Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10. Po prostu wracajmy.

Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, ale to co dzieje się w moim życiu przez ostatni czas przestaje być śmieszne. Wiem, że wyglądam na osobę, która zawsze sobie doskonale radzi, ale chyba nie mam już siły na to wszystko. Postanowiłam więc iść pieszo do domu dłuższą drogą, żeby przewietrzyć głowę i wszystko sobie na spokojnie poukładać, bo to co mnie spotyka zaczyna mnie przerastać. Chciałabym tak po prostu zająć się moją siostrą i spokojnie pracować, bez myśli z tyłu głowy o tym, że w każdej chwili obie możemy stracić życie, później znaleźć prawdziwą miłość i być w końcu szczęśliwa. To nie są chyba jakieś dziwne i niezrozumiałe rzeczy, chyba nie proszę o zbyt wiele. Ale jak na razie to mam na głowie rodzinę chorych ludzi, która nie daje mi oddychać świeżym powietrzem, zaginięcie Lizzie, i ta śmierć dyrektora, której okoliczności nie rozumiem. Czemu oni nie chcą dowiedzieć się kto go zabił? Przecież na pierwszy rzut oka widać, że to nie było samobójstwo, nie trzeba być jakimś detektywem, żeby to wiedzieć. 

Jeszcze ta sprawa z Lolą, nie mogę pojąć co ona wyprawia, przecież zawsze była poukładana i ogarnięta. Czasem mam wrażenie, że to już to nie jest moja Lola, bo jeśli ona się boi rodziny White'ów to musi być coś poważnego, bo odkąd ją znam nie bała się niczego ani nikogo. Nawet Marco zawsze uśmiechnięty i tryskający entuzjazmem, nie jest tym kim był. Ale muszę przyznać, że synów ta Baba umiała sobie wychować na własne podobieństwo, sama nie wiem dlaczego ta rodzina uparła się na mnie, jakby nie mogli dać mi spokoju i żyć swoim życiem, wcale bym się nie obraziła. Kiedy sobie tak o tym wszystkim myślałam zaczęłam płakać, chyba z tej bezradności i może też dlatego, że weszłam w lampę z całym impetem, bo przecież kto by zauważył lampę drogową na środku chodnika? Teraz to tylko marzę o gorącej herbacie, ciepłych kapciach i o przytuleniu się do mojej kochanej siostrzyczki.

* * *

Długo siedziałam przy kuchennej wyspie, trzymając kubek z już dawno zimną herbatą. Było dość późno, na szczęście miałam dziś w końcu wieczór wolny i mogłam zdjąć maskę niezniszczalnej i po prostu popłakać, na szczęście Laura już spała i nie musiała oglądać mnie w tym stanie. 

Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi, nie ukrywam, że byłam dość zaskoczona tym, że o tej porze ktoś przyszedł. Byłam pewna, że to Marco, bo kto inny mógłby nachodzić mnie w środku nocy - tylko dla niego wszystkie sprawy są niecierpiące zwłoki i nie mogą nigdy chwilę zaczekać, mówię wam dosłownie wszystkie. Kiedyś przyszedł o trzeciej nad ranem, bo dowiedział się, że jego była jest w ciąży i planuje ślub. Tak, Marco kiedyś miał dziewczynę, wiem, też nie mogłam w to uwierzyć, do tej pory czuję obrzydzenie. 

Zerwałam się z krzesła i podeszłam do drzwi, otworzyłam je z impetem, co wyrażało moje „lekkie" zirytowane.

- Co jest do kurwy...- chciałam przywitać go w taki sposób, aby wiedział, że nie jest mile widzianym gościem o tej porze. Za drzwiami jednak nikogo nie było, co mnie nieźle zaskoczyło. Rozejrzałam się uważnie dookoła, ale nic nie zauważyłam, nie ukrywam, że się nieźle posrałam ze strachu, to była scena jak z jakiegoś horroru – dwie młode dziewczyny same w domu, nocne dobijanie się do drzwi nie wiadomo przez kogo i jeszcze ta mgła... to nie było zbyt przyjemne doświadczenie.

Otrząsnęłam się z szoku i wróciłam do domu, drzwi zamknęłam na wszystkie możliwe zamki, zastanawiając się czy ich nie zabarykadować. Jednak moja wyobraźnia podpowiedziała mi, że w razie ataku jakiegoś żywiołu np. pożaru zanim się wydostanę, to zdążę spłonąć żywcem, a podobno to jest jedna z najgorszych możliwych rodzajów śmierci. To nie, podziękuję i tak mam wystarczająco dużo atrakcji w ostatnim czasie. Po moich głębokich przemyśleniach na temat topiącej się skóry wróciłam do kuchni. Doszłam do wniosku, że pewnie popadam w paranoję, a to była banda dzieciaków, którymi rodzice się nie interesują i szukają na siłę uwagi nękając spokojnych obywateli, odprowadzających podatki.

Do zimnej herbaty dolałam trochę cieplej wody i znów usiadłam przy blacie. Mój spokój nie trwał zbyt długo, bo po chwili siedzenia usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości:

Od Nieznany:

Masz ochotę na podziwianie paru fajnych fotek?

Prawie utopiłam się w herbacie, to co przeczytałam zaparło mi dech w piersiach i nawet nie wiem jak długo nie oddychałam. Po krótkim czasie dostałam kolejna 

wiadomość.

Od Nieznany:

Zajrzyj do skrzynki na listy. Mam coś dla Ciebie skarbie.

Naprawdę nie wiem jak opisać to, co wtedy czułam. Najgorsze jest to, że nawet nie zastanowiłam się czy dobrze robię, tylko od razu pobiegłam wyciągnąć wszystko ze skrzynki. Wbiegłam do domu znów zamykając wszystko co możliwe, teraz byłam tak sparaliżowana strachem, że zasłoniłam też szczelnie okna. Odrzuciłam wszystkie reklamy i rachunki na bok, chociaż swoją drogą pasowałoby je kiedyś zapłacić. Z trzęsącymi dłońmi otworzyłam niepodpisaną kopertę, a to co zobaczyłam prawie mnie zabiło - w środku były zdjęcia, ale to co na nich było przeszło oczekiwania najbardziej wymagającego widzą kinowego. 

Na fotografiach byłam ja podczas różnych czynności - jak pracuje w Magnum, jak wracam do domu, jak robię zakupy, ale nie to było najgorsze, najgorsze były ostatnie dwa. Na jednym była Laura jedzącą obiad w kuchni, zdjęcie ewidentnie było zrobione przez okno, a na drugim zdjęciu była moja mała Lu biorąca prysznic, a zdjęcie było robione przez kogoś, kto był w pomieszczeniu.

Zamarłam, kurwa zamarłam. W głowie miałam tylko najgorsze scenariusze. Już widziałam jak ten zwyrodnialec chce porwać albo zgwałcić moją małą siostrzyczkę. Osunęłam się po ścianie i czułam jak odpływa cała krew z mojej twarzy. Przez ostatni czas nie wiedziałam co mam robić, ale to... to był najgorszy moment ze wszystkich. Ktoś nas obserwował, a mało tego był u nas w domu w niewyjaśnionych okolicznościach... muszę zabrać stąd Lu jak najdalej. Tylko gdzie?

Myśli chaotycznie kłębiły się w mojej głowie, a ja nie miałam pojęcia co zrobić. Po chwili kolejny raz usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

Od Nieznany:

I jak fotki? Fajne? Muszę przyznać, że jesteście cholernie fotogeniczne. Może zrobię sobie wasz album?

Tego już kurwa za wiele. Rodzice nigdy by mi nie wybaczyli, gdyby coś stało się Laurze i to z mojej winy.

Do Nieznany:

Słuchaj Ty zwyrodnialcu, pierdoli mnie to kim jesteś, ale masz trzymać się od nas z daleka, bo jeszcze za to zapłacisz.

Skłamałam, oczywiście, że chciałam wiedzieć kto zagraża mi i Lu, ale nie chciałam dać tego po sobie poznać, bo na pewno o to mu chodziło, żebym się bała. Nie ukrywam udało się. Boje się tego człowieka jak cholera.

Od Nieznany:

Ooo, lubię niegrzeczne dziewczynki.

Od Nieznany:

Tylko nie rób głupstw, żeby nie przyszło Ci do głowy iść z tym na policję, bo chętnie sprawdzę czy Twoja mała siostrzyczka też jest taka niegrzeczna.

Co za skurwysyn!

* * *

Wczoraj poszłam spać bardzo późno, dręczona koszmarnymi myślami, które kłębiły się gdzieś z tyłu mojej głowy. W pracy byłam nieżywa i wszystko odbijało się ode mnie echem, powtarzałam w myślach tylko jedno: Oni mnie zabiją, Oni mnie zabiją, Oni nas zabiją. Laura została sama w domu co nie poprawiało sytuacji, a ja sama miałam cholerne wyrzuty sumienia, że to wszystko spotyka ją przeze mnie, mimo że i tak już dużo wycierpiała.

- Jeszcze raz to samo, ślicznotko - uwielbiam te pieprzone komplementy od najebanych jak biszkopty „szanownych" klientów, w Magnum przynajmniej mogłam ich zjebać, a tu się boję. Już nie raz próbowałam pokazać pazur, to na samo wspomnienie pieką mnie policzki.

- Już się robi - wysiliłam się na jak najbardziej szczery uśmiech i ruszyłam w stronę baru.- Podaj mi jeszcze raz podwójną szkocką - zwróciłam się zmęczona do barmana. Michael, bo tak na imię miał młody, sympatyczny barman, podał mi moje zamówienie. Ten milutki chłopak aż nie pasował do całego otoczenia. Tu roiło się od bezczelnych suk z napompowanymi po samą brodę cyckami. Tak, mam na myśli tę jebaną blond szmatę, z którą muszę pracować i jak ostatnio się okazało nawet nie mogę jej wychowawczo przyjebać w ten wyszpachlowany ryj.

- Pańskie zamówienie - z miną srającego kota próbującego się uśmiechać postawiłam zamówienie na stoliku. Kiedy poczułam jakieś obślizgłe łapsko na moim pośladku chuj mnie strzelił na miejscu.

-Przepraszam Pana - muszę utrzymać nerwy na wodzy, bo już wiem jak się to wszystko skończy. Ja mu strzelę w ryj a mi strzeli Isabella. Koło się zamyka - Czy byłby Pan tak uprzejmy i nie robił tego więcej?- zapytałam najmilej jak umiałam, ale czułam jak paznokcie mi się łamią od ściskania tacy.

- Ooo, jaka niedostępna, lubię takie - próbował ponownie mnie dotknąć, ale na szczęście zdążyłam się odsunąć. - Jeszcze przyjdziesz sama i będziesz błagała żebym cię wyruchał dziwko.- tego było za wiele. Już podniosłam otwartą dłoń, żeby zderzyła się z jego parszywym ryjem, kiedy usłyszałam znajomy głos przez który prawie dostałam zawału. Nie sądziłam, że to powiem, ale wolałabym usłyszeć głos Isabelli albo któregoś z tych pojebanych braci.

- Kogo my tu mamy?- Sztucznie uśmiechnął się dupek z opieki społecznej puszczając do mnie oczko. Wiedziałam, że teraz już po mnie. Nie dość, że cały czas utrudniali mi przysposobienie Laury, to jeszcze ten jebany dupek musiał przyjść akurat do tego lokalu. Nie mógł iść do Magnum? Przecież wiedział, że tam pracuje, więc tylko bym go obsłużyła i po sprawie. Jak ostatnio przyszedł z tą paniusią to wspominałam, że mam nową, dorywczą pracę, ale nie chwaliłam się, że pracuje jako barmanka w lokalu jakiejś prawdopodobnie mafii.

- Co za niespodzianka. - zwróciłam się w stronę mężczyzny. Nie skłamałam. To była niespodzianka, nie spodziewałam się tego przygłupa w tak ekskluzywnym miejscu- W czym mogę pomóc? – próbowałam zachować się profesjonalnie i nie pokazywać mojego strachu. Byłam świadoma tego, jak może mi ten przyjeb narobić koło pióra. Wystarczy, że powie jaka jest moja dorywcza praca i nawet nie zapyta czy Laura ma opiekę w nocy czy nie, tylko od razu wystawi negatywną opinię.

Przydupas usiadł obok tego gbura, który przed chwilą mnie złapał za pośladek i zaczął z nim rozmawiać. Nie ukrywam, że byłam zaskoczona tym, że się znają. Raczej wyglądali jak z dwóch innych planet, aż zaczęłam się zastanawiać skąd się znają i co ich ze sobą łączy. Głupi i Głupszy dostali swoje zamówienia, a ja tylko odliczałam minuty do momentu, aż wyjdę z tego cyrku pełnego pierdolonych małp, klaunów i
goryli.

* * *

- Do zobaczenia - uśmiechnęłam się do milusiego Shreka i młodziutkiego barmana. - Nara, nocy bez pęknięcia sylikonu - pożegnałam się również z blond wywłoką i wyszłam z tego piekła.

Uderzyło mnie w twarz rześkie powietrze, co po dzisiejszych wydarzeniach było mi naprawdę potrzebne. Jednak jak na moje kalectwo umysłowe przystało zapomniałam zamówić taksówkę. Doszłam do wniosku, że zrobię to już na zewnątrz, bo nie miałam najmniejszej ochoty wracać do pomieszczenia pełnego wódki i rozpusty. Czekając na zamówiony transport zauważyłam, że ktoś mnie obserwuje. Po tym co działo się ostatnio prawie zeszłam na zawał.

-Hej - krzyknęłam w stronę ciemnego auta, którego marki nie byłam w stanie zauważyć przez to, że stało otoczone egipskimi ciemnościami. Swoją drogą to co ja się dziwię, że kłopoty do mnie lgną, jak zamiast uciekać, to sama się o nie proszę. - Widzę Cię, więc wyjdź stamtąd zanim po Ciebie pójdę.- Podejrzewam, że śmiertelnie się wystraszył mojej groźby, ale wysiadł.

-Pani Veronica, co za miła niespodzianka. - no po chuju. Zależy jak dla kogo- Porozmawiamy?- zapytał przyjeb z Opieki Społecznej.

- Sądząc po pana perswazji to nie mogę odmówić - sarknęłam w jego stronę. Gdzie ta cholerna taksówka! Krzyknęłam wewnętrznie.

- Jak zawsze urocza. - uśmiechnął się w moją stronę, przez co zrobiło mi się niedobrze.

- Do rzeczy.- ponagliłam tego przygłupa- Spieszę się.

-A co? Siostrzyczka została sama?- zironizował z miną pełną politowania. Chuj.

- Moja siostra zawsze ma zapewnioną opiekę. Nie musi się Pan martwić, a teraz Pan wybaczy, muszę iść.- kiedy próbowałam ominąć tego przyjeba poczułam jak łapie mnie mocno za nadgarstek.- Puszczaj! To boli!- wrzasnęłam w jego stronę.

- Posłuchaj Panienko, wystarczy jedno moje sprawozdanie, a Twoja siostra wyjedzie do rodziny zastępczej nawet do Europy więc bądź miła jeśli chcesz żyć ze mną w zgodzie – zamurowało mnie. Nigdy nie posądziła bym tego gościa o to, że potrafi być stanowczy. O wszystko, ale nie o to.

- Co ma Pan na myśli mówiąc „ bądź miła"?- zapytałam jednocześnie masując się po bolącym nadgarstku.

- Nie udaj, że nie wiesz. Wydajesz się być inteligentna- obślizgły, przebiegły, wstrętny kutas - Raz na jakiś czas będziesz dla mnie bardzo miła, a ja zatrzymam wszystko dla siebie- chyba kpi.

- Nie ma takiej możliwości. - powiedziałam, po czym plunęłam mu w ryj. Jakby się nie starał to jego słowa nie pasują do jego mikrej postury, więc nie wzbudzi we mnie strachu.

- Radze Ci się zastanowić suko, jeśli chcesz raport może pojawić się jutro u mojej przełożonej.- zmroziło mnie to, co powiedział. Mam z nim sypiać w zamian za Laurę? Kocham ją i jestem w stanie zrobić dla niej wszystko, ale na samą myśl mam odruch wymiotny. Nie ze mną te numery.

- Może moglibyśmy dogadać się w inny sposób- zapytałam udając przerażoną. Mężczyznawyśmiał mnie prosto w twarz.

- Jeśli będziesz grzeczna o wszystkim zapomnimy. Zadowoli mnie seks raz w tygodniu, a ta mała dziwka będzie mogła z Tobą zostać- pora odbić pałeczkę. Za dużo sobie pozwala ten kutas.

- A co Ty myślisz frajerze, że ja tego nie nagrywam?- żałujcie, że nie zobaczyliście tej miny. Była spomiędzy „zaraz zemdleje" a „dostałem kulkę w łeb"- Myślisz, że rozmawiam z urzędnikiem, od którego zależy przyszłość mojej siostry i tego nie nagrywam? Pojebany jesteś- wyśmiałam go w twarz

- Ale jak to? Kiedy? Jakim cudem? - zaczął się jąkać- Co teraz?- chyba nieźle narobił w gacie.

-Jak to co? Wystarczy jedna negatywna opinia, a całe nagranie trafia do sieci i Twoich przełożonych. Zrozumiano?- uśmiechnęłam się ironicznie w jego stronę.

- Źle mnie Pani zrozumiała, ja tylko...- nie dokończył, bo odwróciłam się w stronę czekającej taryfy i odeszłam zostawiając go usranego po pachy. Zaczęłam się śmiać z jego naiwności sama do siebie. Przecież w życiu bym nie wpadła na to żeby włączyć dyktafon. A jednak... uwierzył.

Punkt dla Ciebie Veronica.

* * *

Zaczęłam się wierzgać po łóżku wybudzona ze snu przez głośny dzwonek telefonu. Kto kurwa normalny dzwoni o trzeciej nad ranem albo w nocy? Oczywiście, że nikt normalny, tylko Marco.

- Czego kurwa chcesz?! - krzyknęłam jak na mój gust za głośno, ale to jest jedyny taki dzień... albo noc, kiedy mogę się wyspać.

- Czas to skończyć, Veronico.

- Czas skończyć, co? Marco, jesteś za młody żeby odbierać sobie życie. - zbladłam nagłymi myślami przyjaciela o samobójstwie, przecież jest taki młody, szczęśliwy, zaradny.

- Nie to kretynko, czas skończyć nałóg Loli, naszej przyjaciółki jakbyś nie pamiętała. - odetchnęłam z ulgą, chociaż Marco miał rację, przez ostatni czas przytłoczona moimi problemami, zapomniałam, że moi przyjaciele również mnie potrzebują.

- A tak, jasne. Co zamierzasz zrobić? - dopytywałam, bo nie sądziłam aby zwykła rozmowa z nią przyniosła jakiekolwiek rezultaty, próbowaliśmy już prośbą, groźbą i nic nie pomagało, więc zostały nam tylko czyny, ale jakie?

- Zabierzemy ją na odwyk, choćby siłą. - powiedział stanowczo Rodriguez, a ja miałam ochotę go wyśmiać.

- Czy ty siebie słyszysz idioto? To nie działa ot tak, że ją tam zawieziemy, wypchniemy przez drzwi i powiemy, że „przywieźliśmy wam alkoholiczkę". To szereg wielu formalności, dokumentów i przede wszystkim jej zgody. - ochłodziłam entuzjazm Marco, ale to było po prostu dziecinne myślenie z jego strony. Przecież ona nigdy się na to nie zgodzi.

- Jak uważasz, jak jest cień szansy to ja będę próbował, a ty będziesz żałowała, że mi nie pomogłaś. Pokażesz, że tak naprawdę masz w dupie Lolę i wszystko inne. Jesteś egoistką, skończoną kret...- nie dane mu było dokończyć.

- OKEJ, OKEJ, już nie dramatyzuj. Pojadę tam z Tobą, żebyś nie zbłaźnił się sam, i nie jestem egoistką tylko jedną osobą z nas dwojga, która myśli racjonalnie. A teraz idę spać, widzimy się jutro pod domem Loli o 10, bo muszę się wyrobić do pracy. Na razie. - nie czekając aż Marco coś odpowie, runęłam na poduszkę od razu zapadając w błogi sen.

***

Siedziałam właśnie w kuchni zajadając się tostami z Laurą, której opowiedziałam o nowej szkole, którą dla niej znalazłam, i że papiery adopcyjne są w toku i niebawem zostanie moją prawowitą podopieczną. Cieszyłyśmy się z tego obie, bo nareszcie mogłyśmy być ze sobą codziennie i nikt nam tego nie mógł zabrać, nawet ten skurwysyn z opieki. Laura jest dla mnie ponad wszystko i zrobię to wszystko, żeby była bezpieczna ze mną i przy mnie.

- A teraz kończ śniadanie, zaprowadzę cię do sąsiadki na dół, ma wnuczkę w Twoim wieku, więc myślę, że się polubicie.

- A ty co będziesz robić? Chciałabym pobyć z Tobą. - spojrzała na mnie smutno, a mi serce się kroiło.

- Muszę naprawić to co spieprzyłam. Jestem nie tylko złą siostrą, ale też przyjaciółką.- pocałowałam ją w czubek głowy i poszłam zmyć naczynia.

- Jesteś najlepszą siostrą. - Usłyszałam za drzwiami, a moje serce zalała fala miłości, prawdziwej miłości.

***

Gdy zaprowadziłam Laurę do Pani McCanby, pobiegłam na najbliższy autobus, żeby dostać się pod dom Loli, i tak już mocno spóźniona, ale nikogo to pewnie nie dziwi. Busa miałam za pięć minut, więc tym razem nie musiałam się obawiać, że kierowca perfidnie mi odmacha i pojedzie dalej.

Do: Sygnalizacja świetlna

Będę za 15 minut, ty już jesteś?

Nazwałam tak Marco, po incydencie z nieudaną koloryzacją. Biedaczek musiał zamalować włosy na czarno, ale i tak nie przykryło to do końca jego krwistej czerwieni.

Od: Sygnalizacja świetlna

Oczywiście, że jestem kretynko. Miałaś tu być 20 minut temu.

Oh, shit, o co ten problem? Dwadzieścia minut w tą czy w tamtą.

Do: Sygnalizacja świetlna

Już się tak nie denerwuj, bo kolor włosów zleje Ci się z twarzą

Oczywiście nawiązałam do jego czerwonych kosmyków, bo w moim odczuciu nadal było to zajebiście śmieszne.

***

Gdy dojechałam pod mieszkanie przyjaciółki, rozemocjonowany Marco już zaczynał swój wywód na temat tego, że jestem okropną przyjaciółką i nawet w takiej chwili muszę się spóźniać. Ostatnio stał się bardzo nerwowy, ale co poradzić, ta sytuacja nas wszystkich szarpała po nerwach.

- Zamiast mnie tutaj opierdalać, to może poszlibyśmy już do niej, co? Straciliśmy kolejne pięć minut na odstawienie przez ciebie festiwalu depresji. - uśmiechnęłam się do niego fałszywie i ruszyłam po schodach do jej mieszkania. Zapukałam dwa razy i zadzwoniłam dzwonkiem, ale nikt nie otwierał. Zaśmiałam się w duchu, bo skoro otworzenie przez nią drzwi to wyczyn, to ja już nie wiem co to będzie, jak będziemy próbowali ją wydostać stamtąd i zawieźć na odwyk.

- Marco, Veronica. Odpierdolcie się ode mnie, proszę. Nie chcę już dłużej was znać, a Wy dalej mnie nachodzicie. Jeśli jeszcze raz się to powtórzy to zadzwonię na policję, że mnie nękacie. - powiedziała to o dziwo trzeźwym głosem, więc uznałam, że mówi prawdę. Ale Marco był nieustępliwy.

- Lola, ja wiem, że tak nie myślisz. Wyjdź i z nami pogadaj, nic złego Ci przecież nie zrobimy. Zwykła rozmowa, nic więcej. - kiedy już miałam powiedzieć przyjacielowi, że to idiotyzm, klucz w zamku się przekręcił, a w drzwiach stanęła zjawa, znaczy Lola,

wyglądająca jak zjawa.

- Veronica biegnij otworzyć samochód! - krzyknął Marco, biorąc piszczącą Lolę na ręce.

- Zostaw mnie, zostaw, ZOSTAW MNIE. - wydzierała się przyjaciółka, a moje serce z każdą chwilą rozpadało się coraz bardziej. Porywaliśmy własną przyjaciółkę, żeby zamknąć ją w psychiatryku. Pojebana akcja. - Co Wy robicie?! Odpierdolcie się, proszę. BŁAGAM. - krzyczała coraz głośniej, a gdy próbowałam ją przytulić na pocieszenie, odepchnęła mnie, wyzywając od łatwych szmat. Milusio. - Myślisz, że nie wiem co robisz u White"ów? Sprzedałaś się za marne grosze. Jak dziwka. Jak nic nie warta szmata. A Ty..- wskazała na Marco. - ...tylko udajesz, że ci zależy, bo straciłeś robotę, a ja cię chuj obchodzę, tak jak Wy mnie, pieprzeni egoiści. - z każdym słowem bolało coraz bardziej. A my mimo to nadal wieźliśmy ją, żeby jej pomóc wrócić do normalnego życia, w którym jak podejrzewam już nas nie będzie.

- Jesteśmy. - Odezwał się Marco, wyraźnie zasmucony słowami Loli, ale i mnie to bardzo ruszyło. Niecodziennie słyszy się z ust jednej z najważniejszych osób, że sprzedałaś się za kilka groszy.

Lola usnęła, najprędzej przez nadmiar stresu, co znacznie ułatwiło nam sprawę. Marco wziął ją na ręce i ruszył w stronę odsuwanych drzwi. W recepcji było bardzo dużo ludzi patrzących na nas jak na idiotów. Spokojnie kochani, Wy też nimi jesteście.

- Mam tutaj alkoholiczkę! Agresywną alkoholiczkę! - zaczął wydzierać się Rodriguez, a ja prawie zapadłam się pod ziemię, co on do cholery wyrabia.

Podeszła do nas jedna z lekarek, obejrzała Lolę po czym zwróciła się do Marco.

- Proszę ją zostawić pod opieką koleżanki, a Pan pójdzie z nami. - zdziwiło nas to oboje, ale może chcieli jakieś dane Loli, albo coś?

Czekałam już w poczekalni ze dwadzieścia minut z nadal śpiącą Lolą, a Marco nadal nie wracał, co zaczęło mnie już martwić, gdy minęło kolejne dziesięć usłyszałam jego głośny krzyk.

- Nie! To Pani mnie posłucha, nie jestem żadnym ćpunem, a moja przyjaciółka potrzebuje pomocy, więc weźcie się kurwa do roboty i ją zbadajcie! - zaczął wymachiwać rękami, kiedy dwóch pielęgniarzy chciało go złapać.

- Przygotujcie papiery do Zakładu Zamkniętego dla osób z problemami narkotykowymi na badania dla tego chłopaka. Czy możesz podać swoje dane? - lekarka zwróciła się do kogoś na recepcji, a mi mina zrzedła, wzięli Marco za ćpuna?

- Halo, czego nie rozumiesz w słowach NIE JESTEM ĆPUNEM. Tam jest moja koleżanka, która potrzebuje pomocy, a Wy stwierdzacie u mnie uzależnienie, z którym nigdy nie miałem do czynienia.

- Dobrze, zobaczmy ją.- lekarka podkręciła z politowaniem głową, a ja tylko siedziałam i obserwowałam całą sytuację, nie zdając sobie sprawy z jej komizmu. - Czy to jest Lola? - zwróciła się do mnie starsza kobieta w kitlu, najprędzej nie wypytując o nią Marco, twierdząc, że jest niepoczytalny.

- Tak to ona. Od wielu tygodni ma problemu z alkoholem i agresją. Próbowaliśmy już wszystkiego, ale ona nadal nas nie dopuszcza do siebie. Prosimy o pomoc. A i jeszcze jedno. Mój kolega naprawdę nie jest ćpunem, jest po prostu... wybuchowy. - zaśmiałam się pod nosem, przez co spotkałam się z karcącym wzrokiem obecnie bruneta.

- Ale wiecie Drogie Dzieci, że bez jej zgody nie możemy jej tu zatrzymać?

- No tak, a mnie to od razu chcieliście zamknąć, w pomieszczeniu gdzie okna nie mają klamek, a drzwi są zamykane na dziesięć spustów. - sfrustrował się Marco i tutaj musiałam się z nim zgodzić.

- Przykro mi, ale jesteśmy bezradni. Jeśli będzie w lepszym stanie, przyjedźcie tu znowu. - i tak po prostu odeszła, zostawiając mnie i Rodriguez'a w oszołomieniu. Tak po prostu nas zostawiła z powoli wykańczającą się Lolą na rękach. Z bezradności zaczęłam płakać, a chęć rzucenia czymś w tą kurwę, zwaną lekarzem rosła z każdą minutą.

- Po prostu wracajmy. - szepnęłam do przyjaciela i się w niego wtuliłam.

***

Powrót do domu był ciężki po tym co się stało, Lola w drodze powrotnej kilka razy próbowała targnąć się na nasze życie i nic nie było w stanie jej uspokoić. Baliśmy się zostawiać ją samą, ale nie było wyjścia, ja musiałam wracać do Laury i pracy, a Marco do Magnum. Mimo to, postanowił chwilę z nią zostać, aż nie zaśnie, a ja rozbita wróciłam do rzeczywistości. Nie sądziłam, że ta sytuacja tak mną wstrząśnie, Lola jest w okropnym stanie i oboje boimy się, że w końcu to coś ją wykończy, albo ona sama. 

Nie mogłam jednak dłużej o tym myśleć, bo musiałam odbyć dzisiaj pierwszy dzień swojej obrzydliwej kary. Robię to dla Ciebie Laura – powtarzałam sobie w głowie, żeby poczuć się lepiej, ale nawet to nie dawało mi ukojenia.

Spojrzałam w lustro, wpatrując się w moje beznadziejne odbicie, bo taka byłam  beznadziejna i bezradna. Pierwszy raz w życiu byłam w takiej dupie i nie wiedziałam jak z niej wyjść. 

A przecież jestem Black, a Blacki się nie poddają. Prawda Tato?

***

Ubrałam na siebie czarne rurki i tego samego koloru T-shirt. Nie stroiłam się, bo wiedziałam, że i tak pewnie przydzielą mi inne szmaty do ubrania. Pewnie zapytacie czemu zawsze ubieram się na czarno. Nie, to nie przez żałobę, którą od wielu lat noszę po rodzicach, ale to jedyny kolor, który mnie odzwierciedla - czarna i pusta otchłań, próbująca tłumić w sobie wszystkie złe i dobre emocje, po prostu jakiekolwiek uczucia. Ale ostatnio wszystko się zmieniło, zaczęłam czuć, burząc przy tym nostalgiczny spokój jaki w sobie nosiłam. Już nie pamiętam dnia, w którym byłabym najzwyczajniej w świecie spokojna. Każdego ranka zaczynam walkę o przetrwanie i kończę ją klęską każdej nocy. 

Z dnia na dzień zamiast być silniejsza, robię się słabsza, a uśmiech i sarkazm już dawno nie gości w moim życiu. Ktoś powie: Dorosłość, tak wygląda D O R O S Ł O Ś Ć. Nie, tak wygląda życie w bagnie, nie dorosłość. Jeśli choć raz próbujesz w nie wejść, będzie cię ciągnęło tylko na dno, a Ty nie będziesz miał się od czego odbić. Tym łajnem była rodzina White'ów od wielu tygodni goszcząca w moim życiu i burząca, wszystko co dawało mi jakąkolwiek radość. Była już godzina dziewiętnasta, co oznaczało, że za godzinę miałam zostać damą do towarzystwa. Nie umiałam pojąć tego, dlaczego się na to zgodziłam, choć wiem, że tak naprawdę nie miałam wyjścia. Musiałam odbyć swoją karę. Śmierć albo życie - tak wyglądał świat tej posranej rodzinki, nic pomiędzy, jeśli chcesz żyć, rób co Ci każą, jeśli chcesz umrzeć po prostu miej ich w dupie. Spojrzałam w sufit i zaczęłam rozmawiać z jedynymi osobami, które mnie nie potępią.

- Wiem Kochani, że ostatnio dokonuję samych złych wyborów i z dnia na dzień pogrążam się coraz bardziej, ale robię to dla Laury i dla wszystkich innych, którzy w moim życiu wnieśli wiele dobrego, teraz kolej na mnie, czas się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobili, chociażbym miała za to cierpieć, a nawet stracić życie, zrobię to by byli szczęśliwi. - skończyłam swój wywód, przybierając na twarz wyraz wrednej i zdystansowanej suki, w tej pracy nikt nigdy nie uświadczy mnie innej, przed nikim nie ukażę swoich emocji, nie pokażę, że ja też jestem słaba i każdy nawet najmniejszy zły gest sprawia, że wewnętrznie tracę pewność siebie.

Zeszłam na dół gdzie moja siostra oglądała jakiś film dla nastolatków, śmiejąc się przez łzy.

- Co tym razem oglądasz? - uśmiechnęłam się do niej życzliwie, jedynej osoby, przez którą potrafiłam się naprawdę uśmiechnąć. - Five Feet Apart. Chcesz ze mną? Spodoba Ci się. - odwzajemniła uśmiech i poklepała miejsce obok, a w moim gardle stanęła wielka kula, wiedząc, że znów muszę jej odmówić. - Rozumiem, nie masz czasu. - posmutniała, a ja ją mocno przytuliłam przepraszając, że tak wyszło. - Wiem, że robisz to dla nas, dlatego Ci wybaczam, za każdym razem. A teraz biegnij, nie chcę żebyś się spóźniła. - pocałowałam ją w czoło i poszłam założyć moje czarne Vansy i musztardowy płaszcz, na dworze już były oznaki jesieni, której bardzo nie lubiłam.

W Key West ta pora roku nie była ciepła i kolorowa, a ponura i przytłaczająca, ciągle padało, a liście zamiast mienić się milionem barw, gniły na chodnikach od ciągłych opadów. Krzyknęłam jeszcze na odchodne i ostrzegłam Laurę, żeby pozasuwała żaluzję i nikomu nie otwierała. Bałam się zostawiać ją samą, ale nie miałam innego wyjścia, sąsiadka niestety musiała wyjechać na kilka dni, a z pozostałym sąsiedztwem nie jestem w najlepszych kontaktach. Przed domem czekała na mnie wielka limuzyna, co bardzo mnie zdziwiło - jak to ma tak wyglądać, to bardzo proszę częściej.

- Witam, Pani Veronica Black? - Oodezwał się szofer, a ja kiwnęłam głową. - Tutaj mam rozpiskę Pani zajęć i strój służbowy, który Pani przysługuje. Praca odbywa się od godziny dwudziestej do godziny dwudziestej czwartej, chyba że klient będzie chciał to czasem przedłużyć, lub skrócić. - wyrecytował szofer.

- Przepraszam, czy poza byciem szoferem jesteś też jakimś managerem? Wyrecytowałeś mi cały harmonogram, a nie sądzę żeby to należało do Twoich obowiązków, ale dziękuję za pomoc. - bez dłuższego wymieniania przyjemności wsiadłam do samochodu, a w moje ślady poszedł mężczyzna.

- Jesteśmy. - odezwał się szofer kiedy podjechaliśmy pod luksusowy apartament. - Musisz wiedzieć też, że będzie ochraniał cię też jeden człowiek, więc w razie problemów musisz się do niego zwrócić, będzie przed drzwiami czekał, na każde Twoje skinienie. Ale jeśli jednak mogę coś doradzić, to nie wołaj go z byle powodu, nie lubią tego. A teraz idź, nie będę dłużej Cię zatrzymywał. - po dłuższym wywodzie mężczyzny odetchnęłam i wolnym, ale stanowczym krokiem ruszyłam w stronę budynku. Zabawę czas zacząć.

W środku hol był przeogromny, urządzony w kolorach bieli, czerni i złota, a całość dopełniały czerwone kanapy, które wspaniale kontrastowały z resztą. Spojrzałam na kartę zajęć i pierwsze co miałam zrobić to zjeść kolację z jednym z tych oblechów. Przynajmniej się najem.

- Przepraszam, gdzie jest pokój 102? - Zapytałam recepcjonistki, która wyglądała na strasznie sympatyczną, albo po prostu musiała na taką wyglądać.

- Trzecie piętro, pierwsze drzwi po prawej, Pan Hangs już na Panią czeka. - uśmiechnęła się i podała mi kartę, którą miałam otworzyć drzwi. Podziękowałam ładnie i złotą windą pojechałam na wyznaczone piętro.

Przed drzwiami siedział młody chłopak, którego nie wiedzieć skąd kojarzyłam. Te oczy nie były mi obce, a rozbrajający i życzliwy uśmiech aż zachęcał do odwzajemnienia.

- Hej Veronico. - to, że znał moje imię utwierdziło mnie jeszcze bardziej w przekonaniu, że skądś musieliśmy się kojarzyć. - To ja, Chris. Odwiozłem Cię do domu po tym jak upiłaś się w Magnum.

- Ach tak, cześć Christianie. - uśmiechnęłam się sztucznie, choć tak naprawdę nie chciałam. Mój organizm samoistnie reagował tak na członków rodziny White'ów.

- Chris. Po prostu Chris. A teraz wchodź i uważaj na siebie. - odsłonił mi drogę do drzwi, a moje dłonie zaczęły drżeć i się pocić. Dasz radę Veronica, dasz radę.

- Dzień Dobry! - Powiedziałam głośno, ale odpowiedziało mi tylko echo, które rozniosło się po salonie. - Halo? Jest tutaj ktoś? - Powtarzałam i nareszcie uzyskałam odpowiedź.

- Tak, jestem w sypialni, poczekaj na mnie przy stole. - kojarzyłam ten głos, tak cholernie dobrze go znałam, ale sama nie wiedziałam skąd. Na pewno był to dorosły mężczyzna, na moje ucho życzliwy. - Znowu się spotykamy. - szepnął mi do ucha i przytulił od tyłu, a mną wstrząsnęły dreszcze obrzydzenia. Przyciągnął mnie bliżej i naparł moimi pośladkami na swoje krocze, a w moich oczach zebrały się łzy.

- Proszę, puść mnie. - poprosiłam cicho, próbując nie zaszlochać. Nie boję się, nie boję się, nie boję się. Kurwa, cholernie się boję. Mężczyzna jednak nie przestawał, złapał za dół mojej sukienki, w którą musiałam się przebrać i sunął swoimi obrzydliwymi łapskami po moim udzie.

- Będzie fajnie, troszeczkę się zabawimy, a potem pójdziesz do domu. - przygryzł płatek mojego ucha, a ja prawie zwymiotowałam. Strach mnie sparaliżował i zamiast uciekać, stałam tam jak wryta. Ten skurwiel widząc, że jestem bezradna, obrócił mnie przodem do siebie, posadził na blacie i stanął między moimi nogami, obmacując mnie bardzo agresywnie i boleśnie. Po moich policzkach zaczęły płynąć łzy i przytoczyłam sobie obraz sprzed kilku dni, kiedy ten sam facet próbował mnie zgwałcić. Teraz robi to znowu.

- PUŚĆ MNIE!! PROSZĘ! - zaczęłam krzyczeć, ale nikt nie słyszał, nikt nie przybiegł. - POMOCY! - próbowałam krzyknąć jeszcze głośniej, ale dostałam wtedy mocno w twarz, a moje figi już były na ziemi. On to zrobi, on to kurwa zrobi. - POMÓŻ MI! - wydarłam się najgłośniej jak potrafiłam, i w ostatniej chwili usłyszałam wyważanie drzwi. Dwie minuty później i zostałabym...O Mój Boże, zgwałcona. Znowu musiałam przeżyć ten sam koszmar. Kiedy to do mnie dotarło szybko założyłam majtki i wybiegłam stamtąd, prawie gubiąc nogi. Nie wierzę w to co się dzieję, po prostu nie wierzę.

- Veronica! Veronica zaczekaj! - usłyszałam za sobą, ale nie zamierzałam się zatrzymywać. Biegłam przed siebie, omal mnie wybijając sobie zębów na krzywym chodniku. - Veronica! - podbiegł do mnie Chris łapiąc mnie za łokieć.

- Nie dotykaj mnie! To pieprzone gówno spotyka mnie przez Twoją jeszcze bardziej popieprzoną rodzinkę. Jesteście koszmarem, bagnem, a mnie upatrzyliście sobie w jego centrum. Nie dociera do Was, że ja nie jestem ze stali i o dziwo mam uczucia. Możecie być z siebie dumnie, jeśli chcieliście mnie zniszczyć to dopięliście swego. Banda egoistów i kryminalistów. - po tym wywodzie czekałam na dostanie w policzek albo chociaż ciągnięcie za włosy. Ale nic, kompletnie. White czekał wytrwale na kontynuację, ale ja nie miałam już nic do powiedzenia.

- Odwiozę Cię Black. - powiedział tylko tyle i zaprowadził do czarnego Maserati. Nawet nie protestowałam, bo chciałam być jak najszybciej w domu.

- Ale nie próbuj niczego White, na dziś mam dość. - ostrzegłam go od razu i wsiadłam do auta.

Jechaliśmy w ciszy, od czasu do czasu przerywanej moim płaczem, nawet nie próbował mnie uspokajać, najpewniej wiedząc, że i tak nie zbyt wiele to da. Po dwudziestu minutach odezwał się tylko, że jesteśmy i tyle było z naszej rozmowy.   

- Black. -powiedział gdy byłam już przy drzwiach. - Czasem nie wszystko jest takie biało- czarne. - i odjechał zostawiając mnie w rozsypce.

Jak ja to przeżyję, to będzie cud.

***

I pękło 10 rozdziałów!

Nawet nie wiemy kiedy!

Coraz więcej się dzieje i coraz więcej spraw zostanie w końcu wyjaśnionych!

Dziękujemy bardzo, że z nami jesteście!

Do następnego xx

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro