Ból (JRRT)
14.02.2018r.
Ciche łkanie przerwało głęboką ciszę nocy, wyrywając ze snu ciemnowłosego mężczyznę, który natychmiast zerwał się na równe nogi ze sztywnego, niewygodnego krzesła.
Podbiegł do łóżka i nachylił się nad leżącą tam postacią. Złociste włosy migoczącą w blasku księżyca aureolą otulały urodziwą twarz oszpeconą z jednej strony ogromną blizną. Smoczy ogień nie miał litości.
- Thranduilu - mężczyzna dotknął delikatnie policzka mokrego od łez. - Thranduilu, królu Mirkwood! - powtórzył dużo głośniej.
Powieka powoli się uniosła, odsłaniając błękitne zamglone oko. Ból przebijał się w jego głębi ponad wszystkie inne emocje. Nawet ponad upokorzenie wynikające z okazania przy kimś słabości.
- Elrondzie - wyszeptał ciężko. - G-gdzie Legolas?
- Z Elladanem i Elrohirem - zapewnił, chwytając unosząca się, jasną dłoń mocno w swoje ręce. - Nie musisz się o niego bać.
- Nie mogę tego znieść... Ogień nadal pali... Czuję go...
Elrond przełknął ciężko ślinę.
- Zaraz zrobię ci nowy okład chłodzący, a potem jeszcze raz nałożymy maść przyspieszającą gojenie się ran..
- To będzie ogromna blizna - krzywiąc się boleśnie, blondyn spróbował się przekręcić.
Elrond znał go wystarczająco dobrze, aby wiedzieć, że młody elf nie potrafi zaakceptować tego jak został oszpecony i gdyby mógł, ukryłby nawet przed nim poparzoną twarz i oślepione oko.
- Zostanie - przyznał. - Ale gdy wszystko się zagoi będziesz mógł ją ukryć - obiecał. - Nikt nie będzie widział.
- Nie będzie? - zapytał łamiącym się głosem, ściskając mocniej zimną ręką jego dłonie.
- Na pewno nie - wyszeptał. - Pamiętasz? Po śmierci Orophera powiedziałem ci, że możesz być dobrym królem dla swojego ludu. Nie okłamałem cię i dlatego teraz...
- Wierzę ci, Elrondzie - przerwał mu cicho. - Nie tłumacz się. Wierzę.
Odetchnął mimowolnie z ulgą, słysząc to.
Noc wokół wciąż była ciemna i cicha.
- Pójdę po medykamenty. Już za chwilę wrócę, wytrzymaj.
Gdy wrócił Thranduil leżał inaczej. Trochę na boku, tak, że oszpeconą część twarzy zasłaniał cień.
U jego boku, na kołdrze, z małymi rączkami zaciśniętymi na miękkiej nocnej koszuli, leżał Legolas.
Elrond podszedł bezszelestnie, ostrożnie kładąc to co przyniósł z boku. Zapalił świecę i ustawił tak, aby widzieć poparzenia, ale nie dręczyć widokiem płomienia przyjaciela.
Najdelikatniej jak mógł zaczął robić Thranduilowi wspomniany wcześniej okład.
Z każdym, najlżejszym nawet dotykiem, jasnowłosy elf krzywił się z bólu, zaciskając mocno wargi i powieki. Cud, że nie wił się na łóżku z bólu.
Elrond patrzył na niego z obawą, czując przytłaczający serce żal. Jedyne o czym był w stanie myśleć to to, że jego zabiegi chociaż trochę łagodziły ból młodego elfa.
Chociaż trochę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro