1.Leki.
- Samuel, musisz coś pamiętać! - spojrzałem na zdesperowanego bruneta i przeżyłem deja vu. Już to przecież mówił. Po każdej jego wizycie starałem sobie coś przypomnieć... ale na próżno. Za to w nocy zaczęły mnie prześladować wizje. Ciemny pokój i tajemnicza postać pochylająca się nad każdym z osobna. A później tylko ból na ich twarzach i olbrzymie cierpienie. Budziłem się oblany potem i musiałem się długo uspokajać nim znowu udawało mi się zamknąć oczy. Na szczęście zawsze była przy mnie ta miła czarnowłosa pielęgniarka - Alexandra Ross. Podawała mi jakieś fioletowe tabletki na nerwy po których od razu zapadałem w mocny sen. Były przepisane przez lekarza więc nie miałem żadnych obaw. Długotrwała śpiączka osłabiła moją czujność i otumaniła mnie, a okropne wizje tylko zachęcały mnie do łykania tych tabletek. Po pewnym czasie poczułem jednak że przez nie zaczynam tracić kontakt z rzeczywistością. Chciałem przestać je zażywać, ale pielęgniarki były nieubłagane. Brałem je więc dalej.
Dipper potrząsnął mną delikatnie.
- Sam, mówię do ciebie.
- T...tak, oczywiście.Wybacz znowu się zamyśliłem...
- Zdarza ci się to zbyt często. O czym tak często myślisz?
- O różnych sprawach... - machnąłem ręką i lekko się do niego uśmiechnąłem. - Nie przejmuj się, Daniel.
- Dipper - szepnął odwracając wzrok. - Mam na imię Dipper.
- Oczywiście! - zaśmiałem się odrobinę nerwowo przeklinając w duchu mój durny mózg. Miał problemy z przyswojeniem nawet najprostszych rzeczy. - To o czym mówiłeś?
- Pytałem kiedy wychodzisz. Lekarze coś już mówili?
- Nie. Ale nie martw się na pewno niedługo mnie wypuszczą. Pozdrów Marthę.
- Chyba chodziło ci o Melody.
- Tak o nią. I jej chłopaka... tego tam...-próbowałem przypomnieć sobie jego imię, ale za nic nie mogłem. Dlaczego niczego nie pamiętałem do jasnej cholery? Przecież powinno mi się poprawiać czy coś... a mimo że od mojego wybudzenia minęły już dwa tygodnie, dalej stałem w miejscu. Niczego nie pamiętałem z mojego dawnego życia. Patrzyłem na chłopaka i chociaż widziałem, że ma problemy z rozmową ze mną to bardzo się stara.Muszę przyznać że go podziwiałem. Niewielu ludzi ma tyle cierpliwości co on...
- Jasne... do jutra.-wziął torbę i wyszedł z sali posyłając mi na pożegnanie słaby uśmiech. Zostałem sam. Wziąłem szkicownik i zacząłem rysować. To podobno pomagało. Po chwili na kartce zaczęły powstawać linie, a potem z zdumieniem stwierdziłem że rysuję jakiś dom. Kojarzyłem go. Trójkątne okno, pochyły dach, odrobinę dziwna konstrukcja... to chyba jakieś ważne miejsce. Odłożyłem ołówek i przyjrzałem się szkicowi. Był jeszcze niedopracowany, ale gdyby poprawić linie...
- Zażyłeś już leki? - starsza pielęgniarka spojrzała na mnie niechętnie. Szybko sięgnąłem po pojemnik i wydobyłem z niego kapsułkę. Łyknąłem ją uprzednio popijając wodą i wróciłem do rysowania. Jednak po jakichś piętnastu minutach poczułem się zmęczony. To właśnie było najgorsze. Po każdej chorobie trzeba zregenerować siły, ale irytowała mnie ta bezczynność i to że nie mogłem zapanować nad ogarniającą mnie sennością. Próbowałem jeszcze dokończyć szkic, ale po chwili poczułem że znowu wpadam w tą czarną otchłań bez dna...
Noc. Postać rozwija czarne skrzydła. Podchodzi do starca śpiącego twardo i składa na jego ustach pocałunek śmierci. Mężczyzna budzi się, ale nie może znieść widoku potwora i drżąc, oddaje ducha. Postać idzie dalej. Szepce coś ale słów nie da się odróżnić. W mroku lśnią tylko jego złote oczy. Potem jest ciemność.
***
W czasach rabicznych Anioł Śmierci nazywany był Sammaelem. Imię to wywodziło się od słowa "sam", co znaczy "trucizna" i "el" oznaczającego Boga z powodu tego, iż Anioł Śmierci powodował śmierć zakraplając truciznę do ust tych, po których przyszedł.
Ernest Abel,"Przewodnik po świecie duchów i demonów",strona 73.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro