◇4◇
- Damon! - słyszę, po czym ogromna siła odrzuca mnie na bok. Uderzam w ścianę. Podnoszę wzrok i widzę Stefana wpatrzonego we mnie ze złością. - Co to miało być?! Przecież sam mówiłeś, że nie będziemy jej zabijać!
- Wyluzuj obrońco dam w opałach, sprawdzałem tylko, czy nie jest wampirem. - odparłem, ocierając stróżkę krwi spływającą mi po brodzie.
- I jaki wniosek?
- Nope, to z całą pewnością nie wampir. Boże, jeszcze nigdy nie piłem tak pysznej krwi! – mówię wstając.
- To co z nią robimy? – pyta mój brat. – Skoro jest człowiekiem, to chyba musi jeść. Co jeśli spyta się o kobietę z samochodu? Oraz o to, co właściwie u nas robi?
- Zmyślę jakąś bajeczkę o tym, że samochód, którym jechała rozbił się, a w środku była tylko ona i bagaże. Potem ją zahipnotyzuję, żeby historyjka wydawała się być bardziej wiarygodna, czy coś. – macham ręką i wychodzę z celi. Wchodzę po schodach na parter, podchodzę do stolika i nalewam sobie bourbonu do szklanki.
- Przeniosę ją tu. Skoro jest niegroźna, to nie będę traktował jej jak więźnia. – rzuca Stefan wy wraca do piwnicy. Wzdycham i rzucam się na kanapę.
***
Vivienn
Tym razem nie czuję już bólu. Z całą pewnością leżę na czymś miękkim. Otwieram oczy, siadam i rozglądam się. Jestem sama, w dużym pomieszczeniu, najprawdopodobniej w salonie. Jest on urządzony w dość specyficzny sposób, bowiem wszystko tutaj wydaję się być stare. Powoli wstaję z kanapy i ostrożnie przesuwam się w kierunku najbliższych drzwi. Mam nadzieję, że tam znajduje się wyjście.
- Już wychodzisz? – słyszę nagle. Zamieram w pół kroku i rozglądam się histerycznie wokół siebie. Nie dostrzegam nikogo. – Jeszcze nie zdążyliśmy porozmawiać. – Na drugim końcu pomieszczenia pojawia się ten sam chłopak, którego widziałam w zimnym i szarym pomieszczeniu, wyglądającym jak cela więzienna.
- Gdzie ja jestem? I kim TY jesteś? – pytam przestraszona. Niespodziewanie nieznajomy pojawia się naprzeciwko mnie. Jak...?
- Co robisz w Mystic Falls? – pyta, patrząc mi głęboko w oczy. Jego źrenice dziwnie rozszerzają się. Czuję jednak, że mogę mu zaufać, więc mówię prawdę.
- Przeprowadziłam się tu z mamą. Zaraz... gdzie jest moja mama?! – krzyczę nagle. Jak ja mogłam tego wcześniej nie zauważyć?
- Usiądź lepiej, sporo się wydarzyło. – zaczyna chłopak. – Wczoraj wieczorem, gdy przejeżdżałem drogą prowadzącą do miasta, zauważyłem rozbity samochód. Byłaś w nim tylko ty. Byłaś nieprzytomna, więc postanowiłem zabrać cię do mojego domu. Zabrałem twoje bagaże, jednak w samochodzie nie było nic więcej. – patrzę w jego oczy. Wydają się być hipnotyzujące. Nagle przestaję się bać. Jednak coś mi tu nie pasuje. Coś ukrywa. Muszę się tego dowiedzieć.
- Dziękuję. – szepczę. – Czy mogłabym dostać moje rzeczy. Muszę zabrać je do domu. – staram się wydostać stąd jak najszybciej.
- Nie sądzę, aby to był dobry pomysł. Możesz być jeszcze ranna, pomogę ci we wszystkim ale powinnaś jeszcze odpocząć. – Łapie mnie za rękę. Próbuję ją wyrwać, jednak trzyma zbyt mocno. – Puszczaj mnie! – krzyczę, coraz mocniej się wyrywając.
- Stefan! – woła chłopak. Po chwili przytrzymuje mnie jeszcze ktoś.
- Spokojnie, nie chcemy zrobić ci krzywdy... - słyszę nowy głos. Nagle wstępuje we mnie ogromna złość. Obraz zachodzi lekką mgłą, a ja czuję, że znacznie przybyło mi siły. – Co do... - nie dokańcza, ponieważ odpycham go. Leci na ścianę, odbijając się od niej i spadając na podłogę.
- Zostawcie mnie powiedziałam! – krzyczę jeszcze głośniej. Gdy chcę wyrwać się z uścisku drugiego chłopaka, nagle czuję przeszywający ból w okolicy brzucha.
- Kim ty do diabła jesteś? – pyta. Patrzę w dół i widzę drewniany kołek, wystający z mojego brzucha.
- Nie mam pojęcia. – odpowiadam równie cicho z rozpaczą w głosie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro