Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Cierpliwość.

Chciałbym wymazać tamte chwile.

Sprawić żeby nie istniały. Nie czuć takiego dreszczyku emocji, gdy je wspominam...

- Kocham cię, Sam - on spojrzał na mnie i uśmiechnął się cudownie.

- Ja ciebie też, Dipper - przytulił mnie do siebie, skrzydła miał zwinięte. Zaczął całować mnie po szyi, a każdy jego ruch był zdecydowany i wspaniały. Przymknąłem oczy i pozwoliłem mu działać. Po pewnym czasie mogłem tylko patrzeć w jego piękne, miodowe oczy. Było mi tak dobrze. Przyprawiał mnie o szaleństwo. Nie wiedziałem i do dzisiaj nie wiem jak mogłem nie zauważyć różnicy...

Fakty są takie, że się pomyliłem i pokochałem brata Beletha. Był zmiennokształtnym i potrafił przybierać formę kogoś innego z taką precyzją, że był niemal identyczny co do tej osoby. Gdybym wtedy to wiedział i gdybym mógł uniknąć tego wstydu, poczucia winy...

- Sosenko....? - usłyszałem jego łamiący się głos i uniosłem wzrok z zdziwieniem. Potem przeniosłem wzrok na skrzydlatego blondyna, który otulał mnie mocno ramionami. Uniósł wzrok i nagle zerwał się, rozwijając skrzydła i rzucając się na stojącego w progu. Zaczął go szarpać i chciał zabić. Wstałem gwałtownie i pociągnąłem go za czarne skrzydła, a on odwrócił się z wściekłością. I to był jego błąd. Samuel jednym szybkim ruchem wymknął mu się i powalił na ziemię. Widziałem z jakim trudem przychodzi mu utrzymywanie szarpiącego się jak rozwścieczony byk skrzydlatego wypłosza. Mięśnie napinały mu się, a w oczach pojawiły łzy bólu. Długie włosy opadały bezładnie na wszystkie strony, a zaczerwienionej z wysiłku twarzy daleko było do piękna.
Ale właśnie wtedy był dla mnie najpiękniejszą istotą na całym świecie. W końcu nie dał już rady i odpuścił. Jego klon zniknął. Podbiegłem do niego i położyłem jego głowę na moich kolanach. Zdenerwowany stwierdziłem, że nie oddychał. Zacząłem przeprowadzać resuscytację, a on po kilku minutach rozkaszlał się i uniósł zmęczone oczy.

- Dipper... nic ci nie jest... całe szczęście...- westchnął cicho, a na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.

-Ty idioto! - powstrzymując łzy, odwzajemniłem go. - Tym razem to naprawdę ty!

Kiwnął głową. Przymknął oczy.

Potrząsnąłem nim lekko, ale nie odezwał się już więcej. Wstałem i wziąłem go na ramiona. Był niesamowicie lekki i wyniszczony, a jego usta lekko uchyliły się. Wyglądał jak mały aniołek. Przeniosłem go na łóżko i zadzwoniłem do szpitala. Odebrał lekarz i zaczął gorąco przepraszać.

Nie mieli pojęcia, że tak naprawdę zamiast leczyć mojego "kuzyna" jedynie pogarszali jego stan. Powiedział też, że czarnowłosa pielęgniarka która siłą podawała mu leki była daleką krewną twórcy leku. Ona i cała jej rodzina stanie przed sądem.

- Teraz tylko pan może go uratować. Terapia lekowa nie pomogła, a wręcz zaszkodziła panu kuzynowi. Musi pan być teraz bardzo cierpliwy i wyrozumiały w stosunku do niego... Niestety, medycyna nie zawsze rozwiązuje problem. Jeśli chciałby pan mamy w szpitalu wielu wykwalifikowanych psychologów...

- Nie. - przerwałem mu i spojrzałem na Samuela. - Dziękuję, ale teraz jemu potrzebna jest rodzina. Już zbyt długo był sam. Damy sobie radę. Gdyby wystąpiły jakieś problemy...

- Rozumiem - głos lekarza z oficjalnego stał się bardziej ludzki. - W takim razie życzę powodzenia.

Pożegnałem się z nim i odłożyłem telefon na biurko. Mój ukochany spał zwinięty w kłębek i oddychał cicho przez sen. Wyglądał tak niewinnie i uroczo niczym małe dziecko.

Poczułem, jak żółć podchodzi mi do gardła. Jakim cudem mogłem się tak pomylić? Teraz on na pewno nie będzie chciał mnie znać.

Pozwoliłem ponieść się moim pragnieniom i wyobrażeniom o nim, a w rezultacie tylko go skrzywdziłem. Gdyby chociaż miał do mnie żal nawrzeszczał na mnie, uderzył...

Ale nie. Gdy obudził się z dość długiej drzemki w jego oczach widziałem tylko tą cholerną miłość. Spuściłem wzrok i zacisnąłem dłoń na kołdrze, a z mojego gardła wydobył się cichy szloch.

A on? Przytulił mnie - chociaż to on potrzebował pocieszenia. Pocałował, chociaż jeszcze niedawno całowałem innego. I powiedział cicho:

-  Nie martw się, Dipper. Ja...dalej cię kocham. I wybaczam ci.

- Przecież ja nawet nie przeprosiłem! - uniosłem wzrok i gdy nasze spojrzenia się spotkały, przytuliłem go mocno, od serca.

Tak bardzo tego potrzebowałem. Ten jeden błąd na zawsze zapadł mi w pamięć. I obiecałem sobie wówczas, że już nigdy nie będę karmił mojej wyobraźni fałszywymi wizjami. Nawet jeśli tamten zmiennokształtny był piękny i wyglądał jak młody bóg.

Chciałem, żeby Samuel też taki był. 

Chciałem, żeby było cudownie i pięknie.

Ale nie mogłem tego od niego wymagać. Wiele przeżył, a teraz najważniejsze było to żeby wyzdrowiał.

A ja musiałem być cierpliwy.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro