Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. Jesteś za dobra, Black.

Nigdy nie sądziłam, że moje życie będzie wyglądało jak teraz. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej byłam zwykłą kelnerką w pospolitym clubie, nosząca żałobę po rodzicach i jak lwica walcząca o swoją siostrę. A teraz? Minęło zaledwie kilka miesięcy, a ja dopuściłam się morderstwa, wdałam się w jakieś mafijne porachunki, których jestem przedmiotem. Mam więcej wrogów niż przyjaciół, a moja paczka najbliższych mi osób całkowicie się rozpadła, no poza Marco... On był, jest i będzie, ale nie wiem czy akurat z tego się można cieszyć. Jedyną pozytywną rzeczą jaka w tym czasie się wydarzyła było odzyskanie Lu. Gdyby nie ona już dawno bym się załamała.

I jeszcze ON... Moja studnia bez dna, mój strach i bezpieczeństwo. Mój ogień i woda. Mój prześladowca i ktoś więcej. Po prostu mój życiowy paradoks i zestawienie przeciwieństw. Alexander. Kiedy analizowałam mój sens i bezsens istnienia, wibrujący telefon leżący na obok na poduszce prawie przyprawił mnie o zawał.

Alexander
Co robisz Black?

Veronica
Nie twój interes. Nie mam na tyle cennego czasu żeby marnować go sobie na ciebie. Nara.

Odrzuciłam telefon na bok, po czym znów usłyszałam tę cholerną wibracje. Kurwa- warknęłam pod nosem. Swoją drogą ostatnio zbyt wiele przeklinam.

Alexander
Zbieraj dupę, zaraz będę.

Chyba na głowę upadł. Nie ma takiej możliwości. Dziś miałam dzień wolny więc wegetowałam w domu.

Veronica
Chyba Cię pojebało. Dziś mam wolne od Ciebie. Trzymaj się ciepło czy jak tam chcesz to się trzymaj.

Niedługo po wysłaniu wiadomości drzwi mojego pokoju się otworzyły.

- Co tam skarbie? - powiedziałam myśląc, że to moja siostra.

- Ho Ho Ho, kto by pomyślał, że powitasz mnie tak cieplutko.- nie wierzę... Byłam święcie przekonana, że do pomieszczenia weszła Lu, ale niestety musiałam się pomylić. To był ten buc i dupek, który z tego co widzę nie opanował jeszcze umiejętności czytania. Kretyn i analfabeta.

- Czy jak poproszę Cię kulturalnie żebyś wyszedł to wyjdziesz?- zapytałam z ironicznym uśmiechem.

- Maleńka zależy jak bardzo się postarasz- uśmiechnął się szelmowsko i puścił mi oczko.

Podeszłam do niego i delikatnie przejechałam dłonią po jego mocno zarysowanej szczęce i ramieniu.

- Proszę Cię kochany abyś kulturalnie i uprzejmie wypierdalał z mojej strefy komfortu i nie zabierał mi cennego powietrza- również puściłam mu oczko i wróciłam na swoje miejsce. Ten kretyn nadal stał wyraźnie zdezorientowany. Lubiłam go zaskakiwać. – Którego słowa nie zrozumiałeś?- zapytałam słodkim tonem przeglądając media społecznościowe.

- Kiedyś wyrwę Ci ten cięty język – warknął wyraźnie zdenerwowany, co nie powiem jeszcze bardziej podniosło moją samoocenę i poprawiło mi humor.- Ale jeszcze nie teraz. Teraz zbieraj swoje wielkie dupsko, bo wychodzimy.- rozkazał. Chyba myślał, że się przestraszona zerwę z łóżka i pobiegną. Naiwniak.

- Lecę- zironizowałam.- Nigdzie nie idę. Dziś spędzam dzień z Laurą i Marco, więc przykro mi, ale muszę zrezygnować z Twojej propozycji.

- To ja z wami.- jaki On jest upierdliwy, to ja nie wierzę- Dokąd się wybieracie?- uważaj, bo Ci powiem, pomyślałam sobie.

- Gotowa? Marco już jest- do pokoju weszła Lu, wyraźnie zaskoczona wizytą Alexandra- Mam rozumieć, że nie idziesz?- wyraźnie posmutniała. Ostatnio kiedy chciałyśmy spędzić razem czas, wiecznie pojawiał się Alex i wszystko pryskało niczym bańka mydlana.

- Jasne, że idę. Ten Pan już wychodzi.

- Małe sprostowanie, ten Pan idzie z wami- rzucił wyraźnie zadowolony, stając obok Laury. Obie byłyśmy jednakowo zaskoczone, ale nie chciałam się już kłócić z tym przyjebem. Bałam się tylko o reakcję Marco, bo wszyscy wiedzą, że nie przepadają za sobą lekko mówiąc.

***

Po kilku minutach byliśmy w jakimś małym barze. Marco jak można było się spodziewać był obrażony jak młoda, rozpuszczona panienka, której mama zabroniła wyjść na nocną imprezę z bandą obcych studentów. Po prostu dramat.
Każdy z nas zamówił sobie po drinku. Wiem, że to niewychowawcze dawać nieletniej alkohol, ale kto z nas nie był nastolatkiem? Umówmy się nikt nie jest święty. Atmosfera był dość gęsta i to wszystko przez śmiertelną obrazę Marco. Na początku bawiła mnie ta sytuacja, ale po czasie stała się uciążliwa.

- Możesz już przestać?- zapytałam wyraźnie znużona całą sytuacją.

- Do mnie mówisz?- Rodriguez jak to on, wskazał na siebie palcem w teatralny sposób, nie ukrywając swojego oburzenia.

- Do Ciebie. Wieź nie zachowuj się jak rozwydrzona nastolatka.

- Ja? Ja jak nastolatka? Lepiej powiedz swojemu znajomemu, że powinien mnie przeprosić- odwrócił się ode mnie udając, że przegląda menu.

- Niech Ci będzie bekso- odwróciłam się w stronę Alexandra- Czy mógłbyś przeprosić Marco za to, że prawie go ostatnio zabiłeś?- przewróciłam oczami, chcąc stłumić śmiech. W końcu to była bardzo poważna sprawa. Marco o mało nie stracił swojej niespotykanej urody.

Alex popatrzył na mnie jakbym się co najmniej z choinki urwała.

- Kogo mam przeprosić?- zapytał zdziwiony- Kto to jest i kiedy niby miałem go zabić?- chciałam mu wytłumaczyć, bo faktycznie Rodriguez nie jest postacią, którą White mógłby sobie zaprzątać głowę. Nawet nie zdążyłam mu wytłumaczyć o kim mowa kiedy rozemocjonowany Marco wkroczył do akcji.

- Jak to nie wiesz kto to? Ty... Ty...- prawie się udusił powietrzem, które miał w płucach- Prawie mnie zabiłeś! Mało brakło a skończyłoby się co najmniej operacją a Ty nie wiesz kim jestem?!- czasem twierdzę, że on robi to specjalnie, żeby naciągnąć ubezpieczalnię na odszkodowanie. Dopiero co mu się jego „nieskazitelna" twarz zagoiła i znowu zaczyna. Myślę, że trzeba go kneblować za każdym razem kiedy w okolicy jest Alexander. Dla jego własnego dobra.

- Aaa to Ty, no tak... mały pajac skaczący jak małpa na sznurkach- i to był tekst kończący wszystko- Dobra sorry, nie sądziłem, że będzie tak mocno. Po prostu następnym razem się nie odzywaj niepytany. – już Marco zaczął coś mówić, ale w ostatniej chwili uderzyłam go w potylicę. Jeszcze mu opuchlizna nie zeszła, a już prosił się o następną.

-STOP!- ku zaskoczeniu nas wszystkich Lu wtrąciła się w tę słowną potyczkę- Co to kurwa ma być?!- ja nie wiem po kim ona tak przeklina- Wyszliśmy do baru na parę drinków żeby się zresetować, a Wy tak odpierdalacie. Jak wam nie pasuje soje towarzystwo, to proszę wypierdalać, a my z Verą sobie świetnie poradzimy- nie powiem, byłam z niej dumna, pomijając te wulgaryzmy, ale fakt, jakby kulturalnie poprosiła o spokój mogłoby nie pomóc.- Alex! Sam się tu wprosiłeś więc nie psuj nam humoru, a Ty Marco nie zachowuj się jak ciota, bo sam zaczynasz, a potem szukasz pomocy.- Marco już miał jej coś powiedzieć, ale po tym ja się na niego spojrzała, sama bym się bała rzucić jakimś komentarzem.

***

Wieczór mijał nadzwyczaj spokojnie, pomijając tę małą awanturę, którą sprawnie zakończyła Lu. Nawet Alex dogadywał się z tą niedorajdą. Po raz pierwszy od dłuższego czasu bawiłam się naprawdę dobrze. Miałam moment zapomnienia, gdzie wszystkie złe emocje i wspomnienia po prostu się ulotniły. Przyglądałam się całej sytuacji czując, że niebezpiecznie zaczynam coś czuć do Alexandra. Nie myślcie, że zaczynałam się w nim zakochiwać. Po prostu czułam coś czego nie umiem wytłumaczyć. To było pożądanie, zaintrygowanie... sama nie wiem czym były emocje, które we mnie wywoływał, ale chciałam czuć to jak najdłużej i z każdym dniem mocniej.

- To jak zwijamy się?- zapytałam, bo nie dość, że było późno, to jeszcze Marco najebał się jak autobus. Już nikt nie rozumiał jego bełkotu. Chciałam wyjść jak najszybciej, bo wiedziałam, że skończy się to niezłym spawem.

Wynieśliśmy nawalonego Latynosa, który upierał się, że pójdzie sam, bo jest trzeźwy. No ale czy ktoś kiedyś widział pijanego faceta? Oni zawsze są trzeźwi.

***

- Jesteśmy- powiedział Alexander zatrzymując się na naszym podjeździe. Lu spokojnie spała na tylnim siedzeniu, a ja spijałam każde słowo z tych pełnych ust.- To jak Black, kiedy się widzimy?- nie wiem czym to było spowodowane, czy to alkohol czy chęć odreagowania, ale nie chciałam żeby ten wieczór się już zakończył. Było zdecydowanie za wcześnie.

- Nie masz ochoty na piwo? Mam jeszcze kilka w lodówce- rzuciłam bez namysłu, ale nie żałowałam swojego pytania.

- Pytasz poważnie czy żartujesz? - Jego wzrok zostawał nieodgadniony, a ja w momencie poczułam, że skutki mojego pytania mogą być różne. I niebezpieczne.

- Oczywiście, że żartuję. - Przewróciłam oczami wysiadając z jego luksusowego samochodu. On cały jest pierdolonym luksusem. - Idziesz czy nie, nie będę się powtarzać. - Spojrzałam na niego wyczekująco, a on pokiwał głową.

- Pięknych kobiet i alkoholu nigdy nie odmawiam. W tym przypadku tylko tego drugiego. - Wyszczerzył się, a ja od razu pożałowałam tej decyzji.

- Dupek. - Głośny epitet wypłynął z moich warg, a towarzyszący przy tym środkowy palec dopełnił wulgaryzm sytuacji, on jednak zaśmiał się jedynie i uszczypnął mnie w pośladek. - Łapy przy sobie, albo to piwo będziesz trzymał nogami. - Pogroziłam mu palcem, na co on tylko spojrzał na mnie z politowaniem. - Mógłbyś wziąć Laurę na górę? - Tym razem ton mojego głosu, uległ zmianie. A naprawdę było ciężko, żebym w jego stronę użyła krzty uprzejmości.

- A nie posądzisz mnie o próbę molestowania na nieletniej? - Uniósł brew, a ja miałam ochotę naprawdę dać mu w twarz. Tak bardzo go nienawidzę. Nienawidzę. Nienawidzę. Pragnę.

- Pierdol się, naprawdę. - Ostatkami cierpliwości poszłam otworzyć drzwi, przepuszczając bruneta pierwszego z Laurą na rękach. Była taka słodka i niewinna.

***

Laura już dawno spała, a my siedzieliśmy na kanapie oglądając beznadziejne talk show i kończąc już drugą puszkę piwa. Alkohol mocno uderzył mi do głowy, ale udawałam, że bardzo dobrze się trzymam. "No właśnie - udawałam".

- Czy pingwiny mają kolana? - Wypaliłam, śmiejąc się przez łzy. No rzeczywiście, bardzo kurwa zabawne.

- A czy Black ma mózg? - Zironizował, a ja znowu wybuchnęłam śmiechem.

- Tak, tak, tak. Nie bądź taki opr...skliwy. - Czknęłam, opadając na kanapę. - Och, White. Jak to z Tobą jest? W jednej chwili mam ochotę się z Tobą pieprzyć, a w drugiej urwać ci łeb. - Uśmiechnęłam się zalotnie, chociaż jutro, o ile będę pamiętać, pożałuję tych słów. Każdego z osobna.

- Jesteś pijana, Black. - Odwrócił wzrok, żeby patrzeć wszędzie, tylko nie na mnie.

- Słowa pijanego, to myśli trzeźwego. Pieprz się ze mną, White. Teraz. Tutaj. - Przysunęłam się do niego, całując delikatnie po twarzy, rękę ułożyłam na jego kolanie, zaś drugą trzymałam tak, aby nie upaść. Chociaż i tak było ciężko, zważając na to ile wypiłam.

- Veronico, nie. Jesteś pijana, a ja nie interesuję się nekrofilią. - Odsunął się nieznacznie, ale ja nie dawałam za wygraną. "Będziesz tego żałować" - ta jedna myśl, krążyła mi w głowie, ale ja ją po prostu ignorowałam, czas żyć chwilą, nic gorszego i tak mnie nie spotka. Z obawy o lepsze jutro, tracimy szansę na lepsze dzisiaj. Ja jej nie stracę.

Usiadłam na nim okrakiem, spoglądając głęboko w oczy, były takie piękne, takie ciemne i mroczne, takie prawdziwe, niepowtarzalne.

- Chcę tego, Alexandrze, nigdy nie będę bardziej pewna. - Wbiłam się w jego pełne wargi, co ku mojemu zdziwieniu, odwzajemnił. Jego ręce wylądowały na nagiej części moich pleców, drażniąc je przyjemnym zimnem. Niekontrolowanie westchnęłam, choć przysięgam, że nie chciałam. Gdy jego dłonie zjechały niżej, przyciągając bliżej nasze pełne pożądania ciała, chciałam się oddać temu, bez chwili namysłu, chciałam go poczuć najbliżej jak mogłam.

- Jesteś za dobra, Black. - Przewrócił nas tak, że leżałam na kanapie, a on unosił się nade mną. 

Nasze oddechy mieszały się ze sobą, tworząc miłą dla uszu melodię. Namiętność, z każdą chwilą narastała, oddając nas w ręce gorącego pragnienia.  Nawet nie wiem kiedy, moje spodnie leżały już obok kanapy, a jego oddech przyjemnie łaskotał wewnętrzną część moich ud, zbliżając się coraz bliżej " ugh, tego miejsca". Czułam się coraz bardziej rozpalona, jednakże poczułam rozczarowanie kiedy minął ujście mojej kobiecości i znów zaczął namiętnie całować. Po kilku minutach gorących pieszczot, szedł w dół ku mojej szyi. Jego gorące usta w tym miejscu sprawiły że już całkowicie oddałam się pożądaniu. Następnie postanowił zająć się moimi piersiami - jego gorące usta i zimny niczym lód oddech stanowiły idealną harmonię i sprawiały, że coraz bardziej nie mogłam doczekać się finału.

- Proszę, White... Ile mam jeszcze czekać? - Westchnęłam, bo mimo że jego gra wprawiała mnie w obłęd, nie była w stanie zapewnić mi ukojenia.

- Och, już zamknij się, Black. - I wtedy poczułam... Poczułam, że nasze ciała stworzyły jedną, nieprzerwalną całość, dając upust emocjom.

Po kilkunastu minutach tej niebywałej przyjemności, moje plecy oblały poty, a oddech gdzieś całkowicie zniknął. Czułam się taka wolna, spełniona i zmęczona, jednak to wszystko uleciało z chwilą spojrzenia w oczy bruneta. Żałował. On do kurwy żałował.
- Chyba na mnie już pora. - Podrapał się po karku, zbierając szybko swoje rzeczy z podłogi. Patrzyłam na to wszystko, jak wykorzystana idiotka, nie wiedząc czy się śmiać, czy może do cholery płakać.

Trzaśnięcie drzwi frontowych umocniło mnie tylko w tym, że dałam się ponieść pożądaniu, gubiąc rozum, a on to perfidnie wykorzystał, mimo że na początku ostrzegał mnie abym tego nie robiła. - Idiotka! - Krzyknęłam w przestrzeń, ubierając na siebie spodnie, które wcześniej leżały gdzieś w kącie pokoju. Zrobiłam z siebie łatwą kretynkę i poniosę tego konsekwencje, jakkolwiek krzywdzące by nie były.

***

Siedziałam właśnie, wgapiając się pusto w ścianę i szukając sensu tej popapranej sytuacji. Nie było żadnego.  Spalałam już drugiego papierosa, czując że cały alkohol dawno wyparował, a zastąpiły go kpina i żal. Bo cóż więcej miałam zrobić jak nie kpić z własnej głupoty?

Kiedy usłyszałam mocne walenie w drzwi, omal nie dostałam zawału. Bo kto normalny dobija się o czwartej rano? Wyglądając przez wizjer, obraz Alexandra White'a doprowadził do obezwładnienia całego mojego ciała.

- Wpuść mnie, Veronico. Nie mogę tak łatwo odejść.

Co on tu robił? Przecież już mnie wykorzystał. Wziął co miał wziąć i już. Po co jeszcze chciał się pastwić nade mną? Mało mu? Może jeszcze będzie mi to wypominał?

- Wpuścisz mnie do cholery? Czy mam wyważyć te drzwi albo zadzwonić na policje? Zapewniam Cię, że przyjadą tutaj z na sygnale i zrobią aferę na całą ulice. Wystarczy jedno moje słowo! Vera! Otwórz te pieprzone drzwi! Chce pogadać! Proszę! – krzyczy jak opętany

- Możesz się uspokoić?! – krzyknęłam otwierając drzwi

- Nie! Nie mogę się uspokoić jak mnie ignorujesz. Gdyby robił to ktoś inny to miałbym to w dupie , ale robisz to Ty a tego nie zniosę i nie lubię. – mówi to poważnym tonem i patrzy na mnie tymi swoimi oczami.

Czułam jak przepadam. Znowu. Powtarza się to! Przecież przed chwilą miałam go dość, chciałam żeby zniknął z mojego życia. Teraz nagle stałam przed nim a on mi mówił takie rzeczy, że byłam w stanie w to uwierzyć i rzucić się na niego i pocałować namiętnie. Dobra przestań debilko się upokarzać. Przejrzyj na oczy. Ty oddałaś się mu. A on po wszystkim zamiast położyć się objąć Cie ramieniem, pocałować w czoło i pokazać, ze to dla niego coś znaczyło uciekł. On uciekł! Ten idiota, cham i prostak uciekł. Nie powiedział nic. Zachował się jakbym była trędowata. Jakbym była jakaś skażona. A teraz zjawił się hrabia i mówił, że nie znosi jak się tak zachowuje!

- Czy Ty się słyszysz?! – krzyknęłam bo już nie miałam siły.

- Tak a co? - przyjął twardą postawę.

- Nie no nie wierze! Ty zachowujesz się jak dziecko albo jakbyś miał jakieś zaniki pamięci! - było mi przykro na jego reakcję.

- Przestań ! - jego bipolarność była zaskakująca i męczącą. Miałam już tego serdecznie dość.

- Co przestań ? Najpierw prowokujesz mnie. Mówisz różne rzeczy , ze jestem wyjątkowa, piękna, ze nie możesz się powstrzymać, ze nie zrobisz nic bez mojego pozwolenia. A kiedy Ci pozwalam to Ty bierzesz to co chcesz i Nara! Wychodzisz. Nie Ty nie wychodzisz ty stąd spierdalasz jak dzieciak, który został przyłapany na kradzieży jabłka u sąsiada w sadzie!

- Veronica pozwól, że to wszystko wyjaśnię ok? Wiem zachowałem się jak dupek- mówi z miną zbitego psa.

- Tak jeszcze zrób minę Kota ze Shreka i już będę cała twoja – spojrzałam na niego z miną współczucia

- Czyli to na Ciebie nie zadziała? – zapyta zrezygnowany

- Nie! Wiem czego chciałeś. Dostałeś to i Nara! Możesz już wracać do domu jest już późno. - nie mogłam na niego patrzeć.

- Mogę zostać? - wytrzeszczyłam oczy.

- Co? - zapytałam zdziwiona bo chyba się przesłyszałam

- Będę spał na podłodze. - zmarszczyłam brwi.

- A czemu?

- Bo chce rano z Tobą porozmawiać a wiem, ze nie wpuścisz mnie tutaj już nigdy więcej i zanim się z Tobą skontaktuje to trochę czasu minie. - miał rację, nie chciałam go już widzieć na oczy.

- Nie możesz – odpowiedziałam stanowczo

- Dobra to ja wybieram sofę. - udawał głuchego doprowadzając mnie do szaleństwa.

- Czy Ty nie słyszysz? Nie możesz – podniosłam głos.

- Wiedziałem, że się nie zgodzisz, więc sam zadecydowałem, że zostaje. - położył się na sofie i się durno uśmiechnął. Ta sytuacja go bawiła.

- Wiesz co nie mam już siły do Ciebie. Proszę Cię, żebyś wyszedł zanim się obudzę ok.? - Nie odpowiedział nic bo chyba zasnął albo udawał. Nie wiem. Nie zastanawiałam się nad tym.

Poszłam do swojego pokoju i próbowałam zasnąć ale nie mogłam bo cały czas czułam jego dłonie na moim ciele i pocałunki. I tak oto przez tego palanta nie mogłam spać przez całą noc. Minuty mijały a ja tępo wpatrywałam się w sufit myśląc o nim cały czas. Kiedy już miałam zasypiać i cieszyłam się z tego, usłyszałam dźwięk, który mówił mi, że ktoś do mnie napisał wiadomość.

- Zabije Go! Przecież wie, że lubię pospać sobie po imprezie a ten Idiota teraz będzie pisał do mnie. Marco Debilu – zaczęłam gadać do siebie, kiedy szukałam telefonu. Kiedy zobaczyłam numer zdziwiłam się bo to nie mój Psiapsi.

Nieznany
Hej. Chyba musimy pogadać.

Co jest kto to? Nie znałam tego numeru.

Veronica
Hej. Chyba nie mamy o czym, skoro nie mam Cię zapisanego w kontaktach.

Może tyle wystarczy i się ten ktoś odczepi. Mam dosyć pakowania się w kłopoty. Trzeba uciąć to na początku.

Nieznany
No tak nie masz mojego numeru. To ja Chris.

Moje zdziwienie i szok sięgnęło zenitu. Dobrze, ze leżałam bo tak to moja szczeka nie musiała daleko w dół opadać tylko troszeczkę. Czego on ode mnie chciał?

Veronica
Chris? O czym chcesz ze mną porozmawiać?

Zapisałam sobie jego numer, żeby nie zapomnieć. Ale jak miałam go zapisać yyy może: Chris W. Bardzo oryginalna nazwa Vera brawo!

Chris W
Muszę Ci wszystko wyjaśnić i Cię zobaczyć. Proszę Cię. Ten jeden raz.

Nie wiedziałam co napisać. Nie chciałam go widzieć ale skoro ma coś mi wyjaśnić to już się poświęcę.

Veronica
Dobrze, więc spotkajmy się skoro nalegasz.

Odkładam telefon i schodzę na dół bo usłyszałam podniesiony głos mojej siostry.

- Co się stało!? – wpadam do salonu

Widziałam jak Laura krzyczała a Alex trzymał kubek w ręce i miał zdziwioną minę.

- Co On tu robi w naszej kuchni o 9 rano? – zapytała zszokowana Lu

- No co stoje. Nie widzisz? – odpowiedział arogancko Alexander

- Zamknij się dobrze? – powiedziałam do Alexa bo jak zwykle był niemiły – No wiesz Laura, Alex został na noc u nas, ponieważ nie chciał wracać do domu no a ja sie zgodziłam

- Że co? – zapytała jeszcze bardziej zszokowana.

- Jeju, przywiozłem Was do domu. Ty byłaś na tyle pijana, że nie mogłaś ustać na nogach, wiec cię zaniosłem do pokoju. Później wypiliśmy jeszcze z Twoją siostrą a potem ona poszła do pokoju a ja zasnąłem na kanapie. Tyle. Koniec historii – uśmiechnął się.

- Tak. Dokładnie tak było. Nie dramatyzuj Lu. Idź się ogarnij i zacznij przygotowywać śniadanie.

Już miałam coś powiedzieć Alexowi ale usłyszałam dźwięk mojego telefonu, więc poszłam do swojego pokoju bo byłam ciekawa co napisał Chris.

Chris W
Dzięki! Nawet nie wiesz jak się cieszę. Spotkajmy się w park w centrum Key West o 17. tylko proszę nie mów nic Alexandrowi. Nie może się o tym dowiedzieć.

Super! Znowu się w coś wpakowałam.

- Możemy pogadać? – usłyszałam głos za sobą

- Yyy.. a o czym?

- Wiesz dobrze o czym nie udawaj - uśmiechnął się. Był zdenerwowany.

- No ale co. Byłeś na noc. Ja za dużo wypiłam. Ty tez. Poniosło Nas i już. Koniec historii – udawałam twardą ale to tak bardzo bolało jak to mówiłam bo to był obraz upokorzenia mnie.

- Vera to nie tak...- zaczął

- Wiesz Alexander Ty zawsze to mówisz. Jak mówię jak nasza sytuacja wygląda Ty zawsze mówisz, ze to nie tak ale nigdy nie mówisz jak jest. Nie mówisz bo tak jest jak ja to przedstawiam. I przestań zaprzeczać bo tylko pogarszasz sytuacje – skończyłam mój filozoficzny wywód.

On stał jakby dostał czymś w głowę. Ale ja się tym nie przejmuje

- Ide do łazienki – powiedziałam zrezygnowana jego stałą zmianą nastrojów.

- Ok. to ja poczekam na Ciebie bo jeszcze nie skończyłem. – usiadł na łóżku.

- Dobra jak chcesz – odpowiedziałam lekceważąco biorąc potrzebne mi rzeczy.

Szybko się ogarnęłam i spojrzałam w lustro. Jak na załamaną dziewczynę wyglądałam w miarę. Szare dresy idealnie pasowały do mojego nastroju. Kiedy wróciłam do pokoju zauważyłam jak Alex patrzył na mój telefon. Dziwne bo chyba nie zostawiłam go na łóżku a na biurku. A może mi się to tylko wydawało.

- Dobra o czym chcesz gadać. Mów szybko bo umieram z głodu. - westchnęłam.

- Wiesz co  już nic. Musze spadać bo masz racje nie powinienem tu być – mówi wstając jak oparzony. 

Kolejny raz to samo. Nawet nie mam szans odprowadzić go do drzwi bo on po prostu wybiegł z mieszkania. Debil.

Wzięłam telefon i zauważyłam nową wiadomość od Chrisa. 

Chris W
To jesteśmy umówieni. Pamiętaj godzina 17 park w centrum Key West.

- Veraaaaaa! Chodz na to sniadanie!

- Już idę, idę siostrzyczko!

***

Cały dzień nie robiłam absolutnie nic. Po wyjściu Alexandra zjadłam z Lu śniadanie. Nie mogłam przestać myśleć o tym co się między nami wydarzyło. Przecież to jest jakiś absurd. Zaufałam mu. Oddałam mu siebie a on zachował się jak zwykły prostak. Zostawił mnie. A kiedy chciał się wytłumaczyć nie chciałam go słuchać. Bo co niby mi chciał powiedzieć? Że przeprasza? Że żałuje? Przecież dobrze wiem, że tak by nie postąpił. Więc czego od niego oczekiwałam? Czego się spodziewałam? 

Musiałam przestać zadręczać się tą całą sytuacją. Popełniłam błąd. Myliłam się co do niego. Jest taki sam jak jego bracia. A pro po braci White. Nie byłam przekonana co do spotkania z Chrisem. Więc dlaczego się zgodziłam? Chyba z czystej ciekawości co chce mi powiedzieć. Nie rozmawialiśmy ostatnio ze sobą praktycznie w ogóle. A on nagle proponuje spotkanie? Coś mi tu nie pasowało. I jeszcze miałam to trzymać w tajemnicy przed Alexandrem. Coś tak czułam, że będą z tego kłopoty.

A mimo to stałam w parku i czekałam na niego. Było tak cicho i spokojnie. Chociaż miasteczko zaczynało budzić się do życia. Właśnie od południa w Key West zaczynało coś się dziać. A jednak park pozostawał strefą wolną od hałasu i wrzasku. Można było spacerować bez końca i wsłuchiwać się w szum drzew. To miejsce uspokajało. Wyciszyłam się i pogrążyłam w myślach. 

- Myślałem, że Cię nie znajdę. - drgnęłam na dźwięk znajomego głosu. - A w jednej chwili pomyślałem, że zrezygnowałaś ze spotkania. - naprzeciw mnie stanął Chris. 

Ostatnim razem jak go widziałam nie wyglądał za dobrze. Był blady, miał podkrążone oczy, nic nie mówił. Jednak tego dnia wyglądał trochę lepiej. Jego twarz wyglądała zdrowiej. Jakby nabrała kolorów. Oczy nie były już podkrążone ale mimo to widziałam w nich smutek. Na ustach widniał mały uśmiech jednak nie był on szczery. Co się z nim stało? Gdzie ten radosny, pełny życia chłopak. Ubrany był jak zwykle na czarno.

- Chciałeś porozmawiać więc jestem. - odpowiedziałam cicho. - Słucham. - chciałam jak najszybciej wrócić do domu. 

- Na początku chciałem Cię przeprosić. - drżały mu ręce. Denerwował się. - Naprawdę nie mogłem nic zrobić. Chciałem go powstrzymać. Nie zasłużyłaś na to. Max popełnił ogromny błąd. - na jego imię wszystkie wspomnienia wróciły. A moje oczy zaszły łzami. Chciałam żeby przestał mówić. Nie chciałam do tego wracać. Starałam się jakoś pogodzić z tym. A wtedy wszystko wróciło. Zaczęłam kręcić głową nie chcąc już go słuchać. - Wiem, że to nie jest najlepszy czas na wspominanie tego ale chciałem, żebyś wiedziała, że strasznie się z tym czuje, że go nie powstrzymałem. Przecież w końcu to mój brat a ty byłaś taka niewinna i to co Cię spotkało jest niesprawiedliwe. A fakt, ze ja się do tego po części przyczyniłem sprawia, że nie mogę nawet spojrzeć na siebie. A co dopiero na Ciebie. - jego głos drżał. - Przepraszam Cię Veronico za wszystko. Jestem dupkiem i nie zasługuje na twoje wybaczenie jednak chciałbym o nie prosić. - zakończył cicho. 

Stałam tam jak słup soli. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Sytuacja wydawała się nierealna. Poczułam jak ciepłe łzy spływają po moich zimnych policzkach. On prosił mnie o wybaczenie. Mimo, że to nie on był sprawcą całego mojego bólu. Nie byłam na niego zła, może trochę zawiedziona. Rozumiałam go w jakiej sytuacji się wtedy znalazł. Był między młotem a kowadłem. Czy chowałam urazę? Było mi przykro patrzeć na niego. Nie pasował do tej rodziny. Różnił się od nich tak bardzo. 

- Nie wiem co mam powiedzieć. - otarłam łzy i spojrzałam w jego oczy. - Naprawdę nie wiem co mam Ci powiedzieć. To jest dla mnie dosyć trudne przeżycie. Nie chce do tego wracać. Jeżeli chodzi o twoje przeprosiny to przyjmuje je. Nie mogłeś nic zrobić. I tak by to zrobił. Nie miałeś na to wpływu. - a może miał? Jednak nie chciałam o tym myśleć. - Zrozum mnie jednak, że chciałabym zamknąć ten rozdział i więcej o nim nie mówić. - westchnęłam. 

- Tak rozumiem Cię. - jego nastrój jakby się poprawił. - Dziękuję, że mi wybaczyłaś. - widać, że ulżyło mu. 

- Jeśli to wszystko to pozwolisz, że wrócę do domu. - uśmiechnęłam się słabo.

- Nie to nie wszystko. - westchnął ciężko. - Naprawdę chciałbym, żebyś zobaczyła we mnie innego chłopaka. Nie jestem taki jak cała moja rodzina. - przestąpił z nogi na nogę. 

- Dlaczego nie chciałeś aby Alexander się dowiedział o naszym spotkaniu? - zmarszczyłam brwi. 

- Bo widzę, że się dogadujecie. - to zbyt duże słowo. Tolerujemy już prędzej bym powiedziała. Ale kogo ja chciałam oszukać. Coś nas do siebie ciągnęło i niektórzy już to widzieli. Tylko nic nie mówili. - A to co mam zamiar Ci powiedzieć, może mu się nie spodobać. - jego twarz była poważna. Więc to musiało być coś ważnego.

- Co takiego? - skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.

- Posłuchaj wiem, że była u Ciebie policja w sprawie Lizzie. - zamurowało mnie. - Wiem, też, że się znałyście i chciałaś jej pomóc wydostać się w sideł moje rodziny. Niestety wiemy jak to się skończyło. - westchnęłam. - Jednak to nie o to tutaj chodzi. Wiem co się z nią dzieje. Wiem gdzie jest i co robi. - przełknęłam głośno ślinę. 

- Proszę powiedz mi. - do moich oczu znowu napłynęły łzy na myśl o tej delikatnej, młodej Lizzie. 

- Lizzie jest we Włoszech. Wykupił ją jeden z klientów, z którymi współpracujemy. - wstrzymałam oddech.

- Ona żyje. - szumiało mi w uszach od natłoku informacji. - Co robi? Jak mogę ją uratować? Przecież możemy jej jeszcze pomóc. - słowa wypływały z moich ust niczym torpeda. Mózg pracował na najwyższych obrotach. 

- Veronica uspokój się. - podniósł głos aby mi przerwać. Spojrzałam na niego. - Nie możemy jej pomóc. Już nic nie możemy zrobić. Pracuje w jednym z domów publicznych i już tam zostanie. - powiedział zrezygnowany. - Jednak chciałem, żebyś wiedziała, że żyje. - próbował dotknąć moich ramion jednak odskoczyłam jak oparzona. 

- Więc tym zajmuje się twoja kochana rodzinka? - krzyczałam. - Sprzedajecie niewinne dziewczyny do burdelów! - wykrzyczałam mu to prosto w twarz. - Lizzie nie powinna tam być. Nie powinna. Jak mogłeś na to pozwolić. Ile młodych dziewczyn tak skrzywdziliście. Jesteś potworem! Pozwalasz na to wszystko patrzysz jak płaczą, jak cierpią i nic nie robisz? - zaczęłam okładać go pięściami. 

- Proszę Cię Veronica uspokój się. - złapał moje ramiona i delikatnie mną potrząsnął. Odepchnęłam go od siebie i stworzyłam dystans między nami.- Wszystko Ci wyjaśnię.

Już szykowałam kolejny potok słów kiedy zobaczyłam jak Alexander uderza swoje brata w szczękę i powala go na ziemię. 

- Ty zdrajco! - usiadł na nim okrakiem i zaczął okładać go pięściami. - Jak mogłeś jej to powiedzieć! - krzyczał. - Zapłacisz za to! 

***

Witajcie!

Spodziewaliście się takiego zachowania po Alexandrze?

A Chris? Lubicie go? Co o nim sądzicie?

Ze względu na panującą epidemię prosimy Was abyście zostali w domu! Sytuacja naprawdę robi się poważna a my powinniśmy zachować zdrowy rozsądek i ograniczyć wychodzenie z domu do minimum. Zadbajmy o swoje zdrowie i zdrowie naszych najbliższych. #zostańwdomu

Może polecicie nam swoje ulubione opowiadania? Będziemy miały co czytać!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro