Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Budzik o trzeciej czterdzieści rano to jedna z najgorszych rzeczy, jaka istnieje, gdy w twoim życiu układa się całkiem nieźle. Jednak świadomość, że ten budzik oznacza pożegnanie sprawiała, że Dean i Castiel czuli się z tym jeszcze gorzej.

Dean przytulił swojego męża mocniej do siebie, wtulając głowę w jego bark.

— Olejmy to, nie lecę — stwierdził, a Castiel naprawdę chętnie by tak zrobił i został, ale wiedział, że to oznaczałoby bardzo poważny błąd.

— Skarbie, musimy wstać — powiedział cicho Castiel, a Dean westchnął w jego kark. 

— Pięć minut — poprosił i na to Castiel mógł się zgodzić i chętnie się zgodził, splatając ich dłonie. 

Nie chciał zostawać tu sam, naprawdę nie chciał, ale decyzja nie zależała ani od niego, ani od Deana. Gdy budzik zadzwonił znowu, a Dean go ignorował, mamrocząc coś tylko, Castiel podniósł jego dłoń, aby ją pocałować.

— Kochanie, wstajemy — powiedział Castiel, a Dean wymamrotał coś niezrozumiale w jego szyję. — Jak wstaniesz to zrobię ci kawę, dobrze?

Podziałało – Dean wstał i zaczął się ubierać. Castiel narzucił na siebie dresy i poszedł do kuchni, aby zrobić kawę im obu. Przelał ja do termosów i podał jeden Deanowi, gdy ten w końcu zwlekł się na dół. 

— Jesteś najlepszy — powiedział z uśmiechem Dean, całując go w policzek i upijając łyk kawy, parząc sobie nią język. — Gorące — jęknął.

— Jak to kawa — odparł Castiel. — Chodź, bo spóźnisz się na samolot. Masz bilet?

— Jo go ma. Zgarnia nas wszystkich przed bramkami. Mam tylko się tam przywlec z walizką i paszportem.

Castiel przytaknął i sięgnął po klucze do auta, a Dean pogłaskał krótko Miracle, żegnając się z pupilem. Za nim też będzie tęsknił, ale nie tak jak za Castielem. 

Dean chciał sięgać po walizkę, ale zorientował się, że zniknęła – pewnie Castiel ją zabrał, aby zaoszczędzić czas. I tak było późno, co było abstrakcyjnym określeniem jak na to, że na zegarze wciąż z przodu była trójka. Poszedł więc do garażu, zamykając dom i usiadł na miejscu pasażera, obok Castiela, który czekał już z odpalonym silnikiem.

— Wziąłeś moja walizkę? — upewnił się, a Castiel przytaknął.

— Jesteś pewien, że to wszystko? Niczego nie zapomniałeś? — spytał, a Dean zamyślił się. Paszport miał, karty miał, walizkę miał – wszystkim innym zajmowała się Jo.

— Chyba tak, a jeśli czegoś zapomniałem to niczego ważnego — odparł, a Castiel skinął głową i ruszył, wyjeżdżając z garażu. 

Dean włączył radio i wypił kolejny łyk kawy. Wątpił, aby w jego stanie podziałała na długo, ale może będzie wystarczająco przytomny, aby ze wszystkimi się przywitać. Części obsady nie znał, nawet nie wiedział kto to – wciąż nie sprawdził pełnej obsady, bo nie chciało mu się tego sprawdzać, głównie dlatego, że wtedy na pewno wszedłby w komentarze, a to było ostatnie, czego chciał. Nie chciał skupiać się na tym, co ludzie o nim myślą – zamierzał po prostu zrobić swoje przy tym filmie. Opinia innych naprawdę nie była mu do tego potrzebna – komentarze przeczyta po premierze, bo wtedy będzie w stanie określić je jako konstruktywne, a przynajmniej ich część.

— Co będziesz robił jak już wylecę? — spytał Dean, a Castiel wzruszył ramionami.

— Pewnie wrócę spać, żeby wstać znowu o ludzkiej porze. Jack chce się spotkać i wujek chce przyjechać, bo musi poważnie ze mną porozmawiać, nie mam pojęcia o co mu chodzi...

— Który wujek?

— Gregory. Był na naszym ślubie, pamiętasz?

Dean zamyślił się i stosunkowo szybko go sobie przypomniał.

— Ten, który prowadził cię do ołtarza?

— Tak.

— Wydawał się spoko, ale przybity. Jakby był świadomy, że spierdolił swoje życie.

— Podejrzewam, że o tym chce pogadać, bo ostatnio pisze mi dużo filozoficznych rzeczy. 

— Na przykład?

Castiel skupił się, próbując przypomnieć sobie którąś z wiadomości wujka. Ciężko było przypomnieć sobie, gdy był śpiący, ale chciał podtrzymać rozmowę, bo czuł, że rozmowa pomoże im bardziej niż kawa jeśli chodziło o nie zaśnięcie do lotniska.

Nie chcę dłużej być niewolnikiem sztucznej miłości czy jakoś tak.

Dean zmarszczył brwi.

— Może nie kocha swojej żony? 

— To na pewno. Na ślubie brzmiał jakby był z nią tylko ze względu na dzieci, a jego najstarszy syn idzie zaraz do college'u.

— Jakby chciał się rozwieźć i został bezdomny to pamiętaj, że mamy dwa pokoje gościnne.

Castiel pokręcił głową. To było miłe ze strony Deana, ale nie sądził, aby to było konieczne.

— Nie wiemy czy się rozwodzi.

— Jak dla mnie to oczywiste. Chce poważnie pogadać, wysyła ci rzeczy o sztucznej miłości... No ewentualnie znalazł jakąś fałszywą informację na mój temat, ale watpię — stwierdził i jęknął zrezygnowany. — Boże, kto wymyślił lot o tej godzinie?

— Będziecie lecieć dziesięć godzin, dolecicie tam na wieczór.

— Właśnie! Nie moglibyśmy lecieć cztery godziny później i dolecieć w środku nocy? 

— Wtedy nie dałbyś rady zasnąć w samolocie, więc akurat ty nie powinieneś marudzić. 

Dean westchnął i opadł głową na oparcie fotela. Myślał, że to złe przeczucie minie, ale ono nie mijało – cały czas czuł, że nie powinien lecieć, że popełnia błąd. Ale co miał zrobić? Zadzwonić do Jo, że rzuca rolę, bo coś mu się wydaje? To zakończyłoby nie tylko jego współpracę z Jo, bo był pewien, że by mu tego nie wybaczyła, ale i zakończyłoby całą jego karierę, pakując go tym samym w ogromne długi. Nie mógł rzucić tej roli – miał za dużo do stracenia. Był aktorem, powinien wziąć się w garść. Tylko czemu, odkąd chodził z Castielem, coraz częściej miał wrażenie, że nie chce dłużej wieść takiego życia? Lubił swoją pracę, ale nie podobało mu się to, że miała wpływ na jego związek. 

— Porozmawiamy jak dolecę? — spytał Dean, gdy uznał, że zbyt długo ciszę zagłusza tylko radio i dźwięk silnika, a Castiel przytaknął.

— Jasne. Ale jeśli będę z Jackiem to krótko i ewentualnie potem oddzwonię, żebyśmy porozmawiali dłużej. 

Dean przytaknął.

— Ten Jack...

— Na pewno nie jest gejem i nie spróbuje mnie poderwać, nie musisz być zazdrosny.

Dean westchnął. Może doszukiwał się tego złego w niewłaściwych miejscach? Może to, że stanie się coś złego nie oznaczało wcale, że Castiel go zdradzi, albo, że ich małżeństwo się rozpadnie? Może chodziło o coś innego? Równie dobrze Castiel mógł się rozbić wracając z lotniska do domu, albo samolot, który Dean będzie leciał do Londynu mógł się rozbić. A może po prostu coś sobie uroił, aby jakoś usprawiedliwić ból związany z tak długim rozstaniem? Może po prostu powinien przestać o tym myśleć?

— Wiesz, że gdybyś kogoś znalazł, nie będę cię trzymał na siłę, prawda? Chcę, żebyś był szczęśliwy, Cas...

— Dean, nie znajdę nikogo innego, bo cię kocham, okej? A jak się kogoś kocha to nie ogląda się za innymi.

— Ale tęsknota robi swoje i...

— Dean — przerwał mu, nieco zirytowany. — Nikogo nie znajdę. Z nikim innym nie będę. Po co mi ktoś inny? Jasne, to będą ciężkie miesiące, ale damy radę. Będę tu i będę czekał. Będziemy rozmawiali, może nie damy rady codziennie, ale prawie codziennie na pewno. A potem wrócisz i będziemy cieszyć się tym, że znowu jesteśmy razem.

— Obiecujesz?

— Tak. Obiecałem ci wierność, zamierzam tego dotrzymać. 

Dean uśmiechnął się i spojrzał czule na swojego męża.

— Też tego dotrzymam, Cas — stwierdził, kładąc dłoń na jego kolanie. — Obiecuję.

Castiel zerknął na niego, uśmiechając się i zjechał na pas, z którego mógł jechać w stronę lotniska. Drogowskaz na lotnisko przypominał mu, że rozstanie zbliżało się nieubłaganie szybko.

Dean wypił kawę z dna termosu i odstawił go w miejsce na kubek w drzwiach, przymykając oczy.  Próbował skupić się na tym, że wciąż jeszcze może dotykać swojego męża – za godzinę nie będzie to możliwe.

Zaparkowali możliwie jak najbliżej wejścia na lotnisko i westchnęli, gdy Castiel wyłączył silnik.

— Dziwnie odwozić cię tu samego — powiedział cicho Castiel. 

— Wiem — westchnął Dean, patrząc na niego. 

— Musimy iść, prawda?

— Tak — przyznał bardzo cicho, niemal niesłyszalnie.

Niechętnie wysiedli z samochodu. Castiel otworzył bagażnik, a Dean wyjął swoją walizkę i chwycił ją w jedną dłoń, a drugą splótł z tą Castiela.

Znalezienie Jo na prawie pustym lotnisku nie było trudne – stała przy punkcie odprawy z czterema innymi osobami. Powolnym krokiem ruszyli w tamtą stronę, a gdy byli przy Jo, puścili swoje dłonie. Dean przytulił się z Jo, a potem zrobił to Castiel. Dean w tym czasie podszedł do reszty, aby się z nimi poznać.

— O mój boże! — Dean prawie krzyknął, akcentując każde słowo, a Castiel odsunął się od Jo, aby zobaczyć o co chodzi. — Co ty tu robisz?

Dean przytulał się z jakąś szczupłą i ładną czarnoskórą dziewczyną o kręconych włosach. Dziewczyna miała na sobie jeansy i skórzaną kurtkę - zapiętą do połowy, przez co było widać jej biust. Castiel nie był pewien i chyba nie chciał wiedzieć czy ma coś pod spodem, ale wierzył, że jest tam chociaż koszulka.

— Pracuję — odpowiedziała dziewczyna, a Dean zmarszczył brwi, nie do końca rozumiejąc czemu miałaby tu pracować skoro jest aktorką, po czym dotarło do niego, że przecież bycie aktorem to praca.

— Grasz kogoś?

— Helen.

Dean wyglądał na zdezorientowanego.

— Serio?

— Nie wiedziałeś?

— Nie, nie sprawdzałem pełnej obsady, a chyba powinienem...  — westchnął. — Musisz kogoś poznać — stwierdził, ciągnąc ją dwa kroki w bok do Castiela. — To mój mąż Castiel — przedstawił go, po czym zwrócił się do męża. — Cas, to jest Cassie.

Castiel wyciągnął rękę w jej stronę, a dziewczyna szybko uścisnęła jego dłoń.

— Miło mi, Dean dużo o tobie mówił.

Cassie zmarszczyła brwi i spojrzała na Deana.

— Serio?

Dean wzruszył ramionami, jakby trochę zagubiony.

— Nie mówiłem wcale tak dużo — powiedział obronnie. 

— Trochę mówiłeś — Castiel zwrócił się do Deana, po czym znowu spojrzał na Cassie, analizując coś. — Podobieństwo naszych imion to przypadek czy...?

— Co? — spytał zdezorientowany Dean, a Cassie musiała przyznać rację Castielowi.

— Właśnie. Cassie, Castiel... Podobne imiona — zauważyła i spojrzała na Deana. — Może to fetysz...?

— Raczej zbieg okoliczności — przerwał Dean, próbując uciąć tę dyskusję. — Co u ciebie? Nie widzieliśmy się od...

— Naszego zerwania — stwierdziła, a Dean przytaknął, przyznając jej rację.

— Fakt. Najgorsze dwa miesiące mojego życia...

— Nie tylko twojego — wtrąciła Cassie, a Castiel spojrzał na nich, marszcząc brwi.

— Ale wyglądacie jakbyście się dogadywali — zauważył Castiel.

— Jako przyjaciele tak — przyznał Dean. — Dlatego zaproponowałem coś więcej i to był błąd.

— Czyli przynajmniej w tym się zgadzamy — stwierdziła Cassie. 

— Ciężko się nie zgodzić, to było toksyczne. Kłóciliśmy się średnio... ile? Trzy razy dziennie?

— Czasem więcej.

— Dobrze, że szybko to zakończyliśmy.

— Zdecydowanie. 

Castiel nie był pewien czy ma się o co martwić, czy nie. Cassie wydawała się być w porządku, ale była przecież byłą Deana i to go martwiło. Owszem, miała obrączkę, była zamężna, ale kilka tygodni, a może i miesięcy z byłym mogły sprawić, że coś odżyje. Z drugiej strony jeśli oboje twierdzili, że ich związek był toksyczny to jaka była szansa na to, że zdecydują się do tego wrócić? Zdecydowanie powinien bardziej ufać słowom Deana o tym, że zostanie mu wierny niż swoim obawom.

— Zdążyłem — Castiel usłyszał z boku czyjś zdyszany głos.

Spojrzał w tę stronę i dostrzegł przystojnego bruneta o brązowych oczach i delikatnych rysach twarzy. Castiel uznał, że określenie "przystojny" to mało na ten przypadek – nie był pewien czy chłopak nie był przystojniejszy od Deana. Ciężko było to określić przez tak rozczochrane włosy – jakby dopiero wstał z łóżka i nie miał czasu ich ułożyć.

— W ostatniej chwili. Co się stało? — spytała Jo.

— Zapomniałem nastawić budzika, dziewczyna mnie obudziła, bo zadzwoniła, aby upewnić się, że wstałem, przepraszam. 

Jo skinęła głową, a do chłopaka podszedł Dean, przytulając go na powitanie. Chłopak wyszeptał mu coś do ucha, a Dean przytaknął. Po chwili chłopak wyciągnął dłoń w stronę Castiela.

— Alex — przedstawił się. — Miło cię poznać, Castiel.

Castiel niepewnie uścisnął jego dłoń.

A więc to był ten fajny chłopak, który wniesie dobrą atmosferę? Fakt, że miał dziewczynę trochę go uspokajał, ale nie na tyle, aby mieć pewność, że nie spróbuje poderwać Deana, skoro przytulili się po jednym spotkaniu na castingu. Postanowił jednak, że nie da niczego po sobie poznać ze względu na Deana, dlatego uśmiechnął się.

— Mi też — odpowiedział. 

— Lecisz z nami? — spytał Alex, a Castiel pokręcił głową.

— Nie, przywiozłem go tu tylko.

Alex wyglądał na zdezorientowanego.

— Wstałeś o czwartej rano, żeby przywieźć go na lotnisko?

— I się z nim pożegnać — dodał Castiel, a Alex zagwizdał, widocznie pod wrażeniem.

— Czemu dziewczyny nie są tak romantyczne? 

— To kwestia osoby, nie płci. Może nie trafiłeś na właściwą.

— Może... — westchnął. 

— Musimy iść — przerwała im rozmowę Jo, a Alex przytaknął i poklepał Castiela po ramieniu.

— Zostawiam cię dla niego — powiedział, odsuwając się.

Dean podszedł do Castiela i przytulił go, wtulając głowę w jego ramię. Castiel objął go i przymknął oczy. 

— Będę tęsknił.

— Ja też, Cas — odpowiedział całując go w głowę. — Napisz jak wrócisz do domu, dobrze?

Castiel przytaknął.

— Dobrze — zgodził się. — A ty jak wylądujecie.

— Dobrze — odparł Dean i przyciągnął go do pocałunku. 

Castiel odwzajemnił pocałunek, kładąc dłoń na karku Deana, a drugą pozostawiając na jego plecach. Nigdy nie czuł takiej tęsknoty podczas pocałunku jak w tym właśnie momencie. 

Dean złączył ich czoła, gdy przerwali pocałunek.

— Uważaj na siebie, gdy mnie nie będzie, proszę.

Castiel uśmiechnął się.

— Będę. Ty też uważaj i nie zrób niczego głupiego.

— Nie zrobię — obiecał Dean i znowu go pocałował.

Nie chciał się z nim żegnać. Naprawdę nie chciał i zrobiłby wszystko, aby móc zabrać Castiela ze sobą. Początkowo nawet o tym myśleli, ale szybko uznali, że rozstanie na miejscu będzie cięższe niż to przed wylotem.

— Powinienem iść — stwierdził Dean, gdy znowu złączył ich czoła.

— Powinieneś — powiedział smętnie Castiel.

Deanowi jednak ciężko było odejść, więc pocałował go znowu, a Castiel uśmiechnął się przez pocałunek, słysząc krzyk Jo.

— Dean! 

— Idź — powiedział Castiel, puszczając go. — Kocham cię.

— Ja ciebie też — odpowiedział i pocałował go po raz ostatni i niechętnie ruszając w stronę Jo.

— Dean! — zawołał go Castiel, a Dean obejrzał się w jego stronę. — Walizka — przypomniał mu, podciągając ją w stronę męża, który uśmiechnął się onieśmielony i jeszcze raz pocałował Castiela, odbierając od niego walizkę. — Tylko nie zemdlej na pokładzie.

— Spróbuję — odparł. — Pa, Cas.

— Pa.

Dean praktycznie podbiegł do Jo, która wywróciła oczami, ale w głębi duszy naprawdę była szczęśliwa, że Dean ma kogoś takiego jak Castiel – kogoś, kto jest w stanie wstać w środku nocy tylko po to by odwieźć ukochanego na lotnisko, z którego wylatywał na kilka miesięcy.

— Postaraj się, żebym nie musiała cię tam pilnować, dobra? — poprosiła, a Dean zmarszczył brwi.

— Czemu?

— Alex stwierdził, że idziecie całą szóstka do baru. To dobry pomysł, bo musicie się lepiej poznać. Pójdę z wami, aby mieć na was oko.

Dean przymknął oczy. Impreza jako integracja brzmiała dobrze, ale wiedział, że musi uprzedzić o niej Castiela, żeby ten nie był zaskoczony, gdy nagle zacznie do niego wydzwaniać, bo się upił, a był pewien, że właśnie to zrobi. 

Cieszył się, że Cassie gra w filmie, bo tęsknił za nią jako koleżanką. Do tego był Alex, który na pewno zadba o to, aby było rozrywkowo. Nie znał reszty, ale wyglądali w porządku. Miał nadzieję, że to jakoś pomoże w tęsknocie za Castielem, ale wiedział, że tej tęsknoty nie wyeliminuje. Bez względu na tęsknotę za Castielem, najbliższe tygodnie zapowiadały się interesująco.

A/N

Next raczej jutro.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro