Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

◇4◇

- Damon! - słyszę, po czym ogromna siła odrzuca mnie na bok. Uderzam w ścianę. Podnoszę wzrok i widzę Stefana wpatrzonego we mnie ze złością. - Co to miało być?! Przecież sam mówiłeś, że nie będziemy jej zabijać!

- Wyluzuj obrońco dam w opałach, sprawdzałem tylko, czy nie jest wampirem. - odparłem, ocierając stróżkę krwi spływającą mi po brodzie.
- I jaki wniosek?
- Nope, to z całą pewnością nie wampir. Boże, jeszcze nigdy nie piłem tak pysznej krwi! – mówię wstając.

- To co z nią robimy? – pyta mój brat. – Skoro jest człowiekiem, to chyba musi jeść. Co jeśli spyta się o kobietę z samochodu? Oraz o to, co właściwie u nas robi?

- Zmyślę jakąś bajeczkę o tym, że samochód, którym jechała rozbił się, a w środku była tylko ona i bagaże. Potem ją zahipnotyzuję, żeby historyjka wydawała się być bardziej wiarygodna, czy coś. – macham ręką i wychodzę z celi. Wchodzę po schodach na parter, podchodzę do stolika i nalewam sobie bourbonu do szklanki.

- Przeniosę ją tu. Skoro jest niegroźna, to nie będę traktował jej jak więźnia. – rzuca Stefan wy wraca do piwnicy. Wzdycham i rzucam się na kanapę.

***

Vivienn

Tym razem nie czuję już bólu. Z całą pewnością leżę na czymś miękkim. Otwieram oczy, siadam i rozglądam się. Jestem sama, w dużym pomieszczeniu, najprawdopodobniej w salonie. Jest on urządzony w dość specyficzny sposób, bowiem wszystko tutaj wydaję się być stare. Powoli wstaję z kanapy i ostrożnie przesuwam się w kierunku najbliższych drzwi. Mam nadzieję, że tam znajduje się wyjście.

- Już wychodzisz? – słyszę nagle. Zamieram w pół kroku i rozglądam się histerycznie wokół siebie. Nie dostrzegam nikogo. – Jeszcze nie zdążyliśmy porozmawiać. – Na drugim końcu pomieszczenia pojawia się ten sam chłopak, którego widziałam w zimnym i szarym pomieszczeniu, wyglądającym jak cela więzienna.

- Gdzie ja jestem? I kim TY jesteś? – pytam przestraszona. Niespodziewanie nieznajomy pojawia się naprzeciwko mnie. Jak...?

- Co robisz w Mystic Falls? – pyta, patrząc mi głęboko w oczy. Jego źrenice dziwnie rozszerzają się. Czuję jednak, że mogę mu zaufać, więc mówię prawdę.

- Przeprowadziłam się tu z mamą. Zaraz... gdzie jest moja mama?! – krzyczę nagle. Jak ja mogłam tego wcześniej nie zauważyć?

- Usiądź lepiej, sporo się wydarzyło. – zaczyna chłopak. – Wczoraj wieczorem, gdy przejeżdżałem drogą prowadzącą do miasta, zauważyłem rozbity samochód. Byłaś w nim tylko ty. Byłaś nieprzytomna, więc postanowiłem zabrać cię do mojego domu. Zabrałem twoje bagaże, jednak w samochodzie nie było nic więcej. – patrzę w jego oczy. Wydają się być hipnotyzujące. Nagle przestaję się bać. Jednak coś mi tu nie pasuje. Coś ukrywa. Muszę się tego dowiedzieć.

- Dziękuję. – szepczę. – Czy mogłabym dostać moje rzeczy. Muszę zabrać je do domu. – staram się wydostać stąd jak najszybciej.

- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł. Możesz być jeszcze ranna, pomogę ci we wszystkim ale powinnaś jeszcze odpocząć. – Łapie mnie za rękę. Próbuję ją wyrwać, jednak trzyma zbyt mocno. – Puszczaj mnie! – krzyczę, coraz mocniej się wyrywając.

- Stefan! – woła chłopak. Po chwili przytrzymuje mnie jeszcze ktoś.

- Spokojnie, nie chcemy zrobić ci krzywdy... - słyszę nowy głos. Nagle wstępuje we mnie ogromna złość. Obraz zachodzi lekką mgłą, a ja czuję, że znacznie przybyło mi siły. – Co do... - nie dokańcza, ponieważ odpycham go. Leci na ścianę, odbijając się od niej i spadając na podłogę.

- Zostawcie mnie powiedziałam! – krzyczę jeszcze głośniej. Gdy chcę wyrwać się z uścisku drugiego chłopaka, nagle czuję przeszywający ból w okolicy brzucha.

- Kim ty do diabła jesteś? – pyta. Patrzę w dół i widzę drewniany kołek, wystający z mojego brzucha.

- Nie mam pojęcia. – odpowiadam równie cicho z rozpaczą w głosie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro