Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

» 16 «

    ♦♦♦     

- Masz znaleźć wszystkie brudy na tą dziwkę! Nie chcę, aby ktokolwiek w tym pałacu, mówił o niej chociażby jedno dobre słowo! Zrozumiano?! - Wściekły krzyk rozległ się w komnacie jednej z żon sułtana.

Jej służąca szybko się skłoniła i opuściła komnatę, nie chcąc dłużej przebywać z sułtanką, która była w takim stanie.

Ciemnowłosa obracała drogi pierścień na swoim palcu, nie mogąc ustać w miejscu. Wzrok jej wiernego sługi wciąż wędrował za jej sylwetka, ze strachu nie odzywając się słowem.

- Jak on mógł to zrobić?! Popełnił wielki grzech spędzając noc z tą brudną dziwką - mówiła wściekle, nie mogąc uwierzyć w informacje, jaką przed kilkoma minutami, przekazał jej eunuch.

- Pani myślę, że to jakaś wiedźma. Wykazała  się większą wiedzą od najlepszych medyków w imperium i w dodatku zmanipulowała władce. To na pewno nie jest zwykła dziewczyna - powiedział niepewnie kastrat, spuszczając wzrok na podłogę, kiedy sułtanka na niego spojrzała.

- Nie ważne kim jest. Wdepcze ją w ziemię niczym zwykłego robala. Mam wystarczająco wrogów w tym pałacu i nie potrzebuję ich więcej - warknęła i usiadła na ottomanie, a następnie wzięła głęboki oddech. - Teraz mi opowiedz jak Sulejman radzi sobie z nauką?

- Nasz şehzade znacznie się poprawił, Lala Efendi mówi ze jak na taki młody wiek, wie więcej niż się wymaga. - Şemsperi wypiela pierś dumnie do przodu. Czasami zastanawiała się czy nie wymaga zbyt wiele od swojego syna, ale widocznie książę sobie radzi, a to dobra informacja. W końcu w przyszłości zostanie padışahem, więc musi mieć wiedzę z wielu dziedzin.

- Powiedz w kuchni, aby przynieśli do mojej komnaty ulubione smakołyki Sulejmana i po naukach, przyprowadź go do mnie. Zasłużył na nagrodę - rozkazała, a następnie odprawiła dłonią służącego.

Niestety wyniki syna nie zdołały odciągnąć jej myśli od Murada i Zişan, którzy poprzednią noc spędzili razem. Şemsperi nigdy nie spodziewałaby się po Muradzie, że jest w stanie popełnić tak wielki grzech.

Jednak i ona spostrzegała to jak bardzo władca się zmienił. Odkąd ogłosił, że regencja sułtanki Kösem się skończyła, nikt nie był wstanie poznać Murada. Jego czyny były okropne, nie tylko względem poddanych, ale i własnej rodziny. Nikt również nie mógł do niego dotrzeć, przemówić mu do rozumu, że robi źle.

Şemsperi jednak nie chciała się mieszać w to, mimo iż jej także przeszkadzało takie zachowanie padışaha, wolała stanąć na uboczu. Nie mogła wdać się w kłótnie z władca i stracić  w jego oczach, a potrzebowała szacunku jakim ją darzył. Dlatego zostawiła umoralnianie go jego siostrom i matce, które i tak nie radziły sobie z tym najlepiej.

♦♦♦

Bayazid przymknął delikatnie jedno oko i napiął cięciwę, wstrzymał oddech i powoli wypuścił strzałę, która po chwili wbiła się w środek tarczy ustawionej kilkanaście metrów przed nim.

- Gratuluję şehzade, idzie ci coraz lepiej - powiedział Kemal aga i kiwnął głową w stronę młodzieńca. 

Książę jednak nic nie odpowiedział tylko uśmiechnął się nieznacznie i odłożył łuk na bok. Uwielbiał słuchać pochwał i czuć się lepszym. Zresztą jaki książę nie chciał być najlepszy we wszystkim co robi. 

- Szkoda, że w walce na szable nie jesteś taki dobry. - Usłyszał z tyłu głos młodszego brata. Kasım stanął obok niego z dumnie wypiętą piersią i podniesioną lekko brodą. - Myślę, że i w strzelaniu z łuku bym cię pokonał. 

- To się przekonajmy - prychnął Bayazid i wyciągnął dłoń z łukiem przed siebie, aby przekazać go czarnowłosemu.

- Nie muszę nic tobie udowadniać, wystarczy, że ja i wszyscy na około zdają sobie sprawę, że jestem o wiele lepszy. - Wzruszył ramionami i z uśmiechem oddalił się od przyrodniego brata. 

Bayazid zacisnął dłoń na łuku i patrzył ze zdenerwowaniem na Kasıma. Nie wiedział, w którym momencie jego brat go tak znienawidził, ale przeklinał ten dzień. Chciałby aby między nimi było jak w dzieciństwie, kiedy on Murad i Kasım bawili się razem w ogrodzie, albo wspierali w ciężkich chwilach, kiedy to na tronie zasiadł wuj Mustafa, czy nawet Osman. 

- Dlaczego nie może być jak kiedyś - westchnął Bayazid i odłożył łuk na swoje miejsce. 

- Dlatego, że nie jesteście już beztroskimi dziećmi, którzy przejmowali się tylko tym, że na zewnątrz pada deszcz, a wy nie możecie pójść do ogrodu się pobawić. - Tym razem usłyszał spokojny głos Şah, która z delikatnym uśmiechem podeszła do niego. - Dorośliście, a książęta z wiekiem zaczynają sobie zdawać sprawę, że tylko jeden może zasiąść na tronie. Kasım się obawia, ponieważ teraz to Ty jesteś pierwszy w kolejce. 

- Tylko, że Kasım ma sułtankę Kösem. Ona za wszelką cenę posadzi go na tronie i nie będzie patrzyła, kto jako pierwszy ma do niego prawo. Ja już pogodziłem się z tym, że nie zostanę władcą, nawet mi już nie zależy - powiedział obojętnie i spojrzał na wielki pałac stojący przed nim, który od urodzenia był jego domem.

- Myślenia Kasıma już nie zmienisz, Bayazidzie. Staraj się nie wchodzić mu w drogę, żeby nie wywoływać zbędnych kłótni. - Położyła swoją delikatną dłoń na jego ramieniu i spojrzała mu w oczy. - Wiem co jeszcze cię gnębi, bracie. Jeżeli będziesz chciał o tym porozmawiać to jestem zawsze do twojej dyspozycji. 

Bayazid kiwnął głową, a jego siostra odeszła spokojnym krokiem. Zawsze była dla nich siostrą. Atike, Gevherhan czy Fatma nie traktowały go tak samo jak resztę braci. Trzymały na dystans tylko dlatego, że miał inną matkę. Şah opiekowała się nim i dbała o niego tak samo jak i o Murada, Kasıma czy Ibrahima. Jednak nie chciał się jej zwierzać, nie z tego problemu. 

Zişan nadal nie opuściła jego myśli, mimo iż minęło już tyle czasu. Nadal pamiętał jej cudowny uśmiech i błękitne oczy. Chciałby znów z nią porozmawiać, a nawet nie wiedział gdzie teraz przebywa i czy w ogóle żyje. 

Nie żałował, że zakochał się w dziewczynie, w której nigdy nie powinien. On jako książę dynastii osmańskiej nie miał prawa do wolnych kobiet, a w jego łożu mogły gościć tylko niewolnice przywiezione z innego kraju. W końcu zakazany owoc smakuje najlepiej. 

♦♦♦

Poczuła rażące promienie na swojej twarzy. Zmarszczyła brwi i zasłoniła dłonią oczy, a następnie powoli je otworzyła, próbując przyzwyczaić się do jasnego pomieszczenia. Kiedy zdała sobie sprawę, gdzie się znajduje, szybko podniosła się do pozycji siedzącej.

Przypominając sobie wydarzenia z poprzedniej nocy, czuła jakby ktoś oblał ją wiadrem zimnej wody. Szybko spojrzała na łoże, oddychając z ulgą, że nie leży tam przypadkiem władca. 

Spojrzała w dół na swoje ciało, nadal była naga, a przez noc okrywał ją jedynie cienki materiał pościeli. Na jej twarzy niemal natychmiast pojawiły się gorące rumieńce. Zacisnęła usta w cienką linię i szybko zaczęła ubierać się w suknię od spania, która leżała obok łóżka.

Podeszła do lustra stojącego w rogu komnaty i spojrzała na siebie. Nie ład na głowie i ledwo widoczne sińce sprawiły, że lekko przeraziła się tym. W końcu sułtan widział ją w takim stanie!

Mimo tego wyglądu jaki teraz prezentowała, czuła się inaczej. Uśmiechnęła się do swojego odbicia nie mogąc uwierzyć, że naprawdę spędziła noc i to długą noc z władcą. Wróciła do niej nadzieja, że jej plan może się jednak powieść.

- Oby nic się nie zepsuło - szepnęła i wygładziła dłońmi włosy, ale one nie zechciały z nią współpracować. Westchnęła i odwróciła się, nie chcąc dalej patrzeć na swoje odbicie. 

Jej wzrok powędrował na łoże. Pościel, która była całkiem rozmemłana, świadczyła o tym, że coś się na nim działo. Coś co przyprawiało Zişan o szybsze bicie serca. Szybko podeszła i zaczęła poprawiać posłanie. Kiedy wszytko wyglądało w porządku wróciła do lustra i sięgnęła po szczotkę, aby przeczesać kosmyki poplątanych włosów. 

W jej głowie pojawiały się myśli o tym, czy władca nadal chce odesłać ją do pałacyku myśliwskiego. W jego sercu jednak coś musiało powstać, jeżeli przyszedł do niej w środku nocy i rzucił się niczym wygłodniały lew. Miała szczerą nadzieję, że chodzi tutaj o jego uczucia względem niej, niż o zwykłe pożądanie. 

Zaplątała włosy w warkocza i odrzuciła go na plecy, a następnie siadła przy oknie. Pusty żołądek dawał o sobie co chwilę znać, jednak czuła, że nic nie przeszłoby jej przez gardło przez najbliższy czas. 

Rozmarzonym wzrokiem obserwowała ogród, przypominając sobie sceny, które wydarzyły się w nocy. Uważała to za coś wyjątkowego i chciała aby, i sułtan tak to wspominał. Marne były jednak na to szanse, w końcu spędził wiele nocy z wieloma kobietami i na pewno nie było to dla niego czymś specjalnym. 

- Zişan hatun. - To środka weszła jedna ze służących w pałacu. Młódka natychmiast się podniosła i spojrzała na dziewczynę. - Musisz się ubrać. 

- Wyjeżdżam do pałacyku? - spytała, a jej rozpromieniona twarz nagle przygasła. Niewolnica jednak pokręciła głową. 

- Masz spotkanie z medykami. Sułtan kazał cię zaprowadzić do nich na nauki - powiedziała i dopiero teraz Zişan dostrzegła w jej dłoniach błękitną suknię. Brązowowłosa położyła ubranie na łożu i opuściła komnatę. 

Młódka zacisnęła usta, aby powstrzymać się od krzyku radości. W końcu wszystko zaczęło działać według jej planu. 

♦♦♦

- Pani czy dobrze się czujesz? - Usłyszała za sobą głos Hacıego. Pokiwała jedynie głową, nie mając siły się nawet odezwać.

Była już zmęczona dźwiganiem państwa na swoich barkach, a Murad który wdrażał w życie poddanych coraz to nowsze zakazy i surowo karał za ich złamanie, przyprawiał ją o ból głowy. Dodatkowo straciła władzę w haremie przez Şemsperi, która zapuściła się niczym chwast.

- Musimy pozbyć się Şemsperi - powiedziała spokojnie i spojrzała na pierścień sułtanki Hürrem, który dumnie znajdował się na jej palcu. - Tylko problemem jest to w jaki sposób to zrobimy, Hacı. Nie zabijemy jej, bo ma zbyt wiele wiernych sobie ludzi. Nie chce także, aby Murad miał kolejny powód nienawiści do mnie.

- A może sułtanko, nie my się jej pozbędziemy. Może niech zrobi to inna kobieta - zaproponował Hacı.

- Kto taki? Huriçehre? Miałam w niej nadzieję, ale nawet nie potrafiła zająć się dziećmi. Ayşe od zawsze była słaba. Żadna z niewolnic nie odważy się postawić Şemsperi  - westchnęła i pokręciła głową masując sobie skronie, chciała pobudzić się jakoś do myślenia.

- A ta dziewka, która uzdrowiła şehzade Ahmeda? - powiedział niepewnie. Była wolna kobietą, a to znaczyło ze sułtan musiałby wziąć ją za żonę. Hacı miał nadzieję, ze tym pomysłem nie zdenerwuje swojej pani.

Kösem jednak nie odpowiedziała. Musiała przemyśleć propozycję, nie mogła jej odrzucić, ale zgodzić się na nią od razu również nie. Co jeżeli to co zaplanuje kiedyś odwróci się przeciw niej? Musiała być ostrożna, bo jeżeli odcięłaby głowę jednej żmii na jej miejscu pojawiłaby się druga, to to już będzie zguba dla Mahpeyker.

    ♦♦♦     

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro