19. Czasem by zyskać, trzeba coś poświęcić.
Możecie pomyśleć, że jestem dziwna, ale nigdy nie spałam z chłopakiem. Serio. U żadnego chłopaka nie zostawałam na noc. Nawet u Marco. Nie wynikało to z tego, że nie chciałam. Chyba bardziej z tego, że nie byłam gotowa. Albo może się bałam? Tylko czego? Że na przykład będą chcieli ze mną uprawiać seks, a ja jeszcze nie byłam na to gotowa. Dlatego tak dziwnie mi było się dostosować do warunków tego bruneta leżącego obok mnie.
Tak nie spałam już chyba od dziesięciu minut, wpatrując się w idealną twarz Alexandra. Naprawdę nie wiem jak to się stało, ale w zaledwie dobę trochę zmieniłam zdanie na jego temat. To nie było tak, że od razu go polubiłam. Po prostu spojrzałam na pewne sprawy z innego punktu. On nie był taki, jak jego bracia czy matka. Był inny. Zaintrygował mnie. Sprawił, że chciałam go lepiej poznać. Oczywiście od razu nie zapomnę tego co mi zrobił i jak mnie potraktował jednak coś mi podpowiadało, że to dobry człowiek. Tylko zagubiony w świecie pieniędzy, chciwości, zła.
Czy chciałam go stamtąd uratować?
Lepsze pytanie było czy on chciał zostać uratowanym?
Spał tak spokojnie, jak małe dziecko. Włosy miał w artystycznym nieładzie. Sterczały we wszystkie strony. Twarz była delikatna, pogrążona we śnie. Nie widniała na niej ani jedna zmarszczka, ani jedna blizna. Była doskonała. Najbardziej kusiły jego usta. Pełne, malinowe, duże usta. Chciałam jeszcze kiedyś poczuć ich smak. I nagle do mojej głowy wleciało wspomnienie.
Spojrzałam w górę, na Alexandra i zobaczyłam, że jego wzrok utkwiony jest na moich ustach. Przejechał palcem po dolnej wardze i delikatnie przygryzł swoją. Mój cały świat zaczął wirować. Byłam obsrana całą tą sytuacją a on wcale mi nie pomagał. Nie mogłam racjonalnie myśleć a co dopiero się ruszać. Nagle poczułam jego rękę nad moimi pośladkami. Sprawnie przybliżył mnie do siebie i przycisnął swoje wargi do moich.
Oh i uwierzcie mi. Świat przestał istnieć. Nogi lekko się pode mną ugięły ale on trzymał mnie w stalowym uścisku. Za co byłam mu wdzięczna. Napierał na mnie całym swoim ciałem. Jego język idealnie współgrał z moim. Tak jakby pocałunki były naszą codziennością. Całował mnie delikatnie i leniwie. A ja marzyłam o tym aby ta chwila trwała wieczność. Złapał go za szczękę i pogłębiłam pocałunek. Ciemnooki nie opierał się i przysunął się do mnie jeszcze bliżej o ile to było możliwe.
Całowaliśmy jakbyśmy zaraz mieli zginąć. I z każdym następnym pocałunkiem tak właśnie się czuliśmy. Było mi tak dobrze i przyjemnie. Jednak moja podświadomość przebiła się przez mgłę podniecenia i ekscytacji. Veronica ja wiem, że masz ochotę.
- Dzień dobry – usłyszałam jego zachrypnięty głos.
- Cześć – odpowiedziałam tak luźno, jak tylko umiałam.
- Długo się tak na mnie gapisz? – zapytał się z lekkim uśmiechem.
- Wcale się nie gapie na Ciebie – odrzekłam udając wzburzenie.
- Taa pewnie... zawsze się na mnie gapisz, więc teraz też tak pewnie było – i znowu ten jego rozbrajający uśmiech. Jak ja mogę się skupić na czymkolwiek jak on to robi.
- Oczywiście, bo ja nie mam co robić tylko się patrzeć na twoje idealne ciało i prawie tak samo czarująca twarz – i teraz sobie dałam w twarz. Ja to powiedziałam na głos. Serio Vera? Musiałaś to zrobić? Czy ty nie masz żadnych hamulców?
- Tak właśnie nie masz co robić, bo leżysz w moim łóżku i się gapisz na moje boskie ciało – odwrócił się do mnie i odgarnął mi włosy z czoła – Jak Ci się spało? Jakie masz wrażenia po naszej pierwszej wspólnie spędzonej nocy? – zapytał z rozbawieniem, ale też z nutką powagi.
- Yyyy... no cóż było dobrze – uśmiechnęłam się nerwowo.
- Dobrze? Tylko tyle masz mi do powiedzenia. Ja myślałem, że będziesz wniebowzięta, bo nic Ci nie zrobiłem, a przecież mogłem.- odpowiedział z dozą ironii w głosie.
- Że co? – moje zdziwienie chyba sięgnęło zenitu. Wybałuszyłam oczy jak kot podczas kastracji, chociaż nie wiem czy akurat to zwierze robi takie rzeczy podczas takiego zabiegu, ale tak sobie to wyobrażam.
- Tak moja droga, mogłem Cie przecież zabić albo gdzieś wywieźć i zostawić na pastwę losu. Mogłaś przez przypadek czegoś się napić i wylądować w szpitalu albo nic nie pamiętać z dzisiejszej nocy – mówił to z takim poważnym wyrazem twarzy, że zaczęłam się go bać.
- Alexander Ty chyba nie...
- Spokojnie moja maleńka żartuje sobie przecież. Myślisz, że mógłbym Ci cos zrobić? – patrzył na mnie z nadzieją w oczach.
- Myślę, że tak i swoja drogą świetne masz żarty. Nic tylko boki zrywać. Tak się uśmiałam, że aż muszę iść do łazienki.
- Świetnie się składa, bo ja też. Jak tak leżysz koło mnie to tak bardzo chciałbym Cię dotknąć- nagle jego wyraz twarzy się zmienił. Już nie ma w nim żadnego uśmiechu ani żartu. Jest powaga i przenikliwy wzrok- nawet nie wiesz jak ciężko mi jest się opanować przy Tobie, ale powiedziałem, że nie zrobię niczego bez twojej zgody. Cholera! Czemu ja to powiedziałem?! - czuje, że jego dłoń delikatnie muska moje ramie, które jest odsłonięte- Jesteś taka delikatna i wrażliwa. Veronica...
- Alexander możesz przestać? – zaczęłam wpadać w panikę. Kiedy poczułam jego dotyk zapragnęłam go, ale w jednej sekundzie zobaczyłam twarz jego brata i wszystko wróciło – Musze już wstawać, bo późno się zrobiło.
- Poczekaj chwilę, nie uciekaj ode mnie. Przecież nic nie zrobiłem
- Właśnie nic nie zrobiłeś, ale możesz coś zrobić – wyskoczyłam z łóżka jak poparzona.
- Masz rację, przecież trzeba wstać na śniadanie
- Jakie śniadanie? O czym Ty mówisz – odezwałam się zdziwiona trzymając w jednej ręce ciuchy, które miałam na siebie ubrać.
- No śniadanie to jest pierwszy posiłek w ciągu dnia. Pierwszy i najważniejszy pamiętaj Veronica – zaczął się śmiać i ubierać czarną koszulkę – nie jadłaś nigdy śniadania głuptasku?
- Nie rób ze mnie idiotki – zaczęłam wymachiwać rękami – jak ja mam jeść w Twoim domu śniadanie?
- A w czyim chciałaś jeść? Przecież spałaś u mnie. Vera przestań zachowywać się jak dziecko. Zjesz śniadanie i odwiozę Cię do domu. Zgoda?
- A mam inne wyjście?
- No nie masz. Pytam tylko z grzeczności, bo tak zostałem wychowany.
Zaczął szukać czegoś w szafie i wyciągnął czarne dresy. No tak wyglądał zajebiście jak zwykle.
- Chodź do łazienki – powiedział otwierając drzwi a mi ponownie gały z orbit wyskoczyły.
- Po co?
- No żeby się trochę odświeżyć – spojrzał na mnie jak na debilkę – też tego w domu nie robisz? W łazience masz swoją szczoteczkę i różne kosmetyki. Pomyślałem, że będziesz chciała się pomalować, więc kupiłem jakieś duperele.
Okej, teraz to byłam w szoku! Nie wiedziałam co powiedzieć.
- Zdziwiona? Wiedziałem, że Cię zaskoczę, ale że tak szybko? – stał nadal przy drzwiach i czekał na mnie – No chodź już, bo na serio jestem głodny.
Poszliśmy do łazienki i było tak jak mówił Alex. Zrobiłam sobie lekki makijaż i uczesałam się. Alex cały czas był ze mną, ale już się tym nie przejmowałam, bo nic nie mogłam zrobić i szczerze? Nie przeszkadzała mi jego obecność.
To tylko śniadanie. Szybko zjem i wrócę do domu.- tłumaczyłam sobie w myślach.
Kiedy zeszłam na dół przeżyłam szok, bo nie tego się spodziewałam....
***
Zeszliśmy po schodach na dół i skierowaliśmy się w stronę kuchni. Szliśmy równym tempem. Ramię w ramię. Nie wiem czemu, ale czułam się przy nim bezpiecznie. Kiedy nie był agresywny i chamski to mogłam powiedzieć, że był całkiem miły. Pomijając oczywiście jego wygląd. Był zajebiście przystojny, ale nie o tym teraz mowa. Jego wahania nastroju zaskakiwały mnie z sekundy na sekundę. Był dla mnie zagadką. Nie wiedziałam z jakim Alexandrem będę miała do czynienia. Mimo tego wszystkiego zaczynałam mu ufać. Nie pytajcie mnie dlaczego. Sama tego nie wiedziałam. Tak po prostu było.
Weszliśmy do ogromniej kuchni. Naprawdę jeszcze w życiu nie widziałam tak dużego pomieszczenia. Górowały w nim kolory ciemne, chyba jak w każdym pokoju tutaj, głównie czarny. Elegancko a stylowo. To, że mieli gust dało się zobaczyć gołym okiem. Na środku stał stół ośmioosobowy. Był już przygotowany. Zastawiony jedzeniem po same brzegi. Zapach był obłędny. Dziwiło mnie tylko dlaczego było sześć nakryć. Myślałam, że będziemy jeść sami. Byłam w wielkim błędzie.
- O jesteście. - weszła do kuchni Pani White. - Myślałam, że będziemy czekać na Was wieczność. - uśmiechnęła się złośliwie. Pięknie.
- Trochę sobie pospaliśmy. - puścił do mnie oczko Alex.
- W takim razie siadajmy. - wskazała ręką na stół. - Chłopcy chodźcie. - chłopcy? O co tutaj chodzi? Ja mam z nimi wszystkimi przebywać w jednym pokoju? Na samą myśl dostałam mdłości.
- Myślałam, że będziemy sami. - szturchnęłam bruneta i szepnęłam w jego stronę.
- Oh zapomniałem Ci powiedzieć, że to taka nasza tradycja. - zmieszał się. - Rodzinne śniadanie. - spojrzał w stronę drzwi, przez które zaczęła wchodzić reszta domowników. Po kolei Chris, John i mój najgorszy koszmar. Max.
Wszedł pewny siebie, uśmiechnięty od ucha do ucha. Poczułam jak mój żołądek podchodzi mi do gardła. Moja głowa pulsowała od wspomnień. Jego dotyk, jego nachalne pocałunki, jego śmiech. Nie dam rady z nimi usiąść przy jednym stole. Te wszystkie wydarzenia są jeszcze za świeże. Moje nogi zrobiły się jak z waty. Zaczęło mi się kręcić w głowie. Odruchowo złapałam Alexandra za ramię.
- Hej, wszystko w porządku? - zapytał. - Nie wyglądasz najlepiej. - chwycił mój łokieć i pomógł mi złapać równowagę.
- Ja nie mogę... - wydukałam. - Nie usiądę tam. - nie mogłam złapać powietrza. Czułam, że się duszę. Panika mnie pochłaniała z każdą sekundą coraz bardziej.
- Hej hej, spokojnie. - Alexander stanął naprzeciw mnie i złapał za ramiona. - Oddychaj, wdech, wydech. - posłuchałam go i powoli zaczęłam łapać powietrze. - Jestem tu przy Tobie. - spojrzałam głęboko w jego oczy. Zobaczyłam w nich szczerość. Pierwszy raz zobaczyłam w nich nie tylko czerń i gniew. Działał na mnie uspokajająco. Nie wiem co mnie w tamtej chwili bardziej przerażało czy to, że muszę siąść oko w oko z moim oprawcą czy to, że Alexander miał na mnie taki wpływ.
- Zaszczycicie nas swoją obecnością? - zapytał Max. Przeszły mnie ciarki kiedy usłyszałam jego głos.
- Oczywiście. - odpowiedział Alex nie przerywając ze mną kontaktu wzrokowego. - Posłuchaj mnie. - ściszył głos do szeptu. - Wiem, że to dla Ciebie trudne, ale nie daj mu tej satysfakcji. Pokaż mu, że jesteś silna. - poczułam jak moje ciało zaczyna ogarniać adrenalina. - A wiem, że jesteś. Nie daj temu dupkowi szansy żeby znowu triumfował. - miał rację. Musiałam spróbować się ogarnąć.
Alexander niespodziewanie chwycił mnie za rękę i poprowadził w stronę swojej rodziny. Ciepło rozlało się po całym moim ciele. Zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Jednak dziękowałam sobie w duchu, że był przy mnie. Dawał mi wsparcie i bezpieczeństwo. A jeszcze kilka dni wstecz nie powiedziałabym tego. Usiadłam przeciwko samej królowej piekła. Alex zajął miejsce obok mnie.
- No braciszku widzę, że dogadałeś się z naszą nową zabawką. - zaśmiał się Max.
Wytrzymasz.
- Tak złapaliśmy wspólny język. - odpowiedział ze stoickim spokojem brunet. - Ale z tego co wiem to ona należy do mnie więc radzę Ci uważać na słowa. - zaczął nakładać sobie naleśniki na talerz.
Patrzyłam na jedzenie przede mną i nie mogłam uwierzyć, że dla sześciu osób było tego tak dużo. Przecież można było tym wykarmić całe wojsko. Znajdowało się tam wszystko. Dania na słono, na słodko, na kwaśno. Do wyboru do koloru. Postawiłam raczej na standardowy posiłek. Czyli jajecznicę z boczkiem. Pachniała naprawdę dobrze. Dawno jej w sumie nie jadłam. Do tego nalałam sobie sok pomarańczowy.
Czułam, że wszyscy mnie obserwują. Ale bałam się zobaczyć czy rzeczywiście tak jest. Cała ta rodzina była popierdolona więc w sumie nie wiedziałam czego się mogę po nich spodziewać. Gapiłam się pusto w talerz. Popłynęłam myślami daleko. Nie zauważyłam nawet, że atmosfera pomiędzy Alexandrem i Maxem zgęstniała. I to bardzo.
- Więc radzę Ci się odpierdolić od nie swoich spraw. - zakończył Alex.
- Już spokojnie nie chcemy przecież przestraszyć naszego gościa. - zakomunikował miło John. Chodź to było bardziej naciągane niż miłe.
Chris natomiast zachowywał się dziwnie. Przez całe śniadanie nie odezwał się słowem. Nie spojrzał na nikogo. Wyglądał na zmęczonego. Zauważyłam worki pod jego oczami. Grzywka delikatnie opadała mu na czoło. W tamtym momencie tak bardzo przypominał zwykłego nastolatka. Zupełnie nie pasował do tej rodziny. Zrobiło mi się go naprawdę szkoda.
- Veronico, kochanie. - odezwała się Pani White. - Wiem, że jesteś teraz zajęta zabawianiem mojego syna. - czułam jak kawałek boczku staje mi w gardle. Nie powiedziała tego. Powiedziała. - Ale chciałabym wiedzieć kiedy wrócisz do pracy, bo klienci się o Ciebie pytają.
- Mamo. - zaczął Alexander.
- Syneczku nie mieszaj się. - zwróciła się do niego.
- Um... ja... - nagle odebrało mi mowę. Co ja mam jej powiedzieć? Nie chciałam tam pracować, nie chciałam tam wracać. Ale skoro miałam w planach ich zdemaskować musiałam się tam pokręcić. - Niech wyznaczy mi Pani konkretne dni w tygodniu kiedy mam się zjawić na obsłudze. - westchnęłam.
- Świetnie. - klasnęła w dłonie. - To może skoro tak dobrze Ci idzie z moim synem i jak widać jest z Ciebie zadowolony, to może zaczniesz zabawiać naszych klientów. - otworzyłam szeroko oczy i utkwiłam w niej wzrok. - Och nie patrz tak na mnie idealnie się do tego nadajesz. - uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. - Oczywiście za dodatkową opłatą, jeżeli klient będzie zadowolony. - chciałam się rozpłakać. Ona proponowała mi bycie dziwką?
Poczułam obok siebie ruch. Alexander gwałtownie wstał i wbijał lodowate spojrzenie w matkę.
- Dosyć! - podniósł wzrok. - Nie zgadzam się. - dziękowałam w tamtej chwili Bogu, że stanął w mojej obronie. - Ona należy do mnie, a ja się nie będę nią dzielił. - utrzymywał stanowczy wzrok Pani Isabelli. Wyglądało to tak jakby porozumiewali się bez słów.
- Synu nie taka była umowa. - powiedziała bardzo wolno i bardzo spokojnie moja obecna szefowa.
- Zmieniam ją. - to było jego ostatnie słowo. Wziął mnie za rękę i zaczął ciągnąć w kierunku schodów.
Trudno było za nim nadążyć. On stawiał jeden duży krok a ja cztery małe. Jednak udało mi się w jednym kawałku dotrzeć do jego pokoju. Kiedy weszliśmy do niego trzasnął drzwiami.
Boże to jest koszmar! Chce się obudzić! Nie mogłam uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło..
- Odwieź mnie natychmiast do domu! – zaczęłam krzyczeć kiedy wbiegłam do pokoju
- Veronica uspokój się!- zamknął drzwi i odwrócił się w moja stronę.
- Uspokój się! Ja mam się uspokoić? Przecież to jest śmieszne! – zaczęłam wymachiwać rękami i szukać telefonu.
- Nie wiedziałem, że tak to będzie – podszedł bliżej mnie
- Nie wiedziałeś? A co myślałeś, kiedy sprowadziłeś mnie tutaj? Świetnie się bawiliście? Bo ja czułam się jak małpa w zoo. Każdy mógł mnie obrzucić byle gównem, a ja nie mogłam nic zrobić. Wiesz jak ja się czuję? Jak ostatnia szmata, a przecież nic nie zrobiłam – siadłam na podłodze i próbowałam powstrzymać łzy.
- Przepraszam. Słyszysz? Przepraszam. Myślałem, że oni będą się normalnie zachowywać, że jeśli należysz do mnie to uszanują to i nie będzie czegoś takiego – przyklęknął obok mnie.
- W dupie mam co myślałeś! Masz mnie zawieźć do domu, bo przecież już zjedliśmy śniadanie i zmieszaliście mnie z błotem pozbawiwszy jakiejkolwiek godności. Więc teraz bądź tak miły i odstaw swoją laleczkę do domu- schowałam twarz w dłonie.
- Nie mów tak o sobie. Nie wolno Ci tak myśleć. Nie jesteś żadna lalką!
- Nie? Zobacz jak mnie traktujecie ? Nikt mnie nie szanuje. Ja nie jestem tu z własnej woli, a wszyscy traktują mnie jakbym sama się tu pchała.
- Przepraszam. Obiecuje, że nigdy się to nie powtórzy. Zajmę się tym.
- Wiesz co już Ci nie wierze! Odwieź mnie do domu musze odpocząć i wszystko przemyśleć
Spojrzał tylko na mnie. Wstał, wziął klucze od auta i wyszliśmy. Całą drogę nic nie mówiłam. Milczałam jak kamień. Nawet na niego nie spojrzałam. A On tylko zaciskał ręce na kierownicy i miałam wrażenie, że chce coś powiedzieć ale tego nie robi. Za dużo tego wszystkiego. Jak oni mogli mi takie rzeczy powiedzieć. A ta Suka! Czy ona serca nie ma? Przecież ja jestem człowiekiem ja mam uczucia. Nic się dla niej nie liczy. Wszystkich ma za wielkie zero.
-Jesteśmy już. – usłyszałam jego głos
- A okej – otworzyłam drzwi i chciałam wyjść, ale on złapał mnie za rękę i powiedział
- Do zobaczenia Veronica – i jego smutek w oczach był taki uroczy
- Niestety do zobaczenia- wyrwałam mu swoją rękę i wyszłam nawet się nie oglądając
Teraz musze się zobaczyć z moją Lu.
***
Stanęłam przed drzwiami i sama nie wiedziałam co mam powiedzieć jak wejdę do środka. Prawdę? Co im powiem, że White, który traktuje mnie jak własność, przez którego nie raz i nie dwa płakałam ma ludzkie oblicze? Że ten sukinsyn, który mnie szmaci przy wszystkich staje się dla mnie kimś, kim stać się nie powinien? Przecież sama sobie zaprzeczę. A może by tak nie mówić nic? Powiedzieć, że wszystko dobrze i po prostu odejść?
Po cichu otworzyłam drzwi z nadzieją, że nikt mnie nie usłyszy i dzięki temu odwleką się wszystkie niewygodne pytania na potem, ale to było tylko marzenie i moja chora wyobraźnia. Kiedy weszłam do środka poczułam się jak w ulu, a były tam tylko dwie osoby. Zaczęły się przekrzykiwać i ściskać mnie na zmianę, przez co nie zdołałam zrozumieć ani jednego pytania.
- Hej!- krzyknęłam- powoli, jak widzicie nic mi nie jest więc dajcie mi złapać trochę powietrza- musiałam ich uspokoić, bo inaczej głowa by mi pękła od tego zgiełku, którego sprawcami byli rozemocjonowani Laura i Marco. W sumie wcale im się nie dziwię. Ta rodzina to zło, które wyrządza krzywdę samą swoją obecnością, więc gdybym była na ich miejscu podejrzewam, że zachowywałabym się identycznie.
- Moja kochana- Laura mocno mnie przytuliła, co było bardzo miłe- nic Ci nie jest. Tak się martwiłam- otarłam łzy płynące po jej policzkach i starałam się uśmiechnąć w uspokajający i ciepły sposób, jednak to nie było łatwe mając taki mętlik w głowie.
- Już dobrze, już- pogłaskałam ją po głowie.- A Ty jak tam?- spojrzałam się na mojego obrońcę próbując stłumić śmiech. Ilekroć przypominałam sobie tę scenę banan sam mi się robił na twarzy. Okej, na początku nie wyglądało to tak zabawnie, ale teraz jak to wspominam to beka w chuj, że tak to ujmę.
- Ujdzie- próbował się uśmiechnąć, jednak widziałam, że każda wykonywana mina sprawiała mu ból. – Na szczęście obeszło się bez złamań. Opuchlizna zejdzie i znów wszystkie laski będą moje- przewróciłam oczami na te słowa, ale jednak zaskoczył mnie swoją postawą. Dawny Marco zacząłby lamentować, krzyczeć, płakać, a przede wszystkim już miałby znalezioną klinikę, która podejmie się operacji przeszczepu uszkodzonych jego zdaniem tkanek.
Wszyscy jesteśmy inni
Po przytulasach i innych bredniach, które miały dodać mi otuchy pożegnałam się z moimi stróżami i poszłam pod prysznic. Ciepła woda spłukująca wszystkie buzujące we mnie emocje była lekarstwem, krótkotrwałym, ale lekarstwem. Długo stałam czekając, aż wszystko spłynie razem z gorącą wodą. Wszystkie emocje i wspomnienia dzisiejszego poranka wracały jak oszalałe. Nie mogłam wyrzucić ich z głowy. I cały czas ten jeden obraz, bajeczne oczy Alexandra White'a. Stałam tak i rozmyślałam do czasu, aż usłyszałam krzyk Laury.
- Zostaw ją w spokoju rozumiesz!?- po tych słowach szybko wybiegłam z łazienki okryta samym ręcznikiem. Tylko to było pod ręką. Musiałam wiedzieć co tam się dzieje i na kogo krzyczy Lu.- jeśli tam wejdziesz zadzwonię po policję!
Stanęłam jak wryta widząc jak moja mała Laura szarpie ogromnego Alexandra.
- Co Ty tu robisz?- zapytałam nie ukrywając zaskoczenia i tym bardziej oburzenia tym, co właśnie widzę. – Odejdź od niej- powiedziałam do intruza i szarpnęłam roztrzęsioną Laurę w swoją stronę. Nie chciałam żeby była zbyt blisko niego. Nigdy nie wiadomo co mu przyjdzie do tego pojebanego łba.
- No, no, no... ja rozumiem, że się stęskniłaś, ale żeby witać mnie od razu w stroju Ewy? Chciałem sam dostać się do tego co moje, bardziej mnie to podnieca, ale nie powiem takie niespodzianki też bardzo lubię- nawet nie zauważyłam, że ręcznik, którym byłam owinięta spadł. Pewnie stało się to kiedy odciągałam Laurę. Brawo Veronica, Twoja niezdarność właśnie osiągnęła swoje apogeum.
Szybko schyliłam się po ręcznik, aby jak najszybciej zakryć goliznę, chociaż nie wiem co to dało jak już ten Przyjeb zdążył mnie obejrzeć z każdej strony. Że też wszystkie moje intymne doświadczenia muszą się wiązać z jego osobą.
- Spierdalaj- warknęłam przez zęby czując jak moje policzki płoną. Kiedy już zakryłam wszystko, co było do zakrycia odważyłam się spojrzeć w jego oczy, w jego nieziemskie oczy. Veronica przywróć się do porządku- skarciłam w myślach sama siebie.
- Powiesz mi wreszcie czego chcesz?
- Chciałem pogadać, ale widzę, że chcesz porobić inne rzeczy, więc jestem otwarty na propozycje- uśmiechnął się ironicznie. Zaraz mu zetrę ten parszywy uśmieszek. Kutas.
- Mów o co chodzi, mam dość Twojej osoby na kolejną dziesięciolatkę, więc się streszczaj- odwróciłam się i weszłam do pokoju, a za mną wszedł Alexander. Lu widząc, że nic mi nie grozi poszła do siebie dając mi znać, że jak coś to mam ją wołać.
Usiadł na łóżku bacznie mi się przyglądając, co nie powiem było dla mnie dość krępujące. Nigdy nie stałam prawie naga przed obcym facetem. No w sumie przed żadnym facetem. Raz przed Marco, ale to się nie liczy, bo po pierwsze to Marco, a po drugie pomagał mi wybrać bikini.
- Chcę się ubrać, więc nie patrz- zwróciłam mu uwagę.
- I tak więcej niż widziałem nie zobaczę- kurwa, miał rację- więc śmiało.
- To, że raz zobaczyłeś, wcale nie oznacza, że zobaczysz to jeszcze kiedykolwiek, a na pewno nie teraz- zrobiłam groźną minę, co go mega rozśmieszyło.
- Jesteś taka zabawna jak się złościsz, ale dobra, dobra nie patrzę- podniósł ręce w obronnym geście i siadł do mnie tyłem. Uśmiech sam wpłynął mi na usta. To był takie... normalne.
Kiedy ubrałam zwykłe dresy i zmęczoną ciągłym praniem ulubioną koszulkę, usiadłam naprzeciwko niego. Był taki inny. Nie był tym samym White'm, którego poznałam i który notorycznie zatruwał mi życie. Był normalny, ciepły, po prostu był inny.
- Veronica, ja chciałbym porozmawiać o Twoich rodzicach...- w tym momencie wbiegła Laura.
-Veronica! On znowu tu był- w dłoni trzymała dokładnie takie same kwiaty jak te, które wczoraj znalazłam na wycieraczce. Alexander spojrzał na nią, a później na mnie po czym podbiegł do okna.
- To sukinsyn- powiedział, po czym pobiegł od razu do drzwi, a ja niewiele myśląc pobiegłam za nim.
Wskoczył do samochodu, a ja nie czekając na zaproszenie zrobiłam to samo.
- Co Ty robisz?- zapytałam wkurwionego jak nigdy White'a.
- Zaraz zobaczymy kto jest sprawcą tego, że mnie posądziłaś o nękanie.- warknął- Kiedy Twoja siostra wpadła roztrzęsiona z tym bukietem do pokoju, od razu przypomniałem sobie Twoje wczorajsze wyrzuty i szybko dodałem dwa do dwóch.- zacisnął mocniej dłoń na kierownicy i dodał gazu, a jego szczęka była tak ściśnięta, że wszystkie mięśnie wokół niej falowały. To było mega seksowne. Veronica, nawet teraz?- zapytałam w duchu zażenowana swoimi myślami.
***
Przejechaliśmy pół miasta zanim niczego nieświadomy kierowca się zatrzymał, a my zaraz za nim. White nie zważając na nic od razu wybiegł z samochodu i wyciągnął mojego prześladowcę zza kierownicy. Kiedy go zobaczyłam w momencie zakręciło mi się w głowie, a myśli falowały jak oszalałe. To był ON, to był tek skurwiel, który dwukrotnie chciał mnie zgwałcić. Ta łachudra, której miałam się oddać żeby odbyć swoją karę. W tym momencie chciałam go zabić.
Podbiegłam bliżej żeby to zrobić, ale Alex był pierwszy. Wyciągnął broń i wymierzył prosto w niego.
-Stój- wrzasnęłam- chcę spojrzeć mu ostatni raz w oczy. Niech zobaczy ofiarę swoich bestialstw- nie wiedziałam skąd we mnie się to wzięło, te wszystkie emocje, ta pewność siebie i to, że umiałam teraz ja spojrzeć z wyższością na niego.- No powiedz teraz jak Ci było? Jak się czułeś dotykając mnie i widząc mój strach? No powiedz to!- zaczęłam go szarpać i bić pięściami w jego klatkę. Byłam w białej gorączce. Nigdy nie byłam w takim stanie jak teraz. To było coś niesamowitego. Nadmiar adrenaliny aż huczał mi w uszach.
- Veronica, Ty to zrób- Alexander wyciągnął broń moją stronę. Nie wiedziałam co mam zrobić. Bałam się, nie chciałam zabijać człowieka, chociaż on nie był dla mnie człowiekiem. Wzięłam broń do ręki i z trzęsącymi się dłońmi wymierzyłam w tego zwyrodnialca. Podświadomie wiedziałam, że nie jestem w stanie tego zrobić, ale chciałam widzieć strach w jego oczach, taki sam strach jaki on widział wtedy w moich.
Alexander bacznie się temu przyglądał. On też wiedział, że tego nie zrobię.
- Ta dziwka nie jest w stanie tego zrobić. Boi się, tak samo jak wtedy. Chociaż nie powiem Alex, Twoja matka wybrała mi niezłą sztukę. Gdyby nie Ty, a potem Twój pierdolony braciszek zerżnąłbym ją, aż by prosiła o więcej.- Po jego słowach przypomniałam sobie wszystko i wtedy padł strzał. Zabiłam go. Ja naprawdę go zabiłam. Rzuciłam pistolet na ziemię, a on osunął się po samochodzie.
***
Nie pamiętam co było dalej, ale kiedy odzyskałam świadomość byliśmy na tym pięknym wzgórzu. W miejscu gdzie świat przestaje istnieć. Mój telefon nie przestawał dzwonić. Miałam kilkanaście nieodebranych połączeń i kilkadziesiąt sms'ów od Laury.
-Spokojnie, napisałem jej żeby się nie martwiła i że wszystko dobrze- usłyszałam głos Alexandra.- Chcesz pogadać o tym co się właśnie stało?- przecząco pokręciłam głową. Nie chciałam tego wspominać, chciałam jak najszybciej o tym zapomnieć. Czy miałam wyrzuty sumienia? Nie. Poczułam spokój, chociaż zabiłam człowieka. Gdzie ta Vera, która bała się przyznać w domu, że uderzyła koleżankę?
Spokój, który mnie ogarnął był nieoceniony. Teraz wiedziałam, że Laura jest bezpieczna, bo żaden zboczeniec nie będzie jej podglądał. Zrobiłam to dla niej.
Zrobiłam to dla nas
Opowiedziałam mu o wszystkim, o zdjęciach, głuchych telefonach i notorycznym uczuciu bycia przez kogoś obserwowaną. Poczułam ulgę wiedząc, że to nie On, że to nie Alex jest sprawcą całego zastraszania. Wspominając tę gehennę poczułam ulgę, że go zabiłam. Moja dusza przepadła, bo nie można kogoś zabić i się z tego cieszyć.
Alexander objął mnie ramieniem i mocno przytulił. Poczułam się taka bezpieczna. Paradoks, bezpieczeństwo zapewniał mi ten, który był największym sprawcą mojego zagrożenia.
***
Bolało. Cholernie bolało. Wyrzuty sumienia choć wczoraj nieobecne dziś nękały mnie od rana. Zabiłam człowieka, z zimną krwią.
- Kim ja właściwie jestem? - Spytałam sama siebie wgapiając się we własne odbicie. Czułam ból i gorycz, ale też nienawiść do samej siebie. Zabiłam potwora, lecz sama się nim stałam. Odkręciłam wodę, która spływała tak jak moje łzy, rzewnym i zimnym strumieniem. - To Cię zniszczy Veronica! - Krzyknęłam uderzając z pięści w lustro, które na szczęście było wykonane z dobrej jakości szkła, więc nie został ślad.
- Veronico, porozmawiaj ze mną. - Zza roku jak zwykle w najgorszym momencie pojawiła się moja siostra.
- Spadaj stąd! – Wybuchłam, od razu żałując tych słów, mała pod wpływem mojego nagłego napadu schowała się w kąt.
- Czasem warto jest się do kogoś przytulić, by zapomnieć. Na sekundę, na minutę, ale zapomnieć. - Podbiegła do mnie szybko otulając małymi ramionami. Była taka delikatna. - Już dobrze, Vera. Wszystko się ułoży, tylko trzeba to przeczekać. - Mówiła do mnie, spokojnym, melodyjnym głosem, który uspokoił by nawet Rottweilera.
- Chciałabym w to wierzyć mała. - Odwzajemniłam uścisk, czując choć przez chwilę malutką ulgę. Jeśli wokół ciebie są ludzie, którzy cię kochają to przezwyciężysz wszystko.
***
Rozmowa z rana choć krótka bardzo mnie podbudowała, mimo że momentami miałam ochotę pobiec na posterunek i powiedzieć, że z mojej ręki zginął człowiek. Chociaż bydle to nadal człowiek.
Siedziałam teraz na tym pamiętnym wzgórzu, a nogi zwisały mi swobodnie w dół. Och, życie jest takie popieprzone, kiedy wszystko zaczyna się układać znowu wystawia cię na próbę.
- Ciężka noc? - Usłyszałam głos za sobą i omal nie ześlizgnęłam się z tego piekielnego pagórka.
- Nie, spało się wyśmienicie. - Sarkazm wydobył się z moich ust, tłumiąc dobre zamiary Alexandra. - Zacznijmy od tego że prawie nie rozróżniałam nocy od dnia.
- Przejdzie Ci za jakiś czas, teraz jesteś w szoku. - Jego arogancki i obojętny głos aż spowodował u mnie nieprzyjemne ciarki. Przejdzie mi? W życiu nie słyszałam nic bardziej obojętnego na krzywdę innych.
- Przejdzie mi?! Czy ty siebie słyszysz? Zabiłam człowieka i pójdę za to siedzieć, do końca życia będę miała jego krew na rękach, a obraz jego ciała, które opadło na ziemię, będzie męczył mnie co noc w snach. Tego nie da się zapomnieć. Pójdę za to siedzieć i spieprzę sobie życie jeszcze bardziej niż do tej pory. - Zaczęłam wymachiwać rękami, jakbym właśnie miała odganiać stado much. White złapał mnie za nadgarstki spoglądając głęboko w oczy, sprawiając, że siedziałam jak zahipnotyzowana. Bo on właśnie taki był, potrafił w jednej chwili sprawić, że zapominałam po wszystkim, a potem powraca myśl, że to wszystko przez niego. - Dzień, w którym pierwszy raz jego okropne łapy spoczęły na moim ciele był jednym z najgorszych dni w całym moim życiu. Czułam się brudna, nic nie warta. Wtedy pojawiłeś się Ty, ratując mnie od tego zwyrodnialca. Kiedy sytuacja się powtórzyła już nie umiałam spojrzeć na siebie jako kogoś wartościowego, każde spojrzenie w lustro bolało, a sarkazm i ironię zastąpiły ciągły smutek i rozpacz. Wyświadczyłam światu przysługę, pozbywając się tego skurwiela, ale w mojej pamięci zawsze będzie tkwić, że pozbawiłam kogoś życia, a jego rodzinę i znajomych kogoś bliskiego. - Z moich oczu choć nie chciały uleciały łzy. Nie rozpaczy a bezsilności, bo ja już kurwa nie wiedziałam jak się zabrać za to moje już stracone życie.
- Uwierz, że ja też pozbawiłem kogoś życia by zyskać coś a raczej kogoś na własność. - Popatrzył na mnie wzrokiem, który mógł wyrażać wszystko, złość, gniew, radość, rozczarowanie. A nie wyrażał nic, kompletnie jak czarna otchłań, w której się topiłam i nikt nie podał mi pomocnej dłoni.
- Co masz na myśli? - Dopiero teraz przypomniałam sobie, że jego dłonie spoczywały na moich, co mocno mnie skrępowało. Za blisko, zdecydowanie ZA BLISKO.
- Że czasem by zyskać, trzeba coś poświęcić... A teraz wracajmy do domu, bo na pewno twoja ładniejsza siostra się o Ciebie martwi. - Wyszczerzył się, a ja miałam ochotę spiłować mu te lśniące ząbki.
- Spierdalaj. - Skwitowałam i wsiadłam do jego pieprzonego luksusowego samochodu.
- Uważaj na słowa, bo mam dobry humor. - Kolejny raz ukazał szereg białych zębów, których mu pozazdrościłam. Ja swoich mimo długiego czasu noszenia aparatu ortodontycznego nienawidziłam. - Pamiętaj, będzie wiele nieprzespanych nocy, ale czas uśmierzy ból. - Obdarzył mnie ostatnim spojrzeniem i ruszył z piskiem opon pozostawiając mnie z własnymi myślami, za co byłam mu wdzięczna. Mimo że nie był najgrzeczniejszym chłopakiem na świecie, to potrafił słuchać. A w tych czasach naprawdę ciężko o to, by ktoś był przy Tobie i po prostu słuchał.
***
Kiedy dojechaliśmy pod mój dom prawie dostałam zawału serca. Do drzwi właśnie dobijała się policja, a biedna Laura pewnie płakała w środku. Oni wiedzą. Oni już kurwa wiedzą.
- Spierdalamy stąd. - Alex odpalił silnik, chcąc już ruszać, ale mój stanowczy głos powstrzymał go od potencjalnej ucieczki.
- Nie! Stój! Tam jest moja siostra. - Krzyknęłam, wybiegając z samochodu. - Ale Ty jedź, masz i tak dużo swoich problemów.
Gdy podeszłam bliżej jeden z policjantów kiwnął do drugiego, dając znak, że jestem w pobliżu.
- Pani Veronica Black? Mamy do Pani klika pytań. - Wraz z wypowiedzeniem tych słów, moje serce straciło rytm, a ręce trzęsły się jak na odwyku. Jestem stracona i nikt już mnie nie uratuje.
***
Witajcie!
Trochę się dzieje w rozdziale. Spodziewaliście, że Veronica będzie zdolna do tego żeby zabić?
Szykujcie się na kolejne rozdziały pełne akcji!
Do następnego xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro