Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ranpoe (Bungou Stray Dogs)

08.06.2018r.

+18, omegaverse
Nie łączy się w żaden sposób z żadną z części  Instynktu.

Ranpoe

Trwał uroczy, pełen słońca zamierzającego roztopić wszystkich nieroztropnych fanów spacerów, dzień. Edogawa Ranpo siedział w kawiarni znajdującej się w ty samym budynku co Agencja i wcinał lody, rozmarzonym wzrokiem wpatrując się w okno, podczas gdy myślami błądził wokół osoby swojego kochanka, Edgara Allana Poe. Poe był uroczą alfą. Totalnie onieśmieloną i wycofaną społecznie, za którą Ranpo szalał od kiedy miał okazję pierwszy raz się z nim spotkać. Nie rozumiał jak inne omegi mogły tak bardzo nie doceniać uroczego mężczyzny z puszystymi ciemnymi włosami otulającymi przystojną twarz.
- Co ty w nim widzisz? - zapytał podejrzliwie Dazai, domyślając się z łatwością co zaprząta jego głowę. Być może dlatego, że od kilku minut tkwił w bezruchu, trzymając w buzi łyżeczkę i ledwie pamiętając o oddychaniu.
- Co masz na myśli? - zapytał, wbijając sztuciec w gałkę truskawkowych lodów w pucharku i wkładając do ust marcepanowego kwiatka, jednego z kilku, którymi ktoś zawsze ozdabiał dla niego desery zamawiane w kawiarni.
- No wiesz... Jesteś wymagającym sto procent uwagi omegą, gubiącym się czasami nawet w trakcie wyjścia do łazienki... A Poe jest... No, to Poe.
Przez chwilę ssał marcepan, rozsmarowując słodka masę językiem po podniebieniu. Badawczo spoglądał na Osamu, usiłując odnaleźć sens w rozpoczynaniu rozmowy, którą przeprowadzali już wielokrotnie, od nowa.
- To Edgar - rzucił po chwili milczenia.
- I?
- I to mi wystarczy?
- Jest znerwicowany, chowa się w cieniu przez większość czasu, ciężko nazwać go dobrze zbudowanym albo przynajmniej przeciętnym... Chodzi mi o to... - Dazai, zazwyczaj doskonale potrafiący się wysłowić, zaciął się na chwilę najwyraźniej szukając słów, które mogłyby dotrzeć do zakochanej omegi.
- Myślę, że panu Dazaiowi chodzi o to, że pan Poe jest raczej chuderlakiem i nie wydaje się być kimś, kto byłby w stanie ochronić kogokolwiek. Nawet pomimo interesujących umiejętności - wtrącił się kelner, którego stalowe nerwy były prawdopodobnie jedną z przyczyn, dla których wysyłano go po zamówienia i z zamomówieniami do stolików detektywów ilekroć ktoś z Agencji się zjawiał. Był sympatycznym alfą przed trzydziestką z niechlujnym  zarostem i wodniście niebieskimi oczami przypominającymi wodę z kałuży albo stawu.
Ranpo przestał na chwilę jeść marcepanowe ozdóbki, aby spojrzeć nieprzychylnie na nowo przybyłego. Zazwyczaj go lubił, ale w tej akurat chwili czuł się zbyt dotknięty, aby okazać choćby najsłabszą sympatię czy uprzejmość.
- Poe swoje potrafi - stwierdził poważnie. - Może nie wygląda jakby mógł gołymi rękoma łamać rury czy co wy byście tam chcieli, ale poświęca mi wystarczająco dużo uwagi, wie jakie słodycze lubię najbardziej i - Ranpo uśmiechnął się szeroko, uchylając powieki. - w łóżku sprawdza się zdecydowanie lepiej niż ktokolwiek.
Dazai westchnął, machając dłonią w powietrzu tak nagle, że mało nie wywrócił swojego, pustego już, pucharka.
- W aż takie szczegóły nie wchodź. Martwię się czy ta alfa na pewno może cię chronić, ale nie interesuje mnie w jaki sposób się pieprzycie.
- Zamierzacie na zmiany wszyscy po kolei przeprowadzać ze mną rozmowy w podobnym tonie przy każdej wolnej chwili z nadzieją, że wybiorę sobie kogoś innego? - zapytał niezadowolony nabierając na łyżeczkę kolejną porcję lodów. - Mogę wiedzieć czemu się tak uwzieliscie?
- Bo to... No Poe - chrząknął cicho Dazai. - A ty jesteś nam potrzebny żywy - dodał, czując, że bardzo rozgniewane spojrzenie spoczęło na nim.
- A myślałem, że przynajmniej ty nie straciłeś rozsądku! - fuknął omega. - Zdolności Poe są wspaniałe, doskonale o tym wiesz, a jednak zachowujesz się... Zachowujesz się okropnie!
A

ż do skończenia deseru Ranpo już ani razu się nie odezwał, posyłał za to rozdrażnione spojrzenia Dazaiowi, wyglądając jakby planował pomóc mu w znalezieniu sposobu na skuteczne samobójstwo. Działającego natychmiastowo. Kelner, najwyraźniej zdając sobie sprawę, że zachował się bardzo nietaktownie, zwłaszcza, że był alfą stanu wolnego, próbował go przeprosić robiąc mu na swój koszt karmelową kawę z dużą ilością bitej śmietany i posypki, ale uzyskał tylko nieufne spojrzenie i zdawkowe burknięcie, brzmiące być może podobnie do "spadaj", ale ciężko było stwierdzić.
Po skończeniu deseru i wypiciu karmelowej kawy bardzo powoli, z siorbaniem gratis i w ogóle bez uśmiechu, Ranpo zabrał się za rozwiązywanie jakiejś łamigłówki. Ignorował Dazaia, posłał rozdrażnione spojrzenie Kunikidzie, gdy pojawił się na chwilę i zrobił hałas z powodu bezczynności Osamu, prawie udusił Atsushiego, gdy biedak grzecznościowo zapytał co u Poego, przy okazji powrotu z miasta i zajrzenia do lokalu, aby kupić sobie ciastko...
Po prostu zachowywał się jak wściekła kotka albo kobieta tuż przed okresem. W ciągu dwóch godzin sprawił, że dosyć mieli go już wszyscy.
Zbliżało się popołudnie gdy dzwoneczek przy drzwiach zabrzmiał nieoczekiwanie. Zebrani w kawiarni ludzie właściwie spodziewali się, że Ranpo za chwilę rozszarpie instrument za zakłócanie mu irytowania się i obrażania. Mężczyzna faktycznie podniósł się, ale po to, aby z upiornie radosnym uśmiechem rzucić się na patykowatego Poego, którego kompletnie bez trudu przyparł swoim ciałem do drzwi.
- Edgar, mam już dzisiaj wolne! - oznajmił beztrosko jakby w ogóle robił coś użytecznego w ciągu ostatnich kilku godzin. - Pójdziemy na spaaacer? Pójdziemy?~
Poe przez chwilę stał w miejscu, obejmując ocierającego się o niego, podskakującego w miejscu  omegę, a później przesunął dłoń, zaczynając głaskać go po włosach uspokajająco.
- Kupiłem ci cukierki - wymamrotał. - I kilka lizaków... Jakbyś był głodny - powiedział.
- Jestem! Bardzo - zapewnił ucieszony Edogawa, jakby nie napchał się już lodami i kawą, po czym bez skrępowania zanurzył ręce w wierzchnim stroju partnera, zaczynając przetrzepywać kieszenie. - Jaki smak cukierków? Są owocowe? A może z kwaśnym nadzieniem? Wziąłeś duże pudełko?
- Powinniśmy już iść - powiedział Poe, zerkając ciężkim do zidentyfikowania wzrokiem dookoła, po osobach zebranych w kawiarni, gdy Ranpo dopadł cukierki. Jakimś cudem wywinął się z ciasnego objęcia na tyle, aby odsunąć się od nieszczęsnych drzwi. Wyszli. Wycofany Poe i obejmujący mocno jego ramię omega, usiłujący otworzyć pudełko cukierków.
- Mina Poego to była groźba śmierci czy radość...? Bo nie do końca jestem pewien - Dazai spojrzał na Kunikidę i Atsushiego, którzy odetchnęli w tym czasie z ulgą. Atmosfera w kawiarni rozluźniła się.
- Wyglądał dosyć strasznie - przyznał Atsushi. - ale skoro pan Ranpo lubi tę minę to chyba była w porządku... Prawda?
Kunikida, najwyraźniej uznając, że to pytanie do niego, kiwnął głową.
- Sądzę, że najważniejsze, że Ranpo wie kiedy jego... Eeee... Alfa, jest w dobrym nastroju, ale wyglądało to raczej odrobinę jak przerażenie - dokończył ciszej.
- Może zamówie jeszcze jedno ciastko - stwierdził dyplomatycznie tygrysołak, ruszając w stronę blatu, przy którym stało kilka stołków. Kelner singiel łakomie spoglądał na jego malinowe usta, gdy przyjmował zamówienie na czekoladową babeczkę ozdobioną chojnie warstwą kremu oraz marcepanowymi biedronkami (co zapewne  w twórczej głowie cukiernika wyglądało uroczo).

***

- Edgaaar - Ranpo wtulił się mocniej w kochanka, z którym siedział na parkowej ławce. Właśnie skończyły mu się cukierki, ale lizaki zawsze zostawiał na później.
- Tak? - Edgar pogłaskał go delikatnie po plecach.
- Chce seksu - oznajmił słodko Edogawa, chuchając ciepłym oddechem w szyję alfy. - Chodźmy do mieszkania... - dodał wysuwając język, aby przesunąć nim po skórze.
Poe zaczął oddychać szybciej, przyciągając go do siebie mocniej.
Poe był alfą. I spełniał wszystkie obowiązki alfy. Za wyjątkiem zaspokajania omegi seksualnie. Znaczy, tak, zaspokajał go, ale nie robił tego w sposób, który dla reszty świata uchodził za normalny. Poe nie był typem dominanta, co było jedną z rzeczy jakie sprawiały Ranpo szaloną radość. Ranpo lubił dominować. Był omegą, ale uwielbiał mieć władzę. Dobrali się doskonale chociaż reszta otoczenia mogła tego nie rozumieć.
- Edgaaar - wymruczał przeciągle, wsuwając dłoń powoli pod płaszcz kochanka. - Zabierz mnie do mieszkania - przywarł do smukłej szyi wargami, zostawiając tam malinkę.
Edgar poderwał się spłoszony na równe nogi i chwycił go mocno, biorąc w ramiona.
Ranpo chichotał w jego ramię, gdy pokonywali drogę do domu w błyskawicznym tempie.
- Aż tak mnie chcesz, Edgaaar? - zapytał bardzo słodko gdy drzwi zatrzasnęły się za ich plecami.
Zanim przedostali się od wejścia do sypialni ich ubrania zapodziały się gdzieś. Płaszcze wisiały na popsutych parasolach wepchniętych w stojak, koszule i kamizelki zaległy na dywanie, Karl znalazł leżące na podłodze spodnie i ułożył się na nich, obojętny na to co planują jego właściciele, bo przywykł do ich ekscesów. Ranpo prawie udało się zdjąć bieliznę gdy wciąż był na rękach Poego, ale mężczyzna poślizgnął się na porzuconym kiedyś krawacie i obaj runęli na łóżko, które zaskrzypiało złowrogo.
Młodszy nie dał kochankowi chwili na namysł, szybko ocenił sytuację i jak przystało na prawdziwego utajnionego sadystę wykorzystał to, że leżał na partnerze. Zsunął się w dół i klęknął między jego nogami. Zdjął białe bokserki w kolorowe cukierki, które sam mu kupił i niemal od razu wziął twardego penisa do ust, zaczynając go ssać i oblizywać jakby był dużym lizakiem. Poe zajęczał zaskoczony, spoglądając na niego płonącym z podniecenia wzrokiem.
- Lubisz gdy to robię, prawda? - wyszeptał, wysuwając go spomiędzy warg. - Gdy się nim zajmuje moimi ustami...
- R-Ranpo - Poe zaczął oddychać szybciej, mnąc palcami pościel. - T-takk... Lubię - wyjęczał, czerwieniejąc mocno. Usatysfakcjonowany Edogawa oblizał wargi zanim znów zaopiekował się twardym penisem. Ssał go i lizał, jedną ręką sięgając powoli w dół. Najpierw wystarczało mu dotykanie miękkiej skóry, ale to szybko stało się za mało. Aby sprawić im obojgu więcej przyjemności zaczął głaskać palcami szparkę pomiędzy jędrnymi półkulami pośladków.
Edgar westchnął gdy poczuł w sobie jego palec, zaczynając już po chwili głośniej jęczeć, pobudzając tym samym kochanka, zaangażowanego w tę grę wstępną, jeszcze bardziej.
Ranpo słuchał z zadowoleniem jak kochanek jęczy, wypychając biodra ochoczo w jego stronę. Poruszał głową coraz mocniej, dodając w tym samym czasie drugi i trzeci palec, czuł jak wnętrze partnera pulsuje, gdy sięgał do jego prostaty. Przerwał te słodkie tortury, doprowadzające Edgara do szalenstwa, dopiero gdy poczuł, że partner potrzebuje niewiele, aby dojść. Lubił ten moment. Alfa był wtedy bardzo wrażliwy i bardzo słodki. Lepki śluz spłynął mu po udach, gdy się poruszył i westchnął przeciągle, nie mogąc się doczekać aż przejdzie dalej. Powoli na czworaka przesunął się na łóżku w górę, aby pocałować poprzygryzane blade wargi i wsunąć pomiędzy nie język. Roznamiętniony Poe otoczył go ramionami, odpowiadając chętnie na każdy ruch.
- Kocham cię - wyszeptał, głaszcząc palcem jego jasny policzek. - Wiesz, Edgar? Jesteś wyjątkowy - uśmiechnął się z czułością, gdy Alfa odruchowo pogłaskał palcami jego kark. Jego zapach był silny, Ranpo czuł rozkoszne drżenie, wdychając go zachłannie. Czuł, że jest mokry i lepki od naturalnego lubrykantu omegi. Przy kochanku zawsze tak łatwo i szybko się podniecał.
- Kocham - wymamrotał słabo Edgar. - Kocham...
Bardzo uszczęśliwiony tym nieśmiałym wyznaniem pozostawił na szyi starszego malinkę zanim nieoczekiwanie zmienił pozycję. Alfa zajęczał głośno, łapiąc go dłońmi o długich, smukłych palcach za biodra. Ranpo nabił się na niego. Płynnym ruchem i do samego końca.
Podczas gry wstępnej zawsze się trochę powstrzymywał, ale tak naprawdę był bardzo niecierpliwy.
- Jesteś cały w środku - wydyszał, opierając ręce na jego torsie. - Lubię to uczucie... Taki duży, gorący i we mnie...
- Ranpo - wyszeptał, leżąc pod nim.
- Podoba ci się ten widok? - wyjęczał, poruszając się powoli, na próbę. Lepkie soczki nadal, nawet bardziej obficie, spływały po jego udach, gdy unosił się, a potem nabijał ponownie na twardego, gorącego penisa.
- Podoba... Bardzo... Cudowny - zdołał wyartykułować między głośnymi sapnięciami, nie odrywając od jego ciała wzroku ani na chwilę.
- Chce cię mieć zawsze tylko dla siebie - wydyszał, poruszając się coraz szybciej w miarę własnych możliwości i jęcząc głośno. Partner przymknął na chwilę powieki. Kilka łez spłynęło mu po policzku i Ranpo sapnął głośno, nachylając się, aby pocałować go w policzek.
- Chcę tego - wymamrotał. - Przestań się tak o mnie martwić - dodał zanim jego niecierpliwość przekroczyła wszelkie granice i skupił się na ujeżdżaniu go. Jego wszelkie instynkty zwariowały gdy przekroczyli pewien limit i osiągnięcie spełnienia stało się najważniejsze. Edgar wołał go zdławionym głosem, gdy ich bliskość stała się aż tak intensywna. Ranpo chciał to poczuć. Chciał poczuć jak nabrzmiewa w jego wnętrzu, a potem wypełnia go gorąca sperma aż po brzegi. Wydawał z siebie odgłosy podobne do miauczenia, trzęsąc się z wysiłku gdy samemu nie mógł wytrzymać i także dochodził.
Kiedy osunął się na ciało Edgara, czuł się zmęczony.  Zazwyczaj potrafił pieprzyć się właściwie do upadłego, dochodząc raz po raz wiele razy, ale całą poprzednią noc włóczył się po mieście, bo po wyjściu z kawiarni chciał iść do nowego sklepu ze słodyczami i zgubił drogę - a gdy wreszcie wrócił do lokalu wszyscy koniecznie chcieli doprowadzić go do szału...
- Dlaczego tak bardzo się o mnie martwisz? - zapytał w końcu, gdy jego oddech w miarę się unormował. - Chce być z tobą.
- Nie jestem najlepszą partia - zauważył Poe, obejmując go i przygarniając do siebie mocno drżącymi rękoma.
- Jesteś jedyną osobą, która coś dla mnie znaczy - wytknął mu, okręcając się tak, aby wtulić twarz w zagłębienie jego szyi. - Jedyną, dzięki której czuję się zadowolony - dodał stłumionym głosem.
Chwilę później już spał.
Poe głaskał go po plecach, wdychając słodki zapach jego ciała.
Edgar kochał Ranpo całym sobą, ale bał się, że nie jest dosyć dobry dla energicznej, uwielbiającej wykorzystywać go seksualnie, omegi. Bał się, że za rok czy dwa Edogawa sam dojdzie do tego, że związek z alfą, która pozwala żeby traktować ją w trakcie seksu niemal jak omegę jest zbyt specyficzny, aby go kontynuować.
- Kocham cię - powiedział bardzo cicho, wdychając głęboko jego zapach.
Zastanawiał się, co robi. Każda alfa w jego sytuacji już dawno ugryzłaby omegę w kark, aby mieć ją na pewno tylko dla siebie, a tymczasem on zastanawiał się co z nimi będzie za rok, dwa, dziesięć lat...
- Edgaaar - Ranpo przekręcił się przez sen i zjechał z jego ciała na łóżko, wiercił się przez chwilę, aż w końcu ułożył się na boku, zagarniając nie swoją poduszkę i wtulając w nią z zadowoleniem twarz.
Był uroczy.
I jedyne o co go zawsze prosił to żeby przestał się tak martwić... Słodki, mały Ranpo z wielkimi seksualnymi ambicjami.
Przysunął się, obejmując go od tyłu ręką i przytulając do siebie. Zanurzył nos w ciemnych włosach, czując słodki zapach owocowego szamponu... A potem instynktownie zjechał w dół. Jego wargi znalazły się na karku partnera. Ranpo zamruczał przez sen rozkosznie...
Poe przymknął powieki i ugryzł go delikatnie, przytrzymując blisko siebie. Edogawa jak zwykle zachował się wbrew naturalnym oczekiwaniom i zamiast spróbować się odsunąć zrobił dokładnie na odwrót, wpychając się bardziej w objęcia kochanka i na jego zęby.
Nawet przez sen doskonale sobie radził z dominowaniem.

Rano nadeszło za szybko i Poe czuł się bardzo winny, że ostatecznie w końcu się złamał i przywłaszczył sobie kogoś tak wspaniałego jak Ranpo.
Edogawa jednak wydawał się tryskać doskonałym humorem nawet bardziej niż zwykle.
Szykując jedzenie dla Karla, a potem dla siebie, uśmiechał się radośnie i pogwizdywał. Udający, że śpi, Edgar, słuchał tego, ściskając drżącymi rękoma kołdrę, którą kochanek okrył go gdy wstał.
- Do zobaczenia wieczorem - młodszy jak zwykle wlazł na łóżko, aby się z nim pożegnać, ale nieoczekiwanie dla Edgara zrobił do od strony jego pleców. Zbliżył się, nachylił i Poe jęknął w kołdrę, gdy partner ugryzł go lekko w kark.
Gdy Ranpo wyszedł, zarumieniony alfa sięgnął ręką do swojego karku, a później wtulił się mocniej w kołdrę, mamrocząc.
Nieoczekiwane.
Ranpo był mistrzem robienia tego, co nieoczekiwane.

***

-  Dzień dobry - Atsushi bardzo ostrożnie podszedł do przywitania się z wchodzącym do kawiarni Edogawą, pamiętając doskonale jego humor z dnia poprzedniego.
- Dobry! - omega rozsiadł się na przeciwko tygrysołaka, tryskając zastanawiająco dobrym humorem.
- Coś się... Stało?
- Dazai i wszyscy mogą się wypchać - stwierdził, co właściwie biednemu Nakajimie nie wyjaśniło niczego. Edogawa zauważył jego zdezorientowaną minę, dlatego okręcił się na miejscu na tyle na ile mógł i odchylił kołnierz koszuli oraz kaptur płaszczyka.
Ślad zębów zadziwiająco dobrze wyglądał na jego karku.
- To znaczy, że pan Poe przestał się tak martwić? - zapytał zaciekawiony gdy rozmówca usiadł normalnie.
- Trochę musiałem popracować nad jego pewnością siebie - stwierdził radośnie Ranpo. - Ale teraz jest już idealnie.
- Wczoraj nadal wyglądał bardzo niepewnie - zauważył ostrożnie Atsushi.
- To bardzo słodkie, prawda?
Białowłosy postanowił dyplomatycznie zaproponować, że dla uczczenia związku kolegi kupi mu lodowy deser, aby nie wchodzić w żadne rozmowy na temat słodkości (lub jej braku) Edgara Allana Poe. Osobiście raczej się go trochę bał... Co oczywiście nie oznaczało, że nie cieszy się szczęściem Edogawy!
Po prostu wolał nie wnikać... Za bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro