8. Do zobaczenia.
Zastanawiałam się kiedyś jak się czuje człowiek, któremu wszystko zostało odebrane. Dosłownie wszystko. Rodzina, praca, przyjaciele, życie towarzyskie. Co wtedy takiej osobie zostaje? Załamanie? Depresja? Śmierć? Pewnie zależy to od odporności psychicznej i podatności na sytuacje stresowe. Jedni upadając, podniosą się i rusza dalej na przód. A inni przestaną walczyć.
Jakie kruche jest życie ludzkie. Jednego dnia jesteśmy, drugiego już nas nie ma. Tracimy czas na rozmyślaniu i planowaniu naszego życia tak aby w miarę normalnie żyć. Żeby starczyło pieniędzy na opłacenie rachunków, zrobienie zakupów. I co wtedy nam pozostaje? Smutne, samotne życie. A gdzie te wszystkie momenty zapomnienia? Chwile warte do zapamiętania. Czy nie należy żyć tak aby każdy kolejny dzień przynosił niespodziankę i dreszczyk adrenaliny? Po co zamykać się w czterech kątach i wieść zwykłe życie?
Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi.
A co z moim życiem? Jakie ono jest?
W tamtym momencie sytuacja w której się znalazłam chyba wszystko doskonale opisywała. Stałam nieruchomo z opuszczonymi do kolan spodniami i patrzyłam pusto w miejsce gdzie ten stary oblech wsiadał do swojego, jak przypuszczam cholernie drogiego, samochodu. Nie mogłam się ruszyć, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Byłam jak sparaliżowana. Nie docierało do mnie co się właśnie wydarzyło.
On chciał mnie zgwałcić.
Zgwałcić.
Zgwałcić.
W mojej głowie echem odbijało się tylko to jedno słowo.
Poczułam na moim ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzałam przed siebie i zobaczyłam Alexandra. W jego oczach znowu panowała ta sama pustka, którą widziałam za każdym razem, a jego wyraz twarzy pozostawał bez emocji. Mówił coś do mnie ale ja nic nie słyszałam. Widziałam jak jego wargi się poruszają ale nic nie dochodziło do moich uszu.
I nagle jakby we mnie wszystko uderzyło. Poczułam się brudna i oszpecona. Nie mogłam uwierzyć to co się wydarzyło. Zaczęłam się trząść i nerwowo rozglądać się we wszystkie strony. Nie chciałam dłużej tam stać, chciałam wrócić do domu. Jego dłoń na moim ramieniu zaczęła mnie nieprzyjemnie parzyć.
- Zostaw mnie! - krzyknęłam odsuwając się od niego. - Nie waż się mnie dotykać. - szybko naciągnęłam spodnie i zapięłam pasek.
- Chce Ci tylko pomóc. - próbował nawiązać ze mną kontakt wzrokowy ale ja nie miałam już na to siły.
Moje nogi ruszyły w kierunku domu wymijając chłopaka.
- Zaczekaj! - złapał moją dłoń.
- Niee! - wyrwałam dłoń. - Nie będę czekać, nie chce tu być, mam tego wszystkiego dosyć! - spojrzałam na niego. - Twoja cholerna, przeklęta rodzina sprowadza na mnie same nieszczęścia. To ich wina! - krzyczałam. - Od kiedy pojawili się tylko w Magnum wokół mnie wszyscy cierpią, Lola, Marco a przede wszystkim moja siostra, którą swoją drogą jestem przekonana, że próbowali porwać. - przełknęłam ślinę i uświadomiłam sobie że moje policzki są całe mokre.
- O czym ty do jasnej cholery mówisz? - zapytał zdziwiony.
- Nie udawaj idioty. - zakpiłam. - Chyba, że naprawdę nim jesteś. - zaśmiałam się gorzko.
Złapał za mój nadgarstek. Mocno.
- Za bardzo się rozpędziłaś kochanie. - wysyczał w moją stronę. - A ja z każdą minutą tracę cierpliwość.
- Puszczaj mnie ty psychopato! - kolejny raz wyrwałam mu się. - Nie wiem czym zajmuje się ta twoja cała matka ale niech się ode mnie odpierdoli raz na zawsze! - zobaczyłam w jego oczach przez chwile zawahanie. Jednak nic nie dało się z nich wyczytać. Frustrowało mnie to, że pokazuje taki brak emocji. Nie można przez cały czas być taką osobą. - Przecież ty też pewnie dla niej pracujesz, każdy z Was, każdy z twoich braci. - otarłam spływające łzy.
- Nic o nas nie wiesz. - syknął. - Nie masz prawa nas oceniać.
- Ja nie muszę Was oceniać! - byłam już na krawędzi wybuchu. - Wy sami pokazujecie to jacy jesteście! - wybuchłam. - JESTEŚCIE POPIERDOLONĄ, CHORĄ PSYCHICZNIE RODZINĄ!
Moja głowa w ekspresowym tempie przekręciła się w lewą stronę. Poczułam pieczenie i złapałam się za bolący policzek. Nie mogłam uwierzyć, że mnie uderzył. Kolejna fala łez zbierała się pod moimi powiekami. Odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam na niego. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w rekordowo szybkim tempie. Był wściekły. Uderzyłam w najczulszy punkt.
- Jesteś taki sam jak twoja matka. - wycedziłam prze zęby, odwróciłam się i odeszłam.
Myślałam, że za mną pójdzie. A może miałam nadzieję, że mnie przeprosi i jednak będzie chciał mi pomóc, ale jedyne co usłyszałam to ryk silnika i pisk opon.
***
Przekroczyłam próg domu i pozamykałam drzwi na wszystkie spusty. Zdjęłam buty i kurtkę rzucając je na podłogę i pędem ruszyłam do pokoju Laury. Cicho weszłam do jej malutkiego pomieszczenia i usiadłam na boku łóżka. Spojrzałam na nią i delikatnie pogładziłam jej ciemne włosy.
Miała piętnaście lat a tyle już w życiu przeszła. W wieku dziesięciu lat straciła rodziców i musiała zamieszkać w domu dziecka. Musiała sobie sama poradzić ze stratą mamy i taty. Nie było mnie przy niej kiedy najbardziej mnie potrzebowała. A dlaczego? Bo musiałam stanąć na nogi i wyciągnąć ją z tego okropnego miejsca. To ja byłam jej najbliższą rodziną i to w moich rękach było stworzyć jej ciepłą, rodzinna atmosferę. Póki co nie szło mi zbyt dobrze. Przez podjęte przeze mnie decyzje naraziłam ją na niebezpieczeństwo. Co ze mnie za siostra?
Patrzyłam na jej delikatną, pogrążoną w śnie twarz. Była taka spokojna. Jej czarne włosy rozsypały się na całej poduszce. Wyglądała jak mały aniołek. Bardzo przypominała mi mamę. Kiedyś przeglądając stare zdjęcia rodziców natrafiłam na fotografię przedstawiającą moją rodzicielkę w wieku piętnastu lat. Laura była teraz taka sama jak ona.
- Obiecuję Ci moja mała kruszynko, że wynagrodzę Ci te wszystkie lata kiedy mnie nie było przy Tobie. - szepnęłam. - Przy mnie nie spotka Cię już żadna krzywda. - delikatnie pocałowałam ją w czoło.
Najciszej jak tylko mogłam wyszłam z jej pokoju i ruszyłam do swojego. Kiedy tylko zamknęłam drzwi ściągnęłam wszystkie ubrania i rzuciłam je w kąt. Nie chce na nie patrzeć. Naga skierowałam się prosto w stronę łazienki. Weszłam pod prysznic i puściłam gorącą wodę. Zamknęłam oczy i oparłam się o plecami o zimną ścianę.
W jednej sekundzie moją głowę zalała fala wspomnień. Dłonie tego człowieka, które dotykały moich miejsc intymnych. Jego głos, chłody, szorstki, odbijał się cały czas w mojej głowie. To w jaki sposób napierał na mnie cały swoim ciałem. Był zdeterminowany. Widziałam to w jego oczach. Nigdy go nie zapomnę. Nigdy nie zapomnę tej całej sytuacji.
Nie wiem w którym momencie upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Nie mogłam się pozbyć tego obrazu z mojej głowy. Chwyciłam gąbkę i zaczęłam trzeć nią całe ciało aby pozbyć się tego uczucia brudu i wstydu. Moje próby wyszły na marne. Coraz głośniej płakałam. Muszę być teraz silna. Powtarzałam sobie. Musze być silna dla Laury.
W końcu to do mnie dotarło. Nie mogę się załamać. Nie mogę pokazać jej, że jestem słaba. Muszę walczyć.
Nie wiem ile czasu spędziłam pod prysznicem ale chyba sporo. Wstałam i zakręciłam już i tak zimną wodę. Wytarłam się ciepłym, przyjemnym ręcznikiem i ubrałam się w piżamę. Cała łazienka zaparowała od gorącej wody. Musiałam przetrzeć lustro żeby się w nim przejrzeć. Co to zobaczyłam zamurowało mnie. Na policzku widniał spory purpurowy siniak. Dotknęłam go delikatnie i syknęłam z bólu.
Alexander.
To on mnie tak urządził. On i ta cała jego rodzina to jest jakaś patologia. Jak mógł mnie uderzyć. Najpierw mnie uratował a potem sam przyczynił się do tego jak się teraz czuje. A jak się czułam? Załamana, zniszczona, upokorzona, zła na siebie. Tak jestem zła. Bo gdybym nie przyjmowała tej głupiej pracy wszystko potoczyłoby się inaczej. Bylibyśmy bezpieczni. Nie mogę tego tak ciągnąć. Kiedy teraz może będę miała szanse odzyskać Laurę muszę rzucić tą podejrzaną robotę u Isabelli White. Westchnęłam i jeszcze raz spojrzałam w lustro.
Dasz radę Veronica.
Poradzisz sobie.
Jednak nie zdawałam sobie, że będzie aż tak ciężko.
***
Obudziłam się z niemałym bólem policzka. Jak przez ostatnie dwa razy nie było śladu po uderzeniach, tak tym razem na mojej twarzy malował się potężny i owocny siniak. Muszę przyznać, że nieźle oberwałam. Spałam bardzo niespokojnie, a w mojej głowie kłębiły się okropne myśli, które w rezultacie przekształciły się w koszmary. Prawda była taka, że gdyby nie Alexander, zostałabym zgwałcona. Mimo, że też przyczynił się do tego jak wyglądałam i się czułam. Na samą myśl do moich oczu napłynęły zły, które swoim ciepłem drażniły moje policzki.
Podeszłam do szafy i wpatrywałam się w lusterko wiszące przede mną myśląc o tym jakie życie jest przewrotne - w jednym momencie ktoś cię ratuje, a potem daje ci w twarz, ot taki rollercoaster. Dotarło do mnie, że chyba pierwszy raz w życiu nie wiem co robić, nie mam żadnego punktu zaczepienia, a w głowie odbija się pustka głośnym echem. Tego jest już dla mnie za dużo - ciągły napływ nowych informacji nie daje mi chociaż na chwilę żyć spokojnie. Każdego dnia kiedy myślę, że gorzej być nie może, wiecie co się dzieje? Oczywiście, jest jeszcze gorzej.
Zza ściany usłyszałam delikatne łkanie, na początku miałam wrażenie, że to wytwór mojej wyobraźni, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to płacz Laury. Wybiegłam z pokoju potykając się o puchowy dywan i o ironio lecąc jak długa rozbijając sobie kolano o podłogę. Czy nade mną krąży jakieś pieprzone fatum, czy jestem w programie "Z życia ofiary losu"?
- Co się dzieje Laura? - spytałam od razu gdy znalazłam się przy łóżku w pokoju gościnnym. Mała była roztrzęsiona i wyglądała na przerażoną.
- Zdałam sobie sprawę ile w tym domu jest wspomnień, które już na zawsze będą tylko wspomnieniami. W tym pokoju rodzice zawsze grali ze mną w Scrabble i układali puzzle, a teraz ich już nie ma i nigdy nie wrócą. - zaczęła płakać jeszcze bardziej, była taka mądra i tak wiele rozumiała. Czasem miałam wrażenie, że to ona powinna opiekować się mną, a nie na odwrót.
- Jeśli chcesz, możemy dzisiaj do nich pójść i wszystko im opowiemy, hm? - Laura uśmiechnęła się przez łzy i skinęła głową, wiedziałam, że ta wizyta będzie wiele dla niej znaczyć. Dla rodziców również. - To ubieraj się i schodź na śniadanie, a potem pójdziemy do rodziców. Kocham Cię, pamiętaj. - sama zdziwiłam się swoimi słowami, odkąd rodzice zmarli nie potrafiłam okazywać uczuć ani o nich rozmawiać, tkwiłam ogrodzona murem, którego nie dałam nikomu przebić, a emocje skrywałam gdzieś głęboko w sercu.
Ostatnimi czasy jednak zaczął się kruszyć, uwalniając ze mnie wszystko to czego bałam się najbardziej - bezradności, rozczarowania i najprościej w świecie pustki. Chociaż wspominając oczy Alexandra, to ja mogłam uczyć się od niego skrywania emocji. Gdy moja siostra zeszła na dół, szybko zjadłyśmy i byłyśmy w drodze na cmentarz, po Lu widziałam, że się stresowała, choć tak naprawdę nie wiedziałam czym - przecież szłyśmy do naszych rodziców. Żadna z nas nie chciała przerywać ciszy, która nie była niezręczna, a kojąca.
- Jesteśmy. - powiedziałam dopiero, gdy byłyśmy przy mosiężnej bramie. Całe szczęście pomnik rodziców był niedaleko wejścia, więc szybko się tam znalazłyśmy.
- Co mam im powiedzieć? - Laura patrzyła na grób z widocznym zmieszaniem.
- To co czujesz, co robiłaś dzisiaj, wczoraj, miesiąc temu. Mów tak jakby tu byli, prawdziwi i żywi. - uśmiechnęłam się do niej i odeszłam kawałek, żeby mogła zostać z nimi sam na sam, ale na taką odległość, żeby usłyszeć o czym mówi.
- Hej. - zaczęła niepewnie. - Właściwie Dzień dobry, zawsze powtarzaliście, że mówić "hej" do starszych to brak szacunku, a ja nadal się do tego stosuję. Veronica się bardzo stara, wiecie? Ale widzę, że coś jej dokucza i jest jej źle na sercu. Mi też. Tęsknię za wami, w końcu widziałam was pięć lat temu, a od tamtego razu minęło sporo czasu. Dzisiaj jestem już spokojniejsza odkąd jestem z Veronicą, nie tylko dlatego, że nie jestem już w domu dziecka, ale też dlatego, że nareszcie czuję bliskość i rodzinne ciepło. Brakuje mi was i chciałabym żebyście tu byli i nas wspierali. Kocham was i dziękuję za wszystko. - po moim policzku spłynęła jedna samotna łza, nie wiem który raz już dzisiaj.
- Chodź mała, czas wracać. I pamiętaj, oni tu są i zawsze będą. - wskazałam palcem na jej serduszku i przytuliłam. Mi też brakowało bliskości i rodzinnego ciepła. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo.
***
Po wydarzeniach ostatnich dni i świadomości, że to zasługa tej pierdolonej rodziny, ostatnie o czym marzę to znowu pojawić się u nich w domu. Już czuję smród tych nieokrzesanych goryli w wypastowanych lakierkach i odór wódki, który leje się litrami. W Magnum też jest pełno dupków i alkoholu, ale nie wkurwia mnie to aż tak bardzo jak tam. Pewnie moje nastawienie jest zasługą wspaniałej wiedźmy bez miotły, szanownej, jebanej pani White. Wszystko co jest z nią związane od razu wywołuje u mnie odruch wymiotny. Jedyne co mnie cieszy w całym dzisiejszym gównie to wypłata. Mam nadzieję że ta stara suka dotrzyma słowa i mój portfel będzie mocno dziś zasilony.
-Kochanie, ja będę się zbierać!- krzyknęłam do Lu, chociaż ostatnim o czym marzyłam było zostawienie jej samej w domu. Jednak to było dużo bardziej rozsądne niż zabranie jej ze sobą. Nie chce żeby widziała jak muszę się poniżać żeby zapewnić jej bezpieczeństwo, chociaż z tego co widać na niewiele się to zdaje. - Będę późno w nocy, nie otwieraj nikomu i nie odbieraj żadnych telefonów. Jakby co to ja będę dzwonić do Ciebie na komórkę. - wydałam ostatnie instrukcje, zapominając, że to już nie jest ta sama mała Laura, którą była gdy nas rozdzielono.
- Vera dam sobie radę. - uśmiechnęła się do mnie przyglądając mi się. - Pamiętasz, że mam już piętnaście lat? - złapałam z nią kontakt wzrokowy.
- Dla mnie zawsze będziesz moją małą siostrzyczką. - chwyciłam ją za dłoń a ona wyszczerzyła się jeszcze bardziej.
Ostatni raz przed wyjściem spojrzałam w lustro i muszę przyznać, że jak na to co się
wydarzyło, to mogłam wyglądać gorzej, choć nie mówię, że wyglądam dobrze, bo do tego jeszcze mi daleko. Wzięłam klucze z komody i zamknęłam drzwi zarówno na górny jak i dolny zamek. Nigdy tego nie robiłam oprócz sytuacji gdzie wyjeżdżałam na dłużej niż jedną noc, ale to co działo się przez ostatni czas nauczyło mnie, że już nigdzie nie możemy być bezpieczne.
Wsiadłam do taksówki i podałam starszemu panu adres, pod który chciałam dotrzeć. Około 15 minut później byliśmy na miejscu. Westchnęłam z bezradnością i wysiadłam z samochodu. W bramie powitał mnie Carl, który jak się okazało przy bliższym poznaniu wcale nie był typem ogra, to był tylko wygląd, a w rezultacie był niesamowicie sympatyczny. Do tej pory nie mogę się nadziwić, że tu pracuje, no chyba, że miał tyle samo do gadania co ja.
Wchodząc do domu usłyszałam ten wkurwiający piskliwy głos tlenionej żmiji, której się muszę słuchać. Nawet nie weszłam z nią w dyskusję, tylko poszłam się przebrać, bo rozmowa z tą laską ma niższy poziom niż mówienie do łopaty. Serio.
Przez cały czas trwania zmiany starałam się uśmiechać, ale to nie było takie proste, bałam się, że znowu jakiś klient mnie zapamięta i będę przez niego w niebezpieczeństwie. Chyba popadam w jakąś paranoje. Patrząc na tych wszystkich mężczyzn czułam w nich potencjalnych gwałcicieli. Każdych z nich wydawał mi się podejrzany. Nie chciałam, żeby do mnie podchodzili albo ze mą rozmawiali.
Mało tego, to cholernie bałam się, żeby nie wpaść na Alexandra. Ostatnie o czym teraz marzę to konfrontacja z nim. Nie powiem, chciałabym znów spojrzeć w jego czy, są takie... Veronica pierdolnij się w łeb on jest jedną z przyczyn Twoich nieszczęść, skarciłam sama siebie.
- Veronico, pozwól na słówko.- no ja pierdole, zaczyna się. Usłyszałam głos tej starej wywłoki. - Mam do Ciebie małą sprawę. - uśmiechnęła się, albo coś ją bolało. Grymas na jej twarzy nigdy nie był jednoznaczny.
-Tak Pani Isabello? - podeszłam do niej z uśmiechem, który w ogóle szczerego nie przypominał. - Pora się rozliczyć moja droga, wiem, że zmiana się jeszcze nie skończyła, ale muszę już wyjść więc rozliczymy się teraz. - odkąd znam tę starą lampucerę, to jest pierwszy raz kiedy powiedziała coś z sensem. – Proszę, tu jest twoja należność. - wzięłam kawałek papieru i spojrzałam zszokowana.
- Z całym szacunkiem Pani White, ale umawialiśmy się na trochę inna stawkę. - na czeku wypisane było naprawdę dużo pieniędzy, ale z tego co mi wiadomo umawiałyśmy się na więcej. Nie to, że już narzekam i jestem niewdzięczna. Tam była pokaźna suma, która mnie satysfakcjonowała. No ale jednak umowa to umowa tak? - Mogę wiedzieć dlaczego nie dotrzymała Pani słowa? - zapytałam bez ukrywania oburzenia.
- Widzisz Veronico, gdybyś pracowała tak, jak sobie to wyobrażałam, stawka byłaby taka, na jaką się umówiłyśmy. - zaraz jej wsadzę te pieniądze w dupę i wyciągnę gardłem. - Byłaś niemiła dla klientów, nie obsługiwałaś ich tak, jak sobie życzyli, a mało tego zamiast pracować, to przerwałaś obowiązki i przyszłaś do mnie na skargę przy okazji bezczelnie podsłuchując. Dlatego zsumowałam wszystko i wyszło jak wyszło. - co za bezczelne babsko.
-Ale.. przecież... – nie mogłam wydusić żadnego słowa. Byłam w szoku.
- Nie wysilaj się skarbie, pracuj tak jak należy, a Twoje wynagrodzenie też będzie inne. - powiedziała ta pierdolona flądra w ludzkiej skórze.
-Mamo, czekamy tylko na Ciebie. - usłyszałam głos tego przerażającego Johna. - Pospiesz się.
- Już idę synu. - pomachała mu z serdecznością, jakkolwiek w jej wykonaniu to nie wygląda i znów się do mnie zwróciła. - Mam nadzieję, że wszystko jasne i nie masz żalu, że taki rachunek mi wyszedł. - cmoknęła w moją stronę i odeszła.
Ja nadal stałam jak wmurowana, bo bezczelność tej łachudry nie przestanie mnie zaskakiwać. Nadal skołowana cała sytuacją wróciłam do obowiązków, bo jakoś nie chce znowu wziąć znikomej pensji.
Wszystko dla Laury. Pokrzepiłam sama siebie i wróciłam do obowiązków.
***
Po tym jak odebrałam moje wynagrodzenie byłam trochę rozczarowana bo przecież robiłam co w mojej mocy aby wszystko było ok. No ale jak jakiś debil chce się do mnie dobierać to muszę chyba jakoś zareagować. Nie? To jest śmieszne. Co ta kobieta wyprawia. Przecież nie jestem tam jakąś panią do towarzystwa tylko kelnerką.
Następnego dnia od samego rana czułam niepokój. Tak jakby miało się coś złego wydarzyć tylko nie wiedziałam co. Zawsze jak tak się czułam to moje życie kończyło się katastrofą. Dlatego tylko czekałam aż coś się stanie. Może jakaś katastrofa lądowa albo powietrzna? Tylko żeby to nie mi się coś przydarzyło.
Jeszcze dobrze nie skończyłam myśleć a już usłyszałam dzwonek do drzwi. Nikogo się nie spodziewałam. Czyżby to moje złe przeczucia? Ależ oczywiście! Kiedy otworzyłam drzwi już wiedziałam skąd te złe przeczucia. Moim oczom ukazała się para, która mnie prześladowała od jakiegoś czasu. Pani z opieki społecznej uśmiechnęła się a jej przydupas ani drgnął.
- Dzień dobry! Pani Veronico możemy wejść? - zapytała Pani Smith.
- Tak. Proszę bardzo, zapraszam. Nie miałabym serca Państwu odmówić. - odpowiedziałam z uśmiechem. Sztucznym uśmiechem. Swoją drogą po co ona się pyta czy może wejść? Przecież jakbym odmówiła to mogłabym się pożegnać z odzyskaniem siostry. Wredna suka. – Może się czegoś państwo napiją?
- Nie przyszliśmy tutaj na herbatkę Pani Black. - odpowiedział jedyny w swoim rodzaju Rafael Price.
- Ahh. No tak. To, co państwo chcą wiedzieć? - czas przejść do sedna.
- Jak to Pani nie wie, co chcemy wiedzieć? - odezwała się czarnowłosa i już się nie uśmiechnęła.
- A wiec jak pewnie jesteście ciekawi jak sobie radze z życiem. – powiedziałam z wyczuwalną wrogością. - To tak radze sobie doskonale. Nigdy tak świetnie nie było. To, co się wydarzyło z moją siostrą dało mi dużo do myślenia i postanowiłam zrobić wszystko, żeby jak najszybciej odzyskać siostrę. Właśnie dostałam pierwszą wypłatę z drugiej pracy, więc już wydaje mi się, że moje dochody będą prawidłowe.
- Jak to wypłatę z drugiej pracy? - zapytał zdziwiony Price.
- No tak mówiłam Państwu ostatnio, że mam drugą prace. Czy nie mówiłam? I właśnie dostałam wynagrodzenie. - uśmiechnęłam się dumnie.
- Proszę pokazać dowód na to, że mówi Pani prawdę. – powiedział blondyn. Pewnie chce mnie udupić, ale ja się nie dam.
- Proszę bardzo to wystarczy? - wyjęłam z torebki czek i podałam temu lalusiowi.
- Dobrze, a więc Pani Black to zmienia całkowicie Pani sytuacje. - O ja pierdole tego się nie spodziewałam.
- Co to znaczy? – zapytałam ze strachem.
- Znaczy to, że Pani sytuacja materialna jest teraz lepsza i może Pani zacząć mieć nadzieje, że uda się Pani odzyskać siostrę. – powiedziała Brenda. - Znaczy proszę tego nie odebrać tak, że to wystarczy. To będzie dopiero początek, ale wydaje mi się, że cały czas Pani wierzy w to, że Laura zostanie przy Pani. - czy ona sugeruje to, że ja wcześniej nie miałam nadziei? Co ona głupia jest? To znaczy, że wcześniej nie miałam, żadnej szansy? No zajebiście!
- O to chyba dobrze. - już sama się w tym wszystkim gubiłam.
- Wszystko będzie zmierzało w dobrym kierunku jeśli będzie Pani szło tak dobrze. – powiedział przydupas oddając mi czek.
- Dobrze my już pójdziemy. – Paniusia wstała i zaraz za nią jej lizus – Do widzenia Pani Veronico i gratuluje nowej pracy.
- Do widzenia Państwu i dziękuję bardzo. – odprowadziłam ich do drzwi po czym je zamknęłam.
JEEEEEEEEST!Wreszcie coś mi wyszło. Zaczęłam drzeć się i biegać po mieszkaniu. Teraz wszystko będzie dobrze. I jak się okazało moje złe przeczucia były bezpodstawne.
***
-Halo. - powiedziałam wyrwana ze snu. Po całym dniu wrażeń dosyć wcześnie poszłam spać. Zresztą Laura to samo. Bardzo się ucieszyła na wieść o dobrze zakończonej wizycie pomocy społecznej. - Kto śmie mnie budzić? - powiedziałam chamskim tonem. No bo kto by się nie wkurwił jakby ktoś bez powodu dzwonił o drugiej w nocy.
-Veronica?- nie kurwa, mój sobowtór. - Ostatnio wzięłam udział w najnowszych eksperymentach kopiowania ludzi i niestety przeżył tylko sobowtór. - odpowiedziałam sarkastycznie. - Czego chcesz? - zapytałam intruza zwanego powszechnie Marco.
- Masz może kontakt z Lolą? - czy on serio się pyta?
- Marco, do cholery! Jaki ja mogę mieć kontakt z Lolą w środku nocy? - zapytałam nie kryjąc irytacji, bo jego inteligentne pytania potrafiły posąg wyprowadzić z równowagi. - Do rzeczy!- krzyknęłam, bo już troszeczkę się rozbudziłam.
- O widzę, że nie śpisz już to Ci opowiem wszystko po kolei. - przysięgam, że go zabije kiedyś i każdy sąd mnie uniewinni. - Słuchaj, Lola wyszła dziś zaraz po rozpoczęciu imprezy niby na chwilkę i jeszcze nie wróciła. - ocknęłam się trochę, bo przez to co ostatnio się z nią działo, bałam się o nią z dnia na dzień coraz bardziej.
- Dzwoniłeś do niej? - wyprostowałam się na łóżku.
- Co Ty myślisz, że głupi jestem? - nie no przez myśl mi to nie przeszło. - Jasne, z milion razy. Jak w końcu odebrała, to tylko zalana w trupa mi powiedziała, żebym się nie wpierdalał nieproszony i że jest u Ciebie, dlatego dzwonię upewnić się, że wszystko u was dobrze. - a mnie zamurowało. Spojrzałam na telefon, ale nie miałam żadnych wiadomości ani nieodebranych połączeń od blondynki.
- Ale... Ale Marco nie ma jej u mnie. - wydusiłam i poczułam mocny ucisk w gardle. – Zajmij się klubem, ogarnij wszystko, a ja postaram się coś zrobić w związku z tą cholerną alkoholiczką. A teraz nie zajmuj już linii, bo może w każdej chwili dzwonić.
- Informuj mnie o wszystkim-. zarządzał Latynos, po czym się rozłączył.
Do rana nie zmrużyłam oka. Siedziałam przy kuchennej wyspie, próbując dodzwonić się do Loli, ale jak to było do przewidzenia, nie odebrała. Bardzo się o nią bałam. Ale co innego miałam zrobić? Latać po całym miasteczku i jej szukać? Nie miałam zielonego pojęcia gdzie może być. A po ostatnich sytuacjach mogłam narazić nie tylko siebie ale i Lu na kolejne niebezpieczeństwa. Chociaż czułam, że zawiodłam Lolę i powinnam coś zrobić a nie siedzieć w domu i wydzwaniać do niej.
-Co Ty tu robisz tak wcześnie? - z letargu wyrwała mnie moja mała Laura . Opowiedziałam jej w skrócie o problemie alkoholowym Loli, a moja mała wpadła na genialny pomysł. - Wiesz Veronica, ja nie mam takiego luksusu, ale gdybym miała jakieś ogromne problemy, to poszłabym pogadać z mamą. - powiedziała smutnym tonem, a ja pogłaskałam ją po policzku. Też mi brakowało tego, że ze wszystkimi rozterkami mogę iść do mamy i poprosić ją o pomoc.
- Jesteś genialna maleńka. - pocałowałam ją w czoło i zaczęłam szukać kontaktu do mamy Loli. Wiedziałam, że nie będzie to trudne, bo jej mama jest księgową i to jeszcze naszego Magnum. Musiałam mieć gdzieś zapisany jej numer.
-Dzień dobry, z tej strony Veronica Black, przyjaciółka Loli, nie wiem czy mnie Pani pamięta, ale poznałyśmy się jakiś czas temu. - powiedziałam drżącym głosem, bo w sumie sama nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. „Dzień dobry, chciałam powiedzieć, że Pani córka się najebała i w sumie nie wiem gdzie jest"?- Chciałam zapytać czy może widziała się Pani dziś z Lolą, bo mam do niej pilną sprawę, a nie mogę się z nią skontaktować i pomyślałam, że może Pani wie co się z nią dzieje. - starałam się powiedzieć to jak najspokojniej, żeby niepotrzebnie nie wprowadzać paniki.
-A Veronica kochanie miło Cię słyszeć. Jeżeli chodzi o Lolę to chyba jest taką Twoja bliską przyjaciółką, skoro o niczym nie wiesz. - powiedziała takim smutnym tonem, że chciałam przerwać połączenie. - Od jakiegoś czasu nie utrzymuje z nią kontaktu. Obie podjęłyśmy decyzję, że niewiele nas łączy. - zamurowało mnie. Oddałabym wszystko żeby móc przytulić się do mojej mamusi, albo nawet się z nią pokłócić.
- Jak to? Lola nic mi nie mówiła. - chciałam dowiedzieć się co się stało. - Przecież zawsze miałyście taki dobry kontakt.
- Pozmieniało się moja droga, Lola zrobiła coś, co nie jest do wybaczenia, ale najlepiej niech sama Ci o tym opowie. Nie mam siły o tym rozmawiać. Przepraszam skarbie. - po tych słowach usłyszałam tylko głuchy sygnał w słuchawce, a w głowie miałam mętlik.
Skoro to się stało niedawno, to może nie przez Whiteów Lola piję, tylko przez brak matki przy sobie. Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi.
***
Stałam przed budynkiem głęboko oddychając. Mimo, ze ostatnio dużo przeszłam i psychiczne byłam zdruzgotana. Musiałam walczyć i musiałam być twarda. Dlatego teraz stałam przed moim ukochanym miejscem. Dawno mnie tu nie było na dłużej. Magnum dzięki Marco powoli wracało do starego wyglądu, ale nadal gdzie nie gdzie widać było poobdzierane ściany i ubytki w wyposażeniu, chociaż mimo to całość i tak prezentowała się dużo lepiej. Zdecydowałam się pociągnąć za klamkę by nie myśleć dłużej nad tym czy przypadkiem nie spierdolić. Nie mam pojęcia czym się stresowałam - przecież to tak jakbym wchodziła do własnego domu. Może nie chciałam tu być przez ostatnie wydarzenia? Ale chciałam. Chciałam chociaż na chwile o tym zapomnieć. A coś czułam, że tu będę mogła odpocząć od tego strasznego świata, którym się teraz otaczam.
- Jestem! - krzyknęłam kiedy znalazłam się już na zapleczu.
- Nie, nie, KURWA NIE! - usłyszałam wręcz histeryczny krzyk Marco, który chodził po sali w czapce. Nie zdążył jej jeszcze ściągnąć?
- Marco, co się dzieje? - spytałam z troską, naprawdę bałam się, że stało się coś jeszcze gorszego niż przez ostatnie kilka tygodni.
- A dzieje się, dzieje. Wyglądam jak jakaś gejsza albo inna choinka w święta! - krzyczał coraz głośniej, a ja odruchowo spojrzałam na jego strój. Wyglądał tak jak zawsze, więc nie wiem o co mu chodziło. - Włosy. - dodał po chwili zdejmując przy tym czerwoną czapkę z daszkiem. Przez krótki czas stałam w oszołomieniu, aby potem wybuchnąć gromkim śmiechem. Jego włosy przypominały dosłownie sygnalizację świetlną. Mieszały się ze sobą w kolorach zieleni, żółci i czerwieni połyskując wesoło.
- Aaale jaak..- mówiłam przez śmiech wgapiając się w jego bujną czuprynę.
- Zażartowałem z fryzjerką, że chciałbym być zauważalny jak sygnalizacja świetlna, ale nie sądziłem, że nie ma poczucia humoru. Liczyłem na jakiś ładny neon, a nie gówno z kokardką. Oczywiście nie zapłaciłem suce przez co oburzona zarzuciła mi, że sam chciałem. Tępa szmata. - fuknął rozemocjonowany i założył z powrotem swoją kaszkietówkę.
- W twoim wykonaniu już nic mnie nie zdziwi kretynie. - ostatni raz się zaśmiałam.
- Spierdalaj. - skwitował naszą rozmowę i poszedł obrażony na zaplecze. Jak z dzieckiem.
***
Dzisiaj pracowałam na pełnych obrotach gdyż na sali byłam sama. Margaret miała wolne. W piątki zazwyczaj był mały ruch więc spokojnie jedna kelnerka wystarczyła - Marco siedział zapłakany na zapleczu od czasu do czasu podając mi z ukrycia alkohol, żeby przypadkiem nikt nie zobaczył jego nowej fryzury, a Lola całkowicie olała club i nawet nie przyszła.
Nogi mi prawie odpadały a jedyne o czym marzyłam to, żeby się położyć i odstresować. Tęskniłam za tym miejscem choć w clubie White'ów miałam o wiele wyższe standardy, jednak tutaj wiążą się cudowne wspomnienia, imprezy z przyjaciółmi, samo to, że stworzyliśmy to miejsce.
Ostatni klient właśnie wychodził z sali a ja mogłam nareszcie odetchnąć i skończyć swoją zmianę.
- Za to opierdalanie dzisiaj sprzątasz całą salę frajerze. - zwróciłam się do przyjaciela i wyszłam z Magnum od razu kierując się do domu. To był męczący i zwariowany dzień. Gdy byłam już prawie pod domem, bo przecież dla mnie to krótki spacerek. mój telefon zaczął dzwonić. Numer nieznany. Nie odbieraj Veronica, nie odbieraj, nie odbieraj.
- Halo? - oczywiście, że tak, przecież nigdy nie słucham swojej podświadomości. - Halo? - powtórzyłam, ale w słuchawce odpowiedziała mi tylko głucha cisza.
- Do zobaczenia. - Usłyszałam zachrypnięty głos i przerwane połączenie.
Mój telefon upadł na kostkę z głośnym echem najprawdopodobniej tłucząc ekran, ale nie obchodziło mnie to w tamtej chwili ponieważ nawet nie zdawałam sobie sprawy w jakie bagno się wpakowałam.
***
CZEŚĆ!
Rozdział trochę późno, mamy nadzieję, ze nie śpicie!
Zostawiamy Was z kolejnymi zagadkami i niewyjaśnionymi sprawami!
Miłego czytania!
Do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro