𝟛 - 𝕚'𝕞 𝕘𝕠𝕟𝕟𝕒 𝕞𝕦𝕣𝕕𝕖𝕣 𝕪𝕠𝕦 𝕠𝕟𝕖 𝕕𝕒𝕪
ੈ✩‧₊˚
꒦꒷︶°꒷︶°︶₊˚ʚɞ˚₊︶°︶꒦˚︶꒷꒦
— Ta przeklęta gówniara mnie wykończy — Wyklinał Wooyoung, machając zamaszyście kieliszkiem z czerwonym winem, siedząc rozłożony na białej kanapie swojego najlepszego przyjaciela, do którego przyjechał się zwierzyć kilka godzin temu, nie mogąc dalej się uspokoić po tym co zakomunikowała mu Jieun.
Nie mógł tego do siebie dopuścić, po cichu liczył, że jest to zły sen z którego lada chwila się obudzi.
Po co potrzebny był mu nowy kucharz?
Po co?
JEMU?
Jung Wooyoung nie potrzebował kolejnego idioty do niańczenia, który nie odróżni nosa do dziczyzny od noża do ryb i jedynie co będzie robić to mu przeszkadzać, wprowadzając w jego harmonijnej kuchni chaos, rozwalając to, co budował przez lata.
— Mogę wiedzieć, co się stało? Odkąd tu wlazłeś, mruczysz pod nosem niezrozumiałe słowa, pijesz wino jak zachłanny pustelnik i co jakiś czas podskakujesz jak królik z nerwicą, a przypominam ci, że ta kanapa jest nowa — Odezwał się w końcu jego przyjaciel, kręcąc pobłażliwie głową na stan, w jakim znajdował się Jung, kątem oka zerkając na drugą butelkę wina, która zaraz mogła zlecieć ze szklanego stolika, jeśli mężczyzna dalej będzie wymachiwał nogami jak oszalały.
— Już ci mówiłem Minhyuk, ale ty nie słuchasz — Odpowiedział z nutą irytacji w głosie, wypijając zawartość kieliszka za jednym razem, odstawiając go z hukiem na stolik, by następnie beknąć głośno, co zniesmaczyło Lee, który zakrył usta dłonią i odsunął się od niego na drugi koniec kanapy.
— Nie rozumiem twojej szaleńczej paplaniny brudasie — Zaprzeczył z kwaśną miną. — Zresztą nikt jej nie rozumie, dlatego weź mi wytłumacz to normalnie, po koreańsku, inaczej wystawiam cię za drzwi i śpisz na dworze
Nie był osobą skłonną do żartów, dlatego Wooyoung wiedział, że mówił on poważnie i nic nie hamowało go przed zrobieniem tego, co zapowiadał.
Poprawił się na kanapie, kaszląc dwukrotnie i spoglądając na Mina spod byka, zaczął mu tłumaczyć, dlaczego zachowywał się jak kretyn w jego mieszkaniu, zamiast iść do swojego, znacznie większego domu.
— Kim Jieun, moja wspólniczka, stwierdziła, że jestem wypalony zawodowo i potrzebuje pomocy w MOJEJ restauracji — Zaczął mu tłumaczyć, macając się ręką po kieszeni szukając paczki papierosów, które nosił ze sobą w kryzysowych sytuacjach. Nie mogąc jej znaleźć wystawił dłoń w stronę Minhyuka, który wzdychając głośno, rzucił mu własną paczkę, po chwili dorzucając zapalniczkę, która trafiła go w kolano. — Oświadczyła mi, że dostała mejla z prośbą o praktyki od jakiegoś pożal się boże youtubera, który ma milionowe zasięgi i pomoże nam w odbudowie renomy restauracji. Nawet nie zdążyłem powiedzieć co o tym myślę, jak poinformowała mnie, że go przyjęła i znajdzie się w pracy jutro, by ćwiczyć pod moim okiem. Nie mogę w to uwierzyć
Odpalił w pośpiechu papierosa, kaszląc cicho, nie przyzwyczajony do tego okropnego duszącego smaku nikotyny.
Minęły lata jak ostatni raz palił i po rzuceniu papierosów starannie dbał o to by nie znajdować się w otoczeniu innych palaczy i by nie wąchać dymu jako bierny palacz, bojąc się o pogorszenie się swoich kubków smakowych i zmysłu węchu, znając wpływ tego świństwa na gastronomię.
Dzisiaj jednak zdarzyła się wyjątkowa jak na niego sytuacja i Wooyoung musiał zapalić jak najprędzej, w obawie o utratę zmysłów, planując morderstwo swojej wspólniczki za tak wstrętną decyzję, którą podjęła za jego plecami.
— Jieun znalazła ci pomoc? Nie wierze, że w końcu się na to zdecydowała — Zaśmiał się, klaszcząc głośno w dłonie, przesiadając się nieco bliżej swojego przyjaciela, podsuwając mu złotą popielniczkę pod nos, przypominając o nowej kanapie, której nie może zniszczyć, inaczej przypłaci za nią życiem. — Mówiła mi o tym pół roku wcześniej, ale nie sądziłem, że się na to zdecyduje. Za długo siedzi pod twoim butem by cokolwiek zrobić, bo zaraz zaczniesz rzucać garami i się obrazisz
— Ja? Rzucać garami? Nie bądź bezczelny
— Przypomnieć ci jak w tamtym roku szalałeś jak nie zgodziła się byś zmieniał menu na cztery godziny przed charytatywnym balem u prezydenta? Jakbym cię nie znał, to bym pomyślał, że trzeba leczyć cię psychiatrycznie — Przypomniał mu, kręcąc pobłażliwie głową.
— To nie moja wina, że nagle dostałem olśnienia
— Nie olśnienia a ataku psychozy, mów prawdę — Minhyuk poprawił przyjaciela, który na twarzy zaczynał przybierać odcień dorodnego pomidora co mogło oznaczać tylko jedno - zaraz zacznie znowu szaleć, a że był pod wpływem alkoholu, to jedyne co może zrobić to spaść z kanapy i niczym zdziczały kot zasnąć na podłodze, ówcześnie zwijając się w kłębek na zimnym dębowych panelach. — Masz trzydzieści dwa lata, zachowuj się na ten wiek, inaczej ja też cię zostawię w cholerę i radź sobie sam. Nie mam czasu na niańczenie dzieci
— Jesteś ode mnie tylko o rok starszy, nie przesadzaj
— Zobacz co się stało z Jezusem w tym wieku a dopiero potem szczekaj burek — Pokazuje na swoją twarz, marszcząc nos w grymasie, co wzbudziło u Wooyounga głośne prychnięcie jako reakcje, który dobrze wiedział, że jego hyung dramatyzuje i jedyne co on miał wspólnego ze zbawicielem świata to kolor oczu i tendencje do znikania po kilku dniach bez znaku życia.
— Chcesz mi powiedzieć, że jesteś zbawicielem świata, którego niedługo ukrzyżują na placu pod twoim osiedlem po to byś głosił słowo boże?
— Zbawicielem jestem, ale jedynie twojego nędznego życia — Odpowiedział od niechcenia. — Serio Wooyoung, potrzebny ci jest ktoś, kto się tobą zajmie i ogarnie cały ten bałagan
Lubił swojego przyjaciela i cenił jego towarzystwo, to fakt - jednak nie mógł przestać odnosić wrażenie, że cała jego złość i wybuchowy charakter spowodowane było samotnością i brakiem partnera.
Wooyoung był typem romantyka i kogoś, kto dobrze się czuł w towarzystwie, czerpał dużą satysfakcję z bycia z kimś, kto potrzebował być przez niego kochanym i zaopiekowanym.
Ostatni związek mężczyzny był katastrofą i było to widać w tym jak się zachowywał teraz.
Pamiętał jak musiał zamieszkać u niego na miesiąc by go pocieszyć i doprowadzić do porządku, inaczej zrobił by coś kompletnie głupiego i zrujnował swoją karierę, na którą pracował już tyle lat.
— Sugerujesz mi Minhyuk, że to że się wściekam odnośnie tego gnoja z internetu jest spowodowane tym, że kumuluje się u mnie napięcie seksualne i potrzebny mi facet na raz? — Spytał z kpiną ściekającą mu z ust, uśmiechając się sztywno. — To chcesz mi powiedzieć?
Chwycił w dłoń pustą butelkę od wina, kierując ją w kierunku mężczyzny, czekając na jego odpowiedź.
— Tak, dokładnie to chce ci powiedzieć — Powiedział, wypowiadając wyraźnie każde słowo, nie przerywając przy tym intensywnego kontaktu wzrokowego z Jungiem, który powoli zaczynał się wściekać.
— Odszczekaj to Minhyuk, dobrze wiesz, że nie potrzebuje nikogo, by być szczęśliwym
— A właśnie, że potrzebujesz, i przestań się denerwować, bo wiesz, że mam rację
Zamiast bronić się i zarzekać, że to wszystko nieprawda, chwycił swojego kapcia i szybkim ruchem, rzucił go w Lee, dobiegając do niego i zaczynając go okładać otwartymi dłońmi, oczekując od niego przeprosin.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro