Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16. Tak chyba będzie lepiej.

Po hałasie jaki wywołał trzask drzwi, zostałam w pomieszczeniu całkiem sama. Cisza jaka została po wyjściu Alexandra wydawała się paraliżująca. Zostałam tylko ja i moje myśli. Od nadmiaru tego wszystkiego kręciło mi się w głowie. Osunęłam się po ścianie i próbowałam poukładać sobie to wszystko, chociaż nie ukrywam, nie było to łatwe. Na początku wręcz, wydawało się zwyczajnie niemożliwe.

Co teraz zrobię? Jak mogłam się wpakować w takie coś? To jest jakiś koszmar. Chce się z niego obudzić jak najszybciej. Po chwili postanowiłam wziąć się w garść, podniosłam swoje obolałe ciało z podłogi i usiadłam na łóżku.

On gdzieś wybiegł zostawiając mnie samą. W sumie zaskakujące było to, że nie wiedział po co zamknął mnie jego brat, przecież to spotyka wszystkie dziewczyny, które się tutaj znajdują. W głowie miałam tylko jego słowa: Będziesz moja. Będziesz spędzać u mnie noce. Ja tego nie wytrzymam! Jedyne czego pragnę to uwolnić się od nich i o wszystkim zapomnieć- naiwność to moje drugie imię. Co on sobie myśli? Jak ja mogę być jego? Jak może traktować mnie jak własność, a potem wściekać się, że przed nim zrobił to jego brat. Czy on uważa, że z jego strony to przysługa, a ze strony Maxa to bestialstwo? Jebany hipokryta.

Zaczęłam płakać, znowu... ale moje łzy już chyba wyschły, bo nie spłynęła już nawet kropla. Słychać było tylko mój jęk i zawodzenie. Koniec. To mój koniec. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, że dla mnie nie ma już ratunku. On sobie żartuje wykorzystując swoją przewagę nade mną, że mnie uratuje i nie zrobi piekła z mojego życia. Mógł mnie zabić. Skończyłoby się wszystko. Czasem dochodzę do wniosku, że tylko śmierć jest w stanie mnie uratować. Paradoks.

I co ja będę u niego robić? Siedzieć sobie i herbatkę pić? Pewnie jego obietnice o bezpieczeństwie są tak samo wiarygodne, jak to, że nic mi nie zrobi. Już udowodnił to na korytarzu, traktując mnie jak jebaną szmatę. Zresztą nie tylko on.

Przecież to jakaś kpina. Jeszcze będzie mi wypominał pocałunek, który był błędem. Teraz jak sobie o tym przypomnę to mi się rzygać chce. To teraz tak będzie wyglądać moje życie? Będę służącą i osobistą damą do towarzystwa Alexandra White'a i będzie mnie szmacił na oczach innych, żeby udowodnić każdemu jaki to on jest Macho! Jebany Macho! Pierdolony Macho! Musi pokazać, jaki on jest męski. Już bardziej poniżyć się mnie nie da. Chociaż za każdym razem tak myślę i nagle BUM! Któryś z braciszków zawsze wymyśli jakiś inny sposób, żeby zrobić coś dla nich spektakularnego, a dla mnie upokarzającego i odzierającego z jakiejkolwiek godności i kobiecości.

Zwinęłam się w kulkę. Czuje się taka brudna i zagubiona. Teraz należę do niego. Może ze mną robić co chce a ja będę tylko mogła się na to zgodzić. I ten jego uśmiech. Kpiący uśmiech, który mówi, że jest wyższością nade mną. W życiu się na to nie zgodzę! Mam jakiś honor. Nie poddam się! Chce mieć lalkę w domu to niech sobie kupi taką dmuchaną a nie mnie! Wielki Pan i Władca okazał litość i przysposobił sobie mnie, bo jemu się tak podobało. Żałosny jest! Już miałam zasypiać, kiedy usłyszałam jakieś krzyki.

- Jak to wykupił?! - Za drzwiami rozszedł się damski głos, który mroził krew w żyłach, a respekt od razu budził się w człowieku.

- Nie mogłem nic zrobić. Sama wiesz co oznacza wykupienie - Odezwał się największy koszmar mojego życia, osoba, która w jednej chwili odebrała mi wszystko.

- Zabiję skurwiela! – usłyszałam głośny krzyk Alexandra i od razu wybiegłam z pomieszczenia, widząc w jakim jest amoku. Doszłam szybko do wniosku, że mógłby go zabić. Nie, żeby mi to przeszkadzało, ale nie chcę być świadkiem jakiegoś morderstwa, szczególnie w tej rodzinie, bo i tak mam za dużo na głowie. - Ty chuju! - Rzucił się na swojego brata, przez co Max stracił równowagę, upadając na zimne płytki.

- Stary, uspokój się. O co Ci chodzi? Przecież...- Nie zdążył dokończyć, bo cios w szczękę skutecznie zamknął mu usta.

- Kurwa! Zajebię Cię, słyszysz! Jakim prawem w ogóle dotknąłeś ją palcem?! - Kolejny cios, tym razem w brzuch. White nawet się nie bronił, tak po prostu dawał sobą pomiatać, jakby właśnie nic złego się nie działo. Gdy oberwał kolejny raz, zaczęłam odciągać Alexandra, bojąc się, że zabije własnego brata. - Odsuń się, Black! Natychmiast! - Odepchnął mnie lekko, ale moje ciało było na tyle wiotkie, że pomimo to upadłam, uderzając głową o ścianę. Błagam, niech to się już skończy. - Black, halo. Przepraszam, nie chciałem. - White dobiegł do mnie, ale w tamtej chwili już nie kontaktowałam, opadłam bezwładnie na podłogę, dając się porwać ciemności.

Otworzyłam oczy i rozejrzałam się po miejscu, w którym się znajdowałam. Pokój Alexandra. Już kilka razy w nim byłam więc nie miałam problemu z odgadnięciem. Dokładnie obserwowałam każdy centymetr tego pomieszczenia. Pomalowane na czarno ściany sprawiały, że pokój stał się tajemniczy i ponury. Jednak jego wyposażenie dodawało elegancji i szyku. Jak na tak ogromną powierzchnię użytkową znajdowało się tam tylko duże łóżko, na którym właśnie leżałam, po prawej stronie stała komoda i na niej umieszczony był ogromny telewizor, natomiast po lewej stronie w rogu stało biurko z lampką, która dawała ciepłe światło co sprawiało, że pomieszczenie stało się jeszcze bardziej tajemnicze. Obok biurka zauważyłam w ścianie małe drzwi i od razu mnie zemdliło. Czy oni wszyscy mają w pokojach takie skrytki? Po to żeby dziewczyny przyprowadzać i je bić, poniżać i gwałcić? Nie chciałam o tym teraz myśleć. Spojrzałam przed siebie gdzie znajdowało się wielkie okno balkonowe, z widokiem na moje miasteczko. Nie wspominałam chyba wcześniej, ze ta ich rezydencja mieści się poza miastem na wzgórzu. Jebani hipokryci i bogacze.

Jednak ten cudowny widok zasłaniał mi ON. Stał do mnie tyłem więc nie widziałam, że na niego patrzyłam. Był zapatrzony. Jego postawa ciała aż krzyczała pewnością siebie. Zapewne miał skrzyżowane ręce na piersi co powodowało, że jego barki napięły się. Miał idealne wyrzeźbione ciało. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Dlaczego to się działo? Z jednej strony nienawidziłam go, jednak z drugiej coś mnie w nim pociągało. Coś mnie do niego ciągnęło. Chyba musiałam naprawdę mocno uderzyć się w głowę.

I w tym momencie przypomniało mi się co ja tak naprawdę tam robiłam.

Alexander dowiedział się, że Max mnie zgwałcić. Zdenerwował się. Pokłócili się. O mój boże. Oni się pobili.

Tak długo jak potrafiłam wytrzymać ból fizyczny, tak psychiczny zniszczył mnie szybciej niż się pojawił. Będziesz moja, będziesz moja, będziesz moja - powtarzałam to jak mantrę, a obrzydzenie, z każdą chwilą narastało. Jak mogę był czyjąś własnością, jak ja sama nie radzę sobie ze sobą, a co dopiero w przypadku, gdy ktoś zacznie rządzić moim życiem. Każdego dnia powtarzałam, że coś dzieje się z jakiegoś powodu, ale to? To nie ma żadnego celu. W czym miałoby mi pomóc uwięzienie w czterech zimnych ścianach, po brutalnym gwałcie, usiłowanie przewiezienia do Meksyku czy chociażby obowiązek należenia do kogoś. Bo od dziś ja należałam do niego.

Głośny szloch bezradności rozniósł się po małym pokoju, a oczy piekły od suchości, już nawet nie potrafiły wypuścić łez, albo po prostu ich nie miały. Może tak jak ja, straciły chęć do życia i czuły tylko rozrywający ból.

- Dlaczego mi nie pomogliście... - Uniosłam oczy ku górze, kierując te słowa do moich rodziców. - Dlaczego mnie przed tym nie uchroniliście! - Zaczynałam mówić coraz głośniej. Nie zwracając uwagi na obecność tego jebanego intruza - DLACZEGO MNIE ZOSTAWILIŚCIE! - Krzyknęłam najgłośniej jak potrafiłam bijąc pięścią w poduszki. Ściany w jednym momencie zaczęły się kurczyć, a świat wirować. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że oddychałam tak szybko, a serce prawie rozrywało mi skórę.

- Co Ci się dzieje?! - zapytał Alexander, przez co zaczęłam płakać jeszcze bardziej. On jest jednym z elementów tej całej układanki, więc i on nie zasługuje na szacunek, albo chociaż nić zrozumienia. Złapał moją drżącą dłoń, którą od razu wyrwałam. On wie. On o wszystkim wie. - Już, uspokój się. On dostanie za swoje, to był tylko początek. - Pogładził mnie po głowie, a mnie przeszły dreszcze.

Proszę, nie dotykaj mnie.

- To wszystko wina Twojej matki! - Wykrzyknęłam, czując kłujący ból w gardle.

- Moja przynajmniej jest mi w stanie pomóc. - Spojrzał na mnie z cynicznym uśmiechem, rozrywając słowami moje serce. Ich tutaj nie ma, oni odeszli...

Podniosłam się gwałtownie z łóżka nie wierząc w to, co właśnie usłyszałam. Syknęłam z bólu wywołanego ciągłym bestialstwem, które mnie spotykało. Całe ciało mnie bolało. Każda jego pieprzona część. Marzyłam tylko o tym żeby znaleźć się w domu wziąć długą kąpiel i zapomnieć w jakie bagno się wpakowałam.

- Nie powinnaś się jeszcze podnosić. - wzrok skierowałam na chłopaka. Nie wierzę w to, co słyszę. Dopiero powiedział zdanie, które rozerwało moje serce na pół, a teraz zachowuje się jakby troszczył się o moje zdrowie. Jego bipolarność jest po prostu zdumiewająca.

- Muszę. - przełknęłam ślinę. - Musze wrócić do domu. - w tym momencie odwrócił się w moją stronę.

- Zadbam o to żebyś jeszcze dzisiaj do niego wróciła. - zaczął zmierzać w moim kierunku i w tym momencie moje serce stanęło. - Ale nie teraz. Muszę wszystko obmyślić. - stanął bardzo blisko mnie a ja ujrzałam jego piękną twarz pokrytą zaschniętą krwią.

- Jesteś ranny. - przybliżyłam się do jego twarzy i obejrzałam dokładnie rozcięcie na łuku brwiowym. Sama zaskakując siebie, że po tym wszystkim nadal jestem wstanie żałować tej nieskalanej twarzy. - Trzeba to opatrzeć. - utkwiłam wzrok w jego oczach i zobaczyłam zupełną pustkę, jak zwykle. Uniosłam rękę i zbliżyłam ją do rany. Delikatnie dotknęłam napuchniętego miejsca. Alexander wstrzymał oddech. Jego oczy spotkały moje. Pochłaniał mnie. Tonęłam w tych czarnych jak smoła tęczówka. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam powiedzieć słowa. Nie mogłam nic. Stałam i patrzyłam. Hipnotyzował mnie. Przyciągał. A najgorsze w tym wszystkim było to, że ja się nie opierałam. Ja tego pragnęłam. Zbliżyłam się jeszcze bardziej. Nasze nosy prawie się stykały. Miałam ochotę go pocałować. Zasmakować tych ust jeszcze raz. Możecie mnie uznać za wariatkę, że chce się całować z chłopakiem, który mnie pobił i poniżył na oczach innych. Ale tak bardzo potrzebowałam teraz bliskości, czułości. To było silniejsze ode mnie. Jego przyciąganie było silniejsze. Już miałam dotknąć tych pełnych ust jednak Alexander odsunął się pozostawiając przede mną pustkę. Cholerną pustkę.

Kiedy cały magiczny czar prysł byłam na siebie wściekła, że dałam się ponieść emocjom. Jak ja mogłam chcieć tej bliskości od niego? A teraz czuje się jak kretynka bo on dobrze wie co chciałam zrobić. Odrzucił mnie. I w tamtym momencie nie wiedziałam co jest gorsze to, że on ciągnie mnie w stronę piekła czy to, że ja chce się z nim w tym piekle znaleźć.

- Masz rację powinnaś już wracać. - szybko zmienił zdanie. - Powiem jednemu z moich kierowców żeby Cię odwiózł. - odwrócił się do mnie plecami.

- Tak chyba będzie lepiej. - westchnęłam. - Alexander żeby wszystko było jasne ja jeszcze nie podjęłam decyzji w sprawie twojej propozycji. - znów podziwiał miasto w blasku nocy. A ja podziwiałam jego umięśnione ciało.

- Masz czas do jutra. - powiedział zachrypniętym głosem. - Jeżeli nie przyjmiesz moich warunków siłą przyprowadzę Cię do tego domu i Cię w nim zamknę. - jego zmiany nastroju są tak bardzo mylące i denerwujące. W jeden chwili potrafi być zły, rozbawiony, dobry, arogancki. - A wiesz, że jestem do tego zdolny.

Wiedziałam.

***

Siedziałam w jakimś ekskluzywnym samochodzie i wracałam do domu. Jednak czułam pewien niedosyt. Może było to spowodowane tą intymną chwilą z Alexandrem? Dlaczego nie chciał mnie pocałować? Pewnie się mnie brzydzi. W sumie wcale mu się nie dziwie, brzydzę się sama siebie. Czuje się taka brudna. Marzę tylko o gorącej kąpieli. Chce zmyć z siebie łapy tego łajdaka. Może wtedy moje ciało przestanie być takie spięte i obolałe.

Fizycznie szybko dojdę do siebie, ale boje się że psychicznie jestem wrakiem człowieka. Ja nawet sama już nie wiem co jest dla mnie dobre, a co złe. Kiedy ta bariera stała się taka cienka? Dlaczego ktoś kogo powinnam unikać budzi we mnie emocje, których nigdy w życiu nie czułam?

Oh Alexander mieszasz mi w głowie.

Czy można do kogoś czuć jednocześnie nienawiść i pożądanie?

- Jesteśmy. - z rozmyślań wyrwał mnie kierowca.

- Oh. - szepnęłam. - Dziękuję bardzo. - odpowiedział mi kiwnięciem. Wysiadłam z samochodu i widząc mój rodzinny dom łzy same zaczęły mi spływać po policzkach. Jak ja im to wszystko wytłumaczę? Muszę się wziąć w garść i opanować. Ruszyłam w kierunku domu. Światła w środku były zapalone co oznaczało, że Lu nie spała. Na podjeździe stał samochód Marco. Dzięki Bogu był razem z moją siostrą. Podeszłam do drzwi wejściowych i chwilę się wahałam.

Jednak po kilku sekundach chwyciłam za klamkę i weszłam do środka. Po cichu zamknęłam drzwi i stanęłam w korytarzu. Usłyszałam odgłosy telewizora dochodzące z salonu. Na palcach skierowałam się w kierunku pomieszczenia. Na kanapie siedział Marco, sam. Zapatrzony był w jakiś teleturniej. Na jego twarzy malowało się zmęczenie. Miał podkrążone oczy i bladą twarz. Stawiałam delikatne kroki w jego kierunku. Był tak zamyślony, że nawet nie zauważył jak podeszłam do sofy. Dopiero jak na niej usiadłam spojrzał w moją stronę. Jego twarz wyrażała szok i niedowierzanie.

- O mój Boże. - przytulił mnie tak mocno, że nie mogłam już powstrzymywać łez. Mocniej się w niego wtuliłam i zaczęłam płakać, zawodzić i wyć, niedowierzając w rzeczywiste istnienie tej chwili. Czułam jak jego koszulka staje się mokra od moich łez. Nie obchodziło mnie to. Byłam w totalnej rozsypce. Potrzebowałam przyjaciela. Potrzebowałam Marco.

- Ciii... spokojnie maleńka. - głaskał mnie po plecach cały czas przypominając, że jest tu dla mnie i żebym się uspokoiła. Łatwo było powiedzieć, trudniej zrobić. Chciałam mu wszystko opowiedzieć ale mój szloch mi to uniemożliwiał. - Tak bardzo się o Ciebie martwiliśmy. - szeptał mi do ucha. - Jak dobrze, że jesteś cała. - delikatnie odsunął mnie od siebie i spojrzał mi prosto w oczy. - Musisz mi wszystko opowiedzieć. - powiedział poważnie.

- O... opo... opowiem. - łkałam.

- Poczekaj przyniosę Ci szklankę wody i tabletkę na uspokojenie. - wstał i poszedł do kuchni. Czekanie na niego to była wieczność. Chciałam już to z siebie wyrzucić. - Masz weź to i popij. - wrócił i dał mi biały, okrągły proszek i wodę. - Jak ty w ogóle wyglądasz? - popiłam tabletkę i spojrzałam na swoje ubrania. Koszulka, która miałam na sobie tamtego dnia, była pomięta i znajdowała się na niej zaschnięta krew. Natomiast na moich nogach wisiały za duże dresy. Przecież one nie są moje. No tak moje spodnie przecież zostały rozerwane. Czułam pod powiekami kolejną fale łez. - Veronica co tam się wydarzyło? - wiedziałam, że Rodriguez nie odpuści.

- Marco... - zaczęłam w miarę spokojnie. - Nawet nie zdajesz sobie sprawy w jakim bagnie siedzę. - nie chciałam patrzeć w jego oczy. Utkwiłam wzrok w ścianie przed sobą. - Oni zajmują się handlem młodymi, niewinnymi dziewczynami. -przełknęłam ślinę. - Wywożą je Bóg wie gdzie i nie wiadomo co one tam robią. - przymknęłam oczy. - Marco ja prawie zostałam wywieziona. - schowałam twarz w dłoniach. - Nie zdążyłam uratować Lizzie, ona... - nie wytrzymałam. Na samą myśl, że skazałam ją na takie cierpienie robiło mi się nie dobrze. - Zabrali ją. - westchnął.

- Jak Ci się udało uciec? - zapytał. - Ja nie uciekłam. - otarłam łzy i spojrzałam na niego. - Uratował mnie.

- Kto? - jego źrenice się powiększyły.

- Alexander. - szepnęłam. - Jeden z tych zwyroli?! - brunet podniósł głos. - Dlaczego to zrobił? - patrzył na moja twarz szukając odpowiedzi. - Veronica nie waż się mnie okłamać. - powiedział poważnie.

- Bo chciał żebym należała do niego. - westchnęłam i opuściłam głowę. - Pojebało go?! - wrzasnął. - Postawił warunki, pozwoli mi mieszkać w domu jeżeli przestanę pracować w Magnum i będę zostawać u niego na noc od czasu do czasu, żeby jego rodzina myślała, że naprawdę do niego należę. - swój wzrok znowu utkwiłam w ścianie przed sobą. - Jeżeli się nie zgodzę to zaciągnie mnie siłą i zamknie mnie w tym piekle. - pociągnęłam nosem.

– Zaraz, zaraz, bo się pogubiłem. - zaczął kręcić głową. - Z tym Magnum to jeszcze rozumiem, zresztą nie przejmuj się ja sobie dam radę ale chce żebyś należała do niego a puszcza Cię i nie chce wzbudzać podejrzeń rodziny, że jest inaczej? - kiedy Marco to wypowiedział i dla mnie nie było w tym sensu. - To jest popierdolone.

- Nawet nie wiesz jak bardzo. - nie chciałam mu zdradzać całych szczegółów. Nie musi wiedzieć, że znęcał się nade mną fizycznie i psychicznie. - Nie wiem co mam robić. - wstałam i zaczęłam krążyć po salonie.

- No jak to co? - Rodriguez również wstał. - Nie zgadzaj się. - skrzyżował ręce na piersi. - Chociaż... - spojrzałam na niego zszokowana. - W sumie to nie jest wcale taka głupia opcja. - nie mogłam uwierzyć, że on to powiedział. - Przecież wcale nie musisz z nim iść do łóżka... - nie dane mu było dokończyć.

- POJEBAŁO CIĘ? - wrzasnęłam. - Mam wejść w układ z chłopakiem, który mnie pobił i poniżył na oczach innych osób tylko po to, aby pokazać, że należę do niego? - nie chciałam tego powiedzieć. Byłam tak oburzona słowami Marco, że wypaliłam to co miało zostać tajemnicą.

- Alexander Cię tak potraktował? - zapytał cicho mój przyjaciel.

- Ja... - moje myśli galopowały i starały się wymyślić jakąś dobrą wymówkę. Jednak na marne. - Tak właśnie w ten sposób mnie potraktował, żeby uratować mi życie. - westchnęłam. Czy ja go teraz broniłam?

- W takim razie zapomnij o moich słowach. - widać, że kipiał ze złości. - A ja się rozmówię z tym całym White'm.

- O nie nie nie. - pokiwałam mu palcem przed twarzą. - Opowiesz mi jaki to pomysł narodził się w tej twojej główce. - widać było iskierki w jego oczach więc na pewno wymyślił coś co być może było warte mojej uwagi. Ale tylko być może.

- Nie ma opcji Veronica, nie po tym jak Cię potraktował. - zaczął kręcić głową.

- Marco, to było jedyne wyjście. - próbowałam go przekonać. Ja sama zaczynałam w to wierzyć. - Gdyby nie on, nie byłoby mnie już tutaj. - zaszkliły mi się oczy. - To było okrutne i brutalne ale uratowało mnie. - podeszłam do niego.

- Mam mu za to podziękować? - prychnął. - Paść mu do stóp? - spojrzał na mnie.

- Nie, oczywiście, że nie. - odpowiedziałam. - Jednak ciesz się, że jestem tu teraz z Tobą w jednym kawałku. - chociaż mogło być inaczej. - Proszę powiedz mi o tym twoim planie. - wyduszę to z niego chociażby siłą. - Widziałam ten znajomy blask w twoich oczach. - błagałam.

- Okej. - westchnął. - I tak wiem, że nie odpuścisz. - wyminął mnie i zaczął nerwowo przemierzać salon. - No bo spójrz, jak się zgodzisz to masz wejście do ich domu nie tylko w dni kiedy pracujesz. - zerknął w moją stronę. - Możesz zostać tam kiedy tylko zechcesz. - no tak to i ja wiedziałam. - Co daje Ci możliwość poszperania trochę.

- Mam ich szpiegować?- wytrzeszczyłam oczy ze zdziwienia. On chyba naprawdę nie zdaje sobie sprawy z tego kim są ci ludzie.

- W sensie może znajdziesz jakieś niepodważalne dowody, na to, że są niebezpieczni. - powoli zaczynałam rozumieć jego tok myślenia. - Wtedy policja na pewno ich zamknie. - lekko się uśmiechnął zadowolony ze swojego pomysłu. - Jednak po tym co mi powiedziałaś nie ma takiej opcji. - jego zadowolenie szybko zniknęło.

- Marco. - westchnęłam. - Ten pomysł jest bardzo dobry. – po chwili namysłu doszłam do wniosku, że faktycznie to może się udać. Mogłabym ich wsadzić do paki. To co, że rządzą całym miastem. Jeżeli znajdę dowody, które będą niepodważalne oni będą musieli ich zamknąć.

- Veronica nie zgadzam się na to. - pokręcił głową. - Nie ma mowy.

- Ale ja się zgadzam. - mała nadzieja pojawiła się w mojej głowie. - Przynajmniej spróbuje. Jeżeli nie podołam wycofam się.

- A jeżeli coś Ci się stanie?

- Wtedy też zrezygnuje z tego planu. - wszystko pasowało mi do tej układanki. - Pomożesz mi?

- No pewnie. - westchnął. - Jestem twoim przyjacielem nie zostawię Cię samej. - podszedł i przytulił mnie.

- Dziękuję. - odwzajemniłam uścisk. - A gdzie jest Laura? - zapytałam.

- Śpi. - odpowiedział brunet. - Dałem jej coś na uspokojenie i wysłałem do łóżka. Bardzo się o Ciebie martwiła. Zresztą tak samo jak ja. - przytuliłam go jeszcze mocniej.

- Dziękuję, że się nią zająłeś. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach. - odsunęłam się i posłałam mu delikatny uśmiech.

- Nie ma za co. - wzruszył ramionami. - Ty też idź weź prysznic i odpocznij. - spojrzał mi w oczy. - Ja tu zostanę całą noc i przypilnuje Was. - miałam ochotę wycałować go i wyściskać na śmierć. Nie znam drugiej takiej osoby, która by była tak kochana. Nie chciałam go odsyłać do domu, bo wiedziałam, że nie posłucha i tak i tak zostanie.

***

Nie chciałam już budzić Laury więc od razu skierowałam się do łazienki. Rozebrałam się z brudnych ubrań i weszłam pod prysznic. Odkręciłam gorącą wodę i pozwoliłam by jej krople otuliły moje zimne ciało. Moje myśli biegły jak szalone. Analizowałam wszystko co mnie spotkało przez ostatnie kilka tygodni. Zsunęłam się po płytkach i usiadłam na chłodnych kafelkach.

Czy to wszystko musiało być takie trudne? Całe moje życie waliło się. Wszystko szło nie tak jak powinno. Nie tak jak zaplanowałam. Nie dowiedziałam się kto zabił dyrektora. Skazałam Lizzie na cierpienie. Pozwoliłam na to żeby moja siostra została znowu sama. Co jest ze mną nie tak.

Dodatkowo zostałam zgwałcona, poniżona i pobita. Kiedy przypomniałam sobie wszystkie to okropne rzeczy gwałtownie wstałam, nie zważając na ból, i zaczęłam szorować moje ciało. Chciałam zmyć z niego ten cały brud, wstyd, hańbę. Poczułam pieczenie i widziałam, że moje ciało robi się czerwone od tarcia jednak miałam to gdzieś. Psychicznie w tej chwili byłam tak słaba. Razem z gorącą wodą mieszały się moje łzy. Znowu płakałam.

Gdzie jest ta twarda dziewczyna, którą jeszcze niedawno byłam? Mogę zwalać winę, że to przez tą popierdoloną rodzinę. Ale czy to nie ja powinnam być silniejsza i zaradniejsza? Powinnam im pokazać kto tu rządzi.

W mojej głowie echem odbijały się słowa Marco. W sensie może znajdziesz jakieś niepodważalne dowody, na to, że są niebezpieczni. To był tak genialny plan. Tylko czy ja byłam gotowa tam wrócić? Wejść znowu do tego piekła. Mimo, że na samą myśl robiło mi się niedobrze i chciało mi się płakać wiedziałam co powinnam zrobić. Byłam to winna przede wszystkim Lizzie. Bo to przeze mnie jej już tu nie ma.

Wyszłam spod prysznica. Dokładnie wytarłam moje obolałe i posiniaczone ciało. Poczekałam chwile aż z lustra odparuje para i spojrzałam na swoje odbicie. Moja twarz była pokryta kilkoma purpurowymi siniakami. Powieki miałam spuchnięte a oczy podkrążone. Wyglądałam jak siedem nieszczęść. Jak mogłam dopuścić do takie stanu? To przecież nie byłam ja. Musiałam odzyskać starą Veronicę. A dzięki pomysłowi Marco miało się to wszystko udać.

Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem.

***

Leżałam w łóżku już od dobrej godziny i co jakiś czas odblokowywałam telefon. Musiałam do niego zadzwonić i poinformować go o mojej decyzji. Lecz coś mnie blokowało. Czy się bałam? Chyba nie. Raczej nie byłam pewna. Mimo tego, że chciałam to zrobić to bałam się. Koszmarnie się bałam tam wrócić. Kiedy jednak przypomniałam sobie te wszystkie bolesne chwile przez które przeszłam ja i moi bliscy adrenalina zaczęłam buzować we mnie. Więc pod jej wpływem wybrałam numer Alexandra. Po trzech sygnałach odebrał. Nie było już odwrotu.

- No, no, no. - albo mi się wydawało albo był zdyszany. - Nie spodziewałem się, że tak szybko podejmiesz decyzje. - mogłam sobie wyobrazić ten jego sarkastyczny uśmieszek. - Jak możesz usłyszeć jestem trochę zajęty więc proszę o szybką odpowiedź. - zaczerwieniłam się. Nie wierzę, ze to powiedział. A jeszcze trudniej mi było uwierzyć, że odebrał. Skoro był zajęty.

- Zgadzam się na twoją propozycję. - bum! Klamka zapadła. Powiedziałam to.

- I to chciałem usłyszeć. - odpowiedział pewnie. - Teraz przepraszam ale moja zabawka domaga się orgazmu. Zadzwonię jutro. - rozłączył się. Moje oczy zaszły łzami. Co ja najlepszego zrobiłam. Znowu weszłam w samo piekło.

Wtedy ten pomysł był genialny i może naprawdę na początku dobrze mi szło. Ale kiedy to wszystko się tak spierdoliło?

***

Witajcie!

Wiemy rozdział miał być wczoraj.

Ale chciałyśmy go bardziej dopracować i jest z lekkim opóźnieniem. Mamy nadzieję, że się nie złościcie.

Co myślicie na temat planu Marco?

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro