Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Zbliżenie.

Leciałem jak wariat przez las. Za sobą słyszałem ciężkie kroki wujków i piski Mabel.

- Dipper!

Zignorowałem wrzaski Samuela. Zresztą cały czas wrzeszczał. Skąd mogłem wiedzieć, że tym razem ten wrzask jest ważny?

- Arghaaa!!!

Osunąłem się i zacząłem się turlać po zboczu. Nie ma to jak śnieg. Na szczęście wujkowie i moja siostra podekscytowani pobiegli dalej. Nagle poczułem, że coś cicho jęczy pode mną. Wstałem szybko i przewróciłem blondyna na plecy. Umorusany, zaczerwieniony od zimnego powietrza i poobijany patrzył na mnie jak smutny szczeniaczek. Wróć. Wcale nie jak szczeniaczek. Raczej jak pies z wścieklizną.

- Zamorduję cię kiedyś. Ty debilu, palancie, kretynie...

Gwałtownie zamknąłem mu usta. Pocałunkiem oczywiście. Chwilę niby się fochał, ale potem odwzajemnił moje pieszczoty. Całował mnie mocno i z uczuciem. Jego usta smakowały śniegiem, makowcem i krwią. Wczepiłem dłoń w jego włosy i zacząłem powoli ściągać jego uszyty przez Mabel sweterek. Zadrżał kiedy dotknąłem jego klatki piersiowej. Ściągnął też mój sweter i teraz przyszła pora na najgorszą część.

- Ściągaj spodnie.

- Co?

- Zrób to.

Samuel posłusznie ściągnął spodnie. Stał teraz przede mną, blady i nagi. Dopiero teraz zauważyłem jaki jest chudy. Złote włosy opadały na oczy. Widniało w nich...

Zawstydzenie?


***
Ojciec by mnie zabił. Matka by tego nie pochwaliła. Ale...

W zasadzie i tak nie mam nic do stracenia. Usiadłem na kolanach Dippera i pocałowałem go w czoło. Zadrżał lekko. Położyłem się na wilgotnej i oszronionej trawie. Zacisnąłem dłonie na trawie. Poruszał się najpierw wolno i jakby niepewnie, ale z czasem jego ruchy stały się pewniejsze. Jego brązowe oczy lustrowały moją twarz. Cisza. Potem krzyknąłem, a on westchnął radośnie. Spłoszone ptaki poderwały się do lotu. Położył mi palec na usta. Uśmiechał się.
Położył się na mojej klatce piersiowej. Obaj drżeliśmy. Nie wiem, czy z przyjemności czy z zimna... W każdym razie teraz wszystko było już dobrze.

Może nasz pierwszy raz nie był idealny...

Ale kto powiedział, że ma być? Odgarnąłem włosy z twarzy bruneta i pocałowałem go. W takim stanie - nagich, zakochanych i zadowolonych znalazł nas Stanford Pines.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro