Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Czy ty mi grozisz?

Moja najbardziej znana cecha? Zawsze się bałam zmian, jednak paradoksalnie podejmowanie trudnych decyzji właśnie przez stosowanie zmian to chyba moje drugie imię. Zawsze, gdy wybrałam jedną z opcji zmieniało się całkowicie moje życie, dlatego tak cholernie się tego boję. Czemu zawsze to ja muszę dokonywać wyboru? Dlaczego nie mam kogoś kto mógłby mi pomóc i zrobić to za mnie? Postawić mnie przed faktem dokonanym, chociaż znając mnie, to miałabym problem z tym, że ktoś wtrąca się w moje życie. No nie dogodzisz...  Ale nie, przecież jestem sama, więc nikt mi nie pomoże nigdy w takiej sytuacji. Zawsze Vera dawałaś sobie radę, teraz też dasz. Ale jak podjąć decyzję, która albo może Ci zniszczyć życie albo je poprawić? Nigdy nie umiałam wybrać dobrze. Czy ja już nie wyczerpała limitu podejmowania takich decyzji? Halo, ktokolwiek kieruje moim życiem , czy możesz przeczytać mój życiorys i zobaczyć, że już sporo takich wyborów dokonałam? Może już wystarczy tego wszystkiego. Ja rozumiem, że każdy ma wolną wolę i ma prawo do kierowania swoim losem, no ale to już chyba przesada. Może w końcu ktoś inny sobie powybiera, a ja będę sobie żyła w spokoju. Zbyt piękne, żeby było prawdziwe... oczywiście Veronica będzie podejmować decyzje trudne, bo przecież łatwe decyzje są dla cieniasów.

Boooooże... Siedziałam sobie tak sama na zapleczu, schowana przed wszystkimi, przy zgaszonym świetle już ładnych parę minut. Siedziałam i myślałam, myślałam, myślałam, a wiedziałam dobrze, że ostatnio mi to nie wychodzi. Za dużo wszystkiego miałam na głowie. Jeszcze mi rodziny White brakowało. Nie lubiłam jak ktoś traktował mnie jak przedmiot.

Ona uratuje nasz budżet..

Te słowa nie dawały mi spokoju, nie mogłam się na niczym skupić. Dlaczego tej kobiecie tak zależy na tym, żebym dla niej pracowała? Do czego ja bym się mogła nadawać, co jest we mnie takiego wyjątkowego? Przecież ja jestem zwykłą dziewczyną, pracującą w barze jako kelnerka. Nic specjalnego. Szara myszka, no może czasami powiedziałam coś, co myślę i trochę pyskowałam, ale to normalne. Może ja na serio jestem wyjątkowa? Ale w czym? W tym, że upijałam się w pracy i pozwalałam na to, żeby obcy facet mnie odwoził do domu ? Przestań o tym myśleć! Jeju, przecież oni nawet nie wiedzieli, że ja nic nie pamiętałam.

Czym oni się zajmują, że ja mogłabym tam pracować? Może mają bardziej ekskluzywny club od Magnum? No ale chwila, przecież nie odejdę do innego clubu, Lola za dużo dla mnie zrobiła, żebym zostawiła ją teraz na lodzie. Wiem! Oni chcą mnie jako błazna! Pewnie nieźle się uśmiali jak ten ich najstarszy brat, a syn tej baby opowiadał jaka ja rozrywkowa jestem. Straszne to jest. Mówiła coś o jakiejś obsłudze gości na imprezach i to chyba takich eleganckich imprezach. Ale przepraszam bardzo, co to ja łata jakaś jestem, żeby jakieś dziury w budżecie łatać? Co ten koleś musiał nagadać na mnie? Jak go spotkam, to mu powiem co o nim myślę! O nim i jego całej rodzince! A ja głupia chciałam go przepraszać za moje zachowanie. A w życiu go nie przeproszę. Nie będą mnie traktować jak rzecz jakąś. Nie dam się! Niech sobie w dupe wsadzą swoją kasę!

Nie wiem o co im chodziło, ale pewnie to nie będzie nic dobrego. I znowu nadszedł ten czas, czas na podjęcie decyzji. I oczywiście muszę to zrobić sama, bo to przecież będzie decydowało o dalszym losie, nie tylko moim, ale jedynej bliskiej mi osoby, która coraz bardziej się ode mnie odwraca. Nie będę się oszukiwała, ta kasa by mi się naprawdę przydała.

Westchnęłam... Po jaką cholerę ja wtedy tak piłam do nieprzytomności? A no tak bo jestem głupia! Brawo Ty! Jakbym nie piła na umór, to nie musiałby mnie nikt odwozić do domu i poznawać ze swoją matką. Jeszcze Lola zachowuje się tak jakby się ich bała... to jest chyba najbardziej zastanawiające ze wszystkiego, dlaczego zgodziła się żebym miała dodatkową pracę? Pewnie jeszcze sporo czasu mi zajmie szukanie odpowiedzi na to pytanie. Vera, Vera hamuj się, bo zaczynasz wariować!

Dobra czas wrócić do pracy bo siedzę tu i siedzę, a robota sama się nie zrobi. Zaczęłam ogarniać loże, parkiet i poprawiać dekoracje. Dzisiaj motywem przewodnim imprezy były tropiki. Ale się ta moja przyjaciółka postarała. Palmy to były chyba wszędzie gdzie tylko mogły być. Poduszki w lożach miały zwierzęce motywy a nad głowami nad parkietem zwisały duże, tropikalne liście. Wow sala robiła wrażenie. Ależ ta Lola ma pomysły.

Niestety ja długo się nie napracowałam ponieważ cały czas nie mogłam zrozumieć co oznaczały słowa kobiety. Rozbrzmiewały mi one stokrotnie w uszach. Pomimo setek przemyśleń, nadal nie rozumiałam czego ta kobieta ode mnie chce i dlaczego do cholery zgodziła się na to Lola.

Chciałam zaczerpnąć rady eksperta, bo nikt nie był tak dobrym ekspertem do spraw beznadziejnych jak Marco. Jednak cały czas coś mi to utrudniało, bo któreś z nas zawsze miało coś do zrobienia, jak nie wyłożenie towaru to ostatnie poprawki na sali. Nie mogłam doczekać się momentu, aż będę mogła wysłuchać opinii przyjaciela. Lola też jest moją przyjaciółka, której mogłabym się poradzić, jednak po tym zajściu coś kazało mi trzymać się na dystans. Może dlatego, że nie rozumiałam dlaczego ewidentnie boi się tych ludzi, dlaczego w ogóle zgodziła się na ten pomysł, albo chociaż dlaczego mnie jakoś nie uprzedziła, bo ona nie wyglądała na zaskoczoną.

W końcu znalazłam chwilę, aby porozmawiać z Marco. Zawołałam mojego przyjaciela, który wpasował się w klimaty i miał bandanę na głowie w kwiaty tropikalne, w miejsce gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał, bo każdy z nas tam chodzi tylko wtedy, kiedy musi, czyli zazwyczaj przed zamknięciem. Takim miejscem jest składzik że stertą szczotek i innych rupieci do sprzątania.

-Dlaczego mnie tu przyciągnęłaś?- zapytał z wyrzutem. - Chcesz nabawić się astmy do cholery? Tu jest większe stężenie kurzu niż w naszych pokojach razem wziętych – zaczął teatralnie wymachiwać rękami.

-Nie zachowuj się jak baba! - niecierpliwiłam się – Słuchaj mam problem.- zaczęłam

- A jak mam się zachowywać?! Ty wiesz jak takie warunki wpływają na cerę? - nie zwrócił w ogóle uwagi na drugą część zdania i wiedziałam, że zaraz zacznie się wywód na temat tego, jak teraz trzeba o siebie dbać żeby podrywać laski. – Myślisz, że panienki lubią jak się je mizia szorstkimi dłońmi? – zaraz mu coś zrobię! Przysięgam.

- Marco do cholery! Skup się, bo będziemy tu siedzieć w nieskończoność- przerwałam mu ten słowotok. - Nie wciągnęłam Cię do schowka po to, aby słuchać o wpływie kurzu na męską cerę. - zamknął się zdezorientowany moim wybuchem. - Słuchaj. – ponownie chciałam nakierować jego uwagę na odpowiedni tor.- Nie wydaje Ci się dość dziwna ta cała akcja z tą pracą? –zapytałam ciekawa jego opinii.

- Jasne, że mi się wydaje. Przecież to ja jestem dużo lepszy w ogarnianiu imprez niż Ty. - znowu się zaczyna.

- Nie o to chodzi egoisto! - krzyknęłam. Rzadko mi się to zdarza, ale On jest czasem taki irytujący. - Chodzi mi o to, że ta kobieta proponuje mi fortunę za pracę, a na koniec twierdzi, że jestem lekiem na jej budżet. To przecież jakby przeciwność nie sądzisz? - Marco chwilę się zastanowił.

- Nie myślałem o tym w ten sposób.- zaczął w końcu mówić jak kumpel, a nie jak rozwydrzona panienka.

- W ogóle nie myślałeś, bo od razu poczułeś się wielce urażony wyborem. - skwitowałam.

- Myślisz, że to jest coś nielegalnego?- zapytał.

- Sama właśnie nie wiem.- zamyśliłam się chwile.- Wiesz jaka jest moja sytuacja, ta kasa by była dla mnie zbawieniem, ale sama nie wiem co robić.

Marco zastanowił się chwile.

– Może przesadzasz, spójrz na to tak, ludzie są kasiaści, więc umieją docenić pracownika, a to co powiedziała ta stara mogło być wyrwane z kontekstu w całkiem innym temacie. Gdyby było to coś złego to nie zgodziłaby się na to Lola, przecież ona też chce dla Ciebie jak najlepiej.- kiedy Marco zakończył swój wywód głębiej się nad tym zastanowiłam.

Dało mi to dużo do myślenia, może faktycznie panikuje, przecież Lola jest jedną z najbliższych mi osób i na pewno nie pozwoliłaby na to, aby ktoś mnie skrzywdził. Jednak nadal zastanawia mnie dlaczego była przy nich taka spięta. Może to wpływowi ludzie i stąd ten respekt? Na razie nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie, ale czas przygotował dla mnie odpowiedź.

- Wiesz co Marco masz racje.- przyznałam.- Chyba za dużo kryminałów w ostatnim czasie. Dzięki za oświecenie, a teraz wracajmy, bo dziewczyny nas znienawidzą.

- Do usług kochanie. - zakończył mój przyjaciel i wróciliśmy do pracy, bo zaraz otwierali klub.

***

Dzisiejsza zmiana przebiegła nad podziw spokojnie, chociaż szykowaliśmy się, że będą tłumy z racji imprezy tematycznej. Ludzi było mało, tylko jednego nachalnego typa wyprowadził ochroniarz, co zwykle dzieje się nawet kilkanaście razy w ciągu zmiany. Razem z Lizzie i Margaret dawałyśmy rade na sali bez żadnej spiny. Każda z nas na spokojnie ogarniała swój rewir. Po przyjęciu i wyłożeniu dostaw praktycznie nie miałyśmy zajęcia.

- Veronica!- usłyszałam swoje imię, gdy zamyślona wycierałam stoliki.

- Tak?- podeszłam do Loli.- Co mogę zrobić dla Ciebie moja piękna?

- Myślę, że dziś nikt już nie przyjdzie, ani nic się nie wydarzy, więc możecie ogarniać i spadać. Jutro piątek więc przygotujcie się na mocne wrażenia zakrapiane litrami alkoholu.- powiedziała i ruszyła w stronę drzwi, bo zwykle to my zamykamy klub, a Lola wychodzi wcześniej, jeśli nie ma nic do zrobienia w papierach.

- Już nie jest mnie w stanie nic zaskoczyć jeśli chodzi o noce w tym klubie.- zironizowałam.- do zobaczenia szeryfie.- pożegnałam się i poszłam poinformować resztę. – Hej lamuski moje! Szefowa ogłosiła fajrant, więc brać dupę w troki i ogarniać sale jeśli chcecie wejść pod kołdrę trochę wcześniej.

Po moim skromnym obwieszczeniu sama poszłam po mop, bo mycie podłóg było moim obowiązkiem. To co mieliśmy zawsze ustalone, to podział obowiązków. Zawsze każdy robił to samo. Marco ogarniał bar, Lizzy donosiła alkohol na półki, bo dla naszych kochanym barmanów Natana i Oliviera byłoby to już zbyt wiele obowiązków, Margaret zamiatała i ustawiała krzesła, a ja odwiecznie ścierałam stoliki i myłam podłogi. Kiedy każdy ogarnął to, co miał ogarnąć Marco wziął klucz od klubu a ja uruchomiłam alarm. Kiedy wyszliśmy wszyscy na zewnątrz od strony zaplecza mój przyjaciel zamknął Magnum.

- Męczą mnie takie nudne zmiany. - powiedziała Lizzy. - Trzymajcie się, do jutra. Po krótkim pożegnaniu i obowiązkowych całuskach z Marco każde z nas poszło w swoją stronę.

Była godzina 4 rano, słońce już powoli wschodziło i powiewał letni wiaterek. Jako, że nie mieszkałam daleko od mojego miejsca pracy, jak zawsze wracałam na piechotę. No ok może nie zawsze, ale bardzo często. Już miałam wychodzić z uliczki, która prowadziła na tyły klubu, czyli zaplecze, kiedy moją uwagę przykuł pewien samochód. Czarne BMW i8 z przyciemnianymi szybami, a obok niego jakiś chłopak.

Nie wiedziałam kto to jest, bo był do mnie odwrócony plecami. Jakby na kogoś czekał. Ale hej kto normalny o tej godzinie i w takim miejscu urządza sobie schadzki? Jak na zawołanie chłopak nagle się odwrócił i spojrzał wprost na mnie. Dobra oficjalnie możecie mnie zamordować. Stanęłam jak wryta. Nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Przecież to był ten sam brunet, który był w klubie z braćmi i który przyszedł z matką żeby złożyć mi propozycje pracy.

Jak zawsze wyglądał oszałamiająco. Jego strój był tak dopasowany jak moje nieistniejące cycki do stanika sportowego. Jak zwykle cały na czarno, tylko złoty rolex się odznaczał i błyszczał na jego nadgarstku. Moja twarz musiała teraz przekomicznie wyglądać, bo niby lekko się do mnie uśmiechnął, ale widziałam, że powstrzymuje się przed wybuchem.

- Chyba się mnie tutaj nie spodziewałaś? - zapytał na co ja odwróciłam się za siebie tylko po to aby upewnić się, że nikogo innego tu nie ma i mówi do mnie. - Tak mówię do Ciebie. - zaśmiał się. Odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Boże po co on tu przyjechał i po co on do mnie mówi?

- Yyyyyy... - zaczęłam i uświadomiłam sobie jak beznadziejnie muszę wyglądać. Vera weź się w garść i zachowuj się normalnie! Mówiłam sobie w duchu. Jak mam się zachowywać normalnie, jak jakieś mega ciacho patrzy na mnie i chce ze mną prowadzić konwersację. Nie zapomnijmy też o tym, że to ciacho zawiozło mnie do domu kiedy byłam mega pijana. Dobra idiotko powiedz coś. - Miło Cię widzieć - I właśnie w tym momencie wyobraziłam sobie jak uderzam się w czoło.

Jestem największym przegrywem tego świata. Jak ja mam mieć chłopaka, jak nawet nie umiem prowadzić z nimi rozmowy. Westchnęłam i opuściłam głowę.

- Tak Ciebie też miło widzieć. - zaśmiał się brunet.

Czas się ogarnąć! Podniosłam wzrok i spojrzałam na niego.

- Przepraszam, jestem po dwunastu godzinach na nogach i czuje już lekkie zmęczenie.- próbowałam się bronić.

– Rozumiem, a pewnie wizyta mojej matki też miała w tym swój udział. - zaczął. – Słuchaj, tak właściwie to czekałem tu na Ciebie od momentu wyjścia z klubu razem z moją rodzicielką, chciałbym z Tobą chwile porozmawiać. - kontynuował. - Oczywiście jeśli to nie problem - O czym on chciał ze mną rozmawiać? I serio czekał na mnie dwanaście godzin?

- Nigdzie się nie spieszę, aczkolwiek jestem już zmęczona więc jeśli pozwolisz... - nie dane mi było dokończyć.

- To zajmie tylko chwilkę, obiecuję. - wtrącił na co kiwnęłam głową. - Ok, więc jak już wiesz, moja rodzina chce Cię zatrudnić do obsługiwania imprez. - zaczął. - Widziałem po twojej minie, ze nie do końca byłaś przekonana do tej pracy ale uwierz mi, że naprawdę nie masz się czego obawiać. - czekał na mnie tyle czasu żeby przekonać mnie do tej pracy? No nie wierze. - Moja rodzina jest bardzo bogata, mamy pewien wysokobudżetowy interes i mogę Cię zapewnić, że tyle, ile moja mama zaproponowała Ci pieniędzy, tyle dostaniesz. - dokończył.

Dlaczego im tak na mnie zależy? Może to odpowiedni moment aby zapytać?

- Dlaczego ja? - zapytałam cicho. - Dlaczego nie Lizzie albo Margaret one też są dobre. - dodałam.

Chwile się zastanawiał.

- Obserwowałem Cię tego dnia na imprezie, byłaś świetna. - odpowiedział z entuzjazmem. - Odwalałaś dużo lepszą robotę niż twoje koleżanki, zresztą nie oszukujmy się wyglądasz dużo lepiej niż one. - czy ja się właśnie zarumieniłam? OGAR DZIEWCZYNO! Tego już za wiele.

– Dobra, dobra posłuchaj to wcale nie jest taka prosta decyzja. - naprawdę nie była. - Ja się muszę zastanowić, przemyśleć plusy i minusy. Musicie mi dać trochę czasu. - odpowiedziałam.

- Za tydzień moja matka się tu zjawi, ona jest osobą stanowczą i nie lubi odmowy. - spojrzałam na niego i dostrzegłam cień sama nie wiem czego, złości? - Może lepiej dla Ciebie byłoby gdybyś się zgodziła?

- Czy ty mi grozisz? - przełknęłam głośno ślinę. Przecież nie mogą mi nic zrobić prawda?

– Nie, ja tylko stwierdzam fakty. - uśmiechnął się lekko. - Nie będę Ci już przeszkadzał ale przemyśl to. - puścił mi oczko i już miał otwierać drzwi ale na moje słowa zatrzymał się.

Raz się żyje!

- To ty mnie odwiozłeś wtedy do domu?

Widziałam jakby w zwolnionym tempie jak odwraca się w moją stronę z szerokim uśmiechem na ustach. Dlaczego on się tak szczerzy?

- Myślałem, że już w ogóle nie zapytasz. - czy on ze mnie kpił? Spojrzał w moje oczy i po chwili dopowiedział. - Tak to byłem ja, byłaś w strasznym stanie, w sensie byłaś mega pijana, nie mogłaś ustać na nogach, a no i...- chciał kontynuować ale przerwałam mu.

– Tak, tak domyślam się, że nie mogłam chodzić, bo wtedy do domu bym sama trafiła. - odpowiedziałam zirytowana. - Możesz mi opowiedzieć tak w skrócie jak to się wydarzyło? - czy ja robię z siebie teraz błazna?

- Zbytnio nie ma co tu opowiadać. - zaczął. - Kiedy wychodziliśmy z klubu standardowo moi bracia chcieli jeszcze zapalić na świeżym powietrzu zanim wrócimy do domu no i wtedy wyprowadził Cię ten śmieszny barman, ledwo co stałaś na nogach. - boże jaki wstyd! - On zaczął coś gadać pod nosem, że jeszcze ma tyle pracy do zrobienia a ty postanowiłaś się opić i musi wszystko za Ciebie zrobić sam. - kochany Marco. - Więc zaproponowałem, że Cię podwiozę do domu na co się zgodził dość szybko. - zabije kiedyś tego fajtłapę, przysięgam. - Zapakowaliśmy Cię do samochodu i za chwile byłaś już pod domem, a kiedy chciałem Ci pomóc wejść nagle postawiło Cię na nogi, oprzytomniałaś, podziękowałaś mi i poszłaś. - dokończył.

Słuchałam go jak zahipnotyzowana. Powstrzymywałam się, żeby mu w niektórych momentach nie przerywać. Ok, więc nie był u mnie w domu, w sensie w środku ale i tak wie gdzie mieszkam. Cholera.

- Chwila zaraz a skąd Ty do cholery wiedziałeś gdzie mieszkam? - proszę tylko tego nie mów.

- Ten barman mi powiedział. - NIE! - Zabije go! - powiedziałam i zaczęłam nerwowo chodzić.

- Hej spokojnie nie wykorzystam go w niecnym celu. - zaśmiał się, a mnie ulżyło. - Chyba. - gwałtownie stanęłam i spojrzałam na niego. Po kilku sekundach trwających wieczność wybuchnął śmiechem.

Zapamiętam go chyba do końcach swoich dni. Ten piękny, melodyjny i dźwięczny śmiech. VERONICA BLACK MASZ SIĘ W TEJ CHWILI OGARNĄĆ!

- To nie było zabawne. - próbowałam ukryć mój rumieniec i to jak bardzo podobał mi się ten facet.

- Wręcz przeciwnie. - odpowiedział i zaczął zbliżać się w kierunku BMW - Muszę już lecieć bo mam pewną sprawę do załatwienia. - podszedł do auta i odwrócił się do mnie. - Może Cię podrzucić do domu? - zapytał z uśmiechem.

- Nie dziękuje przejdę się. – odpowiedziałam i przewróciłam oczami.

- Do zobaczenia Veronico. - uśmiechnął się, wsiał do samochodu i odjechał zostawiając mnie w totalnym zdezorientowaniu.

***

Zatrzasnęłam drzwi, pozamykałam na wszystkie zamki i opierając się plecami zjechałam po nich na sam dół. Boże co za chora akcja. Zaczęłam wspominać rozmowę z tym chłopakiem. Dlaczego on mnie namawia na tą pracę? Znowu zaczynam myśleć ze to wcale nie wróży nic dobrego. I jeszcze te słowa, że jego matka nie lubi odmowy. Co oni mogą mi zrobić? No przecież mnie nie zabiją (chyba). Zaczęłam chichotać, ale w jednej chwili uświadomiłam sobie, że przecież wiedzą gdzie mieszkam i już nie było mi tak wesoło. Ok, może i dramatyzuje, bo druga osoba to by brała tą prace w ciemno nie zastanawiając się nad niczym. No bo hajs z tego naprawdę byłby dobry, ale ja oczywiście muszę przemyśleć wszystkie aspekty za i przeciw.

Od tego wszystkiego zaczęła mnie już boleć głowa. Może ja naprawdę wszystko za bardzo analizuje i się za bardzo wszystkim przejmuję? Może powinnam rzeczywiście przyjąć tę pracę, by w końcu móc wyciągnąć Laurę z domu dziecka. Jednak dorosłe życie nie jest wale takie łatwe jakby się mogło wydawać.

Po mogłoby się zdawać wieczności, wstałam i weszłam do salonu. Po ostatniej wizycie Loli nawet nie miałam kiedy posprzątać. W sumie to nie jestem aż tak zmęczona, a po tej rozmowie jak mi się wydaje z Fabio, no tak bo nawet nie zapytałam go o imię, brawo ja, nie zdołałabym zasnąć. Muszę zająć czymś myśli, a ogarnięcie domu wydaje się najlepszym pomysłem. I tak spędziłam prawie dwie godziny na robieniu porządków. Chociaż dom był praktycznie cały czas pusty, bo mało spędzałam w nim czasu, to jednak odbyłam ciężką walkę z kurzem. Można powiedzieć, że wypolerowałam calusieńki dom, który teraz lśni czystością, a także pustką.

Mój wzrok starannie przyglądał się kuchni, w której wszyscy wspólnie jedliśmy śniadania, obiady i kolację, w której opowiadaliśmy sobie przeróżne historię i śmialiśmy się do utraty tchu. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku ale szybko ją otarłam i wzięłam się w garść. Po tym jak schowałam wszystkie środki czystości, ułożyłam się wygodnie na kanapie. Już czułam lekkie zmęczenie, ale przynajmniej przez cały ten czas nie myślałam o rozmowie z Fabio.

Odblokowałam telefon i przejrzałam wszystkie portale społecznościowe. Jak zwykle albo ktoś się zaręczył, albo rozwiódł, a jakieś laski na instagramie świecą tyłkami. W jakim my kurwa świecie żyjemy? Gdzie te wszystkie naturalne dziewczyny i prawdziwe związki, w których ludzie naprawdę się kochają? Westchnęłam. Kiedy zamknęłam wszystkie portale na ekranie pojawiło się zdjęcie, które miałam na tapecie. Przedstawiało mnie i Laurę w pewien gorący dzień, kiedy to rodzice pozwolili nam nie iść do szkoły a my przebrane w stroje kąpielowe z wielkimi uśmiechami na twarzy kąpałyśmy się w basenie. Od naszej ostatniej rozmowy minęły 2 dni. Muszę do niej zadzwonić w najbliższym czasie.

***

Wstałam rzucając się na boki...znowu wróciły, znowu te cholerne koszmary. Tym razem jednak było w nich coś nieco innego, coś bardziej niepokojącego, moi rodzice wołali o pomoc nie mnie, a kilka zakapturzonych postaci, gdybym tylko mogła poznać ich twarze.

- Kochani, chcecie mi o czymś powiedzieć?- Spytałam cicho patrząc w sufit. - Wiem, że dawno was nie odwiedzałam, ale mam tyle rzeczy na głowie, klub, Laura, musicie mi to wybaczyć.

Zwlekłam się z łóżka oglądając swoje odbicie. Zmęczona twarz, fałszywy uśmiech, potargane włosy, nic nowego. Dzisiaj na szczęście klub zostaje pod opieką Loli i Marco, będę miała więcej czasu wolnego, żeby ogarnąć ten cały syf zwany moim życiem. Zeszłam do kuchni zaglądając do lodówki, która cichym głosem szeptała, że jest pusta...i faktycznie taka była. Postanowiłam więc, że pójdę na małe zakupy, a przy okazji odwiedzę rodziców.

Ubrałam więc na siebie czarną bluzę i jeansy, włosy wyczesałam i byłam gotowa, aby wyjść do ludzi, no przynajmniej fizycznie byłam gotowa. Zmierzając w bardzo dobrze znanym mi kierunku myślałam co im powiem, od kilku lat nie było dnia abym ich nie odwiedzała, a teraz? Czuję jakbym ich zaniedbała i nic mnie nie usprawiedliwia. Gdy minęłam bramę cmentarza, coś przykuło moją uwagę - a raczej ktoś. Znałam tę twarz, ledwo, ale znałam.

- Hej! - po cichym miejscu rozległ się mój krzyk. Chłopak odwrócił się w moją stronę, a ja już wiedziałam.

To ON.

Te oczy hipnotyzujące jak gwiazdy na niebie poznałabym wszędzie, to w tych ciemnych tęczówkach przepadłam ostatnio. Chłopak z klubu.

- Co tutaj robisz?

- Cokolwiek co można robić na cmentarzu. - Zakpił z mojej głupoty. No tak, cała ja. - Przyszedłem odwiedzić znajomych.

- Zmarli? - Zapytałam, pogarszając jeszcze bardziej swoją sytuację, nie Veronica, udają, że nie żyją. Brunet jakby zauważył konsternację w moich oczach, więc nie drążył tematu.

- Tak, zginęli w wypadku ale nie wydaje mi się żeby to była twoja sprawa, muszę iść, cześć. - I nic więcej nie mówiąc odszedł.

Rozumiałam, że nie chciał ze mną rozmawiać, w końcu nie byłam w jego życiu nikim ważnym ani kimś kogo powinien znać. Nie czekając dłużej, aż zacznę bardziej rozgrzebywać tę sytuację udałam się do punktu celowego.

- Dawno mnie tu nie było, co? Przepraszam was za to, ciężko mi jest powiedzieć dlaczego tak was zaniedbałam, choć wcale tego nie chcę. Dzisiaj znowu miałam koszmary i czuję jakbyście chcieli mi coś powiedzieć, przed czymś mnie ostrzec...Oh, Kochani, tak bardzo bym chciała, żebyście tu byli i odganiali ode mnie całe zło świata. Bez was sobie nie radzę, nie potrafię poskładać sensownie tego co czuję, myślę i widzę, bo was tu nie ma, mojej opoki i ciepła, mojej radości i szczęścia, po prostu mojej mamy i mojego taty. - Mówiłam jakby w amoku, jakbym głosiła swoją modlitwę, tak bardzo mi ich brakuje. Nie umiem sobie wyobrazić momentu, w którym całkowicie ich zapomnę, odejdą z mojego serca, rozpłynął się w moich myślach.

Siedziałam tak jeszcze ze 20 minut rozmawiając z nimi w myślach i wspominając dawne czasy na głos.

- A pamiętasz tato jak uczyłeś mnie jeździć na rolkach i wjechałam do jeziora? Mama była nieźle wkurzona. - Roześmiałam się przez łzy, faktycznie mama dała nam potem nieźle kazanie, tacie za to jak bardzo nieodpowiedzialnym ojcem jest, a mi za to, że mam nieodpowiedzialnego ojca. - Teraz muszę już iść. Kocham Was bardzo i nigdy nie przestanę. - Położyłam malutką świeczkę na grobie i odeszłam obiecując, że jutro wrócę.

***

Witajcie!

Po dwóch rozdziałach i prologu w końcu jesteśmy gotowe żeby się z Wami przywitać!

Jesteśmy tu nowe i dopiero rozpoczynamy swoja przygodę z pisaniem. Bądźcie dla nas łaskawi. Mamy bardzo dużo pomysłów i nie zwalniamy tempa!

Mamy nadzieje, że ta historia Veronici przypadnie Wam do gustu i zostaniecie z nami na dłużej!

Bardzo chciałybyśmy podziękować za promocję  @Ewelinaa27
To dla nas dużo znaczy!

Zostawcie po sobie drobny komentarz.

Będziemy się starały aby ta historia była inna niż wszystkie na Wattpadzie!

Tak więc do następnego!

xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro