Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Veronica White.

Jak ja miałam teraz żyć? Przecież to był koniec! Ja... Ja byłam dzieckiem z gwałtu! Byłam dzieckiem, które przypominało mojej matce, że została zgwałcona! Tylko to miałam w głowie kiedy siedziałam w łazience i zaczynałam dopuszczać moje myśli do głowy. Zaraz jak wróciłam do domu zaczęłam płakać. Pamiętam to jak dziś. Chociaż już parę dni minęło od tego momentu. Od momentu końca mojego życia. Ona mnie nie kochała! Moja własna matka mnie nie kochała. Nie była dumna, że mnie ma. Matko jak to możliwe jest, ze w jednej chwili straciłam wszystko. Brzydziłam się sobą. Ja miałam braci! Kurwa! Ja spałam z jednym z nich! Drugi mnie zgwałcił? Nieee to musiała być jakaś pomyłka! To nie mogło być prawda. Jak to było możliwe? Jak możliwe było to że ja i on, że my.. że on mnie zgwałcił! Może oni wszystko wiedzieli. Może specjalnie to zrobił. Bo Max był potworem. Ale Alex przecież on by nie mógł ! Boże przecież ja przeżyłam najpiękniejsze chwile w łóżku ze swoim bratem! Alexander to mój brat! To była tragedia! Zaczęło mi być niedobrze bo przypominałam sobie jak się czułam kiedy on mnie dotykał, kiedy całował jak mówi te wszystkie piękne słowa. Ja pierdole ! To było chore! Spałam ze swoim bratem i jeszcze to mój brat doprowadził mnie do szaleństwa. Gdyby o tym wiedział to nie zrobił by tego. Nie skrzywdził by mnie tak bardzo. Co ja pieprze! O czym ja myśle! Dlaczego nikt mi nie powiedział? Czemu wszyscy milczeli? Boże co ja Ci zrobiłam, ze takie rzeczy na mnie sprowadzasz? Spałam z własnymi braćmi.... Jesteś dziwką... Jesteś nic nie warta... tylko te słowa słyszałam w mojej głowie nic wiecej. Max mnie zmusił do tego. Zgwałcił mnie. Wziął to siłą. Ale Alexandrowi oddałam się dobrowolnie. Tego chciałam. Chciałam, żebyśmy byli jednością. Sama pchałam się mu w ramiona. Ja nie wierze! To dlatego tak się dobrze dogadywaliśmy. Dlatego się z nim tak dobrze czułam. Bo był kurwa moim bratem! On mnie rozumie bo mój brat to pieprzony Alexander White! Zawsze chciałam mieć starszego brata. No ale kurwa nie chciałam z nimi spać. Nie chciałam odbywaćz nimi stosunku. Ja pierdole. Jeszcze Chris. On przecież chyba tez coś czuł do mnie. Tak kurwa byliśmy wielką kochająca się rodziną. Dosłownie się kochającą. Znowu zaczęłam wymiotować. Nie mogę wytrzymać tych emocji, które mnie pochłaniały. Jak ja to przeżyje? Po co ta rodzina chciała ze mna mieć doczynienia? Nie rozumiałam tego. Moje życie to była katastrofa. Moja matka mnie nie kochała, ojciec wychowywał nie swoje dziecko, moja siostrzyczka nie jest moją rodzoną siostrzyczką no i finał mojego życia mam nowych trzech braci, i z dwoma spałam! Zaczęłam płakać tak mocno że nie wiedziałam co się dzieje. Ja nie mogłam tak żyć. Ta kobieta mnie zniszczyła. Dopięła swego. To było za dużo. Wyszłam z łazienki i poczułam potrzebę wyjścia z domu. Nieważne gdzie. Ważne żeby tylko nie musiała się z nikim widzieć. Chciałam zostać sama. A Lu zaraz miała wrócić ze szkoły i znowu będzie chciała coś ode mnie. Ja nie byłam jeszcze gotowa na rozmowę z nia.

***

Byłam rozbita, w głowie miałam jeden wielki bajzel, a w sprzątaniu najlepsza nie byłam. Miałam wrażenie, że los sobie że mnie kpi, a ostatnia stała rzecz prysnęła jak bańka mydlana. Jesteś koszmarem. Zniszczyłaś jej życie - powtarzałam to jak mantrę, zapętlając myśli krążące w moim umyśle. Patrzyłam na zdjęcie, na którym jestem ja, Laura i moja mama, na pozór uśmiechnięte i szczęśliwe. No właśnie - na pozór. Bo przecież ona nie była szczęśliwa. Zdjęcie robił nam tata, który jak się okazuje nigdy nim nie był. Ręce trzęsły mi się jak oszalałe, a łzy bezwładnie spadały na fotografię. Jedno wielkie kłamstwo. To wszystko to pieprzone kłamstwo.

Przewracałam kolejne zdjęcia natrafiając na fotkę z wakacji mojej mamy i jej przyjaciółki. Oczywiście! Dlaczego ja na to nie wpadłam! Elizabeth Hayes - z pozdrowieniami ze słonecznego Key West dla całej rodziny. Nie zastanawiając się dłużej wpisałam jej nazwisko w wyszukiwarkę, co przy jej statusie społecznym nie było trudne - była najlepszym adwokatem w mieście i przysięgam, że była przy tym najlepszą i najbardziej opiekuńczą ciocią na świecie. Wybrałam numer bez zastanowienia, chociaż serce prawie wypadło mi z piersi. Tylko spokojne, Black, tylko spokojnie.

- Kancelaria Adwokacka Elizabeth Hayes, tak słucham? - Melodyjny głos kobiety rozbrzmiał się w słuchawce.

- Dzień Dobry...- Zaczęłam niepewnie, czując jak w gardle narasta mi wielka kula. - Z tej strony Veronica Black. Córka Anastasi Black.

- Niewiarygodne. - Zdumienie odbiło się od moich uszu. Miała taki przyjemny ton...Taki matczyny. - Ile to minęło lat? Co Cię do mnie sprowadza złociutka? - Po tych słowach wątpliwości zaczęły napływać do mojej głowy w zawrotnym tempie.

- Ja...- Zaczęłam niepewnie, choć wcale nie wiedziałam czy chcę kończyć to zdanie. - ...mogłybyśmy się dziś spotkać? W kawiarni przy Walk Street? - Zaproponowałam, w głębi modląc się, aby nie odmówiła. Ona musiała znać prawdę.

- Oczywiście. Mogę być tam nawet za pół godziny. - Zgodziła się i bez dłuższej wymiany zdań pożegnałyśmy się życzliwie.

***

Spoglądałam na zegarek, zaczynając wątpić w to czy dobrze robię. W mojej głowie i tak był już wielki chaos, a to co mogłaby powiedzieć mi ta kobieta dorzuci tylko oliwy do ognia. Minuty mijały nieubłaganie, a każda z nich stawała się walką o przetrwanie, walką o to by nie wpaść w otchłań nicości.

- To ty... - Wysoka kobieta w koku patrzyła na mnie z niedowierzaniem. - Tak bardzo się zmieniłaś. Wyrosłaś, wydoroślałaś. - Miała rację, kiedy widziała mnie ostatni raz, byłam tak naprawdę jeszcze dzieckiem, a teraz jestem kobietą, po przejściach i z przeszłością. Jednak nie mogłam powiedzieć tego o niej, jej wygląd nadal był nienaganny, a charakter aż emanował ciepłem i miłością.

- Dzień Dobry Pani Hayes. Chciałabym z Panią o czymś porozmawiać. - Wstałam aby podać jej rękę, lecz ona porwała mnie w ramiona, szepcząc, że bardzo cieszy się z tego spotkania. - Czy pamięta Pani Isabellę White? - Zaczęłam szybko, nim zdążyłabym się rozmyślić, na co Elizabeth zadławiła się kawą.

- Dlaczego pytasz? Isabella to dawna znajoma Twojej mamy. Z tego co wiem w liceum ich drogi się rozeszły, a potem razem pracowały, dopóki...- Nie dokończyła zdania gryząc się w język. Wiedziałam. Wiedziałam, że ona wie.

- Nie została zgwałcona przez jej męża? - Dokończyłam za nią, przełykając ślinę. Mój biologiczny ojciec jest gwałcicielem. Jest ojcem chłopaka, który tak namieszał w moim życiu. Jest ojcem zwyrodnialca, który mnie bez skrupułów zgwałcił i chciał wrobić w sutenerstwo. Jest moim ojcem i największym koszmarem.

- Tak... Słuchaj skarbeńku, twoja mama bardzo cierpiała z tego powodu. To był dla niej cios w samo serce, długo nie potrafiła się z tym pogodzić, ale przy pomocy bliskich postanowiła odstąpić od aborcji. Jednak z każdym dniem było coraz gorzej, ona nikła w oczach a my byliśmy bezradni. Próbowaliśmy jej pomóc, ale ona zawsze traktowała Cię jak przeklęty owoc tego gwałtu. W dniu wypadku zadzwoniła do mnie, żeby poprosić mnie o opiekę nad tobą i Laurą, bo mimo wszystko bardzo Cię kochała, choć nigdy nie chciała się do tego przyznać. Gdy zginęli wiedziałam, że to nie był przypadek, i że Ann to czuła. Bardzo żałuję, że nie mogłam zabrać jej bólu, który w sobie nosiła, ale była silna. Jest jeszcze coś...- Spojrzała na mnie niepewnie, ocierając łzę, która spłynęła po moim policzku. - ...Ana była prostytutką. Przez bardzo długi czas pracowała u White'ów jako dama do towarzystwa, chociaż nienawidziła tej pracy. Szantażowali ją, aż do momentu gwałtu. Wtedy poprzysięgła im zemstę, słodką i bezwzględną. - Dokończyła, a mnie zamurowało. Moją własna matka była prostytutką.

Ona...ale...Nie potrafiłam zebrać myśli, czując jak żołądek podchodzi mi do gardła. Wybiegłam stamtąd, nie mogąc dłużej słuchać tych rewelacji. Jak w transie biegłam przed siebie nie czując nic poza rozrywającym bólem.

Ana była prostytutką. Ana była prostytutką - powtarzałam w głowie, nie mogąc wyrzucić z siebie tej myśli, czułam obrzydzenie i nienawiść, krzycząc do nieba, jak bardzo jej nienawidzę i żałuję, że jest moją matką. Choć tak naprawdę żałować nie mogłam, bo sama nie byłam od niej lepsza. Ja także dałam zawładnąć sobą przez tę rodzinę. Owinęli mnie wokół swojego palca, a ja pozwoliłam im wziąć siebie całą. I to był mój największy błąd.

Wpadłam do domu niczym petarda. Od razu pobiegłam do mojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, po których zsunęłam się. Wplotłam palce w swoje włosy i pociągnęłam za końce. Ból, który czułam był nie do zniesienia. Rozrywał mnie od środka. Przenikał przez każdą kość, przez każdy nerw. Czułam go w każdej części mojego ciała. Płakałam głośno. Moja twarz była mokra od gorących łez. Nie mogłam oddychać. Tonęłam. Znowu. Wyjątkiem było to, że nie miałam się czego złapać. Nikt nie może mi już pomóc. Jestem największa pomyłką. Myśli kotłowały się w mojej głowie. Nie wiedziałam co mam robić. Z dnia na dzień moje życie znowu obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Szlochałam coraz głośniej.

Rozejrzała się po moim pokoju. To wszystko było jednym jebanym kłamstwem. Żyłam w nim przez całe życie. Przecież mama zawsze była wobec mnie taka kochana. Może nie zawsze patrzyła na mnie z miłością ale myślałam, że to wynika z tego, ze nie byłam dość łatwym dzieckiem. Przecież do cholery byłam jej córką. Wszystko zmieniło się gdy na świat przyszła Lu. Była jej oczkiem w głowie. Przez co stała się najważniejszą osobą w moim życiu i w życiu człowieka, którego nazywałam ojcem. Czasami zdarzały się sytuację dające mi oznaki, że może mama bardziej kocha Laurę ale odpychałam je tłumacząc sobie to, że przecież moja siostrzyczka jest młodsza, potrzebuje więcej uwagi. Jednak teraz jak o tym myślałam prawda wydawała się zupełnie inna. Laura. No właśnie a co z moją siostrzyczką, którą tak naprawdę nie jest. Jak ona zareaguje. Przecież nie mogę jej o tym powiedzieć. Nie mam pojęcia jak zareaguje. A jak mnie znienawidzi i będzie widzieć we mnie tylko dziecko z gwałtu. I to jeszcze dziecko powiązane z tą bestialską rodziną.

Pozostaje jeszcze kwestia mojego... no właśnie jak mam go nazwać skoro nie był moim tatą. Tyle wspólnie spędzonych chwil. Wszystkie chwile kiedy był przy mnie. Kiedy miewałam koszmary zawsze był obok. Kiedy pierwszy raz jeździłam na rowerze i wróciłam do domu poobdzierana był obok. Kiedy pierwszy raz brałam udział w szkolnym przedstawieniu był obok. Za każdym pieprzony razem kiedy miałam kłopoty on był obok. A teraz go nie ma dowiedziałam się, że on nigdy nie był moim biologicznym ojcem. Zastanawiając się nad tym głębiej Filip Black częściej był przy mnie niż moja matka. To dlatego wszyscy mówili, że ja naprawdę jestem córeczką tatusia. Miałam z nim mocniejszą więź niż z mamą. Przecież byliśmy taką kochającą rodziną.

Veronica White. Nagle do moich myśli wdarło się to nazwisko. A mnie przeszły ciarki. Poczułam jak mój żołądek wędruje do mojego gardła. To nie może być prawdą. Ja nie mogę mieć tej samej krwi co oni. Poczułam gniew. Gniew pomieszany z goryczą, żalem, smutkiem. Jak ja miałam spojrzeć teraz im w oczy. Johnowi i Chrisowi, którzy jak się okazało są moimi braćmi. Maxowi, bratu który mnie zgwałcił. Alexandrowi, z którym przeżyłam swój pierwszy raz, do którego mnie ciągnie. Nie. Nie. Nie. To jest jakaś komedia mydlana. Zaraz pewnie ktoś wyskoczy z szafy i powie, że to tylko głupi żart. Czekałam na to. Jednak nic takiego się nie stało.

Przestałam w końcu płakać a moim ciałem wstrząsnął dreszcz złości. Jak w amoku podeszłam do mojego biurka i zaczęłam wszystko z niego zrzucać. Lampka upadła z hukiem i rozbiła się w drobny mak. Papiery i książki fruwały po całym pokoju. Nie obchodziło mnie to. Miałam to w dupie. Krzyczałam i rzucałam wszystkim co tylko wpadło mi w ręce. Podeszłam do stolika nocnego i chwyciłam zdjęcie moich rodziców. Patrzyłam na nie jak zahipnotyzowana. W uszach mi szumiało. Moje serce bolało.

- Jak mogliście mnie okłamywać. – dotknęłam opuszkami twarzy mamy. – Przecież mówiłaś, że mnie kochasz. Powtarzałaś, że nie ważne jak błąd popełnię ty będziesz blisko. Stworzyłaś w tym domu rodzinną atmosferę. To była tylko fikcja? – przejechałam palcem na twarz taty. – Wiedziałeś o tym? Wiedziałeś, że nie jesteś moim ojcem? Powiedziała Ci, czy Ciebie też okłamywała? Jeżeli wiedziałeś to czemu milczałeś? Kochałeś mnie mimo, że nie byłam twoim dzieckiem? Nie było Ci ciężko? Mam do Ciebie tyle pytań. Dlaczego Cię nie ma obok? Skoro zawsze byłeś? – z całym impetem rzuciłam zdjęciem o ścianę. Roztrzaskało się robiąc więcej bałaganu w pokoju.

Krzyczałam. Rwałam z głowy włosy. Jak ja sobie teraz miała radzić? Została zrzucona na mnie bomba. A ja nie wiedziałam gdzie szukać odpowiedzi na wszystkie pytania, które co chwile powiększały swoją liczbę. Zrzuciłam z łóżka wszystkie poduszki i kołdrę. Popatrzyłam na ten cały bałagan. Panował istny chaos i syf. To samo działo się w mojej głowie i sercu. Opadłam na kolana. Nie miałam siły. Chciałam zniknąć. Czułam wstręt do samej siebie.

Nagle usłyszałam otwieranie drzwi. Spojrzałam w tamtym kierunku zamglonymi od łez oczami. Do pokoju weszła Lu. Zlustrowała szybko pomieszczenie i wstrzymała oddech. Jej wzrok w końcu odnalazł mnie. Szybko podbiegła do mnie, uważając na porozrzucane rzeczy. Również opadła na kolana i przytuliła mnie mocno.

- Boże Veronica co się stało? – starał opanować swój glos jednak na próżno. Słyszała jego drganie.

- Ja nie mam siły Lu. – załkałam. – To jest mój koniec. Ja nie chce tak żyć. – przytuliłam się do niej mocniej. Mimo, że była moją przyrodnią siostrą kochałam ją i to nie zamierzało się zmienić. Jednak nie wiedziałam jak ona zareaguje na tą informację.

- Co ty pleciesz? – głaskała moją głowę dokładnie w ten sam sposób w jaki zawsze robił to mój tata. Na ta myśl rozpłakałam się jeszcze bardziej. – Hej spokojnie. Uspokój się i wszystko mi powiedz. – nie mogłam. Nie mogłam się uspokoić i nie mogłam jej nic powiedzieć. Przynajmniej na razie.

- Nie mogę. To jeszcze nie jest odpowiedni moment. – popatrzyłam na jej niewinna twarz. – Nie jestem jeszcze na to gotowa.

- Dobrze, ja tu jestem z Tobą i będę. – odgarnęłam kosmyki z mojej mokrej twarzy. – Jak będziesz gotowa to wtedy porozmawiamy. – przytuliła mnie i zaczęła kołysać. – Teraz pomilczymy. A ty się uspokoisz. – dodała cichutko.

I tak spędziłyśmy całą noc. W ciszy. Laura mnie tuliła a ja płakałam w jej ramię. Nie naciskała na mnie. Za co byłam jej wdzięczna. Nie powiedziałam jej jednak o co chodziło. Sama musiałam poznać najpierw prawdę a potem miałam nadzieję, że odważę się jej o tym wszystkim powiedzieć.

Wiadomości było zbyt wiele, za dużo wydarzeń i ciągłych myśli. Postanowiłam więc zatracić się w pracy, bo chociaż tam mogłam na chwilę zapomnieć, jednak zdawałam sobie sprawę z ryzyka spotkania Alexandra lub Maxa, moich przyrodnich braci. Braci, z którymi uprawiałam sex... To było ohydne... mało tego to jeden z nich mnie zgwałcił. Nadal to wszystko nie mieściło mi się w głowie.

- Chodź na obiad- z kuchni krzyknęła Lu. Od momentu awantury z Alexandrem oraz mojego załamania o nic nie pytała, a tylko chciała się mną zaopiekować. Robiła wszystko niby naturalnie, ale widziałam, że się martwi. Nie umiałam jej wytłumaczyć co się dzieje. Nie mogłam. Nie mogłam jej przecież powiedzieć, że jesteśmy tylko przyrodnimi siostrami, a nasza matka mnie nienawidziła, bo przypominałam jej najgorsze wydarzenie z życia. Szybko otarłam wciąż płynące łzy i weszłam do kuchni. Usiadłam przy wyspie kuchennej i pusto patrzyłam w talerz, który przede mną postawiła.

- Veronica, może chcesz porozmawiać?- zapytała nieśmiało. – Chce wiedzieć co się dzieje. Jesteśmy przecież siostrami.- po tych słowach Wybuchłam gorzkim płaczem. Moje zawodzenie przypominało jęk i krzyk jednocześnie... Laura podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła- Powiedz mi co się dzieje.

- Nie mogę, naprawdę- wydusiłam z siebie uwalniając się z mocnego uścisku. Chciałam wyjść jednak Lu nie dawała za wygraną.

- Stój!- krzyknęła za mną.- mam już kurwa dosyć tego ciągłego domyślania się co ten skurwysyn Ci zrobił! Obiecałam, że nie dam Cię skrzywdzić i tak będzie. Jeśli będzie trzeba sprzedam dusze nawet diabłu, ale Cię ocalę rozumiesz!- sama zaczęła niekontrolowanie płakać. Ocierała płynące łzy, a ja nie mogłam nic zrobić. Nawet nie wiedziałam co mogę jej powiedzieć w całej tej sytuacji.
Po prostu wyszłam.

***

Do willi White'ów poszłam pieszo. Chciałam przewietrzyć głowę. Jednak żadne przebyte kilometry nie skutkowały. Kiedy stanęłam przed bramą poczułam mocne ukłucie w sercu. Bałam się jakie może nieść konsekwencje wejście za bramę. Każde przekroczenie progu tego domu nie dawało pewności wyjścia z niego cało. Szczególnie teraz...

-Hej- rzuciłam wymuszony uśmiech w stronę załogi.

- Jest i nasza gwiazdeczka- nawet ta blond kurwa nie była mnie w stanie dziś zachęcić do potyczek słownych.

- Pierdol się- rzuciłam w jej stronę, po czym poszłam w kierunku szatni przebrać się w mój tak zwany uniform robotniczy.

Ta blond flądra nie dawała za wygraną. Przyszła za mną. Ewidentnie chciała być dziś moim workiem treningowym. Jeśli będzie się dalej starać to zmasakruje jej twarz gorzej niż te wszystkie operacje plastyczne, które przeszła. Przysięgam.

- Słuchaj Ty...- nie dałam jej dokończyć, bo ten piskliwy głosik dziś wkurwiał mnie jeszcze bardziej.

- Nie! To Ty mnie posłuchaj. Jeśli jeszcze raz się do mnie odezwiesz, a nie daj Boże zrobisz to chamsko, to przysięgam rozbije Twój kwadratowy, pusty łeb o pierwszą lepszą futrynę. Zrozumiano?

- Nie pozwalaj sobie! – rzuciła w moją stronę- myślisz, że jesteś lepsza, bo pieprzył Cię już każdy z White'ów- po tych słowach się we mnie zagotowało. – Co taka zdziwiona? Przecież wszyscy o tym wiedzą. Jak to jest? Masz jakiś schemat? Od najstarszego do najmłodszego czy jak?- jak mówiłam, tak zrobiłam.

Złapałam ją za tą blond czuprynę i zaczęłam nią walić o co popadło ile tylko miałam sił. Adrenalina dodała mi takiej mocy, że nie umiałam się opanować. Czułam jakby wstąpił we mnie diabeł.

-Hej! Co tu się dzieje?- Shrek zaczął mnie odciągać. Kiedy mu się udało zobaczyłam, że dziewczyna leży na podłodze, a z jej nosa płynie krew. Czułam się źle. Kiedy emocje opadały było mi coraz bardziej wstyd. Nigdy taka nie byłam. Kiedyś bym ją zwyzywała i skończyłabym temat, a teraz? Właśnie co teraz? Kim ja właściwie byłam.

Ochroniarz natychmiast zaprowadził mnie do Isabelli. Wiedziałam, że żadna prośba, aby tego nie robił nie pomoże. To zaszło za daleko. Dziewczyna została opatrzona przez barmana, bo na moje szczęście nie potrzebowała lekarza.

- No ładnie Pani Veronico- na sam widok tej kobiety chciało mi się rzygać bardziej niż zwykle.

Uczucie, że jej mąż jest moim ojcem przyprawiało mnie o odruch wymiotny. Nie mogłam na nią patrzeć. Ciekawe jak jej się żyło ze świadomością, że jej mąż jest pierdolonym gwałcicielem, a ja jego córką.
Nie odpowiedziałam nic. Nie chciałam nawet na nią patrzeć, a szczególnie nic do niej mówić. Modliłam się żeby mnie wywaliła na zbity pysk i kazała nie wracać. To byłaby najpiękniejsza z możliwych kar. Jednak bałam się, że konsekwencje będą takie jak ostatnio, a co gorsze, że podzielę los Lizzie.

- Z racji tego, że mój syn nie wiedzieć czemu Cię wziął na własność, to on wymierzy Ci karę. Niech odpowiada za swoją „rzecz"- powiedziała to z ironicznym uśmiechem, a ja poczułam się jakbym właśnie dostała w twarz. To była najgorsza z możliwych kar. Od czasu kiedy ostatnio Alexander zmieszał mnie z błotem już go nie widziałam. A teraz miałam się z nim skonfrontować, jeszcze ze świadomością, że jest moim pieprzonym przyrodnim bratem.

- Siadaj- zarządził władczo wchodząc do pokoju. Ja posłusznie usiadłam, bo nie chciałam się z nim wdawać w żadną dyskusję.- Co Ci odjebało? Za co ją tak urządziłaś?- starał się kontrolować swój ton, jednak był wyraźnie zdenerwowany. – Mów do cholery- uderzył pięścią w blat biurka.

- Nie Twój pieprzony interes- dosadnie wycedziłam przez zęby. Po tych słowach wstał i podszedł bliżej. Spojrzał mi głęboko w oczy jakby chciał mnie prześwietlić. Jego oczy już nie wywoływały we mnie tych uczuć co kiedyś. Przecież nie mógł już wywoływać we mnie pożądania. - Mów Black, bo pogadamy sobie inaczej- zagroził.

- Wkurwiła mnie, to dostała. Ja ją ostrzegałam, a że jest tylko głupią blondynką i nie posłuchała...- próbowałam nie pokazywać żadnych emocji. Starałam się mówić tak, jakby mnie w ogóle nie ruszało to, co się właśnie wydarzyło. Jednak prawda była taka, że było mi przykro. Nie przeproszę jej, to oczywiste, ale wiedziałam, że zrobiłam źle.

- Jesteś niezrównoważona- powiedział zaciskając swoją mocno zarysowaną szczękę- myślałem, że jesteś inna, że Ty i ja, że jesteś... Że jesteś....

- Jestem Twoją siostrą- wypaliłam bez zastanowienia, nie wyrażając żadnych emocji, czego szybko pożałowałam

- Co Ty powiedziałaś?- zapytał zaskoczony. W sumie mu się nie dziwię. Sama nadal w to nie wierzę.

- To co słyszałeś. Mamy jednego ojca. Jesteśmy rodzeństwem.

Koniec zbliżał się bardzo szybko. Wybuch bomby zaczął pochłaniać coraz więcej osób. W tym mnie i Jego.

Mojego brata.

***

Witajcie!

Spodziewaliście się takie obrotu sprawy?

Co oni teraz zrobią? Jak zreaguje Alexander?

Zbliżamy się już do końca. Zostało tylko 7 rozdziałów + epilog. Powoli odkrywamy karty. Nie wszystko wydaje się być czarno - białe. Jednak wszytskiego Wam nie powiemy. Zostawimy trochę tajemnic.

Mamy nadzieję, że nie nudzicie sie tak bardzo w domu? Podajcie nam jakieś pomysły (oprócz czytania) na spędzenie tego trudnego czasu.

#zostanwdomu

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro