Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26. Musimy sie spotkać.

Dzisiejszy dzień był inny niż ostatnie. Byłam taka... Taka jakby ktoś znów podniósł moje połamane skrzydła, posklejał i ponownie włożył mi je na plecy. Czułam się jak wariatka, bo kto normalny po takich skumulowanych w czasie doświadczeniach śmieje się do pękniętego lustra? Jedyne czego nie mogłam przeżyć, to chłód ze strony Lu. Nadal była taka nieobecna. Nie patrzyła w moją stronę, a o rozmowie nie było mowy. Nie nalegałam. Chciałam dać jej czas. Miałam nadzieję, że to pomoże odsunąć emocje, aby nie uległy erupcji w rozmowie.

Mój wariacki stan zawdzięczam Marco, to jak się mną zaopiekował odsunęło ode mnie wszystko chociaż na moment. Oczywiście o tym nie zapomniałam, ale na chwilę przeniosłam się w jego nienormalny świat. Przede wszystkim swój humor zawdzięczała Loli. Mojej Loli. Chociaż nie wiedzieć czemu miałam do niej dystans, to cieszyłam się , że wraca do normy. Kiedy zobaczyłam ją w lepszej formie naprawdę się ucieszyłam. Uspokoiło mnie to, że jest w coraz lepszym stanie.

Ale umówmy się... Nazywam się Veronica Black... White... Ja pierdole, już nawet nie wiem jak się nazywam. Wracając, nic nie może wiecznie trwać. Na zegarze wybiła szósta popołudniu, co oznaczało jedno. Czas do pracy, do tego lochu nazywanego ekskluzywnym clubem dla dystyngowanych elegancików. Jak dla mnie wiecznie nawalonych świń, ale zawsze różni się moje zdanie ze zdaniem Isabelli.

Wyszykowałam się jak zawsze. Włosy rozpuściłam, zrobiłam delikatny makijaż, a do stroju nie przywiązywałam wagi, bo i tak musiałam się później przebrać w tą podobno elegancką ścierę. Taksówka podjechała pod nasz dom. Biegłam po schodach żeby serdecznie przytulić Lu na pożegnanie, jednak jej spojrzenie ostudziło moje zamiary.

- Idę do pracy. Wrócę późno. Pa skarbie- uśmiechnęłam się w jej stronę, czego niestety nie odwzajemniła. Spojrzała na mnie tylko zza oparcia kanapy, na której leżała.

Całą drogę pusto patrzyłam w boczną szybę. Myśli kłębiły się w mojej przemęczonej głowie, przez co myślałam jednocześnie o wszystkim i o niczym. Do szatni poszłam bez słowa. Po moim ostatnim epizodzie z tą wywłoką wolałam nie ryzykować. Nie powiem, sprawiało mi przyjemność patrzenie na jej poturbowany ryj, jednak nie mogłam robić tak więcej. Jedno morderstwo na koncie mi wystarczy. Swoją drogą to trzeba być nieźle nienormalną, żeby sarkastycznie podchodzić do takich sytuacji. Zmiana przebiegała jak zawsze, litry drogiego alkoholu, mnóstwo pijanych klientów i obleśnych komentarzy z ich strony.

- Zaczekaj- głos, który za sobą usłyszałam zmroził mi krew w żyłach. Prawie upuściłam tacę, na której miałam całą butelkę najdroższego szampana. Jeszcze by tego brakowało, żebym ze swojej i tak lichej pensji musiała dopłacać do tego całego burdelu. John stanął przede mną nie dając mi przejść. - Musimy porozmawiać- zabrał mi tace z rąk, wręczając ją barmanowi.

- Nie mogę, pracuję- darowałam sobie uszczypliwe komentarze w stylu pracuje na Ciebie, gburze. Wystarczająco mnie nienawidzili.

- Pracujesz u mnie, więc jak mówię, że masz przerwę, to masz przerwę- powiedział tonem, który przyprawił mnie o dreszcze. Nie chciałam się wdawać w dyskusję i tak nie miałam szans. To był jedynym z braci, z którym bałam się wchodzić w potyczki słowne.

Poszliśmy do dobrze znanego mi pomieszczenia. Weszliśmy do gabinetu, obok którego byłam więziona razem z Lizzie. Czułam, że to wraca i zaraz gehenna się powtórzy, a przed pracą w burdelu nie uratuje mnie już nikt.

-Siadaj- rozkazał – nie mam czasu się z tobą kłócić, więc słuchaj i rób co mówię. – posłusznie usiadłam, mocno trzymając trzęsące się kolana.- powiedz mi skąd wiesz o tym wszystkim.

- Jak to skąd wiem? Zapytaj swojej mamusi, ona na pewno Ci powie. Przecież zawsze jest wszechwiedząca.- przewróciłam wymownie oczami, czego szybko pożałowałam. John mocno chwycił za mój nadgarstek. Swoją drogą ciekawe co oni mają z tym chwytem. Każda kłótnia z nimi kończy się sińcami w okolicach dłoni. - Wiem i już. Nie chcę o tym rozmawiać. Najlepiej zapomnij o tym co mówiłam, byłam pijana- już się podniosłam, aby wyjść, ale mocno usadził mnie na miejscu z powrotem.

- Mów natychmiast- wrzasnął mi do ucha, a chłodny dreszcz owiał moje ciało.- wszystko co wiesz- nie wiem czemu, ale miałam wrażenie jakby on nie był wcale zaskoczony tą informacją. Wyglądało, jakby tylko chciał wiedzieć ile i skąd wiem. Chociaż moja paranoja mogła już pomieszać wszystkie myśli i emocje.

- Dowiedziałam się przez przypadek, podczas rozmowy z przyjaciółką mamy- skłamałam, nie mogłam mu powiedzieć, że ukradłam listy jego matce kiedy przeszukiwała jej rzeczy. Gdybym to zrobiła na pewno znalazłbym się po drugiej stronie tych piekielnych drzwi.- wypiła za dużo i o wszystkim mi powiedziała. W sumie nawet nie mam pewności czy mówiła prawdę. Była kompletnie najebana, więc wyobraźnia mogła jej płatać figle- kierowałam rozmowę na inny tor, aby jak najszybciej wydostać się z tej patowej sytuacji.

- Kiedy się o tym dowiedziałaś?- jedno ton był niezmienny. Nadal wydobywał ze mnie wszystkie negatywne emocje.

- Jakiś czas temu, nie pamiętam dokładnie, ale nie przywiązałam uwagi do tego co mówi, bo to wszystko byłoby jakieś chore- brnęłam w kłamstwa, nie zważając nawet na to jakie może mieć to skutki. Kłamstwo było ostatnio moim drugim imieniem, więc co mi tam. Jedno w tę czy w tę stronę.

- Wiedziałaś to zanim spałaś z Alex'em czy już po?- zapytał z zawadiackim uśmiechem, ewidentnie chcąc mi sprawić ból.

Nie zdążyłam tego skomentować, kiedy weszła ONA. Isabella Piekło Wcielone White we własnej osobie.

- Co?- spoglądała w szoku raz na mnie, raz na swojego syna z wyraźnym niedowierzaniem w oczach- John, skarbie chyba nie mówisz prawdy? Jak to spała z Alex'em? Ta mała dziwka?- wkurwiło mnie ostro to co powiedziała, ale każdy mój nieprzemyślany komentarz zbliżał mnie do tych cholernych drzwi. Lepiej się zamknąć i mieć nadzieję na wyjście cało z tego ego pokoju.

-Mamo, tylko spokojnie- przysięgam, że nigdy nie widziałam John'a tak spanikowanego.

- Wynoś się szmato!- ryknęła w moją stronę, a ja nie patrząc nawet na to jak mnie nazwała potulnie wyszłam z pomieszczenia. Przede wszystkim wyszłam z niego cało.

Przeżyłam.

Kiedy wyszłam z gabinetu tego potwora chciałam jak najszybciej wybiec i zostawić to za sobą. Ja nie szłam tylko biegłam i niestety jak to ja wpadłam na kogoś. Myślałam, że to kolejny Goryl, ale kiedy mnie ten ktoś przytrzymał, żebym nie upadała zorientowałam się, że to Chris. Patrzył na mnie i nie wiedział jak się zachować. Po ostatnim naszym spotkaniu i po tym, czego się dowiedział to się nie dziwie, że stał jak wryty, a kiedy zobaczył, że trzyma mnie w ramionach natychmiast odskoczył.

- Przepraszam, spieszyłam się i nie zauważyłam – tłumaczyłam się niezdarnie. A on nawet na mnie nie patrzył. Przykro mi się zrobiło, bo to właśnie ten jeden z braci chciał mi zawsze pomóc.

- Nic się nie stało. Jesteś cała? – zapytał obojętnie.

- Tak, spoko nic mi nie jest. Jestem przyzwyczajona do tego – uśmiechnęłam się, ale zauważyłam, że on nie zareagował na to. Czułam się winna, bo naskoczyłam na niego ostatnio i byłam okropna a tak naprawdę on nic nie zrobił, tylko chciał dowiedzieć się prawdy o swojej rodzinie – Chris chcę z Tobą pogadać – wypaliłam nagle nie zastanawiając się, co ja do cholery mówię.

– Tak? A czy znowu wylejesz na mnie wiadro pomyj i będziesz mnie obrażała, bo jeśli tak to sorry Vera, ale nie będę rozmawiał – powiedział stanowczym tonem.

- Nie będę wredną żmiją. Obiecuje! – zrobiłam minę niewiniątka, żeby jakoś załagodzić napięcie.

- No dobrze chodźmy do mojego pokoju. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał.

- Yyyy... wiesz wole nie wchodzić do żadnego pokoju w tym domu. Zawsze, gdy to robie to źle się dla mnie kończy – powiedziałam nerwowo.

- To gdzie chcesz iść? – zapytał chłodno.

- Po prostu przejdźmy się. – powiedziałam nieśmiało

- Ok. W takim razie chodźmy – powiedział znudzony. Wyszliśmy z posiadłości Whitów i szliśmy w stronę ich wielkiego ogrodu milcząc. - Ty chciałaś ze mną gadać czy przejść się na spacer, bo chyba czegoś nie rozumiem. Nie wiem czy wiesz, na czym polega rozmowa. To znaczy, ze ludzie wypowiadają słowa jest dialog a nie cisza. – sarknął. Był zły czułam to. Nie poznawałam go.

- Tak wiem. Już mówię i Cię nie zatrzymuj. – spojrzałam na niego – Słuchaj chciałam Cię przeprosić za moje ostatnie zachowanie. Wiem zachowałam się jak suka, ale to był dziwny czas. Moja ukochana siostra dowiedziała się o czymś, o czym nie powinna wiedzieć. Mój świat legł w gruzach. Ona jest dla mnie całym swatem. A dowiedziała się o tym w taki beznadziejny sposób. Jeszcze Ty i twoje podejrzenia, że kłamię. To już w ogóle przeważyło szale – opowiedziałam wszystko na jednym tchu.

- I co postanowiłaś się wyżyć na swoim nieukochanym bracie? No brawo udało Ci się. Po tym wszystkim czułem się jak śmieć. Nie rozumiałem Cię. Nie wiedziałem, dlaczego mnie tak potraktowałaś jakbym był twoim wrogiem. A wcale nim nie byłem. Starałem się do Ciebie zbliżyć by pokazać, że nie jestem taki jak moi bracia. Chciałem wynagrodzić Ci to, że zachowałem się jak gnój kiedy Max Cię krzywdził, ale Ty tego nie widziałaś i jeszcze nawrzeszczałaś na mnie tak jakbym o wszystkim wiedział. I wiesz, co? Postanowiłem odpuścić. Jeśli uważasz, że jestem zły to dobrze nie będę nic robił abyś zmieniła zdanie. Lubię Cię Vera, ale nie pozwolę się tak traktować. Rozumiesz. – Stanął blisko mnie i spojrzał mi prosto w oczy.

- Tak, rozumiem i wiem, ze źle się zachowałam. Żałuje tego naprawdę jest mi wstyd. Wiem, że to nie zmieni nic ale, serio chce, żebyś wiedział, że nie myślę o tobie źle i wiem, że jesteś inny niż tamci.

- Tamci to twoi bracia. Chciałem Ci tylko przypomnieć siostrzyczko – uśmiechnął się złośliwie.

- Czemu to robisz? I dlaczego jesteś niemiły? – zapytałam w końcu bo już nie mogłam tego wytrzymać.

- Ja niemiły no co Ty? Po prostu jesteś moją siostrą, wiec nie będę już się do Ciebie zbliżał. To mnie zabolało i musze się od Ciebie odsunąć bo inaczej to się źle dla nas skończy. - Przeraził mnie tym co powiedział.

- Nie mów tak Chris!

- Tak jest, Vera. Musze się zmienić, bo inaczej będę zawsze traktowany jak dotąd – założył swoje ciemnie okulary i zaczął iść w kierunku posiadłości.

- Chris! – Krzyknęłam za nim?

- Co tam?

- Wybaczysz mi?

- No jasne! Nie potrafię się na Ciebie gniewać, chociaż powinienem. - Ulżyło mi, bo myślałam, że będzie inaczej i źle bym się z tym czuła, ale jak mi wybaczył to mogę już spać spokojnie.  - Vera! – Usłyszałam za sob.

- Tak? – odwróciłam się zdziwiona - Ale nie myśl, że tamten Chris wróci bo tak nie będzie – powiedział to i odwrócił się.

Przez chwile stałam w szoku, bo nie poznawałam go. Co się z nim stało? Jakiego Chrisa nie będzie a jaki jest. Nie zrozumiałam tego, ale stwierdziłam, że rozumieć nie musze. Teraz liczy się dla mnie Lu. Musze zrobić wszystko, aby ją odzyskać.

***

Odetchnęłam głośno, czując napływający strach. Konfrontacja. Tylko konfrontacja z Laurą da mi ukojenie. Złapałam trzęsącymi rękami za klamkę, którą po raz setny puściłam bez dźwięku. Mój stan psychiczny wołał o pomoc, a ja nie byłam w stanie mu jej udzielić. Już nie. W momencie kiedy zobaczyłam wyraz zaniepokojonej i beznamiętnej twarzy mojej malutkiej siostry, wiedziałam, że utraciłam to co najważniejsze - miłość, bezpieczeństwo i zaufanie. Przez jedno, pieprzone kłamstwo moje ostatnie szczęście uleciało między palcami. Gdybym tylko wcześniej jej zaufała, gdym wiedziała... Kurwa, przecież robiłam to dla niej. Dla nas. Kiedy miałam już kolejny raz złapać za klamkę, drzwi otworzyły się z impetem, uderzając mnie w nos.

Karma to suka.

- Czego chcesz? - Laura syknęła w moją stronę, powodując nieprzyjemny dreszcz na moich i tak już spoconych od stresu plecach.

- Pogadać. Musimy pogadać. - Popatrzyłam na nią z bólem, który zaostrzył się, widząc jej przepełnione żalem oczy. Ufała mi. Kochała.

- Nie mamy o czym. Nie chcę już dłużej słuchać, jak niby nic się nie dzieje. Nie jestem już, cholera dzieckiem! - Krzyknęła mi w twarz, łapiąc się za czoło. Zjebalaś, Veronica. Kurwa.

- Zero kłamstw. Opowiem Ci wszystko, a Ty mnie wysłuchasz. - Obiecałam jej, wchodząc do maleńkiego pokoju, który był jej twierdzą. Bezpieczeństwem, którego ja jej nie dałam. Usiadłam na łóżku, oglądając plakaty, które miała na ścianach. Odetchnęłam dwa razy i zaczęłam mówić. Wszystko od początku do końca, bez ogródek czy drogi na skróty. - Zaczęło się od tego, że wtargnęli do baru z propozycją pracy dla mnie. Oferowali dużo pieniędzy, bardzo dużo. Stwierdziłam, że to świetna okazja, żeby wydobyć cię z Domu Dziecka i mieć blisko, jedyną osobę, którą jeszcze jestem w stanie pokochać. Zaczynało się robić coraz ciężej, praca do rana, obleśne spojrzenia bogatych kretynów, propozycje seksu za kasę. Ja jednak wiedziałam, że jestem nie do ruszenia. Byłam naiwna i głupia, a do tego zaślepiona pieniędzmi, żeby pomóc nam, znów być razem. Alexander był blisko, zawsze kontrolował co robię i w miarę możliwości ratował z opresji. Ufałam mu. Ufałam człowiekowi, który na to nie zasługiwał, i wykorzystał przy najbliższej okazji, a ja mu na to pozwoliłam. Jednak nie to było najgorsze. Próbowali zwerbować mnie do burdelu w Meksyku, i wtedy zabawa się zaczęła. Byłam podległa. Podległa, człowiekowi, który okazał się naszym...moim bratem. Zgwałcił mnie też jeden z nich. ZGWAŁCIŁ MNIE WŁASNY BRAT. - Do oczu napłynęły mi łzy, których nawet nie powstrzymywałam. Laura też płakała, patrząc na mnie z niedowierzaniem. - Wiem, to wszystko jest popieprzone, ale chroniłam Cię. Im mniej wiedziałaś, tym bardziej byłaś bezpieczna. Teraz wraz ze mną będziesz stale uciekać. Przed życiem i przeznaczeniem. - Przytuliłam ją do siebie, wciąż jednak czując dystans między nami. Nie wybaczy mi, a ja nawet nie będę o to prosić.

- Jestem głodna. - Dodała po dziesięciu minutach milczenia. Uśmiechnęłam się do jej pleców, czując jak wszystkie złe emocje mnie opuściły. Zaczynamy nowy etap. Bez kłamstw, bez tajemnic. - Nie wybaczę Ci tak szybko, ale dziękuję, że nareszcie mi zaufałaś i opowiedziałaś o tym. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco i pociągnęła do kuchni, dając tym samym znak, że naprawdę jest głodna.

***

Dzisiejszy dzień to była jakaś katastrofa. Na próżno szukać w nim plusów. Praca u Whietów mnie wykończyła. Rozmowa z Johnem potem z Chrisem. Brakowało jeszcze Maxa i Alexandra. Ah Alexander. Od naszego ostatniego spotkania minęło trochę czasu. Miałam wrażenie, że unikamy się . W pewnym sensie dobrze mi było z tym, przynajmniej nie myślałam o tej całej chorej sytuacji, w której byliśmy. Jednak z drugiej strony tęskniłam za nim. Ale sama nie potrafiłam zdefiniować za czym dokładnie. Za jego bliskością? Przecież to nielogiczne. Całe moje życie było jednym wielkim mętlikiem.

Ale odstawmy braci White na bok. Chociaż raz niech nie będą w centrum. Cieszyłam się, że udało mi się dogadać z Laurą. Mimo, że była moją przyrodnią siostrą to kochałam ją całym sercem. Patrzenie na to jak cierpi rozrywało moje serce. Miałyśmy tylko siebie i dlatego postanowiłyśmy mimo wszystko walczyć o naszą więź. Wiadomo, że na początku będzie ciężko, musiałyśmy się oswoić z tą wiadomością, ale miałam nadzieję, że z czasem poradzimy sobie. Najbardziej bolało to, że tyle lat żyłyśmy w kłamstwie. Chyba to było najcięższe to przetrawienia. Tworzenie idealnej rodziny na pokaz.

Sprzątałam właśnie po obiedzie, kiedy moja komórka zawibrowała w kieszeni. Wytarłam mokre ręce w ścierkę i odebrałam telefon od Loli.

- Halo. – powiedziałam do słuchawki. Powrót mojej przyjaciółki bardzo mnie zszokował. Moje uczucia były mieszane w stosunku do niej. Chciałam jej wszystko opowiedzieć i wyżalić się jak to zawsze robiłam kiedy było mi źle, ale nie mogłam. Powstrzymywał mnie fakt, że spotyka się z jednym z moich braci. Na samą myśl mnie cofało. Chciałam dać sobie trochę czasu na oswojenie się z jej powrotem. I przemyśleć co dalej zrobić z nasza relacją. Ostatnio cos za dużo myślę.

- Hej Vera. – odpowiedziała lekko zdenerwowana. Znam ją naprawdę długo i mogłam wyczuć jej nastrój nawet jak rozmawiałyśmy przez telefon.

- Lola. – kontynuowałam ogarnianie kuchni. – Coś się stało? Nie brzmisz dobrze.

- Możemy się spotkać? Chciałam z Tobą porozmawiać. – w tym momencie do kuchni weszła Lu i spojrzała na mnie pytająco.

- Ummm. – westchnęłam. – Czy to jest naprawdę ważne? – nie chciałam znowu zostawiać samej siostry. Dopiero co się dogadałyśmy.

- Boje się, że następnym razem nie odważę się powiedzieć Ci wszystkiego. – słyszałam smutek w jej głosie. Mimo wszystko była moja przyjaciółką. Potrzebowała rozmowy. Powinnam być z nią tak jak ona była ze mną. Wróciła z odwyku więc musiałam jej pomóc.

- Dobrze, będę za godzinę. – pożegnałyśmy się i odłożyłam słuchawkę. Laura cały czas stała z pytającym wyrazem twarzy. – Lola wróciła z odwyku i chce porozmawiać ze mną.

- Pewnie, idź. – uśmiechnęła się delikatnie. – To twoja przyjaciółka, potrzebuję Cię. – zaczęła pomagać mi w sprzątaniu.

- Nie chce Cię zostawiać. – patrzyłam jak z gracją porusza się po pomieszczeniu. Była tak bardzo podobna do mamy. Dopiero teraz to zauważyłam. Każdy jej ruch przypominał ruch Anastasi.

- Hej spokojnie. – odwróciła się w moją stronę. – Między nami jest już ok. dogadałyśmy się. – złapała moje ręce i ścisnęła je. – Teraz Lola musi wrócić do normalnego funkcjonowania a kto jak nie ty jej w tym pomożesz? – uśmiechnęła się. – Spędziłyśmy praktycznie cały dzień razem i naprawdę dobrze się bawiłam. Jak wrócisz będę czekać z popcornem i filmem. – przytuliłam ją mocno.

- Kocham Cię siostrzyczko. – również wtuliła się we mnie.

- Ja Ciebie też. – odsunęłam się od niej i uśmiechnęłam się przez łzy. – Dobra leć już bo znowu się rozkleimy. – zaśmiała się. A ja zdałam sobie sprawę jak bardzo za nią tęskniłam przez te kilka dni ciszy.

Dokończyłyśmy sprzątać razem kuchnie przy okazji świetnie się przy tym bawiąc. Stałam w przedsionku i przeglądałam się w lustrze. Postanowiłam nie przebierać się i iść do Loli w dresach. Było mi w nich wygodnie, a po ciężkim dniu nie miałam ochoty się stroić. Włosy związałam w kucyka. Zero makijażu. Sto procent natura. Wyszłam z domu a po południowe powietrze uderzyło w moją twarz. Było w miarę ciepło. Moja ulica tętniła życiem. Wszyscy sąsiedzi wyszli z domów i korzystali z pięknej pogody. Szłam sobie powoli chodnikiem w stronę domu Loli. Mieszkała niedaleko Magnum więc miałam do niej blisko. To były plusy mieszkania w centrum. Wszędzie blisko. Spacerowałam wolnym tempem. Było to chyba spowodowane tym, ze chciałam odwlec w czasie moje spotkanie z przyjaciółką. Nie jestem pewna czy byłam gotowa na rozmowę z nią. Mój telefon zawibrował informując mnie, że dostała SMS-a. Odblokowałam go a moje oczy chciały wyjść z orbit. Stanęłam w miejscu i nie wierzyłam. Czytałam chyba ta wiadomość setny raz.

Alexander
Nie mogę przestać o Tobie myśleć. Musimy się spotkać. Inaczej oszaleje.

Co jest kurwa grane? Czy to są jakieś jaja? Obserwuje mnie? Czeka na moją reakcję? A zaraz wyskoczy zza krzaków gościu z kamerą i krzyknie MAMY CIĘ! W jakim ja pierdolonym filmie gram? Próbowałam się uspokoić. Moją pierwsza myślą było odpisanie mu i spotkanie się z nim. Jednak mój rozsądek wygrał tą walkę. Przypomniały mi się te wszystkie sytuacje, kiedy mnie poniżał, wyśmiewał i ignorował. Jednego dnia zachowuje się w stosunku do mnie jak dupek i cham a następnego chce się ze mną spotkać? Zdenerwowałam się jeszcze bardziej. W jaką chorą grę on ze mną gra?

- Co za bipolarny chuj! – krzyknęłam na cały głos. Ludzie spojrzeli się na mnie jak na idiotkę. – W sensie miś polarny! Co za miś polarny! – krzyknęłam ratując sytuację. Cała czerwona na twarzy ruszyłam szybkim tempem do Loli. Nie zamierzałam mu odpisywać. Nie po tym jak mnie potraktował.

Po dziesięciu minutach byłam już pod jej domem. I naprawdę uwierzcie mi za każdym razem jak tu przychodziłam to dech zapierało mi w piersiach. Może i jej dom nie był duży ale na pewno nowoczesny. Już od zewnątrz robił duże wrzenie. Zawsze zadbany trawnik i wiele kolorowych kwiatów. Zapukałam a drzwi otworzyła mi jej mama. Uśmiechnęła się do mnie ciepło i zaprosiła do środka.

- Dzień dobry Pani Sylvio. – przeszłam przez próg i stanęłam naprzeciw kobiety.

- Witaj kochana. – mama Lol była przepiękna. To po niej blondynka odziedziczyła wdzięk i urodę. Były jak dwie krople wody. Pani Sylvia również była szczupłą blondynką. Miała krótkie lekko podkręcone włosy. Zawsze chodziła elegancko ubrana. W sumie to była księgową więc nie było to dziwne. – Cieszę się, że przyszłaś. – uśmiechnęła się.

- Lola jest u siebie? – odwzajemniłam uśmiech.

Pokiwała głową i zaprosiła mnie dalej. Ruszyłam do pokoju przyjaciółki. W domu królowały szarości i beże. Bardzo pasował do nich ten styl. Azyl Loli znajdował się na końcu korytarza. Podeszłam do drzwi i zapukałam w nie.

- Proszę. – usłyszałam stłumiony głos przyjaciółki.

Weszłam niepewnie do pokoju i zobaczyłam blondynę siedzącą na łóżku. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, które tak dobrze znałam. Tak często tu bywałam. Wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Nie raz płakałam, śmiałam się w tych blado różowych czterech ścianach. Naprawdę lubiłam tu przebywać. Podobnie jak w magnum panował tutaj ład i porządek a każdy detal był starannie dopracowany. Szare lustrzane dodatki w stylu glamour idealnie pasowały do wnętrza, które było ogromne.

- Jestem. – powoli zbliżałam się do dziewczyny.

- Ciesze się. – wstała i podeszła do mnie by mnie przytulić. – Naprawde się cieszę. – mimo tego, że wróciła cała i zdrowa jej twarz wcale nie była taka wesoła. Widziałam, ze coś ją męczyło. – Usiądźmy. – podeszłyśmy do dwóch foteli i stolika między nimi. To była część gościnna w jej pokoju. Usiadałam i zaczęłam strzelać palcami.

- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? – nie wiem dlaczego byłam zestresowana. Przecież to moja Lola.

- Jest tyle rzeczy, o których Ci musze powiedzieć. – zaczęła. – Nawet nie wiem od czego zacząć. – nerwowo poprawiała swoje idealne blond pasma. – Najlepiej by było od początku. Chce być z Tobą szczera dlatego powiem Ci wszystko co mi leży na sercu. – westchnęłam zrezygnowana. – Możliwe, że znienawidzisz mnie do końca życia ale nie chce już więcej Cię okłamywać. Pobyt na odwyku nie tylko pomógł mi się uporać z uzależnieniem ale również otworzył mi oczy na pewne sprawy. – coraz bardziej bałam się tego co chciała mi powiedzieć. – Zaczynam. Znam rodzinę Whiteów. – Granat został rzucony. I odbezpieczony. Wybuch zbliżał się wielkimi krokami. Czułam jak kroczę w jego kierunku. – Tak jak Ci mówiłam spotykałam się z Johnem, był moją wielką miłością. Nie pamiętam czy kiedykolwiek kogoś tak kochałam. Był moim wsparciem i moja opoką. Jednak pewna sytuacja sprawiła, ze nasze drogi się rozeszły. Cierpiałam. Nie mogłam sobie z tym poradzić. Zostawił mnie jakbym dla niego nic nie znaczyła. – jakaś siła pchała mnie w stronę pola wybuchu. – Myślałam, że już nigdy nie będziemy razem. Jednak nasze drogi się znowu zeszły. A ty odegrałaś w tym główną rolę. – coraz bliżej. – Znów jesteśmy razem. – stawiałam kolejne kroki będą coraz bliżej odbezpieczonego granatu. – Veronica mimo, że mnie skrzywdził nie mogłam o nim zapomnieć i jak znowu pojawił się w moim życiu dałam mu kolejną szanse. Kocham go. – chciałam jej wykrzyczeć, że wiem ale nie byłam w stanie. – Chodziło o Ciebie. To wszystko było zaplanowane. Ja o wszystkim wiedziałam. – granat znajdował się pod moimi stopami. Czekałam na wybuch. – Ja wiedziałam jakie mają plany wobec Ciebie. Wiedziałam co zrobili Lizzie. A mimo to siedziałam cicho. Nie mogłam nic zrobić. Miałam związane ręce. Dlatego zaczęłam pić. Nie byłam w stanie poradzić sobie z tym, że nie mogłam pomóc Tobie czy Lizzie. – 3... jeden oddech. – Szantażowali mnie. Mieli argument, żeby mnie uciszyć. – 2... drugi oddech. – Veronica to ja zabiłam twoich rodziców. To ja byłam kierowcą tego samochodu. – 1... BUM!

Wybuch nastąpił.

A ja znalazłam się w samym jego środku.

Piekło było coraz bliżej.
***
Witajcie!

Co sądzicie o rozdziale?
Domyślaliście się ze to Lola zabiła rodziców Veronici?
Co sądzicie o niej i jej związku z Johnem? Naprawdę się kochają?

Coraz więcej tajemnic wychodzi na światło dzienne! Jesteście gotowi?

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro