Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Night by the lake


"Tam, gdzie jest nieodwzajemnione uczucie, występuje nierównowaga sił. Można ją łatwo wykorzystać, ale nie jest to mądre postępowanie. Miłości często towarzyszy nienawiść. One mogą istnieć obok siebie."

Cassandra Clare - "Miasto kości"

*****

Huncwoci siedzieli w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i planowali swój kolejny żart. Syriusz żywo dyskutował z Remusem nad mapą, zastanawiając się, która droga do lochów będzie lepsza. Peter co chwilę przytakiwał to jednemu to drugiemu, wyrażając swoją aprobatę.
Jedynie James nie brał udziału w dyskusji, siedząc na parapecie i wyglądając przez okno.

-Rogacz?! Rogacz!!! - dobiegł go głos bruneta.

Czarnowłosy odwrócił się w stronę przyjaciół, lecz jego wzrok był nieobecny.

-Co się z tobą dzieje? - zapytał Syriusz z wyraźnie słyszalną złością w głosie.

-O co ci niby chodzi?

-Jak to o co?! Zawsze przejmowałeś inicjatywę w planowaniu, a teraz tylko siedzisz i patrzysz na te durne błonia za oknem, jakby były ósmym cudem świata! - Łapa był więcej niż zdenerwowany.

-Nie mam ochoty ani pomysłów na planowanie. - głos Jamesa był dla odmiany spokojny.

Po tych słowach trójka chłopaków wpatrzyła się ze zdumieniem w brązowookiego.

-Co takiego?! - pierwszy z szoku otrząsnął się jak zwykle Syriusz.

-To co usłyszałeś.

-Co się z tobą dzieje?

-Zaczynasz się powtarzać.

-James! Ty nigdy się tak nie zachowywałeś, a do tego nie chcesz nam powiedzieć co się stało. Zaczynamy się martwić.

-A niby co miało się stać?

-James, ja mówię poważnie.

-Ja też.

Po tych słowach chłopak wyminął osłupiałych przyjaciół i wyszedł przez portret na ukrywający się w mroku nocy korytarz.

***

Przemierzając korytarze James, ani przez chwilę nie pomyślał o dyżurujących nauczycielach, chociaż nie miał przecież przy sobie ani mapy, ani peleryny.
Jego umysł już od jakiegoś czasu zaprzątało tylko jedno. A raczej jedna.
W końcu chodzenie po zamku zaczęło mu się nudzić, a nie miał ochoty już wracać do wieży, więc skierował swoje kroki w stronę błoni.
Po przekroczeniu progu zamku uderzyło w niego świeże powietrze. Noc była dość ciepła, a niebo pokryte milionami gwiazd, które migotały na ciemnym nieboskłonie.
Przechodząc niedaleko jeziora chłopak usłyszał cichy płacz. Podszedł bliżej i od razu zauważył znajomą dziewczynę, siedzącą pod jednym z drzew na skraju jeziora.

-Lilly? - wyszeptał ze zdziwieniem.

Dziewczyna wzdrygnęła się lekko i spojrzała na niego załzawionymi oczami. Czarnowłosy od razu utonął w jej jadowicie zielonym spojrzeniu.

-Odejdź Potter! - powiedziała ze złością. - Nie mam ochoty słuchać twoich idiotycznych tekstów i podrywów.

-Ale ja nie zamierzam cię podrywać. - zapewnił od razu.

-Akurat - prychnęła i schowała twarz w kolanach, które objęła ramionami.

-Dlaczego płaczesz? - zapytał czarnowłosy najłagodniej, jak tylko potrafił.

-Nie twoja sprawa Potter! - warknęła ostro.

-Myślałem, że się przyjaźnimy...

Dziewczynie na chwilę zrobiło się głupio. I jeszcze ton jakim to powiedział. No, ale przecież to Potter! Chociaż z drugiej strony...

-Nie chcę o tym mówić. - wyszeptała po chwili.

James przyglądał się jej przez jakiś czas, po czym po prostu się do niej przytulił. Zaskoczona dziewczyna w pierwszej chwili zesztywniała, lecz gdy tylko poczuła bijące od niego ciepło, rozluźniła się i wtuliła w niego ufnie. Skoro faktycznie chciał pomóc...

Czarnowłosy nie drążył już tematu łez dziewczyny, a ona była mu za to bardzo wdzięczna. Chłopak uznał, że gdy będzie gotowa sama mu o tym powie.
Zielonooka nie zorientowała się nawet kiedy zasnęła.
Następnego dnia obudziła się w ubraniach z zeszłego dnia w swoim dormitorium, a wcześniejsza noc wydawała się jej odległym wspomnieniem, mimo iż cały czas pamiętała ciepły uścisk Jamesa.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro