』2. 31. 『
╔══════════╗
Trzymał jej dłoń w swojej, czując jakby trzymał cały swój świat. Zaciągał się niezauważalnie jej słodkim zapachem, który sprawiał, że jego mięśnie się rozluźniały, a serce zaczynało bić mocniej. Nie wiedział w którym momencie ta kobieta, zawładnęła jego umysłem, ale wiedział jak bardzo jest dla niego ważna i ile by poświęcił dla tego urzekającego uśmiechu.
Kiedy ich spojrzenia się spotkały Murad czuł, że się rozpływa. Niebieskie oczy, które od wielu dni już nie błyszczały radością jak dawniej, nie traciły na uroku. Uwielbiał kolor jej tęczówek, jej zgrabny nos, usta, które mógłby całować bez przerwy, drobne, ale kobiece ciało i słodki głos, który koił jego bóle.
- Kocham cię Zişan i będę cię kochał do końca moich dni - wyszeptał i położył dłoń na jej policzku. Uniosła jeden kącik ust do góry i przymknęła oczy, rozkoszując się jego dotykiem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakim szczęściem mnie obdarzyłeś -powiedziała nie odrywając wzroku od jego twarzy. - Wybacz mi, że nie potrafię się cieszyć z tego wspaniałego wydarzenia, jednak rozumiesz, że nadal noszę żałobę po naszej córce. - Na każde wspomnienie zmarłego dziecka, w jej oczach pojawiały się łzy. - Lecz wiedz, że moje serce się raduje, mimo iż twarz nie daje rady tego okazać.
Sułtan przyciągnął ją do swojej klatki piersiowej, całując jej czoło.
Po kilku chwilach odsunęła się od niego i odeszła, aby przygotować się na wspólną noc. Właśnie zawarli małżeństwo, a ona stała się jego prawowitą żoną.
Służące krążyły wokół niej, zapinając kolie, poprawiając makijaż i włosy. Czuła narastające podekscytowanie, w końcu stała się żoną władcy. Wiedziała, że teraz wszystko będzie wyglądać inaczej. Stała się sułtanką, rodząc syna, a od dnia dzisiejszego stanie się haseki, najważniejszą, prawowitą żoną sułtana.
Ostatni raz przyjrzała się w lustrze, aby być pewna, że wygląda idealnie. Służące zakryły jej twarz pół przeźroczystą chustą i w towarzystwie Lalezar Kalfy i Dilruby powolnym, ale pewnym siebie krokiem kroczyła w stronę sypialni sułtana.
Ben Zişan,
Ta, która w młodym wieku straciła matkę,
Doświadczyłam okrucieństwa, jakim kierują się mieszkańcy Konstantynopola
samotna, zagubiona, nieszczęśliwa
przysięgłam zemstę
Ben Zişan,
Nie ulęknę się spojrzenia moich wrogów
nie padnę przed nimi na kolana,
nie pokaże im swoich łez,
na każdy ich atak odpowiem uśmiechem,
a każde upokorzenie zapamiętam, aby odpłacić się tym samym.
Ben Nurhan Zişan
Matka księcia,
żona władcy czterech stron świata,
od dzisiaj, aż do dnia mojej śmierci, ci których się lękałam
teraz będą lękać się mnie
Ben Haseki Nurhan Zişan Sultan
Nadchodzę.
- Moja piękna Zişan - wyszeptał odgarniając jej loki na plecy. Nachylił się nad jej szyją i zaciągnął słodkim zapachem.
- Już nie nazywam się Zişan - powiedziała stanowczo i odsunęła się. Sułtan spojrzał na nią zaskoczony. - Od dziś niech nazywają mnie Nurhan. Tamto imię kojarzy mi się z upokorzeniem, bólem i nienawiścią do mnie. Chcę zostawić przeszłość za sobą.
Władca delikatnie przejechał palcami od jej skroni, aż po brodę z ciepłym uśmiechem na ustach.
- Będę cię nazywał jak tylko zechcesz. Nurhan to piękne imię, bardzo pasuje do ciebie.
Kobieta uśmiechnęła się i szybko ucałowała usta mężczyzny, który podniósł ją, aby następnie kręcić się z nią w swoich ramionach.
W komnacie rozległ się głośny śmiech dziewczyny. Oplotła dłońmi jego szyję, bojąc się upadku, jednak wiedziała, że nigdy by na to nie pozwolił.
Po chwili obydwoje wylądowali na łożu. Władca nachylił się nad swoją żoną i przejechał palcami od jej policzków, przez szyję po barkach, aż do dłoni, którą ucałował.
Nurhan wplątała swoje palce w długie, ciemne włosy sułtana i przyciągnęła go do siebie, aby złączyć ich usta w głębokim pocałunku.
╠══════════╣
Siedziała na łożu i patrzyła jak sułtan, nakłada swój ciemny kaftan. Uśmiechnęła się i podeszła do niego, odwracając w swoją stronę, a następnie zaczęła zapinać guziki. Kiedy skończyła, ułożyła dłonie na jego piersi i schyliła głowę, a on złożył pocałunek na jej czole.
- Żałuję, że nie mogę spędzić z tobą całego dnia - powiedział, łapiąc jej twarz w swoje dłonie.
- Ja także, jednak rozumiem, że masz ważne sprawy. Nie będę cię już zatrzymywać - powiedziała i ostatni raz, złączyła ich usta razem. - Wracam do Osmana, stęskniłam się za naszym synkiem.
Murad kiwnął głową i odprowadził wzrokiem swoją kobietę, aby następnie udać się na obrady divanu.
- Panie, mamy złe wieści - zaczął wielki wezyr, patrząc na władcę, który na te słowa spiął wszystkie swoje mięśnie.
- Mów Mehmed Paso. - Podniósł dłoń do góry, czekając na wiadomości.
- Niestety Abazy pasa został pokonany przez hetmana Stanisława Koniecpolskiego. Pojmano również syna Kantymira Murzy. - Władca zacisnął pięści i zmarszczył brwi.
- Ostrzegałem Mehmeda Abaza pasę, jednak on nie słuchał i próbował mnie nakłonić, abym go wsparł w tym ataku - warknął przez zaciśnięte zęby i podniósł się do pozycji stojącej. - Wezwijcie go do stolicy, zostanie ukarany.
Muradowi nie podobały się przegrane walki. Lubił wygrywać, cieszyć się ze zwycięstw, jednak gdy odnosił porażkę, jego gniew rósł, a on nie potrafił go stłumić.
Zakończył obrady dywanu i udał się do haremu.
Wszedł do komnaty i spojrzał na kobietę, siedzącą tyłem do niego.
- Şemsperi - odezwał się, a brunetka szybko odwróciła się i wstała, aby oddać szacunek władcy. - Gdzie jest Sulejman?
- Na naukach, panie - odpowiedziała zgodnie z prawdą i spojrzała mu w oczy.
Tak dawno go widziała. Odkąd pojawiła się w seraju ta wieśniaczka, sułtan rzadziej odwiedzał ją i syna, jakby o nich zapominał. Şemsperi nie zależało na towarzystwie władcy, jednak wiedziała, że jej syn cierpi, tęskniąc za ojcem.
- Wyślij go dzisiaj do mnie. Dawno go widziałem - rozkazał i odwrócił się.
- Odkąd masz nową ukochaną, zapominasz o swoich dzieciach - powiedziała, nie mogąc już wytrzymać dłużej łez swojego ukochanego lwa.
- Uważaj na słowa Şemsperi - warknął, patrząc na kobietę przez ramię. - Wiesz, że darzę cię ogromnym szacunkiem, jednak nie będę słuchał takich oskarżeń. Moje dzieci są dla mnie całym światem i nigdy o nich nie zapominam.
Z tymi słowami zostawił ją w komnacie. Sułtanka patrzyła jeszcze przez chwilę na plecy mężczyzny, dopóki służące nie zamknęły drzwi. Nigdy nie darzyła go głębokim uczuciem, ponieważ dawniej, zanim trafiła do osmańskiego pałacu, w swoich rodzinnych stronach miała ukochanego i nigdy o nim nie zapomniała.
Westchnęła i ponownie zasiadła do pisania listu. Zwinęła go w rulon i związała czerwoną wstążką, a następnie wezwała do siebie Ayaza agę, aby przekazał go odpowiedniej osobie.
╠══════════╣
Stanęła przed strażnikami do komnaty władcy i kiwnęła w ich stronę głową. Jeden z nich zniknął za drzwiami, aby zdobyć dla niej pozwolenie na wejście. Kiedy wrócił natychmiast ich minęła i znalazła się w środku.
Spojrzała na trójkę wnuków, którzy siedzieli przy niskim stole wraz ze swoim ojcem i spożywali posiłek.
- Hanzade, Sulejman, Ahmed. - Rozłożyła swoje ramiona, a sułtanka podniosła się i podbiegła do babki, aby wtulić się w jej szyję.
Ahmed przybiegł zaraz po siostrze, za to Sulejman skłonił się przed kobietą i czekał na jej ruch. Murad przyglądał się uważnie tej scenie.
- Sulejmanie podejdź do mnie. - Wyciągnęła dłoń w jego stronę, a on ją ucałował i przyłożył sobie do czoła. Mahpeyker spojrzała na Murada z wysoko uniesionymi brwiami.
- Co cię do mnie sprowadza, Valide? - spytał władca.
- Porozmawiamy jak moje wnuki zjedzą, nie mogą chodzić głodne - powiedziała głaskając długie włosy dziewczynki.
- Babciu ja już nie chce jeść. Chce się iść bawić - marudził Ahmed i zaczął zaczepiać Sulejmana, który nie reagował na jego zachowanie.
Kosem uśmiechnęła się w stronę chłopca i poczekała, aż służące zaprowadzą dzieci do ich matek. Dopiero wtedy odwróciła się do syna.
- Słyszałam, że chcesz ściąć Abaza pasę - zaczęła prosto z mostu. Murad nie był zaskoczony, wiedział, że matka będzie chciała ingerować w tą sprawę.
- Nie jest to twój interes, Valide. Nie zajmuj się państwem, a tym co do ciebie należy, czyli haremem - odpowiedział i zasiadł za swoim biurkiem.
- Beze mnie to państwo upadnie. Przez gniew, którego nie jesteś wstanie stłumić, podejmujesz pochopne decyzje, które szkodzą imperium.
- Valide! - ryknął i podniósł się ze swojego miejsca. - Przez ciebie panuje w państwie chaos, który ja muszę uspokoić. Skarbiec opustoszał, a ty zdobywasz sobie popleczników łapówkami. I śmiesz mi mówić, że bez ciebie to państwo upadnie? - Patrzył na nią i kręcił głowa z niedowierzaniem. - Ty jesteś zgubą dla tego imperium.
- Zapominasz ile dobrego robię dla poddanych i dla was, moich dzieci. Poświęcam całe życie-
- Milcz! - krzyknął, unosząc dłoń do góry. - Nie mogę już ciebie słuchać. Obiecuję ci, że wszyscy, którzy są ci wierni, czyli jednocześnie zdrajcy państwa osmańskiego, niedługo pozostaną bez głów. A teraz wyjdź.
- Jeszcze będziesz prosił o moją pomoc - powiedziała i odwróciła się, aby opuścić jego komnatę.
- Nigdy.
╚══════════╝
#zostanwdomu
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro