Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Za późno (Naruto)

07.05.2017r. Z dedykacją dla TobiMilobi z okazji urodzin, które były... jakieś szesnaście dni temu. Sorki za genialne opóźnienie.


  Ciemnowłosy mężczyzna wkroczył na teren Ukrytej Wioski Shinobi, Konoha – dumy i klejnotu Kraju Ognia, w której tak na dobrą sprawę nigdy nie było słabych wojowników. Nawet jeśli niektórzy tak wyglądali... nawet jeśli on sam kiedyś tak wyglądał i postrzegał innych. Minęło wiele lat od kiedy był głupim, nierozsądnym i zadufanym w sobie dzieciakiem. Minęło wiele lat od tego czasu, gdy myślał jedynie o zamordowaniu swego brata w zemście za cały klan i zdobywaniu coraz większych pokładów mocy.

Teraz, kiedy szedł główną drogą w stronę siedziby Głowy Wioski, Hokage (najsilniejszego z wojowników Konoha), rozmyślał nad tym, co było i nie dowierzał w to, jak bardzo był dawniej naiwny. Bardziej od swojego przyjaciela, tego Młotka, Naruto! Bo Naruto wiedział, że żeby zdobywać moc to trzeba jeszcze mieć dla kogo ją zdobywać, kogo przy jej pomocy chronić... Bo Naruto wiedział, że samotnie nie da się zdobyć świata i zapisać na kartach historii.. Bo Naruto wiedział, że nie ma nic bardziej nieodpowiedniego w życiu shinobi niż zemsta. 

Swoją drogą... uśmiechnął się delikatnie – nie mógł się doczekać aż znowu zobaczy Uzumakiego. Miał nadzieję przeprosić go, tak szczerze, za to wszystko, co zrobił w życiu źle. Za te wszystkie bezsensowne kłótnie między nimi, za walki, za jego zdradę jako przyjaciela i wojownika tej pięknej, Pierwszej, która zaistniała na całym świecie, wioski. 

-Poszukam go, gdy tylko dogadam się z Hokage – postanowił cicho. – I znajdę też Sakurę, a potem Kakashi-sensei'a...

Jego rozmawianie z samym sobą zostało przerwane gwałtownie przez tłum ludzi otaczający gęsto centralny budynek osady. 

-Co się dzieje? – zapytał, chwytając za ramię pierwszą osobę z brzegu, którą okazał się być wstrząśnięty Iruka-sensei, z rozczochranymi, kasztanowymi włosami, znajomą blizną biegnącą w poprzek twarzy i otwartymi z przerażenia oczami. 

-Naruto – wyszeptał głucho, a potem pokazał mu dłonią, żeby spojrzał w górę. 

Na szczycie, gdzie upamiętniono oblicz wszystkich pięciu Hokage. Pierwsza była głowa Hashiramy Senju, potem Tobiramy (jego brata), Hiruzena Sarutobiego (ucznia braci Senju), Minato Namikaze i w końcu Tsunade Senju (wnuczki Hashiramy). Wszystkie wielkie, wykute w kamieniu, majestatyczne... 

Mężczyzna potrzebował chwili, aby na głowie Namikaze dostrzec drobną, z tej odległości, postać swojego przyjaciela. Jasnowłosy shinobi stał, z rozłożonymi szeroko ramionami, na samym skraju kamiennej, rozwichrzonej czupryny Czwartego, gwałtowny wiatr dął mocno, uderzając w niego i szarpiąc za biały płaszcz zwieńczony malunkami w kształcie płomieni. 

-Naruto, nie wygłupiaj się! – kobieta z krótkimi, jasnoróżowymi włosami biegła po kamiennych stopniach, wspinając się na szczyt. 

Albo jej nie usłyszał... albo zignorował. 

Postąpił tylko jeden krok do przodu...

...runął w dół z łopotem swojego płaszcza, w milczeniu i spokoju nienaturalnym dla jego nadaktywnej osoby. 

Tłum zamarł. 

I wszyscy stali by po prostu, czekając na makabryczny finał, gdyby nie młody mężczyzna z krótkimi, kasztanowymi włosami, przepychający się między ludźmi. Przybysz go nie znał, a przynajmniej nie mógł sobie dokładnie przypomnieć, chociaż niebieski szalik łaskotał jakiś ośrodek jego pamięci – na próżno. 

-Kuchiyose no jutsu!!! 

Wielka, biała żaba zmaterializowała się w centrum tłumu i samozwańczy bohater wskoczył na nią, rozkładając szeroko ramiona. Kiedy ciało blondyna uderzyło w jego objęcia, siła była tak duża, że aż się pod nim ugięły nogi; nie odzyskał równowagi, przewrócił się i zjechał po grzbiecie summona w dół na tyłku. 

Ani na moment nie wypuścił z objęć Naruto, który chciał umrzeć i właśnie po to skoczył z czubka głowy kamiennej podobizny swego ojca. 

Ale dlaczego...?

***

Stał przed małym pomieszczeniem w szpitalu, gdzie Tsunade umieściła Naruto i wahał się. Powinien tam wejść natychmiast, ale... Sakura, która go minęła i obrzuciła tylko krzywym spojrzeniem powiedziała, że ma się dobrze zastanowić nad tym, czy chce jeszcze bardziej skrzywdzić Uzumakiego. 

Skrzywdzić... jak?

Byli przecież przyjaciółmi! To chyba normalne, że gdy wrócił do wioski i widział jego nieudaną próbę samobójczą, to się martwił? 

Przygryzł wargę i chwycił za klamkę, a potem wszedł do środka w dwóch energicznych krokach. 

Białe pomieszczenie było maluteńkie, nie miało więcej niż 5x5 metrów. Z boku, kawałek od okna stało łóżko. Naruto leżał, ubrany w dwuczęściową piżamę na krótki rękaw; był dziwacznie blady w porównaniu z chłopakiem o brzoskwiniowej skórze, którego przybysz pamiętał. Chciał podejść bliżej, ale ktoś chwycił go stanowczo za przegub. 

Odwrócił się za siebie i dostrzegł tego chłopaka, którego imienia nie potrafił sobie przypomnieć, z błękitnym szalikiem owiniętym wokół szyi. Długim i opadającym niemal do ziemi. 

-Nie wolno ci do niego podejść, Uchiha Sasuke – powiedział poważnie, posyłając mu przeszywające, ciemne spojrzenie. 

-Zrobię, co będę chciał – syknął, próbując się wyrwać. 

-Nie – odparł prosto. – Weźmiesz to – powiedział, podając mu coś podłużnego i wąskiego, owiniętego w papier w małe, dziewięcioogoniaste liski. – I wyniesiesz się stąd. W diabły. 

Chciał zaprotestować, ale wtedy właśnie Uzumaki się obudził. Obaj usłyszeli jego niewyraźny szept. 

-Chciałem umrzeć. 

-Nie wygaduj bzdur – szatyn szarpnął go, wyciągając w stronę drzwi, a potem puścił, stojącego niemal na progu. Przeszedł tę maleńką odległość od wejścia do łóżka i przysiadł na nim; stając się niczym żywy mur między Sasuke i niedoszłym samobójcą. – Już wszystko dobrze, Naruto – powiedział, wyciągając opaloną dłoń i dotykając jasnego policzka, odznaczonego trzema poziomymi bliznami do złudzenia przypominającymi lisie wąsy. 

-Konoha.. maru? – blondyn uchylił powieki, aby spojrzeć na swojego wcześniejszego wybawcę zamglonym, zmęczonym spojrzeniem. 

-Już będzie dobrze, Naruto – zapewnił młody shinobi, nachylając się i opierając czoło na jego czole w bardzo czułym geście. – Kwiaty... Tsunade tak jak chciałeś, wycięła je... 

-Jakie kwiaty? 

-Te, które tak bardzo cię krzywdziły – powiedział tylko. – Jestem tutaj, ochronię cię..

-Naprawdę? – Uzumaki posłał chłopakowi niepewne, pełne nadziei spojrzenie osoby mocno skrzywdzonej i załamanej ciężarem niegodziwego dlań losu.

-Obiecuję, ale teraz odpocznij jeszcze, Szefie – Konohamaru westchnął cicho, czule głaszcząc jasne włosy.

Naruto zaśmiał się, wyginając przy tym wargi w słabym, bladym grymasie, będącym ledwie cieniem jego dawnego, szerokiego uśmiechu. 


***



Opuścił salkę zły i dziwnie roztrzęsiony. Zwrócił uwagę na rzecz w papierze w liski dopiero wtedy, gdy znalazł się na polu treningowym, gdzie ćwiczył każdy kolejny team siódmy shinobi Konoha. 

Chciał rozerwać kolorowy papier, ale opanował się. 

Naruto byłoby przykro, gdyby to tak zniszczył, a nawet jeśli nie... może w środku było coś wyjątkowego?


Wsunął dłoń w rozwartą płynnym ruchem kunai „gębę" szerokiej, rudej koperty. Zacisnął palce na tym, co było w środku. 

Jakieś kartki? 

Zeszyt? 

Wyjął to i zamrugał zaskoczony. Plik kilkunastu kartek i fotografii opakowanych w prowizoryczną, tekturową okładkę. Uniósł ją, aby spojrzeć na własną twarz sprzed lat. Zdjęcie teamu siódmego jego pokolenia kilka dni po nawiązaniu „współpracy", gdy byli tylko trójką dwunastoletnich dzieciaków marzących o byciu shinobi. A potem następne; on i Naruto gdzieś nad rzeką, w Ichiraku Ramen, wszyscy troje podczas treningu, jedno zdjęcie z Kakashi-sensei'em w jakiejś małej osadzie, gdzie mieli misję... w sumie dwadzieścia dwa zdjęcia. Wszystkie, jakie kiedykolwiek mieli razem.


Ale dlaczego?


Chwycił za pogiętą kartkę, naznaczoną u góry koślawo wypisanym przez znajome, zamaszyste pismo „Sasuke-teme". Pojął, że to list, dopiero gdy zobaczył w górnym, prawym rogu datę sprzed sześciu dni. Przełknął ciężko ślinę zaniepokojony i zagłębił się w treści wiadomości.


"Sasuke-teme.

Zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele lat minęło, od kiedy się poznaliśmy. I jak wiele między nami od wtedy się zmieniło.

Piszę do ciebie ten list, żeby opowiedzieć ci o czymś, co mnie dręczy – zanim to zostanie wyrwane ze mnie przez specjalny zabieg, który wykona babcia Tsunade. Pewnie nigdy nie zrozumiesz, ile kosztowało mnie poproszenie jej o to.

Wiesz...

Na początku byliśmy tylko dwunastolatkami rzuconymi w wielki świat shinobi. Geninami zaraz po Akademii. Ja, łobuz, który nigdy nie miał nikogo i przez całe życie starał się tylko zwrócić na siebie uwagę innych, bo nawet „to potwór" albo „ty demonie!" było lepsze niż obojętność i obgadywanie mnie za moimi plecami, wtedy, gdy myślano, że nie słyszę. Sakura, sympatyczna, trochę naiwna dziewczyna, która wyrosła na prawdziwą wojowniczkę i najwyższej klasy medyczkę... I ty; Wielki Pan Uchiha, zaślepiony chęcią zemsty chłopak, który miał kochaną rodzinę, wszystkich stracił i zaczął się staczać ku ciemności.

Sakura nie rozumiała nas, ale my siebie tak – pamiętasz?

Gryźliśmy się jak wściekłe psy, ale mimo wszystko... byliśmy na swój sposób kolegami, byliśmy tak samo samotni.

Pewnego dnia, na krótko przed egzaminem na chunina, zauważyłem, że dzieje się ze mną coś niedobrego. To był pierwszy raz, gdy moje uczucia do ciebie zażyczyły sobie mej uwagi. Stosik płatków jakiś kwiatków, o których, kiedy teraz je wspominam, już wiem, że były bratkami.

Później, kiedy już byliśmy nie tylko kolegami, ale także na swój sposób przyjaciółmi, jeszcze wiele razy zwijałem się z bólu, gdy moje ciało opuszczały małe, białe goździki, hortensje i jaśminy. Nigdy nie miałem odwagi nikomu o tym powiedzieć. Ani dorosłemu, ani nawet tobie czy Sakurze.

A kiedy już się zmotywowałem, aby wtajemniczyć i poprosić o pomoc ciebie... zdradziłeś mnie dla mocy i potęgi. Blizny po naszej walce w Dolinie Końca nigdy nie zniknęły tak całkiem. Ani ból długiej, samotnej nocy spędzonej w ciemnym zaułku, którą spędziłem wyrzucając z siebie kwiatki bzu.

Bez w białym kolorze dręczył mnie jeszcze bardzo, bardzo długo. Czułem, jak rozrasta się, między dziwnymi żyłkami pod moją skórą, które Kyuubi nazwał korzeniami nieszczęśliwej miłości, wbijając się w ciało i odbierając chęci do życia.

Nie wiem, ile krwi wyciekło ze mnie przez poranione gardło, ani jak wiele z moich ataków mogłoby być silniejszych (lub uników lepszych), gdyby te kwiaty nie pożerały mnie od wewnątrz. Nie chcę wiedzieć – to uczyni mnie w moich własnych oczach jeszcze bardziej żałosnym niż już jestem.

Pewnego dnia przysłałeś do wioski list o tym, że jesteś w drodze powrotnej do Konoha.

Ledwie miesiąc temu.

I wtedy bzy zniknęły, ale ja nie zaznałem ulgi.

Moja miłość nadal była tak samo silna jak wcześniej; Konohamaru ją dostrzegł. To on zaproponował, żebym ją... kwiaty... usunął z siebie.

Na początku czułem się oburzony tą myślą, a później kolejny list zapowiedział, że jeszcze tylko tydzień i dotrzesz do Konoha. Bez zamienił się w nachyłki. Wydostawały się z moich ust całe, od kwiatów po łodygi usiane liśćmi.

Miałem dosyć.

Dosyć ciebie, siebie i całego świata.

Właśnie dlatego jednak się zgodziłem. Gdy wrócisz będę martwy, albo nie będę nawet wiedział, że kiedykolwiek poznałem jakiegokolwiek Sasuke. Nie mówiąc już o jakiejkolwiek znajomości z nim. Z tobą.

Zostawiam ci zdjęcia i wszystkie papiery świadczące o tobie w moim życiu, jakie tylko posiadam.

Żegnaj." 


-Naruto... - zmiął w palcach list i zdjęcia, mało ich nie rozrywając na kawałki. – To nie może być... prawda. 

Uzumaki miał go nie pamiętać? Definitywnie i absolutnie nie zdawać sobie nawet sprawy z tego, że kiedyś coś dla siebie znaczyli? 

Że byli w jednej klasie, szkole, drużynie? 

-Życie jest bardziej skomplikowane niż sądziłeś, czyż nie, Sasuke-kun?


Odwrócił głowę, żeby spojrzeć prosto na Sakurę. Kobieta stała za nim, w mundurze shinobi, z różowymi włosami rozczochranymi. Wyglądało na to, że chwilę wcześniej płakała... no tak, to ona próbowała dotrzeć do Naruto na szczycie głowy Namikaze. 

-Wiedziałaś? 

-O tym, co przez ciebie przeżywał? – zacisnęła mocno dłonie w pięści. – Dowiedziałam się dzisiaj, gdy asystowałam przy usuwaniu ich. To było straszne... nie wiem, jakim cudem nie umarł na stole operacyjnym – przeszedł ją dreszcz i objęła ramiona drobnymi dłońmi. – Te korzenie... samo oderwanie ich od serca było trudne, a później jeszcze... nawet jeśli pewną część Kyuubi wypalił chakrą automatycznie, to reszta... 

-Gdybym wiedział – zaczął.


-Gdybyś wiedział, to co? – przerwała, drżącym od emocji głosem. – Co byś zrobił, Sasuke-kun? Wyzwał go, wyśmiał? 

-Nie, ja.. 

-Nie oszukuj się – poleciła sucho. – Może i teraz jesteś tak bardzo przejęty, ale kilka lat temu... prawie go zabiłeś w Dolinie Końca, bo on chciał cię chronić, a ty chciałeś móc zabić brata i bawić się w dziwkę Orochimaru. 

-Orochimaru nigdy mnie nie...

-A czy to ważne? 

-Sakura, proszę cię...

-Nie zbliżaj się do niego, Sasuke-kun. Przyszłam za tobą, żeby ci to powiedzieć – spojrzała na niego jeszcze raz, ale tym razem poważniej. Jak na potencjalnego wroga, a nie dawno nie widzianego przyjaciela. – Kiedy Konohamaru się nim zaopiekował... dla wszystkich będzie lepiej, jeśli pozostaniesz obcy dla Naruto. 

-Nie chcę być dla niego kimś obcym!


-Sasuke-kun, ostrzegam cię, jeśli spróbujesz czegoś, aby się przypomnieć Naruto... przestanę być miła.


***

Przez pierwszy tydzień pobytu w wiosce, usilnie wypatrywał Naruto, ale on najwyraźniej nadal przebywał w szpitalu. W tym pokoiku, do którego nikt nie pozwalał Sasuke wchodzić. Wszystko już zaczynało bardzo powoli się układać; odzyskał część klanowych terenów, odświeżył wybraną przez siebie posiadłość, uzyskał tytuł jonina wioski i nawet zapewnienie, że po próbnym miesiącu będzie w końcu mógł wykonywać misje wyższe niż ranga C, które zaczynały już doprowadzać go do nerwicy. 

Zobaczył ich w Ichiraku Ramen. 

Uzumaki siedział na stołku, rozmawiając nieśmiało ze Staruszkiem, który z chęcią dzielił się plotkami z wioski, co chwila przygotowując dokładkę swojego specjału. Przed Naruto stało już blisko dziesięć misek po ramenie, a przed siedzącym tuż obok, uśmiechniętym łagodnie Konohamaru dokładnie cztery. Piątą trzymał w dłoniach, dopijając sam bulion, który został po wyjedzeniu ciasteczek menma i naruto, oraz wszystkich pozostałych dodatków, włącznie z jajkiem. 

-Naprawdę tak dużo zmieniło się przez te kilka dni? 

-Zadziwiające, czyż nie. W każdym razie... cieszę się, że już wszystko z tobą w porządku, Naruto. 

-Dziękuję, Staruszku! Obiecuję więcej nie robić nic tak głupiego! 

Stary Teuchi pokiwał głową, a potem podsunął młodemu mężczyźnie jeszcze jedną miskę. 

-Raaany, nie wypłacę się za to – zaprotestował zarumieniony blondyn. 

-Bez obaw, dzisiaj na koszt firmy – zapewnił roześmiany. – Dla najlepszego klienta można czasem zrobić malutki wyjątek – dodał.


-W takim razie dziękuję!


-Wyglądasz słodko – oznajmił Konohamaru, obserwując Uzumakiego z boku i ani na chwilę nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. Wyglądał na zafascynowanego każdą, nawet najbardziej nieznaczną, zmianą jego mimiki.


-Oh... n-naprawdę?


-Zdecydowanie – potwierdził szatyn. – Ale jak zjesz, powinniśmy się już zbierać. Masz na sobie krótki rękawek, a robi się coraz zimniej. 

-Jeśli zrobi się naprawdę zimno, pożyczę sobie twój szalik – oznajmił Naruto, posyłając mu spojrzenie pełnych radości, chociaż wciąż przysłoniętych nieznacznie mgłą dawnych smutków, oczu.


-A jak się nie zgodzę? – zapytał zaczepnie młodszy shinobi. 

-Wtedy będę zmuszony się do ciebie przytulić.


Roześmiali się obaj. Tak nagle, czysto – głosami mieszającymi się ze sobą w jeden, przyjemny dla uszu dźwięk. Staruszek Teuchi pokiwał głową, mrucząc do siebie coś o młodości i zakochaniach, podrzucając wprawnie zgarniając na raz cały stos dziesięciu miseczek po ramenie i zaczynając je, jak gdyby nigdy nic, zmywać. 

A Sasuke stał na pograniczu, częściowo wewnątrz lokalu, a częściowo jeszcze na zewnątrz. I patrzył tylko, czując drażniące uczucie osamotnienia. 

O ile wcześniej nie potrafił tego tak naprawdę przyjąć do wiadomości... dotarło do niego, że w życiu Naruto już nie było ani trochę wolnego miejsca na kogoś, kto nieumyślnie sprowadził na niego wiele lat życia w odtrąceniu i zawieszeniu między miłością a nienawiścią. 

I to właśnie bolało najbardziej. 

Stracił Naruto – na własne życzenie.


***



O co chodzi z kwiatkami:


Bratki - "bądźmy przyjaciółmi"
Białe goździki - "mam czyste uczucia"
Hortensja - boleść duszy
Jaśmin - tajemna miłość
Biały bez - "myślę wciąż o tobie"
Nachyłek - "łamiesz mi serce"  

A tutaj wgląd w to, jak cudownie wyglądał u mnie tym razem proces tworzenia:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro