Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog

Zamykam oczy i zastanawiam się. Pewien filozof kiedyś powiedział, że rodzimy się z białą kartą i przez całe swoje życie zapisujemy ją. To od nas zależy co na niej zostanie uwiecznione. Jestem innego zdania. Człowiek przychodzi na świat z gotowym planem. Uważam, że my nie mamy na nic wpływu, każdy nasz krok, każdy nasz wybór jest zaplanowany i ma jakieś konsekwencje. Nic nie zależy od nas.

Kto ma prawo do tego aby zaplanować naszą drogę przez którą będziemy kroczyć. Czy to Stwórca czy Duchy Przodków a może gwiazdy? Wszystko jest ułożone, a my jesteśmy tylko  zwykłymi pionkami w grze. Nikt nie pyta się w chwili, kiedy przychodzimy na ten świat czy mamy ochotę brać w niej udział. Po prostu rodzimy się i nasz los jest przesądzony. 

Żadna próba zmiany czegoś, co jest nam pisane nie da pewności czy to się uda czy nie.  Można walczyć z tym, można łudzić się, że mimo wszystko spełni się swoje marzenia i będzie się emanować szczęściem i radością, ale nic nie zależy od nas.

W jednej chwili stajesz się szczęśliwym człowiekiem, który myśli i ma wrażenie, że może wszystko, że nikt nie jest w stanie mu w niczym przeszkodzić a minutę później cały świat potrafi legnąć w gruzach niczym domek z kart. I nasuwa się to jedno pytanie czy warto w ogóle walczyć z losem, który jest nam pisany?

Często się zastanawiam dlaczego to mnie spotkały takie doświadczenia. Będąc małą dziewczynką miałam wszystko: kochającą rodzinę, poczucie bezpieczeństwa i beztroskie życie. Mój dom był wypełniony miłością, życzliwością, wzajemnym wsparciem w każdej trudnej sytuacji. Zawsze rodzice wpajali mi wartości, dzięki którym wyrosnę na dobrego człowieka. Jednak nie przygotowali mnie na zło i brutalność otaczającego mnie świata. To ja sama musiałam nauczyć się jak zostać silną, niezależną kobietą.

Otwieram oczy i jedyne co mnie otacza to pustka, bezradność, strach. Nagle czuje ból całego ciała, przeszywający, jakby mnie coś od środka rozrywało.

Krew. Widzę ją na moich dłoniach, czuje ją na swojej twarzy, mam wrażenie jakbym w niej tonęła.

Nagle w moich uszach echem odbija się dźwięk gniecionej blachy i wtedy dociera do mnie gdzie jestem i jak się tu znalazłam. W szoku podnoszę wzrok a moim oczom ukazuje się zmiażdżony samochód, dzięki któremu miałam zacząć nowe życie  i być w końcu szczęśliwa. Dlaczego akurat teraz? Kiedy uwierzyłam że mogę wreszcie zaznać spokoju i w pełni cieszyć się życiem, los znowu ze mnie zakpił.

Robię kilka kroków w kierunku auta, moje ciało ogarnia paraliżująca obawa przed tym co zastanę w środku, bo przecież nie byłam sama.

Był ze mną ON.

ON i jego wiara i nadzieja we mnie, w nasze wspólne życie. Wolne od ciemności i zła, w które razem brnęliśmy i którym w momentach uniesienia rozkoszowaliśmy się.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro