◇2◇
- Nikogo wcześniej nie zauważyłem. - powiedziałem, otwierając drzwi z tyłu pojazdu. Mój brat miał rację, zobaczyłem nieprzytomną dziewczynę. Ostrożnie wyplątałem ją z pasów bezpieczeństwa i ułożyłem na asfalcie.
- Oddycha, ale ledwo. Muszę jej pomóc. - Nie zdążyłem nic powiedzieć a Stefan już przykładał swój krwawiący nadgarstek do jej warg. - Trzeba ją stąd zabrać. Nie możemy jej tu zostawić.
- I to dalej? Ile ona ma lat? 17? Jeżeli zabiłem jej jedynego członka rodziny, dziewczyna trafi do domu dziecka. - mruknąłem.
- Czyżbyś miał wyrzuty sumienia? Nie możliwe. - zakpił Stefan. - Weź ją na ręce. Na razie wydobrzeje u nas A potem zastanowimy się co z nią zrobić. Sprawdzę co jest w bagażniku. - Nie chciałem się kłócić więc delikatnie podniosłem ją z asfaltu. Dopiero teraz zauważyłem, jak niewiele waży. Na razie rany nie zaczęły się goić lecz wiedziałem, że to tylko kwestia czasu.
- Znalazłem dawie walizki i lodówkę podróżną. - oznajmił mój brat.
- Co w niej jest? Organy wiewiórek? - zakpiłem. Ten jednak podniósł wzrok z dziwnym wyrazem twarzy.
- Worki z krwią.
- Co?! Czy ona jest...
- Nie sądzę, inaczej jej rany dawno by się zagoiły i próbowałaby przebić cię kołkiem. - powiedział. Położyłem dziewczynę na tylnych siedzeniach, pod nie wsadziłem walizki, a ciało ułożyliśmy w bagażniku. Później się nim zajmiemy.
***
- Ty wolisz ją opatrzeć czy ja mam to zrobić? - zapytał Stefan, trzymając miseczkę z ciepłą wodą i ręcznik.
- Lepiej ja to zrobię, bo jeszcze się rzucisz na krew i zamiast jednego ciała będziemy mieli dwa. - oznajmiłem z kpiącym uśmiechem i wziąłem od niego przedmioty. Zanurzyłem ręcznik w wodzie A następnie wycisnąłem nadmiar cieczy. Przełożyłem do jej skóry mokry materiał lecz zabrałem go, gdy na twarzy nieprzytomnej zobaczyłem grymas. Cofnąłem dłoń, a w miejscu ręcznika zauważyłem spore poparzenie, którego z całą pewnością przed chwilą tam nie było.
- Stefan, musisz coś zobaczyć. - mruknąłem w przestrzeń.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro