Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Paragon

Lance od dłuższego czasu stał przy wejściu do niedawno otwartej kawiarni, która stała się ulubionym miejscem Latynosa jak i reszty jego przyjaciół.

Lubili po zakończeniu udręk w szkole udać się na wspólną kawę, zwłaszcza w te zimowe dni.

Tak było i tym razem, jednak pomimo ustalonej godziny nikt się nie raczył zjawić. Zaczynało go już irytować stanie na mrozie od dobrych 20 minut. Kiedy wyciągnął telefon aby zadzwonić do Shiro, zauważył dobrze znany mu czarny, niewielki samochód. Westchnął cicho i pomachał w stronę grupki.

Pierwsze co zrobił po podejściu do nich to wytknięcie im ich niepunktualności i nie odpowiadanie na jego wiadomości.

- Wybacz Lance, było spore oblodzenie, a komórki zostały w bagażniku - wyjaśniła spokojnie Allura.

- Dobra, dobra. Ale w ramach wynagrodzenia stawiacie mi kawę z karmelem! - oznajmił otwierając drzwi.

Usłyszał za sobą zrezygnowane westchnienia, na co uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją.

Zajęli te same miejsca co zwykle - w samym rogu pomieszczenia, tuż pod oknem, z którego mieli widok na ulice za oknem.  Cała kawiarnia miała niesamowity klimat. Ściany jasno brązowe, przypominające w odcieniu kolor kawy.  Gdzieniegdzie były fragmenty pokryte jasnymi, drewnianymi deskami, pomieszczenie oświetlały lampy, nadające niewielkie światło, a unoszący się zapach kawy i herbaty goździkowej dopełniał całą kompozycję.

Szatyn rozłożył się na miękkim siedzeniu, po czym zagłębił wzrok w menu. Od zawsze bawiło go to, że każda herbata i kawa miała jakąś swoją nazwę. Przykładowo jego ulubiona karmelowa kawa nazywała się " Słodkie marzenie ".

Zamyślił się na tyle, że nie słyszał rozmów reszty. Na chwilę odpłynął wspominając rodzinne strony, ciepłą plażę za którą tesknił przez ten mróz. Zapach świężo pieczonej pizzy, śmiech jego rodzeństwa i...

- Co mogę podać?

Z zamysłu wyrwał go obcy mu głos, ale wyjątkowo miękki i przyjemny dla ucha. Podniósł wzrok i dosłownie zachłysnął się powietrzem.

Lance był fanem piękna. Po prostu kochał podziwiać piękne rzeczy i osoby. Często przyłapywał się na tym jak przeglądał katalogi z modelami i modelkami, a najlepsze wycinał i chował do specjalnej teczki o której tylko on wiedział.  Poza tym nie byłoby to zbyt komfortowe gdyby ktoś zobaczył że trzyma w pokoju zdjęcia jakichś pozujących mężczyzn bez koszul, czy też kobiet w obścisłych ubraniach.

Ale obecnej sytuacji nie mógł sensownie wyjaśnić.

Stał nad nim czarnowłosy mężczyzna, na oko może nieco starszy od Latynosa, który patrzył na niego z wyczekiwaniem świdrując go fiołkowo-szarymi oczyma. A raczej najpiękniejszymi jakie kiedykolwiek widział. Ubrany w strój  przeznaczony dla kelnerów tego lokalu, na szyi miał luźno związana czerwoną apaszkę. Przydługa grzywka zasłaniała lekko jego lewe oko. Cerę miał dosłownie idealną. Blada skóra, smukłe kości policzkowe, lekko czerwone usta, a jego czarny t-shirt podkreślał jego budowę, odsłaniając lekko zarys mięśni, przy ledwo widocznym fragmencie torsu.

Tyle mu wystarczyło. Tyle mu wystarczyło, żeby kurna stwierdzić, że stoi przed nim najpiękniejsza istota na świecie.

Z transu wyrwało go lekkie szturchnięcie w ramię i zaniepokojony głos kumpla - Ej, stary wszystko dobrze? - spytał zmartwiony Hunk.

Lance nieco roztrzęsiony rozejrzał się po reszcie. Wszyscy patrzyli na niego zaniepokojeni i zdziwieni. Sam kelner patrzył na niego wyczekująco z uniesioną brwią.

Jasna cholera.

Czy on właśnie od dobrych kilku minut pożerał wzrokiem swoje nowe bóstwo z otwartymi szeroko ustami?

W tej chwili miał ochotę jedynie zapaść się pod ziemię i nie musieć znosić tego upokorzenia, a kiedy w jego głowie ponownie rozbrzmiał głos nieznajomego był pewiem, że jego serce wstrzymało swoje bicie.

- Więc?

- Um... - szatyn jąkając niepewnie starał się złożyć zamówienie - t-to będzie... uhm .. dla m-mnie t-to... chyba...

Shiro widząc w jak marnym stanie jest jego towarzysz postanowił przejąć sytuację.

- Jedna kawa karmelowa, dwie herbaty cynamonowe, expresso i ciasto czekoladowe. - dokończył, za co został obdarzony wdzięcznym spojrzeniem biednego chłopaka.

- ...kawa, ciasto... to wszystko? - dopytał, jednak już zapewne z przyzwyczajenia zamknął notes.

- Tak, ile to mniej więcej zajmie? - rzuciła w jego stronę Pidge.

- Około 10 minut, postaram się jednak skrocić czas do minimum - odparł, a Lance był niemalże w 100% pewny, że zawracając zerknął na niego z lekkim uśmieszkiem przez co szatyn poczuł jak policzki zaczynają go piekielnie piec.

Ukrył twarz w dłoniach i westchnął. Czemu za każdym razem muszę narobić sobie wstydu na samym starcie?

- Ej, Lance - zagadnęła rudowłosa - co to właściwie było? Niewiele różniłeś się od psa który nie widział od tygodnia szynki.

- Ja... Ja sam nie wiem! To jest chore! - podniósł nieco głos i upadł twarzą na blat stolika - czemu ja, czemu ja...

Nie musiał nawet spoglądać na resztę, żeby się domyślić, że ich wyrazy twarzy przypominają jedynie jedno, wielkie lenny face.

- Wiesz, nie musisz przed nami się z tym kryć, przecież za długo się znamy. - rzuciła do niego Allura, starając się zachować przy tym jak największy spokój w jej głosie.

McClain dobrze wiedział o swojej orientacji. Nigdy nie potrafił stwierdzić do czego go ciągnie. Po prostu widział te same walory u obu płci i nie potrafił tego zmienić. Jednak wciąż uparcie chciał wierzyć w to, że jest hetero, głównie z obawy przed reakcją rodziców. Ale zwyczajnie kiedy widział przystojnych mężczyzn dostawał świra i nie mógł już tego dłużej ukrywać przed samym sobą. Oczywiste było to, że w pierwszej kolejności wyznał to Allurze, Shiro, Pidge i Hunkowi, w końcu to jego najbardziej zaufane osoby. Ku jego szczęściu przyjęli to całkowicie ze spokojem i zrozumieniem. Pidge nawet przyznała, że podejrzewała to od dłuższego czasu. No ale w końcu przed tą małą istotką nic się nie ukryje.

- O czym wy wszyscy mówicie? - dołączył się, jak do tej pory milczący Hunk, który nie rozumiał sytuacji.

Cały Hunk.

- Przyjdzie pora, to sam się przekonasz- rzucił z uśmiechem Shiro, zerkając na Latynosa, który mimo swojej karnacji, przypominał teraz soczystego pomidora.

- Mógłbyś sobie daro- przerwał widząc przed nosem kubek ze swoim ulubionym napojem. Podniósł wzrok i napotkał się ze spojrzeniem fioletowych oczu. W jednej chwili poczuł rosnącą gule w gardle, a jego twarz, ku jego zaskoczeniu, zaczęła wręcz płonąć.

- Wasze zamówienie. - odparł stawiając przed resztą naczynia, zgodnie z ich prośbą.

- Dz-dzięki... - mruknął cicho szatyn, po czym przycisnął naczynie do ust, aby w jakikolwiek sposób zakryć swoją twarz.

Po chwili dotarł do niego jeden, niezrozumiały fakt.

Skąd on u licha wiedział, że kawa jest dla niego, skoro nawet o tym nie powiedział?

Nie było dane mu poznać odpowiedź, ponieważ tajemniczy kelner odszedł w stronę swojego stanowiska, rzucając po drodze przelotne spojrzenie Lance'owi, którego on sam nie dostrzegł.

- Hej, weź się uspokój, bo zaraz nam tu jajko zniesiesz. - prychnęła śmiechem Pidge, widząc stan chłopaka.

Cichy chichot wyrwał się również z ust Shiro, przez co McClain wręcz spiorunował go wzrokiem.

- I ty, Brutusie?

~*~

Reszta wieczoru minęła im w przyjemnej atmosferze, zdążyli poobgadywać chyba wszystkich ludzi ze szkoły, co chwilę wybuchając śmiechem, dodatkowo wspominając dzisiejszą sytuację z matematyki, na której podłożyli nauczycielce do szafki od biurka, małą, potarganą maskotkę, przypominającą gryzonia.

Jej mina pozostanie w ich pamięci do końca życia.

Kiedy było już grubo po 19, stwierdzili , że czas się zbierać. Gestem ręki poprosili kelnera o rachunek. Ten tylko kiwnął głową zza lady i odszedł gdzieś na dłuższą chwilę, co nieco zastanowiło szatyna. W końcu podszedł do nich z etui w którym umieszczony był rachunek. Odstawił go, ku zdziwieniu Latynosa, przed nim, po czym z dziwnym uśmiechem wrócił do lady.

Lance wiedział, że płacić i tak będzie reszta, ale zwykła złośliwość namówiła go do tego aby zobaczyć ile na nim stracą. Jakie było jego zdziwienie kiedy zamiast paragonu ujrzał niewielką, biała karteczkę. Patrzył na nią chwilę pytająco, po czym odwróciwszy ją na drugą stronę, zaczął się zastanawiać nad tym, czy taki puls jest normalny u ludzi.

Na kartce bowiem drobnym pismem napisano:

× Keith : 543 xxx xxx

(/jkbc, to tam gdzie kratki jest numer telefonu, żeby nie było nieporozumień xD)

Szatyn patrzył z niedowierzaniem na treść. Czy ten chodzący cud właśnie dał mu swój numer? To się naprawdę dzieje?

Podniósł oszołomiony wzrok na stanowisko kelnera. Jego spojrzeniu nie umknęło to, że czarnowłosy co chwilę zerkał na niego kątem oka. Serce chłopaka chyba właśnie wykonało obieg wokół własnej osi i wirowało mu w klatce piersiowej.

Był cholernie szczęśliwy.

- Co cię tak bawi? - zapytała Allura, widząc jego nagłą zmianę nastroju.

- Pewnie zobaczył ile na niego wydamy. - prychnęła rudowłosa z irytacją w głosie.

Latynos jedynie sięgnął do torby, wyjął długopis i dopisał pod spodem swoje imię i numer. Wstał i z uśmiechem na twarzy oznajmił reszcie - Wiecie co, jednak zapłacę.

Tymi słowami wprawił ich w taki szok, że gdyby nie fakt, iż ledwo trzyma się na nogach, wybuchnąłby śmiechem.

Podszedł do lady i zadzwonił w dzwoneczek. W mgnieniu oka zjawił się przed nim Koreańczyk, rzucający mu zadowolone spojrzenie.

- Smakowało? - zapytał, odbierając od chłopaka " paragon ".

- Huh, bardzo. Dawno nie piłem tak dobrej kawy. - przyznał z nieśmiałym uśmiechem.

- To moja specjalność. - odparł dumnie, wskazując na tablicę z menu. Dopiero po chwili Latynos zdał sobie sprawę z tego, iż mężczyzna wskazuje na nazwę, co nadawało temu dwuznaczności. Szatyn ponownie nie mógł wstrzymać rumieńca cisnącego mu się na twarz, przez co odwrócił nieco głowę na bok. Na ten gest czarnowłosy prychnął cicho śmiechem, co zostało uznane przez Lance'a za najcudniejszy dźwięk na świecie.

Chciałbym słyszeć go częściej.

Z zamyślenia wyrwał go głos Hunk'a, oznajmiający, że czas wracać. Westchnął w duchu i spojrzał jeszcze raz w te cudne, fiołkowe oczy.

- Dzięki za kawę... i do zobaczenia... Keith.

Koreańczyk uśmiechnął się, widząc, że chłopak zapamiętał jego imię.

- Nie ma sprawy i do zobaczenia, Lance.

Ton głosu, w jakim wypowiedział jego imię sprawił, że McClain czuł jak serce rozpędza mu się do szalonego cwału, próbując wyrwać się z klatki piersiowej. Podświadomość mówiła mu, że jeszcze nieraz je usłyszy. I ta świadomość była dla niego czymś niesamowitym.

Kierując się w stronę samochodu Allury, zerknął na szyld kawiarni i lekki uśmiech wkradł mu się na twarz.

Zdecydowanie zobaczą się jeszcze nieraz.

~*~
1592 słowa, jestem usatysfakcjonowana xD
W szkole nagle naszło mnie na napisanie czegoś w tym stylu, więc każdą przerwę spędziłam na pisaniu, aż do wieczora ;]
Niedługo ferie, więc kolejny shot wstawię za parę dni ( dziś tak wyjątkowo z dnia na dzień ) a w czasie przerwy zimowej z pewnością liczcie na kilka shotów ;p
Dajcie znać w komach jak wam się podobało <3

PS: Chwytajcie parę tych cudnych artów z tego AU *^*

( XD Keith skarbie)





Miłego dnia/wieczoru/nocy ❤

~ Lamba

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro