Just a friend
"Say something, I'm giving up on you
I'll be the one, if you want me to
Anywhere, I would've followed you
Say something, I'm giving up on you"
*****
Wielka Sala wyglądała tego dnia przepięknie i jeszcze bardziej magiczne niż zwykle. Z sufitu padały srebrzące się płatki śniegu, jednak znikały tuż nad głowami uczniów. W miejscu, gdzie na codzień stał stół nauczycielski, teraz pojawiła się scena z zespołem muzycznym, a po obu jej stronach stały kilkumetrowe, zapierające dech w piersiach choinki.
Uczniowie trzech szkół magicznych oraz nauczyciele tańczyli w najlepsze na parkiecie, albo siedzieli przy swoich stolikach popijając jakiś napój lub przegryzając od czasu do czasu przekąski i rozmawiali ze swoimi przyjaciółmi bądź też znajomymi. Ale i tak co by nie robili, jedno było pewne - wszyscy byli bardzo zadowoleni z balu.
No, może prawie wszyscy.
Harry siedział przy swoim stoliku z kwaśną miną i zaciskał pod stolikiem dłonie w pięści tak mocno, że aż pobielały mu knykcie. Jego wzrok podążał po parkiecie za jedną z tańczących par. Dlaczego był tak głupi i nie zaprosił jej przed NIM?!
-Idę do dormitorium, nic tu po mnie. - oznajmił siedzący obok Ron. - A ty?
-Co ja? - czarnowłosy oderwał się na chwilę od obserwowania parkietu.
-Idziesz ze mną czy zostajesz?
-Zostanę jeszcze chwilę i później do ciebie dołączę.
-Jak tam chcesz.
Rudowłosy machnął ręką i ruszył w stronę wyjścia z Wielkiej Sali.
Kiedy zniknął z pola widzenia zielonookiego, ten powrócił do swojego wcześniejszego zajęcia - obserwacji tańczących.
Wśród wirujących na parkiecie par znajdowała się najlepsza przyjaciółka chłopca, który przeżył, tańcząca z jego turniejowym rywalem. Dziewczyna zaśmiała się serdecznie, gdy starszy chłopak okręcił ją dookoła, a Harry na ten widok zacisnął pięści jeszcze mocniej. Kiedy Wiktor szepnął coś do ucha dziewczynie, na co ta zachichotała cicho, zielonooki nie wytrzymał i wyszedł z Wielkiej Sali.
Przemierzał ciemne korytarze szkoły wolnym krokiem i ani mu się śniło na razie wracać do dormitorium. Wiedział, że jego przyjaciel już śpi, więc nie musiał się obawiać, że po powrocie zostanie przez niego zaatakowany pytaniami o późny powrót.
Chłopak stanął przy oknie na siódmym piętrze, w mniej uczęszczanej części jednego z korytarzy i oparł dłonie o parapet. Na zewnątrz z nieba leciały powolutku płatki śniegu i od czasu do czasu wirowały w powietrzu.
Wzrok czarnowłosego powędrował w stronę jeziora, a dokładniej - statku, który kołysał się delikatnie na niedużych falach. Jego myśli automatycznie posunęły mu obraz Hermiony, która tego wieczora prezentowała się przepięknie.
Do tej pory chłopak myślał, że z brunetką łączy go tylko przyjaźń i nie chciał nawet dopuścić do siebie myśli, że mogłoby połączyć ich coś więcej, jednak tego dnia był on o nią zazdrosny! Harry jeszcze nigdy nie czuł czegoś takiego względem Hermiony. A skąd wiedział, że to zazdrość? Patrząc na tańczących Hermionę i Kruma, Harry czuł to samo co kilka lat temu podczas swoich siódmych urodzin, kiedy to on nie dostał nawet głupiej kartki z życzeniami, a Dudley bawił się najnowszym modelem kolejki.
Zazdrość zżerała go od środka powodując złość na samego siebie, że nie odważył się zaprosić dziewczyny wcześniej.
Chłopak rozmyślał o swojej relacji z orzechowooką, równocześnie próbować wymazać z pamięci jej obraz śmiejącej się z żartów Bułgara.
Do dormitorium zielonooki wrócił dopiero godzinę po zakończeniu balu.
***
-Harry! - krzyknęła za nim brązowowłosa.
Chłopiec, który przeżył zignorował jednak nawoływania i przyspieszył kroku, kierując się do sowiarni.
-Harry, zaczekaj na mnie! - w głosie dziewczyny było jednak coś, czemu chłopak nie był w stanie odmówić.
Zatrzymał się więc i poczekał aż przyjaciółka go dogoni.
-Dlaczego mnie unikasz? - zapytała po dogonieniu przyjaciela.
-Wcale nie - zaprzeczył natychmiast chłopak i ponownie ruszył w stronę sowiarni, a razem z nim jego przyjaciółka.
-Nie kłam Harry, przecież nie jestem ślepa!
Czarnowłosy zignorował słowa przyjaciółki, a ona tylko westchnęła ciężko. Przyjaciele nie odzywali się do siebie całą drogę do sowiarni.
Na miejscu Harry wyciągnął list z kieszeni i dał go Hedwidze. Gdy sowa odleciała, Hermiona zapytała cicho:
-Co się dzieje?
-Nic, a co ma się dziać?
-Ostatnio zachowujesz się dziwnie.
-To znaczy jak?
-Unikasz mnie, a z Ronem już prawie nie rozmawiasz. Zachowujesz się tak od balu...
Zielonooki przygryzł wargę co nie umknęło uwadze dziewczyny.
-Mi możesz powiedzieć - położyła dłoń na dłoni chłopaka, na co ten spiął się lekko. - Przecież jestem twoją przyjaciółką.
-No właśnie! - chłopak czuł, że nie może dłużej tego ukrywać. - Jesteś PRZYJACIÓŁKĄ!
-To źle? Ja myślałam, że chcesz się ze mną przyjaźnić... - speszyła się orzechowooka.
-Nie o to mi chodzi - zaprzeczył natychmiast Harry. - Miałem na myśli, że jesteś TYLKO przyjaciółką... - ostatnie zdanie wypowiedział tak cicho, że dziewczyna ledwo go dosłyszała.
Hermiona spojrzała w jadowicie zielone tęczówki chłopaka z niedowierzaniem. Podeszła do niego najbliżej jak tylko się dało i zapytała, nie spuszczając wzroku:
-A chciałbyś bym kim dla ciebie była?
Potter postanowił położyć wszystko na jedną kartę.
-Już od dawna jesteś dla mnie kimś więcej...
W oczach Hermiony coś błysnęło radośnie i równocześnie pojawiło się w nich niedowierzanie.
-Czemu nie powiedziałeś wcześniej? - zapytała szeptem.
-Bałem się... - również wyszeptał chłopak.
Czarownica uśmiechnęła się łagodnie i ogarnęła niesforny kosmyk czarnych włosów Pottera za ucho, odsłaniając tym samym niezwykłą bliznę.
-Wiesz co Harry?
-Hmmm...?
-Ty też jesteś dla mnie kimś więcej.
Po tych słowach zielonooki z niedowierzaniem wpatrywał się w jej oczy - przepełnione radością. A kiedy otrząsnął się z szoku złączył ich usta w długim pocałunku...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro