Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18

Ostatnie dwa miesiące produkcji, podczas których ekipa filmowa pracowała w Los Angeles były chyba dla wszystkich lepsze niż wcześniejsze siedem i pół miesiąca w Anglii, głównie ze względów osobistych.

Antonio był weselszy przy Elijahu, z którym szybko zamieszkał, co przekładało się na jego grę na planie. To samo można było powiedzieć o Deanie, który był w o wiele lepszym humorze mając Castiela codziennie obok siebie i nie musząc martwić się o jego zdrowie, przynajmniej na razie – Castiel co miesiąc chodził na kontrole, więc Dean płacił mu za te wizyty i chodził tam z nim, ale to było wszystko w medycznej kwestii zdrowia Castiela i naprawdę chcieli wierzyć, że tak będzie do końca, ale wiedzieli, że podczas którejś wizyty w końcu usłyszą złe wieści. Starali się tym jednak póki co nie przejmować i skupić się na tym co mieli tu i teraz. Włosy Castiela wyglądały już prawie normalnie – były nieco rzadsze, ale nie było to coś, co rzuciłoby się w oczy. Kolejne badania potwierdzały, że póki co wszystko idzie w dobrym kierunku, więc miał nadzieję, że nie będzie potrzebował kolejnej chemioterapii szybciej niż jego włosy wrócą do dawnego stanu. Wciąż był słabszy, ale odzyskiwał wagę, a wraz z nią siły. Pracował nad kondycją biegając codziennie rano, chociaż na początku była to bardziej próba biegania, bo męczył go zwykły, dłuższy niż kilkanaście minut, marsz. Chciał odzyskać pełnię sił, ale wiedział, że potrzebuje do tego cierpliwości. Pocieszało go to, że sportowcy po walce z rakiem wracali do szczytu formy – to było dla niego jasnym komunikatem, że on też będzie mógł dobrze funkcjonować, a Dean skutecznie go do tego motywował, co pomagało chyba im obu.

Jo podobało się to, że zarówno Antonio jak i Dean mieli lepsze humory i szczęście wymalowane w oczach, gdy scenariusz tego wymagał, bo w Los Angeles kręcili te weselsze sceny, ale gdy nagrywali sceny na plaży, myślała, że dostanie szału. Nigdy nie krzyczała na planie tyle, ile tamtego dnia.

Przewidziała na sceny na plaży dwie godziny, w najgorszym wypadku trzy. Tymczasem Dean i Antonio zachowywali się jak małe dzieci ganiając się po plaży, zrzucając z siebie czapki z daszkiem i okulary, które mieli mieć na sobie w tej scenie, rzucając się na siebie nawzajem, bijąc i łaskocząc się w piasku i dosłownie wrzucając drugiego do wody, która w lutym nie była jednak najcieplejsza. Wszystko przełożyło się na to, że spędzili na plaży sześć godzin, a Jo modliła się, aby żaden z nich się nie rozchorował.

Rozchorowali się obaj.

Jo opóźniła produkcję o tydzień, aby Dean i Antonio doszli do siebie, bo zdawała sobie sprawę, że dwóch przeziębionych facetów na planie to nie jest dobry pomysł, szczególnie, że znała Deana i wiedziała jak ten się zachowuje, gdy jest chory. Miała nadzieję, że to ostatni raz, gdy musi informować swojego ojca o przerwie w produkcji Faith. Nie zostało im dużo scen, a całość była zaplanowana tak, aby produkcja miała około półroczny zapas czasowy między planowanym końcem postprodukcji, a premierą, ale po prostu czuła się źle informując swojego tatę o kolejnych problemach na planie. Bała się, że to przełoży się na finansowanie jej przyszłych produkcji. Zdawała sobie sprawę jak bardzo ojciec zaufał jej w kwestii tego filmu – dał jej najlepszych ludzi, wielomilionowy budżet, pozwolił na to, aby to ona przeprowadziła casting do głównych ról, przez co ludzie odpowiedzialni za casting w wytwórni obsadzali tylko te mniej ważne role. Dał jej w zasadzie wolną rękę, po cichu mówiąc tym, jak bardzo jej ufa. Jo wiedziała jak ważny ten film jest nie tylko dla jej dalszej kariery jako producenta, ale i dla wytwórni – naprawdę nie chciała zawieść taty. Wiedziała, że jedynym, co może ją uratować jest sukces filmu i dlatego postanowiła wymagać od wszystkich jeszcze więcej niż wcześniej.

Dean był świetny w roli George'a, Antonio był świetny w roli Anselmo, Alex okazał się strzałem w dziesiątkę jeśli chodziło o obsadzenie roli Andrew – to dawało jej nadzieję na dobry efekt końcowy produkcji i kinowy sukces. Na razie jednak skupiała się na tym, aby nagrać wszystkie sceny, które były w scenariuszu, bo jeszcze trochę im zostało. Ostatnią scenę według scenariusza Dean i Elijah nagrali w Anglii, to była ostatnia scena Elijaha ogólnie – jeśli teraz pojawiał się na planie to po to, aby odwiedzić Antonia.

Antonio lubił, gdy raz na jakiś czas Elijah pojawiał się na planie, a Dean wręcz uwielbiał te chwile, gdy codziennie w trakcie którejś ze scen kątem oka dostrzegał Castiela podkradającego się na plan po skończonych zajęciach lub w dni wolne, gdy uznawał, że nudzi mu się samemu w domu. Zawsze psuł przez to scenę, bo uśmiechał się szeroko, ale nie przejmował się tym. Jo nauczyła się już, że gdy Dean uśmiecha się w ten sposób, oznacza to przybycie jego męża. Nie potrafiła go winić. Mogła winić siebie za danie Castielowi stałej przepustki na plan, dzięki czemu mógł przychodzić, gdy tylko chciał, ale prawda była taka, że Jo lubiła, gdy Castiel był na planie, bo Dean wtedy dużo bardziej się starał i grał lepiej, jakby najbardziej zależało mu w tym wszystkim na tym, aby zaimponować swojemu ukochanemu.

Widok tej dwójki sprawiał, że nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Nigdy nie widziała Deana szczęśliwszego. Nie widziała ich szczęśliwszych razem – trochę wyglądało to tak, jakby te wszystkie złe przeżycia ostatnich miesięcy zbliżyły ich do siebie. Wystarczyło pojedyncze, nawet krótkie spojrzenie jednego z nich na tego drugiego, aby na twarzach ich obu pojawiał się uśmiech. Wystarczały drobne gesty, aby pojawiał się uśmiech. Pocałunki stały się jakby delikatniejsze – ciężko było jej dostrzec namiętność. Nie wiedziała jak to wyglądało, gdy byli sami, ale publicznie wyglądało to delikatnie i wręcz uroczo. Uważała, że to znak tego jak bardzo dorósł ich związek. Dean i Castiel nie byli już dzieciakami, które oberwały od losu – byli dorosłymi mężczyznami, którzy widocznie się kochali i zbliżali się do rocznicy ślubu. A widok tej miłości był naprawdę czymś, przez co Jo robiło się cieplej na sercu. Jeszcze niedawno była gotowa zwątpić w istnienie miłości, ale widząc tę dwójkę razem, znowu w miłość wierzyła – nie potrafiła inaczej.

— Chłopaki, jesteście uroczy, ale tu się pracuje — powiedziała Jo, gdy Dean i Castiel bardzo długo się od siebie nie odsuwali.

— Wybacz — powiedział Dean. Gdyby nie ilość makijażu, bez problemu można by dostrzec, że się rumieni.

Castiel uśmiechnął się szeroko i delikatnie musnął jego usta swoimi, po czym złączył ich czoła, kładąc dłoń na karku męża.

— Graj tak, żebym był dumny — poprosił.

— Zawsze jesteś dumny — zauważył Dean, uśmiechając się nieco nieśmiało.

— Więc spraw, aby to się nie zmieniło — powiedział i podszedł do Antoniego, aby się z nim przywitać. Przytulił się z nim, przybił piątki z kamerzystami i kilkoma innymi producentami, aż w końcu przytulił się z Jo i usiadł na krześle obok niej.

Jo spojrzała na Castiela i uśmiechnęła się widząc jak szeroko ten się uśmiecha.

— Promieniejesz — zauważyła.

— Jego zasługa — wskazał na Deana. — Chwalił ci się już?

Jo zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, o co mu chodzi. Dean nie mówił jej ostatnio niczego nowego, więc trochę ją to zaskoczyło. Czym niby miał się jej pochwalić?

— Nie — powiedziała niepewnie. — Czym?

Castiel nie chciał zdradzać tego za nich obu, więc postanowił, że poczeka na przerwę na lunch, którą mieli niedługo zacząć.

— Później. Dam wam pracować, udawaj, że mnie tu nie ma.

Jo przytaknęła i szybko zarządziła powrót do pracy. Castiel z uśmiechem przyglądał się Deanowi w pracy.

Był z niego dumny. Potwornie dumny. Dean grał świetnie. Antonio zresztą też. Castiel przez moment miał nawet wrażenie, że ta dwójka ma jednak romans, bo chemia, którą wytworzyli wręcz od nich biła, ale wiedział, że Dean by mu tego nie zrobił, a Antonio nie zrobiłby tego Elijahowi. Był pewien, że Dean i Antonio się kochają, bo uczucia tak łatwo nie znikają, ale liczył, że dość szybko przekształci się to w relację platoniczną. Póki co Dean zapewniał go, że chemia jest dlatego, że on wyobraża sobie, że Antonio to Castiel, a Antonio z kolei wyobraża sobie, że Dean to Elijah. Castiel chciał mu wierzyć, więc w to uwierzył, szczególnie, że to miało pewien sens, bo Antonio nieco go przypominał, a Dean był nieco podobny do Elijaha.

Castiel przychodził na plan codziennie przez ostatnie dwa miesiące, a i tak wciąż był dosłownie zszokowany tym jak Dean naśladuje sposób mówienia George'a Michaela, jak naśladuje jego mimikę. Nigdy nie poznał muzyka osobiście i oczywistym było, że nie dostanie takiej szansy, ale oglądał dokumenty o George'u Michaelu i gdy patrzył teraz na Deana, nie widział w nim swojego męża, a właśnie brytyjskiego wokalistę. Gdy grał z nim w scenie, nie zwrócił na to uwagi, bo dbał przede wszystkim o to, aby samemu wypaść dobrze i nie zawieść Jo. Teraz jednak słyszał i widział to bardzo wyraźnie. Nie miał pojęcia, że jego mąż potrafi tak dobrze manipulować głosem – był pod ogromnym wrażeniem. Był z niego dumny. Naprawdę dumny.

— Cięcie, mamy to! — poinformowała Jo. — Widzimy się wszyscy za półtorej godziny.

Dean podbiegł do Castiela i nachylił się, aby go pocałować.

— Masz? — spytał, gdy przerwał pocałunek, a Castiel przytaknął.

— Chcesz to podpisać teraz? — odpowiedział pytaniem, a Dean wzruszył ramionami.

— Na lunchu pewnie to czymś uwalę, więc tak, wolę teraz — odparł, na co Castiel sięgnął do swojej torby i wyjął z niej teczkę. Sięgnął też po długopis i wręczył Deanowi jedno i drugie. Dean szybko podpisał się we wskazanych miejscach. — Dzisiaj to zaniesiesz?

Castiel przytaknął.

— Tak, od razu po lunchu.

Jo przyglądała się temu nieco zdezorientowana. Co ta dwójka podpisywała, że Deanowi tak bardzo na tym zależało? Gdyby nie to jak dobrze się dogadywali i bardzo mocno widoczne uczucie, byłaby pewna, że to papiery rozwodowe, bo po tym, co wydarzyło się w Anglii, Castiel miał pełne prawo odejść, ale w obecnej sytuacji oczywistym było, że to nie jest to.

— Co to? — spytała.

— Wniosek o adopcję — oznajmił Dean, a Jo wytrzeszczyła oczy, kompletnie zdezorientowana.

— Chcecie mieć dzieci? Teraz? — była zdezorientowana, bo przecież oni sami byli jeszcze mentalnie dziećmi. Dean miał dwadzieścia pięć lat, Castiel dwadzieścia jeden i o ile wiek Deana mogła uznać za odpowiedni, o tyle uważała, że Castiel jest jeszcze trochę za młody na ten krok.

Dean i Castiel spojrzeli po sobie, po czym wzruszyli ramionami. Dean oddał Castielowi teczkę z podpisanymi papierami, a Castiel szybko schował ją z powrotem do torby.

— Całość potrwa — odparł Dean. 

— I jesteście pewni, że wolicie adopcję? Nie chcecie swoich?

Dean z Castielem nie myśleli o tym zbyt długo nim podjęli tą decyzję kilka dni temu, ale rozmawiali o tym już wcześniej. Teraz to wydawało się po prostu oczywiste i odpowiednie. 

Obaj wiedzieli, że chcą mieć dzieci, a proces adopcyjny może trwać latami. Mogli zdecydować się na surogację i rozważali ją, ale musieliby czekać przynajmniej dwa lata, aby móc się o to starać, bo nie chcieli ruszać nasienia Castiela z banku spermy – Dean uznał, że chce, aby na wszelki wypadek tam zostało. Dodatkowo Castiel stwierdził, że nie chce obciążać dziecka genetycznie ryzykiem nowotworu, więc dość szybko i zgodnie uznali, że w obecnej sytuacji wolą dać dom jakiemuś porzuconemu dziecku niż sprowadzać na świat kolejne.

Żaden z nich nie był pewien, kiedy dokładnie mogą się spodziewać dziecka w domu, ale według pracownicy ośrodka adopcyjnego nie będzie to wcześniej niż za rok, co sprawiało, że Castiel spokojnie zdąży skończyć studia, a radem dadzą radę zrobić remont, o którym rozmawiali już jakiś czas temu. Przy aktualnym układzie domu mieszkanie z dziećmi nie byłoby zbyt komfortowe.

— Uważamy, że pod względem altruistycznym to dobra decyzja — powiedział Castiel.

— Pod jakim? — spytała Jo, a Dean wywrócił oczami.

— Uważamy, że adopcja jest lepszym rozwiązaniem niż surogacja, bo damy komuś dom — wyjaśnił. — Jestem ciekaw jak wyglądałyby nasze dzieci, ale to doroślejsza decyzja.

— Niby tak, ale co jak adoptujecie dziecko z genami mordercy? Albo psychopaty?

— Jo — powiedział błagalnie Dean. — Czemu zawsze znajdujesz zły scenariusz? Tam jest masa dzieciaków, które potrzebują domu. Dobrych dzieciaków.

— Wiem. Ale... sama nie wiem... — westchnęła. — Dla mnie wciąż jesteście dziećmi.

— Cas od trzech tygodni może legalnie pić — powiedział Dean. — Wiem, że czasem zachowujemy się nieodpowiedzialnie, ale...

— Ale jest bardzo duża szansa, że będę miał nawroty raka — dokończył za niego Castiel. — Kiedyś na to umrę, do tego czasu chcę wychować dzieci, może doczekać się wnuków.

— Dlatego chcę porozmawiać o dalszej współpracy — kontynuował Dean. — Ale może nie tutaj. Chodźmy gdzieś zjeść. Umieram z głodu.

Poszli do najbliższej kawiarni, która stała się właściwie ich stałych miejscem już za czasów Miłości w Mieście Aniołów, bo była blisko studia i podawali tu dobrą kawę i przekąski. Zamówili jedzenie, odebrali od razu kawę i Dean wrócił do tematu, gdy tylko zajęli stolik.

— Chcę pracować tylko w Los Angeles — zaczął. — Może jakieś pojedyncze sceny za granicą, jeśli będzie to potrzebne, ale nie chcę, żeby to było tak jak teraz przy Faith. Wiem, że proszę o dużo, ale zakładamy z Casem rodzinę i chciałbym być przy nich...

— Dean — zaczęła stanowczym tonem. — Faith wchodzi do kin za półtorej roku. Po tym przez jakieś dwa-trzy lata nie będzie sensu wystawiać cię do głównej roli, bo ludzie będą cię kojarzyć jako George'a Michaela. Chyba, że film się nie sprzeda, ale to mało realna wizja. Jeśli już mielibyśmy nad czymś pracować to nie wcześniej niż za trzy lata. Wcześniej mogę dać ci kilka scen, żebyś nie wypadł z rytmu, ale to nadal nie wcześniej niż za dwa lata. Jeśli Faith się zwróci to może zaczniemy myśleć o kolejnym filmie. Na razie nie musisz się o to martwić. Ale jeśli Faith zarobi, jeśli przebijemy chociaż Rocketmana, będziesz miał spore prawo głosu i nie zmuszę cię do żadnej roli. Dobrze?

Dean był zdezorientowany. Spodziewał się dyskusji. Był przygotowany na dyskusję, wręcz kłótnię. Jo zaskoczyła go tym, co powiedziała. Zaskoczyło go też to, że miał mieć przynajmniej dwa lata przerwy w pracy. 

— Wow — skomentował, widocznie zaskoczony.

— Teraz nie wiem czy jesteś zadowolony czy smutny — stwierdziła.

Dean westchnął.

— Chyba zagubiony. Chyba nigdy nie miałem takiej przerwy.

— I właśnie dlatego ci się przyda. Potrzebujesz być bardziej sobą, mniej postaciami, które grasz — stwierdziła. — Jako producentka jestem zachwycona twoim wczuwaniem się w każdą postać, jako przyjaciółka jestem zmartwiona. Twoje życie prywatne ogranicza się do Castiela, niedługo może dojdzie do tego bycie ojcem. Nie jestem pewna czy ktokolwiek tak naprawdę zna tego prawdziwego Deana Winchestera. Wątpię, aby Dean Winchester naprawdę znał Deana Winchestera. Wiem tyle, że gdybyś grał kogoś innego niż George'a Michaela ta cała historia z Antonio by się nie wydarzyła, bo skupiłbyś się na Castielu, a nie na szukaniu pocieszenia. Odnajdź siebie przez ten czas. Obiecaj mi to, dobrze?

W Deana uderzyło to jak bardzo Jo miała rację. To niestety była prawda – nawet on sam nie znał prawdziwego siebie. O prawdziwym sobie wiedział dwie rzeczy: dostał od życia po dupie i kochał Castiela. Reszta to była mieszanka ról, które grał przez całą swoją karierę odkąd miał osiem lat. Przejmował emocje, zachowania postaci, które odgrywał, częściowo ich charakter. Gdy zmieniał postać, którą grał, on też się zmieniał. Castiel zwrócił mu na to uwagę, gdy zaczął przygotowywać się do roli w Faith, ale wtedy nie chciał wierzyć, że mógłby mieć rację. Czemu wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy? Przed Castielem właściwie nigdy nie był sobą - przy nim zaczynał odkrywać siebie samego. Przy nim zaczął lubić tę małą, znaną sobie cząstkę prawdziwego siebie, bo miał świadomość, że jest ktoś, kto go kocha. Zmienił się dzięki Castielowi, wciąż się zmieniał. Dlatego potrzebował Castiela w swoim życiu i Jo miała rację mówiąc, że zdecydowanie potrzebował przerwy.

— Obiecuję — zgodził się.

Jo uśmiechnęła się i naprawdę miała nadzieję, że Dean dotrzyma tej obietnicy. Była pewna, że ten prawdziwy Dean jest świetnym gościem, bo czasem wyłaniał się zza tych jakże wielu masek nakładanych stopniowo przez kolejne role, szczególnie gdy miał obok Castiela. Gdy Castiel odszedł – to był prawdziwy Dean – ten który się załamał i rozpaczliwie próbował walczyć o człowieka, którego kochał. Gdy Castiel zachorował – to prawdziwy Dean postanowił opłacić mu leczenie i ratować ukochanemu życie. 

— Zostając przy temacie prawdziwego Deana — Jo nieco zmieniła temat. — Za kilka dni wasza rocznica. Zamierzacie ogłosić, że się pobraliście?

Dean zmarszczył brwi i wydawał się nieco zaskoczony tym pytaniem. Castiel zresztą też.

— A musimy to zrobić? Ludzie już zauważyli obrączki na zdjęciach sprzed kliniki, więc myślę, że świat wie jakoś od pół roku. Po co oficjalnie to ogłaszać?

Jo westchnęła i przejechała dłońmi po twarzy.

— To słowa Deana czy George'a? — spytała, patrząc mu w oczy. 

Dean westchnął, uświadamiając sobie słuszność tego pytania. George był celebrytą, który bardzo szanował swoją prywatność. Gdy był w związku z miłością swojego życia, gdy mężczyzna, który był miłością jego życia umarł, świat o niczym nie wiedział. Świat nie wiedział o chorobie Castiela, o jego wygranej walce z rakiem. Czy naprawdę świat nie powinien oficjalnie usłyszeć także o ich ślubie? Czy podjąłby inną decyzję, gdyby nie ta rola?

— Nie wiem — przyznał, a Jo spojrzała na niego współczująco.

— Właśnie dlatego potrzebujesz przerwy. George rzucił swój wizerunek w cholerę, aby być sobą. Dosłownie spalił swoją charakterystyczną kurtkę. Nie mówię, żebyś palił swoje rzeczy dosłownie, ale metaforycznie musisz to zrobić. Musisz nauczyć się być sobą.

— Wiem, postaram się.

— A co z tobą, Cas? — zwróciła się do niego. — Nie chcesz ogłosić tego, że się pobraliście czy...?

— Nie potrzebuję tego — powiedział, nie pozwalając jej dokończyć pytania. — Ci co mają wiedzieć, wiedzą. Na Instagramie nie mam nazwiska, na Facebooku zmieniłem je w dniu ślubu, więc w praktyce wszyscy znajomi wiedzą, wszyscy na uczelni wiedzą. Wykładowcy zwracają się do mnie nazwiskiem Winchester. Nie potrzebuję więcej.

— Obaj macie ukryty status związku na Facebooku — zauważyła.

— Po co mi komentarze dalszych znajomych o moim ślubie? Jeszcze by sobie o mnie przypomnieli.

Jo westchnęła zrezygnowana, uznając, że to jednak nie jest najlepsza taktyka na taką rozmowę i lepiej zapytać wprost.

— Po prostu powiedz jak mam cię wpisać do obsady — westchnęła. — Novak czy Winchester?

— Winchester — powiedział bez zawahania.

Jo skinęła głową i spojrzała na niego poważnie.

— Ludzie to wyłapią, wiesz o tym?

Castiel wzruszył ramionami.

— Jestem Winchesterem, Jo. Rodzice Deana traktują mnie jak własnego syna, moi chyba próbują udawać, że nie mają starszego syna. Nigdy więcej nie użyję nazwiska Novak, Jo, ni...

Przerwał, bo nagle obok Jo dosiadła się szczupła kobieta w średnim wieku o rudych włosach i piwnych oczach. Castiel niestety ją znał – Rowena, była menadżerka Deana. Dean z trudem powstrzymał złość.

— A więc teraz tak dostaje się główne role? — zaczęła, patrząc to na Deana to na Jo. — Sypiacie ze sobą? — spytała, po czym spojrzał na Castiela. — Oj biedny chłopczyku...

— Co tu robisz? — spytał zirytowany Dean. W jego głosie była słyszalna złość. — Wzięłaś ode mnie siedem milionów za nic. Czego jeszcze chcesz?

— Wyjątkowo pomóc. Nie radzisz sobie beze mnie.

Dean parsknął.

— Uważam coś zupełnie odwrotnego — stwierdził, biorąc łyk kawy. Castiel i Jo szybko zorientowali się, że Dean wpadł w pułapkę udawania innego niż jest w rzeczywistości, aby coś udowodnić swojej byłej menadżerce. Udawał kogoś, kogo to ona stworzyła – aroganckiego dupka. Nie wiedzieli tylko, czy Dean zdaje sobie z tego sprawę, czy nie. — Radzę sobie świetnie. Jak dostanę nagrodę za rolę to z chęcią przypomnę ci twoje słowa.

— Winchester — kobieta zwróciła się do niego ze słyszalną wyższością w głosie. — Chyba muszę ci coś wyjaśnić, bo nie rozumiesz. Twoje życie prywatne publicznie już prawie nie istnieje. Ostatni post z Instagrama jest z twoich urodzin – dwa miesiące temu, wcześniejszy z czerwca...

— I rozumiem, że to źle? — spytał tak aroganckim tonem, że Castiel i Jo spojrzeli po sobie niepewnie, zastanawiając się, czy powinni interweniować, czy jednak lepiej będzie się nie wtrącać. — Nie jestem głupi, Roweno. Doskonale wiem, że życie prywatne jest na sprzedaż. Tyle, że doszedłem do wniosku, że nie chcę swojego sprzedawać. Paparazzi dosłownie mnie prześladują, ludzie i tak wiedzą o mnie więcej niż im przekazuję, i tak będą gadać.

— Czyli mam rozumieć, że na plotki też nie zamierzasz odpowiadać?

— Nie, bo tak robią dojrzali ludzie. Zresztą pewnie jesteś z nich zadowolona, prawda? Pasują do tego co ze mnie stworzyłaś.

— Jakie plotki? — spytał Castiel.

— Że Alex i Antonio to moi kochankowie — odparł Dean. Nie śledził tego, ale narzeczona Alexa już tak i podobno strasznie się wkurzyła, biorąc to na poważnie. Dean dowiedział się o tych plotkach od niego. — Okazało się, że ktoś robił nam zdjęcia w klubach pod Londynem i widocznie według ludzi nie możesz tańczyć z kimś, z kim się nie pieprzysz.

— Powinieneś wypowiedzieć się w tej sprawie — upierała się Rowena.

— Czegokolwiek by nie powiedział czy nie napisał, ludzie odebraliby to po swojemu i nie wyszłoby z tego nic dobrego — stwierdził Castiel, który w tym momencie postanowił wtrącić się w tą, według niego kompletnie bezsensowna, wymianę zdać. — Niektóre rzeczy lepiej przemilczeć, szybciej przycichną.

Dean spojrzał na niego z uśmiechem. Castiel kształcił się w tym kierunku, już przed studiami był dobry, więc Dean wiedział, że jego mąż wie co mówi. Był wdzięczny, że stanął za nim.

— Dzięki, skarbie — powiedział cicho, a Rowena wywróciła oczami.

— Postępując tak dalej, skończysz na dnie. Przemyśl to. Gdybyś zmądrzał masz mój numer.

Po tych słowach wstała i odeszła, a Dean wybuchnął śmiechem, który udzielił się Castielowi i Jo.

— Jak ja mogłem z nią pracować przez tyle lat?

— Byłeś młody, głupi i naiwny — stwierdziła Jo.

— Nadal jest głupi — dodał Castiel, za co otrzymał od Deana kuksańca w żebra. Uśmiechnęli się do siebie i przez moment po prostu się sobie przyglądali, aż Dean przyciągnął męża do krótkiego pocałunku. 

— Mogę być głupkiem, ale twoim głupkiem — stwierdził, a Jo nie potrafiła się nie uśmiechnąć. Ta dwójka naprawdę zasługiwała na wszelkie dobro tego świata. Miała nadzieję, że już nigdy więcej nie będą cierpieć, a Dean w końcu zacznie być sobą. Jeśli na tym świecie był ktoś, kto mógłby mu w tym pomóc, był to Castiel. — A tak poważnie, tylko mi się wydaje czy to ona zmądrzała i chce znowu dla mnie pracować?

Jo przytaknęła.

— Gdyby wciąż z tobą pracowałaby, mogłaby zarobić za ten film więcej niż wzięła od ciebie za tamten rzekomy uszczerbek na wizerunku — podsumowała. — Nadal nie rozumiem czemu nie poszedłeś do sądu tylko zgodziłeś się na tamtą głupią ugodę.

— Bo byłem głupi i zrozpaczony — stwierdził. — I chyba nie miałem na to wszystko siły. Gdybym musiał iść do sądu, pewnie bym to zrobił. Teraz będę miał wiekszą satysfakcję jeśli Faith się sprzeda. Dlatego możesz na mnie całkowicie liczyć przy promocji filmu. 

— Na mnie też, gdybym był potrzebny — dodał Castiel. 

Jo przytaknęła. Nie wiedziała jeszcze czy Antonio zmieni zdanie w kwestii promocji filmu, czy jednak nie, ale była pewna, że uwzględnienie w tym wszystkim Castiela nie powinno im zaszkodzić.

— Na razie skupmy się na ostatnich scenach i twoich nagraniach w studio muzycznym. Na promocję będzie jeszcze czas.

Dean przytaknął. Jo miała rację – najpierw powinni dokończyć film. Na promocję będą mieli ponad rok. 

A/N

Powiem Wam tyle: nienawidzę odmiany hiszpańskojęzycznych i podobnych imion w języku polskim. Różne osoby i źródła mają różne zdanie na ten temat. Znalazłam gdzieś, że Antonio się nie odmienia, bo ma samogłoskę na końcu, a dziś znalazłam, że jednak powinnam to imię odmieniać, więc poprawię to w poprzednich rozdziałach dziś/jutro, bo odmieniłam je chyba raz intuicyjnie.

Co do rozdziału i mediów – polecam gorąco do zapoznania się z genezą piosenki i teledysku do Freedom, bo osobiście uważam, że to jedna z najbardziej wartościowych piosenek nie tylko George'a Michaela, ale i jakiejkolwiek muzyki w ogóle.

Dla osób znających angielski polecam ten filmik:

https://youtu.be/-6CsfTsLNIY

Dla osób mających problem z angielskim: George uznał, że ma dość swojego wizerunku i chce sprzedawać swoją muzykę, a nie siebie, więc nie wystąpi w teledysku i ogólnie rzuci swój wizerunek w cholerę (stąd np. płonąca kurtka, którą miał na sobie za czasów albumu Faith), o tym też tak naprawdę jest piosenka – aby znowu być prawdziwym sobą, a nie tym, czego ktoś inny od nas oczekuje.

Początkowo chciałam nazwać film o George'u w tym ff właśnie Freedom, ale jest dokument George Michael: Freedom, więc uznałam, że będzie to Faith od pierwszego solowego albumu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro