Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ostatni dom

Czyli na początek Mystrade! Z góry przepraszam za złączone słowa lub inne błędy.

Ten tekst dedykowany jest kochanej i niezastąpionej michalinka_1 Nie wiem czy ten krótki one- shot jest wystarczająco dobry by Ci go dedykować ale o to powinni się już martwić  Graham i Mycroft :)


- Graham... Przepraszam.

- Zamknij się już!

- Gavin, to naprawdę nie miało tak wyjść...

-DO DIABŁA ,SHERLOCK! - auto z piskiem opon zahamowało na czerwonym świetle- Przez ciebie zabójcy spalili mi dom! Puścili go z dymem! Domyślam się, że nie zrobiłeś tego celowo ale wiedziałeś, że to ryzyko kiedy postanowiłeś zwabić ich do mojego mieszkania-zawołał już spokojniej.

- Znajdę ci jakiś dom a ty w tym czasie zamieszkasz u mojego brata.

- CO!?- zawołali jednocześnie inspektor i siedzący, dotychczas spokojnie na tylnym siedzeniu samochodu Brytyjski Rząd.

- Przecież nie pozwoliłbym żebyś zamieszkał u Andersona. Twoje szare komórki dostałyby w jego towarzystwie depresji i skłonności samobójczych. JEDŹ DO CHOLERY!- krzyknął gdy zobaczył błysk zielonego światła i usłyszał głos auta trąbiącego za nimi.

Resztę podróży spędzili względnym spokoju. Na Baker Street Sherlock i John wyszli trzymając się za ręce. Inspektorowi na ten widok zrobiło się cieplej. Miłość, którą się darzyli była widoczna gołym okiem. Aż przyjemnie było na nich patrzeć.

Pozostała trójka podjechała pod dom Andersona. Wysiedli wszyscy. Mycroft poszedł gdzieś zadzwonić a Lestrade oddał Philipowi kluczyki do Mercedesa.

Po chwili Polityk wrócił. Zza rogu wyjechała biała limuzyna. Zatrzymała się obok stojących mężczyzn. Wyszedł z niej wysoki,gładko ogolony facet. Zamaszystym ruchem otworzył drzwi przed inspektorem i Rządem Brytyjskim kłaniając się lekko. Mycroft uśmiechnął się zachęcająco do inspektora. Ostatnie co zobaczył zanim zamknęły się za nimi drzwi, był Anderson, patrzący się na nich z miną jakby go piorun poraził.

Silnik auta zamruczał cichutko i ruszyli. Na dworze było ciemno ale w samochodzie blask rzucała mała, niebieska lampka na suficie. Greg miał dobrą okazję by dokładnie przyjrzeć się Mycroftowi Holmesowi. Przyznał sam przed sobą, że jeszcze nie widział tak przystojnego mężczyzny. Zdenerwowany odchrząknął lekko.

- Więc...gdzie j-jedziemy?

Mycroft uśmiechnął się delikatnie. W świetle bladego światła jego twarz wyglądała tak pięknie, że siwowłosemu mocniej zabiło serce.

- Do mojej rezydencji Gregory.

- Ach, no tak- wybąkał inspektor.

Przez resztę podróży milczeli obaj. Zajechali pod wielką rezydencję. Dla Lestrada, do niedawna mieszkającego w zwykłym parterowym domu wyglądała jak sam pałac Buckingham.

Weszli do środka. Greg wcale nie zdziwił się gdy zobaczył, że koło drzwi stoi stojak na parasolki. Wysiało na nim kilkadziesiąt parasolek, podobnych to tej jaką polityk trzymał aktualnie w dłoniach. Podszedł do nich służący prosząc by inspektor oddał mu płaszcz i rzeczy podręczne, będą na niego czekać w sypialni.

- Jesteś głodny... Greg?- Zapytał Mycroft

- Umieram z głodu- odparł przerażony swą szczerością inspektor.

Gospodarz zaśmiał się lekko i gestem zaprosił go do drzwi stojących po prawej stronie.

Weszli do ogromnej jadalni z dwoma przygotowanymi miejscami po obu stronach wąskiego stołu. Gdy zasiedli na miejscach natychmiast pojawił się lokaj. Postawił przed mężczyznami dwie miski zupy cebulowej krem oraz spaghetti alla puttanesca. Posiłek przebiegł w ciszy a kiedy skończyli, ten sam lokaj (przecież ilu lokajów potrzebuje jeden facet!?) zabrał naczynie i postawił przed nimi deser składający się z szarlotki z lodami oraz butelką białego, wytrawnego wina.Nalał im do dwóch kieliszków i wyszedł.

Policjant uznał, że wypadałoby coś powiedzieć. Odchrząknął.

- Nawet nie wiesz- zaczął- Jak bardzo jestem ci wdzięczny za gościnę.Wiem, że to wszystko wymyślił Sherlock ale mogłeś przecież kazać mi spadać i radzić sobie samemu- głos mu się załamał.

Rząd Brytyjski położył swoją ciepłą i zaskakująco miękką rękę na jego.

- Cała przyjemność po mojej stronie Greg.

Po wypiciu lampki wina i skonsumowaniu przepysznej szarlotki (z tego co wiem zostało im jeszcze parę kawałków. Chce ktoś?) Gregory powiedział, że chciałyby się już położyć. Polityka to zabolało. Polubił jego towarzystwo. Nie odczuwał potrzeby odgrywania przy nim zimnego i nieczułego geniusza Holmesa.
Polecił lokajowi odprowadzić go do jego sypialni a sam udał się na górę, z lampką wina. by dokończyć list do Królowej.
Rano budząc się przyszło mu na myśl, że przed nim cały dzień w towarzystwie tego niezwykle przystojnego i uroczego mężczyzny. 

Wróć. Naprawdę powiedział uroczego?

Cóż, jak widać wino wypite późną nocą zrobiło swoje.
Gdy zszedł na dół przy stole siedział już siwowłosy, przy swojej owsiance i spał z głową ukrytą w dłoniach. Wyglądał bardzo niewinnie.
Z lekki żalem Gospodarz podszedł do niego i delikatnie poklepał po ramieniu. 

- Gregory? Gregory? Obudź się. - powiedział scenicznym szeptem.

Policjant zbudził się zaskoczony a widząc twarz polityka tak blisko swojej oblał się szkarłatnym rumieńcem.

-Przepraszam, nie umiałem zasnąć więc dokończyłem w nocy papierkową robotę- zaczął się tłumaczyć- a potem usiłowałem wymyślić kto zabił jubilera i tak... wyszło.- zaciął się

- Nie pracujesz za dużo?- zapytał Polityk z troską.

Troską!? Kurcze, mocne było to wino...

Policjant uśmiechnął się lekko.

- O to samo mógłbym zapytać ciebie.

Holmes chciał odpowiedzieć ale w tym momencie do sali wszedł lokaj z wózkiem na, którym stał dzbanek z kawą, mleko, cukier i sok pomarańczowy. Postawił to na stole. Skłonił się lekko i wyszedł.
Widząc cienie pod oczami swojego gościa, Mycroft wziął do ręki dzbanek z kawą i nalał ją do jednego ze zdobionych kubków. Dodał mleko, dwie kostki cukru. Zamieszał i podał ją Gregowi.

Jak widać musiał wypić wczoraj więcej niż jedną lampkę tego wina.

Siwowłosy wydawał się być zaskoczony tym gestem ale przyjął płyn z wdzięcznością, uśmiechnął się a Rząd Brytyjski poczuł jakieś dziwne, dotąd nieznane ciepło w piersi. Postanowił przerwać ciszę, usiadł na swoim miejscu i zaczął.

- Więc wiesz już kto zabił jubilera? 

Inspektor odłożył kubek i zawahał się.

- Cóż tak naprawdę najbardziej podejrzewam tych dwóch zabójców, których Sherlock wpuścił do mojego domu. Byli uzbrojeni a po złapaniu w kieszeniach ich kurtek znaleźliśmy imponującą kolekcje noży, granatów i pistoletów podobnych do tego, którym zabito jubilera.

Słuchający skrzywdził się mimowolnie. Jak ludzie mogą być tak ograniczeni?

- Och, Gregory. Skup się. To oczywiste że to że to nie oni. Kiedy Sherlock ich złapał jeden miał w ręce nóż i z powodzeniem mógł go zabić a jednak ten tylko wyleciał mu z dłoni. Dlaczego? Bo drżały mu ręce. Zresztą drugiemu podobnie natomiast jubilera zabiła kula z pistoletu Prosto w serce. Temu komuś nie mogła nawet drgnąć ręka. Poza tym z tego co pamiętam zabito go z odległości około 450 m. Z takiej odległości chybić bardzo łatwo. Pomyśl Gregory. Pomyśl. To nie mogli być oni.

Chciał dodać coś jeszcze ale w tym momencie inspektor zerwał się ze swojego miejsca i przytulił starszego Holmesa tak mocno że zabrakło mu powietrza w płucach. Po chwili oderwał się od niego z krzykiem.

- Wiem! Mam! Wiem kto zabił jubilera! Teraz już wiem!!

Rząd Brytyjski poczuł dziwną dumę jak ojciec, którego dziecko wreszcie nauczyło się pływać, tymczasem Lestrade paplał dalej, śmiejąc się jednocześnie.

- Wiem! Wiem, to ta cała grupa która ich wynajęła, pewnie dla zmyłki! Spotykają się w swojej siedzibie w opuszczonym klubie co noc. Dzisiaj ich dorwę. Jesteś genialny, Mycroft!

Zaskoczony takim wybuchem radości towarzysza Mycroft też zaczął się śmiać. Słysząc ten dźwięk siwowłosy umilkł, słuchając jak zaczarowany. Ten śmiech... to była najpiękniejsza melodia jaką kiedykolwiek słyszał. Wiedział, że mógłby siedzieć tu do końca świata i słuchać śmiechu starszego Holmesa. Nagle zorientował się że wokół nich panuje cisza, a on patrzy się na mężczyznę jak na ósmy cud świata. Spuścił wzroki odchrząknął. Polityk zachowując trzeźwość umysłu powiedział.

- A może wybrałbyś się ze mną na spacer po ogrodach?- zapytał z nadzieją.

- Ja... bardzo chętnie- wybąkał i zaczerwienił się inspektor. Zaraz potem skarcił się w myślach "Na Boga! Jestem szefem całego pieprzonego Scotland Yardu a zachowuje się jak rozchichotana nastolatka!"

- Świetnie, więc chodźmy- odrzekł polityk chwytając swoją parasolkę.

Więc wstali i poszli. W ogrodach było cudownie. Inspektor był oczarowany a przy tym czuł się coraz lepiej w obecności Mycrofta. Świetnie się razem dogadywali. Po południu zjedli obiad w altance w ogrodzie (był to pomysł Rządu Brytyjskiego- jak zwykle trafny).

- Masz żonę Gregory?- zapytał Polityk rozkoszując się wymową jego imienia. Przyszło na myśl, że taki mężczyzna jak on na pewno nie może się odpędzić od płci przeciwnej.

- Nie- odrzekł krótko zapytany- Nigdy nie spotkałem właściwej. A ty dlaczego nie masz?- przez chwilę wystraszył się że mógł tym sposobem obrazić Holmesa ale on tylko się uśmiechnął.

-Kobiety są nudne. Piszczą na widok myszy i mdleją na widok krwi, o zwłokach nie wspominając. Są głupie. Nie można podyskutować z nimi o poważniejszych sprawach. Malują się, robiąc z siebie sztuczne lalki. Nic interesującego.

Po skończonym obiedzie postanowili pójść do sali kinowej Mycrofta. Obejrzeli film przy którym obaj zaśmiewali się do łez. Gdy wyszli z sali zorientowali się że jest już ciemno. To oznaczało, że Lestrade musiał iść. Holmes zdając sobie z tego sprawę zaczął panikować.

- Nie idź Greg. Nie idź błagam cię. Nie chcę by coś ci się stało. - w tamtej chwili nie obchodziło go, że zdjął maskę zimnego i nieczuła dupka, że zachowuje się śmiesznie sentymentalnie- Nie idź błagam cię nie mogę zostać tutaj sam, nie wiedząc...- w przypływie czułości i desperacji złapał inspektora za ręce- Nie idź. - wyszeptał ze łzami w oczach.

Nie wiedział jak to się stało ale następnej chwili był już otoczony silnymi ramionami policjanta, parasolka wypadła mu z dłoni i z głośnym trzaskiem wylądowała na bruku u nóg właściciela a on sam opierał czoło na torsie inspektora wdychając zapach perfum i czując się po prostu dobrze i bezpiecznie.

- Nie bój się Myc, wrócę nim się obejrzysz. Wrócę.- szeptał mu Lestrade do ucha.

Holmes westchnął i oderwał się od niego niechętnie. Zawołał swojego taksówkarza by odwiózł Grega do siedziby Scotland Yardu. Gdy obaj mężczyźni się oddalili polityk poczuł jak po jego policzkach spływają słone łzy.
Przez następne kilka godzin chodził po swojej rezydencji. Nie mógł znaleźć dla siebie miejsca. Wszędzie było za cicho. Żałował, że nie nagrał śmiechu przystojnego policjanta, mógłby zasypiać słuchając go.  A jego zapach... Mycroft nie wiedział czemu, ale kojarzył mu się z domem.

Boże... zrobiłby z tego zapachu świeczki i po obstawiałby nimi całą swoją rezydencję. Ale wiedział, że to i tak byłoby za mało.

Chciał go więcej. Chciał całego Grega Lestrada. Chciał chronić go,trzymać go w ramionach i nigdy nie wypuścić. Chciał po prostu być. Z nim. Razem.

Zdecydował. Złapał swą nieśmiertelną parasolkę w dłoń i polecił swojemu człowiekowi zawieść się do siedziby Scotland Yardu. Przed posterunkiem stało pełno radiowozów i reporterów. Nagle zobaczył go w tłumie. Wyglądał na zmęczonego. Stał oparty plecami o budynek policji przyglądając się obojętnie wszystkiemu.

Greg Lestrade faktycznie był wykończony całą misją. Miał dość. W sytuacji kryzysowej podczas akcji zamykał oczy i wyobrażał sobie twarz Mycrofta. To dodawało mu sił. Chciał go znowu przytulić. Tęsknił za nim. Potrzebował go. Kochał go.

Teraz to wiedział. Chrzanić fakt, że tak naprawdę znają się ledwo dwa dni. Nagle usłyszał koło ucha najmniejszy szept.

-Patrz na tych ludzi Gregory. Oni wszyscy są z ciebie cholernie dumni. Ale ja chyba najbardziej. Jesteś najodważniejszym człowiekiem jakiego znam. Naprawdę- dokończył miękko Mycroft Holmes.

Lestrade odwrócił się i zobaczył koło siebie te piękne, ciemnoniebieskie oczy Holmesa.

Znienacka między nimi przeleciała iskra. Gregory bez wahania chwycił polityka za przód koszuli i przyciągnął do siebie bo go pocałować. Nie wyczuwając sprzeciwu pogłębił pocałunek i włożył swój gorący język do jego ust. Zaskoczony ale i uradowany Mycroft nie mógł zrobić nic innego jak odpowiedzieć z takim samym entuzjazmem.

-Kocham cię Greg- wyszeptał mu prosto w usta- Masz moje serce i możesz zrobić z nic co tylko chcesz. Wszystko. Bo ono całe należy tylko do ciebie.

-Ja też cię kocham Mycroft. - odpowiedział uszczęśliwiony- Wezmę twoje serce i schowam tam, gdzie nikt nie będzie mógł go skrzywdzić, ani zranić, ani tym bardziej zapomnieć. Ja na pewno nie zdołam zapomnieć.

Ostatnią rzeczą jaką zobaczył zanim ich usta ponownie się spotkały byli Anderson i Donovan wyglądający jakby ich piorun poraził. Dwa razy.

***

Mam nadzieję, że się choć troszkę podobało 😉 Zostawcie jakiś ślad. Tak więc... do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro