Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Chciałabym żebyś dla mnie pracowała.

Cierpliwość. Tylko ona może Cię uratować Veronica. Cier-pli-wość. Tak sobie powtarzałam siedząc przy barze. Zastanawiałam się czy mój spokój wewnętrzny jest na tyle silny, aby ją w sobie odnaleźć. Sięgnęłam po tace z kolejnym zamówieniem i policzyłam do 10 żeby nie rozbić jej na głowie jednego z klientów. Piękne uczucie rozlało się po mojej piersi jak wyobraziłam sobie sytuację, w której taca odbija się od głowy jednego z tych palantów, a z wylanej wódki robi się epicka fontanna. Nie zapominajmy Veronica, że przecież Ty jesteś oazą spokoju jak kwiat lotosu na pierdolonej tafli jeziora, nic nie jest w stanie wyprowadzić Cię z równowagi prawda? Wytrzymasz to, dasz radę! A mogłam przecież zacząć medytować, czemu ja dopiero teraz wpadłam na tak genialny pomysł? Czy ja zawsze muszę mieć przyćmienie mózgu? Tak myślę, że chyba taki już mój urok. Z zamyślenia wyrwała mnie dłoń, którą poczułam na swoim tyłku i to nie była dłoń ani Marco, ani Loli.

- No maleńka przynieś nam jeszcze jedną flaszeczkę - usłyszałam głos właściciela dłoni, która spoczywała na moim pośladku. Na moje oko gość koło trzydziestki, wysoki brunet, z delikatnym, może tygodniowym zarostem o ciemnych oczach i mocno zarysowanych kościach policzkowych. Z bólem serca mogę powiedzieć, że był przystojny, ale rozumu to ten koleś w ogóle nie miał. Był ubrany na czarno tak, jak reszta jego towarzyszy, którzy działali mi na nerwy od samego początku, no bo kto to widział siedzieć tyle w klubie?! Zostali tylko oni.

- Łapy przy sobie to po pierwsze, a po drugie to ja nie jestem żadną maleńką dla Ciebie tylko Panią Veronicą! - zaczęłam krzyczeć ale gościu nic sobie z tego nie robił i nadal był nachalny.- Powiedziałam coś nie słyszał Pan? - musiałam zachować spokój i minimalny szacunek do tej istoty przypominającej bardziej schlaną świnie niż człowieka, bo przecież jestem w pracy i to dzięki właśnie takim osobnikom się utrzymuje. Oni zawsze dają najwięcej napiwków.

- Słyszałem maleńka, ale po co te nerwy przecież tylko chciałem żebyś mi przyniosła alkohol. Czy nie taki jest twój zasrany obowiązek, żeby mi usługiwać? – zaśmiał się gorzko i z pogardą.

Spojrzałam na niego wściekle i gdybym mogła zabijać wzrokiem to pewnie już dawno jego zwłoki ozdabiały by naszą posadzkę w klubie.

- Co napiwki to by się zbierało i to duże prawda? Bo przecież na to liczysz ty młoda flądro. Myślisz, że nie wiem ? Ja za długo już żyję i takie jak Ty widziałem nie raz i powiem nawet więcej, że za dobrą sumę to pewnie byś mi dała dużo więcej niż tylko butelkę wódki.

Gdy tylko sobie wyobraziłam to co powiedział zrobiło mi się niedobrze. To było obleśne, że ja z nim miałabym coś robić. O Mamuniu w życiu! Wolałabym już głodować niż sprzedać się tej przystojnej, schlanej świni, ale pamiętając o tym, że to wciąż świnia.

-Dobrze zaraz Panu zostanie dostarczony alkohol, który Pan zamówił - uśmiechnęłam się sztucznie tak bardzo, jak tylko mogłam. Odchodząc od niego miałam wszystkiego dość. Tych ludzi i wszystkich epitetów, które były posyłane w moim kierunku.

- Nalej mi! - zwróciłam się ku mojemu przyjacielowi - Tylko coś mocnego, żeby mnie sponiewierało ale tak wiesz porządnie! - uśmiechnęłam się - Zaraz wracam tylko idę zanieść tę flaszkę temu gburowi, bo przecież każdy napiwek się liczy. - załadowałam tace trunkiem i odeszłam.

Czy już wspominałam, że niekoniecznie podoba mi się moja praca? Bo co w niej jest takiego fajnego? No dobra może czasami zdarzają się chwile gdzie naprawdę dobrze się bawię i jest to tylko i wyłącznie zasługa moich przyjaciół, ale hej jak już muszę zostawać po godzinach i usługiwać jakiejś grupce chamskich mężczyzn to nie jest już tak fajnie. Ja też się chce wyspać, nie wspominając już o moich nogach, które umierały powolną śmiercią. Jeżeli zaraz stąd nie wyjdą przysięgam, że dostanę nadprzyrodzonych mocy i sama ich wyniosę, bo oczywiście im się wydaje, że będą rządzić a ja im będę usługiwać. O nie nie moi mili taka zabawa mnie w ogóle nie bawi.

- Proszę oto Panów zamówienie. - wyłożyłam alkohol z tacki i się uśmiechnęłam. - Przypominam także, że klub już jest zamknięty dlatego niedługo zamykamy też bar i cały obiekt. - powiedziałam miłym głosem.

-Jak to kurwa zamknięty?! - wykrzyczał ten sam facet, z którym odbyłam już wcześniej pyskówkę. - Kto to widział żeby o tej godzinie klub zamykać?! - bełkotał.

- Uspokój się John. - usłyszałam nagle. - Przepraszam za mojego brata straszny z niego cham. - spojrzałam w kierunku źródła tego pięknego głosu. - Oczywiście już się zbieramy. - spojrzałam na niego i o mój boże! Czy są jeszcze tacy przystojni mężczyźni? Uśmiechnął się do mnie i przysięgam, że moje nogi stały się wiotkie. Jego ciemne oczy hipnotyzowały. Cały był ubrany na czarno zresztą jak wszyscy jego bracia. Czarna koszulka i czarna skórzana kurtka opinały jego, jak się domyślam idealnie wyrzeźbione ciało, a czarne spodnie i czarne reeboki perfekcyjnie dopełniały cały outfit. Przejechał dłonią po czarnych włosach i odchrząknął, a ja zostałam wyrwana z transu. - Czy coś jeszcze chce Pani wiedzieć? - zapytał.

Oczywiście, że spaliłam buraka. Musiał się dziwnie poczuć kiedy pożerałam go wzrokiem jak jakaś idiotka. Ja pierdole takie rzeczy to tylko mi się przytrafiają. Jedyne co mogłam i umiałam zrobić w tamtej chwili to pokręcić przecząco głową i odejść. Tak też zrobiłam z całą czerwoną twarzą i z zażenowaniem podeszłam do Marco.

- Młoda przygotowałem Ci trzy tequile. - spojrzał na mnie. - Oho i chyba jeszcze dorobię, bo nie wyglądasz za dobrze. - uniosłam wzrok na kieliszki przede mną i wypiłam wszystkie na raz. - Vera! - krzyknął a ja się skrzywiłam. - No od tej strony to Cię nie znałem. - zaczął się śmiać. - Specjalnie dla Ciebie zrobię jeszcze trzy podwójne.

- Poproszę, bo właśnie spaliłam największego buraka świata przy tych kolesiach, a jeszcze raz muszę do nich iść uregulować rachunek. Na trzeźwo na pewno tego nie zrobię. - skrzyżowałam z nim spojrzenie, które mówiło "gadaj albo zginiesz". - Nic wielkiego się nie stało, po prostu śliniłam się na widok jednego z tych typów i to chyba za długo. - ukryłam twarz w dłoniach. Na samo przypomnienie robi mi się gorąco albo to od tej tequili.

Zerknęłam ukradkiem na loże gdzie przebywali ostatni goście. Było ich trzech, dziwne, bo wydawało mi się, że był z nimi jeszcze jeden brat. Wszyscy ubrani na czarno, każdy chociaż trochę do siebie podobny. Wysocy, dobrze zbudowani, no co tu dużo mówić w chusteczkę męscy i przystojni. Na pewno do biednych ludzi nie należą. Rolexy na nadgarstkach, iphony w rękach i alkoholu też byle jakiego nie zamawiali. Ciekawe czym się zajmują? Pewnie są jakimiś biznesmenami. Nigdy o nich nic nie słyszałam za to Lola musiała, bo całą noc chodziła spięta i cały czas gadała, że oni są dzisiaj najważniejsi i to może dlatego siedzę tutaj o godzinie 5 rano i ich jeszcze obsługuje. Kiedy odwróciłam się w stronę baru pierwsze co ujrzałam to cwany uśmiech Marco i kolejne trzy kieliszki tequili.

- Młoda chyba ten chłopak nieźle namieszał Ci w głowie skoro już mamy ośliniony cały parkiet. - zaśmiał się na co ja przewróciłam oczami. - Okej dobra żartowałem wyluzuj.- odwrócił się i zaczął ogarniać swoje miejsce pracy.

Byłam już tak cholernie zmęczona. Dosłownie wszystko mnie bolało. Głowa, nogi, ręce, każdy mięsień miałam spięty. Chcę do domu. Czułam się też lekko podpita, nie pamiętam kiedy ostatni raz tyle wypiłam w pracy. Owszem zdarzało się, że wypiłam jednego drinka, albo dwa, ale przez całą zmianę. Naprawdę mam już dość tej roboty. Popatrzyłam na szkło przede mną i wiedziałam, że jak je opróżnię to po mnie. Racjonalnie myśląc powinnam podziękować, iść rozliczyć się z tymi pacanami, posprzątać i wrócić do domu, do ciepłego łóżka. Ci co mnie znają wiedzą, że ja racjonalna nie jestem, więc zwinnym ruchem opróżniłam zawartość kieliszków krzywiąc się na posmak tequili w ustach.

To się źle skończy.

***

No i stało się.

Kolejna zmiana w pracy nie zakończyła się tak jak powinna, bo ja głupia zaufałam mojemu przyjacielowi, a przecież go znam, wiem jak działają jego drinki. Zresztą mój rozum, o ile go jeszcze mam, też nie protestował. Wypiłam za dużo i mnie zmiotło. Co się ze mną stało? Przecież tak dobrze się trzymałam i umiałam się postawić Marco.

Delikatnie otwieram oczy, bo promienie słońca działają na moją niekorzyść w tym stanie, budzi mnie ogromny kac, ból głowy, sahara w gębie, czyli można powiedzieć, że to taki standard po zmianie z niezawodnym kumplem.

Tylko jak wróciłam do domu?

O nie nie nie! Zamykam oczy i zaczynam sobie przypominać jak to było. Po całej akcji, jak spaliłam buraka przy klientach, zaczęłam pić szoty jeden po drugim i to był błąd. Ostatnie co pamiętam to jak ktoś wnosi mnie do samochodu. Tylko kto?

O KURWA NIE! To był ten sam koleś, na widok którego ślina leciała mi aż po cyckach. Dramat, po prostu dramat.

Chwyciłam mój telefon ze stolika nocnego i zobaczyłam siedem nieodebranych połączeń. Cztery od Marco i trzy od Loli. Najpierw powinnam pewnie zadzwonić do przyjaciółki ale ona nie będzie nic wiedziała bo pewnie jak zwykle zawinęła się wcześniej. Nie mam innego wyjścia. Wybieram numer i przystawiam telefon do ucha. Po trzech sygnałach odbiera.

- Oooo hejka Vera. - wita mnie cynicznym głosem.

- Yyy, hej Marco, jak tam się czujesz - on na pewno wie co odwaliłam, ale nie będę się od razu sprzedawać, że mi film urwało - Jak tam? Ogarnięty już?

- Weź mnie stara nawet nie wkurwiaj?! - oho! Wyczuwam, że naprawdę dobrze się
bawiłam.

- A Tobie o co znowu chodzi? - zapytałam utrzymując, że wszystko pamiętam i że na pewno nic nie zrobiłam.

- Ty się jeszcze pytasz? Nawaliłaś się jak nigdy i może nie byłbym na Ciebie taki wściekły gdybyś nie zostawiła mnie samego z całym tym syfem! - wykrzyczał. - Czy tyzdajesz sobie sprawę, że ja wszystko za Ciebie zrobiłem. - chwila ciszy, westchnienie. - Rozliczyłem tych braci pijaków, posprzątałem ich loże, bo oczywiście na sam koniec narobili niezłego syfu, posprzątałem prawie cały klub, siedziałem do 8 rano, kiedy ty najprawdopodobniej już smacznie spałaś zalana w trupa. - ooo jak już moja oaza spokoju na mnie krzyczy, to znaczy, że zmiana mi się udała jak nigdy. - A teraz dzwonisz się zapytać jak się czuje? – dokończył.

Jest wściekły.

- A co w tym złego, że trochę wypiłam? Zawsze piję w pracy, a zresztą to do kogo masz pretensje jak sam mi lałeś? - najwyższa pora uspokoić sytuację i wyjść z niej z twarzą.

- No jasne teraz moja wina, mam nadzieję, że chociaż dobrze się bawiłaś ze swoim Dionizosem.- już chciałam wypowiedzieć ciętą ripostę, którą szykowałam kiedy zdałam sobie sprawę co powiedział. No i padłam. O czym on do cholery mówi? Jaki Dionizos?

I stało się, wszystkie wydarzenia zaczęły do mnie wracać jak zwiastun jakiegoś chorego filmu.

O nie! Nie, nie, kurwa nie!

Pije jednego szota za drugim, jakbym nigdy nie widziała żadnego alkoholu, ale nie jest źle dalej obsługuje klientów. Do momentu gdy w pół kroku nagle cały świat niepokojąco zaczyna wirować, przewracam się i! No nie... Już wiem, o którym Dionizosie mówił Marco. Ta kupa przystojnego mięsa mnie złapała jak leciałam z całą tacą drogiego alkoholu. No i oczywiście cała ja, nie mogłam wyjebać się kulturalnie jak każdy normalny człowiek na twarz albo na plecy tylko prosto na jego kolana.

Jestem debilką roku!

- Marco, przyjacielu, bo wiesz.. nie wszystko jest dla mnie aż tak jasne jak słońce. - zachichotałam nerwowo. - Nie bardzo pamiętam jak wróciłam do domu. - chyba najwyższa pora się tego dowiedzieć, więc schowałam dumę do kieszeni i byłam gotowa zmierzyć się z tym co powiedział mi Marco.

- Gwiazdeczce się film urwał? - nie kurwa, sprawdzałam tylko czy ma dobrą pamięć, się głupio pytał. - A więc moja droga powiem tyle, naprawdę dobrze się bawiłaś, kocie ruchy na stole w loży VIP, macanki z przystojnymi braćmi, swoją drogą to nie wiedziałem, że tak dobrze się ruszasz -oznajmił pełny dumy.

Nie, to nie może być prawda. Skoczyłam na równe nogi i zaczęłam chodzić po moim pokoju! Co we mnie wstąpiło! Zawsze się dobrze po alkoholu bawię ale kurwa co?! Jak mogłam być tak głupia? Na pewno jestem teraz pośmiewiskiem. O mój boże a jak to Lola zobaczy to mnie wyrzuci! Już muszę sobie szukać nowej pracy. Zatrzymałam się i westchnęłam.

Co ja najlepszego zrobiłam?

Nagle usłyszałam śmiech w słuchawce.

- Jaka ty jesteś łatwowierna. - kolejne spazmy śmiechu odbijały się w mojej bolącej głowie.

- Zabije Cię Marco! - powiedziałam naprawdę wściekła, bo już zamiatałam resztki po moim honorze, a on się cudownie bawił - Czy możesz mi serio powiedzieć jak wróciłam? - zapytałam poważnie.

Może teraz się kapnie, ze traktuję tą sprawę poważnie.

- No dobra od początku tak serio to nic nadzwyczajnego nie robiłaś, najebałaś się, zaczęłaś się przewracać, co swoją drogą było przekomiczne, a szczególnie jak wylądowałaś u tego macho na kolanach. – akurat tego mógł nie mówić - Na koniec zaliczyłaś zgona i musiałem wszystko ogarnąć sam, ale spokojnie skarbie odpracujesz to. - czyli nie było tak źle - A i najważniejsze odwiózł Cię do domu ten zajebisty przystojniak i żeby nie było chciałem zadzwonić po taksę, ale się uparł, a szefowa kazała ich traktować z należytym szacunkiem więc się nie szarpałem - w każdym wyrazie słychać było ten jego cynizm.

Zajebiście, on ma ubaw, a ja nawet nie pamiętam jak weszłam do domu. Bo przecież jakoś musiałam tak? Dobra czas zakończyć ten teatrzyk.

- Okej może to nie wyglądało dobrze, ale ja naprawdę nie wiem kiedy mnie tak
odcięło. - zaczęłam się tłumaczyć.

- Młoda wyluzuj. - powiedział spokojnie. - Może byłem na Ciebie zły o to całe sprzątanie, ale pierwszy raz od długiego czasu widziałem Cię tak bardzo pijaną i uśmiechniętą. - oznajmił ciepło. - Serio dziewczyno biło od Ciebie szczęście i pozytywna energia, w pewnym momencie i ja pozazdrościłem Ci takiego wyluzowania.

Usłyszałam w jego głosie tyle szczerości. Czy byłam szczęśliwa? Może w tamtym momencie tak, ale dzisiaj już z tego humoru raczej nic nie zostało. Byłam przygnębiona, przybita i zła na siebie.

- Powiedz mi proszę czy wiesz czy no... - ciężko było mi się wysłowić. - ... no wiesz czy ten, czy on, w sensie ten chłopak... - ogarnij się dziewczyno. - ... on wszedł ze mną do mojego mieszkania? - w końcu dokończyłam.

- Skarbie gdybym wiedział to bym Ci powiedział, ale nie mam zielonego pojęcia, musisz się z nim skontaktować żeby się dowiedzieć. - zaczął. - Wyglądał na najbardziej ogarniętego z nich wszystkich, więc pozwoliłem mu się Tobą zaopiekować, wiesz, że bym Cię nigdy w niepowołane ręce nie dał.

- O świetnie Marco widziałeś go pierwszy raz na oczy i nawet z nim nie rozmawiałeś, ale wyglądał na ogarniętego więc zdecydowałeś żeby się mną zaopiekował! - podniosłam na niego głos. - Nie przyszło Ci do głowy, że nie bez powodu Lola tak panikowała jak się pojawili w klubie?! - wykrzyczałam.

- Veronica spokojnie. - próbował mnie uspokoić. - Wiem, że może to nie wygląda najlepiej ale hej nic się nie stało i to jest najważniejsze.

- A gdyby mnie gdzieś wywiózł i zgwałcił?! - wrzało we mnie. - Nie pomyślałeś o tym?! - nie miałam ochoty prowadzić z nim dalszej konwersacji.

- Wiem ale... - nie dane mu było dokończyć.

- Marco odezwę się jak ochłonę. - westchnęłam. - Pa. - rozłączyłam się.

Jak on mnie czasami denerwuje. Przecież mogło mi się coś stać, mogli mnie zgwałcić, zabić. Czy on w ogóle kiedykolwiek myśli? Wygląda na to że nie. Westchnęłam i zrezygnowana opadłam na łóżko. Zaczęłam analizować całą noc od początku. Trzech braci White. Przystojnych, cholernie bogatych i do tego bardzo agresywnych. Oprócz tego jednego, było w nim coś innego. Sama dokładnie nie umiem tego opisać, ale wydawał się wyróżniać spośród braci, ale to nie w jego oczach utonęłam. Tam musiał być z nimi ktoś jeszcze. Takiego spojrzenia się nie zapomina. Zamknęłam oczy i próbowałam sobie cokolwiek przypomnieć, jak wyglądał ten nieznajomy, jak był ubrany, ale nic pustka. Otworzyłam oczy i spojrzałam na sufit. Może go sobie tylko wyobraziłam, a może mi się śniło..? Fakt trochę wypiłam, ale nie na tyle żeby majaczyć. Muszę ochłonąć i to natychmiast.

Po dobrych pięciu minutach wstałam i postanowiłam wziąć zimny prysznic. To co zawsze mi pomaga. Weszłam do łazienki, zrzuciłam swoje ubrania i weszłam pod chłodną wodę. Zimne krople spływały po mojej rozgrzanej skórze. Zamknęłam oczy i automatycznie zaczęłam myśleć o tych czarnych oczach. Mój umysł próbował odtworzyć więcej, bo chciałam pamiętać więcej. Niestety w mojej głowie był tylko kolor jego tęczówek. Odetchnęłam i zmieniłam wodę na gorącą. Już otrzeźwiałam, teraz muszę zmyć z siebie cały brud.

***

Po godzinnej kąpieli nagle usłyszałam ten dziwny dźwięk, który wydobywał się z mojego ciała. Mój brzuch krzyczał "Daj mi kobieto w końcu jeść"! O super! Spojrzałam na zegarek w telefonie. O godzinie 14 już jesteś w stanie coś strawić. Fantastycznie.

Założyłam piżamę, ciepły szlafrok i zeszłam na dół. Weszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę i jedyne co ujrzałam to światło. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy? Zapomniałam uzupełnić lodówkę. Jedyne co mi zostało to pizza. Wyciągnęłam Iphona z kieszeni i zamówiłam pizze, standardowo hawajska z ananasem. Moja ulubiona. Nie rozumiem ludzi, którzy nie lubią ananasa w pizzy. Ludzie co z Wami nie tak!? Rozsiadłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizor. Oczywiście jak zwykle leciały Kardashianki. Czy ta telewizja nie ma innych programów? Zaczęłam komentować sytuację, w której Kylie zaprzeczała temu jakoby miała sobie usta powiększać. Aha jasne, a ja jestem Waszą szóstą zaginioną siostrą. Wkręciłam się w oglądanie kiedy nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Moja pizza! Wzięłam pieniądze ze stolika, wstałam i pędem ruszyłam do przedpokoju. Cóż się dziwić byłam już mega głodna. Otworzyłam drzwi i się rozczarowałam. To nie był żaden dostawca tylko Lola.

- Co Ty odpierdalasz?- jak zwykle miło przywitała mnie moja przyjaciółka.

- Też miło Cię widzieć kochana, świetnie się czuję i nie, nic mnie nie boli. Tak noc była trochę ciężka, ale dałam radę, nie musisz się tak o mnie martwić.- odpowiedziałam ze sztucznym uśmiechem.

- Weź nie pieprz głupot. Czy ty wiesz co zrobiłaś? - odparła nabuzowana.

Oho, to nie będzie miła rozmowa.

- Jeju, pierwszy raz zdarzyło mi się takie coś, a Ty robisz aferę jakbym cały czas piła w pracy. - próbowałam się bronić.

-Ty nadal nie rozumiesz co zrobiłaś? - ciągnęła dalej.

- Wiem trochę za dużo wypiłam ale to przez zmęczenie. Ja do 5 nad ranem ludzi obsługiwałam, bo jacyś debile nie mieli ochoty iść do domu. – odpowiedziałam z poważną miną.

- Nie no Ty serio oszalałaś. Jak możesz tak mówić? Przypominam Ci, że dzięki tym debilom masz z czego żyć i utrzymywać się, więc może z łaski swojej zważaj na słowa, a poza tym to nie chodzi o to, że się ochlałaś tak, iż nie wiedziałaś o Bożym Świecie, ale chodzi o to, że byłaś w takim stanie w obecności Tych a nie innych gości. – Lola patrzy na mnie z tak poważną miną, jakby przekazywała mi wiadomość o śmierci moich bliskich.

- A co Oni są jakimiś Bożkami tego miasta czy co? Co Ty się ich tak boisz?- patrzyłam na nią zmrużonymi oczami próbując coś wyczytać z jej twarzy.

- Ja się ich nie boje dziewczyno – odparła natychmiast i wybuchła śmiechem.

Wiedziałam, że kłamie. Widziałam to, znam ją zbyt długo i zbyt dobrze. Ona wiedziała o czymś bardzo istotnym. Dlaczego od razu nie powiedziała?

- Nie? A dlaczego, gdy tylko mają się pojawić w klubie to cała się trzęsiesz i patrzysz nam wszystkim na ręce? - naciskałam.

- Wcale tego nie robię. - zaczęła strzelać palcami.

Denerwowała się.

- No to chyba będę musiała Cię nagrać i puścić Ci to może wtedy przejrzysz na oczy. A może Ty się kochasz w którymś z tych chłopaków? Co? Przyznaj się. - próbowałam wyciągnąć coś od niej. Niestety na marne. Cały czas ta sama śpiewka.

- Ty jeszcze pijana jesteś bo na trzeźwo tego byś nie wymyśliła. Oni po prostu są baaaardzo bogaci i tylko to powinno Cię interesować, jakąś godność powinnaś była zachować, ale przecież Ty musiałaś jak zawsze coś wykombinować prawda? Jest w roku 365 dni w roku i akurat musiałaś wybrać ten dzień i tę noc, jak Oni byli u nas. - aż tchu jej brakło. - Przecież powtarzałam Wam tyle razy, że trzeba przy nich zachować profesjonalizm. Rozumiesz pro-fe-sjo-na-lizm – wymachuje przede mną rękami a ja tylko patrzę na nią. - Czy w tym słowie albo w jego definicji jest coś wspomniane o upiciu się do nieprzytomności i problemie z powrotem do domu o własnych siłach?

Zatkało mnie. Ona nigdy się tak do mnie nie odzywała. Zawsze rozumiała mnie jak nikt inny, a teraz? Teraz zachowuje się tak, jakbym co najmniej kogoś zabiła .Już miałam jej powiedzieć, że rezygnuje z pracy, ale zadzwonił dzwonek i musiałam wybrać albo dalsza kłótnia z szefową, albo pizza. Wybór był prosty.

- Dzień dobry. Tak to ja zamawiałam pizze. - odpowiedziałam z uśmiechem do dostawcy.

Podałam mu pieniądze, podziękowałam i zamknęłam drzwi. Kiedy weszłam do salonu zobaczyłam, że Lola siedzi na kanapie a dłonie umieściła we włosach. Była zdenerwowana i sfrustrowana, a ja nie wiedziałam z jakiego powodu. Może przed innymi ukrywać, że wszystko jest w porządku, ale mnie nie oszuka. Umiałam rozpoznać kiedy nie mówiła mi prawdy. Nie lubiłam patrzeć kiedy coś ją męczyło, a ona dusiła to w sobie zamiast ze mną porozmawiać, ale nie chciałam na nią naciskać.

Westchnęłam i weszłam do kuchni. Położyłam pudełko na blacie i otworzyłam je. Intensywny zapach pizzy dotarł do moich nozdrzy. Pachniała znakomicie ale jakoś odechciało mi się jeść. Nagle usłyszałam kroki. Lola szła w moim kierunku.

- Dobra przepraszam, że na Ciebie tak naskoczyłam. - zaczęła. - Nie wiem co we mnie wstąpiło. Po prostu chyba się o Ciebie martwię.

- A nie o swój biznes? - odpysknęłam.

- Żartujesz sobie? - parsknęła. - Jesteś dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. - no tak bo Lola jest jedynaczką. - To ty mnie wspierałaś w najgorszych chwilach i byłaś przy mnie, a ja zachowałam się jak totalna kretynka tak naskakując na Ciebie. - dokończyła.

- Lola czuje, że nie mówisz mi wszystkiego. - próbowałam ją lekko podejść. - O co chodzi z tymi kolesiami?

- Veronica o nic nie chodzi! - podniosła głos i ja już wiedziałam, że byłam na przegranej pozycji. Nic mi nie powie. Spojrzałam na nią zrezygnowana. - Przepraszam, nie chodzi o nic ważnego. - kontynuowała już spokojnie. - Po prostu wiesz oni są bardzo popularni w naszym miasteczku i to niekoniecznie w pozytywnym znaczeniu. - nie rozumiałam jej. Już chciałam zapytać ale ona ciągnęła dalej. - I dziwi mnie to, że o nich nigdy nie słyszałaś. - dokończyła.

- Słyszałam tylko to co, ty mi mówiłaś o nich, ale nic więcej. - odpowiedziałam.

-Mówiąc krótko, mogą mi zaszkodzić. - zmarszczyłam brwi. O czym ona do cholery mówi? - No bo wiesz jak rozpowiedzą, że u mnie w klubie obsługa się upija to jestem w czarnej dupie. Każdy liczy się z ich opinią bo się ich boi. - westchnęła. - Proszę, zrozum mnie.

Nie wiedziałam jak to skomentować. Po części miała rację jak to świadczy o jej klubie gdzie pracownicy upijają się i robią co im się żywnie podoba. I tak na dużo nam pozwala i częściej patrzy na nas jak na przyjaciół. Dobra rozumiem jej postawę i wiem o co jej chodzi.

- Okej rozumiem i ja też przepraszam za to co się wczoraj wydarzyło, to się już więcej nie powtórzy. - spojrzałam na nią i rozłożyłam ręce. - No chodź przytulas na zgodę. - uśmiechnęłam się co ona odwzajemniła i przytuliła się do mnie. - Kocham Cię.

- Ja Ciebie też. - odpowiedziała po czym odsunęła się ode mnie i spojrzała na pizze. - Chyba nie zamierzasz jej zjeść sama?

- Właściwie to miałam taki zamiar ale jak już się pojawiłaś to nie mam innego wyjścia i muszę się z Tobą podzielić. - zaczęłam się śmiać.

- Nie marudź tylko bierz się za jedzenie. - sarknęła i wzięła kawałek pizzy a ja poszłam w jej ślady.

Wiedziałam, że jeszcze coś przede mną ukrywa ale nie chciałam już drążyć tematu.

Myślałam, że to nic istotnego. Jak bardzo się myliłam.

***

Jeszcze godzinę siedziałyśmy z Lolą. Jadłyśmy pizze, rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się. Jak za starych dobrych czasów. Kiedy już moja przyjaciółka opuściła mój dom zaczęłam się szykować do pracy. Z wielką niechęcią. W miarę szybko się ogarnęłam i wyruszyłam w kierunku pracy. To będzie ciekawa zmiana. Pracowaliśmy znowu tym samym składem trzy na trzy. Trzech barmanów czyli Marco, Nate i Luke oraz trzy kelnerki ja, Margaret i Lizzie.

- Co za dzień. - z owym mottem weszłam do mojego cudownego miejsca pracy.

- Oby noc była tak samo wspaniałą jak poprzednia- mówiłam już jak bardzo nienawidzę mojego przyjaciela?

-Odwal się ofiaro losu. - już nie chciałam nazywać go przypadkiem, tak jak mówili na niego jego rodzice. - Zazdrościsz, że tak świetnie się bawiłam? - zapytałam z przekąsem, lecz wiedziałam, że ma już ciętą ripostę na końcu języka.

- No tak, tak. Każdy chciałby przeżyć noc z takim ciachem, a potem tego nie pamiętać. -wiedziałam, że winy nie zostaną mi tak szybko zapomniane. Nie mając już chęci na dalsze potyczki słowne z moim niedorobionym przyjacielem wzięłam się za wykładanie towaru, bo nie jestem milionerką i muszę zapieprzać na swoje wydatki.

-Veronica!- usłyszałam Lolę i zmarszczyłam brwi, była wcześniej ode mnie a przecież jeszcze musiała jechać do domu i się ogarnąć, myślałam, że będzie później w dodatku jej ton był dość oficjalny, więc nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Co było dziwne bo jak się rozstawałyśmy to była w wyśmienitym humorze. Wyszłam z zaplecza, gdzie układałam puste kartony i prawie zemdlałam.

Przy barze stała moja jak zawsze nienagannie ubrana szefowa, jakaś elegancka kobieta, którą widziałam pierwszy raz i chłopak, który jak się domyślałam, odwiózł mnie do domu z czego nic nie pamiętam. No i człowieku zachowuj się jak chcesz. W myślach właśnie dałam sobie siarczysty policzek, no bo kto jak nie ja?!

Cholera jasna!

Kiedy delikatnie otrząsnęłam się z szoku podeszłam bliżej.

- Szefowa mnie prosiła? - zapytałam najmilej jak umiałam. Lola była nasza przyjaciółką, ale tylko prywatnie. Kiedy byliśmy przy klientach zwracaliśmy się do niej jak do szefa, a nie koleżanki.

- Tak. - odpowiedziała jak zawsze z uśmiechem. - Pani White przyszła z synem Fabio. Chcieliby z Tobą porozmawiać. - no oniemiałam z wrażenia! O czym ja mam do cholery z nimi rozmawiać? Nie mogli sobie pogadać z kimś innym? Nie żebym panikowała, ale czy ja mam teraz rozmawiać z TYM chłopakiem? Lola dobrze o wszystkim wiedziała, wiedziała, że nie pamiętam za dużo z poprzedniej nocy! A to mściwa sucz!

- W czym mogę Państwu pomóc? - zapytałam z wymuszonym uśmiechem.

- Wiele o Pani słyszałam- uśmiechnęła się kobieta. Wyglądała może na jakieś pięćdziesiąt lat. Chociaż jej modny ubiór odejmował jej kilka lat. Była ubrana w dopasowany czarny garnitur z białą, delikatnie lśniącą koszulą i wysokimi klasycznymi szpilkami. Miała ciemne, długie włosy, lekko podkręcone. No i wow! Torebka Korsa, zegarek Wellingtona. Ta baba musiała mieć w chuj pieniędzy.

- A co takiego, jeśli mogę zapytać? - ciekawe gdzie się nasłuchała na mój temat. Chociaż mogłam się domyśleć skoro przyszła tu z tym kolesiem.

- Moi synowie byli zachwyceni Twoją wczorajszą obsługą. - Mogę się opluć? No ja pierdole! Nie! To jest jego matka?! Możecie sobie wyobrazić jaką miałam minę coś z pogranicza zjedzenia kilograma cytryn i srającego kota.

- Tak? - zapytałam wysokim głosem. Ręce zaczęły mi się pocić. Byłam cała zestresowana. No ciekawa jestem co jej synalkowie naopowiadali.

- Podobno jesteś wspaniałą kelnerką z wyjątkowym podejściem do klienta i klasą. - o klasę to ja mam zajebistą, wczoraj nawet pokazałam, ale chyba synowie zapomnieli o tym powiedzieć.  Chciałabym żebyś dla mnie pracowała. - no prawie się udławiłam powietrzem.

- Jak to pracować? - nie ukrywałam swojego zaskoczenia.

- Chciałabym żebyś czasem obsługiwała gości na moich przyjęciach. - no z szoku to ja tydzień nie wyjdę. - Oczywiście tylko wtedy, kiedy nie będzie to kolidowało z Twoją pracą tutaj. - oniemiałam, serio ja nie wiedziałam co mam powiedzieć. - Gwarantuje Ci naprawdę godne wynagrodzenie. - kiedy szepnęła mi kwotę na ucho i dodała, że to nie za całą imprezę tylko za godzinę to myślałam, że zemdleje zresztą nie po raz pierwszy dziś.

- Nie wiem co powiedzieć droga Pani. - nie ładnie chyba jej powiedzieć, że ją pojebało no nie? - Jestem dość zaskoczona tą propozycja, ale mam wystarczająco dużo obowiązków. - nie kłamałam naprawdę miałam trochę na głowie. Nie potrzebna mi dodatkowa praca.

- Nie odmawiaj mi teraz drogie dziecko, proszę Cię, żebyś to przemyślała. Zastanów się. - uśmiechnęła się chyba po raz pierwszy. - Odezwę się do Ciebie za tydzień.

- Dobrze. - odpowiedziałam.

- W takim razie do zobaczenia.

-Do zobaczenia. - odpowiedziałam i zszokowana wróciłam na zapłacze żeby zdać relację swojemu przyjacielowi. On też był w niezłym szoku, a przede był zniesmaczony dlaczego to on nie został wybrany. Samolub cholerny.

Co tu się odjebało?!

Jak to w ogóle możliwe. Będę musiała przemyśleć tą propozycje. Z jednej strony przydałoby mi się więcej pieniędzy i może wtedy wyciągnę młodą z domu dziecka ale z drugiej strony pracowałabym bez dnia przerwy. Noce i dnie. W końcu padłabym w wyczerpania.

Kiedy streściłam mu pokrótce treść rozmowy zamyślona wróciłam do moich obowiązków, jednak coś przykuło moją uwagę. Wyjrzałam zza zaplecza i zauważyłam zadowolonego chłopaka, chyba miał na imię Fabio, przynajmniej tak przedstawiła go Lola, żywo objaśniał coś matce.

- Ona się nadaje do tego jak mało kto, będzie zbawieniem dla naszego budżetu. - usłyszałam w odpowiedzi na wywód syna.

Moje serce zaczęło szybko bić. Co ona właśnie powiedziała? Oczywiście, że się wystraszyłam. Kim oni są?! Zadałam sobie pytanie.

Chociaż bardziej odpowiednie byłoby pytanie czego do diabła ode mnie chcieli.

W tamtym momencie nie zdawałam sobie sprawy w jakie bagno mnie wpakują.

***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro