Tom IV, Rozdział 2. Alfa.
꧁꧂
Parę chwil wcześniej
— Natsu, pragnę cię, jak cholera... — szepnęła uwodzicielsko, lokując drobne dłonie na jego torsie skrytym za cienkim materiałem czarnej koszuli.
Scherry z utęsknieniem delikatnie samymi opuszkami palców zaczęła badać znajdujące się za nią idealnie wyrzeźbione mięśnie mężczyzny. Zagryzła dolną wargę, starając się zapanować nad swoimi dzikimi żądzami, jednak na marne, bo nim się zorientowała, zaczęła zapuszczać się w stronę jego paska od spodni.
Nawet fakt, że stali w ciasnym korytarzu i co chwilę mijali ich jacyś spici ludzie, nie był w stanie jej zahamować.
— Chciałabym powtórzyć te dzikie orgie, jakie kiedyś ze sobą uprawialiśmy. Brakuje mi ciebie. Brakuje mi twojego dotyku i zapachu oraz tego, co ze mną wyprawiałeś. Nie bądź taki niedostępny i pozwól mi w końcu odpowiednio się tobą zająć. Będziesz mnie mocno pieprzył, a ja będę równie głośno krzyczała. — Stanęła na palcach, drażniąc oddechem płatek jego ucha. — Wiem, że chcesz tego.
Spoglądający na nią mężczyzna z miną niewyrażającą żadnych emocji mierzył się z jej przenikliwie niebieskimi tęczówkami, które doskonale widział w tym klubowym półmroku. Były przymglone od narastającego napięcia i pożądania. Wiedział, że prędzej czy później do tego dojdzie, a te słowa padną z jej ust. Był na to przygotowany, od kiedy tylko ją ujrzał w siedzibie głównej.
Tak jak się spodziewał, Blendy przez cały czas grała.
Nie z nim te numery.
— Nie Scherry — powiedział butnie, ze stanowczością łapiąc ją za przedramiona.
Tym samym chciał pozbyć się jej irytujących dłoni, które wbrew jego woli błądziły po jego brzuchu i zbliżały się w kierunku spodni. Wiedział, o co jej chodziło i do czego zmierzała, lecz nie miał najmniejszych zamiarów się z nią zabawiać.
To była granica, której Blendy już nigdy miała nie przekroczyć.
— No co jest z tobą Natsu? — spytała zarozumiale uśmiechnięta, tym samym zadzierając podbródek. Najpierw bacznie otaksowała jego przystojną twarz, a potem spojrzała prosto w jego fascynująco zielone oczy. Ilekroć to robiła, tylekroć się w nich zatapiała bez końca. — Kiedyś nie miałbyś żadnych oporów przed tym, żeby mnie przelecieć. Zapomniałeś już, jak było nam ze sobą dobrze? A może chciałbyś, żebym pomogła ci to sobie przypomnieć?
Nie zwracając uwagi na jego sprzeciw, chciała wyswobodzić górne kończyny i ponownie umiejscowić ręce na jego klatce piersiowej, ale Dragneel niespodziewanie zacisnął palce na jej ramionach i lekkim szarpnięciem przywołał Scherry do porządku. Syknęła z bólu, po czym z wymalowanym zdezorientowaniem znów skupiła na nim swoją uwagę.
Raptem rozszerzyła oczy, bo Natsu wpatrywał się w nią bardzo intensywnie, z aroganckim uśmieszkiem i groźnie ściągniętymi brwiami. Nie wyglądał na skorego do figli ani tym bardziej nastawionego na intymne zbliżenie.
— Nie przeginaj Scherry. Wiesz dobrze, że nie lubię się powtarzać — sapnął chrapliwie, jednocześnie powoli pochylając się nad jej naturalnie bladą twarzą. Specjalnie akcentując jej imię, brzmiał i wyglądał na rozjuszonego, co oznaczało, że żarty, jak i maska, którą nosił, odkąd rudowłosa się pojawiła, także zaczęła kruczeć. — Muszę przyznać, że całkiem dobra z ciebie aktorka i manipulantka, ale wiesz, co ci powiem? Mam już dość tej twojej zasranej gierki oraz układu.
Zdziwiona dziewczyna zatrzepotała parokrotnie długimi rzęsami. Pod naporem jego przeszywającego spojrzenia, poczuła, jak kolana się pod nią uginają, a każdy oddech sprawiał jej coraz większy problem. Kryształowa kula, w której znajdywała się pewność siebie, zaczęła pękać.
Straciła nad nim kontrolę, a może wcale jej nie miała?
— Nie rozumiem — żachnęła się nerwowo, coraz mocniej przylegając plecami do zimnej ściany pokrytej czerwoną tapetą. Wyczuwając bijącą od niego nieobliczalność, chciała się odsunąć, ale on skutecznie zaczął gromić ją swoją postawą. Zapędził ją w kozi róg; nie pozwolił na wykonanie żadnego ruchu. — O czym ty mówisz?
Natsu zmrużył powieki, odchylił szyję i przekrzywił głowę lekko na lewą stronę. Wpatrując się w pozornie ''niewinnie'' dziewczęce oblicze z niedowierzaniem przypomniał sobie, jak wredna i nieczuła potrafi być. Może z zewnątrz Scherry jest czarująca i ma wygląd anioła, ale wewnątrz niej czai się prawdziwie paskudne oblicze. Fakt, iż parę razy się z nią przespał, usprawiedliwiał tym, że był pijany, a ona zwyczajnie zwiodła go swoim ciałem, a także kuszącą gadką. Nieraz zachodził w głowę, jak to możliwe, że ona i Gray mają wspólne geny. Są swoimi przeciwnościami.
Dostrzegając, że Blendy wciąż usilnie zgrywa niewiniątko, postanowił powiedzieć, co od długiego czasu myślał.
— Heh, naprawdę nie wiesz? — zaśmiał się cynicznie. — Jeśli będziesz mnie męczyła jak dotychczas, to w końcu wyjawię Grayowi całą prawdę o tobie i twoich występkach. Jak puszczalska i dwulicowa potrafisz być. Co z kim robiłaś w przeszłości i z iloma podejrzanymi kolesiami pieprzyłaś się tylko po to, żeby dostać narkotyki. Jak od lat okradasz z pieniędzy własnych rodziców, mamiąc ich swoimi idealnie dobranymi kłamstwami. Może w oczach Graya jesteś słodką młodszą kuzynką, która troskliwie odwiedza go w czasie ferii, lecz dla mnie jesteś zwykłą...
— Przestań! — krzyknęła niespodziewanie, unosząc łamiący się głos.
Po jego każdym kolejnym słowie Scherry odczuwała stopniowo zaciskające się wnętrzności, a rosnąca gula w gardle odbierała możliwość sprawnego przełykania śliny. Gdy przez jej umysł przewinęło się domniemane określenie, jakie Dragneel chciał ku niej wystosować, na chwile zamknęła oczy i energicznie potrząsnęła głową na boki. Za nic nie chciała dopuścić myśli, że on jest daleko poza jej zasięgiem.
Stali tak blisko siebie, obydwoje w ciszy, racząc się jedynie własną obecnością i dobiegającą muzyką z klubowej sali.
Blendy nie patrzyła na niego, spuściła wzrok na podłogę. Miała przyspieszony oddech, podczas gdy on był zupełnie opanowany, a wręcz posągowy.
Kiedy nieco ochłonęła, pomyślała, co ona sobie wyobrażała? Przecież wiedziała, co Natsu o niej myślał, a mimo tego liczyła... W pewnym stopniu łudziła się, że być może jego zdanie na jej temat przez ten czas ulegnie zmianie. Tak bardzo się starała, by tak właśnie było... Już nie jest tą samą dziewczyną, co kiedyś, dlaczego więc on wciąż ją za taką ma? To niesprawiedliwe.
— Skoro co nieco sobie wyjaśniliśmy, to może w końcu sobie odpuścisz te podchody? — Dragneel ciągnął, całkowicie niewzruszony jej reakcją.
Dziewczyna gwałtownie uniosła zlęknione tęczówki, a wtedy spotkała się z jego — niewyrażającymi nic oprócz okrutnej oziębłości. W połączeniu z jego lodowatym i cynicznym tonem głosu dostawała ciarek na całym ciele, a serce zdawało się bić nieregularnie. Tępo wpatrując się w jego obojętne wobec niej oblicze, teraz sobie coś uzmysłowiła.
Dlaczego on zawsze musi dla niej taki być? Dlaczego wpatruje się w nią w taki nieprzychylny oraz niedostępny sposób? Dlaczego nawet wtedy, kiedy w przeszłości specjalnie dla niego tańczyła, on nadal traktował i patrzył na nią z góry? Nigdy nie powiedział jej tego wprost, ale nie była ślepa. To bolało, a przecież nie zrobiła mu nic złego. Pragnęła jedynie odrobiny jego miłości, czy chociażby uwagi.
Myśląc o tym, przypomniała sobie bursztynowe tęczówki jego przyjaciółki.
Dla Lucy taki nie był...
— Ale jakie podchody? — wychrypiała z trudem poprzez napięte mięśnie żuchwy, uparcie wertując czubki jego wypastowanych butów.
Usłyszała jak prycha pod nosem.
— Mówię, żebyś dała mi święty spokój. No, chyba że chcesz, żebym przez przypadek uświadomił Graya o tym, jaka potrafisz być. Z pewnością to byłby dla niego duży szok, a obraz idealnej kuzynki runąłby niczym domek z kart.
— Słucham?! — uniosła się, niespodzianie przytomniejąc. — Przecież obiecałeś mi, że nikomu nie powiesz! Że nie obrócisz tego przeciwko mnie! — zagrzmiała, marszcząc czoło i zaciskając pięści. To miał być ich sekret, a jej zależało jak diabli, by nikt nigdy się nie dowiedział. W oczach przyjaciół i rodziny miała nieskazitelną reputację. Może i niekiedy była niegrzeczna, ale nie mogła pozwolić, żeby jej przeszłość wyszła na jaw. W duszy przeklinała dzień, w którym Natsu przyłapał ją na gorącym uczynku. To był błąd, którego nie ma dnia, minuty ani godziny, żeby nie żałowała. To przez to ją od siebie odpychał. — To było dawno temu, zresztą nie możesz tego zrobić!
— Huh? Ja czegoś nie mogę? — zdziwiony Dragneel uniósł brwi. — Nie bądź śmieszna.
— Gray i tak by ci nie uwierzył.
— A możesz być tego taka pewna? — odrzekł bez cienia zwątpienia, lecz ona wymownie milczała, bo wiedziała, że Gray ufa mu bezgranicznie i vice versa.
— Nie...
Natsu uznał, że traci swój cenny czas, a dalsza rozmowa z nią nie miała sensu.
— Zgodziłem się na twoją prośbę i milczałem tylko dlatego, że nie chciałem robić mu przykrości, ale teraz mam już w to wyjebane — prychnął, wkładając dłonie do kieszeni, jednocześnie się prostując. Bezczelnie zadarł podbródek i z wymalowaną beznamiętnością spojrzał na nią z góry. — I tak długo z tobą wytrzymałem, jednak chcę, żebyś jasno wiedziała, na czym stoisz. Między nami nic nigdy nie było i nie będzie, dlatego daruj sobie dalsze próby zaimponowania mi, bo one naprawdę nic ci nie dadzą.
— Ale ja tak bardzo cię kocham Natsu... — wymamrotała, podciągając nosem, a parę kropel łez spłynęło po jej zaróżowionych z zawstydzenia policzkach. — Zależy mi na tobie jak na nikim innym. Ja zmienię się! Przestanę brać narkotyki i wyjdę na prostą. Zrobię dla ciebie wszystko, tylko pozwól mi... Dopuść mnie do siebie i daj mi szansę...
Kolejne wyznanie dziewczyny nie wywarło na nim większego wrażenia. Dragneel wiedział o jej uczuciach, jednak dostrzegając, że potraktował ją zbyt szorstko, zmienił tonację na swoją normalną.
— Wiesz dobrze, że nie odwzajemniam twoich uczuć Scherry. Kiedyś z pewnością znajdziesz odpowiedniego faceta, którego pokochasz, ale ja nie bawię się w żadne związki. Nigdy nie założę rodziny. Nigdy nie będę miał dzieci. Ty i ja nie jesteśmy sobie pisani... Nikt nie jest mi pisany — powiedział ciszej, jakby zastanawiając się nad czymś głęboko. — A teraz wracam do reszty i tobie też radzę samej się tutaj nie kręcić. Mimo wszystko nie chcę, żeby cokolwiek ci się stało.
Nim sparaliżowana dziewczyna zdążyła się do tego odnieść, Natsu odwrócił się i zostawił ją samą w korytarzu. Swoim sokolim wzrokiem bez problemu odszukał w najlepsze rozgadanych przyjaciół, lecz jeden szczegół przykuł jego uwagę.
Brakowało jednej osoby.
Może poszła z kimś na parkiet? Automatycznie rozejrzał się po tłumie roztańczonych ludzi. Przefiltrował ich w poszukiwaniu Lucy, lecz jej tam nie zastał. Był na tym tak skupiony, że nawet nie wyczuł drepczącej krok w krok za nim Scherry.
— Natsu! Gdzie ty byłeś tyle czasu?!
Od razu usłyszał skrzeczący głos Juvii, która nieźle wstawiona, praktycznie leżała na biednym Grayu. W jednej ręce trzymała prawie pustą butelkę po alkoholu i ku zdziwieniu Dragneela, po prostu piła z gwinta.
— Zaczerpnąć świeżego powietrza, zapalić, zamówić drinki i odlać się. — Sprawnie wyliczył, wzdrygając ramionami, lecz uczucie pustki nie dawało mu spokoju. — Gdzie jest Lucy?
— Stwierdziła, że jest już zmęczona i poszła do domu, chociaż według mnie zachowywała się podejrzanie — odpowiedziała Cana, skupiając na sobie uwagę Natsu. — W dodatku bardzo się spieszyła.
— Szczerze mówiąc, wyglądała trochę, jak spłoszona sarenka — dodała Bisca, odpalająca chyba dwudziestego papierosa. — Nie mijałeś się z nią? Też poszła do toalety.
Dragneel ze świstem wypuścił nagromadzone powietrze przez nos.
— Ta idiotka nie powinna sama plątać się w takiej dzielnicy — warknął zły na jej lekkomyślne działanie.
Oczywiście domniemał, dlaczego mogła tak dziwnie wyglądać. Widziała go razem z Scherry. Głupia, zapewne opacznie to wszystko zrozumiała, pomyślał rozgoryczony. Zmarszczył brwi i nie czekając ani chwili dłużej, chwycił za swoją kurtkę. Pospiesznie ją na siebie zakładając, ruszył w stronę wyjścia z klubu.
Nikt go nie zatrzymywał.
Spoglądająca na jego plecy Scherry chciała za nim iść, ale wtem niespodziewanie zatrzymała ją zaciskająca się dłoń na jej nadgarstku. Nie rozumiejąc, o co chodzi, spojrzała na swojego kuzyna, który wciąż siedząc w szerokim rozkroku z dość poważną miną, pokiwał głową na boki, sugerując, żeby dała spokój i nie wtrącała się w tę sprawę.
Przed chwilą po raz kolejny wyznała mu miłość, a on znów ją odrzucił. Nie pojmowała zachowania Natsu, bo przecież on nigdy nie łaził za żadną dziewczyną. Zawsze to one walczyły o jego atencję, ale w przypadku tej niewyróżniającej się z tłumu blondwłosej dziewczyny było inaczej. Co Heartfilia posiadała, czego ona nie ma? To taka zwykła szara myszka!
Zdenerwowana Blendy zacisnęła wargi i ostatni raz tęsknym wyrazem spojrzała w kierunku wyjścia z klubu, ale po Dragneelu nie było już żadnego śladu. Pozostawił po sobie krzyczące uczucie pustki, przeplatające się z nieistotną brzdąkającą muzyką w tle. Szczerze mówiąc, w obecnej chwili miała ochotę wyszarpnąć dłoń z uścisku Graya i pobiec za nim, jednak tym razem sobie odpuściła.
Nic straconego, jeszcze się nie poddała. Miała przecież innego asa w rękawie. Kurczowo trzymała się nadziei, że tej pokusie Natsu, jak i każdy inny facet nie będzie umieć się oprzeć.
꧁꧂
Parę minut wcześniej
Miętosząc pasek od torebki, Lucy wybiegła z przepełnionego duszącą atmosferą klubu. W jej twarz oraz nozdrza uderzyło chłodne powietrze, ale nawet ono nie było w stanie skutecznie jej otrzeźwić. Oddychała łapczywie, a półprzezroczysta para ulatująca z jej ust i nosa, znikała na tle granatowego nieba.
Nie mogła opanować targających nią emocji, bo przymykając oczy, przez cały czas miała przed sobą widok uśmiechniętego Natsu nachylającego się nad oczarowaną nim Scherry.
Przyłapała ich w tak dwuznacznej pozie, że to niemożliwe, żeby czegoś między nimi nie było. Do tego ten pocałunek już w pierwszym dniu ich spotkania, to nieustanne spędzanie czasu razem. Ewidentnie byli ze sobą blisko, a może nawet było w tym coś więcej?
Uczucie zazdrości narastało, dlatego też chcąc jak najszybciej wyrzucić ten obrazek z pamięci, pokręciła głową na boki. Stojąc jeszcze parę chwil przy drzwiach, zerwała się do szybkiego przemarszu chodnikiem, lecz nie ważne jak mocno walczyła, obraz stawał się coraz bardziej zamazany.
Nim sama się zorientowała, oczy zaszkliły jej się od gorzkich łez.
Nie chciała dać im wylecieć, dlatego starając się opanować, przetarła wilgotne kąciki i z trudem popatrzyła przed siebie. Mimo iż było już bardzo późno ulica była imponująco zaludniona. Co rusz ktoś ją mijał lub przez przypadek ocierał ramieniem, ale na szczęście nikt nie zwrócił na nią większej uwagi.
Nie chciała być piątym kołem u wozu, a Dragneel wyraził się jasno w sprawie ich relacji. Musiała pogodzić się z faktem, że są tylko i wyłącznie przyjaciółmi. Została odepchnięta i czy tego chciała, czy nie, powinna spróbować to zaakceptować. Choć nie będzie to proste, usunie się w cień. Nie będzie stawała mu na drodze. Tak sobie to wmawiała i tłumaczyła, ale gdzieś głęboko wewnątrz siebie czuła się naprawdę źle, bo wcale tego nie chciała...
Życie naprawdę nieźle potrafi skopać tyłek. I to w najmniej spodziewanym momencie.
Jedyne czego teraz pragnęła to wrócić do domu, napić się czegoś mocnego, pójść spać i zapomnieć o wszelkich problemach, a także świecie.
Po raz kolejny wbiła wzrok w oszronione płyty chodnikowe, lecz nie na długo, bo raptem uderzyła, a w konsekwencji odbiła się od czegoś twardego, co pod wpływem zderzenia z nią wydało z siebie stłumiony jęk.
Wyrwana z letargu, poczuła piekący ból na czole i nosie, za który odruchowo się złapała. Sekundę później usłyszała głośny trzask szklanej butelki, a jej zawartość opryskała jej czubki butów i cienkie rajtuzy. Parę będących najbliżej osób spojrzało na nich i pokiwało głową z dezaprobatą.
— Najmocniej przepraszam! — pisnęła odruchowo, kiedy podrywając wzrok do góry, natknęła się na dwóch rosłych mężczyzn.
Biorąc pod uwagę ich pretensjonalne wyrazy twarzy, Lucy szybko pojęła, że prawdopodobnie wpadła w tarapaty i napytała sobie biedy. Jeszcze jakiś podejrzanych typów spod ciemnej gwiazdy jej dziś brakowało. W dodatku wyczuwała od nich woń potu zmieszanego z alkoholem.
— Ty paniusiu, patrz, jak leziesz! — ryknął zirytowany ten grubszy, na którego ośmieliła się wpaść. Miał asekuracyjnie wzniesione ręce i z wymalowaną złością spoglądał na rozlaną ciecz na chodniku, która zdążyła się spienić. — Stłukłaś mi ulubione piwo do kurwy nędzy!
Przez jego ochrypły głos i złowrogo gromiący wzrok, Lucy poczuła, jak serce podchodzi jej do gardła. Wystraszyła się nie na żarty.
— Wybaczcie, to nie było celowe. Po prostu się zamyśliłam — odrzekła grzecznie, siląc się na lekki uśmiech. Nie zrobiła tego celowo, ale czuła, że musi stąd jak najszybciej znikać, dlatego też panicznie sięgnęła do torebki. — Powiedzcie, ile chcecie? Mogę oddać wam pieniądze za tę flaszkę, a nawet postawić zgrzewkę jako rekompensatę za całe zajście.
Widząc, jak roztrzęsiona dziewczyna sięga po portfel, otyły facet o blisko osadzonych oczach obrócił się i spojrzał wyczekująco na swojego kolegę, który przez cały czas stał za nim. Ten wkładając ręce do kieszeni, ordynarnie zmierzył Lucy od góry do dołu. Zupełnie tak, jakby stała na jakiejś wystawie i była przedmiotem do kupienia.
Spotkali uroczą blondyneczkę z niezłymi zderzakami, w środku nocy, zupełnie samą na słynącej z najbardziej hucznych imprez dzielnicy. To wprost idealna okazja, żeby co nieco się zabawić. Tylko głupiec by nie skorzystał. Gdyby przez przypadek zniknęła to i tak zapewne nikt nie zauważyłby. Po chwilowym namyśle na jego usta wpełzł cwany uśmieszek, a następnie skinął podbródkiem do oczekującego na jego gest kumpla.
— Chyba znam inny i dużo ciekawszy sposób, w jaki możesz je odpracować — powiedział z błyskiem w oku i zaczął iść w jej kierunku. — Chodź z nami skarbie. Nie zrobimy ci krzywdy.
Pod naporem jego zamglonego z pożądania spojrzenia, zaalarmowana Lucy chciała cofnąć się, ale przez alkohol, jaki w siebie wlała i stopniowo ogarniający ją strach jej mięśnie zastygły w bezruchu, w efekcie czego nie ruszyła się nawet o centymetr. Jakże teraz żałowała, że nie została w tamtym przeklętym klubie, albo nie patrzyła uważniej przed siebie. Przecież nie miała szans na dwóch chłopów, którzy mieli względem niej oczywiste intencje. Była w potrzasku i tak bardzo się bała...
Czy ten pech jej kiedyś odpuści?
Tymczasem nieznajomy był już od niej niespełna o pół metra. Wyjął potężną dłoń z kieszeni, którą zamierzał położyć na jej drobnym ramieniu.
Przerażona Heartfilia chciała zacisnąć powieki, ale niespodziewanie wyczuła za sobą czyjąś obecność i przyjemnie bijące ciepło. Nim zdążyła choćby zamrugać, niemiłosiernie pędząca ku niej ręka mężczyzny została odtrącona jeszcze w locie przez inną, a do jej uszu dobiegł odgłos głuchego plasku. Następnie poczuła, jak osoba stojąca za nią chwyta ją za bark i stanowczym ruchem przyciska jej plecy do swojej twardej klatki piersiowej. Wtedy do jej nosa dobiegł znajomy zapach drogiej wody kolońskiej, który od razu sprawił, że czuła się bezpieczna.
On znów pospieszył jej na ratunek.
— Czego? Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?! Spadaj koleś — warknął oponent, cmokając ustami w geście niezadowolenia, że ktoś śmiał mu przeszkodzić. — Ta laska jest z nami. Nie wtrącaj się z łaski swojej!
Milcząca Lucy oddychała nierównomiernie i lekko drżała, co nie umknęło uwadze trzymającego ją Dragneela. Nie cackając się, już sięgał po schowany za rozpiętą kurtką pistolet, ale dziewczyna złapała go za rękę. Przywarła do niego tak mocno, że skutecznie mu to uniemożliwiła. Nie uszło jego przeczuciu to, że chciała go w ten sposób powstrzymać przed rozlewem krwi w centrum tak licznego zgromadzenia. Odpuścił, weryfikując to ciężkim westchnięciem, skupiając się na stojących przed nimi facetami.
— Koleś? — zacytował mrożącym krew w żyłach tonem, jednocześnie wyżej zadzierając podbródek. — Nie przypominam sobie, żebym był na ''ty'' z tak obleśnym robakiem. Wypierdalaj stąd, zanim jeszcze bardziej mnie wkurwisz, chyba że chcesz stracić życie.
— Co kurwa? — zaśmiał się cynicznie, sądząc, że się przesłyszał. — Guza szukasz opalony pajacu?! — Zaczął podwijać rękawy, szykując się na bezpośrednią konfrontację, ale stojący obok niego kolega zatrzymał go w połowie drogi. Dość boleśnie zacisnął palce na jego ramieniu, dlatego sycząc, obrócił ku niemu kipiącą w złości twarz. Dostrzegł stopniowe przerażenie w jego oczach, kiedy tępo wpatrując się w postać przed nimi, rozdziawił usta. Mógłby przysiąc, że nawet w świetle neonowych szyldów i miejskiej latarni widział osadzające się na jego czole krople potu. — Co jest stary? Wyglądasz, jakby ci bolec w dupie utknął — spytał, nie rozumiejąc jego dziwnej reakcji.
— Ej, przestań, lepiej daj na wstrzymanie — szepnął na ucho tak, żeby stojący naprzeciwko czarnowłosy mężczyzna go nie usłyszał. — Spójrz na sygnet na jego palcu. Jełopie, to przecież Salamander z Fairy Tail... Gościu jest w chuj niebezpieczny, a ty go właśnie obraziłeś...
Idąc za jego radą, dopiero teraz dokładniej zwrócił na niego uwagę.
Tytułowy Salamander nachylił się i swobodnie oparł podbródek na czubku głowy zdezorientowanej blondynki, za którą cały czas stał. Otoczył jej szyję ramieniem i nie spuszczając z nich rozżarzonego wzroku, przycisnął ją jeszcze bliżej do siebie. To wyglądało, jakby mówił wprost: ona jest moja. Chciał pokazać im, kto tutaj rządzi oraz na czyje terytorium weszli.
Był alfą.
Grubas bardzo szybko zauważył wspomniany wyeksponowany złoty pierścień z wybitym na nim godłem smoka. On specjalnie objął tę dziewczynę, żeby im go pokazać — pomyślał.
Zrozumiał, że to nie był jakiś tam przypadkowy koleś. Przypominając sobie, że nazwał go opalonym pajacem, zdębiał i z ciężkością przełykając ślinę, przeniósł rozbiegane oczka na twarz Dragneela, która teraz wyrażała jedynie śmiertelną powagę i bezuczuciowość. Nie miał pojęcia z kim ma do czynienia, lecz dopiero teraz go rozpoznał. Dobrze, że przed wyjściem na miasto był w kiblu, bo w przeciwnym wypadku dawno narobiłby w gacie.
Nie było w przestępczym świecie człowieka, który nie drżałby na widok Sycylijskiego Salamandra, lecz on pierwszy raz w życiu miał z nim styczność na żywo. Jakże żałował swoich słów w jego kierunku...
— Ach, haha. N-nie wiedzieliśmy, że to Pańska towarzyszka. — Zaśmiał się nerwowo, niezręcznie drapiąc się po potylicy. Jego ton nabrał gorliwego respektu, a twarz, oprócz kropel potu, łagodnych rys. — T-to była nasza wina. Piwo samo wypadło mi z ręki! Bardzo, ale to bardzo przepraszamy za kłopot, Panie Dragneel! — Teraz machinalnie zwrócił się do Lucy. — Nie będziemy się więcej naprzykrzać sympatyczna Panienko, ale proszę na siebie uważać. Nigdy nie wiadomo, na kogo się trafi, a te okolice potrafią skrywać najgorsze tajemnice.
Obydwaj ukłonili się parokrotnie, po czym za cichym przyzwoleniem Salamandra odwrócili się i chybcikiem zniknęli w najbliższym zaułku. Zarejestrowali moment, w którym chciał sięgnąć po skryty za kurtką pistolet, a ta dziewczyna uratowała im życie. Byli jej za to wdzięczni.
Dragneel obserwował ich do momentu, aż całkowicie nie zniknęli mu z pola widzenia. Gdy to się stało, prychnął pod nosem i z ostro ściągniętymi brwiami popatrzył na Lucy. Musiał się upewnić, że te dwie miernoty niczego jej nie zrobiły.
— Cóż za drastyczna zmiana charakterów. Uciekali co najmniej, jakby zobaczyli ducha — burknęła z niedowierzaniem, że po pijaku można tak szybko biec. Pojąwszy, że cały czas przylega plecami do Natsu, natychmiast się od niego odkleiła. — Z-znasz tych typków? — zająknęła się.
— Ja ich nie, ale oni mnie powinni — odparł, łapiąc kontakt z bursztynowymi tęczówkami.
Po jego tonie głosu Heartfilia już wiedziała, że jest na nią zły.
— Co ty sobie myślałaś? Dlaczego wyszłaś tak szybko i na nikogo nie zaczekałaś? Dobrze wiesz, że kręcić się samej o tej porze może być niebezpiecznie, a zwłaszcza w takim miejscu jak to. Skoro wychodzimy w grupie, trzymamy się razem. To prosta zasada, czego w niej nie rozumiesz?
— Przepraszam — wyszeptała przygaszona, zasysając policzki. — Po prostu byłam już wykończona, a wy nie wyglądaliście na takich, co chcieliby wracać.
— Och, doprawdy? — Natsu pochylił się nad nią z ironicznym uśmiechem, chcąc wyłapać jakiekolwiek oznaki zmęczenia na jej bladej twarzy. Ich nosy niemal stykały się ze sobą, co niesamowicie speszyło Heartfilię. Zaobserwował to bez problemu. — Już ci mówiłem, żebyś mnie nie okłamywała, a ty znów to robisz — żachnął się z wyrzutem, przekrzywiając głowę na lewo. — Powiedz mi, o co chodzi.
Nawet nie musiał jej dotykać, żeby Lucy poczuła gęsią skórkę oraz potężną presję, jaką na niej wywierał. Zawsze, kiedy się tak do niej zbliżał, odbierało jej mowę i logiczne myślenie. To było niezmienne, tak samo, jak fakt, że znów czuła się besztana jak mała dziewczynka. Miał rację, wykazała się lekkomyślnością i nieważne jak bardzo by próbowała, nie mogła temu zaprzeczyć.
Było jej głupio.
— Dobra — sapnęła, odchylając szyję do tyłu, na krótką chwilę zrywając z nim kontakt wzrokowy. On i tak przejrzał ją na wskroś, dlatego nie ma sensu zatajać tego, co tak bardzo ciążyło jej na sumieniu. — Widziałam was... Wtedy w tym zaułku przy toaletach... — Mimo kłopotu z wypowiedzeniem tych słów, mężczyzna nie wykazał ani krzty zaskoczenia. Ze spokojem wpatrywał się w nią i po prostu słuchał. — Czułam się jak piąte koło u wozu, dlatego nie chciałam wam dłużej przeszkadzać. Zresztą już mówiłam wczoraj, że nie mam ochoty na żadne wyjście z domu, a wy wyciągnęliście mnie siłą.
— Podglądałaś nas? — mruknął szczerze zdumiony, krzyżując ręce na klatce piersiowej. — O ty przebiegła żmijo.
Nie widział jej ani nie wyczuł, co było czymś niespotykanym.
— Nie podglądałam... Wcale.
Uniósł brew.
— Mhm, z pewnością wcale — przedrzeźniał ją rozbawiony.
— Mówię, że nie! — uniosła się oburzona, zwracając czerwieniejącą się twarz gdzieś w bok, a to wszystko przez te jego zielone oczyska, które bezczelnie w niej zainstalował. No i ten zuchwały uśmieszek, który ukazał rząd idealnych zębów! — Szłam do toalety, bo chciałam zamienić słówko z Scherry, ale wtedy przez przypadek natknęłam się na was w korytarzu... — wymamrotała cicho.
Natsu miał cholerną ochotę zapalić, ale wcześniej zorientował się, że zostawił papierosy na klubowym stoliku. Dobrze, że się po nie nie wrócił, bo teraz musiałby szukać tych zafajdanych łajdaków, żeby połapać im kręgosłupy za choćby próbę dotknięcia Lucy.
— Jeśli miałaś do niej sprawę, to trzeba było podejść jak człowiek, a nie czaić się i tchórzyć za rogiem. Ja i Scherry jedynie rozmawialiśmy.
— Jasne. Na zwykłą rozmowę to wcale nie wyglądało — fuknęła urażona, wysuwając dolną wargę, czym rzeźwo go rozśmieszyła, bo z krtani Dragneela wydobył się cichy chichot, którego ani myślał zdusić. Wtem Lucy spojrzała na niego spod byka. — No i z czego się tak śmiejesz?
— Bo opacznie to wszystko zrozumiałaś, głupia wariatko. — Pokręcił głową z konsternacją i zaczesał do tyłu burzę gęstych włosów. Zadarł głowę; popatrzył w gwieździste niebo i wsłuchując się w uliczny gwar, ciężko westchnął. — Naprawdę sądziłaś, że cokolwiek mnie z nią łączy?
Heartfilia przypomniała sobie słowa Bledy, która bez ogródek przyznała, że spali ze sobą parę razy. Miała straszną ochotę powiedzieć to Dragneelowi lub chociaż zapytać, czy to prawda, ale uznała, że kompletnie się tym pogrąży. Nie chciała, żeby poczuł się przez nią osaczony, albo że robi mu jakieś akty zazdrości, bo przecież on tego nie dość, iż nienawidzi, to jeszcze nie toleruje.
Tylko się skompromitujesz — pomyślała.
— Pogubiłam się w tym wszystkim i już sama nie wiem, co sądziłam... — wyznała zgodnie z prawdą. — Za to wiem, co widziałam...
Lucy miała już serdecznie dość oraz przysłowiową pustkę w głowie; istny mętlik, który potrzebny jej był jak psu rzep na ogonie. W tym momencie jedyne czego pragnęła to zamknąć się w czterech ścianach i mieć święty spokój.
Nasunęła na brodę szalik, po czym schowała w nim czubek zmarzniętego nosa, w ciszy obserwując zawieszonego w nocnym niebie Dragneela. Zawsze to robił, kiedy się z czymś borykał, lub nie znał odpowiedzi na pytanie. Lubiła go wtedy obserwować. Wyglądał tak melancholijnie, a zarazem dostojnie. Tak po prostu zwyczajnie.
Mogłaby tu stać i patrzeć na niego godzinami, ale na dworze robiło się coraz chłodniej, a mroźne powietrze uparcie drapało ją w krtań.
— Mogę już iść do domu, czy nadal chcesz mnie męczyć reprymendami odnośnie do mojego braku rozsądku?
— Czyli miałem rację — powiedział, a ona mogłaby przysiąc, że w jego oczach przez ułamek sekundy pojawił się błysk. — Byłaś zazdrosna.
— B-być może... — wyszeptała ledwie słyszalnie, a dopiero potem zrozumiała, co powiedziała. Aż chciała zapaść się pod ziemię przez własną głupotę. — Czekaj... Co?! Nie, nie nie. Wcale nie byłam zazdrosna!
Ocknąwszy się z letargu, Natsu powoli przerzucił na nią wzrok. Otaksował jej twarz z zagadkowym wyrazem, po czym uśmiechnął się półgębkiem.
Znów mnie okłamujesz, Lucy.
Dziewczyna wstrzymała oddech, bo raptem wysunął ku niej dłoń. Czerwona jak burak nie wiedziała czego się spodziewać, ale wtem nieoczekiwanie pstryknął ją w wysokie czoło.
— Ugh...
Zwinęła usta w wąską harmonijkę i odruchowo złapała się za pulsujące miejsce. Dlaczego nawet teraz musi jej dokuczać? Przecież to nie jest odpowiedni czas! Czując szczypiącą skórę, obdarzyła go pełnym wyrzutu, a jednocześnie zawstydzonym spojrzeniem.
— Chodź głuptasie, nie widzę sensu, żebyś dłużej tu marzła. Odprowadzę cię do domu — wypalił, kiedy zamaszyście się odwrócił i z wolna zaczął kroczyć przed siebie.
W tym samym momencie z nieba zaczął prószyć drobniutki śnieg, a mocniejszy wiatr przyniósł ze sobą dziwnie znajomy, wręcz nostalgiczny zimowy zapach.
— Pieszo? — zapytała zdziwiona jego propozycją. Musiała unieść nieco głos, żeby ją usłyszał. — Zwariowałeś? Przecież mieszkam na drugim końcu miasta!
Mężczyzna nagle przystanął i poprawiając swój biały szalik, który mu wydziergała, spojrzał na nią przez ramię. Parę białych płatków osadziło się na jego czarnych jak smoła włosach, nadając dodatkowego uroku ich rozczochranemu ułożeniu.
Widząc go takiego, Lucy poczuła buchające płomienie wewnątrz siebie, które rozpaliły ją sprawniej niż domowy kominek, czy gorące kakao. Miała nogi jak zapałki, a kolana z waty.
— Nawet jeśli zwariowałem, to nie ma znaczenia — uśmiechnął się, po czym zamknął jedno oko, jak miewał to w zwyczaju robić, kiedy był wyluzowany — przecież w dobrym towarzystwie czas leci szybciej, prawda?
Zimny wiatr buchnął prosto w twarz Heartfilii, powodując, że jej blond włosy wprawione zostały niesłyszalny taniec.
Nim zdążyła odnieść się do jego słów, Natsu zdołał oddalić się o parę metrów. Zostawiona w tyle dziewczyna wgapiała się w jego oddalające się plecy niczym zafascynowana. Znikał na tle tej zatłoczonej ulicy, a ona miała wrażenie, że ta chwila miała w sobie szczyptę ukrytej magii. Żwawo poklepała w zaczerwienione policzki. Musiała się uspokoić i przestać zachowywać się jak skończona idiotka.
— Idziesz, czy nie? — zawołał gdzieś z oddali.
Już idę, tylko proszę... Nie odchodź, nie zostawiaj mnie samej.
W końcu nie mając innego wyboru, zerwała się na równe nogi i szybko go dogoniła. Zrównując z nim kroku dopiero teraz była w stanie dostrzec błąkający się po jego ustach uśmiech. Nie był on zgryźliwy, czy wredny, a raczej... Zalotny? W każdym razie niebywale intrygujący.
Lucy była cholernie ciekawa... Chciała zapytać, o czym myślał wtedy, kiedy spoglądał w to rozgwieżdżone nocne niebo, ale uznała, że nie chce psuć tej chwili. Będąc uśmiechniętą i szczęśliwą jego obecnością, po prostu milczała. Milczała jak zaklęta, jednak coś wciąż nie dawało jej spokoju.
Dlaczego mi to robisz Natsu? Najpierw nieświadomie w sobie rozkochujesz, dajesz namiastkę nadziei, a potem wbijasz miliony igieł w moją duszę. Wodzisz mnie osobliwymi gestami, uśmiechem, spojrzeniem... Przypominasz o miłosnym zawodzie, z którym ze wszystkich sił próbuję walczyć.
Dlaczego, pomimo iż jawnie mnie odrzuciłeś, dałeś do zrozumienia, że pomiędzy nami nie ma nic więcej, to ty wciąż powodujesz wrażenie i tworzysz iluzję, że jestem dla ciebie kimś więcej, niż jak sam to określiłeś ''przyjaciółką''? Ranisz mnie tym zachowaniem, a ja głowię się jak to odebrać...
Jak sprawiasz, że z każdym kolejnym dniem zakochuje się w tobie coraz mocniej?
Dlaczego to wszystko jest takie trudne i czy kiedyś będziesz w stanie kogokolwiek pokochać?
Czy jest, choć malutka szansa, że kiedyś wybierzesz i pokochasz... Mnie?
C.D.N
꧁꧂
Dziękuję wam za każde wyświetlenia, gwiazdki, followy mojego profilu, a przede wszystkim za komentarze! Nie ma dla mnie większej motywacji jak czytanie, że historia wam się podoba <3 <3
I ogólnie dzięki za to, że po prostu jesteście i czekacie na moje wypociny ^.^
A może jest coś, czego chcielibyście się w tym opku doczekać? Może jakaś scena z konkretnymi postaciami? Całość historii jest już ustalona, ale jestem otwarta na propozycje :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro