Rozdział Siódmy
Nicolas siedział za kierownicą samochodu Lucasa, natomiast wspomniany chłopak siedział na miejscu pasażera z plastikową torbą tuż pod brodą.
— Możesz jechać wolniej? — mruknął chłopak, nadymając delikatnie policzki, szykując się na ponowne zwracanie zawartości żołądka.
— Trzeba było jeść, a nie chlać do oporu. — burknął Nik, zwalniając samochód delikatnie, tak jak poprosił go starszy chłopak.
— Tak właściwie... to co ja odwaliłem..? — zapytał cicho Lu, wracając myślami do imprezy.
Już dawno powinni być w domu, ale Nicolas nie chce się narażać na gniew matki Lucasa, zwracając uwagę na to, że wspomniany chłopak siedział na siedzeniu pasażera, w stanie nietrzeźwości.
— Narzygałeś na buty chłopaka Sabriny. Jakbym cię stamtąd nie zabrał, to by była awantura. — powiedział, i podał chłopakowi wodę. — Pij. — powiedział stanowczo, nie zostawiając miejsca na kłócenie się.
Starszy chłopak wziął butelkę, i odkręcił ją, biorąc kilka porządnych łyków.
— Zatrzymaj się... — mruknął starszy, ściskając reklamówkę w dłoni. Nicolas wyczuwając co się święci, zjechał powoli na pobocze i zatrzymał samochód. Lu odpiął pasy i wyskoczył jak poparzony z samochodu, nie zamykając za sobą drzwi.
Przez kilka chwil była cisza. Silnik samochodu chodził cicho na niskich obrotach. W końcu Nik zaciągnął ręczny i wysiadł z samochodu, podchodząc do starszego chłopaka, sprawdzając czy wszystko w porządku.
Lucas delikatnie się trząsł, z czubka nosa skapywały na ziemie jego słone łzy. Oczy miał zamknięte, a usta delikatnie rozchylone. Nicolas wyciągnął rękę do pleców bruneta, ale tuż nad materiałem bluzy, zawahał się. Chwila wątpliwości minęła i chłopak połozył rękę na jego plecach, robiąc delikatne, okrężne ruchy, jednocześnie tym gestem starał się dodać chłopakowi trochę otuchy.
Gest już sam w sobie mówił "Hej, ja tu jestem, nie jesteś sam.".
— Masz chusteczki..? — zapytał drżącym głosem Lu, uchylając powieki.
Nicolas sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął opakowanie chusteczek higienicznych, zabrał rękę na chwilę z pleców chłopaka. Wyciągnął dwie husteczki z opakowania i podał je chłopakowi.
— Chcesz wodę? — zapytał młody, chowając chusteczki do kieszeni bluzy chłopaka stojącego obok.
Lucas się nieco wyprostował,j jego ramiona wciąż drżały, a ręce delikatnie się trzęsły. Chłopak wytarł rękawem ostatnie słone łzy z policzków i wytarł usta chusteczkami.
— Możemy już wracać do domu? Jestem głodny. — odpowiedział chłopak, wpychając chusteczki do kieszeni spodni. Nicolas delikatnie się uśmiechnął na samą myśl o jedzeniu, bo sam też po części był głodny.
Po chwili, obydwaj wrócili do samochodu. Nicolas podczas drogi powrotnej starał się zwracać uwagę na zachowanie chłopaka, przy najmniejszym zwiększaniu prędkości, obserwował jak Lu łapie się za brzuch, w ręku ściskając plastikową reklamówkę.
Od postoju na poboczu między nimi była cisza, przerywana tylko pomrukiem samochodu. Nicolas skupił się na drodze, kiedy Lucas odezwał sie.
— Wiesz co w Tobie najbardziej lubię? — zapytał głośno, spoglądając na młodego za kierownicą.
— Oświeć mnie. — odparł Nik.
— Jesteś jeszcze młody, a już ogarniasz siebie i innych dookoła. Radzisz sobie w sytuacjach, w których ja bym utonął w chaosie. Jesteś cholerną oazą spokoju, ale ja wiem, że wewnątrz rozpiera ciebie złość i żal na rodziców. — zaczął opowiadać. — Innym się wydaje, że masz wszystko co chcesz. Dużą chatę, nadzianych rodziców, wypchany portfel... Ale to wszystko rzeczy materialne, które dla ciebie nie grają żadnej roli. Widać, jak ci ciężko, kiedy ich nie ma w mieście. I osobiście, nie przeszkadza mi to, że w zasadzie już z nami mieszkasz, mimo że masz własny dom. — dodał i spojrzał na chłopaka.
— To co nazywasz domem, dla mnie jest pustym budynkiem bez duszy i ciepłego zakątka. — odpowiedział po chwili Nicolas, skupiając swoją uwagę po części na drodze.
Lucas spoglądał na przyjaciela, widząc jak jego wyraz twarzy zaczął się powoli zmieniać. Robił się bardziej przybity.
— Ale wiesz co kocham w tobie najbardziej?— zapytał Lu, wyciągając rękę do jego uda, i kładąc je delikatnie na jego spodniach. Alkohol zaczął nie tylko rozwiązywać mu język, ale odblokował swego rodzaju tamę w głowie, która blokowała do tej pory niewypowiedziane głośno słowa.
Nicolas był cicho, ale starszy chłopak wiedział doskonale, że chłopak go słucha, więc ten kontynuował.
— Ciebie. Ciebie całego. Twój charakter jest urzekający, w jaki sposób potrafisz postawić granicę tym, którzy bezmyślnie ją przekraczają. Jak pokazujesz swoje rogi, przy każdej możliwej okazji, byle by tylko utrzeć innym nosa. I wiesz co? — stwierdził, pauzując na chwilę, ściskając delikatnie udo chłopaka, zwracając jednocześnie bardziej na siebie jego uwagę. — To jest cholernie seksowne, kiedy pokazujesz innym na co cię stać. Kiedy nie boisz się wyrażać siebie i swoje uczucia względem innych. Kiedy nie boisz się konsekwencji, nawet jeśli to cholernie zły pomysł. — dodał i się uśmiechnął delikatnie.
Nicolas w tym czasie cały czas słuchał starszego przyjaciela. I jeśli miałby być teraz szczery, stwierdziłby, że słowa kumpla od małego dzieciaka, urzekły go, sprawiając że jego serce zabiło mocniej, mimo że był delikatnie rozdarty. Wciąż nie wiedział jednak czy słowa starszego chłopaka są wypowiedziane w chwili rozluźnienia przez alkohol, czy płynęły prosto z serca. W końcu do tej pory, obydwa widzieli siebie jak bracia, jak rodzeństwo.
— Po alkoholu rozwiązał Ci się język? — zapytał młody, i oderwał wzrok od jezdni przed maską na moment, spoglądając na starszego chłopaka.
— Dodał mi odwagi, aby się przyznać, że Ciebie kocham. — odpowiedział. Nicolas odwrócił wzrok, z powrotem patrząc na drogę przed nimi.
— Cholera... — mruknął cicho, pod nosem do siebie białowłosy, starając się zebrać rozbiegane myśli i łopoczące w piersi serce. — Nie masz zielonego pojęcia jak sprawiasz, że się czuje...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro