Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

15. Mam dla Ciebie propozycje

Gdzie ja jestem...? Co się stało? Próbowałam otworzyć oczy, ale okazało się to takie trudne. Tak bardzo mnie bolało... Moje ciało było takie ociężałe. Dlaczego tak było? Gdy z trudem otworzyłam oczy zobaczyłam, że jestem w małym pokoiku. Sama. Samiuteńka, a gdzie ona było? Gdzie była Lizzie? Co się z nią stało? Czy ona jeszcze żyje? Łzy mimowolnie zaczęły płynąć po moich rozpalonych policzkach. Nie chciałam tego, nie chciałam, żeby któryś z tych popierdoleńców widział moja słabość, nie mogli zobaczyć jak cierpię, chociaż taka była prawda i wiedziałam, że żadne starania nie dadzą rady tego ukryć.

Moje ręce były takie ciężkie. Nie mogłam się ruszyć. Podniosłam głowę i to, co zobaczyłam było straszne... Byłam naga od pasa w dół. Moje uda były posiniaczone i podrapane. Byłam cała we krwi! Mojej krwi! Boże to się nie działo naprawdę, to nie mogło się stać... Czułam taki okropny ból. Przecież ja byłam dziewicą. Jak on mógł to zrobić i w ogóle czy tylko on to zrobił? Czy zrobił to po nim ktoś jeszcze?

Czułam jak piecze mnie policzek. Dotknęłam go i zobaczyłam krew na swojej dłoni. Ten ostatni cios, który mi wymierzył był bardzo mocny, tak że straciłam przytomność. Boże chciałabym tego nie pamiętać, chciałabym, żeby to zrobił jak byłam nieprzytomna. Ale ja wszystko pamiętałam. Jak jego ręce mnie trzymały. Jak próbowałam się od niego uwolnić! Tak bardzo krzyczałam, żeby mnie zostawił, żeby ktoś mi pomógł! Niestety to było stratą czasu.

Kiedy wszedł we mnie pierwszy raz, czułam się jakby coś mnie rozerwało od środka. Czułam okropny ból. Tak bardzo płakałam a on się śmiał, kiedy odkrył, że nigdy tego nie robiłam. Chciałam o tym zapomnieć! Nie chciałam już o tym myśleć , ale cały czas to wracało jak bumerang. On rozrywał moje spodnie i patrzył na mnie z taką zawiścią i pogardą. Zrobił to jeszcze raz. Boże nadal to czułam. Nadal czułam jak mnie całował. Jak wpychał mi język do buzi. A ja już nie miałam siły, nie walczyłam z nim byłam jak lalka, jak marionetka, która poddana jest swojemu oprawcy. Marzyłam tylko żeby skończył, żeby to nie trwało, żeby świat przestał istnieć, a z tym światem żebym przestała istnieć też ja. Tylko zdołałam plunąć mu w twarz jak zaczął mówić do mnie jakieś obleśne rzeczy, co będzie ze mną robić, jakie ma wobec mnie plany. To było ohydne było mi niedobrze kiedy o tym myślałam.

Gdy bezmyślnie w niego plunęłam dostałam w twarz i chyba straciłam przytomność, bo potem nie było już nic. Nie było bólu, cierpienia, łez krzyków... była tylko ciemność, ciemność, która pozwoliła mi przeczyć. Matko, co ja zrobiłam? Czemu nie posłuchałam Lizzie, kiedy mówiła, żebym uciekała? Przecież moje życie było już skreślone. Mojego życia już nie było. Chciałam umrzeć! Bałam się. Tak bardzo się bałam. Co on ze mną zrobi!?

Próbowałam wstać, ale to było trudne, bo moje całe wnętrze tak bardzo cierpiało. Chyba miałam coś uszkodzone i porozrywane. Wszędzie była krew. Cała się trzęsłam. Nie wiedziała, co robić. Czemu on mnie nie zabił? Czemu pozwolił mi żyć w tym upokorzeniu i pogardzie samej do siebie. Przecież już bardziej mnie upokorzyć nie można było. Wziął wszystko, co miałam. Czułam się taka brudna, taka pusta, taka nic nie warta. Jak ostatnia szmata, nic niewarta szmata. Nie chciałam płakać, ale nie mogłam się powstrzymać. Łzy same napływały mi do oczu. Ja nie płakałam ja wyłam!

Ta bezradność i bezsilność była nieznośna. Musiałam się jednak uspokoić, bo usłyszałam kroki, a to nigdy nie zwiastowało nic dobrego. Ktoś wszedł do pokoju obok. Matko on tu przyjdzie. On znowu mi to zrobi. Będzie chciał kolejny raz mnie zgwałcić. Nie! Ja tego nie wytrzymam. Ostatkiem sił podeszłam do drzwi. Było ich dwóch. Przyprowadził sobie kogoś ? Chce żeby to robiło kilka osób? Ten czarny scenariusz pisał się sam, po ostatnich przeżyciach nie miałam nadziei na szczęśliwe zakończenie, na to, że ktoś wejdzie i powie Veronica, jesteś wolna.

- I co z nią robimy? – usłyszałam głos tego zwyrodnialca.

- Nie wiem, przecież to Twoja lalunia. - to był John, wszędzie poznam ten głęboki i zachrypnięty ton głosu. Zawsze mnie paraliżował. Moje ciało reagowało tylko w jeden sposób na jego dźwięk, nie mogłam się pomylić.

- Oj tak... świetnie się z nią bawiłem. - powiedział rozmarzonym głosem, wspominając to co zrobił jak jedną z przyjemniejszych rzeczy w jego parszywym życiu. - Jeszcze jak dowiedziałem się, że ona jest taka niedoświadczona, to już w ogóle nabrałem apetytu na nią- ten jego śmiech rozbrzmiał po pokoju. Zaraz chyba zwymiotuje.

- Jak to ? Co masz na myśli? - zapytał najstarszy z braci, jakby nie domyślał się o co chodzi.

- No jak to normalnie. Moja kruszynka jest... to znaczy była dziewicą. - odkaszlnął. - Wiesz, że to ja Max White ją rozdziewiczyłem. Dawno nie miałem dziewicy w swoich ramionach, czuję się zaszczycony. - zaczął się śmiać, co jeszcze bardziej wywołało u mnie odruch wymiotny.

- Ooo bracie, to gratuluje i zazdroszczę. Chętnie bym się z Tobą zamienił, no, ale to Ty ją masz. – słychać było jak jeden poklepał drugiego po plecach. - To co chcesz się jeszcze nią pobawić czy bierzemy ją w tej turze? - co, gdzie o chcą mnie zabrać? Prawie zemdlałam, słysząc to, co mówi najstarszy z White'ów.

- Nie wiem, ona nie jest dobra w te klocki. Cały czas płacze i krzyczy i udaje, że tego nie chce. Nawet wołała Chrisa, żeby jej pomógł. Czaisz? Naszego Chrisa – znowu się roześmiał.

- Czyli co? Jedzie w następnym transporcie czy teraz.- dalej dopytywał John, jednak żaden nie powiedział nic konkretnego, abym mogła zrozumieć o jaki transport chodzi.

- Teraz. Znaczy dziś wieczorem, bo wtedy chyba będzie gotowy tak? - dopytywał Max. - To znaczy jeszcze się zastanowię, może podszkolę ją najpierw i dopiero pojedzie. Zobaczymy.

- Dokładnie. Ciekawe czy już wstała nasza mała wojowniczka i samarytanka, która chciała wszystkich ratować?- wrednie rozbawił się John, jednak mi po tym jego świetnym żarcie w ogóle nie było do śmiechu.

- Eeee, pewnie jeszcze śpi, bo w miarę niedawno z nią skończyłem.- z dumą odpowiedział mój oprawca.

- W takim razie chodź do mamy, opowiemy jej o wszystkim i obgadamy wszystko co i jak.

Wyszli. Znowu zostałam sama. Oparłam się o ścianę. Chcieli mnie gdzieś zabrać. Mówili o jakimś transporcie. Gdzie oni mnie wezmą? Może do jakiejś prywatnej posiadłości, żeby tam już w ogóle mnie wykończyć. Albo wezmą mnie gdzieś, żeby zabić, bo przecież nie jestem doświadczona w tych sprawach. Boże ja tak cierpiałam. Miałam już wszystkiego dość. Chciałam jak najszybciej skończyć z tym. Było mi już wszystko jedno. Moje powieki znowu były takie ciężkie, a ciało miała jak z ołowiu. Chyba zaraz zasnę.... I chociaż nie będę musiała czuć tego bólu, który rozrywa moje ciało i duszę... Długo próbowałam zasnąć, jednak na marne. Każde zamknięcie oczu kończyło się jednym obrazem. Max, który sprawia mi ból. Ból... Czy to co się stało oddaje jakikolwiek ból? Stan fizyczny był znośny, każda rana się goi, ale psychiczny... Odebrał mi najcenniejszą rzecz jaką posiada kobieta.. dziewictwo... Dla niego to zaszczyt, którym się chwalił, i w którym się pławił, a dla mnie? Dla mnie to była najgorsza z rzeczy jaka mogła mnie spotkać.

W głowie tylko miałam jedną myśl, czy Marco zdołał uciec i czy zaopiekował się Laurą. Miałam nadzieję, że oboje są bezpieczni, bo jeśli coś stałoby się Lu moje życie przestałoby mieć jakikolwiek sens. Byłam zmęczona ciągłymi czarnymi myślami i obrazem, który na siłę próbowałam wyrzucić z głowy. W końcu zasnęłam, jednak nie trwało to długo. Po chwili usłyszałam dźwięk klucza otwierającego zamek, a potem odgłos ciężkich butów.

To był on... Sprawca tego piekła, które musiałam przeżyć. Piekła, które na pewno się nie kończyło, a co najgorsze ono dopiero miało się zacząć. Przerażona jego widokiem zaczęłam sunąć po podłodze, aby oddalić się od niego jak tylko to możliwe. Bałam się go co było jego przewagą. Wiedział, że jego obecność mnie paraliżuje. Strach, który czułam obezwładniał mnie bez granic. Kiedy dobiłam do ściany wiedziałam, że już nie mam dokąd uciec i zostało mi już tylko się modlić, ale czy jest do kogo? Czy ktoś tam na górze jeśli istnieje pozwoliłby na takie cierpienie? Pozwoliłby na to, żeby jeden człowiek zadał drugiemu taki ból, a gdzie miłosierdzie? Gdzie współczucie? Gdzie On teraz jest? Gdzie jest Bóg, w którego dobroć wierzą wszyscy? Nigdy nie byłam wierząca, ale w tamtym momencie oprócz modlitwy nie zostało mi już nic.

- Jak tam maleńka?- uśmiechnął się w moją stronę. Jednak to nie był uśmiech, który pomagał, to był właśnie ten rodzaj uśmiechu, który mnie paraliżował. W tamtym momencie uśmiechał się tak samo, a ja... A ja nic nie mogłam zrobić tylko pusto patrzyłam mu w oczy.- Masz ochotę na powtórkę? - kiedy tylko o tym pomyślałam zwymiotowałam, to było silniejsze ode mnie. - Co Ty kurwo robisz?- wrzasnął i złapał mnie za włosy. - Przeproś! Przeproś natychmiast, bo pożałujesz.- zwrócił moją twarz w swoją stronę, a to co zobaczyłam w jego oczach było straszne. Nie było już w nich tego okropnego błysku, było coś gorszego... Był ogień, ogień, który mógł zwiastować tylko jedno... kłopotów ciąg dalszy. - John! Chodź tu szybko. - odwrócił się w stronę drzwi- Bierz tą sukę zanim ją zatłukę na śmierć! Patrz co ta szmata zrobiła!- na jego twarzy szalała furia. Dostał białej gorączki, puścił mnie i podszedł do drzwi.

- Podjąłeś decyzję braciszku?- z szerokim uśmiechem wszedł kolejny z rodziny zwyrodnialców. Wiedziałam, że na pewno nie po to żeby powiedzieć, że jestem wolna i mogę już sobie iść. Wiedziałam, że najgorsze dopiero przede mną. - A więc Panie przodem. - zapraszającym gestem wskazał na drzwi najstarszy z braci pojebów. - Panienka pójdzie ze mną. - kiedy obezwładniona strachem patrzyłam w jego stronę postanowił wziąć sprawy w swoje ręce. - Wstawaj dziwko jak Pan zaprasza!- wrzasnął, po czym chwycił w garść moje włosy i wywlókł mnie z tej małej klitki.

Wyrzucił mnie jak zużytą ścierę na korytarz, gdzie nie było nikogo kto mógłby oglądać moje poniżenie, bo na pomoc w tym domu nie było co liczyć. Wyszedł za mną z informacją, że ma dla mnie niespodziankę. Nawet nie wiedziałam czego się spodziewać, z ich wyobraźnią i bestialstwem możliwe było dosłownie wszystko. Szczególnie w wykonaniu Maxa i Johna. Kiedy klęczałam podparta dłońmi twarzą do podłogi ktoś podniósł butem moją twarz. To była ONA, kobieta, przez którą wszystko się zaczęło Isabella Wiedźma White we własnej osobie.

- Cześć kruszynko- uśmiechnęła się w moją stronę.- Co Ci się stało biedactwo moje. - jakim trzeba być potworem. Przecież ona też jest kobietą, też była dziewicą, też miała plany i marzenia. Jaką trzeba być wyrafinowaną i bezduszną suką żeby widzieć cierpienie innej kobiety i mieć z tego satysfakcję? – Gotowa na przejażdżkę?- zapytała, po czym zwróciła się do swoich mentalnych klonów. - Wiecie co macie robić. - po tych słowach odeszła.

Nagle moim zamglonym oczom ukazało się kilka dziewczyn dokładnie tak samo zmasakrowanych jak ja. Co jest do kurwy? A między nimi leżała Ona- moja mała Lizzie.

- Stęskniłaś się za swoją współlokatorką?- z zawadiackim uśmiechem zapytał mnie Max. - Była dość niegrzeczna, więc zabrałem ją do innego pokoju żeby nam nie przeszkadzała. Ewidentnie wyglądała na zazdrosną. Następnym razem pozwolimy jej się przyłączyć. Co Ty na to? - po tych słowach podszedł do Lizzie i kopnął ją w brzuch. Biedaczka tylko jęknęła i straciła przytomność. Zerwałam się żeby jej pomóc, ale spotkało mnie dokładnie to samo. Poczułam okropny ból, po którym upadłam na ziemię.

- A Ty gdzie?- zapytał John, który był sprawcą mojego bólu- Tak Ci się spieszy? W takim razie będziesz pierwsza, albo nie, pierwsza będzie ona skoro tak się rwała, żeby się do was przyłączyć- zebrał wątłe ciało Lizzie z podłogi i wyniósł je na dwór.

Wrzucił do samochodu, po czym zrobił dokładnie to samo z kolejnymi dziewczynami. Na korytarzu zostałam tylko ja. Nawet nie wiedziałam co ma nas wszystkie spotkać. W głębi duszy miałam nadzieję tylko na jedno. Na śmierć. Chciałam żeby to się już skończyło. Cały czas w głowie miałam obraz Lu i rodziców, wiedziałam, że liczą na moją siłę i wolę walki, ale jej już nie było. W tym momencie się poddałam. Zwyczajnie opadłam z sił. Wiedziałam, że nie wygram, że nie dam rady pokonać ich wszystkich, ze tylko śmierć może mnie uwolnić od tego cierpienia. Kiedy John zbierał mnie z ziemi usłyszałam krzyk.

- Stój!- to był ON. Chłopak, który był koszmarem, z którego nie chciałam się budzić, był najgorszego pokroju człowiekiem, a z drugiej strony tak mocno przyciągał. - Ją zostaw mnie. - powiedział głośno, tonem, który mroził krew w żyłach.

- Stary, nie mamy czasu. Za dwanaście godzin mamy być na miejscu. - odpowiedział mu John, a na sam dźwięk jego głosu, wracało mi jedzenie sprzed tygodnia. W tamtej chwili pojawił się w mojej głowie tylko obraz Laury, która na pewno się cholernie martwi. Pieprzeni zwyrodnialcy, nie mają żadnych skrupułów.

- Czy ja, kurwa mówię niewyraźnie? - przecedził przez zęby i z impetem wywlekł mnie z miejsca, w którym się znajdowałam.

- Okej, bracie. Nie wiedziałem, że to twoja dupa. - mrugnął do niego i przysięgam, że miałam ochotę wbić mu szkło w to jebane oko, którym mrugnął.

- Jeszcze raz ją tak, kurwa nazwiesz, a nie będziesz moim bratem. - pogroził mu palcem po czym zaczął ciągnąć mnie do drzwi.

- PUSZCZAJ! - zaczęłam wrzeszczeć, kiedy ucisk Alexandra stawał się coraz silniejszy. Mój obraz już dawno zamazany był przez spazmy łez, a całe ciało drżało ze strachu. - Kurwa! Puść! - próbowałam się wyrwać, lecz nic nie było w stanie go powstrzymać, jakby był w jakimś chorym amoku.

- Przestań się drzeć, suko! - wymierzył mi policzek, a ja miałam ochotę umrzeć. Kiedy wszystko już zaczęło się układać, jedna pierdolona iskra rozpala płomień, który w rezultacie tworzy pożar - w sercu, w głowie, w życiu. Ja kurwa płonęłam. - Teraz posłuchaj mnie uważnie. - złapał mnie za ramiona i spojrzał głęboko w oczy, w jego widać było furię, ale też adrenalinę. Napawał go mój strach i to jaka byłam bezbronna, pieprzony wariat. - Skończyło się pyskowanie i traktowanie jak twojego dobrego znajomego. Uratowałem Cię z piekła, ale to nie oznacza, że nie spłoniesz, bo ja ci zgotuję taką anarchię, że będziesz topić się żywcem. Każdy z nas posiada dziwną potrzebę posiadania czegoś na własność, ja chcę posiadać Ciebie, w każdy możliwy sposób. Więc teraz grzecznie zgodzisz się należeć do mnie, na moich warunkach. - uśmiechnął się zawadiacko, a ja miałam ochotę zwymiotować, w moich oczach nigdy do tej pory nie był tak obrzydliwy, jak teraz.

- Co będę z tego miała? - odważyłam się spojrzeć na niego, mimo że wzrok miałam pusty, jakbym właśnie patrzyła na zwykłą ścianę, która była idealną metaforą do jego osobowości - bladej i bezuczuciowej.

- Wolność, złotko. - mrugnął do mnie, znowu ciągnąc mnie w nieznanym kierunku. Czułam, jakbym miała zaraz zemdleć, a w moich żyłach płynęła krew, która dawała ostatnie oznaki tego, że żyję.

- Pewien poeta, powiedział bardzo mądre zdanie: "Nie urodziłem się po to, aby ktoś mnie zniewalał". I ja też się nie dam. - plunęłam mu w twarz, czego od razu pożałowałam. Kopnął mnie w brzuch, przez co skuliłam się w pół, podniósł mnie za włosy, przystawiając głowę do jego krocza, w akompaniamencie jego chorego śmiechu. Pierdolony psychopata.

- Och, kochanie, powinnaś być wdzięczna, a nie odpłacać się w tak nieprzyzwoity sposób. - podniósł moją głowę, kolanem bijąc w szczękę. - Nadal nie usłyszałem, słowa "tak". - kolejne uderzenie w twarz, tym razem z pięści przypieczętowało całe zdarzenie. Teraz zaczęło do mnie docierać w jak gównianej sytuacji się znalazłam. Dopiero co chcieli wywieźć mnie daleko stąd, a teraz zostaję wleczona przez jednego z nich w bliżej nieokreślonym kierunku. I w tym momencie mogłam zauważyć, że nie byliśmy tu sami, wokół nas zapętlało się koło przypadkowych przechodniów, ale też niemiło wyglądających gangsterów. Cudownie. - No słucham! - pociągnął mnie mocniej za włosy, drugą dłonią gładząc po policzku. - Bądź grzeczna, albo wyrwę ci kudły.

- T-tak. - wychlipiałam cicho. Wiedziałam, że będę tego żałować, ale gdybym się nie zgodziła, to na pewno nie wyszłabym z tego cało. Alexander podniósł mnie za ramiona, przytulając do siebie i dając buziaka w czubek głowy.

- Grzeczna dziewczynka. - wyszeptał do mojego ucha, a mną wstrząsnęły dreszcze obrzydzenia. Nienawidzę Cię, nienawidzę Cię, siebie też nienawidzę. - UWAGA, UWAGA! Od dziś ta Pani jest TYLKO moja! Jeśli ktoś ją tknie choćby palcem, będzie miał ze mną do czynienia. - tłum zaczął klaskać, a ja miał ochotę zwymiotować na nich wszystkich. Koleś mnie tu prawie zabił, a oni wiwatują i klaszczą, jakby dopiero co para królewska przypieczętowała swój związek drogą obrączką. - Chodź, Black. Zabiorę Cię do domu. -pogłaskał mnie po plecach, a ja nigdy nie miałam takiej ochoty umrzeć jak teraz.

***

Leżałam się w miękkim łóżku, otulona ciepłą kołdrą. Nad moim łóżkiem siedziała zapłakana Laura tuląc misia, którego dostała w dzieciństwie od rodziców. Była już taka duża, a nadal w środku niej skrywało się po prostu małe, bezbronne dziecko.

- Boli Cię? - spytała, dotykając ran na moim policzku.

- Nieee, Mała. To nic takiego, za kilka dni nie będzie śladu. - uśmiechnęłam się do niej najszczerzej jak potrafiłam, mimo że sprawiało mi to ogromną trudność. Po tym co wydarzyło się w zaledwie kilka dni, już nigdy nie będę mogła żyć spokojnie.

- Jesteś taka dzielna i taka piękna. - ucałowała mnie w czoło, a z moich oczu mimowolnie uleciały łzy. Och, Laura, gdybyś tylko wiedziała, że tak bardzo sobie nie radzę. - Teraz zostawię Cię samą. Gdybyś czegoś potrzebowała, jestem obok.

Podeszłam do lustra na chwiejnych nogach, przytrzymując się łóżka. Każdy, nawet najmniejszy ruch, sprawiał mi ogromny ból, a samo patrzenie na siebie, rozrywało mi serce. Ja... zostałam zgwałcona. Tak po prostu, bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia tego zwyrodnialca. Pozbawił mnie tego, co każda kobieta pielęgnuje i chroni. Ja nawet tego nie potrafiłam. Stojąc przed lustrem, nie widzę już siebie, a tylko kogoś przebranego za mnie, kogoś kto już nie ma siły walczyć, nie ma siły żyć. Automatycznie dotknęłam swoich ud, które nadal były posiniaczone i obdarte, całkowicie tak jak moja dusza.

***

Obudził mnie dźwięk mojej komórki. Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się po pomieszczeniu. To nie był mój pokój. Nie było mojej Lu. To był tylko sen. Musiałam usnąć ze zmęczenia. Gdzie ja do cholery jestem? I w jednym momencie wszystkie wspomnienia zaczęły wracać. Gwałt, transport, Alexander. Chwyciłam telefon i spojrzałam na wyświetlacz.

Od: White

Uważaj na siebie. Niedługo będę i wszystkiego się dowiesz.

Ta wiadomość mnie dobiła, przypominając, że od wczoraj nie jestem już tylko ja. Jestem tylko jego.

***

Siedziałam na łóżku i pusto wpatrywałam się w ścianę. Czekanie na Alexandra trwało chyba wieczność. A może tylko mi się tak wydawało. Chciałam wiedzieć co ma mi do powiedzenia i jak to teraz będzie wyglądało. Codziennie będzie mnie bił i poniżał? Nie wytrzymałabym tego ani psychicznie ani fizycznie. Zresztą wtedy już byłam na skraju załamania.

Nie mogłam uwierzyć, że tak mnie potraktował. Jak on śmiał? Kiedy zaczynałam mu ufać, kiedy pozwoliłam sobie się przed nim otworzyć. On zaserwował mi piekło w najczystszej i najprawdziwszej postaci. Bolało mnie nie tylko ciało ale i dusza. Byłam głupia i naiwna. Chciałam sama na własną rękę uwolnić dziewczynę, która przechodziła tu prawdziwą gehenne. Jednak los się ode mnie odwrócił i sama znajdowałam się w centrum tortur.

Należałam do niego. Co to w ogóle znaczy? Jak mam rozumieć te słowa? Jak mam rozumieć jego?

Od natłoku tych wszystkich myśli rozbolała mnie głowa. Nie chciałam już dłużej czekać. Gdzie on się do cholery podziewał? Miałam ochotę wykrzyczeć mu prosto w twarz jak bardzo go nienawidzę i jak bardzo nim gardzę. To nie jest potwór to jest pieprzony sadysta. Jest taki sam jak cała ta jego zasrana rodzina. Gdzieś w głębi duszy chciałam wierzyć, że może jest dobrym człowiekiem. Jednak rozczarowałam się.

Pozostaje jeszcze kwestia Laury. Co się z nią teraz stanie? Rodriguez nie może się nią opiekować przez cały ten czas. On sobie nie poradzi. A Lu będzie ciężko. Dopiero co ją odzyskałam i już ją miałam stracić. Nie mogłam na to pozwolić. Nie teraz. Musiałam coś wymyślić.

Plan ucieczki brzmiał dobrze tylko w moich myślach. Bo tej całej akcji na pewno w każdym zakamarku tego domu znajduje się ochrona. To było dla mnie więzienie. Bez możliwości ucieczki.

Usłyszałam przekręcający się zamek w drzwiach. Nawet mnie zamykali, żebym nie uciekła. Powinnam się do tego przyzwyczaić, skoro byłam jego. Drzwi się otworzyły i Alexander wszedł do środka. Jak zawsze pewny siebie, arogancki, bez jakichkolwiek emocji na twarzy. Próbowałam być silna i twarda. Zmierzyłam go wzrokiem unikając jego intensywnego spojrzenia. Wiedziałam, że gdyby te oczy mnie pochłonęły to zobaczyłabym w nich kpinę i wyższość. Doprowadziłoby to do mojego załamania.

Podszedł do łóżka, jak mniemam jego, i usiadł obok mnie. Kątek oka obserwowałam go. Spuścił głowę i westchnął.

- Wiem, uważasz mnie za potwora. - dużo się nie pomylił. - Skrzywdziłem Cię, upokorzyłem. - kolejne westchnięcie. - Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. Nie zasłużyłaś na nic co Cię spotkało w tym domu. - dlaczego on to wszystko mówi. Czułam, że zaraz się rozpłacze. Byłam zniszczona. - Ale uwierz mi musiałem to zrobić. - chyba się przesłyszałam. MUSIAŁ? Chciałam coś powiedzieć ale wszystkie słowa ugrzęzły mi w gardle. Pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Bezradność. Tak właśnie opisać można było mój stan. Po tym wszystkim co mnie spotkało on mi mówi, że musiał mnie pobić, poniżyć. - Nie liczę na to, że mnie zrozumiesz albo mi podziękujesz za to, że Cię uratowałem ale nie było innego wyjścia. - nie mogłam go już dłużej słuchać.

- Musiałeś? - powiedziałam delikatnie bojąc się, że mogę skrzywdzić swoje gardło. - Podziękuję?! - podniosłam głos. Nagle obudziła się we mnie złość. A może raczej wściekłość? - NIE BYŁO INNEGO WYJŚCIA. - wrzasnęłam. - Zawsze jest jakieś jebane wyjście! - podniosłam się gwałtownie, ignorując palący ból na każdym centymetrze mojego ciała. - Czy ty zdajesz sobie sprawę co ty zrobiłeś?! - stanęłam naprzeciwko niego. - Ty mnie pobiłeś i poniżyłeś na oczach innych ludzi! - kolejne łzy spłynęły po moich policzkach. Jednak nie dbałam o to. Właśnie pokazywałam mu jak słaba jestem. Jednak miałam to w dupie. To on doprowadził mnie do takiego stanu. - I ja mam Ci być za to wdzięczna? - prychnęłam. - Może liczysz na to, że Cie po stopach będę całować. - odważyłam się i spojrzałam na jego zwieszoną głowę. Żałował tego? - A nie mam lepszy pomysł, może teraz uklęknę i zrobię Ci laskę? - gwałtownie uniósł wzrok i nasze oczy skrzyżowały się. Zobaczyłam w nich, sama nie wiem, pożądanie? Co za psychol.

- Nie przeginaj. - wstał. - Ty nic nie rozumiesz. - zbliżył się do mnie a ja cofnęłam się. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. - Nie miałem innego wyjścia. - włożył ręce do kieszeni jakby to nie było nic wielkiego. - Nie jesteś świadoma co by się z Tobą stało gdyby nie ja. - prychnął. - Znalazłabyś się w miejscu, z którego nie ma już powrotu. - zrobił krok w moją stronę. - Zmuszaliby Cię do robienia gorszych rzeczy niż obciąganie pały. - kolejny krok. - Naprawdę nie chcesz wiedzieć gdzie ten transport prowadzi. - stał tak blisko, że niemal stykaliśmy się ciałami. Nie mogłam się ruszyć. Stałam jak zahipnotyzowana. Jedynie patrzyłam na jego twarz próbując cokolwiek wyczytać. Przez chwile malowała się na niej troska? Możliwe. Jednak tak szybko jak się pojawiła tak szybko zniknęła.

- Wolałabym być w tym piekle niż w jednym domu z Tobą i twoją pojebaną rodziną. - wycedziłam przez zęby.

- Nawet nie wiesz co mówisz. - wyszeptał cicho w moje usta. Był tak blisko mnie. Dzieliły nas centymetry. I może by mnie pociągał tak bardzo jak jeszcze kilka dni temu. Jednak teraz myślałam o tym żeby splunąć mu na twarz. Ten człowiek zniszczył mi życie.

- Doskonale wiem. - odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość.

- Posłuchaj. - zaczął. - Mam dla Ciebie propozycje. - skrzyżował ręce na piersi.

- Po tym co się wydarzyło mam wejść z Tobą w jakiś układ? - on jest pojebany.

- To będzie najlepsze rozwiązanie dla nas obojga. - próbował złapać ze mną kontakt wzrokowy. Ja byłam jednak nieugięta i patrzyłam na jego klatkę piersiową.

- Chyba już nic gorszego nie może mnie spotkać. - zakpiłam. - Więc słucham.

- Uwolnię Cię. - myślałam, że się przesłyszałam. Czy on właśnie powiedział, że mnie wypuści? Co jest grane?

- Co? - spojrzałam na niego jak ja idiotę. Mój mózg nie mógł zrozumieć co tak właściwie się działo.

- To co słyszałaś. - wycedził. - Nie lubię się powtarzać. Pozwolę Ci mieszkać w domu. - jaki łaskawy. Miałam już go serdecznie dość. - Jednak są dwa warunki. - oczywiście, przecież nie robi tego z własnej dobrej woli. - Musisz rzucić pracę w Magnum i pracować tylko u nas. - wytrzeszczyłam oczy na jego. Co za absurd! Nie mógł tego ode mnie wymagać.

- To jest niemożliwe. - pokręciłam głową. - Nie mogę zostawić Marco samego z całym tym syfem. - przecież to logiczne, że musimy się zająć tym biznesem pod nieobecność Loli.

- Marco jest dużym chłopcem, poradzi sobie. - on chyba nie zna Rodrigueza. - Zresztą znając Lole szybko wróci. - miałam wrażenie, że lekko się uśmiechnął. W sumie mogło mi się też wydawać. Byłam już taka zmęczona.

- Skąd wiesz, że wyjechała? - nie ukrywałam zdziwienia.

- To akurat w tym momencie jest mało ważne. - westchnął a ja nie miałam siły drążyć tematu. Chciałam jak najszybciej się stamtąd wydostać.

- A ten drugi warunek? - zakończmy to już.

- Skoro należysz do mnie. - zaczął a mi już się robiło słabo. - To będziesz musiała się u mnie często pojawiać. - jego twarz wykrzywiła się w uśmiechu, jednak oczy pozostawały chłodne.

- Co to znaczy pojawiać się? - przełknęłam ślinę myśląc o najgorszym.

- To znaczy, że będziesz u mnie nocować. - czułam jak moje nogi robią się jak z waty. On mówił poważnie. - Nie chce wzbudzać jakichkolwiek podejrzeń co to tego, że jesteś moja. - mówił o mnie jak o jakiejś pieprzonej zabawce.

- Czy ja... - musiałam go o to zapytać. - Czy ja mam... - zaschło mi w gardle. - No wiesz... czy ja... mam z Tobą... - nie mogłam się wysłowić. Tak ciężko przechodziło mi to przez gardło.

- Czy masz ze mną uprawiać seks? - zaśmiał się. Łajdak. Nie odezwałam się nic tylko kiwnęłam głową. - Jeżeli będziesz chciała to czemu nie. - wzruszył ramionami. - Jednak bez twojej zgody nie dotknę Cię. - zaczęło mi się kręcić w głowie. Czułam, że wszystkie wnętrzności podchodzą mi do gardła. Moje myśli skupiły się na tym co zrobił jeden z jego braci. Nie mogłam tego wyrzucić z głowy. Moje oczy zaszły łzami. - Chociaż po tym jak ostatnio się na mnie rzuciłaś wnioskuję, że prędzej czy później do tego dojdzie. - powiedział to cynicznie.

Nie wytrzymałam.

- Nie zamierzam tu zostawać, mało tego nie zgadzam się na żaden z twoich warunków. - poczułam łzy na policzkach. Kolejny raz pokazywałam swoją słabość. Ale nie obchodziło mnie to. - Jesteś tak samo podły i okrutny jak twoja rodzina. - zrobiłam krok w jego stronę. - Przeszłam przez Was piekło. - pociągnęłam nosem. - To przez Was zaczęłam tą cholerną pracę. - zaczęłam wyliczać na palcach. - To przez Was dyrektor został zabity bo chcieliście uprowadzić moją siostrę. - słuchał mnie uważnie nawet nie mrugając. - To przez Was straciłam przyjaciółkę. - nawet nie miałam siły powstrzymywać łez. - To przez Was najpierw prawie zostałam zgwałcona, później faktycznie zostałam zgwałcona. - jego wyraz twarzy zmienił się. Stał przede mną w całkowitym szoku. - A na koniec ty postanowiłeś mnie pobić i poniżyć. - otarłam łzy i spojrzałam mu głęboko w oczy.

Nie wiem ile tak staliśmy. Wpatrzeni w siebie. Ja z wymalowanym bólem i cierpieniem na twarzy. On zaś z niedowierzaniem i wściekłością.

- Kto Cię zgwałcił? - wycedził cicho przez zęby. Wyglądał strasznie i zaczęłam się go bać.

- Nie powinnam Ci mówić. - odpowiedziałam równie cicho. Wiedziałam, że jak mu powiem to weźmie stronę brata. Przecież to było jasne jak słońce.

- MÓW! - wrzasnął a ja podskoczyłam na jego podniesiony głos.

- Ma... - jąkałam się. - Max , twój brat Max. - czekałam na jego reakcję. Bałam się spojrzeć na niego. Utkwiłam swój wzrok na moich nogach.

Po kilku sekundach, które trwały jak wieczność Alexander wyminął mnie i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.

Jeżeli myślałam, że moje piekło już trwało to byłam w błędzie. Ono miało się dopiero zacząć.

***

Witajcie!

Od dzisiaj mamy ferie, więc mogą pojawić się dłuższe rozdziały.

Będziemy miały mnóstwo czasu, żeby napisać kolejne więc przewidujemy brak spóźnień :)

Za nami już połowa!

Co myślicie o propozycji Alexandra?

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro