9. Tak to do Ciebie Veronico.
Rozmowa z mamą Loli w ogóle nie dawała mi spokoju. Co takiego zrobiła Lola, że nawet rodzona matka się od niej odwróciła? Zbyt dużo pytań jak na raz. Za dużo nieszczęść jak na jedną, biedną Lolę. Najpierw ta jebnięta Isabella, potem zdemolowanie klubu, teraz to... o co w tym chodzi? Jak mogę jej pomóc? To wszystko doprowadziło ją do tak dramatycznego stanu. Nie mogę jej zostawić w takiej sytuacji. Ona wyciągnęła mnie z dołka i była przy mnie jak ja jej potrzebowałam. Więc teraz moja kolej żeby się jej odwdzięczyć. Moja przyjaciółka mnie potrzebuje i mimo tego, że nie mogę się pozbierać ze swoimi życiem będę walczyć z całych sił o nią. Prowadziłam wewnętrzny monolog, z którego wyrwała mnie Lu.
- Hej, jesteś tam?- potrząsnęła delikatnie moim ramieniem.
- Tak, tak. – odwiesiłam się. - Po prostu zastanawia mnie, czy to wszystko, co spotyka Lolę ma jakiś wspólny mianownik, czy po prostu jak się pieprzy to na raz. - moja siostra spojrzała na mnie ze współczuciem.
- Postanowiłam zadzwonić do Marco, on ostatnio ma więcej czasu dla Loli, więc może mi to wszystko rozjaśni. - powiedziałam Laurze a ona skinęła na zrozumienie i zostawiła mnie samą.
Wybrałam numer moje przyjaciela i czekałam aż odbierze.
- Vera? - po trzecim sygnale usłyszałam jego głos.
-Yy... Hej- powiedziałam niepewnie. - Słuchaj, bo..- nie dane mi było skończyć.
- Czy Ciebie całkiem popierdoliło?- wrzasnął, zamiast normalnie się przywitać. - Przecież ja tu od zmysłów odchodzę. - tak myślałam, że miło mnie nie powita.
- Dobra, skończ. - przerwałam mu, bo już wiem, że miał ochotę na jakiś wywód, ale nie, nie, nie. Ja nie mam czasu na jałowe dyskusje, kiedy moja przyjaciółka prawie topi się w wódce.- Słuchaj, gadałam z jej matką, bo przecież Lola nie ma zamiaru się odezwać. Czy Ty słyszałeś o tym, że one się nie odzywają?- zapytałam, po czym usłyszałam ciche westchnienie w słuchawce.
- A tak... coś słyszałem. - powiedział z niepewnością. - Ostatnio jak odwalałem całą robotę za większość załogi. - powiedział z przekąsem i okej, zrozumiałam przekaz, ale miał rację, przez tą pracę u White'ów zaniedbałam swoje obowiązki. - Poszedłem do matki Loli z fakturami za ostatnie dostawy i wtedy usłyszałem coś dziwnego.
- Weź przejdź do konkretów. - podniosłam głos, bo on wiecznie musi wywód od dupy zaczynać.
- No dobra, dobra. - ocknął się trochę. - A więc... kiedy byłem niedaleko jej gabinetu zobaczyłem, że drzwi były uchylone, a w środku zauważyłem Lolę. Chyba nie muszę dodawać, że była zalana w trupa. W każdym razie, usłyszałem coś dziwnego z jej wywodu, powiedziała coś w stylu przecież wiesz, że byłam młoda a to był wypadek, przecież nie chciałam tego zrobić. Tak. Dokładnie tak powiedziała. - znowu ten cholerny wypadek.
- Co jeszcze mówiła? - dopytywałam zniecierpliwiona.
- Jej matka powiedziała tylko, że Ona powinna poznać prawdę. - teraz już nic z tego nie rozumiem.- A kiedy Lola wyszła nawet nie zwróciła na mnie uwagi. Jak wszedłem do gabinetu, to jej matka roztrzęsiona odpalała szluge.
- Dzięki Marco, pogadamy później. - z tymi słowami się rozłączyłam.
To był wypadek
Dokładnie to samo mówiła do tej wyszpachlowanej małpy z ryjem z botoksu.
Postanowiłam, że muszę zacząć szukać odpowiedzi na te wszystkie pytania, bo jest ich zdecydowanie za wiele. Najbardziej zastanawiało mnie co łączy Isabellę i blondynkę, bo Lola ewidentnie się jej boi. Lol nigdy nie należała do osób, które dają się zastraszyć i podporządkować komukolwiek.
Wielokrotnie próbowałam dodzwonić się do przyjaciółki, ale standardowo nie odbierała. No bo po co. Co ją to obchodzi, że ktoś się o nią martwi. Ważne, że ona wypije butelkę i ma wyjebane we wszystko.
Musze znaleźć odpowiedź chociaż na jedno pytanie, bo jest ich już za wiele.
***
- Witam, to znowu ja. - z nieznanym mi uczuciem powitalna mamę Loli. Nie wiem co to było, może zawahanie, może wstyd za natręctwo. W każdym razie w środku byłam cała rozdygotana.
- Jeżeli chcesz dowiedzieć się gdzie jest Lola, to naprawdę nie wiem i mam prośbę, nie dzwon bez przerwy w tej sprawie. - powiedziała kobieta w taki sposób, że mnie zamurowało. Wiedziałam, że jest stanowcza, ale nie sądziłam, że jest taka nieprzyjemna.
- Chciałam porozmawiać o wypadku- wystrzeliłam jak torpeda sama siebie zaskakując swoją bezpośredniością. Jednak chciałam zdążyć zanim zdenerwowana kobieta rzuci słuchawką.
- Ale Vera.. Ty.. ja... – zaczęła się jąkać zszokowana kobieta. - O jakim wypadku mówisz?- niech nie udaje głupiej.
- Proszę nie kłamać, wiem, że jest coś przez co Lola ma wiele problemów. - postanowiłam nie owijać w bawełnę, bo już za dużo tych tajemnic. - Porozmawiajmy.
- Skarbie, uważam, że tylko rozmowa z Lolą jest w stanie ci wszystko rozświetlić. - diametralnie zmieniła ton. - Jest jeszcze kilka osób, które z pewnością by ci pomogły, ale lepiej nie zaczynaj z nimi. - zaczyna mnie przerażać cała ta sytuacja.
- Może Pani zechciałaby mi pomoc? - poprosiłam, ale podświadomie znałam odpowiedź. - Proszę.
- Lola to moja córka i nigdy nie złamię danego jej słowa. Przepraszam.
W słuchawce został tylko głuchy sygnał odbijający się w mojej głowie echem. Jest jeszcze kilka osób, które z pewnością by ci pomogły, ale lepiej nie zaczynaj z nimi... Zajebiście.. kolejna sprawa, której nie jestem w stanie rozwiązać. W głowie usłyszałam głos taty: Nigdy się nie poddawaj córeczko. Kto jak nie Ty.
- Masz rację tato. - powiedziałam na głos, co zaskoczyło Laurę, która właśnie wchodziła do kuchni. - Doprowadzę tę sprawę do końca.
- Jaką sprawę? - zapytała Lu.
- Chodzi o Lolę muszę jej pomóc podnieść się na nogi. - nie chciałam wszystkiego jej mówić i tak za dużo ma na głowie. - Ale zmieniając temat nie jesteś przypadkiem głodna? - uśmiechnęłam się do niej.
- Szczerze powiedziawszy umieram z głodu. - zaśmiała się i dla mojej ulgi zostawiła temat mojej przyjaciółki w spokoju.
Podeszłam do lodówki i otworzyłam ją. Moim oczom ukazała się całkowicie pusta przestrzeń. No ładnie. Całkiem zapomniałam o tym żeby zrobić zakupy. Byłam tak przyzwyczajona to swojego wcześniejszego trybu życiu, że całkiem zapomniałam się przestawić. Już nie tylko o siebie muszę dbać ale również o Laurę.
- Chyba zrobimy sobie małą wycieczkę do sklepu bo jak widzisz w lodówce świeci się tylko światło. - zamknęłam drzwi lodówki i ruszyłam do holu żeby się ubrać.
- Ja tam się cieszę. - spojrzałam na moją siostrę, która do mnie dołączyła. - Przynajmniej trochę czasu spędzimy razem bo niby mieszkam razem z Tobą ale nie czuje żeby coś się zmieniło. - miała rację mijałyśmy się. - A poza tym nudzę się już w tym domu.
- Wiem kochanie. - pogładziłam jej włosy. - Jak wrócimy to obiecuje, że zajmiemy się twoją szkołą, tak, żebyś od nowego semestru zaczęła.
Przytuliłam ją i miałam nadzieję, że wszystko się ułoży i będziemy mogły w końcu zacząć żyć normalnie. Ale żeby tak się stało musiałam pozałatwiać wszystkie sprawy i pozamykać niedokończone wątki. Kiedy byłyśmy już gotowe do wyjścia zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z tylnej kieszeni dżinsów - jakiś mam taki dziwny nawyk, że zawsze go tam wciskam – i spojrzałam na wyświetlacz. Dziwne. Nie znam tego numeru.
- Kto to ? - zapytałam Lu.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam. - Nie mam zapisanego numer.
- No to odbierz. - spojrzała na mnie. - Może to ważne.
Przeciągnęłam kciukiem po ekranie i przyłożyłam telefon do ucha.
- Tak słucham?
- Witam z tej strony George Stuart. - odezwał się głęboki męski głos. - Pamięta mnie Pani byłem w Magnum w prawie zaginięcia młodej dziewczyny. - Lizzie.
- Tak oczywiście pamiętam. - przełknęłam ślinę.
- Dzwonię w sprawię przesłuchania. - przez cały natłok tych wszystkich spraw całkiem o tym zapomniałam. - Czy jest szansa, żeby Pani do nas dotarła tak za pół godziny? - zapytał.
Spojrzałam na Laurę a ona zmarszczyła czoło. Była zdezorientowana i nie wiedziała o co chodzi. A ja nie chciałam jej w to całe bagno mieszać. Jednak przykro mi było bo kolejny raz musiałam ją zostawić samą w domu. Tak się cieszyła na wspólny czas a znowu muszę ją rozczarować. Mogę dostać nobla w kategorii najgorsza siostra.
- Tak. - odpowiedziałam w końcu. - Będę za pół godziny. - nie dałam mu już nic powiedzieć. Rozłączyłam się i skrzyżowałam wzrok z moją siostrą i widziałam w jej oczach smutek.
- Lu. - czułam, że zaraz się rozpłaczę patrząc na nią. - Tak bardzo Cię przepraszam, muszę na chwile iść do Magnum. - serce mi krwawiło. - Jestem im potrzebna. - wyciągnęłam z portfela pieniądze i jej dałam. - Zamów jakąś pizze a jak wrócę to obiecuje, że razem pojedziemy na zakupy. - wyciągnęłam banknoty ku niej.
- Ja też Cię potrzebuje. - powiedziała smutnym głosem. Wzięła ode mnie pieniądze i ruszyła schodami do góry do swojego pokoju.
***
Siedziałam w jednym z pokoi na posterunku czekając na policjanta. Rozglądałam się na wszystkie strony. Znajdowało się tu dużo regałów wypełnionych dokumentami. Pomieszczenie pomalowane było na kolor ciemno szary co dodawało bardziej tajemniczego klimatu. Byłam zła, bo przez niego musiałam zmienić swoje plany i zamiast wybierać produkty w sklepie czekam tu na niego już chyba dziesięć minut. Po kolejnych dziesięciu minutach drzwi w końcu zaskrzypiały i wysoki ciemny mężczyzna wszedł do środka i usiadł przy biurku naprzeciwko mnie.
- Przepraszam, że musiała Pani tyle czekać ale musiałem przyjąć jedno zgłoszenie. - poprawił się na krześle i spojrzał prosto na mnie. - Jest Pani gotowa?
- Oczywiście. - odpowiedziałam pewnie choć w środku taka odważna nie byłam.
- Dobrze zaczynajmy. - odpalił swój komputer i zaczął coś w nim klikać. - Jest Pani świadoma, że prawo nakazuje Pani mówić prawdę. - spojrzał na mnie.
- Tak. - miejmy to już w głowy. Naprawdę nie chce tu być.
- W takim razie zna Pani Lizzie West? - zapytał.
- Oczywiście, że znam. - odpowiedziałam. - Pracujemy razem w klubie Magnum.
- I jakie relacje Was łączą? - kolejne pytanie.
- Widujemy się tylko w pracy. - taka prawda, nigdy nie łączyły mnie bliskie relacje ani z Lizzie ani z Margaret. - Jesteśmy koleżankami ale nic więcej, wydaje mi się, że bliższe relacje łączą ją z Margaret, spędzały dużo czasu nie tylko w pracy ale również poza nią – wiele razy opowiadały, że gdzieś razem były.
- Długo ze sobą pracowałyście?
- Nie. - odpowiedziałam. - Od jakiegoś roku.
- Zauważyła może Pani coś dziwnego w zachowaniu Pani West? - zatrzymał się na chwile. - Może miała jakiś wrogów? - dokończył.
- Tak jak mówię nie byłyśmy blisko więc nie mam pojęcia czy miała jakiś wrogów ani w jakim towarzystwie się obracała. - poczułam lekkie zirytowanie. - W jej zachowaniu nic się nie zmieniło cały czas była uśmiechnięta, pełna życia.
- A kiedy widziała ją Pani ostatni raz.
- Jakieś dwa tygodnie temu byłyśmy razem na zmianie. - nagle uświadomiłam sobie jak bardzo zaniedbałam klub, wcześniej potrafiłam codziennie w nim być i siedzieć czasami dłużej niż powinnam.
- A czy zna Pani nazwisko White? - zapytał nagle.
Moje ręce zaczęły drżeć. Niesamowicie ogromna gula urosła w moim garde i z trudem przełknęłam ślinę. Dlaczego on o to pyta? Czyżby wiedział, że u nich pracuje?
- Nie. - odpowiedziałam i miałam wrażenie, że głos mi drży. - Pierwszy raz słyszę o tym nazwisku. - nie mam pojęcia dlaczego skłamałam. Może dlatego, że się bałam, że jak się dowiedzą, że powiedziałam coś na ich temat na policji to mnie zabiją. I to było pewne. Chciałam już skończyć to przesłuchanie i jak najszybciej stąd wyjść.
- Dobrze. - kliknął coś na komputerze i odwrócił się do mnie plecami. Po chwili znów się obrócił i podał mi jakąś kartkę. - Proszę sprawdzić czy się wszystko zgadza.
Chwyciłam ją i zaczęłam czytać. Na papierze zanotował wszystkie informację, które mu przekazałam. Przytaknęłam i podpisałam kartkę.
- W takim razie dziękuję bardzo. - wstał co dla mnie też było sygnałem aby się podnieść i wyjść. - Gdyby się Pani czegoś dowiedziała proszę o kontakt. - wręczył mi swoją wizytówkę.
- Oczywiście. - wzięłam ją od niego i schowałam do torebki. - Do widzenia. - pożegnałam się wyszłam.
***
To co działo się przez ostatnie dni jest dziwne. Nawet bardzo dziwne. Martwię się o Lolę. I to zaginięcie Lizzie. Przecież nie mogła się zapaść pod ziemię. Zawsze była szalona, ale nigdy nie znikała bez słowa. No dobra Vera czas wstawać . Koniec twoich filozoficznych pytań. Za dużo myślisz. Kiedy wróciłam z posterunku Lu spała więc i ja poszła w jej ślady i zdrzemnęłam się. Byłam wykończona. Teraz muszę się trochę ogarnąć.
Jeju, jak ja uwielbiam gorący prysznic! Stałam tak pod gorącą wodą chyba z pół godziny analizując wszystko co do tej pory się działo. Jak z dnia na dzień może świat się wywrócić do góry nogami. Kiedy poczułam, że woda zaczyna się robić chłodna wiedziałam, że czas mojej kąpieli minął.
Wychodząc z pod prysznica usłyszałam telefon. Biegnąc po niego prawie się zabiłam trzy razy, ale dobra to jest nieważne. Odebrałam jak zwykle.
- Słucham...- cisza. - Halo, hallloooo, ha-lo!- krzyczę jak głupia.
To kolejny taki telefon, głuchy telefon. Od kilku dni dostaje takie telefony. Może ktoś ma za dużo darmowych minut i chce je wykorzystać. Niestety obawiam się, że to nie o to chodzi. Mam obawy. I dopiero teraz się kapnęłam, że stoję w samym ręczniku na środku swojego pokoju, w którym okna są odsłonięte. Idiotka ze mnie.
Kiedy się w miarę ogarnęłam, spakowałam wszystkie rzeczy do pracy i wyszłam. Pod tym względem moje życie się zmieniło. Cały czas pracowałam. A dzisiaj był dzień kiedy zmierzałam do mojej znienawidzonej pracy. Do upiornego i przerażającego do szpiku kości domu White'ów. Kiedy powoli spacerkiem szłam w kierunku przystanku, bo dzisiaj jak nigdy musiałam na własną rękę dotrzeć na miejsce, zobaczyłam naprawdę super auto. Piękne, czerwone, sportowe. Zachwycałam się nim dopóki nie przyjechał mój autobus. Droga zleciała mi w miarę szybko. Kiedy wysiadałam na totalnym odludziu zauważyłam ten sam czerwony samochód, który stał niedaleko mojego domu.
Co jest!? Przecież nie mam omamów. Jezu... Czy może ktoś mnie śledzić? Moje pytania czasami są głupie. Pewnie kretynko, że może Cię ktoś śledzić , przecież tyle się w twoim życiu dzieje. I zanim zorientowałam się co robię zobaczyłam, że idę w stronę samochodu. Co ja robię?!
Jednak nie dane mi było podejść bliżej ponieważ, mój obserwator zobaczył, ze się zbliżam i szybko odjechał. Czyli mi się to nie wydawało. On na serio mnie obserwował! Poczułam strach i lęk. Czemu ktoś mnie śledzi? A te głuche telefony od kilku dni ? I to poczucie niepokoju tak jakby cały czas ktoś na mnie patrzył to może być ze sobą połączone. Muszę być bardziej czujna. Idąc do klubu musiałam przybrać spokojną postawę, żeby nikogo nie wystraszyć. Chociaż sama byłam przerażona.
***
Ochroniarz otworzył mi drzwi wpuszczając do eleganckiego clubu, którego szczerze nienawidziłam i dla mnie mimo szykownych zdobień i ciekawych elementów był po prostu obskurną ruiną. Podziękowałam mu ładnie, bo uwierzcie mi grzeszył urodą, myślę że mogłabym się z nim umówić. Rozejrzałam się po korytarzu i ruszyłam w stronę pokoju mojej szefowej, żeby powiedzieć, że już jestem gotowa do pracy. Zapukałam w dębowe drzwi i je uchyliłam, mimo że nie usłyszałam głośnego zaproszenia. W sumie to żadnego nie usłyszałam.
- Pozwoliłam Ci wejść? - surowy głos tej starej suki dotarł do moich uszu, które przez jego piskliwy oddźwięk zaczęły więdnąć.
- Nie, przepraszam. Chciałam tylko powiedzieć że już jestem. - uśmiechnęłam się tak, żeby to wyglądało życzliwie, ale przy niej się nie dało.
- Twoje przeprosiny są tyle warte jak Ty, czyli nic. Możesz iść. - krew się we mnie zagotowała, słysząc jak mnie poniża.
- Z całym szacunkiem, ale nie życzę sobie, aby Pani się tak do mnie odnosiła. Osiągnęłam w życiu więcej niż zabijanie ludzi dla przyjemności tak jak Pani. - i kolejny raz już nie wiem który w tym tygodniu poczułam pieczenie na policzku. Jak tak dalej pójdzie to zrezygnuję z różu do policzków.
- Słuchaj gówniaro, ja nie wiem za kogo się masz, ale jesteś tutaj kilka poziomów niżej ode mnie i nie będziesz mi zwracać uwagi na to co robię i jakie ponoszę tego konsekwencje. Nie znasz ani mnie, ani mojej historii, więc miarkuj się, albo skończysz bardzo źle. Uwierz, że nie wiesz do czego jestem zdolna. - w jej głosie było tyle jadu, że gdyby go wypluła to bym oślepła. Wiedziałam, że ona jest nienormalna, ale nie sądziłam, że aż tak. - Teraz możesz odejść i radzę Ci, pilnuj się.
Bez słowa odwróciłam się na pięcie i opuściłam jej gabinet, nie będę ukrywać że się nie przestraszyłam, bo naprawdę dzisiaj pokazała na co ją stać. Nie patrząc przed siebie biegłam ile sił i oczywiście wpadłam na kogoś, przepraszając i biegnąc dalej.
- Hej! - usłyszałam krzyk i automatycznie zahamowałam rozglądając się czy to aby na pewno do mnie. - Tak to do Ciebie Veronico. - poznałam ten głos, po ostatnim incydencie trudno było go nie poznać. Dogonił mnie, więc teraz mogłam mieć pewność. Alexander. - Chciałbym Cię przeprosić za to co ostatnio się wydarzyło. Poniosło mnie, ale nie lubię jak ktoś ocenia moją osobę, nie znając tego dlaczego jestem dziś tym kim jestem. - spojrzałam w jego oczy. Widziałam, że nie mówił tego szczerze i wcale nie żałował. Jego oczy to wyjawiały, zaskakujące że było w nich coś więcej niż czarna odchłań i nicość.
- Nie zrozum mnie źle, ale wiem, że nie mówisz tego szczerze. Nie mniej jednak dziękuję za to, że mi pomogłeś. Teraz jeśli się nie obrazisz obowiązki czekają. Żegnaj Alexandrze. - Odwróciłam się na pięcie i poszłam zacząć pracę i tak już spóźniona. Nie wiedząc dlaczego, mój oddech był bardzo przyspieszony i serce biło mi jak oszalałe. To pewnie przez to, że biegłam, bo innego wyjścia przecież nie ma.
***
- Przepraszam za spóźnienie! - wpadłam do Clubu White'ów zdyszana, opakowana w czerwony papier świąteczny, zwany sukienką, choć ja bym tego tak nie nazwała.
- Słuchaj, może i jesteś tu nowa, ale nie masz specjalnych przywilejów. Radzę Ci, pilnuj się. - zganiła mnie blond flądra z półmetrowymi pazurskami w tej samej folii co ja. Jebana szmata działała mi na nerwy.
- Ty pilnuj swoich pazurków, bo mogę ci je z przyjemnością połamać. - uśmiechnęłam się fałszywie i poszłam za bar gdzie czekała mnie nocna zmiana. Nie było mi to na rękę, bo musiałam zostawić Laurę samą w nocy, ale praca nie wybiera. Ludzi było więcej niż zwykle, a w powietrzu unosił się zapach drogich cygar, co bardzo mnie zdziwiło, bo na ogół jest wydzielone pomieszczenie zwane palarnią, a na sali panował zakaz palenia - zwłaszcza tego cuchnącego skurwysyństwa. - O co chodzi? Czemu tu jest tyle ludzi? - spytałam przypadkową kelnerkę, której imię wypadło mi z głowy, jest ich tu tyle, że mój mały móżdżek by eksplodował jakbym miała je wszystkie spamiętać, więc bezpieczniejszą formą było po prostu "ej Ty".
- To ty nic nie wiesz? Przyjechał gość specjalny, z którego swoją drogą kawał skurwysyna, z tego co się orientuję ostatnio White'owie mają z nim na pieńku, ale wolę się w to nie zagłębiać. - odpowiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się życzliwie. Urocza.
- A co to za plotkowanie?! Jesteście w clubie a nie kole dyskusyjnym. Zabierać się do pracy, albo obetnę wam z pensji. A ty... - wskazała na kelnerkę, z którą przed chwilą rozmawiałam. -... zapierdalaj na zmywak, bo tam twoje miejsce. - i wtedy czara się przelała. Suka myślała, że jest tu kimś ważnym? Tak samo jak my zapierdalała po 10 etatów i była tutaj tak naprawdę ścierą do podłogi.
- Blondyna, chyba coś ci się pomyliło, nie jesteś tutaj nikim kto mógłby dyktować jakiekolwiek warunki, więc grzecznie się odpierdol, albo wyleję ci rozpuszczalnik na mordę i jeszcze podpalę. - w głowie przytoczyłam ten obraz i aż się uśmiechnęłam. - Więc albo ją przeprosisz, albo Twoją twarzyczkę spotka niezłe solarium.
- Odszczekaj to suko! - O proszę, jeszcze się stawia?
- No to jak już wydałaś sobie polecenie, to odszczekaj. - już nie wiem, który raz uśmiechnęłam się do niej wrednie i delikatnie popchnęłam. Blondyna złapała mnie za włosy i zaczęła za nie szarpać. A to kurwa. Nie byłam jej dłużna i wzięłam ją za łeb, którym mocno uderzyłam o blat baru. Z jej nosa zaczęła sączyć się krew, więc stwierdziłam, że to jest czas aby przestać.
- CO TU SIĘ DO CHOLERY WYRABIA! - krzyknęła nasza szefowa i już wiedziałam że jestem skończona. - Black, Smith do mojego gabinetu! - Jestem S K O Ń C Z O N A. Szłyśmy za nią potulnie nawet na siebie nie spoglądając, obie wiedziałyśmy, że mamy przejebane i nie chciałyśmy tego pogarszać. Pani Straszna trzasnęła drzwiami i od razu przeszła do ostrego opierdolu.
- Czyja to była wina? - odpowiedziała jej cisza. - Powtarzam, czyja to była do kurwy wina?!
- Ja tylko broniłam jednej z kelnerek. Smith rządzi się jakby była tam najważniejsza. - Podniosłam głos sfrustrowana tym, że zapewne blondynie się upiecze.
- Smith, możesz iść. - biała Flądra podziękowała grzecznie uśmiechając się do mnie zwycięsko, przez co z pomiędzy moich warg wyrwało się odruchowo "suka". - Co ty powiedziałaś?! - stara prawie wrzała a ja już nawet bałam się odpowiedzieć cokolwiek. - Black stwarzasz tutaj więcej kłopotów niż przeciętny pracownik, dlatego czeka Cię kara. - wzięła głęboki oddech i kontynuowała. - Zostaniesz damą do towarzystwa.
- Słucham?! - krzyknęłam jak na mój gust zdecydowanie za głośno. - Chyba sobie Pani żartuje, nie będę żadną dziwką.
- Ale nie na tym to polega. Będziesz musiała usługiwać przydzielonemu do ciebie klientowi. Żadne oferty seksualne nie wchodzą w grę. Oczywiście będziesz robiła to w godzinach pracy i nie będzie to opłacane. Nie masz innej możliwości niż się zgodzić. Teraz wracaj do domu i ochłoń.
Byłam wstrząśnięta tym co właśnie usłyszałam. W głowie trąbiły mi tylko trzy słowa: Dama do towarzystwa, dama do towarzystwa. Wiedziałam też, że nie mogłam nic zrobić, tylko się do tego zastosować.
***
Zapłaciłam taksówkarzowi, bo naprawdę nie miałam ochoty się tłuc się autobusem i ruszyłam do domu. Cały czas myślałam o tym co usłyszałam od tej okropnej baby. Jak ona mogła mi coś takiego rozkazać? W takim razie czym ta chora rodzina się zajmuję?
Weszłam do domu, zamknęłam drzwi i rzuciłam kluczę na komodę. Zdjęłam buty, ściągnęłam kurtkę i weszłam w głąb domu. Już miałam kierować się na schody i do swojego pokoju kiedy usłyszałam odgłosy dobiegające z salonu. Weszłam do niego i zobaczyłam moją siostrę siedzącą pod kocem i oglądającą coś w telewizji. Podeszłam do kanapy i usiadłam obok niej.
- Veronica? - zapytała. - Co ty tu robisz?
- Nawet nie pytaj . - nie chciałam jej mieszać w kolejne swoje chore sprawy, dlatego postanowiłam znowu skłamać. - Źle się poczułam i wróciłam do domu. - spojrzałam na nią. - Myślałam, że śpisz.
- Miałam iść spać ale zobaczyłam, że leci mój ulubiony film The Kissing Booth. - uśmiechnęła się do mnie.
- Fajny? - złapałam za jeden koniec koca i też się nim przykryłam.
- Zajebisty! - krzyknęłam z radości a ja zaśmiałam się. - A ten cały aktor, który gra Noah to bóg seksu. - zaśmiałam się jeszcze raz na słownictwo mojej siostry.
I w taki oto sposób siedziałyśmy razem i oglądałyśmy Budkę z Całusami. Z jednej strony cieszyłam się, że mogę spędzić z Lu więcej czasu ale z drugiej strony sprawa damy do towarzystwa nie dawała mi spokoju. Jednak postanowiłam odłożyć wszystkie myśli na bok i cieszyć się, ze jestem tu z moją siostrzyczką.
Tak wkręciłam się w film, że kiedy Laura oznajmiła mi, że jest przerwa na reklamę to wcale nie ukrywałam swojego zdenerwowania. Chciałam się jak najszybciej dowiedzieć czy Elle wybaczy Noah. Musiałam na to chwile poczekać.
- Mam ochotę na popcorn. - oznajmiła Lu. - Też chcesz?
- Jasne ale nie wiem czy jest. - odpowiedziałam.
- Jest, jest byłam na małych zakupach i kupiłam to co najpotrzebniejsze. - wstała z kanapy i poszła do kuchni.
Sięgnęłam po swój telefon i zaczęłam przeglądać portale społecznościowe. Kiedy nagle usłyszałam z telewizji melodie charakterystyczną dla wiadomości podniosłam wzrok i utkwiłam go w ekranie. Dawno ich nie oglądałam, może warto się dowiedzieć co słychać na świecie.
Wymalowana i wystrojona paniusia przywitała się z widzami i zajęła miejsce przy swoim mały biurku w studio. Podgłosiłam trochę i to co usłyszałam wstrząsnęło mną.
- Słynna sprawa śmierci dyrektora jednego z domów dziecka umorzona. - powiedziała prezenterka swoim perfekcyjnym głosem. - Z ustaleń policji wynika, że dyrektor owej placówki popełnił samobójstwo. - zamarłam.
Jak oni mogli to umorzyć? Przecież to jawnie wskazywało na zabójstwo. Byłam i widziałam co tam się stało. Ci sami bandyci co chcieli porwać moją Laurę zabili dyrektora. Nie mogłam uwierzyć w to co usłyszałam. Nie można tak tego zostawić. Ci ludzie muszą ponieść konsekwencje. Tutaj chodzi też o moją Lu.
- Jestem. - moja siostra usiadła obok mnie z wielką miską popcornu. - Vera wszystko ok? Zbladłaś. - spojrzałam na nią i wymusiłam uśmiech.
- To chyba przez tą chorobę. - nie mogłam jej o tym powiedzieć . Załamałaby się i na pewno nie czuła by się bezpiecznie wiedząc, że jej porywacze chodzą sobie cały czas na wolności. - O patrz już koniec reklam. - wróciłyśmy do oglądania.
Nie zostawię tak tej sprawy. Tu chodzi o moją rodzinę. O jej bezpieczeństwo. Veronica czas się zabawić w detektywa.
***
Kochani witajcie!
Przepraszamy, ze tydzień temu nie było rozdziału ale każda z nas miała trochę nauki przed świętami i po prostu nie wyrobiłyśmy się.
Rozdział trzyma w napięciu, pojawiają się kolejne tajemnice. Ale nie bójcie się każda z nich wyjdzie na jaw!
Tylko zostaje jedno podstawowe pytanie czy Veronica zniesie te wszystkie odpowiedzi?
Odchodzą już od tematu rozdziału i w związku ze zbliżającymi się świętami Bożego Narodzenia Zouzy chcą Wam życzyć Wesołych Świąt otoczonych najbliższymi w atmosferze miłości i radości oraz aby ten nadchodzący Nowy Rok był jeszcze lepsze od tego!
A także z całego serduszka dziękujemy wszystkim, którzy nas czytają! Nawet nie wiecie jak dużo to dla nas znaczy!
Do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro