6. Pilnuj się Veronico, bo twoja pewność Cię zgubi.
Minęło 2 dni odkąd zgodziłam się oczywiście nie z własnej woli pracować u Państwa White. Kurde i teraz od 2 dni każdą wolną minutę spędzam nad rozmyślaniem jak będzie wyglądać moje życie. Czy ja się tam sprawdzę? Bo szczerze mówiąc to jest ekskluzywny klub dla bogatych gości i tam nie ma miejsca na jakąś słabą robotę. Wszystko musi być na tip-top. A Veronica Black musi wpasować się w to wszystko. Ale przecież ja tak nie umiem wszystkiego dobrze robić. Niby pracowałam już w Magnum i chyba tam będzie podobna klientela, ale pewności nie mam.
O Mater Dei przecież Veronico zawsze, gdy wstajesz rano z łóżka to powtarzasz sobie to piękne zdanie: Dziewczyno jesteś przecież normalną, piękną dziewczyną nie zrób dziś nic głupiego! I co Veronica robi ? Naraża się jakiejś babie, która ma czterech groźnych synów i oni zabijają ludzi o tak po prostu! No to faktycznie wyszło Ci to Vera. No właśnie. Cały czas zastanawiam się co oni tak naprawdę robią. Bo to na legalna robotę nie wygląda. Ciekawe czy ich mamusia wie co jej chłopcy robią po nocach.
Siedzę sobie w kuchni. Oczywiście poparzyłam sobie język bo herbata okazała się gorąca. Zawsze jestem zaskoczona tym faktem i oczywiście zawsze muszę się poparzyć. Bracia White, Bracia White co oni mają w sobie? Ciekawe czy ja będę ich widziała jak zacznę tam prace? Czy będę musiała z nimi utrzymywać kontakt? A co gorsze czy będę z nimi współpracować? Nie, żeby coś, ale z Alexandrem tak chyba miał na imię to ja bym mogła utrzymywać ten kontakt. A szczególnie wzrokowy.
Jego oczy, piękne oczy. W oczach ukryte jest wszystko – tak mówiła mi zawsze mama. No on ma cudowne tęczowki. Z resztą on ma wszystko wspaniałe. To jest Bóg przystojnych facetów. Pewnie nie jeden chciałby wyglądać tak jak on. Ale nieeee.... Taki facet jest tylko jeden na świecie i oczywiście musi mieć chorą psychicznie matkę i braci też dziwnych. A nie wiadomo czy i on ma równo pod sufitem. Już bym się mogła poświecić i pomagać mu w czymś. Parzyć mu kawę albo herbatę i patrzeć na niego cały czas. Ale przecież za patrzenie nie będą mi płacić.
Matko! Co ja tam będę robić? Debilko będziesz gości obsługiwać! Moja wewnętrzna ja odezwała się. Musze poćwiczyć ta obsługę bo u Loli się nie pierniczyłam z tymi gośćmi, ale tutaj to trzeba zachować się przyzwoicie bo jak nie to przecież oni mogą w najgorszym wypadku mnie zabić! No tak teraz sobie zdałam z tego sprawę, że jak im coś nie będzie pasować to mnie zabiją tak jak tamtego chłopaka. Tylko ja to bym chciała chyba już w lesie zginąć tak na łonie natury a nie pomiędzy blokami. Super, czy ja właśnie planuje swoją śmierć tak na spokojnie. Przecież powinnam panikować, nie wiem co mnie czeka i chyba zacznę panikować!
Dobrze Vera uspokój się. Nie myśl na zapas. Przecież to babsko powiedziało, że się nadajesz, wiec chyba wie, co mówi. A jak nie wie to mogła mnie nie brać na swój cel. Przecież sama się prosiła o mnie. Ciekawe jak tam jest. Pewnie wszystko ocieka w luksusach. Może będę miała nowe koleżanki? BĘDĘ MIAŁA NOWE KOLEŻANKI !!! Nie no to mi nie grozi ja się za szybko nie zaprzyjaźniam. Przecież to ja. Doba Veronica teraz na serio ogarnij się. Trzeba iść do pracy. Normalnej pracy. Musze odpocząć psychicznie. Za dużo nerwów mnie to kosztuje.
Taaaa... nerwy to ty będziesz miała jak kopnie cię zaszczyt Panią White obsługiwać. Pewnie będę miała jakieś niezłe wdzianko tak jak reszta. Bo chyba nie będę tam sama? A jak ta Paniusia wymyśliła sobie, że ja mam być tam sama! Co ja wtedy zrobię? Przecież to będzie koszmar. Ale chociaż będę widziała Aleksandra... On i jego ciało. O nie, nie, nie przestań, bo to zmierza w złym kierunku.
Postawię się jej jak się okaże, ze będę musiała wszystko ogarniać, bo nie jestem herosem czy coś. Jestem zwykłą dziewczyną. No właśnie zwykła dziewczyną to, dlaczego ona mnie wybrała. Gdyby nie te wszystkie akcje to ja bym w życiu się nie zgodziła na to. I opieka społeczna, która zaczęła się interesować moją praca – to już był gwóźdź do trumny. Kurcze, może w moim przypadku ta trumna to źle zabrzmiała. Ale taka jest prawda. Nie lubię pracować u ludzi, którym nie ufam nawet, gdy wyglądają jak Bogowie Seksu. Dobra Vera przestań myśleć już!
Mimo wszystko coś mi podpowiadało, że źle zrobiłam decydując się na tą pracę. Dalsze sytuacje jeszcze bardziej mnie w tym utwierdziły.
***
Jak co sobotę weszłam do klubu, żeby ogarnąć wszystko na imprezę. Jejku mimo że często narzekałam na swoją pracę to jednak kiedy zobaczyłam uśmiechniętego Marco i już szczęśliwą Lole, świat przestawał istnieć. Tak bardzo ich kochałam. Byli dla mnie najważniejsi. Pomimo ostatnich tajemnic blondynki po jej załamaniu nie mogłam jej zmuszać do tego, żeby mi powiedziała co się dzieje. Była w kompletnej rozsypce a ja nie chciałam pogarszać sytuacji.
Po ostatniej imprezie i demolce jaką nam zafundowali Ci cali bracia White, bo to na pewno byli oni. Charakterystyczny głos Johna rozpoznam wszędzie, nie było ani śladu. Wszyscy pracowaliśmy na to aby nasz mały dom wrócił do ładu i składu. Każdy z nas dawał z siebie jak najwięcej i w końcu nam się udało. Dzisiaj kolejna impreza.
Kiedy zobaczyłam całą ekipę, która dokonywała ostatnich poprawek zrobiło mi się ciepło na sercu. Im też tak bardzo zależy na tym, żeby to miejsce wróciło do poprzedniego stanu. A radość jaka malowała się na twarzach wszystkich dodawała mocy. Coś czułam, że to będzie udana noc.
- Hej wszystkim. - powitałam ich z równie pozytywną energią.
- Vera! - przywitała mnie całusem Lola. - Dobrze Cię widzieć.
- To samo mogę powiedzieć o Tobie. - uśmiechnęłam się do niej. - Widzę, że lepiej wyglądasz. - bo naprawdę tak było, jej twarz już nie była taka blada, a jej oczy podkrążone z sińcami pod.
- I tak też się czuje. - odpowiedziała. - Widzisz jaka magia, wszystko jest po staremu. - wskazała ręką parkiet i bar.
- No a jakżeby inaczej skoro masz nas. - wtrącił się Marco. - Hejka Vera. - pocałował mnie w policzek.
- No hej Herkulesie. - zachichotałam. - I tak à propos zgadzam się z nim, taka ekipa to skarb. - dokończyłam.
- Zgadza się dziękuję Wam. - popatrzyła na nas blondynka. - Nie wiem co bym bez Was zrobiła. - przytuliła nas.
- Dobra laski koniec tych smutów czas otwierać tą budę i zarobić grube hajsy! - wykrzyczał Marco na co uruchomili się Nate i Oli.
- Zgadzamy się. - zawtórował Natan.
- Czy ktoś wspomniał o hajsie? - zapytał Olivier.
- Jestem zwarta i gotowa. - odpowiedziała Margaret.
- Ale brakuje jeszcze Lizzie. - spostrzegła nagle moja przyjaciółka.
- Próbowałam się do niej dodzwonić ale nie odbiera. - odpowiedziała Margaret.- Może się spóźni.
- Może ją coś zatrzymało? - dorzucił latynos.
- Dobra załoga do roboty. - rozkazała Lola z uśmiechem. - Póki co będzie luźno więc pozwolę jej się trochę spóźnić. - zaśmiała się.
I tak właśnie wszyscy zajęliśmy swoje role. Od tamtej imprezy gdzie się schlałam nie piłam alkoholu w pracy. Nie zamierzałam tego zmieniać nawet widząc rozbawioną twarz mojego przyjaciela, który polewał sobie trunki i perfidnie patrzył na mnie wypijając je. Co za idiota.
Dzisiejszej nocy było sporo ludzi. Mogę nawet powiedzieć, że było ich w chuj. Jeszcze chyba nigdy nie było ich tyle. Ledwo co dawałyśmy sobie rade we dwie. No właśnie we dwie. Lizzie do nas nie dotarła. Zastanawiało nas to. Kilka razy do niej dzwoniłam ale nic zero odpowiedzi. Dziwno no ale cóż znalazłyśmy się w takiej sytuacji, więc musiałyśmy jakoś ogarnąć wszystko.
O godzinie czwartej rano było już pusto. Padałam na twarz. Byłam wykończona. To była najcięższa noc od kiedy pracuje w Magnum. Wszyscy stwierdziliśmy to jednogłośnie. Nawet nasza szefowa jak nigdy sięgnęła po tace i rozdawała alkohol. Teraz sprzątaliśmy bar, parkiet i loże. Oczy już mi się same zamykały i już wyobrażałam sobie moje ciepłe łóżko a siebie w nim. Fakt, że dzisiaj klienci nie zostawili dużo syfu za co w duchu byłam im wdzięczna. Powoli ogarnialiśmy nasze miejsce pracy kiedy nagle do drzwi wejściowych zaczął się ktoś dobijać.
- Ochrona już poszła? - zapytałam Loli.
- Tak jakieś dziesięć minut temu. - odpowiedziała a ja widziałam w jej oczach strach.
Ja też się bałam. Byliśmy sami. A jak to znowu Ci bracia? A jak tym razem zrobią nam krzywdę?
- PROSZĘ OTWORZYĆ! TU POLICJA. - usłyszeliśmy nagle donośny głos.
Policja?
Blondynka podeszła zdezorientowana do drzwi i otworzyła je. Do środka weszło dwóch wysokich, dobrze zbudowanych, uzbrojonych mężczyzn w mundurach. Stanęliśmy jak wryci. Czego oni tutaj szukają? Jeżeli przyszli na imprezę to ciut się spóźnili.
- Wi... Witam. - wyjąkała Lol. - W czym mogę pomóc? - zapytała zdezorientowana jak my wszyscy.
- Witam. - odpowiedział jeden z nich. - Nazywam się George Stuart jestem policjantem. - serio? Nie zauważyłam. Veronica opanuj się. Stres na mnie źle działa. - Mamy do Państwa kilka pytań. - dokończył poważnie.
- Słuchamy. - Lola kiwnęła ręką żebyśmy podeszli bliżej niej.
- Chodzi o Lizzie West. - zamarłam. - Wczoraj jej rodzice zgłosili zaginięcie. - To się nie dzieje naprawdę. - Dostaliśmy informację, że tu pracuje. - spojrzałam przerażona na tych mężczyzn.
- Tak pracuje tutaj. - odpowiedziała Margaret. - Miała być tutaj dzisiaj na zmianie ale niestety nie pojawiła się. Coś się stało? - zapytała zaniepokojona brunetka.
- Czyli jej w pracy dzisiaj nie było. - spojrzeli na siebie policjanci a jeden z nich notował coś w jakimś notatniku. - Tak jak mówiłem jej rodzice zgłosili zaginięcie a my staramy się ustalić gdzie była ostatni raz widziana. - spojrzał na nas funkcjonariusz. - Każdy z Was dostanie wezwanie na policję na przesłuchanie, póki co nie możemy nic więcej powiedzieć. - podziękowali nam i wyszli.
Wszyscy staliśmy w szoku i zastanawialiśmy się co się takiego stało. Nagle spojrzałam na Lolę a jej twarz znowu była blada. Skrzyżowałyśmy ze sobą spojrzenia i szukałam w jej oczach jakiegokolwiek znaku, że wie co się stało.
Niestety na marne. Nie wiedziała. Nikt nie wiedział.
***
- Czas zacząć przedstawienie. - powiedziałam do siebie spoglądając na swoje odbicie w lustrze.
Nadszedł ten dzień, dzień w którym miałam schować honor do kieszeni i zacząć szanować rodzinę White'ów. Jednak cały czas nie dawała mi spokoju ta sprawa z Lizzie. Lecz musiałam to na chwile odstawić na bok. Ubrałam się elegancko, ale nie maturalnie. Założyłam czarne obcisłe, skórzane rurki, wysokie srebrne szpilki na platformie, czarną dopasowaną bokserkę oraz tego samego koloru ramoneskę. Włosy wyprostowałam a na twarzy narysowałam trochę bardziej atrakcyjną siebie, chociaż po wydarzeniach minionych dni ciężko było cokolwiek wskórać, aby mój wygląd przypominał kobietę a nie upora z taniego horroru.
Zarzuciłam włosy na plecy i z pewną siebie miną wyszłam. Przed domem stała już taxi, bo trochę nie bardzo by było w takim opakowaniu i do takiego miejsca wybrać się autobusem, toteż stwierdziłam, że nadszarpnę trochę swój i tak dość lichy budżet. Podałam kierowcy adres i z zaciśniętym żołądkiem czekałam, aż dotrzemy do celu.
Droga dłużyła mi się niesamowicie. Do rodziny Okrutnych nie było jakoś daleko, ale sama myśl o spotkaniu z nimi spowalniała czas. Kiedy wjechaliśmy na osiedle najbogatszych domów, to wiedziałam, że już niedaleko. Taksówka zatrzymała się przed jednym z największych domów, o ile taki pałac można nazwać po prostu domem.
Szczerze? Oniemiałam z wrażenia, posiadłość była ogromna, budynek stał na wzgórzu, które oświetlone było ze wszystkich stron. Kiedy wyszłam z pierwszego szoku, dałam kierowcy pieniądze i nie czekając na resztę wyszłam. Niech zna łaskę Pani. Stanęłam przed pokaźnych rozmiarów bramą bijąc się z myślami czy uciekać czy zostać.
- Zapraszam, Pani Domu już czeka. - z letargu wyrwał mnie głos kogoś w rodzaju ochroniarza. Osoba, która mnie zawołała to postawny, ubrany na czarno mężczyzna, posturą przypominający ogra. Jedyne co odróżniało go od Shreka to to, że nie był zielony i był przyjemniejszy w zapachu.
Wchodząc za bramę zamurowało mnie po raz kolejny, ogród przez który przechodziłam był jak z ogrodów zamkowych i widać było, że pracował nad jego elegancją i szykiem cały sztab ekspertów. Domyśliłam się więc, że jeśli wejdę do domu nie czeka mnie nic innego jak kolejne zapierające dech w piersi doznania wspaniałe dla oczu.
- Proszę tędy. - nie zawiodłam się kiedy zapachowy Shrek otworzył mi drzwi. Gdyby to był film, to na pewno moje wejście byłoby w spowolnionym tempie, bo to co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Nawet nie wiem jak nazwać pomieszczenie, do którego weszłam, hol? Przedpokój? Wiatrołap? Salon czy po prostu pomieszczenie na miarę królewskich luksusów. To było po prostu jak z bajki, wszystko w odcieniach bieli i złota, na ścianach obrazy i to raczej nie zwykle sklepowe podróby, schody prowadzące na górę były jak z domku dla lalek, o którym zawsze marzyłam, a na suficie? Na suficie wisiał żyrandol wielkości mojego całego mieszkania i nie powiem wyglądał na dość kosztowny. Serio... ironia w tym momencie to jedyne co przeze mnie przemawiało, bo nie dało się ogarnąć całego wystroju mówiąc ooo nawet tu ładnie, szykowne mieszkanie Pani Isabello przecież jakbym miała tak powiedzieć, to lepiej się wcale nie odzywać.
Stało się... Po ogromnych schodach zeszła ta żmija w ludzkiej skórze z judaszowym uśmiechem na swej wyszpachlowanej mordzie.
- Miło Cię widzieć Veronico. - już leciała mnie uściskać, ale co to to nie, ja się potem nie będę w chemikaliach kąpać. Toteż lekko się uchyliłam wyciągając rękę w jej stronę, zawsze to mniejsze zło.
- Dzień dobry Pani White. - dokleiłam sobie uśmiech i uścisnęłam dłoń kobiety.
- Cieszę się, że w końcu do mnie przyszłaś, już zaczynałam się martwić, że się rozmyśliłaś. - ta, ja też się w chuj cieszę, że tu jestem. Ostatni raz przeżywałam taką euforię kiedy w pizzerii powiedzieli, że skończył się ananas i muszę wybrać inny składnik pizzy. Pojebana baba.
- Obiecałam, że przyjdę to jestem. Mam nadzieję, że z Pani strony też mogę liczyć na dotrzymanie słowa. - powiedziałam dość chamsko, ale chcę żeby wszystko było między nami jasne. Niech sobie nie myśli, że jestem tu dla przyjemności.
- Skarbie, znasz mnie, jeśli ktoś jest dla mnie miły, to ja umiem się odwdzięczyć w należyty sposób. - jeszcze raz powie do mnie skarbie, a przysięgam wyrwę jej język i wsadzę w dupę.
- Mam nadzieję Pani Isabello, że nasza współpraca nie będzie dla nas obu tak uciążliwa jak początek naszej znajomości.
- Dobrze Veronico, przejdźmy do konkretów. - w końcu, bo już kończyła mi się cierpliwość.
- Chodź oprowadzę Cię po domu i przybliżę Ci co z grubsza zasady Twojej pracy i Twoje obowiązki.
Jestem realistką, więc wydaje mi się, że to co zobaczyłam w dalszej części domu nikogo nie zaskoczy. Trudno by było sobie wyobrazić, że reszta domu jest urządzona w innym stylu niż hol i ogród. Pomieszczenia były na prawdę królewskie, ale moje stanowisko pracy znajdowało się za domem. To co zobaczyłam to był krótko, zwięźle i na temat sztos jak skurwysyny. Za domem znajdował się basen wielkości niejednego małego miasta i bar, ale bar który niczym nie przypominał tego z naszego clubu.
To było stanowisko urządzone w nowoczesnym stylu, całkowicie odmiennym niż reszta posiadłości, przy ladzie barowej znajdowało się około dwudziestu krzeseł a wokół było kilka stolików dla gości. No ciekawa jestem jakich ona ma znajomych, że nie mogą jak inni wpaść po prostu na herbatę.
-Tutaj będziesz pracować moja droga. - no domyśliłam się przecież.
- I mam sama ogarniać bar i gości?- zapytałam, ale co prawda moje pytanie było głupie, bo za taką kasę jak ona będzie mi płacić, to powinnam być jeszcze ratownikiem przy basenie.
- Oczywiście, że nie, Twoim zadaniem jest tylko bycie kelnerką, a barem zajmie się nasz długoletni pracownik. - odpowiedziała z udawaną sympatią w głosie. - Myślę, że to co ważniejsze mamy ugadane, więc zapraszam Cię jutro wieczorem na pierwszy dzień pracy. Myślę, że będzie to bardzo owocna współpraca Vero. - ostatnie słowa wypowiedziała w taki sposób, że mnie zmroziło, serio... ona mnie doprowadza do stanu przedzawałowego za każdym razem jak chce być miła, czyli za każdym razem jak się do mnie odezwie.
- Carl, odprowadź Pannę Veronice i poproś szofera żeby odwiózł ją do domu. - powiedziała do Shreka i poszła w swoją stronę.
A ja byłam pewna jednego to nie będzie najfajniejsza z moich przygód.
***
Czekałam właśnie w obskurnym, niby ekskluzywnym holu, czekając na szofera, który odwiezie mnie do domu. No zajebiście. Nie to, że mi się to nie podoba ale dla mnie to już za dużo. Fajnie, że o mnie pomyślała i nie muszę zapierniczać do domu z buta ani tłuc się autobusem ale nie wiem jak mam się zachować. To co teraz będę miała swojego prywatnego szofera? Nie wyobrażaj sobie za dużo Veronica. A że niby pomarzyć nie można?
Nie, nie wytrzymam - pomyślałam i ruszyłam wzdłuż korytarza. Moja wścibskość nie zna granic. Zobaczysz Veronica, jeszcze cię to zgubi. Ale ja jak zwykle. Muszę zrobić po swojemu.
- Co z nią zrobimy? - usłyszałam męski, głęboki i wzbudzający respekt głos. - Nie możemy trzymać jej tu w nieskończoność, w końcu ktoś się zorientuje, że coś jest nie tak. Nie wiem czy możemy zaufać blondynie, zaczęła się łamać. - kurwa, ciekawe o kogo chodzi tym psycholom. J
a wiem, że jako racjonalnie myśląca osoba powinnam teraz spierdolić. Tylko kto powiedział, że ja jestem racjonalnie myślącą osobą? Przycisnęłam ucho bliżej drzwi i nasłuchiwałam jak się okazało bardzo interesującej rozmowy.
- Nie wsypie nas, wystarczająco ją nastraszyliśmy demolując jej klub. - wiedziałam, że to ta popierdolona rodzina to zrobiła. - Poza tym jak nas wyda to sama straci, przecież to ona podsunęła nam te dziewczyny, żeby ratować swój marny tyłek, no i nie straciła by tylko honoru ale też życie. - Boże, Vera co ty robisz w tym pojebanym miejscu z jeszcze bardziej pojebanymi ludźmi.
- Zabierzcie ją razem z resztą dziewczyn dla bezpieczeństwa, bus do Meksyku już czeka. Niech wie, że zadarła nie z tymi ludźmi co trzeba. - Dodała, o losie kobieta, która powodowała u mnie gęsią skórkę i suchość w gardle. O czym ona do cholery mówiła. Jaki bus? Do jakiego Meksyku? Z Jakimi dziewczynami? Zaczęłam zastanawiać się czy dobrze robię zgadzając się na ofertę pracy tutaj, wiadomo tyle pieniędzy piechotą nie chodzi, ale za jaką cenę? Wywiozą mnie gdzieś, zgwałcą, zakopią w lesie żywcem, nie nie nie, uciekaj Black póki czas. W ogóle co za zbieg okoliczności - Black, White, normalnie dream team.
Rozmowa ucichła, a ja nadal przyklejona byłam do dębowych drzwi chcąc nie przegapić ani słowa. Jednak życie znów mnie zawiodło, drzwi otworzyły się gwałtownie i uderzyły w moje i tak już wielkie czoło.
- Kurwa, uważaj, tu są ludzie! - krzyknęłam na sprawcę mojego cierpienia, nawet nie sprawdzając kim był.
- Nie powinno cię tu być. - Poznałam ten głos. Należał do tego Alana...Alexandra? O tak, dokładnie.
- Może nie powinno, ale Twoja apodyktyczna matka mnie tu przyprowadziła, chuj jeden wie w jakim celu. Znudziło mi się czekanie na szofera, który ma mnie odwieźć do domu więc postanowiłam pozwiedzać. - uśmiechnęłam się fałszywie czując dziwny napływ odwagi. Znowu w złym kurwa momencie.
- I dlatego postanowiłaś pozwiedzać z bliska drzwi, do których przylgnęłaś jak magnez? Nie rozśmieszaj mnie dziewczynko, szpiegowałaś. - Cholera, jak to odkrył? No tak idiotko, bo wcale nie przykleiłaś się do drzwi gdzie naradzali się w jakiś pojebanych sprawach.
- Proszę cię, wolałabym wrócić do szkoły niż słuchać waszym zjebanych pogadanek na temat nielegalnego transportu dziewcząt i zastraszania Bogu winnych kobiet. Wcale mnie to nie obchodzi. - Masz rację Veronica, powiedz mu więcej, przecież wcale nie wiesz o czym rozmawiali.
- Pilnuj się Veronico, bo twoja pewność Cię zgubi. - Założył mi kosmyk włosów za ucho i odszedł.
Stałam jak słup soli, czekając na tego cholernego kierowcę. Jednak ciekawiło mnie, dlaczego nic mi nie zrobił, przecież bez problemu mógłby teraz wyciągnąć spluwę zza pazuchy i odstrzelić mój niewyparzony język, on jednak mnie ostrzegł i odszedł.
Pojebany, ja bym nie darowała nikomu podsłuchiwać rozmowy, która może zaważyć na moim życiu. Stałam tak jeszcze z dziesięć minut, po czym Pani Straszna wyszła z pomieszczenia i poinformowała, że kierowca już czeka od dłuższego czasu. To na chuj ja tu tyle stałam i marnowałam czas?
- Jeszcze pogadamy jak zaczniesz pracę. Pamiętaj jednak Veronico, aby nie pytać za dużo, im mniej wiesz tym lepiej śpisz. - Dodała suchym, wypranym z emocji głosem i odeszła w nieznanym mi kierunku.
W coś ty się Veronica wpakowała?
***
Witajcie!
Dzisiaj rozdział troszkę krótszy ale konkretny!
Obiecujemy że kolejny będzie dłuuuuższy!
Jak myślicie co spotka Veronicę? No i co się stało z Lizzie?
Do następnego xx
ZOUZY!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro