Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

』2. 22. 『

╔══════════╗

Şemsperi siedziała spięta na krześle, przymykając delikatnie oczy. Jedna ze służących masowała jej skronie, ale dotyk jej dłoni na chwilę działał kojąco. Gdy tylko przestawała, ból nawracał, a to wszystko było spowodowane jedną, nic nieznaczącą dziewczyną. 

Sułtanka nie mogła uwierzyć, że ta kobieta wróciła i to w dodatku żywa. Jej wierny sługa po raz kolejny zawiódł ją, nawet nie pojawiając się poprzedniego dnia, aby wyjaśnić swój błąd.

To oczywiste, obawia się mojego gniewu - pomyślała.

- Sultanym, może zaparzę ci ziół? - spytała niewolnica przerywając masaż głowy. 

- Zejdź mi z oczu. - Kobieta machnęła dłonią, a służąca natychmiast spełniła jej rozkaz. 

Podniosła się ze swojego miejsca i stanęła przed lustrem, poprawiając włosy, które wydostały się jej z upiętego koka. Delikatne cienie pod oczami oznaczały, że poprzedniej nocy źle spała. Westchnęła ciężko i odwróciła się w stronę drzwi, przez które właśnie wbiegł zdyszany eunuch. 

- Sultanym, wybacz to nagłe wejście, ale mam bardzo ważne wiadomości - rzekł, próbując unormować oddech. 

- Mów co się dzieje Ayaz! - Şemsperi podniosła głos, a zdenerwowanie już w niej rosło. 

- Władca ogłosił zaręczyny z Zişan hatun - Kobieta patrzyła na swojego sługę oniemiałym wzrokiem. Czuła się jakby przebiegło po niej stado słoni, a spod nóg uciekała ziemia. 

- W haremie rozdają szerbet i lokmę... - Uniesiona dłoń sułtanki przerwała Ayazowi.

Czuła jakby jej głowa miała wybuchnąć. Zachwiała się, a przy jej boku od razu pojawił się aga.

- Sultanym... - Pomógł usiąść swojej pani, która wystawiła dłoń prosząc o wodę. 

- Czy sułtanka Kösem o tym wie? Czy próbowała temu przeszkodzić? - spytała słabym głosem. 

- Podobno wybuchła u sułtana w komnacie, dzisiaj wielka kłótnia pomiędzy nimi. Jednak to sułtanka kazała to wszystko przygotować. Przyjęcie jest dzisiaj w haremie, a ty jesteś na nie zaproszona, moja pani...

Dla Şemsperi to mogło oznaczać tylko jedno.

Początek jej końca.

- Musimy temu zapobiec. Czy wiadomo kiedy ma się odbyć ślub? - Ayaz pokręcił jedynie głową, a Şemsperi uśmiechnęła się. Miała jeszcze wiele czasu, aby zniszczyć tą dziewkę.

╠══════════╣

Dziewczynie pociły się dłonie, które co chwilę wycierała w materiał sukni. Patrzyła na swoje odbicie w lustrze, nie dowierzając co się właściwie dzieje. Dodatkowo miała zawroty głowy i czuła suchość w ustach.

- Niedługo zostaniesz sułtanką i wszyscy będą ci się kłaniać - odezwała się Dilruba z szerokim uśmiechem na twarzy. Zapięła delikatną kolię na szyi młódki i poprawiła jej włosy. - W dodatku będziesz jego prawowitą żoną. To coś wspaniałego, dlaczego się nie cieszysz?

-Stresuję się spotkaniem wszystkich sułtanek. Na pewno sułtanki Şemsperi i Ayşe, będą nieprzychylnie na mnie patrzeć. A sułtanka Kösem? O matko! - Zişan schowała twarz w swoich dłoniach. - Ona jest temu przeciwna. Będę czuła się tam jak intruz. Niedobrze mi. 

Złapała się za brzuch, a jej twarz przybrała odcień zielonego. Upiła łyk wody, a jej towarzyszka zaczęła ją wachlować. Musiała się uspokoić i przetrwać jakoś ten wieczór. Zaprezentować z jak najlepszej strony, w końcu niedługo będzie spędzała więcej czasu w ich gronie. 

- Wszystko będzie dobrze, będę u twojego boku cały wieczór. Jesteś dobrym człowiekiem, z wielkim sercem, dlatego sułtan cię wybrał. - Dilruba próbowała pocieszyć i podnieść na duchu swoją przyjaciółkę. - Na pewno wszyscy cię pokochają. 

Zişan wzięła głęboki oddech i podniosła się na równe nogi. Już nadszedł czas, aby wybrać się na przyjęcie zaręczynowe. W haremie miała się odbyć zabawa z okazji ich zaręczyn. 

Zapukała dwa razy w drzwi, które po chwili się otworzyły. Za nimi stał sam władca z uśmiechem na ustach. 

- Murad co tu robisz? - spytała zdziwiona, a widząc wyraz twarzy władcy, szybko się skłoniła. - Wybacz panie, ale jestem cała w nerwach i nie potrafię już racjonalnie myśleć. 

- Odprowadzę cię do haremu. Wiem, że nigdy tam nie byłaś i możesz czuć zaniepokojenie -powiedział i wystawił swoje przedramię, które Zişan ujęła swoimi drobnymi dłońmi. - Jeżeli ktokolwiek potraktuje cię źle, możesz mi powiedzieć. Zajmę się tym. 

- Poradzę sobie, panie. Jednak pierwsze starcie z twoimi kobietami, może być totalną katastrofą. 

Na zewnątrz był już zmrok. Wiatr nie był tak rozkosznie ciepły jak za dnia, ptaki nie dawały o sobie znać, ćwierkając własne i piękne melodie. Jednak wieczorna cisza była równie przyjemna. Spacerowanie w ogrodzie sułtana, pod gwiazdami była błogą chwilą i dziewczyna nie chciała, aby się kończyła. 

- Destur! Sultan Murad Khan, hazletleri! - Usłyszała głos agi drygając nieznacznie. 

Wzięła po raz ostatni głęboki wdech i stanęła przed niezliczoną ilością par oczu. Spuściła głowę i ukłoniła się nisko sułtankom. Bała się spojrzeć im w twarz, ale musiała to uczynić. Nie chciała pokazać swojej słabości. 

I w tym momencie poczuła, jak ziemia osuwa się spod jej nóg. Obraz przed oczami jej zawirował, a siły odeszły z jej ciała. I po sekundzie widziała już tylko ciemność. 

╠══════════╣

Dotknęła swoją ciepłą dłonią mokrego czoła. Nie wiedziała gdzie jest, co się z nią dzieje. Powieki wydawały się zbyt ciężkie, żeby je podnieść. Próbowała krzyczeć, ale głos jakby uwiązł jej w gardle.

- Obudziła się! Wezwijcie medyczkę. - Słowa Dilruby dotarły do jej uszu i dopiero wtedy zdołała otworzyć oczy. 

Spojrzała na zmartwioną twarz przyjaciółki, a później na starszą kobietę, która przyjrzała się jej, a następnie podała naczynie z parującym napojem.

 Zişan doskonale znała ten zapach, dlatego upiła jego łyk z pomocą medyczki. 

- Straciłam przytomność - stwierdziła, próbując podnieść się do pozycji siedzącej. - Dilrubo co się wydarzyło w haremie?

- Upadłaś tuż przede mną. Sułtan zdążył cię złapać i sam osobiście zaniósł tutaj, do lecznicy. - Dziewczyna złapała dłoń chorej i patrzyła na nią tym samym, przejętym wzrokiem. - Medyczki cię zbadały. Zostałaś otruta, ale na szczęście dziecku nic nie jest. 

Zişan zamrugała kilkakrotnie. Wielkim szokiem były dla niej te wiadomości. Złe samopoczucie pewnie było spowodowane ciążą, albo może właśnie trucizną. 

- Jestem brzemienna? - spytała z niedowierzaniem i dotknęła delikatnie swojego płaskiego brzucha. 

- Spałaś cały dzień. Zabawa się nie odbyła, ale w haremie już rozdano złoto na cześć nowego potomka dynastii osmanów - wyjaśniła jej brunetka i delikatnie się uśmiechnęła. - Nosisz księcia, albo księżniczkę pod swoim sercem. 

- Martwi mnie też ta trucizna, Dilrubo. Kto tak bardzo chce się mnie pozbyć? - Zmarszczyła brwi, ale dziewczyna jej już nie odpowiedziała, ponieważ sama nie znała odpowiedzi na to pytanie. 

Na następny dzień, dziewczyna mogła już opuścić lecznicę. Przydzielono jej niewielką komnatę w haremie i dodatkowe służące. Władca był wściekły, gdy dowiedział się, że po raz kolejny, ktoś odważył się pozbawić życia jego kobiety. 

Pukanie do drzwi oderwało jej wzrok od książki. Wiele dni spędziła w komnacie, od czasu do czasu wychodząc do ogrodu na spacer. Musiała na siebie uważać, będąc otrutą w ciąży, była narażona na poronienie. Cudem było, że nie straciła dziecka. Podobno mieszanki ziół, które piła od dziecka sprawiły, że miała dość wysoką odporność, oraz szybka reakcja medyków ocaliły ją i małą istotkę. 

- Wejść - powiedziała głośno i odłożyła lekturę na bok. Do środka weszła ubrana w czarną, prostą suknię blondynka. 

Zişan podniosła się i skłoniła przed Huriçehre, która wybuchła śmiechem na ten gest. 

- Jesteś jedną niewielu osób, które mi się kłaniają. W dodatku teraz o wiele ważniejsza niż ja. W końcu nosisz w sobie potomka dynastii, no i niedługo staniesz się żoną samego sułtana - powiedziała z rozbawionym wyrazem twarzy. 

Nie miała na sobie żadnej biżuterii. Jej blada skóra wydawała się aż razić swoim jasnym kolorem, a szare oczy patrzyły jakby zmęczone. Wystarczył jedno spojrzenie i już wiadome było, jak bardzo ta kobieta cierpi. 

- Wybacz, ja jeszcze nie orientuję się w tych wszystkich zasadach haremowych - mruknęła zawstydzona i wskazała ruchem ręki na miejsce obok siebie, które po chwili blondynka zajęła.

- Nie martw się, to mi schlebia. - Wzruszyła ramionami. - Nie będę przedłużać i od razu powiem z jakiego powodu cię odwiedziłam. 

Zişan kiwnęła jedynie głową, złączając swoje dłonie razem. 

- Şemsperi jest tą, która cię porwała. Również i ona podała ci truciznę - rzekła prosto z mostu, unosząc brodę do góry. Zişan nie wydawała się zdziwiona jej słowami, a jedynie pewnością co do prawdy swoich słów. 

- Domyślałam się, że to któraś z kobiet sułtana pragnie mojej śmierci. Jest zazdrosna o władcę? - Huriçehre pokręciła głową z rozbawieniem i położyła dłoń na ramieniu młódki. 

- Jedyną kobietą, która naprawdę pokochała naszego sułtana, była Ayşe. Jednak i ona musiała dla swoich dzieci, odpuścić walkę o tą miłość - wyjaśniła jej, a Zişan dopiero teraz wydawała się zaskoczona. - Şemsperi pragnie jedynie władzy i swojego syna na tronie, po śmierci władcy. Robi wszystko dla şehzade Sulejmana. Nawet nie wiesz, ile matka jest w stanie zrobić dla swojego dziecka - szepnęła, a oczy zaszły jej łzami. Spojrzała na brzuch dziewczyny. - Niedługo jednak się dowiesz i wtedy zrozumiesz, dlaczego ona to wszystko robi.

- Czy to ona pozbawiła życia twoje dzieci?

Huriçehre już nie powstrzymywała łez. Pozwoliła im spływać w dół policzków i skapywać na materiał jej sukni. 

- Wybacz ja nie chciałam. - Niebieskooka podała jej białą chustkę, którą blondynka mogła otrzeć mokrą twarz. 

- Posłuchaj. Jedynym moim celem, który trzyma mnie przy życiu, jest zniszczenie Şemsperi. Nie chce jej zabijać, to nie będzie wystarczająca kara. Nie chcę także krzywdzić niewinnego księcia. - Chustkę mokrą od łez zacisnęła w dłoni, a w oczach czaił się gniew. - Pragnę jej upadku. Chcę, żeby znalazła się na samym dnie i nie miała już siły się z niego wydostać. Tylko ty jesteś w stanie to uczynić. Musisz to zrobić, Zişan. Musisz to zrobić dla tego maleństwa. 

╚══════════╝

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro