Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Czy ty jesteś idiotą?

Uwielbiam czas, który mogę bez żadnych przeszkód spędzać z moją Lu. Wreszcie jest tak jak powinno być, że moja mała siostrzyczka jest ze mną i nikt nie może mi jej odebrać. Od teraz będziemy już zawsze razem, bez żadnych przeszkód. Dobrze, że sąd podjął taką decyzję, bo gdyby było inaczej już byłam gotowa na ucieczkę z Lu. Zabrałabym ją jak najdalej od tych ludzi, którzy chcieliby nas rozłączyć, ale na szczęście nie było takiej potrzeby. 

Jesteśmy już razem, teraz wszystko będzie dobrze. Musi być. Ona będzie już ze mną, a ja zadbam o nią i o jej bezpieczeństwo.

Czuję spokój.

Od dawna tak się nie czułam, chociaż dzieje się tyle w moim życiu. To w tym momencie czuję, że wszystko zaczyna się układać. Nie mam już obawy, że coś może pójść nie tak. Chociaż Marco jest w więzieniu, ale przecież on jest niewinny! Policja musi to wiedzieć. Mam nadzieje, że mi uwierzyli, bo to, co zrobiłam jest szlachetne z mojej strony. Jeśli mi nie podziękuje za to w odpowiedni sposób to ja nie wiem, co mu zrobię.

Musze jeszcze wymyślić jak pomóc Lizzie, bo ona nie może tam być. Jakiś plan. Tak muszę mieć jakiś plan, bo trzeba coś zrobić. Jeszcze nie wiem co, ale może w końcu coś przyjdzie mi do głowy. Mam jakieś dobre przeczucie, że mi się to uda, że mogę jej pomóc. Dostałam nowe skrzydła i nie poddam się! I jeszcze On... Nie wiem, czemu coraz częściej o Nim myślę. Te jego oczy, ręce, całe jego ciało. Jest idealny. Nie mogę się zdradzić przy Nim, że mi się podoba, oczywiście tylko fizycznie nic poza tym! Przecież jakby się dowiedział żyć by mi nie dał! Dzięki temu, że pomaga mi w sprawie śmierci Dyrektora mogę sobie na niego patrzeć, patrzeć i patrzeć. Fajnie jest do momentu aż nie otworzy ust. Kiedy to zrobi i zacznie wydobywać z siebie głos zaraz przypominam sobie kim jest i czym się zajmuje, i że w każdej chwili może mnie zabić. Ale kto by się tym przejmował jak on jest taki przystojny. Z jego ręki nawet śmierć byłaby wspaniałym doświadczeniem. Dobrze, że nie śni mi się jeszcze po nocach, bo wtedy to bym już w ogóle miała przesrane. Weź się ocknij Veronica! Przecież to White, Twoja gehenna.

Jest mi tak dobrze i wspaniale. Niech ten czas i chwile trwają jak najdłużej. Moje życie

zaczyna się powoli układać i wierze w to, że będzie jeszcze piękne, bo mam przy sobie osobę, która mnie kocha, a ja kocham ją. I właśnie ta kochająca osoba teraz przycisnęła mnie swoją nogą, bo chyba uważa, że śpi sama, a nie ze swoją kochaną siostrą. Przestawiłam jej nogę w mało delikatny sposób, przytuliłam się do niej i też zasnęłam.

Pierwszy raz od bardzo dawna zasnęłam w spokoju.

***

Cały dzień krzątałam się i ogarniałam dom. Miałam tyle do zrobienia, że nie wiedziałam od czego zacząć. Wydawało mi się, że minęły wieki od kiedy ostatni raz sprzątałam. Laura mi trochę pomogła dzięki czemu mogłam spędzić z nią trochę czasu. Widać, że była szczęśliwa. Często się śmiała więc i na mnie przeszedł jej pozytywny entuzjazm. Tak naprawdę od kiedy dowiedziała się, że prawomocnie może ze mną zostać ma w sobie tyle energii i radości jak chyba nigdy w życiu. Dodawało mi to siły. Jeszcze bardziej starałam się ogarniać pracę w Magnum i u White'ów. Miałam wrażenie, że zaczynam w końcu układać swoje życie. 

Jednak zostawały sprawy, które nie zostały wyjaśnione. Chodziło o Lizzie i śmierć dyrektora. Nie miałam zamiaru odpuszczać. Skoro już zaczęłam węszyć to nie mogę tak po prostu zrezygnować. Miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Jednak jedno wiedziałam na pewno. Sama nie dam rady. Potrzebowałam pomocy. A jedyną osobą, która mogła mi pomóc był Alexander White. 

Chociaż nie bardzo chciałam mieć z nim cokolwiek wspólnego to był mi potrzebny. Ja dotrzymałam danego mu słowa i towarzyszyłam mu podczas tych okropnych wyścigów. Czas aby i on się wykazał. Weszłam do swojego pokoju i chwyciłam telefon leżący na moim stoliku nocnym. Spojrzałam w ekran. Była godzina dwudziesta druga czterdzieści. Jednak długo nam zeszło z tym sprzątaniem, w sumie jak zabrałyśmy się za to koło szesnastej to trudno się dziwić. Mam nadzieję, że nie śpi i odbierze ten cholerny telefon. Wybrałam jego numer i czekałam. Po dwóch sygnałach odebrał.

- No no no... - przewróciłam oczami na jego głos. - ... nie spodziewałem się, że tak szybko zadzwonisz. - zaśmiał się cynicznie.

- Tak, cóż, ja też... - bo taka była prawda. Nie chciałam żeby pomyślał, że jestem jakąś nachalną laską. - Pamiętasz o naszej umowie. - od  razu przeszłam do sedna nie chcąc wdawać się z nim w zbędną dyskusje.

- Oczywiście, ja zawsze dotrzymuje słowa Veronico. - poczułam dziwne ukłucie w żołądku na dźwięk mojego pełnego imienia. Wypowiedział je wolno i z naciskiem. Musiałam usiąść na łóżku. - Jesteś tam?

- T... ta.... Tak. - wydukałam. Vera ale z Ciebie idiotka. - Yyyyy... chciałabym wiedzieć jaki masz plan. Bo jest nam potrzebny plan.

- Mam. - odpowiedział zdawkowo.

- A chcesz się nim podzielić? - zaczęłam być już mocno zirytowana.

- A od kiedy chcesz zacząć to nasze prywatne śledztwo? - czy on właśnie testował moją cierpliwość?

- Nawet i od zaraz. - westchnęłam mając nadzieje, że moja odpowiedź go usatysfakcjonuje.

- Ok w takim razie będę po Ciebie za godzinę. - prawie się oplułam śliną.

- Proszę? - nie wierzyłam w to co właśnie usłyszałam. Jednak on już zdążył się rozłączyć. Super.

Opadłam na łóżko zmęczona. Byłam tak bardzo wyczerpana po dzisiejszym dniu, nie miałam ochoty nigdzie jechać a tym bardziej z nim. Przecież to tym powiedziałaś mu, ze możesz zacząć nawet od zaraz. Moja podświadomość szydziła ze mnie. Owszem tak właśnie mu powiedziałam, jednak nie wiedziałam, ze on weźmie to tak na serio. 

Nie pozostało mi nic innego jak przygotować się na spotkanie z Alexandrem. Z niechęcią skierowałam się do szafy i postanowiłam zamienić moje dresy na czarne woskowane spodnie i oversizową czarną koszulkę z białym napisem classic issues. Na ramiona zarzuciłam jeansową kurtkę. Podeszłam do lustra wiszącego na ścianie i przejrzałam się. Nie miałam siły się malować więc postanowiłam na naturalny look. Włosy związałam w wysoki koński ogon. Okej byłam gotowa. 

Przed wyjściem postanowiłam jeszcze zajrzeć do pokoju Laury. Uchyliłam delikatnie drzwi i zobaczyłam jej drobne ciało przykryte pod samą szyje kołdrą. Smacznie sobie spała. Jej twarz była taka spokojna. Oddychała równomiernie. Była taka dzielna pomimo tylu przeciwności losu. Przeszła tak wiele. Ale czuje, że teraz będzie tylko lepiej. Zamknęłam cicho jej drzwi i zeszłam po schodach na dół. Ubrałam czarne conversy i ostatni raz przejrzałam się w lustrze. Nie wyglądałam źle. 

W momencie kiedy wyszłam z domu na podjazd wjechał Alexander. No i wow. Nigdy nie byłam żadną blacharą i nie leciałam na markowe samochody. Ale jego białe sportowe auto zachwyciło mnie. Ciekawe czy je ukradł. Chociaż znając ich rodzinę to pewnie mamusia mu na urodziny kupiła. Starałam się zachować zimną krew. Nie chciałam pokazać temu idiocie, że jakaś fura zrobiła nam mnie takie wrażenie. Przyjęłam luzacką postawę i zaczęłam zmierzać w jego kierunku. Jednak mój luz musiał wyglądać komicznie bo kiedy wsiadłam do auta Alexander nie mógł powstrzymać się od śmiechu. 

- Możesz mi powiedzieć co Cię tak bawi? - spiorunowałam go wzorkiem.

- Ty. - jego melodyjny śmiech odbijał się echem w mojej głowie. - Kiedy szłaś wyglądałaś jakbyś się zesrała w gacie. - teraz już się nie powstrzymywał i dostał jakiegoś ataku śmiechu. Ja natomiast spaliłam buraka. Takie rzeczy mogą się przydarzyć wyłącznie mnie. Chciałam tylko nie wyjść na kretynkę. Cóż rezultat był zupełnie inny.

- Oh daj sobie spokój. - odkaszlnęłam. - Nie spotkaliśmy się żeby się ze mnie nabijać tylko żeby rozwiązać zagadkę. - spojrzałam na niego pierwszy raz od kiedy wsiadłam do auta.

- Masz rację. - powoli się uspokajał. - Jednak musisz przyznać, że to było zabawne.

- Jeżeli pozwoli Ci to w nocy spać. - prychnęłam. - Przyznaję to było zabawne a teraz do rzeczy jaki masz plan. - musiałam w końcu przejąc pałeczkę. W tym momencie chłopak wycofał samochód z podjazdu i ruszył w kierunku centrum.

- Pojedziemy w miejsce gdzie wszystkiego się dowiemy. - po jego wesołym nastawieniu nie było już ani śladu. - I to będą wiarygodne informacje.

- Czyli gdzie?

- Na komisariat policji. - rzucił mi krótkie spojrzenie.

- Czy ty jesteś idiotą? - mój mózg najwidoczniej zaczął wolno pracować skoro odważyłam się nazwać go idiotą. - Jak ty sobie to wyobrażasz? Co? Wejdziemy i poprosimy o akta dotyczące sprawy śmierci dyrektora bo wcale nie uważamy, że to było samobójstwo? - zaczęłam kręcić przecząco głową na jego naiwność.

- A kto powiedział, że poprosimy? - zaśmiał się. - My je wykradniemy.

- Że co?! - pisnęłam. Nie mogłam uwierzyć, że on to właśnie powiedział. Wykraść? On na pewno żartuje. Jest przekonany, że mu uwierzę i będzie się ze mnie znowu nabijał. Ale tym razem nie będę taka głupia. Zagramy w jego grę. - Chociaż w sumie to ma sens. - spojrzałam na niego. - Tylko tam mają wszystkie informacje na ten temat. - punkt dla mnie za moją mistrzowską grę aktorską.

- Dokładnie. - przyśpieszył a mój żołądek fiknął fikołka. - Zrelaksuj się i zaraz będziemy na miejscu. - ciekawe gdzie tak naprawdę mnie zabiera. 

Przez ten krótki czas naszej jazdy pozwoliłam sobie chwile na niego popatrzeć. Ubrany był jak zawsze na czarno co chyba jest u nich czymś w rodzaju tradycji. Oni wszyscy tak chodzą ubrani. Czarna skórzana kurtka opinała jego umięśnione bicepsy, które miałam wrażenie zaraz będą chciały ją rozerwać. Na nadgarstku lśnił złoty rolex. Na pierwszy rzut oka wyglądał na bogatego chłopaka. Jego włosy były lekko poczochrane jakby właśnie wstał, może faktycznie tak było. Oczy jak zwykle ciemne, hipnotyzujące, nie ukazywały żadnych emocji. Skoncentrowane były na drodze. Zjechałam niżej wzrokiem na usta. Pełne, malinowe, zachęcające do pocałunku usta. Nie mogłam od nich oderwać wzroku. Były takie pociągające. I zabijcie mnie ale zarys jego szczęki i perfekcyjne kości policzkowe dodawały mu uroku. Ta idealna twarz wyglądała jakby została stworzona przez samego Diabła. Piękna, cudowna a zarazem niebezpieczna i budząca niepokój. 

- Gapisz się. - głos bruneta wyrwał mnie z transu. A ja znowu spaliłam buraka. Teraz to na pewno pomyśl, że jestem jakaś psychiczna. - Jesteśmy na miejscu. - kiwnął głową.

Czy to już jest ten moment kiedy mogę zbierać szczękę z podłogi? Nie uwierzycie. Staliśmy przed pierdolonym komisariatem policji. On mówił serio. Mój zszokowany wyraz twarzy doprowadził go do śmiechu. Zajebiście.

- Ty mówiłeś poważnie. - zerknęłam na niego.

- Oczywiście, że tak. - odpowiedział starając się opanować. - A ty myślałaś, że żartowałem? - nagle spoważniał.

- Ja... nie... tak... - zadukałam. - Oh nie ważne. - Alexander znowu zaczął się śmiać. Dobrze, że chociaż jemu dopisuje humor. Mi nie było do śmiechu. - Nie wydaje mi się żeby to był dobry pomysł. Złapią nas na pewno. - starała się nie myśleć o konsekwencjach.

- Cukiereczku posłuchaj tak jak Ci mówiłem mamy to całe miasto w garści. - delikatnie musnął mój policzek. - Upewniłem się dokładnie kiedy funkcjonariusze mają przerwę. Tak samo jak ty nie chciałbym zostać złapany. - odchrząknął i jego wyraz twarzy znowu był ponury i tajemniczy. - Nie chce mi się tłumaczyć matce dlaczego? Z kim? I po co? - aha okej jego jedynym zmartwieniem była matka. W sumie cóż się dziwić. Też się jej potwornie boje.

Wysiedliśmy z auta. Chociaż miałam wrażenie, że zajęło mi to wieki zanim się zdecydowałam wziąć udział w tej chorej akcji. Podeszłam do Alexandra a on spojrzał na mnie. 

- Teraz posłuchaj nie uważnie. - zaczął. - Mamy tylko piętnaście minut. - serce biło mi jak szalone. - Mój znajomy informatyk włamał się w ich system i wyłączył boczne kamery więc jeżeli czegoś nie spierdolisz dostaniemy to po co tu przyszliśmy. - super, czyli to ja w razie czego miałam być kozłem ofiarnym. - Słuchaj się mnie a za kwadrans będziesz miała wszystkie odpowiedzi. - jedyne na co mnie było stać to kiwnięcie głową. - Masz weź to. - z kieszeni wyciągnął parę jednorazowych rękawiczek i podał mi je. - Najlepiej jakbyś je od razu założyła. - zmarszczyłam brwi. - Nie możemy zostawić śladu idiotko. - spojrzałam na niego gniewnie ale wzięłam rękawiczki i założyłam je. 

I w tym momencie zaczęło się nasze śledztwo. Alexander szedł przodem a ja tuż za nim. Podeszliśmy pod jedną z bocznych ścian i kierowaliśmy się do ostatniego okna. Czułam się jak w jakimś filmie akcji. Byłam może taką trochę Angelina Jolie a on Bradem Pittem. Coś jak Pan i Pani Smith. Tylko nie pamiętam czy w tym filmie oni się gdzieś razem zakradali. Chyba nie. Nagle poczułam, że na coś wpadłam. A chyba raczej na kogoś. Tak się zamyśliłam, że nie zauważyłam, że Alexander się zatrzymał. Odwrócił się w moją stronę i spiorunował mnie wzrokiem. Wyszeptałam ciche przepraszam i wyjrzałam za jego ramię. Staliśmy już pod oknem. Światło było zgaszone więc rzeczywiście miał rację. Policjant miał przerwę. Wyciągnął z tylnej kieszeni scyzoryk i sprawnie przekręcił zamek w oknie po czym je otworzył. Nie powinno mnie to raczej dziwić bo pewnie nie pierwszy raz się gdzieś włamywał. 

Sprytnie i szybko wszedł przez okno i wyciągnął rękę w moją stronę.

- Przecież dam sobie radę. - westchnęłam cicho na co chłopak opuścił dłoń i wzruszył ramionami. No i to był mój błąd. Wchodząc przez tą ciasną szparę moja kurtka zaczepiła się o jakiś pręt i kiedy już miałam stanąć na równe nogi, zostałam pociągnięta do tyłu co zakończyło się upadkiem na tyłek i najprawdopodobniej rozerwaną kurtką. - Nic się nie odzywaj. - wyszeptałam w stronę ciemnookiego.

On tylko westchnął i podał mi dłoń aby pomóc mi wstać. Teraz za bardzo nie opierałam się i chwyciłam jego chłodną dłoń. Postawił mnie na nogi i delikatnie uwolnił od mojego oprawcy. Rozejrzałam się po pokoju. Panowała w nim całkowita ciemność. Włączyłam latarkę w telefonie i teraz wszystko widziałam. Po prawej i po lewej stronie stały szafki, jak się domyślam a aktami, a na środku biurko zawalone stertą papierów. Spojrzałam na Alexandra, on również odpalił latarkę. Kiwnął na mnie a potem szafki po prawej stronie. 

Ruszyłam po cichu do wyznaczonego miejsca. Tak strasznie się bałam. Jeżeli wcześniej moje serce szybko biło to teraz galopowało jak jakiś pieprzony jednorożec. Czułam, że moje ręce zaczynają być lepkie. Przywarły do rękawiczek tak mocno, że ściągnięcie ich będzie katastrofą. Zawsze jak się denerwowałam to dłonie mi się pociły. Podeszłam do szafek i poświeciłam latarką. Naklejone na nich były kartki z nazwami miesięcy. Tak więc wystarczyło wiedzieć kiedy dana sytuacja nastąpiła i szybko odszukać właściwe akta. Hej to wcale nie było takie trudne. Owszem nie było. Podeszłam do szafki na której napisane było listopad i wysunęłam ją. Moim oczom ukazała się spora ilość teczek. Na każdej z nich starannie napisany był tytuł. Szybko odnalazłam to co mnie interesowało. Jednak moją uwagę przykuła również teczka, która nosiła tytuł Lizzie West. Skoro już tu byłam to tylko głupi nie skorzystałby z takiej okazji. Chwyciłam akta i je otworzyłam. Przyświeciłam latarka i zaczęłam czytać. Teczka zawierała głównie opis całej sprawy, a także zeznania rodziców blondynki, jej przyjaciół, znajomych i Maksymiliana White'a. Zaraz, zaraz. Kogo? Maksymiliana White'a? Dlaczego jego? Zaczęłam czytać jego wypowiedź. Nie mogłam uwierzyć w to co właśnie czytałam. To on powiedział Policji, że to Marco może mieć coś wspólnego z porwaniem kelnerki. Rzekomo ich widział? Lizzie wydawała się odurzona? Mój mózg nie mógł tego przyswoić. Co za skurwiel. Dlaczego tak powiedział? Żeby wina nie spadła na niego i jego rodzinkę? Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk zamykanej szafki. Co oznaczało, że pewnie Alexander coś znalazł. Szybko schowałam akta. Nie zamierzałam mu mówić co znalazłam. Po pierwsze to jego brat, po drugie nie wie, że znalazłam Lizzie. Wzięłam papiery związane ze sprawą dyrektora i zamknęłam półkę. Podeszłam do bruneta, który stal przy biurku i przeglądał kartki. 

- Znalazłem tylko to o Richardzie Blocku. - wyszeptał. Poświeciłam na jego ręce. I zaczęłam czytać. Nic konkretnego w nich nie było. Chwila. Skąd znał nazwisko dyrektora, nawet ja nie wiedziałam jak się nazywa. Brawo dla Ciebie Veronica. Jesteś najmądrzejsza osobą na świecie. I na tym moje śledztwo by się zakończyło. Nie wińcie mnie za to, nie potrzebowałam od niego niczego więc nigdy z nim styczności nie miałam.

- Skąd znasz jego nazwisko? - nie ukrywałam swojego zdziwienia.

- Mówiłem, że mamy całe miasto w garści. - wzruszył ramionami jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.

Przejrzeliśmy wszystkie papiery i nic. Ciągle te same notatki i sprawozdania z miejsca zdarzenia. Jego rodzina nie wskazała jakoby cierpiał na jakieś zaburzenia. Wszystko wskazywało na samobójstwo. Dlatego umorzono całą sprawę. Coś mi tu nie pasowało. Żadnego listu pożegnalnego a przecież najczęściej ludzie zostawiają coś po sobie. Od tak zdecydował, że nie chce już żyć? Tu nic się nie trzymało kupy. Byłam zawiedziona. Naprawdę myślałam, ze cokolwiek uda mi się znaleźć. Spojrzałam zrezygnowana na ciemnookiego i ściągnęłam na niego swój wzrok. I znowu ta pustka. Odłożyliśmy wszystkie dokumenty na miejsce. Westchnęłam i już miałam coś powiedzieć kiedy usłyszeliśmy jakieś kroki.

O cholera! To na pewno ten policjant. Na pewno nas złapią. Nie chce iść do więzienia. Jestem za młoda.  Nie poradzę sobie. A co z Laurą? Przecież Marco nie może się nią zaopiekować. On zagłodził swoją rybkę i zdechła. Nie chce żeby to samo stało się z moja małą siostrzyczką. Weź się w garść Veronica. Chociaż ten jeden raz. Moja podświadomość miała rację. Poczułam jak Alexander ciągnie mnie w jakąś szczelinę między oknem a regałami. Najpierw wepchnął w nią mnie a potem sam przycisnął swoje ciało do mojego. I okej. Może pomyślicie, że jestem jakąś idiotką, bo w takiej chwili jak ta, ja myślałam tylko o tym jak blisko niego się znajduję i jak on bosko pachnie. Na ziemie sprowadził mnie odgłos otwieranych drzwi. No to już po nas. 

- Panie Komisarzu. - odezwała się jakaś kobieta. - Jest Pan potrzebny jeszcze w pokoju dwieście dziesięć. - proszę idź, proszę idź, proszę idź. Zaczęłam się już pocić dosłownie wszędzie. Nie tylko ze strachu ale i z poczucia bliskości z brunetem.

- Dobrze, już idę. - drzwi znowu zamknęły się.

Spojrzałam w górę, na Alexandra i zobaczyłam, że jego wzrok utkwiony jest na moich ustach. Przejechał palcem po dolnej wardze i delikatnie przygryzł swoją. Mój cały świat zaczął wirować. Byłam obsrana całą tą sytuacją a on wcale mi nie pomagał. Nie mogłam racjonalnie myśleć a co dopiero się ruszać. Nagle poczułam jego rękę nad moimi pośladkami. Sprawnie przybliżył mnie do siebie i przycisnął swoje wargi do moich. 

Oh i uwierzcie mi. Świat przestał istnieć. Nogi lekko się pode mną ugięły ale on trzymał mnie w stalowym uścisku. Za co byłam mu wdzięczna. Napierał na mnie całym swoim ciałem. Jego język idealnie współgrał z moim. Tak jakby pocałunki były naszą codziennością. Całował mnie delikatnie i leniwie. A ja marzyłam o tym aby ta chwila trwała wieczność. Złapałam go za szczękę i pogłębiłam pocałunek. Ciemnooki nie opierał się i przysunął się do mnie jeszcze bliżej o ile to było możliwe. 

Całowaliśmy jakbyśmy zaraz mieli zginąć. I z każdym następnym pocałunkiem tak właśnie będziemy się czuć. Było mi tak dobrze i przyjemnie. Jednak moja podświadomość przebiła się przez mgłę podniecenia i ekscytacji. Veronica ja wiem, że masz ochotę zrzucić majty i w końcu stracić dziewictwo ale jeżeli stamtąd nie spierdolicie to na pewno Was ktoś złapie. Tyle wystarczyło. Odepchnęłam od siebie Alexandra i próbowałam unormować mój oddech. Czułam się jakbym przebiegła maraton.

- Musimy stąd uciekać. - oznajmiłam w końcu.

Chłopak tylko skinął głową. Podeszliśmy to okna i bez zbędnych przygód, nie zaatakował mnie już żaden pręt, wyszliśmy z pokoju. Nie pozostawiliśmy po sobie żadnych śladów. Byłam z nas dumna. Taką akcję można zaliczyć do udanych. Nie mniej jednak nie pochwalam takiego zachowania. Jednak działałam w dobrej mierze tak? Będę musiała sobie to tak tłumaczyć.

Do samochodu kierowaliśmy się w całkowitej ciszy. Żadne z nas nawet nic nie pisnęło. Ciągle byliśmy w szoku po  tym co się między nami wydarzyło, chociaż patrząc na Alexa stwierdziłam, że tylko ja byłam. Wyglądał jakby nigdy nic. Jakby robił to codziennie. W przeciwieństwie do niego miałam mętlik w głowie i rozszarpane emocje. Dlaczego tak trudno odczytać cokolwiek z jego twarzy. Ma coś z mimiką?

- Alexander mogę Ci zadać pytanie? - szepnęłam. Zerknął na mnie i kiwnął głową.

- Dlaczego... - nie dane mi było dokończyć.

- Hej! A co wy tu robicie?! - zawołał jeden z funkcjonariuszy.

Zaczęliśmy uciekać, prawie gubiąc nogi. W moich żyłach płynęła adrenalina, a w głowie huczało od emocji. On jednak wyglądał na niewzruszonego, jakby właśnie robił zakupy. Czym prędzej wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon odjechaliśmy. Widać, że Alexander nie włamywał się pierwszy raz, bo był idealnie przygotowany - fałszywe tablice rejestracyjne, przyciemniane szyby. Cholera, czułam się jak w filmie akcji, którego bylibyśmy głównymi bohaterami.

***

Siedzieliśmy znowu na tym pamiętnym wzgórzu i patrzyliśmy w przestrzeń jakby nic nas nie obchodziło, jakby nic złego w naszym życiu nie miało miejsca. Nasze oddechy były spokojne, a emocje już dawno opadły. Teraz byliśmy tylko my i błoga cisza. Z daleka od zgiełku i niepotrzebnych awantur.

- Jesteś jedną wielką, cholerną niewiadomą, Black. - spojrzał na mnie spod rzęs, wyrzucając niedopałek papierosa. A podobno nie palił.

- A co konkretnie chciałbyś o mnie wiedzieć? - również odwróciłam wzrok w jego stronę. Był taki przystojny, mimo że to tylko pieprzona twarz, bo wnętrze miał ogromnie nieczyste.

- O Tobie chciałbym wiedzieć absolutnie wszystko. - jego przeszywający wzrok dosłownie mnie onieśmielał, nie w sposób, w jaki myślicie, ten był po prostu natarczywy, jakby chciał mnie przejrzeć na wylot.

- Nie powinnam Ci ufać, nie po tym co Twoja cholerna rodzina się na mnie zrzuciła.- wpatrując się w otchłań jego ciemnych i pustych tęczówek, czułam strach. Nie przez niego, a przez to, co się wydarzy, albo co mogłoby się wydarzyć.

- Nie wszystko jest takie czarno-białe, Black, prócz naszych nazwisk. - uniósł kącik ust, co niebywale mnie zdziwiło. Alexander White właśnie ośmielił się zażartować nie ze mnie? - Poza tym czasem lepiej wyżalić się komuś, kogo nie znasz i komu nie ufasz.

- Może masz rację? - odwróciłam od niego wzrok i wbiłam go w czarne trampki, które swobodnie zwisały z maski samochodu. W tamtej chwili wydawały mi się takie ciekawe. Na pewno ciekawsze niż ostro zarysowana szczęka i natarczywy wzrok chłopaka, który dotrzymywał mi towarzystwa. Chłopaka, którego powinnam unikać, chłopaka, którego powinnam się bać. A mimo to siedziałam z nim oparta o auto rodem z ,,Szybkich i Wściekłych" i rozmawiałam tak swobodnie jakbyśmy znali się od lat. Co za ironia.

- Gdy moi rodzice zginęli w wypadku, załamałam się. Wszystko co tak naprawdę czułam, wyparowało, a emocje zastąpiły żal i nicość, bo tak było łatwiej. Pragnęłam zemsty, dalej pragnę, ale straciłam nadzieję, że kiedykolwiek spojrzę w oczy temu sukinsynowi, który zabił moich rodziców i uciekł. Jak pieprzony tchórz. - niemal w głowie odbiło się echo, kiedy przełykał ślinę. Albo tylko mi ten dźwięk wydawał się tak głośny? - Dlatego chcę pomóc rodzinie dyrektora. Żeby oni mogli plunąć w twarz temu, kto odebrał im część wszystkiego, bo teraz to już nie będzie wszystko, tylko puste miejsce przy stole i w sercu. Pustka. Pustka, którą ja też noszę od pieprzonych pięciu lat, kiedy ich tu nie ma. - w moich oczach zebrały się łzy, ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Nie przy nim. Przenosząc wzrok z moich butów w dal, wstrząsnęły mną dreszcze. Sama nie wiem czy ze strachu, czy może z zimna?

- Zimno Ci? - zapytał brunet i odepchnął się od maski.

- Błagam, tylko nie zgrywaj tutaj pierdolonego romantyka z Dirty Dancing i nie dawaj mi swojej kurtki. - przewróciłam oczami i lekko prychnęłam. On również. Kolejny raz w ciągu jednego dnia.

- Możesz powiedzieć o mnie wiele złego, ale nie to że jestem romantykiem. Z tyłu w bagażniku masz koc, weź sobie. - odpalił kolejnego papierosa, a mnie zemdliło. Prawda, że ja również lubiłam sobie popalać, ale on robił to znacznie za często, mimo że wcześniej podobno miał obrzydzenie do fajek. Gdy zaciągnął się dymem, moje płuca automatycznie domagały się tego samego, pomimo że sam zapach mnie mdlił.

- Mogę? - wskazałam na papierosa, ale Alexander odsunął go ode mnie. Zasrany dupek.

- Chodź tutaj. - przysunął mnie za łokieć, przez co delikatnie pisnęłam. Nabrał dymu w usta i dmuchnął we mnie, każąc przy tym, abym się zaciągnęła. I cholera, przysięgam, że był to chyba najbardziej intymny moment w moim życiu, pomijając nasze małe obściskiwanie na komisariacie, jaki przeżyłam z kimkolwiek płci przeciwnej. - I jak? - odsunął się, a mną wstrząsnęły fale zimnego powietrza. Był taki ciepły, mimo że w środku bił od niego lód, który odmroziłby wszystkie kończyny, jeśli tylko by tego chciał.

- Bardzo...dziwnie. - odpowiedziałam i czym prędzej odwróciłam wzrok. Pamiętaj Veronica,ten chłopak to jebane kłopoty. - Możemy już wracać? - dodałam, onieśmielona sytuacją. Tak bardzo pragnęłam poznać całą osobę Alexandra White'a, ale wiedziałam, że ciągnęło to za sobą ogromne konsekwencje, których cholernie będę żałowała. Ale kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ja wypiję.

- Jasne, Black. A i jeszcze jedno, nikomu nie możesz powiedzieć o naszej rozmowie. - mówiąc to, wsiadł do samochodu przestrzegając mnie przy tym, abym nie trzaskała drzwiami tego pierdolonego cuda.

- Jak zawsze. - mruknęłam pod nosem, bardziej do siebie niż do niego. Wiedziałam, że wieść o tym, że zadaję się z niejakim White'm poniosła by mnie na dno. Pozostaje tylko pytanie:

Czy ja aby na pewno nie chcę utonąć?

***

Witajcie!

Rozdział miał się pojawić wczoraj ale niestety szkoła nas nie oszczędza.

Dzisiaj takie trochę luźniejsze wątki.

Trochę śmiechu, Trochę Veronici i Alexandra.

A tak wgl to podoba Wam się ta para? Czy wolicie Veronice z innym bratem White?

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro