19
Nie przypuszczałam, że dni będą dla mnie przekleństwem. Ciągnęły się one w nieskończoność licząc na to, iż w którymś momencie, czar zły pryśnie. Jednak bardzo się myliłam. Praca szła mi beznadziejnie. Robiłam drobne błędy, które później mnie kosztowały, ponieważ czas danego artykułu, dłużył się. Szefowa się dziwiła, co jest ze mną nie tak, ale nie drążyła tematu że względu na to, że widziała, iż to nie jej sprawa. Nie chciała mi dać nawet urlopu...
Tak czy siak, zamieszkałam na jakiś czas z Katie i jej rodziną. Do czasu jak znajdę sobie coś nowego. Pośpieszyłam się z oddaniem tamtej kawalerki, którą dzieliłam z nią. Uznałam, że skoro zamieszkam z Jumin'em to nie będzie mi ono potrzebne. Głupia byłam. Bardzo głupia.
Kobieta widząc mnie tamtego dnia w progu jej drzwi, nie pytała mnie o nic. Od razu się domyśliła co się stało i o co poszło. Pozwoliła mi utonąć w lekkim stanie depresyjnym. Nie płakałam o dziwo, ale było mi bardzo, ale to bardzo smutno. Nie sądziłam, iż dam się wykorzystać takiemu facetowi i to w najgorszy sposób. Nie będę ukrywać. Zrobił mi nadzieję, a ja jako kobieta, uwierzyłam w nią. Tak samo jak te wszystkie bohaterki książek, które czytałam aby następnie napisać recenzję. Teraz zrozumiałam, co miały na myśli mówiąc, że jesteśmy tylko ludźmi. Jesteśmy istotami o ogromnych słabościach, a tylko udajemy twardych. Udajemy, że poradzimy sobie sami ze wszystkim. Nie prawda. Każdy z nas potrzebuje drugiego człowieka, a on potrzebował tylko do zabawy. Zastanawiałam sie, dlaczego mnie wciągnął jeszcze tylko w grę polityczną? Uznali mnie za przynętę, która będzie dobra dla hackera. Nie dość, że byłam jego sex zabawką, to jeszcze jego praca była dla mnie zobowiązaniem.
- Li? Wszystko okay? - zapytała moja koleżanka za drzwi.
- Tak, już wychodzę. - odpowiedziałam. Słyszałam jak odchodzi. Wstałam z wanny i sięgnęłam po ręcznik, którym owinęłam się wokół ciała. Patrzyłam na siebie w lustro, które wisiało nad umywalką. Wyglądałam gorzej niż córka rodziny Adamsów.
- Boże, zlituj się.
Wysuszyłam włosy, ubrałam się w dresy i dużą bluzę koloru niebieskiego. Gdy wyszłam z łazienki zauważyłam w oddali ogromny bukiet białych róż.
- Poczta. - rzekła kobieta ze sztucznym uśmiechem trzymając bukiet w dłoniach. Wzięłam go od niej, chwilę pomyślałam co z nim zrobić. Otworzyłam drugą ręką drzwiczki do szafki pod zlewem. Chciałam je wyrzucić, ale potem tak zatrzymałam się. Nie są niczemu winne. Odwróciłam się do Katie i powiedziałam by wstawiła je do wazonu. Usiadłam na kanapie przed telewizorem z myślą czy dobrze robię. Z jednej strony tęsknię za nim, za Jeahee i jej mądrością, za rudzielcem w okularach.
Naciskałam guzik na pilocie zmieniając kanał na inny.
- Pojedziemy po zakupy. Dobrze? - zapytała przyjaciółka. Wstałam z miękkich poduszek, po czym podeszłam do kołyski gdzie spał ich cud narodzin.
- Tak, jasne.
Kobieta machnęła ręką na pożegnanie, a za nią poszedł jej narzeczony. Tak, właśnie tak. Niedługo szykował się nam piękny ślub. Zajmowałam się ich małą córeczką gdy potrzebowali pobyć sami lub w środku nocy kiedy płakała na całe gardło. Tym razem spała jak zabita. Chciałam napić się soku, ale mój telefon odwrócił moją myśl od tego czynu. Na ekranie pojawiła się nazwa 707. Byłam zaskoczona. Z resztą, zapomniałam oddać mu ten telefon, a sobie załatwić nowy. Zapewne ma nawigację i wie gdzie jestem.
- Halo? - zapytałam niepewnie. Po kilku sekundach ciszy głos odezwał się.
- Livia? Livia!
- Tak to ja, Seven. - odpowiedziałam z pokorą.
- Słuchaj mam pewien plan! - Seven wręcz krzyczał mi w słuchawkę. - Wiem jak złapać hackera, ale potrzebuje twojej pomocy!
- Eh, Seven. Przykro mi, ale skończyłam z tym wszystkim. Ja i...
- Wiem kochana, wiem. Zabronił nam nawet próbować kontaktować się z tobą, ale ja robię swoje, lol. Proszę, pomóż.
Zastanowiłam się chwilę patrząc na kołyskę. Miałam znów wrócić do tego całego bagna? Narażać życie aby dopaść jakiegoś typa? Aż poczułam ucisk w gardle.
- Okay, ale pod warunkiem, że nie spotkam Jumina. - postawiłam twardo.
- Absolutnie! Mam plan, ale bez niego. Nawet by się nie zgodził na to. Wszystko opisze ci w SMSie. Liczę na ciebie! - rozłączył się. Nie zdążyłam się nawet pożegnać albo o coś zapytać. Aczkolwiek, ufałam mu. Seven jak do tej pory mnie nie zawiódł, czuwał nad moim bezpieczeństwem. Do chwili obecnej nic takiego się nie stało poważnego aby uznać, że hacker zauważył mnie i moje podejście. Serce zabiło nieco mocniej na myśl tego co miało nastąpić. W łóżeczku zauważyłam rączki unoszące się do nieba.
***
Mężczyzna wszedł do głównego pokoju z windy. Zauważył swojego przyjaciela siedzącego w wózku na zakupy trzymającego butelkę czystego alkoholu. Miał na sobie garnitur i czarne okulary na nosie, a wokół niego rozłożone banknoty.
- Mogę wiedzieć co ty do kurwy robisz? - zapytał V opierając dłonie na biodrach.
- V! Jak miło cię widzieć! - niebieskowłosy zauważył, że Jumin był już bardzo wstawiony. Dawno nie widział go tak pijanego. Stał tak dobra chwilę patrząc ze zdumieniem na niego jak bierze kolejny, spory łyk przezroczystego płynu.
- Kto doprowadził cię do takiego stanu?
- Dobre pytanie. Aczkolwiek. Nie wiem. Ale wiem jedno! - machnął Jumin butelką ku górze. - Jak ja mogłem tak postąpić? Jak mogłem być takim idiotą? Czemu na to pozwoliłem?
V zażenowany podszedł do przyjaciela i postanowił faceta ogarnąć. Zabrał mu szkło z alkoholem i postawił na stoliku do kawy. Podniósł Jumina z wózka i zabrał go, niosąc pod ramieniem do salonu za kuchnią. Zrzucił mężczyznę na łóżko. Widząc po jego minie to był bardzo dobry pomysł. Czarnowłosy zatonął w miękkiej pościeli. V przyniósł jeszcze miskę plastikową, typową na pranie, w razie czego gdyby zebrało się komuś na wymioty. Jednak facet odpłynął do krainy snów. Kolorowowłosy wyjął telefon z kieszeni marynarki. Wybrał numer do jego asystentki.
- Jaehee? Tu V. Odwołaj wszystkie spotkania naszego szefa. Jumin poleciał mocno w procenty. - brunetka zrozumiała bez dalszych słów. V zdawał sobie sprawę z tego, że jego "współlokatorka" nie bywa tutaj już.
- Nie gadaj, że to przez nią aż tak. - pomyślał głośno.
***
- Kto jest słodka? Kto jest słodka? Ty jesteś!
- Li. Wszyscy dobrze o tym wiemy. - spojrzałam na Katie, która wraz ze swoim partnerem jedła zupę przy wyspie w kuchni.
- No wiem, ale nie mogę oprzeć się jej. Jest taka urocza. - dotknęłam policzka ich córeczki, którą kołysałam do snu.
- To może sobie zrób jedno. - zażartował Jack. Kobieta szturchnęła go w ramię łokciem, że łyżka mu wypadła z dłoni. Spojrzeli na siebie z powagą. Zaśmiałam się lekko.
- Nie dziękuję. Nie czuje się jeszcze gotowa. - rzekłam kładąc małą do łóżeczka. Przykryłam ją różowym kocykiem. - Nie wybraliście dla niej jeszcze imienia. Jakieś pomysły?
- Myślałam nad Jane albo...
- Sonia. - wtrącił Jack.
- A może... Elizabeth? - zapytałam.
Spojrzeli na siebie nawzajem. Sądząc po ich minach spodobało się im to imię.
- Zobaczymy, do chrztu jest jeszcze czas. - odpowiedziała Katie biorąc miski do zlewu.
- No tak, nie wiem jak wy, ale ja idę położyć się.
- Dobrej nocy Li! - rzuciła moja przyjaciółka.
Zamknęłam się w pokoju, który mi udzielili na czas mojego pobytu. Był mały, a najwięcej miejsca zajmowało dwuosobowe łóżko. Zasłoniłam okna ciemnymi zasłonami, po czym zapaliłam lampkę na białym stoliczku po prawej. Pomieszczenie miało ściany zrobione z cegły, a sufit był koloru ciemnej zieleni. Włączyłam laptopa gdzie na ostatniej stronie miałam przeglądarkę z mieszkaniami. Miałam problem ze znalezieniem czegokolwiek dla siebie. Wyłączyłam ją i kliknęłam na ikonę koperty aby przejrzeć pocztę. Z nieznanego mi adresu zobaczyłam list od 707.
Liv!
Nie oddawaj telefonu, będzie dla nas do komunikacji, wyłączyłem funkcję aby Jumin nie mógł się z tobą kontaktować. Jaehee nam również w tym pomoże. Jutro o godzinie 12:45 bądź przy naszej firmie. Bądź punktualnie! Daj mi znać gdy tam dotrzesz. Następnie udasz na piętro 16 gdzie jest wyłącznie nasz system operacyjny do komputerów...
Seven starannie wytłumaczył mi co powinnam jutro zrobić. Wydawało mi się to niemożliwe do zrobienia, ale wiem też że będę bezpieczna. Nic mi się nie stanie jeśli zrobię wszystko krok po kroku. Mam nadzieję tylko, że nie spotkam Jumina. Zapewne nie. Rudzielec jest jak grafik. Chodzi jak w zegarku. Nie ma mowy o pomyłce. Z resztą to było oczywiste, że go nie spotkam, ponieważ miał o niczym nie wiedzieć. Bardziej przejmowałam się naszym panem i władcą niż strachem, który mnie powoli ogarniał przed tym co ma nastąpić.
Westchnęłam ciężko. Schowałam się pod pierzynę z myślą aby w końcu pójść spać.
***
Obudziłem się przyklejony do pościeli. Strasznie było mi sucho w gębie, a głowa bolała, że opakowanie przeciwbólowych by nie pomogło. Usiadłem na łóżku z myślą aby złapać ostrość za pomocą wzroku. Spojrzałem przez okno gdzie panował środek nocy, obok siebie miałem miskę. Wziąłem telefon do ręki. Miałem mnóstwo nieodebranych jak i kilkanaście wiadomości. Moją uwagę przykuła ta od V.
Stary, nie rób tak więcej. Wiem, że lubisz pić , ale nie aż tak. Ogarnij się.
- Wiem, że piłem, ale że aż tak? - zapytałem sam siebie.
Skoro tak ci ta kobieta namieszała w głowie, to rusz dupę i zrób coś. Gdy kobieta tak robi, to nie możesz pozwolić jej odejść. Nie powielaj mojego błędu co do Riki. Pamiętaj.
No tak. Rika, jego miłość życia, ale zginęła w wypadku samochodowym. Postanowiłem coś zjeść. Udałem się do kuchni gdzie znalazłem wózek sklepowy. Westchnąłem głęboko. Wyjąłem z lodówki jakieś rzeczy aby zrobić głupie kanapki. Zapewne Livia zrobiłaby coś ciepłego i sycącego. Szlag by to. Nóż upadł mi na podłogę gdy tak zamyśliłem się. Jak ja mogłem być taki głupi?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro