwo zdążył ich dotknąć gdy do ich uszu dobiegł donośny śmiech, dźwięk kroków oraz wołanie.
- Ej George, zapomniałem wziąć ze sobą zapalniczki! Kurwa, to już chyba skleroza.
Zarówno Natsu jak i Lucy spojrzeli w tym samym momencie na stół, gdzie leżała owa rzecz, a potem na świeżego trupa.
- Nie ruszaj się. - szepnął jej do ucha, gdy schylił się do jej poziomu i z prawej strony jej głowy, wysunął Browninga. Drugą rękę oparł na jej lewym ramieniu, mocno zaciskając na nim palce.
Heartfilia czuła jego gorący oddech na swoim karku oraz zapach wody kolońskiej. Stał tuż za nią, praktycznie przylegając do jej pleców. Jedynie oparcie krzesła dzieliło ich ciała.
Po jej ciele przeszły dziwne dreszcze. Jego dotyk sprawiał, że w tym miejscu piekła ją skóra.
Dragneel czekał na bandziora, uparcie wpatrując się w drzwi tym swoim przeszywającym spojrzeniem. Lucy nie poruszając się nawet o minimetr, zerknęła tylko na jego rękę, wycelowaną prosto w drzwi, które po paru sekundach się otworzyły.
- Bum. - szepnął na co jej źrenice się zwęziły.
W tym samym czasie poczuła jak jego palce zaciskają się jeszcze mocniej, a Dragneel odruchowo pociągnął za spust. Wchodzący do pokoju Jeff dostał strzał prosto w głowę i nie zdążył wydać z siebie żadnego dźwięku, przewrócił się do tyłu w progu.
W momencie gdy oddał strzał, Lucy aż podskoczyła w miejscu. Słyszała wystrzał bardzo głośno bo lufę miała praktycznie przy uchu.
Dragneel odsunął się od niej, zabierając ręce z jej ramienia, a ona odetchnęła z wyraźną ulgą. Jego bliskość działała na nią w dziwny sposób. Jego obecność w jakimś znaczeniu sprawiała, ze gubiła się we własnych myślach. Z jednej strony cieszyła się, że została uratowana, ale z drugiej strony, dlaczego to musiał być akurat on? Koleś, który sam przyznał, że żałował że jej nie rozjechał na tamtym skrzyżowaniu.
- Właśnie poczułeś nabój, prawdziwego gangstera, zboczony gnoju.
Natsu bez żadnego problemu, złapał martwych gangsterów za nogi i po kolei poukładał w końcu pokoju, a sam stanął przy ścianie, za drzwiami.
- Słuchaj no, zaraz zjawi się tutaj koleś, który odpowiedzialny jest za te porwania. Siedź tutaj i nie ruszaj się. Jeśli nie chcesz na to patrzeć, spuść głowę do dołu w momencie gdy staną w progu. - mruknął przybierając ten swój groźny wyraz twarzy.
- D-dobrze. - odpowiedziała z lekko drżącym głosem, wpatrując się w jego przeraźliwe oblicze. Po raz kolejny jego postawa i bijąca aura sprawiła że się w niego zapatrzyła. Jednak, gdy się na tym przyłapała, wbiła wzrok w ścianę.
Minęły może z dwie minuty, które dla Lucy dłużyły się w nieskończoność. Do ich uszu dobiegł dźwięk kroków. Natsu zmarszczył brwi, wsłuchując się w stukot obcasów. Stwierdził, że idą tutaj dwie osoby, nie więcej.
- Kurwa co to za krew, mogliby chociaż sprzątać po sobie.
- Tak w ogóle to gdzie oni są?
Usłyszawszy te słowa, w progu stanęło dwóch mężczyzn. Weszli do pokoju, a wtedy Lucy spuściła głowę do dołu. Mężczyźni już chcieli ruszyć by wejść głębiej, ale wtedy niespodziewanie zza drzwi wyłonił się Dragneel, podkładając nogę szefowi. W momencie gdy runął na ziemie, Natsu poderżnął gardło jego ochroniarzowi.
Phil kątem oka dostrzegł tryskającą krew a zaraz potem, jak jego człowiek padł trupem na podłogę. Nie zdążył nawet sięgnąć po broń, bo został ogłuszony rączką od pistoletu. Z głośnym jękiem padł na ziemię, a z rozciętej skroni uleciało trochę krwi.
- Tsh. Kaszka z mleczkiem. - warknął Dragneel kucając nad wykrwawiającym się bandziorem. Na podłodze stopniowo pojawiała się coraz to większa czerwona plama. - Gdybym wiedział, że to takie płotki to od razu bym tu zrobił rozpierdol. - mówiąc to zamachnął się i na dobitkę rozkwasił nos ich szefowi. Chuj, że był nieprzytomny.
Słysząc te słowa, Lucy spojrzała przed siebie. Na widok poderżniętego gardła i wielkiej plamy krwi, poczuła jak jej wnętrzności się zaciskają. Zrobiło jej się niedobrze i pośpiesznie odwróciła głowę w bok. Nie to że brzydził ją widok krwi. Chodziło bardziej o to, że ktoś został w tak brutalny sposób zamordowany na jej oczach. Może i w samoobronie, ale jednak.
Nie chciała na to patrzeć. Miała już serdecznie dosyć tego wszystkiego. Zlękła się, gdy ujrzała jego ciemne oczy, w których pojawił się tajemniczy błysk.
- No to teraz kolej na ciebie. - warknął podchodząc do niej z nożem. Stanął za nią i nie bacząc na jej zmieszane spojrzenie, zaczął rozcinać grube liny.
Gdy ją uwolnił, pierwsze co zrobiła to rozmasowała zaczerwienione i skostniałe nadgarstki. Pośpiesznie zabrała swoja torebkę. Nie wiedziała czego ma się spodziewać po tym rożnowym mordercy, więc bacznie go obserwowała. W sumie i tak nie miałaby z nim szansy, więc zdana była na niego. Uzbrojony w dwa pistolety i noż, wydawał się być bardziej groźny niż ona z pieprzonym dezodorantem w torebce.
Natsu znalazł dodatkowy sznur w szafie stojącej nieopodal i związał tego, po którego docelowo tu przyszedł.
- Co teraz? Zamierzasz to wszystko tak tu zostawić? - zapytała gdy Dragneel bez większego wysiłku przerzucił go sobie przez ramie. Bez emocji spojrzał na leżących w kącie nieboszczyków i machnął wolną ręką. - Na zewnątrz jest jeszcze dwóch. Policja się tym zajmie.
Już zbierał się do wyjścia z pokoju, gdy stanął jeszcze w progu z bronią wycelowaną w jej kierunku.
- A ty co tak stoisz? Rusz się.
***
Lucy szła za nim przez ciemny las. Po paru chwilach doszli do czarnego samochodu.
Dragneel otworzył bagażnik, wyjmując z niego kajdanki. Nałożył kolesiowi ciemny worek na głowę i bez żadnej delikatności wrzucił go do bagażnika, mocno trzaskając klapą. Uderzył w niego pięścią, gdy spojrzał znacząco na Lucy.
- Wsiadaj. - warknął podchodząc do samochodu i otworzył jej drzwi. - Już, już. - z kpiącym i zapraszającym gestem, pistoletem wskazał na fotel pasażera. Chcąc nie chcąc, wykonała jego prośbę.
Gdy tylko wsiadła, ten mocno trzasnął drzwiami i zamknął je od zewnętrznej strony na klucz. Chwile po tym obszedł samochód do okoła i wsiadł za kierownice. Po omacku odszukał w schowku tabletki.
- Ręka.
Usłyszawszy to słowo, spojrzała na niego z niezrozumieniem.
- Jaka ręka? - zapytała kompletnie nie wiedząc o co mu chodzi, jednakże w momencie gdy pomachał jej przed twarzą srebrnymi kajdankami, chyba zrozumiała co miał na myśli.
- Chyba żartujesz, przecież zamknąłeś już drzwi od zewnętrznej strony.
- Kajdanki miałem na szefa, więc czuj się zaszczycona, że użyje ich na tobie. - uśmiechnął się cynicznie i spojrzał na nią z niekrytą wyższością.
Zniesmaczona tym co powiedział, zagryzła dolną wargę i spojrzała na niego z takim wyrzutem, że gdyby się dało, to padł by tu przed nią trupem. Zrezygnowana, wysunęła w jego kierunku prawą rękę, ale ten zmroził ją ostrym wzrokiem.
- Lewą. - warknął jak gdyby tracił cierpliwość.
Teraz spojrzała na niego jak na kompletnego kretyna.
- Chyba nie myślałaś, że pozwolę ci tu wygodnie sobie siedzieć, gruba krowo.
Heartfilia pod naporem jego przeraźliwych oczu, zrezygnowała z jakichkolwiek wontów. Bez słowa wysunęła lewą rękę, którą on bez zbędnej delikatności chwycił i przypiął kajdanki.
- Już mogłeś sobie darować te obelgę. - fuknęła gdy pochylił się nad nią, praktycznie kładąc się na jej nogach. Przypiął ją do oparcia drzwi.
- Musze się zabezpieczyć, bo ostatnio dałaś mi wystarczającą lekcję. Zapewniam, że ze mną czeka cie jeszcze wiele atrakcji i nie jedną obelgę usłyszysz. - dodał jakby rozbawiony cała tą sytuacją. Wyjął z kieszeni papierosa i wsunął sobie jednego do ust.
- Drań.
O dziwo, ta obelga kompletnie po nim spłynęła.
- Kurwa mać. W końcu mogę sobie spokojnie zajarać.
- Jesteś chory na głowę.. - warknęła gdy próbowała się poprawić. Siedziała w dziwnie wygiętej pozycji, pochylona w prawą stronę do fotela.
- Za to ty wycisnęłabyś sobie tego obrzydliwego pryszcza na czole. - zawadiacko się uśmiechnął, odpalając czerwonego Marlboro. Specjalnie dmuchnął dymem prosto w jej twarz, gdyż wiedział że jej to przeszkadza. - Doprawdy, która prawdziwa kobieta pozwala sobie na takie niedoskonałości?
Kaszląca od gryzącego dymu, zaczerwieniona Lucy łypnęła na niego z taką miną, że aż odechciało jej się czegokolwiek mówić. Wolną ręką dotknęła swojego czoła.
Żadne z nich już się nie odezwało. Obrażona Heartfilia, nadęła policzki i przytuliła się do prawej strony drzwi, co spotkało się z jego głośniejszym prychnięciem. Siedziała w jednym samochodzie, z bezlitosnym mordercą, który na dokładkę w bagażniku wiózł jakiegoś alfonsa. Strapiona, czarno widziała swoją przyszłość o ile w ogóle ją teraz widziała..
Dragneel ruszył z piskiem opon w kierunku miasta.
Przytłoczona tym wszystkim Lucy, już myślała, że ma chwilowy spokój, ale na dobitkę usłyszała ten jego arogancki ton głosu.
- Ale serio, mogłabyś coś z nim zrobić. Z tym pryszczem.
C.D.N
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro