Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Tom V, Rozdział 6. Pożegnanie.


꧁꧂

Port, późny wieczór

Tej nocy niebo było usłane tysiącami gwiazd, co zapowiadało spokojną noc. Kiedy dojechali na miejsce, im oczom ukazał się ogromny port. Wszechobecne światła odbijały się na tafli wody, tworząc impresjonistyczny pejzaż.

Setki ludzi tłumnie zbierało się przy zadokowanym promie. Jedni się pospieszali, inni śmiali i pili alkohol przed daleką podróżą na inny kontynent. Ładowane były ostatnie samochody oraz ciężkie bagaże. Jednym słowem było gwarnie jak w środku dnia na ulicach Nowego Jorku. Gdzieś w oddali dobiegały ich głosy śmiejących się dzieci, bawiące się harmonijką.

Lucy nie mogła oderwać wzroku od całej tej urokliwej scenerii. Prom, którym mieli płynąć, był imponujących rozmiarów. Przypominał jej niezatapialnego Titanica, który jak na ironię zniknął z radarów przeszło pięćdziesiąt lat temu. To był pierwszy raz, kiedy widziała taki statek na żywo.

— Jest naprawdę przepiękny — wyszeptała z lekko drżącymi wargami, a z jej ust ulatywała para. Ciągnąc za sobą walizkę, poczuła się nie tyle, co podekscytowana, ale i przejęta.

Nie chcieli się przepychać, a że do odpływu było jeszcze parę minut, stanęli na uboczu. Natsu zauważył, że pakując się w pośpiechu, dziewczyna zapomniała wziąć ze sobą kurtkę. Przymknął powieki i ściągnął swój płaszcz, który zarzucił jej na ramiona.

— Teraz lepiej? — zapytał cicho, z troską poprawiając jej kołnierzyk.

— Dziękuję — odpowiedziała wdzięcznie i uśmiechnęła się do niego. Dopiero teraz jej uwagę zwrócił pewien fakt. Natsu nie miał swojej walizki. — A gdzie twoje rzeczy? Zapomniałeś?

Dragneel wziął głęboki oddech, jakby obawiał się jej pytania. I to ją zaniepokoiło. Początkowy uśmiech zaczął przekształcać się w niepewność.

— Natsu? — powtórzyła, wyczekując jego odpowiedzi, jednak on cofnął się o dwa kroki. — Co ty robisz? Zaraz wyruszamy.

Nie mogła być przygotowana na to, co miała zaraz usłyszeć.

— Musisz mnie teraz uważnie posłuchać. Prom płynie docelowo do Francji. Gdy już tam dotrzesz, będzie na ciebie czekał mój zaufany człowiek, który zabierze cię do Włoch. Sofia o wszystkim wie, zaopiekuje się tobą — oznajmił półszeptem i zacisnął pięści. — Ja nie mogę z tobą płynąć.

Jego słowa odbiły się echem w jej głowie i na moment pozbawiły gruntu pod stopami. Nie dowierzając, wstrzymała powietrze i zastygła w bezruchu. Musiała się przesłyszeć, prawda? Z desperacją wymalowaną na twarzy szukała jakiejkolwiek odpowiedzi i wtedy natknęła się na oliwkowe spojrzenie. Były śmiertelnie poważne, a to spowodowało, że żołądek podszedł jej do gardła.

— Co? Przecież mieliśmy płynąć razem! Dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie?!

— Posłuchaj mnie Lucy... — zaczął łagodnie. — Od teraz wiele rzeczy się zmieni.

Przewidział, że nie będzie łatwo ją przekonać. Znów stanął tuż przed nią i zasłonił swoimi szerokimi plecami, tak jakby chciał ją przed czymś uchronić. Ułożył dłonie na jej ramionach i lekko zacisnął na nich palce.

— Ja... ja nie chcę! Nigdzie się bez ciebie nie wybieram! — przerwała, a on wyczuł, jak drży, lecz tym razem nie z zimna. — Nigdzie nie płynę, kiedy ty zostajesz tutaj!

— Lu... — Dalej próbował ją uspokoić.

Znała ten pełen smutku ton i zaczęła panikować. Wszystko inne przestało dla niej istnieć. Wchodzący na statek ludzie, personel odbierający bagaże, pożegnalne wiwaty. Teraz była tylko ona i on. Nic więcej.

— Nie! — krzyknęła zrozpaczona, kiwając głową na boki. Z całych sił zacisnęła powieki, pod którymi zbierały się krystaliczne łzy. Kiedy myślała o rozłące, jej serce rozrywało się na strzępy. Nie chciała tego do siebie dopuścić. — Natsu, ja chcę być przy tobie... Wszyscy moi bliscy już nie żyją. Moja mama, dziadek Makarov, Juvia... Ja nie chcę zostać sama...! Ostatnio omal ciebie nie straciłam, gdy zostałeś postrzelony. Nie chcę nigdy więcej czuć tego strachu i niepewności. Zdajesz sobie sprawę, jak bardzo się wtedy martwiłam?! — wydukała łamiącym się, gorzkim głosem.

— Wiem. — Dragneel chciał zachować zimną krew i nie okazywać emocji, ale nie potrafił znieść widoku jej łez. Raniły go tysiąckroć mocniej niż cokolwiek innego. — Uwierz mi, nie chciałem, żeby to wszystko się tak potoczyło — wyznał, czule głaskając ją po czubku głowy. — Naprawdę...

— Nie chcę budzić się ze świadomością, że ty jesteś tyle mil ode mnie. Że dzieli nas ogromny ocean, a ja nie będę wiedziała, co się z tobą dzieje i gdzie jesteś!

— Nie musisz się już więcej martwić. Wystarczy mi świadomość, że będziesz daleko od tych wszystkich problemów i...

— Nie tak miało to wszystko wyglądać! — Lucy nie obchodziło, że w Europie będzie bezpieczna. Nie mogłaby żyć w spokoju, wiedząc, że on zostaje tutaj i będzie się z tym zmagał samotnie. — Nie chcę się z tobą rozstawać... Nie chcę!

Jej dławiący płacz sprawiał mu coraz więcej trudności w opanowywaniu emocji. Czuł się winny doprowadzenia jej do takiego stanu. W jego oczach była kruchą istotą, która nie zasługiwała na te wszystkie cierpienia. Stała przed nim cała zapłakana w za dużym płaszczu, którym ją okrył. Miała spuszczoną głowę do dołu i chaotycznie ocierała załzawioną twarz.

— Luce... pamiętasz, co ci zawsze powtarzałem? Wiem, że jesteś uparta, ale tym razem posłuchaj mnie, proszę. — Walcząc ze sobą, delikatnie pochwycił oba jej policzki i zmusił, my na niego popatrzyła. W bursztynowych oczach malował się ból i rozpaczliwy smutek. Mimo to słuchała go w ciszy, jakby rozumiejąc, że było to pożegnanie. — Musisz zawsze iść przed siebie, z wysoko uniesioną głową.

Bo jesteś najdzielniejszą i najpiękniejszą duszą, jaką kiedykolwiek spotkałem.

— Idź odważnie przez życie i nigdy nie oglądaj się za siebie. Twoim marzeniem było mieć kochającą się rodzinę. Poznaj mężczyznę, który będzie o ciebie dbał, a przede wszystkim szanował. Takiego, przy którym zawsze będziesz czuła się bezpiecznie i przy którym zawsze będziesz się uśmiechała.

Bo ja nie mogłem ci tego dać. Byłem tym, przez którego cierpiałaś najbardziej.

Lucy próbowała zaprzeczać, starała się mu przerywać, ale on nie pozwalał jej na to.

— Nie chcę takiego życia. Jeśli ciebie w nim nie będzie, to będę się czuła niekompletna, pusta w środku! — Pociągnęła nosem i z uporem zacisnęła dłonie na jego koszuli. — Co z tego, że na mojej twarzy zagości uśmiech, jeśli będzie on jedynie iluzją?

Dragneel walczył ze swoimi myślami, jednak w głębi siebie wiedział, że postępuje słusznie. Mógł trzymać pozory zimnego i niezłomnego faceta, jednak w jego wnętrzu panował prawdziwy zamęt. Sama myśl, że zaraz się rozdzielą, wywoływała w nim uczucie absurdu. Niestety kończył im się czas, i mimo że bardzo nie chciał, musiał to zakończyć. Wiedział, że zada jej tym ostateczny cios, ale musiał.

— Ty i ja... — rozpoczął głosem przepełnionym goryczą, a mroźny wiatr otulił ich sylwetki — to nigdy nie mogło się udać.

W tym momencie serce Heartfilii rozpadło się na milion kawałków. Potrzebowała dłuższej chwili, by cokolwiek do niej dotarło. Teraz jej słone łzy spływały mu aż po nadgarstkach. Stała i wpatrywała się tak w niego z szeroko otwartymi oczami.

W obawie o jej reakcję również nie spuścił z niej wzroku. Raptem złapał między palce pasma jasnych włosów, które delikatnie odsunął jej za ucho, przy czym uśmiechnął się melancholijnie. To był jedyny gest, na który się wobec niej zdobył.

— Nie wiem, o czym rozmawiałeś z Zerefem, ale jestem przekonana, że to nie jest nasze pożegnanie — odparła hardo, co żywo nim wstrząsnęło. — Wiem, że szczerze tego nie chcesz i że nie miałeś innego wyboru. Obiecaj, że gdy już się ze wszystkim uporasz, wrócisz na Sycylię. Że wrócisz... do mnie — szepcząc, jej oczy wypełniły się ziarnem nadziei.

Natsu miał wrażenie, jakby ktoś upuścił na niego głaz, ponieważ ta kobieta zaskakiwała go w każdym możliwym momencie. Powiedział jej tyle przykrych słów, a ona dalej upatrywała w nim najbliższą osobę. Tym razem nie mógł jej tego obiecać na głos, dlatego milczał jak zaklęty.

Lucy nie zamierzała odpuścić. Początkowo chciała go przytulić, ale Dragneel zdał sobie sprawę, że gdy go obejmie, już nigdy więcej jej nie wypuści, a tego nie mógł zrobić, bo nie będzie w stanie się z nią pożegnać. Sprawnie chwycił ją za ramiona i energicznie odwrócił w stronę portu.

— Idź już. — Pospieszył ją. — I nigdy nie zapominaj o tym, co ci powiedziałem.

Tym akcentem Lucy zrozumiała, że to naprawdę koniec, a kontynuowanie tej rozmowy było bezsensowne. W tle dobiegł ich odgłos gwizdka, co świadczyło o ostatnim momencie, by wejść na pokład. Zaciskając palce na walizce, dumnie zaczęła kroczyć w stronę promu. Nie śmiała się ponownie obracać w stronę Dragneela. I choć było jej piekielnie trudno, tym razem nie ośmieliła się okazać słabości.

Weszła przez rampę jako ostatnia pasażerka i oddała bagaż. Jako że miała bilet w pierwszej klasie, szofer życzył jej przyjemnego rejsu i zaniósł walizkę do pokoju. Była tak skołowana, że nawet nie zwróciła uwagi na to, co do niej mówił.

Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, weszła na podkład i snując się bez celu, oparła się ramieniem o ścianę. Słysząc te wszystkie radosne okrzyki, poczuła się bardzo przygnębiona. Widziała żegnające się rodziny, matki i dzieci machające do siebie ze łzami w oczach.

Heartfilia zawsze wierzyła w Boga oraz przeznaczenie. Sądziła, że Dragneel popłynie z nią i będą mogli spróbować zacząć wszystko od nowa. Niestety dziś uświadomił ją, że marzenia, o których tak skrycie śniła, były niemożliwe do zrealizowania. Znów zaczęło jej się zbierać na płacz, dlatego poszukując chusteczek, odruchowo sięgnęła do kieszeni płaszcza.

Zdziwiona wyczuła w niej coś twardego, a po chwili trzymała w dłoni małe kwadratowe pudełeczko. Gdy je otwarła, jej oczom ukazał się pierścionek zaręczynowy z urzekającym zielonym oczkiem. Początkowy szok zmienił się w wyścig z czasem. Nie bacząc na gapiących się na nią ludzi, natychmiast zerwała się do biegu w stronę najbliższej barierki.

꧁꧂

Dragneel wciąż stał w tym samym miejscu, w którym się rozdzielili. Obserwując wszystko z ubocza, wyciągnął z kieszeni papierosa. Prychnął pod nosem, bo przyłapał się na powrocie do niezdrowego nawyku. Spoglądając na odpływający prom i czarny dym ulatniający się z jego kominów, myślami wrócił do fragmentu rozmowy z Zerefem.

Gdy tylko drzwi od pokoju się zamknęły, Natsu chciał jak najszybciej przejść do rzeczy. Nie zamierzał spędzać z nim zbyt wiele czasu. Ciągle walczył z chęcią zamordowania go tu i teraz, lecz nie mógł tego zrobić. Lucy była pilnowana przez jednego z jego półgłówków i gdyby cokolwiek się stało, zostałaby od razu zabita.

Przejdźmy od razu do rzeczy, Zeref — zaczął, nie siląc się na uprzejmość.

Starszy Dragneel wyglądał, jakby było mu to na rękę.

Chcę, żebyś do mnie dołączył — wyznał wprost, czego Natsu wyraźnie się nie spodziewał. Zanim dał dojść mu do słowa, kontynuował: — Chcę, żeby nazwisko Dragneel siało panikę i chaos nie tylko w Ameryce. Pragnę przejąć Sycylijską mafię, a potem podbić całą Europę. Wierzę, że z twoją pomocą będziemy w stanie dokonać niemożliwego. Nikt nie ośmieli się stanąć nam na drodze, a gdy tak się stanie, pokażemy im, z kim zadarli. Razem stworzymy potęgę, o jakiej nam się nigdy nie śniło.

Natsu wysłuchał go w ciszy i chociaż nie okazywał emocji, w środku wrzał z gniewu. Nie dowierzał własnym uszom, bo przez cały ten czas chodziło mu o połączenie sił? Czy właśnie z tego powodu zaczął mordować jego bliskich i siać zamęt w Los Angeles? Mest również był jego poplecznikiem, a skoro zainteresował się wtedy Lucy, utrata ich nienarodzonego dziecka była poniekąd jego sprawką.

To właśnie Zeref był tym, który zapoczątkował ten łańcuch cierpienia oraz nienawiści. Na samą myśl o tamtym wydarzeniu, Natsu poczuł pulsującą krew w żyłach. Zrobiło mu się niedobrze od samego przebywania w jego towarzystwie. Musiał naprawdę się powstrzymywać przed zamordowaniem tego potwora.

Zapewne chcesz mnie o coś zapytać — dodał, widząc, jak jego brat usilnie nad czymś dumał.

Zgodzę się. — Ostudził emocje, kiedy ujrzał przeszywający wzrok Zerefa. — Jednak mam dwa warunki.

Wiedziałem, że będzie haczyk — odparł wyczekująco. — No więc? Czego chcesz w zamian?

Dragneel musiał uważać na każde wypowiedziane słowo. Z kim jak z kim, ale z Zerefem nie mógł sobie pogrywać. Był inteligentny i gdy tylko zwęszyłby podstęp, nie zawahałby się pokazać swojego prawdziwego oblicza. Natsu czuł, jakby w tym momencie stał na szachownicy i miał być kolejnym pionkiem w jego grze. Problem w tym, że świadomie lub nie, trafił na równego sobie przeciwnika.

Po pierwsze, chcę, żebyś zaprzestał dalszego prześladowania Fairy Tail. Po drugie chcę, żebyś raz na zawsze dał spokój Lucy.

Początkowo jego żądania nie zrobiły na nim wrażenia, jednak po paru chwilach mimika Zerefa wyraziła coś na wzór frasunku.

Huh. — Mruknął, przymykając powieki. — Ta dziewczyna jest dla ciebie aż tak cenna, że jesteś w stanie się dla niej poświęcić? Oddać w zamian największą godność człowieka? — Teatralnie chwycił się za podbródek, po czym ukazując swoje smoliste tęczówki, dodał grobowym tonem: — Swoją wolność?

Tak — odpowiedział bez wahania.

Zeref wyglądał, jakby intensywnie nad tym rozmyślał. I choć ciężko było po nim cokolwiek wywnioskować, Natsu wyczuwał w nim... złość. Nie do końca rozumiał, czym była ona spowodowana. Chociaż był jego bratem, nigdy nie potrafił go do końca rozgryźć, nawet teraz. Intuicja podpowiadała, że Zeref nie wyznał mu całej prawdy, a przecież ona nigdy się nie myliła.

Dobrze. Daję ci tydzień na przygotowanie. Możesz być pewien, że od tej pory nie kiwnę palcem — odpowiedział po namyśle, po czym wysunął ku niemu otwartą dłoń. — Odpuszczę Fairy Tail, a także oddam jej wolność, na której tak bardzo ci zależy.

Natsu zmarszczył ostro brwi, bo wypowiadając się o Lucy, zrobił to z obrzydzeniem w głosie. Nawet nie zdobył się na posłużenie jej imieniem. Nie miał zamiaru podawać mu ręki dlatego, gdy uznał, że rozmowa była skończona, z kamienną twarzą wyminął go i ruszył w stronę drzwi.

Nie ufał jego słowom. W końcu dalej byli nikim innym jak wrogami.

Natsu wiedział, co będzie czekało go u Zerefa. Co będzie musiał tam robić i kim najpewniej się stanie, jednakże nie mógłby jej o tym powiedzieć. Zamierzał wziąć te grzechy na swoje barki, przeżyć to piekło na ziemi samotnie. Chciał trzymać ją z dala od świata mafii, bo widział, jak powoli ją to rujnowało.

I chociaż Lucy przez cały ten czas obdarowywała go uśmiechem, jej oczy nie posiadały takiego blasku, jak kiedyś. Nie mieniły się tak żywo, jak wtedy, kiedy się poznali. Nie chciał, żeby zderzała się z tym, co będzie jego codziennością. O ile on to zniesie i udźwignie, ona mogłaby nie dać rady.

Wszystkie osoby, które straciła... Ilość łez, które wylewała i cierpienie, jakiego doświadczała... Ile śmierci widziała. Nie przypuszczał, że jedna krucha dziewczyna będzie w stanie znieść tak wiele. W jego oczach była piękną młodą kobietą, która miała całe życie przed sobą i pragnął, by szczęśliwie je sobie ułożyła. Żegnając się, poprosił ją, aby pamiętała o tym, co jej powiedział. Żeby szła przez życie z wysoko uniesioną głową i nigdy nie oglądała się za siebie, nawet jak będzie już na pokładzie.

I tak też zrobiła.

Kiedy oddalała się od niego, nie spuszczał z niej bacznego wzroku. Spoglądając na jej drobne plecy, w końcu zniknęła w morzu żegnających się ludzi. Jedni krzyczeli wesoło, inni machali dłońmi do swoich bliskich, dzieci siedziały na barkach swoich ojców, niektórzy płakali. Wlewali w to całe swoje uczucia, podczas gdy jego twarz pozostawała obojętna.

Mimo wszystko nie potrafił oderwać od niej czujnego wzroku. Widział moment, w którym jej buty zetknęły się z metalową rampą. Widział też, jak przekazywała bagaż obsłudze statku.

Była dzielna, a on był z niej dumny.

Raptem Dragneel rzucił niedopałek na ziemię i zrobił dwa kroki w tył. Nie chciał zostać do samego końca. Czuł ucisk w klatce piersiowej, który był na tyle silny, że nawet dym papierosowy zaczynał go drażnić. Kiedy chciał się obrócić, dobiegł go odległy krzyk. I choć był stłumiony przez rozbijające się falę, on zawsze by go rozpoznał.

Nawet na końcu świata.

— NATSU!

Znieruchomiał, bo mimo iż statek był znacznie oddalony, Lucy kurczowo zaciskała dłonie na barierce. Jej złote włosy falowały, wznoszone na porywistym wietrze. To jednak jej nie przeszkadzało. Wychylając się w stronę lądu, z zaczerwienionymi od krzyku policzkami, wołała z całych sił:

— Będę na ciebie czekać! Nie ważne jak długo potrwa nasza rozłąka, ja będę na ciebie czekać!

Raptem wzniosła dłoń ku górze. Natsu był pewien, że na jej palcu znajdywał się pierścionek. Nie odrywając od niej zdumionego wzroku, poklepał się po kieszeni i dopiero wtedy zorientował się, że przecież oddał jej swój płaszcz.

— Kocham cię! Nie zapominaj, że zawsze cię kochałam!

To podniosłe wyznanie sprawiło, że po jego ciele przeszły dreszcze, ale nie były one nieprzyjemne. Było to całkiem nowe doznanie, bardzo ekscytujące. Tym oto akcentem, Lucy na dobre rozbiła ostatnie cegły muru, którym tak szczelnie się przez te wszystkie lata otaczał. Jako jedyna osoba na tym świecie, odnalazła drogę do jego skomplikowanego serca.

— Co za nieusłuchana i odważna kobieta... — szepnął na jednym wydechu, nie mogąc opanować drżenia głosu. — Luce, ty naprawdę jesteś jedyna w swoim rodzaju — dodał, nie kryjąc uśmiechu oraz błąkającego się rumieńca.

Wsadził dłonie do kieszeni spodni, po czym obrócił się zamaszyście i wrócił do samochodu. Dopiero siedząc przy kierownicy, uświadomił sobie, jak bardzo wpadł w zastawioną przez nią pułapkę. Zawsze uważał, że okazywanie uczuć było słabością, jednak teraz uzmysłowił sobie, jak bardzo był w błędzie. Chcąc uspokoić pędzące niczym narwane konie serce, chwycił się w tym miejscu za koszulę.

— Wrócę do ciebie.

Nie ważne, czy żywy, czy martwy. Wrócę.

Czy w tym świecie, czy innym. Wrócę.

Moja Luce.

꧁꧂

Heartfilia nie mogła go już dostrzec. Siedział na miejscu kierowcy, skąd był ledwo widoczny. Wiedziała, że na nią patrzył. Ona też patrzyła.

Patrzyła tak długo, póki sylwetka czarnego samochodu nie zmieniła się w malutki punkcik. W końcu i jego straciła z oczu. Tłumy ludzi, port i tętniący nocnym życiem Nowy Jork. Wszystko rozpłynęło się na tle bezkresnego oceanu.

Gdzieś tam za jego kresem, miała czekać ją wspanialsza przyszłość. Nowa rzeczywistość, która otworzy jej furtkę do bezpiecznego świata. Takiego, jakiego Natsu dla niej pragnął.

Dlaczego więc z każdą przebytą milą, ból stawał się tak przeszywający, że aż nie do zniesienia? Dlaczego miała wrażenie, że jej serce kruszyło się na miliony odłamków, zupełnie jak rozbite lustro, rzucone na dno niekończącej się studni.

Dragneel stale jej powtarzał, że nigdy go nie słuchała. Czasami robił to w gniewie, czasami był zwyczajnie sfrustrowany. Tym razem było inaczej. Kiedy w końcu wyznawała mu swoje uczucia, była pewna, że jego wargi przywdziewały łagodny uśmiech.

Nie odrzucił jej.

Minęła doba.

Noc była spokojna i bezwietrzna, a niebo spowite kojącą ciemnością. Lucy nie mogła spać. Była na tyle roztargniona, że nie potrafiła myśleć o żadnym odpoczynku. Zamiast tego, stała przy rufie i spoglądała na falujące tafle wody. Tylko towarzyszący blask księżyca pozwalał jej tego doświadczyć.

Jej myśli nieustannie zaprzątał mężczyzna, którego parę godzin temu pożegnała. O tym niepozornym mężczyźnie z tatuażem, który był tak trudny w obyciu. Pomyślawszy o całej drodze, którą razem przebyli, uśmiechnęła się pod nosem. Niemal od razu poczuła ogarniającą ją pustkę oraz tęsknotę.

Chciał, by odnalazła szczęście u boku innego mężczyzny, a pewnie nawet nie zwrócił uwagi, że prosząc ją o to, jego głos drżał, a wraz z nim powrócił jego włoski akcent.

Po jej bladym policzku potoczyła się łza.

Chcąc dodać sobie otuchy, popatrzyła na serdeczny palec, na którym widniał piękny pierścionek ze szmaragdowym oczkiem. Dla niej był wystarczającym dowodem na to, że należała do niego.

Heartfilia nigdy nie rzucała słów na wiatr, tak samo, jak Dragneel. Była równie uparta, dlatego nie zamierzała ulec. Będzie czekała na niego tyle, ile będzie trzeba. Nawet jeśli jej włosy pokryją się siwizną, a twarz otulą liczne zmarszczki, nigdy nie postąpi wbrew temu, co podpowiadało jej szalenie zakochane serce.

Była przekonana, że i Natsu o tym wiedział.

Nie minęło wiele czasu, kiedy dobiegły ją dość głośne rozmowy, a to wyrwało ją z zadumy. Zwabiona ciekawością, po raz ostatni tej nocy oderwała zziębnięte palce od barierki. Przycisnęła dłoń do piersi i nie wiedząc, co tam zastanie, ruszyła do źródła zamieszania.

꧁꧂

Dwa dni później, Nowy Jork

Natsu przebywał w mieszkaniu i dokonywał ostatnich przygotowań. Musiał się skupić, dlatego telewizor oraz radio były wyłączone, a on kątem oka zerknął na stół. Były na nim rozłożone różne rodzaje broni oraz amunicji. Trzymając papierosa w wargach, zerknął na zegarek, którego wskazówki zbliżały się do południa. Nie chciał tracić czasu, dlatego zamierzał wyruszyć za godzinę.

Wziął do ręki dużą torbę i powoli zaczął pakować porozkładane rzeczy. Raptem usłyszał krzyki oraz wzburzenie na ulicy. Zaalarmowany, ściągnął brwi i podszedł do okna. Zauważył jakąś lamentującą na ulicy kobietę, która klęcząc na chodniku, ściskała w dłoni dzisiejszą prasę. Nie wiedział, o co dokładnie chodziło, ale krzyczała coś o swoim mężu.

Postanowił nie zawracać sobie tym głowy, bo teraz miał ważniejsze sprawy. Wrócił do salonu, a wtedy rozległ się dźwięk telefonu. Zaklął siarczyście pod nosem, przygasił papierosa i podniósł słuchawkę, w której usłyszał głos swojego człowieka. Miał czekać na Lucy w porcie we Francji, jednak zamiast tego, poinformował go o tym, o czym rozpisywały się dzisiejsze gazety.

— Daj mi ją do telefonu — ryknął gardłowo. — NATYCHMIAST!

Szefie...

Dalszy potok słów stał się dla Dragneela ledwie słyszalny. Dotychczas mocno zaciskał palce na słuchawce, ale teraz cała siła z niego uleciała. Wypuścił ją z rąk, a ta z głuchym brzdękiem odbiła się od podłogi. Nie był w stanie wydać z siebie choćby jednego dźwięku.

W tle słyszał dochodzące ze słuchawki nawoływania, ale on był głuchy na jakiekolwiek słowa. Wszystko stało się dla niego nieistotną abstrakcją, w której centrum przyszło mu się znaleźć. To jedno zdanie, odbijało się niczym echo i drążyło dziurę w jego umyśle.

"Nie dopłynęła."

Zamachowcy podłożyli bomby wzdłuż całego statku. Ich motywy nie zostały jeszcze ustalone, jednak wyglądało na to, że zależało im na jak największej ilości ofiar. Ci, którzy jakimś cudem przeżyli eksplozję — utopili się, lub zamarzli na kość. Katastrofa zabrała ze sobą wszystkich pasażerów oraz załogę. Pomoc nie zdążyła dopłynąć na czas. Łącznie śmierć poniosło ponad dwa tysiące osób.

Niczym w transie, wzrok Dragneela spoczął na stole, gdzie leżał pozostawiony w spadku przez jego ojca pistolet. Chociaż miał wrażenie, że nie czuł własnych nóg, złapał za niego i przystawił do skroni. W tym momencie jego umysł był całkowicie pusty i pozbawiony racjonalności. Pociągnął za spust, ale usłyszał jedynie pusty szczęk, który wywołał falę nieopisanego gniewu oraz bezsilności.

Dalej patrząc przed siebie, zrozumiał, że nie był nabity. Po chęci strzelenia sobie z skroń cisnął bronią przed siebie i chowając twarz w dłoniach, stłumił desperacki śmiech.

— Nie skończę jak ojciec, póki nie spełnię obietnicy.

꧁꧂

C.D.N

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro