3
W drodze do domu, zadzwoniła moja ukochana współlokatorka. Szczerze mówiąc, zabrakło mi jej i jednocześnie dziękowałam Bogu, że wykonała do mnie telefon, bo moje myśli były niczym huragan.
- Opowiadaj! Jaki on jest?! - pisnęła mi przez słuchawkę, że aż musiałam poczekać chwilę. Uciszenie głośności rozmowy by nic nie dało.
- Co za niecierpliwość. - odpowiedziałam. - Cóż...nie było najgorzej. Wspomniałam ci o tych asystentkach.
- Tak.
- To są normalnie cyborgi. Wyglądają jakby miały w głowie zaprogramowane co mają robić.
- Nie obchodzą mnie one! Chcę wiedzieć o nim! - ponownie musiałam oddalić telefon od ucha.
- Był...- ciężko mi było znaleźć odpowiednie słowa szczególnie, gdy podczas tego spotkania byłam tak zdenerwowana, że chętnie bym odstawiła to w niepamięć. - Był bardzo prosty.
- Prosty? - zapytała zdziwiona.
- W sensie wszystko było idealne. Nigdzie w jego mowie, poruszaniu się nie było błędu. Nawet w jego ubraniu, a nie mówię już o wystroju wnętrza.
- Robi wrażenie co? - słyszałam, że po drugiej stronie chrupała marchewkę. Zapewne znów musiała przejść na dietę.
- Nie zaprzeczę. Szybciej to mi gacie opadły niż tym dziewczynom. - zaśmiała się lekko. - Błyskotliwy, przystojny. Tak jak go opisują, a najgorsze jest to, że odpowiedział tylko na dwa moje pytania plus na twoje, które dopisałaś. - rzekłam bez żadnego gniewu, a z nutą rozbawienia.
- Hm, nie ma za co.
- Ale serio? Czy nie jest gejem?
- Nikt go nigdy nie widział z jakąś panną, więc.
W sumie miała rację. Westchnęłam głęboko, a samochodem poruszyłam się dosłownie dopiero kilka metrów.
- Królowa Margo nie będzie zadowolona. Pierwszy raz będę musiała dużo nazmyślać do swojej kolumny.
- Nie martw się. Damy radę. Muszę kończyć, czekam na telefon od Jacka.
- Od tego fotografa? Nie kręcicie przypadkiem ze sobą?
- Możliwe, ale niekoniecznie. - powiedziała pewna siebie. Czułam, że mnie oszukuje, ale również wiedziałam, że potrzebuje czasu na to. Chociaż z drugiej strony, przy lepszej pierwszej okazji wylądują razem w łóżku, znając ją.
- Dobra, niedługo będę jeśli wydostanę się z tej gąsienicy.
- Czekam. - rozłączyła się pierwsza.
Włączyłam radio gdzie leciał dobrze mi znany utwór The Avener "I need a good One". Odrobina muzyki Deep House nie zaszkodzi. Obiecuje sobie, że jak tylko wrócę, biorę długą kąpiel z lampką wina. Następnie wiadomo, trzeba będzie wziąć się do pracy. Obawiam się tylko, że szefowa zadzwoni i spyta się jak poszło. Z drugiej strony będzie wiedziała gdy wyślę jej gotowy artykuł. O ile dam radę.
Zaparkowałam pod naszym ceglanym budynkiem i schodami w górę udałam się do naszego mieszkanka. Zostałam ją siedzącą przy blacie kuchennym z domowym telefonem, wyczekującą na połączenie. Najwidoczniej nie zadzwonił od tamtej pory, a minęło z dobrą godzinę, jak nie więcej.
- Będziesz tak siedziała resztę popołudnia? - przywitałam ją.
- Nie mam wyjścia. - rzekła leżąc na płycie. Uniosłam brwi ze zdumienia i rzuciłam swój żakiet oraz torbę na fotel, po czym wzięłam gazetę ze stolika na kawę gdzie była moja nieskończona krzyżówka.
- A ty? Widzę, że nie uległaś jemu urokowi, aczkolwiek przez telefon słyszałam, że było inaczej. - mówiąc te słowa powstała i obróciła się w moją stronę na krześle barowym.
- Cóż. - skrzywiłam się. - Serio, facet ma klasę, ale przerażający trochę był. Przewidział jakie pytania mu zadam. Po za tym twoim. - wskazałam na nią palcem.
Dziewczyna przygryzła dolną wargę co sprawiło, że stała się bardziej czerwona. Ponownie położyła się na blacie i westchnęła.
- Kurczę, dalej nie mogę znaleźć do tego słowa z telefonem na pięć liter.
- Dzwoń, kurwa dzwoń!
- Dzięki. - odpowiedziałam.
Udałam się do łazienki zgodnie z moją zachcianką. Rozebrałam się do naga zdejmując prostą sukienkę na zamek, który znajdował się wzdłuż talii oraz koronkową bieliznę. Włosy rozpuściłam, a makijaż zdjęłam za pomocą mleczka oraz wacika. Puściłam ciepłą wodę do wanny, pozwalając by temperatura w pomieszczeniu wzrosła. Wchodząc czułam jak ból mięśni ulatnia się z każdą chwilą. Użyłam czekoladowego żelu pod prysznic, kładąc go sobie na skórę. Szampon wmasowałam we włókno włosów. Zanurzyłam się pod wodę pozbywając się całej piany. Siedziałam dość długo, ponieważ skóra zmarszczyła mi się do tego stopnia. Potrzebowałam tego.
Owinęłam sobie ręcznik wokół ciała i wyszłam do naszego salonu gdzie Katie, szykowała się do wyjścia. Ubrana w kurtkę skórzaną oraz dżinsy z małą czarną torebką na złotym łańcuszku.
- Ocho, czuję, że ktoś tu nie wróci tej nocy. - zrobiła piruet na palcach i pocałowała mnie w policzek, kierując się do wyjścia. Najwidoczniej opuściłam ciekawą rozmowę.
- Jestem pod telefonem, ale wiesz. Może to być różnie, a przy okazji. Masz wiadomość na poczcie. Pa! - machnęła ręką na pożegnanie i już jej nie było.
E-mail? Błagam tylko nie ona. Wcisnęłam klawisz by ekran laptopa podświetlił się. Na Gmail' u miałam nową wiadomość z nieznanego mi adresu. Otworzyłam go i od razu zauważyłam, że to były moje pytania napisane grubszą czcionką, a pod spodem odpowiedzi. Zamarłam na kilka sekund. To niemożliwe. Jumin Han we własnej osobie napisał do mnie. Wyraził się na każdy temat jaki chciałam poruszyć, ale nie było nam dane. To miało sens. Doznałam olśnienia, że omal ręcznik mi nie spadł na podłogę pokazując moje dość chude ciało.
Odprowadził mnie pod samą windę i wykradł mi kartkę. Szybko zajrzałam do torby gdzie miałam teczkę. Przejrzałam wszystko dokładnie. Nie było ich. Ale skąd miał mój e-mail? Jak go zdobył? Chociaż nie wiem czy były tam jakieś moje dane. Będę nad tym myśleć później, ponieważ mam zamiar zrobić artykuł na światową skalę, przy kanapce i winie. Nikt mi nie będzie przeszkadzał, więc mam całą noc dla siebie. Przebrałam się w wygodny dres i dużą białą bluzkę.
***
Obudziłam się na kanapie przykryta kocem, ale nie przypominam sobie bym to robiła.
- Dobry, skarbie.
- Katie? Nie miałaś przypadkiem wrócić...- spojrzałam na zegar. - Jest ósma.
- Tak, oczywiście seks był. - rzekła siedząc w fotelu popijając kawę.
Jakby nie inaczej. Było to do przewidzenia. Wstałam ledwo co, jakby po dobrej imprezie, ale to był efekt zbyt długiego siedzenia przed laptopem.
- Znając ciebie skończyłaś artykuł. - blondynka podała mi inny kubek z ciepłym napojem. Z wielką zachłannością wzięłam łyk. Była to rozkosz dla przełyku.
Jak dobrze mnie znała. Doskonale wie, że nie lubię odstawiać wszystkiego na ostatnią chwilę. Zapewne widziała to po moim stanie. Chciałam coś powiedzieć, ale przerwała mi.
- Jack, szuka inspiracji. Ma mieć niedługo wystawę swoich prac.
- I co związku z tym? - zapytałam idąc do kuchni by zrobić śniadanie.
- Zaproponowałam ciebie.
Słychać było tylko jak kubek przewraca się w zlewie, ponieważ straciłam czucie w rękach. Spojrzałam na nią z wyrazem twarzy czy nie żartuje, ale patrząc w jej oczy, to nie.
- Katie, nie jestem modelką jak ty. Przed aparatem wychodzę gorzej niż jak wyglądam teraz.
- Proszę, tylko parę zdjęć. On chce tylko spróbować. - zabrzmiało to dwuznacznie. Jednak podeszła do mnie ze złożonymi rękami do modlitwy i patrzyła na mnie błagalnie.
Była urocza na swój sposób i zawsze robiłyśmy szalone rzeczy. Mieszkałyśmy razem dobre parę lat i nigdy jej nie odmówiłam. W tej chwili również nie mogłam.
- W porządku.
- Jej! Powiem mu! - podbiegła z bananem na twarzy do telefonu, omal nie potykając się o własne nogi. Czyli zaplanowała to wcześniej.
- Okay, cześć. - odłożyła słuchawkę po krótkiej wymianie słów. - Dziś o 17. - wręcz promieniowała radością z całego ciała.
- Świetnie. - odpowiedziałam jakby cały duch mnie opuścił.
Wysłałam gotową pracę, a że miałam wolne mogłam pozwolić sobie na małe szaleństwo. Przed aparatem. To był duży błąd.
- Katie nie wiem. To się nie uda. - narzekałam stojąc na szarym tle tapety gdzie po bokach stały dwie lampy w kształcie parasoli.
- Wyluzuj, rób swoje jakby nic by się nie działo. - rzekł Jack. Okazał się być czarnoskóry z króciutko przyciętymi włosami.
Łatwo ci mówić. Ty nie stoisz w dużym czerwonym swetrze i nie wyglądasz jakbyś chciał mnie zjeść.
- Gotowa? - zapytał. Wzięłam głęboki wdech i poprawiłam włosy. Uśmiechnęłam się do obiektywu robiąc pewne pozy. Raz tajemnicza, raz z lekkim uśmiechem. Nie sądziłam, że to ciężka robota. Teraz rozumiem co Katie musi przechodzić.
Po skończonej robocie udałyśmy się do sklepu gdzie można było kupić wstążki, koraliki, kartki urodzinowe i wiele więcej. Potrzebowała kilku rzeczy do prezentu dla młodszej siostry z Los Angeles. Uciekła mi gdzieś między regałami, więc i ja zaczęłam się przyglądać co mają. Przyznam, że wybór był obszerny. Przeszłam do innej alejki i podskoczyłam ze strachu. Zaczęłam łapać powietrze łapczywie jak szalona, a serce było tak nieposłuszne.
Czarnowłosy stał z rękami w kieszeniach od spodni. Ubrany w zwykłą bluzkę i całkiem pewny siebie.
- Tak myślałem, że to ty. - rzekł.
- Co do kurw...? - nie miałam zamiaru przeklinać, więc ugryzłam się język, gdy zaczął iść w moją stronę. Jeszcze co by sobie pomyślał. Co mnie to obchodzi? Czemu przejmuje się jego zdaniem? Przełknęłam gule, którą miałam w gardle. Zrobiłam gwałtowny krok do tyłu omal nie wpadając do na jedną z półek.
- Cóż. - cholera. Nie miałam pojęcia co powiedzieć. - Co ty tu? - nawet nie potrafiłam dokończyć zdania.
- Potrzebuję czerwonej wstążki. - sięgnął po koniec z kołka obok i zaczął ciągnąć. Nawinął sobie wokół dłoni około półtora metra satynowego materiału. Patrzył na mnie kątem oka od czasu do czasu co sprawiało, że jeszcze bardziej się denerwowałam. Nie miałam pojęcia, czy się uśmiechać, czy odejść. Po prostu stałam jak płot.
- Czerwona wstążka? Szykujesz prezent? - zapytałam. Boże, co za żenada.
- Można tak powiedzieć. - uśmiechnął się lekko, pokazując białe zęby.
Przeciął nożyczkami swój kawałek, ale z jego pozy wynikało, że nie ma zamiaru mnie przepuścić do Katie, która stała przy kasie, a kasjerka liczyła jej zakupy. Widziała mnie i patrzyła z szeroko otwartymi oczami, jednocześnie śmiała się.
- A ty? - mój mózg był totalną pustką i patrzyłam na niego, jak idiotka z lizakiem w ręku.
- Ja? E, jestem z przyjaciółką. Chciała kupić dla siostry drobiazgi. - miałam rozpuszczone włosy, a grzywka zasłaniała mi czoło. Tym razem mogłam zgarnąć je za ucho. Przygryzłam dolną wargę, która była sucha i czerwona od częstego lizania. Odwrócił się i spojrzał na blondynkę, która pomachała mu płacąc za zakupy. Wrócił do mnie z uśmiechem na twarzy. Zrozumiał kto dokładnie napisał te pytanie. Lekko kaszlną na tą myśl.
- I wszystko jasne. - szepnął.
Wokół mnie tlen nie istniał. Czułam w sobie lekkie podniecenie z powodu całej tej sytuacji.
To jakieś szaleństwo. Co powinnam zrobić? Zapłacił za swoje i wyszedł dalej uśmiechając się do mnie i patrząc spod powiek. Jego spojrzenie było identyczne jak wtedy. Niczym tygrys, który poluje na swoją zwierzynę.
- Ktoś tu stracił głowę. - szepnęła do mnie.
- Co?! Nie! - zaprzeczyłam stanowczo. Miała ochotę mnie zabić za to powiedziałam. Widać to było na kilometr. Jumin Han podał swoją torbę z zakupami asystentce, która siadła za kierownicę. To ta sama o brązowych włosach. Najwidoczniej była kimś ważnym. Poczułam niespodziewane lekkie ukłucie w klatce piersiowej. Nie zdążyłam nawet zapytać w sprawie tej wiadomości.
- Wracajmy do domu. - odwróciłam się w przeciwną stronę jak stał samochód koloru czarnego.
- He? Jak? Czemu?
***
Padłam na kanapę gdy dzwonił dzwonek do drzwi. Nie miałam siły, ale moja przyjaciółka poszła odebrać. Po dłuższej chwili słyszałam jak zatrzaskują się.
- Paczka dla Livii Smith.
Zaskoczyła mnie. Dla mnie? I tak miałam zbyt dużo wrażeń na dziś. Wzięłam w dłonie ładnie zapakowane pudełko w kolorze srebra. Otworzyłam wieczko, a moim oczom ukazał się elegancki telefon marki Apple, o tym samym kolorze co opakowanie.
- Cholera jasna. - zaklęła moja piękność.
- Dobrze powiedziane. - przyglądałam się sprzętowi, który trzymałam w palcach. - Dobrze powiedziane. - powtórzyłam.
***
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro