Rozdział 4
Był piękny poranek, a każdy z uczniów jeszcze smacznie drzemał. Powoli koty zaczeły przyzwyczajać się do braku Szałwiowej Łapy, a jedyne, co im o niej przypominało, to jej stare puste posłanie, które było już zimne. Nocną Łapę zbudził przyjemny śpiew ptaków. Usiadła i zaczęła się myć. Gdy się przeciągała, do legowiska weszła jej mentorka.
– Chodźmy. – mrukneła do uczennicy i ruszyły w stronę granicy z Klanem Iskry, aby zapolować. Nocnej Łapie udało się upolować dwie piękne duże i soczyste myszy. Gdy miały już wracać, usłyszały dźwięk łap. Biała uczennica nadstawiła uszu. Łap było wiele. Nie mógł być to żaden patrol. To musiała być wielka chmara kotów. Aż nagle z krzaków wyskoczyły zwinne koty Klanu Iskry. To był atak!
– Nocna Łapo! Biegnij po wojowników! – rzuciła Rozżarzona Gwiazda. Uczennica zaczeła biec. Czy Klan Iskry ma sojusz z Klanem Ziemi i to atak? – myślała. Aż nagle taka zamyślona wpadła na Liściastą Łapę trenującego z mentorką.
– Przepraszam! Muszę biec po wojowników, zaatakował nas na granicy Klan Iskry!
Krzyknęła szybko i zaczęła biec dalej, a uczeń z zastępczynią prawdopodobnie ruszyli na granicę. Nocna Łapa dobiegła do obozu i zawiadomiła szybko wojowników. Błyskawicznie wrócili na granicę. Rozpętała się walka. Kotka rzuciła się na młodego wojownika Klanu Iskry. Wgryzła mu się w kark a on próbował ją z siebie zrzucić jednak uczennica zdążyła już się wyślizgnąć i wpełznąć pod brzuch. Przejechała mu pazurami po brzuchu i wyskoczyła spod niego. Kocur na nią wskoczył i się otrzepał. Ta wykorzystała jego nieuwagę i przewróciła się na plecy. Wojownik żałośnie pisnął i z trudem wyrywając się przestraszony uciekł.
Walka już się kończyła, Nocna Łapa zaczęła szukać matki. Przepychała się przez ostatnie walczące koty aż nagle zobaczyła jej martwe ciało.
– Mamo! Mamo! Nie! – podbiegła do ciała i bezsilnie się przewracając zaczeła płakać
– Ona nie żyje... – szepnęła podchodząca Rozżarzona Gwiazda
– To niemożliwe! – wykrzyczała na co przywódczyni tylko westchnęła. Nocna Łapa spojrzała w zamglone, mętne oczy matki.
Ona chyba mówi prawdę... – pomyślała i z trudem się podniosła, a wszyscy wojownicy zaczęli podchodzić. Wzięli ciało i skierowali się do obozu. Uczennica ich dogoniła. Gdy wkroczyła jako ostatnia, rozpoczęło się zebranie.
– Koty Klanu Liścia! Odbyła się walka, i niestety, nie obyło się bez śmierci. Z przeciwnego klanu poległo pare kotów, zaś z naszego na całe szczęście tylko jeden. To Klonowa Nadzieja. – wskazała koniuszkiem ogona na ciało wojowniczki, leżącej pod skałą.
– Możecie się z nią pożegnać. Chcę jeszcze wam powiedzieć, że świetnie walczyliście. A teraz, zebranie uważam za zakończone.
Nocna Łapa podeszła do ciała. Wtuliła się w stygnące ciało. Czuła się nieswojo. Myślała, że śmierć nie boli tak bardzo, aż do dziś.
– Oh, mamo... Gdybyś jeszcze żyła. Przepraszam za wszystko... – wyszeptała i się podniosła. Wycofała się i rozejrzała po kotach. Nigdzie nie widziała ojca. Zignorowała to jednak i ciągnąc za sobą ogon wróciła do legowiska uczniów. Chwilę później przyszedł do niej Liściasta Łapa.
– Nocna Łapo... Tak mi przykro...
– Mhm...
– Znowu się obraziłaś? Ja wiem, jaki to ból. Ja nawet nie poznałem swojego ojca.
– Więc ty się nie rozstałeś!
– Tak, to prawda. – westchnął i położył się przy kotce, wtulając się.
– Będzie dobrze – szepnął
Nocną Łapę zbudziło wołanie zastępczyni
– Nocna Łapo! Liściasta Łapo, idziecie na patrol!
Uczennica zniesmaczona się podniosła i potruchtała do kotów z patrolu. Liściasta Łapa wyszedł zaraz za nią.
Patrol był spokojnym patrolem. Nic szczególnego. Jedynie zaczęły opadać liście. Aż z małego krzaczka wyskoczyło lisiątko, wyglądającego jakby miało jeden wschód słońca. Było bardzo chude, i najwidoczniej samotne. Pewnie jakiś klan zamordował jego rodzine.
– Patrzcie, lis! – krzyknął szary uczeń widząc lisiątko
– Pewnie ktoś zabił jego rodzinę... – wymamrotała Nocna Łapa
– Ale te lisiątko tez trzeba zabić. Niedługo i ono będzie sprawiać kłopoty. – wytłumaczył któryś z wojowników
– My je zabijemy i zobaczymy czy nie ma w pobliżu więcej, wy może wróćcie do obozu. – rzekła zastępczyni
– Dobrze...
Uczniowie potruchtali do obozu. Na wejściu do obozu czekał ojciec Nocnej Łapy.
– Cześć Nocna Łapo, może...
– O, witaj, przypomniałeś sobie o mnie.
– Ale...
– Nie ma ale. Nawet nie pożegnałeś się z partnerką! – uczennica sykneła i uciekła do legowiska uczniów.
Nocna Łapa i inni uczniowie kulili się w legowisku, gdyż była straszna burza. Gdy postanowili wyjść, zobaczyli, że Żółte Futro obserwuje niebo. Nagle na niebie pojawił się znak – to był obraz szarego kota umierającego przy księżycowym kamieniu.
– Na Klan Gwiazdy! – krzyknął medyk, a uczniowie przerażeni wrócili do legowiska.
704 słów
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro