Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

25. Dlaczego Ja?

Poczułam jak krew buzuje mi w żyłach, a ciśnienie sięga zenitu. Cały alkohol płynący w żyłach jakby odparował. Nie byłam pewna czy powiedziałam to na głos a czy tylko ta głupia część mojego mózgu, która często mówi sama do siebie właśnie to zrobiła.

Powiedziałam.

Brzęk tłuczonej butelki drogiej whisky, którą właśnie upuścił Natan mnie w tym utwierdziła. Nawet nie wiedziałam jak ta banda zareagowała, bo zaczęło mi się kręcić w głowie a echo moich słów głośno odbijało się w mojej głupiej i pustej głowie. Idiotka.

- Co Ty powiedziałaś? – z letargu wyrwał mnie John.

- Właśnie?- pytanie podbił Natan.

- O.o.o ja pierdole. Jaki cyrk- w głos śmiał się Marco, który najebany jak autobus nie bardzo wiedział co się dzieje – rodzinka w komplecie. Ha ha ha... No to wasze zdrowie- zadowolony wzniósł toast.

Debil do kwadratu.

- Nic nie mówiłam- zaczęłam udawać głupią. Chociaż moje zachowanie i tak wystarczająco pokazało mój iloraz inteligencji. - to może ja wam poszukam miejsca? – odwróciłam się chcąc udać, że to był tylko żart.

- Stój- mocno chwycił mnie za nadgarstek Max.- Tłumacz się mała kurwo z tego co powiedziałaś- przyciągnął mnie do siebie, a odór alkoholu pomieszanego z papierosami, który wydobył się z jego ust palił mnie w oczy.

- Polecam miętówki- niech mi ktoś utnie język... – To znaczy... Chciałam powiedzieć, że to boli- próbowałam uwolnić się z ucisku, jednak jego dłoń coraz bardziej się zaciskała na moim wiotkim nadgarstku. – Puść- krzyknęłam robiąc groźną minę, ale nic nie wskórałam, bo nie wyglądał na wystraszonego.

- Mów!- wrzasnął mi w twarz.

Prawie udało mi się uwolnić, kiedy odezwał się ON.

- Ooo nasza mała, groźna siostrzyczka?- powiedział to z takim chłodem i pogardą, że siłą powstrzymywałam piekące pod powiekami łzy.- ta idiotka twierdzi, że nasz ojciec jest też jej ojcem. Pewnie chce wyłudzić kasę. Co? Liczysz na alimenty? Głupia kurwa- jego słowa coraz bardziej mnie raniły. Czułam jakby sztylet, który wbił mi w serce coraz bardziej je rozdzierał.- i co myślisz, że Ci uwierzę? Najpierw z nami sypiasz a potem twierdzisz, że jesteśmy rodzeństwem? Jesteś chora. – parsknął, a ja chciałam żeby ten sztylet dokończył swe dzieło i po prostu mnie zabił.

-Uważaj na słowa Ty pokrako! – do akcji wkroczył Marco, a zaraz za nim stanął Natan.

- Zostawcie ją w spokoju! – młody barman poparł Rodriguez'a.

A ja nie zważając na nic wyrwałam się z ucisku i po prostu wybiegłam z tego piekła. Nawet nie zastanowiłam się czy moi przyjaciele wyjdą obronną ręką z całej tej sytuacji.

Nie wiedziałam co się dzieje. Nie mogłam złapać tchu. Powietrze nie mieściło mi się w płucach, a gorące łzy paliły moje policzki. Trzęsącymi dłońmi wyciągnęłam papierosa i z trudem go odpaliłam. Dym, który miał ukoić ból i zmniejszyć emocje w ogóle nie spełniał swojej funkcji. Miałam mętlik w głowie. Nie wiedziałam co dalej, co robić ani gdzie iść. Nie mogłam w takim stanie wrócić do domu.

Wystarczająco dużo się dzieje i zbyt mocno Laura się o mnie martwi żeby widzieć mnie w takim stanie. W stanie załamania i kresu wszystkiego. Gdyby nie ona zjadłabym cały zapas tabletek jakie posiadam.

- Hej! Zaczekaj- zakłopotany i zdenerwowany Chris stanął za mną i delikatnie złapał mnie za ramię. Nie wiem czemu czułam, że on jest po mojej stronie. Jednak nie powinien. – Czy to co powiedzieliście... Ty i Alex... Czy to prawda?- nie wiedziałam co mu powiedzieć. Z jednej strony był jedyną przychylną mi osobą w całej tej popieprzonej rodzinie, a z drugiej był jej częścią.- Veronica, proszę porozmawiajmy.- jego ton był taki łagodny i szczery.

- Chris.. nie teraz... To co mówiłam... To jest... To jest.... To nieprawda- skłamałam a jedna samotna

łza kapnęła mi na bluzkę. Nie miałam siły.. nie miałam już ani siły kłamać, ani mówić prawdy. Chciałam zapaść w stan hibernacji i przeczekać tak ze 20 lat albo 50 dla pewności.

- To dlaczego?- był całkowicie zdezorientowany, chyba nie wiedział czy mówię prawdę, a czy po prostu chcę go zbyć.

- Chciałam się mścić. Chciałam żeby jakaś ludzka strona waszej rodziny wyszła na jaw, ale jak widać coś nie wyszło- uśmiechnęłam się smutno. Sama nie wiedziałam czemu kłamię. Przecież czułam, że mogę mu zaufać.

- A co z Marco i Natanem?- chciałam zmienić temat, choć i tak nic to nie zmieniało.

- Nic im nie jest. Nikt nie zwrócił uwagi na ich bojowe nastawienie. – uśmiechnął się ciepło.- Chodź odwiozę Cię do domu. Za dużo wrażeń.- Byłam pewna, że mnie zwyzywa od nienormalnych wariatek, a on zaproponował mi podwózkę. Był inny niż oni, taki prawdziwy.

Jechaliśmy w ciszy, a ja pustym wzrokiem patrzyłam przez boczną szybę. Biłam się z myślami czy dobrze robię. Był taki szczery, a ja perfidnie go okłamywałam robiąc z siebie większą idiotkę niż jestem. Droga dłużyła się niesamowicie, a ja nadal nie wiedziałam co zrobić. Emocje stopniowo opadały tworząc jeszcze większy mętlik w głowie niż miałam.

- Jesteśmy.- powiedział cicho, wyrywając mnie z zamyślenia. – Chcesz pogadać?- zapytał z troską w oczach. Przez co coś we mnie pękło. Nie mogłam go dłużej okłamywać. Po prostu nie mogłam.

- Chris, ja kłamałam.. to prawda.. wasz ojciec jest też- nie mogło mi to przejść przez gardło- jest też moim ojcem- powiedziałam spuszczając wzrok.

-Jak to? Skąd o tym wiesz?- nie chciałam mu mówić. Nadal bolało tak samo. Nie umiałam powiedzieć na głos, że jestem dzieckiem z gwałtu. Nie umiałam mu powiedzieć w oczy, że jego ojciec gwałcił moją matkę czego jestem namacalnym dowodem.

- Poczekaj, coś Ci pokażę- stwierdziłam, że jak pokaże mu listy, to mniej będzie bolało. Oczywiście mnie, bo dla niego to nadal ta sama informacja, ale nie umiałam mu tego powiedzieć. Każdemu z nich bym mogła, ale nie jemu. Pobiegłam do domu po pudło pełne listów.

- Co się stało?- Lu stanęła za mną – dokąd biegniesz?

- Muszę coś wziąć. Nie martw się zaraz wrócę, będę przed domem- pocałowałam ją w czoło i pobiegłam do pokoju. Kiedy wracałam Chris stał w korytarzu. Lu była zaskoczona jego obecnością, a ja chcąc jak najszybciej opuścić dom biegnąc potknęłam się o dywan a pudło wypadło mi z rąk.

Wszystkie listy rozsypały się w korytarzu. Chciałam je zebrać, ale było już za późno. Laura i Chris wzięli po kartce i zaczęli czytać. Laura była jak nie ona. Zrobiła się blada, a jej piękne oczy zaszły mgłą i pustką. Chris też był załamany, kucnął trzymając się za usta, a ja po raz kolejny nie wiedziałam co począć. Stałam i nie mogłam nic zrobić, a chciałam tylko cofnąć czas nawet o kilka minut.

-Veronica... Jak to?- Lu spojrzała mi w oczy, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.

- Laura ja Ci zaraz wszystko wytłumaczę, poczekaj! – czułam jak mój świat całkowicie legł w gruzach. – Chris chyba powinieneś już iść, dowiedziałeś się, co chciałeś, wiec spieprzaj stąd! – wiem, że byłam trochę niemiła ale to jego wina, przez niego moja siostra teraz wie o wszystkim.

- Dobra, już wychodzę – widziałam jego zawód w oczach, ale to nie było ważne, teraz najważniejsza jest Lu.

- Co to ma do cholery znaczyć – zapytała Laura ledwo tłumiąc łzy.

- Lu... ja chciałam Ci powiedzieć, ale....

- Ale co...? Nie zdobyłaś się na odwagę? Pieprzysz się ze swoim bratem, rodzonym bratem, ale mi to nie łaska powiedzieć, że nie jestem Twoją siostrą w 100% tylko w 50%? No chyba, że jest jeszcze cos, co powinnam wiedzie. Może matkę też mamy inną? – Lu chodziła po pokoju i rozkładała rękami. Ja natomiast siedziałam na kanapie i nawet na nią nie patrzyłam, bo nie miałam odwagi.

- Laura to wszystko jest skomplikowane. Jak miałam Ci powiedzieć, że jedyna osoba, która Ci została z rodziny nie jest twoją rodziną do końca i że ja jestem dzieckiem z gwałtu a nasza matka była zwykłą dziwką? Jak miałam Ci powiedzieć? Hej Laura a wiesz, że nasza mama to dziwka i mnie nigdy nie kochała, bo przypominałam jej chwile jak gwałcił ją jakiś koleś? Tak to chciałabyś usłyszeć? Miałam Ci to powiedzieć w chcili, kiedy byłyśmy na cmentarzu i mówiłaś jak bardzo za nią tęsknisz? Jak wspominasz wspaniałe chwile z nią? To miałam zrobić? Myślisz, że to dla mnie łatwe? Że chciałam, aby tak było? Nie! Nie chciałam! Jedyne czego pragnęłam to to, żebyś żyła normalnie jak inne dziewczyny bo i tak dużo przeszłaś – wybuchłam bo nie miałam już siły. Chciałam to powiedzieć tak, żeby mi było lżej.

- Nie masz prawa decydować o moim życiu. Kim Ty jesteś, żeby to robić? Nawet nie jesteś moją siostrą. Veronica powinnaś mi powiedzieć od razu! Bo z tego co widzę to chyba całe miasto o tym wie. Swoich braciszków już poinformowałaś, bo ten cipeusz White był tutaj! Wszyscy wszystko wiedzą tylko biedna Laura zawsze jest na końcu, bo nie ma prawa nic wiedzieć bo jest gówniarą!

- Laura proszę nie mów tak! Ja nie wiedziałam jak to powiedzieć bo obawiałam się Twojej reakcji – zaczęłam płakać bo widziałam jak jej twarz zaczyna blednąć.

- Przestań pieprzyć! Nie chciałaś mi powiedzieć, bo ubzdurałaś, że będziesz mnie chronić. Boże Ty masz innego ojca. Moje całe życie to zwykłe kłamstwo. Jak to matka była dziwką? Nasz kochająca mama, która zawsze mówiła, że nas będzie kochać i chronić?

- Laura wiem, ze to trudne do zrozumienia, mi też było i jest ciężko

- O nie! Gdyby choć troszeczkę byłoby Ci ciężko to chciałabyś się wygadać i podzielić z kimś bliskim. Ale Ty wolałaś opowiadać o tym każdemu tylko nie mi. Obcy ludzie są dla Ciebie ważniejsi niż ja! – Krzyknęła i zaczęła ubierać kurtkę

- Laura poczekaj! Gdzie idziesz? - Wybiegłam za nią

- Jak najdalej od Ciebie siostrzyczko od siedmiu boleści!!!! – Tylko słyszałam jak zatrzasnęła drzwi. A ja już wiedziałam, ze spieprzyłam wszystko, co tylko mogłam. Siadłam na kanapie i tylko patrzyłam w okno.

***

Nie chciałam tego. Nie prosiłam. Zresztą kto o zdrowych zmysłach pragnąłby takiego życia dla siebie? Czy to w ogóle było jeszcze życie? Chciałabym, aby słowa Jane Austen „zachowaj tylko te wspomnienia, które dają Ci radość", były trafne, ale obecnie wszystkie albo okazały się kłamstwem, albo się nim okażą. Kiedyś lubiłam czytać, a teraz sama czuje się jak bohaterka dobrego kryminału i dramatu w jednym. Czy to przez to, że kilka razy nie przepuściłam staruszki w drzwiach, albo pokazałam kierowcy busa środkowego palca, gdy się nie zatrzymał? Co mogłam takiego zrobić, że teraz czuję się jak zgwałcona, wyprana z emocji i honoru idiotka, która przespała się ze swoim przyrodnim bratem.

-Jesteś idiotką! - Rzuciłam szklanką w lustro, tłukąc oba przedmioty. Przynajmniej patrzenie na własne odbicie nie będzie sprawiało mi już tak wielkiego bólu. W końcu byłam jak to lustro – rozbita i niezdolna do ponownego złożenia. W życiu już nic nie pozwoli mi odbudować się na nowo, a błędy przeszłości będą sunąć za mną jak najgorszy smród. Łzy, które poczułam na policzkach upewniły mnie w tym, że już nie ma dawnej Veronici – sarkastycznej, gotowej do działania i biorącej z życia garściami. Teraz to życie brało garściami ze mnie, zostawiając tylko wątłe ciało i kości. Zabrało rozum, duszę i serce, pozostawiając ostatni chęci do życia, choć i ich już zaczynało brakować .

- Boże, przestań mnie już karać. - Zawyłam żałośnie, opadając na podłogę. Pragnęłam, aby moje męki już dobiegły końca, ale z tyłu głowy wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. - Dlaczego Ja? Wiem, że nie byłam najlepszym człowiekiem, ale już za to odpokutowałam. Wolałabym wyjść i zginąć na przejściu dla pieszych, niż każdego dnia żyć z obawą o to, czy jutro ktoś nie wbije mi noża w plecy, albo nie porwie dla własnej frajdy. - Kopałam nogami w drewniane panele, czując jak powoli zaczyna brakować mi sił. To wszystko wprawiało mnie w obłęd i nienawiść do siebie i całego świata.

Chciałabym to zatrzymać, albo cofnąć czas i postąpić inaczej, ale żadna z tych rzeczy nie jest realna. Mam nadzieję, że chociaż Laura będzie mogła żyć inaczej. Lepiej i bezpieczniej. Tak jak mi nie było dane. Rozmowa z nią to była dla mnie katorga, czułam, że rozrywa mi serce, gdy patrzyłam na jej łzy i żal. Żal, który był najbardziej bolesnym widokiem ze wszystkich cholernych zdarzeń do tej pory. Myśl, że zraniłam jedyną osobę, którą kocham, i przez którą mogłam czuć się kochana, pozbawiała mnie siły do życia. Która i tak była marna.

***

Nie wiem ile tak leżałam w łóżku ale z minuty na minutę brakowało mi łez. Przykryłam się kołdrą pod samą szyję i miałam w planach pozostać tak do końca życia. Wydarzenia ostatnich kilku dni wyglądały u mnie tak samo. Wegetowałam. Od kiedy Lu dowiedziała się całej prawdy nie rozmawiałyśmy ze sobą. Chciałam dać jej trochę czasu i przestrzeni do namysłu. Ciężko było przetrawić mnie tą informację a co dopiero jej. Tak więc ona chodziła do szkoły, ja niestety do pracy. Miałam wrażenie, że wszyscy mnie tam unikają. Nie spotkałam żadnego z braci White od czasu imprezy. Wieczory i noce spędzałam na wylewaniu łez i użalaniu się nad sobą. I tamtego dnia wcale nie było inaczej. Myśli kotłowały się w mojej głowie nie dając mi zapomnieć jak wielką ofiarą losu jestem. Chciałam igrać z ogniem i sama się poparzyłam.

Chris i Alexander, co mnie trochę zdziwiło, próbowali się ze mną skontaktować. Nie miałam ochoty z żadnym z nich rozmawiać i odrzucałam połączenia. Jeżeli chodzi o Chrisa to źle czułam się z tym, że go unikałam. Był dla mnie taki dobry i wyrozumiały. Naprawdę w tym najgorszym momencie był ze mną. a ja potraktowałam go strasznie. Na Alexandra natomiast nie mogłam patrzeć. Po tych wszystkich krzywdzących słowach nie chciałam go znać. I naprawdę tak myślałam. Nie wiem tylko jak wytłumaczyć to, że moje serce krwawiło na samą myśl, że już go nigdy nie zobaczę, nie dotknę. Ta nasza cała relacja była chora, niezdrowa i niemoralna. Czy można w ten sposób kochać brata? No właśnie brata. I za każdym razem jak o nim pomyślałam w ten sposób serce już nie krwawiło ale pękało na milion małych kawałków. Czułam pustkę, nicość. Z jednej stronny cholernie za nim tęskniłam i bolało mnie to, że on jest w stosunku do mnie taki chłodny. Natomiast z drugiej strony nienawidziłam go za to jak mnie traktuje i za to, że jest moim bratem.

- Pogotowie ratunkowe właśnie przybyło. – z rozmyślań wyrwał mnie głos Marco. Spojrzałam w jego kierunku i lekko uśmiechnęłam się. Był przy mnie praktyczniej każdej nocy. To w jego objęciach zasypiałam wykończona płaczem. To on był wsparciem zarówno dla mnie jak i dla Laury. Ze wszystkich sił starał się nam pomóc. Nie wiem czy kiedykolwiek będę w stanie mu wynagrodzić to co dla nas robił. – Zapraszam Panią na dół. Trzeba wyleczyć to złamane serce.

- Marco kocham Cię i dziękuję za wszystko ale nie chce wychodzić z łóżka. – chciałam w nim zostać do końca życia. – Poza tym miałam dać Lu trochę więcej swobody. I tak już musi mnie widzieć po południu. – przetarłam zmęczoną twarz.

- Twoja siostra dzisiaj śpi u koleżanki, też chciała się trochę rozerwać i Tobie radzę to samo. – podszedł do mojego łóżka i ściągnął ze mnie kołdrę. – No chodź, wszystko jest już gotowe. Wziął mnie na ręce a ja pisnęłam.

- Marco puść mnie. – próbowałam stanąć na nogi. – Potrafię sama chodzić. – trzymał mnie mocno na rękach.

- Nie ma mowy, jeszcze mi uciekniesz. – zaśmiał się cicho.

Zszedł ze mną na rękach do salonu i delikatnie postawił na nogi. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach. W całym pokoju paliły się świecę tworząc niesamowitą atmosferę. Na kanapie było pełno poduszek i kocy. Stolik kawowy po brzegi  zapełniony był śmieciowym jedzeniem. Natomiast na telewizorze odpalona była moja ulubiona playlista na smutne dni. Spojrzałam na latynosa i rzuciłam się na niego.

- Jesteś niesamowity. – przytuliłam się mocno do niego. – Dziękuję.

- Dla chociażby twojego jednego, szczerego uśmiechu wszystko. – pogładził mnie po włosach. – Wiem, że ostatnio przechodzisz bardzo ciężki okres ale zobaczysz to wszystko minie. – mówił do mnie tak delikatnie jakbym miałam się zaraz rozbić. – No więc chodź zjemy coś bo nie wiem jak ty ale ja umieram z głodu.

Usadowiliśmy się wygodnie na kanapie. Marco odpaliła muzykę i mogliśmy w spokoju zacząć konsumpcję. Zamówił moją ulubioną pizze hawajską i do tego ulubione słodycze. Naprawdę postarał się. I chociaż nie byłam aż tak bardzo głodna nie chciałam mu zrobić przykrości więc zjadłam wszystkiego po trochu. Zaczęliśmy rozmawiać o błahych rzeczach. Opowiadał mi jak tam w Magnum. I oczywiście nie obyło się opowieści o jego podbojach miłosnych. Na chwile zapomniałam o moim marnym życiu. Poczułam się jak zwykła dziewczyna, która spędza wieczór ze swoim najlepszym przyjacielem. Czemu nie mogło tak być w rzeczywistości.

- Naprawdę ona już prawie mi obciągała. – zaśmiałam się głośno. – Ale chyba wystraszyła się mojego wielkiego bydlaka i zrezygnowała. – westchnął zrezygnowany.

- Tak to na pewno przez niego. – brzuch mnie już bolał od śmiechu.

- Widziałaś go, więc przyznaj, że to wielka dzika bestia. – Marco miał tendencje do nadawania różnych, czasem śmiesznych, nazw dla swojego członka.

- To nie bestia to nieokiełznany potwór, podobnie jak jego właściciel. – wybuchłam kolejną salwą śmiechu.

- Dzięki Vera ty to wiesz jak podnieść mnie na duchu. – prychnął brunet. Rozmowę przerwał nam dźwięk dzwonka. Spojrzeliśmy na siebie pytająco. Nie zapraszałam nikogo i Latynos raczej też nie co zdradzała jego mina. A jeżeli to Alexander? Serce zaczęło mi bić jak szalone. Krew dudniła w uszach. Zaraz zwymiotuję. – Zostań tu ja otworzę.

Zniknął za ścianą a ja nerwowo zaczęłam wybijać place. Jeżeli to ON to co ja zrobię. Nawet jak Marco mu się postawi to nic nie da. Zdmuchnie go z powierzchni ziemi niczym wilk domek jednej ze świnek. Ale po co on miałby tu przychodzić? Może, żeby mnie przeprosić? Pewnie zrozumiał swój błąd. Odgarnęłam pojedyncze kosmyki z twarzy i czekałam. Nagle usłyszałam śmiechy dobiegające z korytarza. A w rzeczywistości tylko jeden. Za którym tak bardzo tęskniłam. Ten charakterystyczny, wysoki chichot. Stawał się on coraz wyraźniejszy. Ona tu była. Ona zmierzała właśnie w kierunku salonu. Wstałam na równe nogi i wyczekiwałam jej nadejścia.

Nagle zza ściany wyłoniła się ona. A ja nie zastanawiając się długo podbiegłam do niej i rzuciłam jej się w ramiona. Zaśmiała się cicho i przytuliła mnie mocno. Nie wiem ile tak stałyśmy tuląc się do siebie. Nie mogłam uwierzyć, ze była tu. Ze mną. Cała i mam nadzieję, że zdrowa. Tak cholernie za nią tęskniłam.

- Lola. – szepnęłam cicho w jej włosy.

- Wróciłam kochana. – pachniała jak zawsze. Drogo i słodko. Oderwałam się od niej i zlustrowałam ją od dołu do góry. Wyglądała obłędnie. Czarne muszkieterki podkreślały jej szczupłe nogi a ciemna obcisła sukienka idealnie eksponowała jej figurę. Na ramiona miała zarzucony karmelowy płaszcz. Jak zawsze elegancko i z klasą. To jednak jej twarz zrobiła na mnie największe wrażenie. Wyglądała tak świeżo, rześko. Zero podkrążonych oczu, bladych policzków. Jej twarz promieniała. Naprawdę wyglądała na wyleczoną. – Veronica wyglądasz źle. – jej uśmiech zniknął z ust kiedy dokładniej mi się przyglądała. – Jestem tu zwarta i gotowa aby Ci pomóc. Wyjdziesz z tego tak jak ostatnio to zrobiłaś. – złapała za moje ręce i ścisnęła je mocno.

Chciałam jej się wypłakać, wyżalić. Powiedzieć jej wszystko co się wydarzyło pod jej nieobecność. Ale coś mnie blokowało. Patrzyłam głęboko w jej oczy i szukałam przyczyny. Dlaczego nie mogę jej powiedzieć wszystkiego? Powód znalazłam szybciej niż myślałam. W jej oczach odbił się John. Podobnie jak tamtej nocy w jego oczach ona. Nie mogłam jej wszystkiego powiedzieć. Mój cały entuzjazm zniknął.

Znowu zastąpiła go pustka.

Umierałam.

Znowu.

***
Witajcie!

Cieszycie się, że Lola wróciła?
Myślicie że może namieszać?

A co myślicie o Chrisie? Pojawia się zawsze kiedy Veronica znajduje się w trudnych chwilach czy to przypadek?

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro