15
Były momenty, w których Antonio miał wrażenie, że żyje na tym świecie tylko po to, aby raz za razem obrywać od losu, aż w końcu się podda. Problem w tym, że nie potrafił się poddać.
Odkąd pamiętał miał problem z zaakceptowaniem siebie. Czuł, że jest inny właściwie odkąd pamiętał – nigdy nie rozumiał tej fascynacji przyjaciół dziewczynami, ale nie wiedział, że jest coś takiego jak homoseksualizm dopóki nie przyjechał do Hollywood. Spędził w Los Angeles rok, odkrywając siebie i licząc na jakąkolwiek rolę, która pozwoliłaby mu zaczepić się w Ameryce. Nie znalazł roli, ale przynajmniej odnalazł siebie, spędzając kilka nocy tygodniowo w gejowskich klubach. Wrócił do domu, skupiając się na brazylijskich produkcjach i szukaniu kogoś, kto da mu chociaż namiastkę miłości. Nikogo takiego nie znalazł i po trzech latach uznał, że może tacy jak on po prostu się nie zakochują, że jest skazany na samotność. Stopniowo zaczął się godzić z tą myślą, aż w końcu się z nią pogodził i w relacjach z innymi mężczyznami przestał szukać czegoś więcej niż krótki przelotny romans.
Gdy po dziesięciu latach grania w filmach brazylijskich, których nikt spoza Brazylii pewnie nigdy nie obejrzał, doszedł do wniosku, że z takim wynagrodzeniem to nie ma sensu – zarabiał sto tysięcy na półtorej roku – więcej zarobiłby na kasie w hipermarkecie. Postanowił więc, że kończy z aktorstwem i poszuka normalnej pracy, która może pozwoliłaby mu na mieszkanie w czymś innym niż marnej kawalerce.
W dniu, w którym podjął decyzję o rzuceniu aktorstwa w cholerę, zadzwoniła jego menadżerka z informacją o roli w Hollywood, którą może dostać. Dla Antonio sprawa była oczywista – to jakiś znak, aby się nie poddawał i spróbował ten jeden ostatni raz.
Jeśli dostaniesz rolę, zagrasz u boku aktora, który za kilka lat może być jednym z najbardziej znanych nazwisk w Hollywood. Ma już kilka nagród, zaczyna swoje pięć minut. Chyba nie muszę ci tłumaczyć co to dla ciebie oznacza. Szukają Brazylijczyka do roli geja. Lepszej szansy nie dostaniesz – po tych słowach swojej menadżerki Antonio uznał, że da swojej karierze ostatnią szansę, ale zdawał sobie sprawę, że to jak stawianie wszystkiego na jedną kartę, bo problemów z rolą było kilka.
Po pierwsze: Rodzice nigdy nie zaakceptowaliby tego, że jest gejem, dlatego też im tego nie mówił, więc roli też by nie zaakceptowali. Szczególnie, że...
Po drugie: o George'u Michaelu nie słyszał wiele. Gdy był dzieckiem w domu często grała jego muzyka, lubił ją, a potem jego ojciec nagle przestał jej słuchać. Gdy potem zdarzało się, że piosenka George'a Michaela leciała gdzieś w radio, ojciec wyzywał wokalistę od „pierdolonych pedałów" i zmieniał stację. Teraz Antonio wiedział, że nałożyło się to z przymusowym ujawnieniem swojej orientacji przez brytyjskiego piosenkarza.
To zachowanie ojca sprawiało, że Antonio zrozumiał, że nigdy nie będzie mógł zdradzić ojcu swojej orientacji. Matce też nie – może przyjęłaby to lepiej, ale powiedziałaby ojcu. Nie mógł też powiedzieć im, że gra rolę w filmie o George'u Michaelu, a w szczególności, że zagra jego zmarłego na AIDS kochanka. Był pewien, że ojciec odciąłby się od niego po czymś takim, może rzucając na odchodne, że życzy mu AIDS. Jeśli Antonio miał być szczery to nie był pewien czy już nie zachorował, bo wiedział, że przynajmniej jeden z jego kochanków był chory, ale myśl o dowiedzeniu się tego wzbudzała w nim tak ogromny paraliż, że bał się przebadać.
Może to było dziwne, że zbliżając się do trzydziestki wciąż przejmował się opinią rodziców. Większość osób na jego miejscu powiedziałaby rodzicom prawdę i próbowała pogodzić z ewentualnym odrzuceniem. Ale on miał tylko rodziców – nie miał nikogo innego, a samotność przerażała go o wiele bardziej niż ukrywanie swojej roli i orientacji. W tym konkretnym aspekcie był podobny do George'a Michaela.
Antonio, przyjmując rolę, nie spodziewał się, że będzie to tak głośny film. W chwili, w której zrozumiał w jak wielkie przedsięwzięcie się wpakował i dowiedział się o dystrybucji filmu do Brazylii, wiedział, że wszystko szlag trafi. Udało mu się wynegocjować z Jo wycięcie go z plakatu, ale wiedział, że i tak nie uniknie wpadki – nie było szans, aby jego rodzice nie dowiedzieli się o tej roli. Oni pewnie zignorują film, ale prędzej czy później skądś dowiedzą się o jego roli – albo z telewizji, albo od znajomych.
Dlatego postanowił sobie, że gdy rodzice dowiedzą się o roli, a tym samym o jego orientacji i nie zaakceptują tego faktu o nim, odetnie się od nich i spróbuje ułożyć sobie życie na nowo. Ale chciał ułożyć sobie to życie z kimś. Zwątpił, że da radę to zrobić, bo jeszcze niedawno nie wierzył w miłość, ale to zmieniło się dzięki Deanowi. Liczył, że Dean będzie tym kimś, ale teraz już wiedział, że nie ma na to szans – Dean nie był kimś, z kim mógł planować przyszłość.
Były też momenty w życiu Antonio, gdy czuł, że żył nie po to, aby samemu zaznać szczęścia, a żeby pomóc zaznać szczęścia innym. To był właśnie jeden z takich momentów.
Gdy Dean powiedział mu, że chłopak, który go uderzył to jego mąż, Antonio szybko zrozumiał, że to jego wina. Umówili się z Deanem, że jego mąż o niczym się nie dowie, więc oczywistym było, że Dean niczego nie powiedział, ale malinka na jego szyi nie była już tak dobrze przykryta, aby nie było jej widać i Antonio wiedział, że to ta malinka doprowadziła do tej sytuacji. Gdyby jej nie zrobił, wszystko byłoby w porządku. Nie zamierzał pozwolić na to, aby jego głupota rozbiła czyjeś małżeństwo, a szczególnie małżeństwo człowieka, którego pokochał. Nie miał pojęcia czy uda mu się to naprawić, ale musiał chociaż spróbować. To dlatego pobiegł za Castielem, mając nadzieję, że wobec niego będzie mniej agresywny niż wobec Deana i że przynajmniej go wysłucha.
Nigdy nie biegł tak szybko, ale gdy dogonił Castiela, pierwszym co musiał zrobić było uchylenie się przed jego ciosem. Udało mu się to i uniósł ręce do góry, pokazując, że nie ma złych intencji.
— Wiem co sobie myślisz, ale to naprawdę nie tak. Dean nie zrobił niczego złego — zaczął, a Castiel parsknął.
— Powiedziałem wyraźnie, tak? — spytał zirytowany. — Możesz go sobie wziąć. Powinienem był go zostawić dawno temu.
Castiel chciał odejść, ale Antonio złapał go za ramię. Nie zamierzał pozwolić Castielowi odejść bez chociażby spróbowania naprostowania tej całej sytuacji, w której po części przecież zawinił.
— Castiel, nie znam cię, ale znam Deana i jeśli jest jedna rzecz, którą wiem o nim na pewno to to, że cię kocha.
— Ciebie też kocha, więc jak powiedziałem, droga wolna...
— Po prostu mnie wysłuchaj, proszę — poprosił, patrząc mu w oczy.
Castiel normalnie by odmówił, ale sposób w jaki powiedział to Antonio i to, co zobaczył w jego oczach, sprawiło, że postanowił dać mu szansę na przedstawienie mu sytuacji z jego perspektywy. Co miał do stracenia? Wątpił, aby cokolwiek w tej rozmowie sprawiło, żeby sytuacja stała się gorsza niż już była.
— Żadnego szpitala — zaprotestował Dean, gdy Jo stwierdziła, że powinni tam jechać z jego nosem. Po długich minutach udało jej się zahamować krwawienie, ale to nie oznaczało, że było już po wszystkim – nie wyglądało to dobrze. Zaciągnęła przyjaciela do swojej przyczepy, aby mógł usiąść i żeby nie robić zbiegowiska. Siedzieli tu już ponad godzinę i teraz skupiali się na tym, jak zmniejszyć opuchliznę na twarzy Deana, aby ten mógł następnego dnia stawić się na planie.
— Będziesz miał go krzywo do końca życia.
— Trudno się mówi. Zasłużyłem sobie.
Dean doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zawalił sprawę. Kochał Castiela, chciał o niego walczyć, ale rzecz w tym, że nie wiedział czy powinien. Może powinien pozwolić mu odejść? Castiel zasługiwał na kogoś, kto będzie dla niego lepszy niż on.
Nawet jeśli Castiel faktycznie by umierał, powinien był skupić się nie na sobie, a na tym, aby te ostatnie chwile Castiela były szczęśliwe. Powinien był dbać o swojego męża, a nie oglądać się za innymi, którzy będą dla niego pocieszeniem, gdy Castiela już zabraknie.
Nigdy nie nienawidził siebie tak bardzo jak teraz i po chwili zastanowienia zrozumiał, że Castiel i tak zareagował dość łagodnie. On na jego miejscu zachowałby się dużo gorzej.
— Tego negować nie będę — stwierdziła i sięgnęła do lodówki, aby przyłożyć mu do nosa coś zimnego, bo butelka piwa, którą podała mu wcześniej zdecydowanie już zimna nie była. — Masz to.
Dean przyłożył paczkę z mrożonką do nosa i syknął z bólu.
— Boże, za co — jęknął, prawie krzycząc, bo przez zimno nos znowu zabolał go mocniej. — Znaczy wiem za co, ale...
— Przymknij się — poprosiła Jo. — Uwierz, że nie chcesz zdenerwować mnie jeszcze bardziej.
Dean spojrzał na nią niepewnie. Wiedział, że Castiel nie był jedyną osobą, która powinna mieć do niego pretensje. Antonio też miał pełne prawo do tego, aby być na niego wściekłym. Jo też była na tej liście. Zresztą nie bez powodu przez ostatnią godzinę, między próbami zaciągnięcia go do szpitala i ratowania jego nosa, wyzywała go od idiotów.
— Wylatuję, tak? — spytał niepewnie, wewnętrznie już nastawiony na taki koniec swojej kariery.
Był aktorem od prawie siedemnastu lat, powinien być bardziej profesjonalny, ale odkąd poznał Castiela i pierwszy raz faktycznie się zaangażował, miał problem z oddzieleniem swojego życia prywatnego od zawodowego. Może taki zimny prysznic dobrze by mu zrobił? Gdyby Jo go wywaliła i musiałby walczyć o to, aby ktokolwiek dał mu szansę i angaż, może zacząłby traktować aktorstwo poważniej? Może teraz traktował to zbyt luźno?
— Nie — powiedziała, a Dean wyglądał na zaskoczonego tą decyzją. — Antonio też zostanie. Ale nie wiem co z kolejnymi produkcjami. Nie mogę tak ryzykować.
— Antonio nic złego nie zrobił — zaprotestował, chcąc go ratować chociaż w ten sposób.
Antonio potrzebował kolejnego angażu jak głodujący chleba. Dean znał jego sytuację – jeśli rodzice dowiedzą się o roli, zostanie całkiem sam. Nie chciał, aby przez jego głupotę Antonio stracił szansę na to, aby dostać u niej kolejny angaż i móc w końcu wyrwać się z Brazylii na stałe. Może w Ameryce spotka kogoś, kto będzie dla niego tym właściwym?
— Znał zasady, tak samo jak ty.
— Nie przespaliśmy się ze sobą.
— Ale zrobilibyście to, gdybyś nie miał Casa.
— Nie spojrzałbym na niego, gdybym nie miał Casa.
— Zdajesz sobie sprawę, że to jeszcze gorsze?
Dean westchnął i postanowił milczeć. Co miał jej powiedzieć? Przecież już zrozumiał jak bardzo nawalił i że właściwie nie było osoby, której by swoją głupotą nie skrzywdził. Był też pewien, że jeśli Castiel odejdzie, nawet rodzice wezmą jego stronę, a nie własnego syna. Zasłużenie zresztą, bo Castiel niczym nie zawinił, a on już drugi raz całował się z kimś innym. Z tą różnicą, że tym razem planował to ukryć i chyba właśnie to sprawiło, że Castiel bardziej się wściekł, niż gdyby, tak jak po pocałunku z Jo, od razu mu o tym powiedział.
— Co zrobisz z Casem? — spytała Jo, gdy zrozumiała, że Deanowi nie śpieszy się do rozmowy.
— Nie wiem — przyznał i westchnął zrezygnowany. — Jeśli nie zmieni zdania i będzie chciał odejść, pozwolę mu na to. Nie zasługuję na niego.
Jo nie potrafiła go zrozumieć. Dean zawsze powtarzał, że zrobi dla Castiela wszystko, że zawsze będzie walczył, a teraz chciał się poddać? A może tu już nie chodziło tylko o Castiela?
— Wolisz Antonio? — spytała, uznając, że jeśli tak jest to musi mieć potwierdzenie, bo ciężko było jej w to uwierzyć.
Owszem, między Deanem i Antonim coś się działo, ale to absolutnie nijak miało się do tego, co widziała między Deanem i Castielem. Ale to były uczucia i sumienie Deana – to była jego decyzja, nie jej. Jeśli Dean faktycznie wolał Antonio, nie zamierzała przekonywać go, aby wrócił do Castiela właśnie ze względu na Castiela – nie zasługiwał na coś takiego.
Dean pokręcił głową.
— Nie — powiedział cicho, a Jo co prawda odetchnęła z ulgą, ale już kompletnie nie rozumiała swojego przyjaciela.
— To o co chodzi?
— Powiedziałem: nie zasługuję na niego. Nie jestem wystarczająco dobry. Próbowałem być dobym mężem, ale widocznie to nie jest dla mnie. Cas nie jest dla mnie. Ile jeszcze razy go zranię? Miałem go chronić, obiecałem go chronić...
— Cas za mocno cię uderzył czy po prostu postradałeś rozum?
Dean spojrzał na nią zagubiony i zrozpaczony.
— Spierdoliłem to, Jo. Jego były regularnie go zdradzał. Ja prawie go zdradziłem. Zdradziłem, jeśli za zdradę uważamy pocałunek. Nie wybaczy mi tego.
— Dean, związek nie polega na tym, aby być bezbłędnym — powiedziała stanowczo, ale mimo wszystko starała się, aby brzmieć łagodnie. — Każdy popełnia błędy. Jeszcze nie raz spodoba ci się ktoś inny, Casowi też. To normalne. Ale chodzi o to, aby sobie ufać i temu nie ulegać. Pasujecie do siebie z Casem, każdy to widzi. Pamiętasz jak zachowywałeś się, gdy dowiedziałeś się, że jest chory? Chciałeś dla niego najlepszej możliwej terapii, byłeś w stanie wydać wszystko co masz na koncie i zaciągnąć kredyt, jeśli byłaby taka potrzeba. Kochasz go, a on kocha ciebie. Zasługujecie na siebie nawzajem, ale obaj musicie w to wierzyć.
— Skąd wiesz tyle o związkach? — spytał, bo od dawna nie widział Jo z nikim.
— Obserwowałam rodziców — wyznała. — Przetrwali gorsze chwile. Nie przespałeś się z nikim innym, to da się jeszcze uratować. Tylko to ty musisz wyjść z inicjatywą rozmowy, bo to ty zawiniłeś, nie Cas. I uwierz, że bardziej zranisz go, jeśli pozwolisz mu tak po prostu odejść. Jeśli nie będziesz walczył, pomyśli, że nigdy go tak naprawdę nie kochałeś. Jest delikatny. Zresztą musisz o tym wiedzieć, bo to twój mąż, nie mój.
Dean skinął głową. Musiał przyznać, że w tym co powiedziała Jo było trochę prawdy. Zranił Castiela – to nie ulegało dyskusji, ale nie zrobił jeszcze czegoś, co byłoby niewybaczalne. Dał się ponieść emocjom i to wszystko. Mógł to jeszcze naprawić. A jeśli Castiel mimo jego prób wciąż będzie chciał odejść, wtedy pozwoli mu na rozwód i będzie się upierał, żeby wziął jego pieniądze, a przynajmniej przyjmował coś w rodzaju alimentów dopóki nie zacznie pracować.
Dean chciał coś odpowiedzieć, ale rozległo się pukanie do drzwi. Jo wstała otworzyć. Dean nie widział kto to, ale po chwili poznał go po głosie.
— Wiesz gdzie jest Dean?
Miał nadzieję, że to będzie Castiel, ale nie. To był Antonio.
Jo wpuściła go do środka.
— Co ci się stało? — spytała.
Po chwili, gdy Antonio wszedł już do przyczepy, Dean dostrzegł limo na oku Brazylijczyka. Rzucił mu mrożonkę, uznając, że jemu bardziej się przyda.
— Gdybyś ostrzegł jak mocno wali to bym za nim nie pobiegł — zaczął, siadając naprzeciwko Deana. Wyjął telefon z kieszeni i położył go na czymś w rodzaju parapetu przy oknie za kanapą.
— Cas ci to zrobił? — spytał Dean, a Antonio przytaknął.
— Kazał oddać ci to — dodał, rzucając mu obrączkę ślubną.
Gdy Dean zorientował się co tak właściwie trzyma w dłoni, poczuł jak łzy napływają mu do oczu. Jak mógł tak bardzo to schrzanić?
— Gdzie on jest? — spytał słabo, mając nadzieję, że jeszcze ma jakieś szanse na to, aby z nim porozmawiać.
— Teraz? Pewnie na lotnisku.
Jo wyglądała na zdezorientowaną, ale wystarczyła jedna krótka wymiana spojrzeń z Antonio, aby postanowiła się nie odzywać.
Dean chciał wybiec, ale Antonio go zatrzymał. Spojrzeli sobie w oczy i Antonio przez moment bał się, że ta wymiana spojrzeń trwała zbyt długo, dlatego pokręcił głową, dając Deanowi znak, aby odpuścił.
— Nie zdążysz. Tylko się dobijesz. Zresztą, cytuję "jesteście siebie warci, weź go sobie, mam to gdzieś, mam wszystko gdzieś, żałuję, że jestem gejem, bo wszyscy faceci są tacy sami", to jego słowa. I dodał coś, że były mniej go zranił, bo nigdy nie obiecywał mu wspólnej przyszłości, a ty tak. On cię nienawidzi. Przykro mi, Dean.
Dean opadł zrezygnowany na kanapę i przykrył twarz dłońmi. Miał ochotę się rozpłakać.
Jak mógł doprowadzić do tego, aby Castiel uznał, że Balthazar zranił go mniej? Nienawidził siebie jeszcze bardziej.
— Jo, zostawisz nas samych? Proszę — poprosił Antonio, a Jo przytaknęła i wyszła z przyczepy. — Przepraszam za tą malinkę, gdybym wiedział...
— To nie twoja wina — przerwał mu Dean. — Nakręciłem się, byłem pewien, że umrze... — wziął głęboki oddech. — Zacząłem z tobą flirtować, bo mi go przypominasz. Trochę z wyglądu przez te niebieskie oczy, ale też z sytuacji. Rodzice Casa też są homofobiczni, wyrzekli się go, wyrzucili go z domu w liceum. Praktycznie go od nich zabrałem i obiecałem sobie, że o niego zadbam i że nigdy go nie zranię. Nie zawsze było między nami idealnie — mówił przez łzy — ale się starałem i chcę wierzyć, że przez większość czasu był ze mną szczęśliwy. Chciałem tak samo zadbać o ciebie, gdy jego zabraknie. Wszystko kurwa spieprzyłem.
Antonio spojrzał na niego współczująco.
— Wiesz, że nie jesteś złym człowiekiem, prawda?
Dean westchnął.
— Jak mam w to wierzyć, skoro chłopak, którego kochał i którego obiecałem, że nigdy nie zranię mnie nienawidzi? Zresztą ty pewnie też mnie nienawidzisz.
Antonio pokręcił głową. Mógł być zły na Deana, mógł mieć do niego pretensje, ale nie zasłużył sobie na jego nienawiść.
— Nie nienawidzę cię. Tak naprawdę to ci współczuję. Gdyby nie ta rola, gdyby nie moja malinka...
— Przestań się obwiniać — poprosił Dean, bo jeśli miałby szukać winnego całej tej sytuacji, to na pewno nie byłby nim Antonio, a on sam i tylko on sam. Flirtował z nim, poderwał go, a w domu jego mąż toczył w tym czasie walkę z nowotworem – to on był winien. — Mogłem od razu ci powiedzieć, że kogoś mam, nie doszłoby do niczego. Nie obiecywałbym ci czegoś, czego teraz nie mogę spełnić.
Antonio zmarszczył brwi, patrząc na Deana widocznie zszokowany, bo trochę zaskoczyły go te słowa.
— Castiel odszedł, ale to nie znaczy, że ja też odejdę — zaczął, nieco niepewnie. Podszedł do Deana i usiadł obok niego. — Powiedziałeś przed chwilą, że chciałeś mnie uratować. Wciąż możesz to zrobić — zapewnił go i ujął delikatnie jego dłoń.
Dean wzdrygnął się na moment i przymknął oczy. Antonio przysunął się i próbował go pocałować, ale Dean odepchnął go, gdy tylko poczuł jego wargi na swoich.
— Co ty robisz? — spytał słabo, patrząc na niedoszłego kochanka kompletnie zdezorientowany.
— Powiedziałeś Castielowi, że mnie kochasz...
— Nie tak mocno jak jego — wyjaśnił cicho. — I nigdy cię tak mocno nie pokocham. Ani ciebie, ani nikogo innego. Cas był tym jedynym, a ja to spieprzyłem. Nie wiem czy potrafisz to zrozumieć, bo nigdy nie przeżyłeś czegoś takiego, ale ja naprawdę go potrzebuję. Przepraszam cię, Antonio, ale między nami koniec, jeśli w ogóle mieliśmy jakiś początek. — Dean wstał i pokazał mu obrączkę. — Idę pomyśleć co mam zrobić, aby Cas znów chciał to założyć. Mam nadzieję, że znajdziesz jeszcze kogoś, kto cię pokocha i cię uratuje, ale to nie jestem ja. Przepraszam.
Antonio zakrył usta dłonią i przytaknął. Nie zakrył jednak ust, bo był zawiedziony czy smutny, a żeby ukryć uśmiech – nie chciał, aby Dean zdemaskował go na sam koniec.
Gdy tylko Dean wyszedł z przyczepy, podszedł do swojego telefonu i przełączył połączenie z głośnika na normalny tryb.
— Słyszałeś wszystko? — spytał, akurat w momencie, gdy Jo wróciła do przyczepy po tym, jak zobaczyła, że Dean wychodzi. Musiała porozmawiać z Antonio i zapytać go o co chodziło, ale nie musiała pytać, bo chwilę później już wszystko stało się dla niej jasne.
— Tak, dzięki — odpowiedział mu głos Castiela. — Naprawdę tak mocno cię uderzyłem?
Antonio uśmiechnął się przez troskę w jego głosie. Postanowił sobie, że niezależnie od tego jaki efekt przyniesie ich plan, spróbuje się z nim zaprzyjaźnić.
— Nie, po prostu nie wiedziałem co powiedzieć i tylko to przyszło mi do głowy. Nie przejmuj się, nic mi nie jest.
— Na pewno?
Jeśli wśród ludzi chodziliby aniołowie, to Antonio byłby pewien, że Castiel jest jednym z nich.
— Tak. Idziesz do niego teraz czy...?
Usłyszał westchnienie Castiela.
— Chyba powinienem, nie? Pewnie się wścieknie...
— Też cię sprawdzał, prawda? — przypomniał mu Antonio. — Zrozumie, nie jest dupkiem.
— Trochę jest.
— Trochę tak — przyznał, bo faktycznie Dean nie zachował się do końca w porządku podrywając go, ale potrafił go zrozumieć i chyba tylko dzięki temu nie był na niego wściekły. — Powodzenia, Cas.
— Dzięki. I Antonio? Jedna rzecz.
— Tak?
— Jesteś w porządku. Naprawdę. Mam nadzieję, że w końcu znajdziesz tego jedynego.
Antonio uśmiechnął się lekko.
— Ja też, ale czas pokaże. Idź już do niego.
— Na razie.
— Trzymaj się.
Gdy Antonio się rozłączył, zobaczył Jo ze skrzyżowanymi rękami. Stała bardzo blisko niego i przyglądała mu się uważnie.
— Niezły spisek uknuliście — powiedziała, będąc pod wrażeniem. — Prawie się nabrałam.
Antonio zmarszczył brwi.
— Czemu prawie?
— Rzeczy Casa są u mnie, więc nie mógł jechać na lotnisko. Gdy o tym powiedziałeś, wiedziałam, że coś nie gra.
Faktycznie Antonio zauważył, że Jo się wtedy zorientowała, ale na szczęście wymiana spojrzeń sprawiła, że go nie zdradziła.
— Ale Dean się nie zorientował, a o to chodziło.
— Bo dobrze zagrałeś. Naprawdę, jestem pod wrażeniem.
— Dzięki.
— I jesteś dobrym przyjacielem.
— Dziękuję.
— Na pewno nie jesteś bi? — spytała nieco żartobliwe.
Uśmiechnął się i pokręcił głową.
— Przykro mi — powiedział nieśmiało.
Jo westchnęła i poklepała go po ramieniu.
— Siadaj, mamy do pogadania — poprosiła, wiedząc już, że Antonio raczej nie ma czego się obawiać. Była pod wrażeniem tego jak zachował się w obecnej sytuacji – mógł przecież dostrzec w tym swoją szansę, a potrzebował kogoś takiego jak Dean, ale mimo wszystko postanowił pomóc Deanowi i Castielowi, rezygnując ze swojej szansy na szczęście. Postąpił właściwie. A Jo po prostu szanowała takich ludzi i uznała, że może pocieszyć go umową o dalszej współpracy – chociaż tyle mogła mu dać.
Dean dawno nie czuł się tak źle. Leżał na kanapie w swojej przyczepie i gapił się w sufit, myśląc o swoim być może kończącym się małżeństwie. Nie miał nawet ochoty na alkohol. Właściwie to nie miał ochoty na nic. Odejście Castiela złamało mu serce tak bardzo, że nie był pewien czy je pozbiera, jeśli mąż do niego nie wróci. Bo prawnie przecież wciąż był jego mężem.
Nie był pewien jak długo leżał tak w totalnej ciszy, ale był pewien, że przynajmniej kilka minut. Ciszę przerwało pukanie do drzwi. Nie miał siły wstać. Domyślał się, że to Jo, bo nie mieli okazji porozmawiać po tym jak zostawiła go samego z Antonio, a był pewien, że miała mu jeszcze bardzo dużo do powiedzenia odnośnie jego głupoty.
— Jo, mówiłem, że możesz wchodzić bez pukania! — krzyknął w stronę drzwi, ale gdy te się otworzyły, to nie Jo była osobą, którą w nich zobaczył.
Poczuł, że serce mu zamiera, gdy Castiel niepewnie wszedł do jego przyczepy, zamykając za sobą drzwi. Usiadł obok nóg Deana, który szybko się podniósł, siadając blisko męża. Patrzył na niego, jakby nie dowierzał, że Castiel faktycznie tu jest.
— Naprawdę uważasz, że jestem tym jedynym? — spytał cicho Castiel, a Dean, wciąż zszokowany, przytaknął.
— Od początku to wiedziałem. Wiem, że czasem nie okazuję tego tak jakbyś tego chciał, ale zależy mi na tobie i nigdy bym cię nie zdradził...
— Wiem — przerwał mu Castiel. — Chciałeś tylko, żeby ktoś był obok, gdy umrę. Antonio mi powiedział.
— I za to go uderzyłeś?
Na twarzy Castiela pojawił się lekki uśmiech.
— On kazał mi to zrobić — wyznał, a Dean wyglądał na kompletnie zszokowanego.
— Co?!
— Porozmawialiśmy. Szczerze. On powiedział jak to wyglądało między wami i co mówiłeś mu o mnie, ja powiedziałem mu, czemu jestem na ciebie tak bardzo wściekły. I zanim zapytasz, jestem wściekły, bo akurat ty w tym związku masz pewność, że nie zostaniesz zdradzony, a ja bardziej potrzebuję tej pewności. Sprawdziłeś mnie na początku, pamiętasz? A raczej Benny to za ciebie zrobił. — Wziął głęboki oddech i niepewnie spojrzał na swojego męża. — Nadal nie wiem czy kiedyś mnie nie zdradzisz, ale słyszałem waszą rozmowę z Antonio i jestem w stanie pomyśleć nad ostatnią szansą, o ile naprawdę tego żałujesz.
Dean miał wrażenie, że coś przegapił. Przecież Castiela nie było z nimi w przyczepie Jo. Nie bardzo było tam nawet miejsce, w którym mógłby się schować. Jakim cudem miałby ich usłyszeć?
— Jak to słyszałeś naszą rozmowę?
— Byliśmy na linii — wyznał. — Tak jak ty robiłeś to ze swoim tatą, pamiętasz? — spytał, a Dean nagle zrozumiał czemu Antonio wyjął telefon z kieszeni akurat w to miejsce, mimo że nigdy wcześniej nie wyjmował telefonu – stamtąd lepiej było wszystko słychać. — Gdybyś coś z nim zrobił, naprawdę byłbym teraz w drodze na lotnisko i nigdy nie chciałbym cię nawet widzieć. Muszę tylko wiedzieć czy mówiłeś prawdę, że mnie potrzebujesz.
Dean przytaknął. Nie widział sensu w ukrywaniu niczego. Wiedział, że teraz tylko szczerość może mu w jakikolwiek sposób pomóc.
— Tak — potwierdził, niepewnie splatając ich dłonie. Castiel nie zabrał dłoni, co uznał za dobry znak. — Spanikowałem na myśl o tym, że mogę cię stracić. Nie chciałem się stoczyć, nie chciałem żyć z myślą, że po twojej śmierci cię zawodzę, bo wiem, że nie chciałbyś, abym zamknął się w sobie, z nikim nie rozmawiał i pił każdego dnia, aż któregoś bym się zapił. Pomyślałem, że Antonio może mnie uratować...
— Bo przypomina ci mnie, słyszałem to — wtrącił i spojrzał mu w oczy. — Rozumiem to, Dean, a przynajmniej próbuję, ale nie jesteś bez winy. Czemu nosiłeś obrączkę na szyi? Nadal ją tak nosisz — stwierdził, wyjmując łańcuszek z zawieszoną obrączką spod jego koszulki. Puścił dłoń Deana i zdjął mu łańcuszek, a Dean patrzył na niego niepewnie. — Powinna być tutaj — powiedział, wkładając ją na palec wciąż zdezorientowanemu mężowi. — Przysięgam, że jeśli jeszcze raz zdejmiesz ją poza planem, będę wściekły.
Dean spojrzał na niego czule. Może był naiwny, ale wierzył, że moment, w którym Castiel założył mu obrączkę na palec był momentem, w którym mąż mu wybaczył.
— Nigdy więcej tego nie zrobię — zapewnił go. — I nigdy nie pozwolę ci odejść. Kocham cię, Cas.
— Obaj wiemy, że jeśli postanowię odejść to mnie puścisz. Kochasz mnie tak bardzo, że nie będziesz miał siły, aby o nas walczyć, bo tak bardzo będziesz cierpiał — stwierdził Castiel. — Ale teraz — wskazał na swoją obrączkę, którą Dean położył na stoliku obok kanapy — chcę wierzyć, że nie zmusisz mnie do tego, aby odszedł, więc... — wziął głęboki oddech, modląc się o to, aby nie popełniał błędu wybaczając mu tak łatwo. — Założysz mi ją czy mam zrobić to sam? — spytał, a Dean błyskawicznie sięgnął po obrączkę i ostrożnie chwycił dłoń męża, zakładając mu obrączkę na właściwy palec. — To ostatnia szansa, pamiętaj o tym. I daję ci ją tylko dlatego, że dałem ją też Gabrielowi, a on jest tylko przyjacielem. Balthazar mnie zranił, ty mnie zraniłeś. Kolejny raz ci tego nie wybaczę. Pocałuj kogokolwiek więcej poza planem, a odejdę i nawet nie będę próbował cię wysłuchać. Czy to jasne?
Dean przytaknął.
— Ale ciebie całować mogę? — spytał niby się upewniając, ale tak naprawdę chcąc rozluźnić tym atmosferę.
Na twarzy Castiela w końcu pojawił się delikatny uśmiech.
— Możesz — odpowiedział i pocałował go krótko i delikatnie. Dean widocznie chciał czegoś więcej – chciał dłuższego pocałunku, ale Castiel nie zamierzał dać mu tego od razu, nawet jeśli sam też tego chciał. — Na więcej musisz sobie zasłużyć.
Może i Dean powinien być zły albo zawiedziony, ale zamiast tego uśmiechnął się i pokręcił głową, bo musiał przyznać, że ta mniej uległa wersja Castiela o wiele bardziej mu się podoba.
A/N
Chyba oficjalnie mogę Wam powiedzieć, że nie musicie już mieć chusteczek w gotowości.
Next powinien być jutro wieczorem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro