"You are an unreformable idiot!"
"And I don't want the world to see me
Cause I don't think that they'd understand
When everything's made to be broken
I just want you to know who I am"
Goo Goo Dolls - "Iris"
*****
"Jesteś niereformowalnym idiotą! I nieczułym dupkiem. Żałuję że cię poznałam..." - te słowa odcisnęły piętno w głowie Jeamsa. Było już grubo po północy, a on nie mógł zasnąć. Leżał na szczelnie zasłoniętym łóżku, wpatrując się uparcie w jeden punkt i katował się widokiem łez dziewczyny, która wypowiedziała te słowa. Łez, które wypłynęły przez niego - chłopak miał tego faktu aż zbyt dużą świadomość.
Nigdy nie chciał jej zranić. Wręcz przeciwnie, chciał sprawiać, że na jej twarzy cały czas będzie znajdował się radosny uśmiech, a każdego kto spróbowałby to zmienić, czarnowłosy gotów był zmienić w nic niewartego robaka. A tymczasem tym robakiem okazał się on sam. Najgorsze było to, że nie kontrolował słów, które wypowiadał. Słów, które zraniły jedyną osobę, która naprawdę go pokochała. Nie za jego wygląd, czy też za popisy, ale za to jaki naprawdę był. A on kochał ją. Od momentu gdy na korytarzu ujrzał ją po raz pierwszy. Być może gdyby nie robił z siebie aż takiego idioty to już od dawna byliby razem, ale on nic nie mógł na to poradzić, że w jej obecności po prostu głupiał.
Chłopak podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł twarz dłońmi, po czym westchnął przeciągle. Było już grubo po północy i nic nie wskazywało na to, by tej nocy sen choć na chwilę mógł uspokoić jego duszę i wyrzuty sumienia.
"Żałuję że cię poznałam..." - przypomniawszy sobie ponownie te słowa do oczu czarnowłosego znowu napłynęły słone łzy. Nawet nie próbował powstrzymać ich przed wypłynięciem na blade policzki.
Chłopak poczuł, że nie wytrzyma już dłużej w swoim dormitorium. Zrzucił z siebie gwałtownie kołdrę, wstał z posłania i skierował się do wyjścia z pomieszczenia. Najciszej jak tylko potrafił przeszedł przez Pokój Wspólny, a potem przez portret Grubej Damy i zaczął powolną wędrówkę po korytarzach spowitych mrokiem.
Nie wiedział ile czasu minęło od jego wyjścia do momentu, w którym przekroczył w końcu progi zamku. Nogi same poniosły go w stronę jeziora.
Gdy był już prawie nad samym brzegiem, dostrzegł jakiś cień pod jednym z drzew nieopodal. Zaintrygowany chłopak skręcił w tamtym kierunku, a do jego uszu dotarł cichy odgłos szlochu. Zatrzymał się, gdy uświadomił sobie kogo ma przed sobą.
-Lilly? - wyszeptał prawie niesłyszalnie.
Rudowłosa dziewczyna jednak usłyszała jego głos i gwałtownie podniosła głowę.
Ich spojrzenia się spotkały a on zatopił się w zieleni jej oczu. Oczu, które w tamtym momencie były jakby wyblakłe i nie miały w sobie tych ogników, które tak uwielbiał.
-Co ty tu robisz Potter?! - zapytała wciąż słabym od płaczu głosem. - Mówiłam ci już, żebyś nie pokazywał mi się na oczy.
-Ale, Lilly...
-Nie chcę się znać! - przerwała mu, gwałtownie wstając. - Daj mi po prostu spokój...
Rudowłosa spuściła wzrok i ruszyła przed siebie, chcąc ominąć chłopaka, jednak ten zareagował bardzo szybko i złapał ją za nadgarstek wskutek czego zatrzymała się w miejscu. James był pewien, że wyszarpie się z jego uścisku, jednak zielonooka nie zrobiła tego. Stała, wpatrzona w swoje buty i zaciskała mocno dłonie w pięści.
Zachęcony brakiem odmowy chłopak ujął delikatnie jej podbródek i podniósł jej twarz ku górze. Dziewczyna unikała jego wzroku jak tylko mogła, skacząc spojrzeniem od ciemnej tafli jeziora do pogrążonego w ciemnościach zarysu zamku, majaczącego za plecami czarnowłosego. Po jej policzku spłynęła samotna, słona łza.
-Lilly... Proszę, spójrz na mnie... - głos chłopaka zaczął się łamać, gdy podczas wypowiadania tych słów ścierał kciukiem słoną ciecz z pokrytego piegami policzka dziewczyny.
Ta westchnęła cicho i niepewnie spełniła jego prośbę. W orzechowych oczach dostrzegła ból, żal i skruchę.
-Lilly... - zaczął. - Ja... Wiem, że bardzo cię zraniłem, że nigdy nie powinienem powiedzieć tych słów. Ale... - westchnął przeciągle. - Kiedy zobaczyłem Snape'a to sam nie wiem co we mnie wstąpiło. Nigdy w życiu nie pomyślałbym o tobie w ten sposób. Nie mogę już cofnąć swoich słów, ale chcę żebyś wiedziała, że bardzo ich żałuję.
-A co niby Severus ma do tego, że nazwałeś mnie wstrętną wywłoką i naciągaczką? Ufałam ci James... Jak nikomu innemu. Gdyby powiedział to ktokolwiek inny nawet nie zwróciłabym na niego uwagi, ale ty... - urwała, a kolejne łzy zaczęły bezwiednie wypływać z jadowicie zielonych oczu. W klatce piersiowej chłopaka coś zakuło boleśnie w reakcji na użycie przez dziewczynę czasu przeszłego.
-Widziałem go wcześniej. Na korytarzu. Kazał mi zostawić cię w spokoju, bo na ciebie nie zasługuję. No i miał rację... Ale wtedy dodał jeszcze, że pewnie zgodziłaś się ze mną spotykać z litości do moich nędznych prób zalotów i że jeśli tylko by chciał to bylibyście razem.
-James...
-Przeraziło mnie to - nie pozwolił, żeby rozwinęła swoją myśl i pogładził ją delikatnie kciukiem po policzku. - Przeraziła mnie wizja tego, że to może być prawda. Wiem, że to irracjonalne. Ale w rzeczywistości ja nadal nie mogę uwierzyć, że dałaś mi szansę i nie jest to tylko mój kolejny sen. Boję się Lilly. Boję się, bo wiem, że jestem rozpuszczonym dupkiem, niereformowalnym idiotą. Bo wiem, że Snape jest ode mnie lepszy. Od samego początku boję się, że on cię mi zabierze... Że wybierzesz jego zamiast mnie...
Rudowłosa milczała, wpatrując się w orzechowe oczy chłopaka, z których również zaczęła wypływać słona ciecz.
-Gdy zobaczyłem was na błoniach... Roześmianych, żartujących z ostatnich egzaminów...I to jak się ku tobie pochylił... Sam nie wiem co we mnie wstąpiło. Nie miałem kontroli nad swoimi słowami...
Milczenie dziewczyny i jej zapłakane spojrzenie sprawiło, że czarnowłosy kontynuował:
-Rozumiem, że nie chcesz mnie znać. Zmarnowałem szansę od losu na szczęście. Kocham cię Lilly i zawsze będę. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że bardzo żałuję tego co się stało i gdybym tylko mógł, cofnąłbym te słowa... Przepraszam Lilly...
Po tych słowach wypuścił twarz dziewczyny ze swoich objęć i powoli odwrócił się za siebie. Stracił jedyny sens swojego życia. Swoją miłość, za którą bez zastanowienia mógłby oddać życie. Swój promyk nadziei, który pocieszał go i rozweselał w trudnych sytuacjach. Ale sam był sobie winny. To on, nie nikt inny stłumił ten promyk i doprowadził do tego, że zgasnął.
-James! - Zdziwiony przystanął na dźwięk swojego imienia, a kilka sekund później dobiegła do niego zielonooka. -Może i jesteś niereformowalnym idiotą, ale w takim razie ja chyba też, bo mimo, że twoje słowa bardzo mnie bolą, to cały czas kocham cię jak nikogo innego.
Niedowierzając w swoje szczęście, orzechwooki uśmiechnął się i porwał dziewczynę w ramiona, obkręcając ją dookoła siebie. Ona pisnęła zaskoczona i odwzajemniła jego uśmiech. Chwilę później trwali już w głębokim pocałunku, nie zwracając uwagi na świat dookoła. Bo w ich świecie liczyła się tylko ich miłość.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro